Dobrze, że nie spotkałam się dziś z panem Szymonem!
Nie
sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego przejdzie mi przez myśl, a potem palce
wystukają tak absurdalne zdanie na klawiaturze, a jednak! Kolejny dowód na to,
że w życiu nie można być niczego pewnym w stu procentach.
Gdyby
nie odwołał naszego spotkania z powodu popsutego auta pewnie zanudzałabym was
teraz wpisem o tym, jaki jest wspaniały, i cudowny, i kulturalny, i przystojny,
i zabawny, i tak dalej, i tak dalej! Gdyby mnie dziś odwiedził, siedziałabym z
nim w kuchni, a może korzystając z pięknej pogody wyszlibyśmy na werandę i
popijając słodką herbatę i zajadając jeszcze słodsze ciasteczka spędziłabym
kolejne cudowne popołudnie w jego towarzystwie. Wiem, brzmi wspaniale i pewnie
się teraz zastanawiacie, dlaczego napisałam na początku, że dobrze, że się
jednak dziś nie spotkaliśmy. Już wyjaśniam, otóż gdyby nie ta historia z
mechanikiem nie miałabym okazji poznać Zosię. Ale o tym za chwilkę, bo skoro
jesteśmy już przy panu Szymonie, chcę tylko dodać, że mam przeczucie, że
prawdziwym powodem nie jest zepsute auto, a szczuplutka blondyneczka z nogami
do samego nieba, kuszącymi ustami i obrączką na serdecznym palcu, którą włożył
jej w dniu ich ślubu.
Przesadzam? Nie wiem, być może to głupie, ale nic na
to nie poradzę, jestem tylko kobietą J
Tyle o Panu (prawie) Idealnym.
Po tym jak skończyliśmy rozmawiać stwierdziłam, że
godzina jest jeszcze wczesna a pogoda zbyt piękna żeby siedzieć w domu i
zajmować się rozpakowywaniem walizki.
To może poczekać… i jak wierny pies czeka do tej pory J
Wsiadłam na rower, zsunęłam na nos okulary
przeciwsłoneczne i wyjechałam na polną ścieżkę, która prowadzi do głównej drogi
i centrum wioski, jeśli oczywiście mogę się tak wyrazić. Chyba nie muszę mówić,
że każda osoba, którą mijałam patrzyła na mnie jak na mamuta. W normalnych
okolicznościach pewnie by mnie to rozgniewało i nie szczędziłabym ostrych
przytyków i gromkich spojrzeń, ale wtedy bawiło mnie to do tego stopnia, że z
trudem potrafiłam stłumić śmiech. Nie wiem, co się ze mną dzieje, kompletnie
siebie nie poznaję. To chyba przez to świeże górskie powietrze i te lasy
dookoła. W końcu zieleń uspokaja!
Przyznam, że przejechanie Stodolnej wzdłuż i wszerz
zajęło mi mniej czasu niż rozpalenie w piecu. Wioska jest naprawdę bardzo,
bardzo mała i to chyba w tym tkwi cały jej urok. Nie licząc wąskich,
piaszczystych ścieżek, prowadzących na pola, biegnie tu tylko jedna droga
główna, przy której w równym rządku stoją drewniane domki mieszkańców.
Oczywiście poza moim. Nie wiem czemu, ale od razu przypomniały mi się lekcje
historii i omawiane na nich średniowieczne osady, tyle że zamiast wysokich
murów obronnych wieś otoczona jest gęstymi lasami oraz polami, a głównym
miejscem rozrywki i przepływu informacji nie jest karczma a sklep pani Lodzi!
Korzystając z pięknej pogody postanowiłam nie spieszyć
się z powrotem do domu i pokusiłam się o kilka dodatkowych kilometrów. Nie
zastanawiałam się nad tym dokąd zmierzam, nie miałam żadnego konkretnego celu, po
prostu jechałam przed siebie ciesząc się pięknymi widokami gór i dziewiczych
terenów, których jak do tej pory nie zniszczyła cywilizacja. Nawet nie wiem,
kiedy minęłam przekreślony znak drogowy z napisem Stodolna i wjechałam do lasu.
Po chwili szeroka droga wylana asfaltem zmieniła się w wąską, piaszczystą
ścieżkę wijącą się w głąb coraz gęściej rosnących drzew.
Całe
szczęście, że trafiłam tu w tak słoneczny dzień!
Poprawiłam
okulary, które zsunęły mi się na czubek nosa i uśmiechnęłam się do siebie notując
w głowie, by z daleka omijać to miejsce, gdy pogoda będzie pozostawiała wiele
do życzenia.
Już miałam zawrócić, kiedy zauważyłam drewnianą
tabliczkę w kształcie podkowy przymocowaną za pomocą drobnych łańcuchów do
gałęzi rozłożystego drzewa, która informowała o tym, że od Szkółki Jeździeckiej
„Galop” dzieli mnie jeden kilometr.
Stadnina koni
w samym środku lasu, lepiej nie mogłam trafić.
Od razu przyspieszyłam.
Po chwili zza drzew wyłonił się duży, prostokątny
budynek wyłożony ciemnoczerwoną cegłówką. Frontową ścianę zdobiła otwarta na
oścież drewniana, półokrągła brama, zawieszony nad nią ozdobny napis „Galop”
oraz rzeźba wierzgającego konia. Przed wejściem do stajni stała drewniana
studnia z trzcinowym daszkiem oraz gliniane donice z kwitnącymi na różowo
rododendronami. Dookoła rozciągał się pokaźnych rozmiarów plac z różnego
rodzaju drążkami, murkami oraz przeszkodami wodnymi, a cały teren otoczony był białymi,
metalowymi barierkami.
Oparłam rower o gruby pień dębu i usiadłam na
drewnianej ławce po drugiej stronie wąskiej ścieżki, skąd mogłam się
rozkoszować widokiem koni biegających wolno po zagrodzie. Oparