Niedziela,
17 lipca 2015, godz. 10:12
Veni, vidi, vici.
No, może niedosłownie. W moim
tłumaczeniu brzmiałoby to raczej:
Przybyłam, przetrwałam, powróciłam…
Chciałoby
się dodać „szczęśliwie”, ale niestety, pod koniec imprezy okazało się, że jednak
moja porcja dziennego pecha, którą ktoś tam z góry, albo raczej z dołu
sumiennie mi przydziela, nie została jeszcze tego dnia w pełni przeze mnie
wykorzystana. Wiedziałam, że coś pójdzie nie tak! Po prostu czułam to, od kiedy
Zosia, w tumanach czarnego i gęstego jak smoła dymu przy akompaniamencie nad
wyraz głośnego ryku silnika odjechała swoja leciwą Hondą spod mojego domu,
posyłając mi chytre uśmieszki. I tym razem moja kobieca intuicja również mnie
nie zawiodła, choć wszystko wskazywało na to, że po prostu usilnie doszukiwałam
się problemu tam, gdzie według Sophie go nie było!
– Pij i nie siej fermentu! – Powtarzała
mi jak mantrę i zamawiała następną kolejkę, uciszając Czarnym Ruskiem moją
lamentującą od czasu do czasu podświadomość.
Cóż było robić? Postanowiłam siedzieć
grzecznie przy barze i poczekać na rozwój wydarzeń. Jak się pewnie domyślacie
czekać nie trzeba było zbyt długo!
Ale zacznijmy od początku…
Około godziny dziewiętnastej piętnaście
wyszłam z łazienki po blisko półtorej godzinie moczenia się w gorącej wodzie
naszprycowanej podwójną dawką (tak dla pewności) lawendowej soli do kąpieli o
właściwościach relaksacyjnych i uspokajających. Ubrałam biały szlafrok podobny
do tych, jakie serwują swoim gościom szalenie ekskluzywne hotele i stojąc przed
otwartą szafą w sypialni, wyrzuciłam z impetem na podłogę wszystkie ciuchy,
które udało mi się zmieścić w walizce i zabrać ze sobą, a które kilkanaście
godzin temu z nudów tak pięknie ułożyłam na półkach w równiutkich stosach.
Po trwającym nie dłużej niż kilka
sekund castingu na idealny ciuch tego wieczoru wygrała krótka, sportowa
sukienka w kolorze pudrowego różu, z rozkloszowanym dołem, łódkowym dekoltem
odkrywającym ramiona oraz rękawami sięgającymi łokci. Cóż, może i nie był to
idealny strój na imprezę w klubie, ale mając do wyboru stare dżinsy, w których
pewnie bym się zakisiła, kolorowe podkoszulki z nadrukiem bohaterów kreskówek,
albo znoszone dresy, oszpecone przez ogromną dziurę na kolanie, za którą
odpowiedzialny jest Pan Były Cham vel Kierowca Motoru, to sami rozumiecie, nie
było mowy o innym wyborze. Z dwojga, a raczej trojga złego, lepiej w tę stronę,
prawda? J
Z makijażem też nie zaszalałam. Postawiłam na lekką
warstwę podkładu, z powodzeniem tuszując piegi, które za każdym razem pojawiały
się na mojej buzi, kiedy przesadziłam ze słońcem, na powieki nałożyłam beżowy
cień z mieniącymi się perłowymi drobinkami, natomiast usta pociągnęłam szminką
o malinowym kolorze. Najwięcej uwagi poświęciłam rzęsom, nakładając na nie
(oczywiście z szeroko otwartymi ustami) dwie warstwy wodoodpornego tuszu, a
policzkom dodałam sztucznych rumieńców wspomagając się różem o ładnym koralowym
odcieniu.
Zegarek stojący na nocnej szafce przy łóżku wskazywał
dwudziestą trzydzieści. Odetchnęłam głęboko i wiedząc, że zostało mi już
niewiele czasu do wyjścia przeczesałam szczotką wysuszone wcześniej włosy
pozostawiając je rozpuszczone, a na stopy włożyłam białe conversy sięgające za
kostkę.
– Przynajmniej będzie mi wygodnie –
powiedziałam do swojego odbicia w lustrze i oglądając się uważnym wzrokiem z
każdej strony skinęłam głową na znak, że jestem gotowa na podbój Hybrydy.
Przemierzałam ulice Stodolnej szybkim,
miarowym krokiem, co chwilę zerkając na błyszczący na moim nadgarstku zegarek. Za
piętnaście dziewiąta.
– O kurczę! – Jęknęłam i przyspieszyłam kroku,
dziękując mojemu Aniołowi Stróżowi, który musiał nade mną czuwać, kiedy
zastanawiałam się nad wyborem butów.
Wyłoniłam się zza zakrętu i zobaczyłam czekającą już
na przystanku Zosię. Była wyraźnie zniecierpliwiona. Chodziła w kółko z
przytkniętym do ucha telefonem, wolną ręką poprawiając co chwila zsuwającą się
z jej ramienia małą, pikowaną torebkę.
– No nareszcie! Ruchy, bo jedzie!–
Krzyknęła, kiedy już mnie zauważyła, a ja jak na komendę puściłam się biegiem w
jej stronę, choć jeszcze jakiś czas temu, o ironio, modliłam się, żeby nie
zdążyć na ten cholerny autobus.
Na przystanek dotarłam równo z
kierowcą, który tak jak zakładała Zosia, przyjechał kilka minut przed czasem,
zmuszając mnie tym samym do nadprogramowego wysiłku fizycznego.
– Dobry, dwa do Lipek – powiedziała
oschle, kiedy tylko otworzyły się przed nami drzwi. Weszłyśmy do środka,
podając pulchnemu kierowcy w podeszłym wieku wyliczoną sumę pieniędzy i
puszczając mimo uszu jego dwuznaczne docinki, jak nie trudno się domyśleć o
lekkim zabarwieniu erotycznym, zajęłyśmy miejsca jak najdalej od niego.
– Stary pierdziel – syknęłam głośniej
niż zamierzałam, ściągając na siebie gromkie spojrzenie starszej pani siedzącej
kilka miejsc przed nami.
– Tyle jego – Zośka machnęła niedbale
ręką jakby opędzała się od natrętnej muchy, po czym zwróciła się do mnie z
oburzeniem w głosie – A tobie co, telefon ukradli? Dzwoniłam chyba z tysiąc razy!
– Nie wzięłam z domu – skłamałam. Tak
naprawdę to kompletnie o nim zapomniałam, w połowie drogi się kapnęłam, ale już
nie było czasu się wracać, tym bardziej, że stary przesąd mówi, że to przynosi
pecha. Zresztą, mnie i bez tego pech nie opuszcza, ale losu lepiej nie kusić,
prawda? – Mówiłaś, że mam się dziś dobrze bawić i nie wylewać za kołnierz, więc
wolałam na wszelki wypadek zostawić go w domu. – Ciągle się zastanawiam, jak to
możliwe, że język mi jeszcze kołkiem nie stanął?
– I to jest prawidłowe podejście –
pisnęła podekscytowana i uniosła dłoń nad głowę, a ja z szerokim uśmiechem na
ustach przybiłam jej „piąteczkę”, czując się wyjątkowo swobodnie z kłamstwem na
ustach w tym śmierdzącym starością autobusie, mimo głodnych spojrzeń
podstarzałego kierowcy-zboczeńca oraz zdrowasiek zmawianych przez staruszkę w
naszej intencji.
Muszę przyznać, że Zośka wyglądała
przepięknie, jakby urwała się z okładki czasopisma o modzie albo prosto z
czerwonego dywanu. Miała na sobie sięgającą do połowy ud koronkową sukienkę z
długim rękawkiem i odkrytymi plecami w ciepłym odcieniu beżu, która ciasno
przylegała do jej ciała podkreślając kształtny biust, szczupłą talię oraz
krągłe pośladki. A czarna, niewielka torebka na łańcuszku wprost idealnie
pasowała do czółenek w tym samym kolorze, których wysoki obcas przyprawiał mnie
o dreszcze. Jedyne, co ją różniło od „gwiazd showbiznesu” to brak choćby grama
makijażu na twarzy. Nie potrzebowała go, mógłby ją tylko oszpecić. Była
elegancka, a przy tym tak dziewczęca, że nie sposób było oderwać od niej
wzroku.
– Wyglądam koło ciebie jak worek cebuli
– skwitowałam, kiedy Zośka rzuciła mi pytające spojrzenie unosząc brew w
zabawny sposób.
– Weź przestań! – Wybuchnęła głośnym,
gardłowym śmiechem, na co staruszka siedząca przed nami odwróciła się i z
rezygnacją pokręciła głową, jakby nie było już dla nas ratunku a sam lucyfer
nie mógł się doczekać na nasze przybycie. – A tak w ogóle to miałaś mi coś
opowiedzieć.
– Co?
– A bo ja wiem, co? Jak od ciebie
wychodziłam to powiedziałaś coś w stylu „szkoda, że już jedziesz, tyle ci
chciałam jeszcze powiedzieć”. – Co, jak co, ale naśladowanie mojego głosu
wychodzi jej koszmarnie. Ja wcale tak nie piszczę! I nie zawodzę! I mówię
wyraźniej!
Faktycznie miała rację. Chciałam jej
opowiedzieć o kulturalnym, miłym i zabójczo przystojnym panu Szymonie oraz o
aroganckim, kłótliwym Chamie, który jak się okazało podczas ostatniego
spotkania przeżył wewnętrzną przemianę i stał się miłym i zabawnym Kierowcą
Motoru.
Niczym Gustaw - Konrad z „Dziadów”.
Ale by było jakby się okazało, że
naprawdę nosi któreś z tych imion J
Nie chciałam mieć przed Zośką tajemnic,
w końcu jest póki co jedyną osobą, z którą mogę pogadać o wszystkim, ale
uznałam, że podejmowanie zawiłego tematu wyżej wymienionych delikwentów to
niezbyt dobry pomysł biorąc pod uwagę fakt, że zaraz miałyśmy wychodzić z
autobusu i nie mogłabym opowiedzieć jej o każdym, nawet najdrobniejszym
szczególe naszej znajomości. Poza tym to miał być babski wieczór, miałyśmy się
zabawić i zapomnieć o problemach, prawda?
– Długa historia i kiedyś z chęcią ci
ją opowiem – rzuciłam jakby od niechcenia, starając się by mój głos brzmiał
obojętnie a twarz nie wyrażała żadnej emocji. Wiedziałam, że jeśli zawahałabym
się choćby na moment Zośka by mi tego nie odpuściła. – Oczywiście pod
warunkiem, że uda mi się przeżyć dzisiejszą imprezę – zażartowałam i
szturchnęłam ją w bok, mając nadzieję, że dzięki temu uda mi się odwieść ją od
niewygodnego, przynajmniej w tamtym momencie, tematu.
– Na pewno?
– Jasne.
– Przy najbliższej okazji?
– Przy najbliższej okazji – ścisnęłam
jej wyciągniętą dłoń na znak złożonej obietnicy, i ciesząc się w duchu, że
przynajmniej teraz nie będę musiała zadręczać się myślami, odetchnęłam głośno
poprawiając włosy, które gęstą kaskadą opadły mi na ramiona łaskocząc odkrytą
skórę.
– Zośka?
– No?
– A twój brat nas odbierze? –
Zapytałam, przypominając sobie o jej chytrym planie przekupienia go obiadem.
Powiódł się? Tak czy nie? Jej mina była nieodgadniona, aż w końcu nie
wytrzymała wybuchnęła śmiechem energicznie potrząsając głową, a mi dosłownie kamień
spadł mi z serca i roztrzaskał się o szarą, gumową podłogę pod stopami.
– A coś ty myślała! Mój makaron
zapiekany z szynką i pieczarkami potrafi zdziałać cuda. Dziwię się tylko, że
jeszcze nie dostałam gwiazdki Michalin za wybitne osiągnięcia. – Z nadąsaną
miną wyjęła z torebki bezbarwną pomadkę i musnęła nią swoje pełne usta – Mam do
niego zadzwonić jak już będziemy miały dość.
– To nie będzie go na imprezie?
Myślałam, że go w końcu poznam.
– Nie, chyba nie. Zresztą z nim nigdy
nic nie wiadomo – wzdrygnęła się i zbliżyła twarz do szyby z śledząc z uwagą
zmieniający się za oknem krajobraz – No to pupka do góry, wysiadamy.
– Będzie dobrze – szepnęłam do siebie
pokrzepiająco i nie wdając się z kierowcą w zbędne dyskusje pospiesznie
wysiadłyśmy z autobusu.
Od przystanku do Hybrydy dzielił nas
piętnastominutowy spacerek. Zosia szła obok mnie miarowym, pewnym krokiem, z
gracją kołysząc krągłymi biodrami, jakby znajdowała się na światowej sławy
wybiegu a nie na nierównej i dziurawej jak szwajcarski ser wyboistej drodze.
Klub może i był niewielki, ale trzeba
przyznać, że miał swój klimat. Wzrok przyciągał stojący na środku pomieszczenia,
wyposażony w rozmaite alkohole duży, okrągły bar, za którym w pocie czoła
uwijała się dwójka mężczyzn prezentując publiczności zgromadzonej przed ciemną,
marmurową ladą pokaz swoich barmańskich umiejętności. Nad ich głowami wisiały
tysiące jasnych światełek skrytych w przezroczystych przewodach, które mrugając
wesoło w rytm muzyki, odbijały się w ogromnych lustrach zdobiących ściany. Wystarczyło
przekroczyć próg, a nie sposób było pozbyć się wrażenia, że cały klub pulsuje i
tętni życiem. Między barem a białymi lożami o wysokich oparciach ustawionych do
siebie tyłem znajdowała się przestrzeń, którą wypełniało morze ludzi kołyszących
się w zgodnym rytmie płynącej z głośników melodii.
– Chodź! – Krzyk Zośki wyrwał mnie z
zamyślenia i nim się spostrzegłam siedziałam już przy barze na wysokim krześle
obitym białą skórą.
– Witaj skarbie! Jak zwykle piękna –
Jeden z barmanów wyrósł przed nami jak spod ziemi, omiótł Zosię badawczym
wzrokiem i ściskając jej dłoń ukłonił się nisko, jak mieli to w zwyczaju robić
rycerze ślepo zakochani w swoich księżniczkach.
– Jak zwykle uroczy – oddała mu
uśmiech, zalotnie mrugając długimi, czarnymi jak heban rzęsami. – Klara,
pozwól, że ci przedstawię. Ten tutaj, pożal się Boże, Adonis, ma na imię…
– Żaden Adonis – wszedł jej w słowo
przenosząc radosne spojrzenie szaro-niebieskich oczu na mnie – Po prostu Bartek
– wyciągnął w moją stronę dłoń i kolejny raz zaczął odgrywać scenę rodem z
osiemnastowiecznego zamku, czym wywołał wśród nas salwy głośnego śmiechu.
– Klara – jęknęłam i jak przystało na prawdziwą damę
odpowiedziałam mu delikatnym skinieniem głowy.
– W takim razie, drogie panie, czym mogę służyć? –
Zrobił dwa kroki w tył i rozłożył ręce prezentując się nam w pełnej okazałości.
Muszę przyznać, że był przystojny, choć zupełnie nie w moim typie. Jak dla mnie
zbyt drobniutki i aż nad to wyfiokowany. Mając do wyboru brodatego osiłka z
siekierą w dłoni lub tego wypindrzonego Czarusia, brałabym drwala bez cienia
zastanowienia. Jakkolwiek to brzmi! – Jestem cały do waszej dyspozycji.
Już otworzyłam usta, chcąc zamówić szklankę, a
najlepiej cały dzbanek lodowatej wody z plasterkami cytryny i listkami mięty, o
której marzyłam odkąd wsiadłam do tego bliskiego autodestrukcji i śmierdzącego
starością autobusu, ale niestety Zośka była szybsza.
– Dwa Ruski – oznajmiła rzeczowym tonem bez wahania.
Kim jest ta dziewczyna i gdzie się
podziała spokojna pracownica stadniny, którą poznałam kilka dni temu?
– Czarne? Białe?
– Czarne. Dziś potrzebujemy czegoś mocniejszego,
prawda Klara? – W oczach Zośki tańczyły dwie iskierki. Niestety nie można było
powiedzieć tego samego o mnie. Mój wzrok wyrażał jedynie panikę i chęć jak
najszybciej ewakuacji.
– Się robi, królowo – skinął głową uśmiechając się
porozumiewawczo do Zośki i zabrał się za przygotowanie drinków. Z przerażeniem
przyglądałam się jak napełnia wysoką szklankę, stanowczo zbyt dużą ilością
wódki, a potem zabarwia ją odrobiną coli i dodaje kilka kostek lodu. Szczerze
mówiąc mógł sobie podarować tą colę i tak było jej tam tyle, co kot napłakał.
– Do dna – udekorował brzegi szklanek
plasterkiem cytryny i postawił przed nami drinki zanurzając w nich kolorowe
słomki – A teraz, panie wybaczą, muszę obsłużyć jeszcze kilka innych
spragnionych mojej uwagi klientek. – Ucałował nasze dłonie i już po chwili
czarował dwie naiwne dziewczyny rycerską zagrywką opanowaną do perfekcji.
– Sophie? Czy on jest…
– Gejem? – Weszła mi w słowo wybuchając
głośnym śmiechem – Nie, on tylko tak wygląda.
– Chodziło mi raczej o to, czy on jest
tym chłopakiem, w którym się podkochujesz
– Nie! Uchowaj Boże! Bartek to tylko
dobry kolega, nic więcej – uniosła w górę szklankę czekając aż zrobię to samo,
po czym z wyraźnym zadowoleniem malującym się na jej rumianej twarzy pociągnęła
długi łyk. Poszłam w jej ślady, jednak nie potrafiłam się zdobyć na uśmiech.
Połknęłam niewielką ilość drinka, zaciskając dłoń na kryształowej szklance i
mrużąc oczy od cierpkiego alkoholu, który drażnił moje nozdrza.
– Tak myślałam, ale wolałam się upewnić – powiedziałam
wykrzywiając usta w grymasie, wciąż czując w przełyku gorzki, palący od środka
alkohol.
Nagle twarz Zosi z radosnej i promiennej, stała się
zacięta i wroga. Jej oddech momentalnie przyspieszył. Był krótki i płytki, jakby
zmieniła się w walczącą o powietrze rybę, którą morze wyrzuciło na brzeg. Tyle
że ona była nieruchoma. Siedziała sztywno wyprostowana jak struna wpatrując się
przed siebie szaleńczym wzrokiem. Jej oczy płonęły gniewem, zmieniając barwę na
jeszcze ciemniejszą, a roześmiane dotąd usta ułożyły się w wąską linię. W
tamtej chwili przypominała mi Królową Śniegu z baśni Andersena, podobnie jak
ona była lodowata i surowa.
– Co jest? – Zapytałam.
– O wilku mowa – syknęła podnosząc szklankę do ust. Wypiła
duszkiem całą zawartość i z głośnym szczękiem szkła odstawiła puste naczynie na
marmurową ladę. Podążyłam za jej spojrzeniem i podobnie jak ona zamarłam. Z
tańczącego tłumu młodzieży wyłonił się łysy, szczupły i nieprzeciętnie wysoki
chłopak, który niepewnym krokiem, nieco przygarbiony, zmierzał w naszą stronę.
Do złudzenia mi kogoś przypominał i właściwie do tej pory zachodzę w głowę,
kogo, a ta myśl po prostu nie daj mi spokoju. Przeszukałam w pamięci wszystkich
aktorów, wokalistów, sportowców, a także byłych uczniów i nauczycieli mojej
szkoły, oraz ojców i braci moich koleżanek, ale żaden z nich nie odpowiadał
pociągłej, bladej twarzy z mocno zarysowanymi kościami policzkowymi i
szpiczastym podbródkiem.
– Zosia? Cześć, nie mówiłaś, że tu będziesz – zajął
miejsce na wolnym hokerze obok i rzucił jej kilka przelotnych spojrzeń, jakby
unikał jej wzroku.
– Jakoś nie było okazji – powiedziała oschle, dając
znak Bartkowi, by napełnił nasze szklanki. Gdyby nie jej trzęsąca się łydka
oraz unosząca się i opadająca w przyspieszonym tempie klatka piersiowa można by
było przypuszczać, że niespodziewana wizyta nie wywarła na niej żadnego
wrażenia.
– No tak, a Kuba jest?
– Nie, jestem z przyjaciółką – kiwnęła głową w moją
stronę, a na twarzy chłopaka namalowało się zaskoczenie, jakby dopiero zdał
sobie sprawę z mojej obecności. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę taksując
mnie uważnym spojrzeniem spod wachlarza długich rzęs. Przyznam, że czułam się
trochę niepewnie będąc obiektem wyraźnego zainteresowania z jego strony.
– Tomek – wyciągnął w moją stronę dłoń i uśmiechnął
się szelmowsko, a ja omal nie zwymiotowałam czując nieprzyjemny dreszcz, który
rozszedł się po całym moim ciele i nim zdążyłam odpowiedzieć cicho i niepewnie
„Klara” chłopak wrócił wzrokiem do Zośki, która patrzyła na niego z szeroko
otwartymi oczami i ustami wykrzywionymi w grymasie niezadowolenia. – Muszę
lecieć, przypomniałem sobie, że mam coś do załatwienia – powiedział, podnosząc
się z krzesła – Będziesz tu jeszcze trochę? Może za godzinę uda mi się wpaść z
powrotem i moglibyśmy…
– Nie wiem – przerwała mu stanowczym tonem – Może?
Zależy…
– No to na razie, cześć Klara, miło było poznać –
pożegnał się i pospiesznym krokiem skierował się w stronę wyjścia.
– Co to było?
– Miałam zapytać o to samo – Zosia głośno wypuściła
powietrze i ciągle drżącymi dłońmi rozmasowała skronie. – Dokąd cię nie
zauważył zachowywał się w miarę normalnie, potem… kurcze gapił się na ciebie jak
wygłodniały pies na kawałek pachnącej szynki.
– Nie no, bez przesady – Chciałam ją pocieszyć, tylko
kompletnie nie miałam pojęcia jak, wszystkie słowa, które przychodziły mi na
myśl wydawały się zupełnie bez sensu – Sophie a może chcesz wracać do domu, co?
– Mowy nie ma! To, że ulokowałam uczucia w jednym z
najgorszych facetów jakich znam, nie znaczy, że będę siedzieć w domu i całymi
dniami wyć w poduszkę.
– Czyli co, rozumiem, że znasz kogoś równie
nieodpowiedniego, tak? Powiedz, kto to taki, żebym wiedziała kogo na przyszłość
unikać.
– Mój brat – powiedziała z pełnym przekonaniem nie
zastanawiając się nad wyborem nawet przez sekundę. Czy chłopak, który wyrył w
drewnie piękny cytat o miłości może być, aż tak zły jak ona go przedstawia? –
Dziewczyna, która się w nim zakocha, będzie miała przesrane, może nawet jeszcze
bardziej niż mam ja przez Tomka.
– Myślisz, że przyjedzie?
– Nie wiem – wzruszyła ramionami i ponownie opróżniła
szklankę – Właściwie mam to gdzieś.
– Na pewno wszystko w porządku? – Złapałam ją za rękę
i mocno ścisnęłam, skoro nie potrafiłam dodać jej otuchy słowami, chciałam przynajmniej
tym drobnym gestem pokazać jej, że co by się nie działo, ma we mnie wsparcie.
– Na pewno. Nie mam zamiaru teraz się tym zamartwiać,
w końcu przyjechałyśmy się tu dobrze bawić, co nie? – Ścisnęła mnie za rękę i
mocno szarpnęła o mały włos nie zrzucając mnie z krzesełka, a kiedy udało mi
się odzyskać równowagę pociągnęła mnie w stronę parkietu.
Przyznam, że już dawno nie czułam się tak swobodnie.
Wszystkie negatywne emocje, które buzowały we mnie, od kiedy dostałam list po
prostu wyparowały, a płynąca z głośników muzyka, kolorowe światła mrugające nad
naszymi głowami, ludzie tańczący wokół, śpiewający i uśmiechający się do mnie,
to wszystko wlało w moje serce nadzieję, i uświadomiło, że nie warto się
martwić się na zapas i czasem trzeba się po prostu zresetować. Najlepiej z
Zośką u boku i Czarnym Ruskiem w dłoni. Jakkolwiek to brzmi J
Wirowałyśmy na parkiecie dobrą godzinę, a kiedy mi
zaczęło brakować tchu a Zosia oznajmiła, że nie czuje nóg wróciłyśmy do baru i zamówiłyśmy
następną kolejkę.
– Znasz ją? – Wskazałam dyskretnie palcem na tańczącą
niedaleko nas dziewczynę, którą spotkałam kilka dni temu w sklepie pani Lodzi.
Tym razem również rzucała się w oczy. Miała na sobie coś, co w zamyśle miało
być spódnicą, a wyglądało raczej na skórzaną opaskę z trudem zakrywającą jej
cztery litery, natomiast spod dopasowanej do ciała koronkowej bluzki na wąskich
ramiączkach prześwitywał stanik w kolorze neonowego różu, który idealnie
komponował się ze szpilkami w identycznym odcieniu, a długie włosy mieniące się
we wszystkich kolorach brązu, żółci i czerwieni związała w wysoki kucyk na
czubku głowy. Obok niej oprócz wianuszka zaślinionych facetów, liczących na łut
szczęścia, tańczyły jeszcze dwie dziewczyny. Sądząc po ubiorze i krzykliwym
makijażu musiały należeć do jej paczki.
– Niestety znam – syknęła posyłając w jej stronę
nienawistne spojrzenie – To Weronika Czerwińska, niezły charakterek. Dosłownie
nie trawię panny. Wydaje się jej, że skoro śpi na pieniądzach wszystko jej
wolno i może pomiatać innymi.
– Pochodzi z bogatego domu?
– Mhm – przytaknęła – Jej rodzice prowadzą hotel za
miastem, ale nie wydaje mi się, żeby to było aż tak dochodowe. Muszą oprócz
tego robić jakieś lewe interesy, przynajmniej tak mi się wydaje… Zresztą
nieważne, laska ma w głowie trociny i całe szczęście, że ona i Kuba to już
przeszłość, nie zniosłabym takiej bratowej.
– Czemu się rozstali?
– Dobre pytanie – prychnęła pod nosem – Tego nie wie
nawet wróżbita Maciej, ale to musiało być coś poważnego, bo naprawdę mocno to
przeżywał. Nie wracał do domu przez kilka dni, a potem jak już się odnalazł to
wziął sobie tydzień bezpłatnego i chlał na umór dzień w dzień. Mi się wydaje,
że musiała go oszukać.
– W sensie zdradzić czy okłamać?
– Zdradzić. Jak widzisz laska nie stroni od facetów,
choć podobno umawia się teraz z jakimś chłopakiem, z tego co wiem dużo starszym
od niej.
Faktycznie, nie stroniła od facetów. Jeden z nich,
który do niedawna tańczył przy niej naprężając mięśnie i uśmiechając się
wymownie teraz trzymał ją jedną ręką za tyłek, drugą ściskał piersi, i na
środku parkietu całował się z nią tak zapamiętale, że mało jej nie połknął.
– Ciekawe czy przynajmniej zdążyła się przedstawić –
prychnęłam, przyglądając im się z niesmakiem i odrazą
– Nie musiała, tutaj każdy ją zna.
– Cześć – usłyszałyśmy za sobą niski, męski głos i
obie aż podskoczyłyśmy łapiąc się niemal w tym samym momencie za serce.
– Tomek? – Twarz Zośki zrobiła się w jednej sekundzie
blada jak kilo mąki.
– Bałem się, że nie zdążę, ale cieszę się, że jeszcze
nie uciekłaś – posłał jej niepewny uśmiech, tym razem kompletnie mnie
ignorując. – Możemy pogadać?
Zośka milczała jak zaklęta. Była tak zdezorientowana
zachowaniem Tomka, że jedyne, na co było ją stać to cichy jęk, kilka mrugnięć
oraz dwa płytkie oddechy.
– Wyjdziemy na zewnątrz? – Nerwowo przestąpił z nogi
na nogę i kilkakrotnie przejechał językiem po kolczyku zdobiącym, lub
szpecącym, jak kto woli, dolna wargę.
– Idź – zachęciłam ją, kiedy obróciła się w moją stronę
i posłała mi pytające spojrzenie.
– Na pewno? Nie będziesz zła?
– Zwariowałaś, niby czemu?
Wzruszyła tylko ramionami, posyłając mi „coś”, co jak
się domyślam miało być uśmiechem, i w towarzystwie przewyższającego ją o jakieś
trzydzieści centymetrów Tomka, wyszła na zewnątrz.
I od tamtej chwili wieczór zaczął się sypać,
zmieniając się dosłownie na moich oczach w jedną wielką katastrofę.
Jakżeby inaczej!
Korzystając z okazji, że nie było koło nie Zosi, dla
odmiany zamówiłam sobie niegazowaną wodę z miętą i plasterkiem cytryny, o
której marzyłam odkąd weszłam do Hybrydy.
– Potrzebujesz jeszcze czegoś? Pójdę na przerwę póki
trochę się uspokoiło. W razie czego Olek się tobą zajmie – wskazał palcem na
drugiego barmana, a po chwili zniknął za drzwiami z tabliczką „Wejście dla
personelu”. Trzymając w dłoniach
lodowatą szklankę z wodą odprowadziłam go wzrokiem, a potem skupiłam się na
tańczących na parkiecie.
I wtedy go zobaczyłam.
Kierowca Motoru stał jakieś dziesięć metrów ode mnie
oparty o betonowy filar. Ręce miał wpuszczone w kieszenie czarnych spodni, a
wzrok utkwiony we mnie. Chciałam się uśmiechnąć, pomachać mu i kto wie być może
nawet wypić drinka w jego towarzystwie, w końcu ostatnim razem tak miło nam się
rozmawiało, ale w porę zrezygnowałam. Przypominał jastrzębia, który siedząc na
gałęzi drzewa uważnie obserwuje swoją ofiarę i czeka na dogodny moment by
zaatakować. Tak, czułam się jak myszka. Bezbronna i przerażona na widok jego
surowego i pełnego niechęci spojrzenia. Był wyraźnie niezadowolony. Głowę zwiesił
między szerokimi, nieco zgarbionymi ramionami, lustrując mnie lodowatym
spojrzeniem czarnych oczu. Widocznie topór wojenny wcale nie został między nami
zakopany, choć całkiem niedawno wszystko na to wskazywało.
A podobno to kobiety są zmienne…
I w momencie, kiedy już miałam się odwrócić do niego
plecami i skupić się na uspokojeniu oddechu a przy okazji łomoczącego serca,
które o mały włos nie rozsadziło mi klatki piersiowej, podeszła do niego
Weronika i rzuciła mu się na szyję. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że byłam
bliska zawału, ale nie z powodu wylewności jej uczuć, którymi zapragnęła w
tamtym momencie go obdarować, ale z powodu jego reakcji, a właściwie jej braku.
Nadal stał w tym samym miejscu, z rękami w kieszeniach, nisko spuszczoną głową
i lodowatymi źrenicami utkwionymi we mnie, jakby kompletnie nie zauważył
klejącej się do niego Weroniki, która raz po raz przywierała do jego policzka
ustami pomalowanymi szminką w kolorze wściekłego różu.
– Puszczalski glonojad – jęknęłam do siebie i czując,
że już dłużej nie uniosę ciężkiego spojrzenia Kierowcy Motoru, odwróciłam się
zamawiając u Bartka, który właśnie wrócił z przerwy podwójnego Czarnego Ruska.
Posłał mi ciekawskie spojrzenie, ale na szczęście o nic nie pytał, tylko od
razu wziął się do roboty napełniając szklankę po same brzegi wódką.
Opróżniłam ją natychmiast i przegrywając walkę z
wrodzoną ciekawością, którą w tamtym momencie usilnie próbowałam w sobie zdusić
alkoholem, odwróciłam się w stronę filara, o który do niedawna opierał się
Chamski Kierowca Motoru, z wiszącą mu na szyi Weroniką.
Napisałam „do niedawna”, ponieważ kiedy się obróciłam
jego już nie było. Jej zresztą też. Czy to możliwe, żeby to był ten starszy
chłopak, z którym podobno teraz się umawia? Szczerze mówiąc trochę w to wątpię.
Nie widać między nimi zbyt dużej różnicy wieku. Może po prostu należy do
wianuszka śliniących się na jej widok facetów?
– Mam dość –Z zamyślenia wyrwał mnie zrezygnowany głos
Zosi, która z kwaśną miną i głośnym westchnieniem opadła na stojące obok mnie
krzesło.
Nie ty jedna
– Co powiedział?
– To, co zwykle – wzruszyła ramionami i znacząco
pociągnęła nosem przecierając przy tym wierzchem dłoni szklące się
zaczerwienione oczy – Że mu na mnie zależy i bardzo mu się podobam, ale nie
chce ze mną być, bo się boi, że mnie zrani.
– Co?! Chyba żartujesz! Co za…
– Idiota, debil, kretyn, imbecyl, matoł… Wiem, Klara,
ja to wszystko doskonale wiem, ale to nie zmienia faktu, że ciągle wlepiam w
niego maślane gały, a na sam dźwięk jego głosu czuję w brzuchu motylki, nawet
jak mówi, że ma mnie gdzieś! – Krzyknęła, po czym zacisnęła pięści i zasłoniła
rękoma twarz, jakby broniła się przed uderzeniem. Idealne porównanie, to, co
powiedział jej Tomek było niczym innym jak mocnym kopniakiem prosto w głowę. –
Zadzwonisz do Kuby, chcę już wracać do domu.
– Jasne – wyjęłam z jej torebki telefon i z krótkiej
listy kontaktów wybrałam numer jej brata. – Abonent jest czasowo niedostępny –
powtórzyłam za głosem, który odezwał się po drugiej stronie zaraz po tym jak
nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Co? – Zośka wyrwała mi z ręki komórkę, a już po
kilku sekundach kipiąc ze złości, rzuciła nią na marmurowy blat. – Rozszarpię
go! Przysięgam!
– Może po prostu nie ma zasięgu? Pewnie zaraz się
odezwie – starałam się ją uspokoić, choć przyznam, że sama nie wierzyłam w ani
jedno moje słowo.
Siedziałyśmy przez kilkanaście minut w ciszy wpatrując
się w leżący przed nami telefon, który uparcie milczał, a moja intuicja
podpowiadała mi, że to się raczej nie zmieni.
– Sophie, mamy jakiś plan awaryjny?
– Muszę pomyśleć – powiedziała ziewając przeciągle, a
po chwili uśmiechnęła się delikatnie i wyprostowała przenosząc swój wzrok z
telefonu na wycierającego ladę barmana – Bartuś, mogę mieć do ciebie prośbę?
– Dla ciebie wszystko – ukłonił się teatralnie i
zarzucił sobie na ramię ściereczkę, przyglądając się Zosi z uwagą.
– Podrzucisz nas do domu? Tak się składa, że Kuba nas
olał i tak jakby zostałyśmy na lodzie.
– Nie ma sprawy, ale kończę dopiero za jakieś dwie
godziny. Musicie poczekać.
– No trudno, innego wyjścia nie mamy – westchnęła
próbując ponownie dodzwonić się do Kuby. – A możemy przynajmniej poczekać w
aucie? Głowa mi zaraz pęknie.
Bartek zniknął za drzwiami wejścia dla personelu, a po
chwili wrócił z powrotem ściskając w dłoni pęk kluczyków.
– Myślisz, że się odezwie? – Zapytałam, kiedy
przemierzałyśmy parking w poszukiwaniu czerwonego Matiza.
– Oby, bo nie ręczę za siebie – syknęła, wskazując
palcem stojący pod drzewem samochód.
Jak nie trudno się domyśleć, wcale się nie odezwał i
za pięćdziesiątą próbą dodzwonienia się do niego ciągle miał wyłączony telefon.
Faktycznie Zośka miała rację, w zawodach na „Najgorszego Faceta Pod Słońcem”
rozkłada Tomka na łopatki!!!
Wracam do łóżka, ciągle czuję jeszcze w sobie Czarnego
Ruska.
Boże, jak to zabrzmiało!
---------------------------------------------------------------------------
Dłuuuuuuuuugi rozdział, mam nadzieję, że was nie uśpiłam
J
Chyba nie potrafię pisać „krócej”, kilka razy
wspominałam, że podobnie jak Klara cierpię na nieuleczalny słowotok, więc
jestem usprawiedliwiona, prawda?
Działo się? Piszcie cokolwiek, jestem ciekawa waszej
opinii!
Wietrzycie tu jakiś podstęp? Jak myślicie, co będzie
dalej?
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia za dwa tygodnie,
no chyba, że pod tym rozdziałem padnie rekord komentarzy J
Jestem przekupna!
Wciągający wpis ! Brawo :)))
OdpowiedzUsuńJa lubię długie rozdziały :D ciekawi mnie dlaczego Kuba zrezygnował z odebrania dziewczyn z klubu. Ciekawe kiedy Klara zadzwoni do Pana Szymona ;) czekam na następny r jak najszybciej :3
OdpowiedzUsuńOj ja chyba wiem co się święci! :D Ale nie chcę zdradzać żeby nie zapeszyć ;) Mimo że jest 3:30 w nocy i za bardzo nie chciało mi się już pisać koma, to stwierdzałam, że muszę, bo to daje nam szansę, na szybsze ujrzenie rozdziału! :D Podsumowując, uwielbiam to opowiadanie i codziennie chyba z 3 razy sprawdzam bloga licząc, że zobaczę kolejny rozdział, mimo że ma pojawić się dopiero za dwa tygodnie, ja wchodzę codziennie :D Życzę mnóstwo weny, żeby rozdziały pojawiały się co tydzień ;) Rekordu komentarzy pod rozdziałami i ogólnie pomyślności w życiu! :D
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się w życiu Klary.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem ☺ twoje pisanie rozwija się w zawrotnym tempie ���� Gratuluję ��
OdpowiedzUsuńJestem tak bardzo ciekawa co będzie się dalej działo !! Czy Klara i Pan Szymon złącza się czy jednak główna bohaterka wybierze mroczny charakter w postaci Kuby. Z Kuba może być ciekawie ale ja jednak wolałabym ustabilizowany związek . Mam nadzieje ze coś wymyślisz. Pozdrawiam Kochana :)
OdpowiedzUsuńOhoh, twoje opowiadanie to chyba jedyne opowiadanie gatunku innego niż fantasy lub SF, które czytam z przyjemnością ^^ Inne mnie nudziły, a twoje wciąż trzyma poziom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Hej!
OdpowiedzUsuńPo prostu genialne!
Cały czas czekałam na moment, w którym Klara pozna Kubę, ale się nie doczekałam. Cóż, dziewczyna nadal żyje w nieświadomości, że już zna tego pana :-) W końcu na pewno się dowie!
Postać Weroniki bardzo mnie odpycha. Och, jak ja nienawidzę takich osób!
W dodatku ten Tomek, do którego wzdycha Zośka też jest jakimś dupkiem. Chyba, że... on wcale nie wykręca się mówiąc, że nie chce skrzywdzić dziewczyny. Może ma ku temu powody. No ale jednak... Tym, że ją odpycha też ja rani.
Jestem ciekawa, co spotka bohaterów w kolejnym rozdziale.
Serdecznie pozdrawiam!
Ja też wpadam z opóźnieniem xd
OdpowiedzUsuńOczywiście nie jest to, broń cię Panie Boże złośliwe. Po prostu miałam tyle w szkole, że nie wiem jak się nazywam. Chciałam na wstępie podziękować za info o nowym rodziale :)
A teraz może już do wpisu: uwielbiam długie rozdziały, więc jestem jak najbardziej szczęśliwa :D
Uwielbiam mroczne charakterki i Kubę, więc kibicuję im.
Czekam na next, więc dodawaj szybciutko ;*
Pozdrawiam,
Pinapple
Ojej, tym razem spóźniona z komentarzem, chociaż przeczytałam zaraz po tym jak wstawiłaś.
OdpowiedzUsuńJaaaaak mogłaś mi to zrobić, no jak? :C Ile jeszcze będzie trzeba czekać na to, żeby Klara dowiedziała się kto jest bratem Zosi. Swoją drogą, jak Klara mówi o niej Sophie, to strasznie mi się podoba, bo bardzo kojarzy mi się z Ruchomym Zamkiem Hauru. :D
I ta Weronika, wrrr. Ale bym zdzieliła jej czymś ciężkim w głowę, serio. Jeszcze zanim się odezwie można ją znienawidzić, a potem to już tylko gorzej.
Mam nadzieję, że wena będzie ci sprzyjać i niedługo ujrzymy nowy rozdział! Pozdrawiam serdecznie :D
Cholera jasna, nic nie rozumiem z zachowania Kierowcy Motoru! Najpierw na Klarę wrzeszczy, potem ją wysłuchuje i przeprasza na cmentarzu, a teraz znowu jakiś taki... lodowaty. Jest zmienny bardziej niż baba i to mnie lekko martwi;D Poza tym, mam dziwne wrażenie, że to on jest bratem Zośki! Chociaż z drugiej strony, to by oznaczało, że Weronika jest jego byłą dziewczyną. I raczej nie kleiłaby się tak do byłego nie? Chociaż kto wie, jest pusta i pewnie pijana, więc może wróciły jej jakieś dawne uczucia? Cholera, nic z tego nie rozumiem i myślałam, że mnie ciekawość zeżre, bo byłam przekonana, że na koniec rozdziału dowiemy się czegoś na temat brata Zośki! I jestem mega ciekawa kogo Tomek przypomina Klarze. Nie wierzę, że rzuciłaś tym tekstem ot tak. Jakbyś ty wieziała, jak rozbudziłaś moją ciekawość, to byłabyś z siebie dumna! Ja nie wiem jak wytrzymam do kolejnego rozdziału! Agrrrrrrrrrrr... nie jestem cierpliwą osóbką:<
OdpowiedzUsuńŚciskam! ;**
Wspaniały wpis. Nie mogę doczekać się następnego ;)
OdpowiedzUsuńUwaga, śmiecę:
OdpowiedzUsuńNominowałam cię, zadałam pytania, czekam na odpowiedzi, no chyba, że się w to nie bawisz, to wtedy zrozumiem.
http://takamilosc.blogspot.com/2016/01/10.html
Znowu wkradło się to J i brak kropki, przy gdybaniu jak by było, gdyby naprawdę nosił, któreż z tych imion ;-)
OdpowiedzUsuńJak najszybciej ewakuacji - jak najszybszej (chyba).
Brakuje ci nieraz kropek, nie lubisz ich czy jak? xD Rozumiem, że nie lubisz kończyć zdania, bo wolisz taki słowotok, bo tylko przy krótkich zapominasz o tych kropkach xD Cóż, nie czepiam się aż tak, bo ja nie lubię przecinków, niemal tak samo jak ty kropek ;-( A one mnie też nie lubią.
ta myśl nie daj mi spokoju - daje
Chyba nie lubisz przecinków tak samo jak ja, bo było u ciebie przed chwilą takie cholernie długie zdanie z przecinkiem jedynie przed "który", a jak zdanie jest takie długie, to na pewno gdzieś jeszcze przecinek musi być. (jakbyś mnie nie zrozumiała, to pytaj, odpowiem wtedy i objaśnię, bo wypiłam wino, jedynie dwa kieliszki, ale takie duże, ze cała butelka poszła) xD
że nie warto się martwić się na zapas - bliźniacze się xD
Tego nie wie nawet wróżbita Maciej - padłam, glebłam, nie wstanę xD
Lubię takie postacie jak Weronika. Mam wrażenie, że ten starszy facet z którym się umawia, to Szymon, a wcześniej była z Jakubem i o to panom poszło, co nie? Mam racje, prawda?
Pozdrawiam i przy rymie "Wracam do łóżka, ciągle jeszcze czuję w sobie Czarnego Ruska" się tak rozbudziłam i zaśmiałam, że chyba jeszcze kogoś przeczytam zanim usnę xD Jeszcze to "abonament czasowo niedostępny" wpadło do mojej głowy z "ciekawe czym zajęty?" i już miałam nawet w głowie odpowiedź na to pytanie.
prawdziwa-legenda.blogspot.com (zdziwiłaś mnie wyborem opowiadania, sądziłam, że zdecydujesz się na inne, więc pozostaje mi jedynie uprzedzić, że jest brutalne).
Bardzo długi rozdział, ale fajny...:)
OdpowiedzUsuńChciałbym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga.
Adres: zpk13.blogspot.com
Mam nadzieje, że wpadniesz, poczytasz i dasz znać, że byłaś w komentarzu.
Weny i czasu:*!
Wieczór dla obu dziewczyn miał być świetny, ale nie wyszło.
OdpowiedzUsuńTomek to naprawdę powinien się zdecydować czy chce być z Zosią czy nie. Jak nie chce to niech da jej spokój. Niech Zosia postara się o nim zapomnieć i może kiedyś znajdzie kogoś lepszego.
Kuba nie odbiera telefonów. Myślę, że on jest w klubie. I myślę, że to ten chłopak z motoru jest bratem Zosi.
Czekam na kolejny rozdział.
Oczywiście czytam z zapartym tchem i czekam na wiecej! I korci mnie niesamowicie jak zachowa się Kara kiedy dowie się że Kierowca Motoru to takze brat Sophie. Chce więcej rozdziałów spod twojej klawiatury :)
OdpowiedzUsuńJestem!
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystko, pod każdym rozdziałem od 7 włącznie, zostawiałam dłuższy lub krótszy komentarz. :D Za te krótkie przepraszam, ale po prostu tak się rozemocjonowałam podczas czytania, że nie mogłam się powstrzymać, żeby nie biec dalej. :D
No, jakim cudem niby Kuba ma odebrać skoro sam się bawi na tej imprezie? ;> Hih, chyba to przejrzałam! Tzn. tak myślę!
Szkoda, że Tomek zepsuł Zosi zabawę. ;-; Co to jest niby za argument... Chociaż dałby jej spokój, a nie w kółko powtarzał to samo aż do porzygu. Współczuję jej. ;c
Jeju! Kuba (ew. Kierowca Motoru) coraz bardziej mnie intryguję. Najpierw jest zły, potem jest okej, a potem znowu jest zły... Może zdenerwował się, że zobaczył Klarę ze swoją siostrą (?)? Tyle domysłów, że aż strach!
Te jego zaburzenia to się chyba nazywa bipolarność, bo strasznie szybko zmienia nastrój...
Mam nadzieję, że to wszystko jakoś się ułoży! Oraz mam nadzieję, że nie jesteś na mnie aż tak bardzo zła, jak być powinnaś, że tak zaniedbałam tę niesamowitą historię. Ech, oby.
Cóż, pozostaje mi życzyć mnóstwa weny i zapału do pisania! <3
Pozdrawiam serdecznie! :D
PS. W końcu zapraszam do siebie! :* Od pisania też miałam sporą przerwę. ;c
hear-your-voice-again.blogspot.com
Wyślę ci rachunek od psychiatry, gdy już mnie tam żona zapisze. Doszło do tego, że ona szykowała się do pracy, a ja czytałem na telefonie ten rozdział, jeszcze leżąc i przy końcu zacząłem się śmiać. Skąd ty wzięłaś tego Czarnego Ruska?
OdpowiedzUsuńCały rozdział fajny, choć czegoś mi w nim brakowało bym odczuł klimat tej takiej zabawy dwóch nastolatek.
Szkoda mi Zochy, taka fajna dziewczyna, a samotna, i to jeszcze z jakiego powodu? W sumie bez powodu. Po prostu zakochała się w idiocie, który nie chce z nią być i ubiera to w miłe słowa, mające na celu go usprawiedliwić.
Zaintrygowała mnie Weronika. Chciałbym się o niej dowiedzieć więcej.
Pozdrawiam
j-i-s.blogspot.com
Kiedy dodasz nowy rozdział ? Tęsknię za twoim opowiadaniem :D
OdpowiedzUsuńHej Kochana! Przepraszam za nieobecność, ale jakoś tak wyszło że wypadłam ze świata blogów, a później powoli nadrabiałam i dopiero przybywam z komentarzem.
OdpowiedzUsuńNie moge o tym nie wspomnieć, ale piękny szablon!
Szczerze powiedziawszy już dawno się tak nie uśmiałam jak przy tym rozdziale, a w szczególności na sam koniec z Czarnym Ruskiem. Bez kitu, skąd Ty bierzesz takie pomysły xD
Za każdym razem tu wchodzę i jestem zdruztana jak można pisać tak lekko i tak piękie i i.. swojsko? Jeśli wiesz o czym mówię? Ukłony po same buty moja Droga!
Co do rozdziału, nadal mi mało pana niegrzecznego na motorze, ciagle mam jakiś niedosyt z nim. Mam nadzieję że będze się zjawiać częściej i odwalał jakieś akcje :)
Czekam na zaproszenie na kolejny rozdział <3
Kiedy następny? :( ja tu usycham bez tego opowiadania :'( wracaj do nas <3
OdpowiedzUsuń~Ja
Gdzie się podziewasz mewo? :(
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńNiedawno, a dokładniej trzy godziny, szesnaście minut i dwadzieścia cztery sekund temu znalazłam twojego bloga.
Zaciekawiła mnie fabuła, a także to, że wszystko jest w postaci pamiętnika :)
Nigdy nie lubiłam czytać blogów, gdzie bohaterzy mają polskie imiona, ale twoje opowiadanie mnie do tego przekonało.
I od dzisiaj raduję się z mojego głupiego imienia xD
No, nie przeciągam tylko życzę weny, czasu i cierpliwości w pisaniu c:
PS.Zapraszam do mnie:
http://medrowey.blogspot.com/?m=1
Do następnego!
Kiedy będzie następny :( <3
OdpowiedzUsuńKolejny raz zacznę od przeprosin: Także... Przepraszam za swoją karygodną nieobecność :(
OdpowiedzUsuńJednakże coś widzę, że nie tylko ja mam problemy ze znikaniem :P
Rozdział ten i poprzedni... Ah...
Zośka jest super. Szalona i... Skromna. Laska jest skromna. A moment gdy Klara opisuje Sophie sprawia, że zastanawiam się (poważnie) nad jej orientacją seksualną xD Podobnie z resztą jak sama bohaterka.
Mam milion pytań. A wszystko zaczynało się tak spokojnie. Niby domek, spadek i wielki ból i tęsknota. Żadnych większych problemów. A tu nagle nasza panna z wielkiego miasta zostaje wciągnięta w dramatyczną miłość Zośki.
Biedna laska.
Głupi Tomek.
Nie jest jej wart. I tu się cieszę, że on to widzi. Jednak zamiast biadolić, jaki jest ble i w ogóle (przypomina mi Edka ze zmierzchu, choć pan wampir miał większe... *ehe* coś niż pan Tomek), powinien wziąć się do roboty i postarać. Najwidoczniej facet jest jeszcze małym chłopczykiem, co bawi się autkami. Innego wyjaśnienia nie umiem znaleźć.
Lekko mnie zaskakuje to, że Klara nie oddzwoniła do pana Szymona. Ja mam tą tendencję widzenia niektórych rzeczy w czarnych kolorach, a szczególnie dobrych chwil, które mi się przytrafiły.
Toteż, ja bym oddzwoniła. Chociaż zdarza mi się tego nie robić, ale to dlatego, że zapomina. Zaś Klara... Ona zakochała się w panu Idealnym, więc czemu do niego nie dzwoni? Niby... Może... Sama już nie wiem, czemu tego nie robi. To chyba tylko utwierdza moją teorię, że Klara jest dużo bardziej silniejsza emocjonalnie niż ja.
I przez to ją podziwiam.
Samo mieszkanie samej w starym domu swojej babci w tak małym mieście...
Ja tam po pierwszej nocy bym trafiła do domu wariatów, bo widziałabym tuzin potworów i twierdziła, że przynajmniej trzy duchy mam w domu - i wcale nie żartuje. No i pewnie doszłyby kosmici.
To wina mojej siostry ciotecznej.
Przez nią do gimnazjum wierzyłam, że w polu u naszych dziadków lądują ufoludki. Bo kto by wiedział, że to wiatr robi te głupie wzory w zbożu?
Ale co tam kosmici.
Lubię to, jak Zośka zmienia imiona znajomym, bo sama jakoś nie przepadam za Polskimi. Ma to związek z osobami, które przez te imiona mi się kojarzą. No, a wiadomo. Nie wszystkie dobrze się kojarzą.
Bartek. Ciekawa postać, ale szkoda, że to nie gej. Choć wtedy pewnie nie dostałby pracy w barze. A może... To spisek! On ukrywa prawdę, że jest gejem, bo inni by mu dokuczali? To ma sens... Bo jaki normalny facet nie przystawiałby się do Zośki? Bądźmy realistami!
No i... Wow... Zakochana Zośka wygląda dziwnie, gdy widzi swojego ukochanego. Jakby miała za chwile zostać posiekana żywcem, albo rozstrzelana.
Oj biedna, biedna.
No i to porównanie Klary z drwalem :3
Jestem za!
Fajnie by było, gdyby zamiast niego wyobraziła sobie postać krasnoluda. Taki co ma ponad metr wysokości. Brodę do kolan. Jest gruby jak beczka i bluźni... Pokochałam krasnoludów, bo tym, jak grałam w Dragos Age Początek :D
Wtedy też zostałam królową :3
Odbiegłam od tematu...
Co pan Cham (który znów odzyskał swój przydomek, bo potępiającym wzroku żmij, jaki wysyłał Klarze) robił w barze?
UsuńJa tylko modle się, aby on nie okazał się Kubą. W końcu Bartek też go widział, a gdyby to był on, to powiedziałby o tym Zośce, gdy ta wspomniała, że brat się na nią wypiął, prawda?
Proszę?
Ładnie, proszę?
A mam wielką nadzieje, że to nie on.
No i to zdjęcie... Nurtuje mnie.
I już wyobrażam sobie wielką miłość.
I zarumienioną babcie Klary.
Taką po siedemdziesiątce z kurzymi łapkami i z obwisłymi polikami...
Które robią się czerwone.
I ten tajemniczy uśmiech...
Nie to, żebym coś miała do miłości starszych ludzi - uważam ją za coś pięknego - ale w tej chwili moja wyobraźnia pokazuje mi dość... Zbereźne i nienormalne obrazy. Chyba muszę udać się do psychologa.
Albo znaleźć taką przyjaciółkę jak Zośka.
Jedna z dwóch mnie wyleczy.
Nie rozpisuje się dalej, tylko dodam, ze czekam z zapartym tchem na nowy rozdział, znaczy wpis, a ten był:
Fantastyczny. Genialny. Bajeczny. Feeryczny. Oszałamiający. Zdumiewający. Fenomenalny. Arcymistrzowski i apolliński!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Bussis!
Mika ślę (również) przeprosiny!
PS. Kom nie zmieścił mi się xD
PS2. Ten limit jest wkurzający, nieprawdaż?
Nie masz serca zostawiać nas tak długo bez rozdziału:(
OdpowiedzUsuńDzisiaj odkryłam Twojego bloga i jestem nim zauroczona tak jak Klara Panem Idealnym :-) mam nadzieję że niedługo pojawi się nowy rozdział czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńTwoja nowa fanka Kinga :-*
[No i już mi blogspot bycie robotem zarzuca i obrazki muszę klikać. Grr!]
OdpowiedzUsuńZbliżam się z rozdziałami do końca i trochę mi smutno, bo widzę tam po prawo u góry, że kolejnego ni widu, ni słychu. Mogłam sobie porozkładać te rozdziały i jakoś dawkować, to bym teraz nie lamentowała, że nie chce tak szybko kończyć.
No i znowu ta imienniczka, która tym razem mnie zaintrygowała. Nie wierzę, że jest iście zdzirowata. Może ma w tym jakiś cel? No i gdzie ten Kuba z nią polazł? Ja już go miałam za fajnego, a tu co? I dlaczego się w te biedną Klarę tak wgapiał? Coś tu jest nie tak, tylko jeszcze nie wiem co.
Szkoda mi Zosi. Zakochała się w takim oszołomie, a on ją jeszcze wodzi za nos. Na miejscu Kuby bym mu wpieprzyła za siostrę.
Dziewczyny miały mieć fajny, rozluźniający wypad, a wyszło jak zwykle. Czy ten Klarowy magnes na nieszczęścia i dziwne sytuacje kiedyś się skończy?
Bartka lubię, chociaż to taki widać, typowy kokieciarz, casanova mlecznych barów. Ale mimo wszystko da się lubić. Mam nadzieję, że chociaż on tego nie spieprzy.
Tak przy okazji, to już mi się tęskni za Szymonem trochę.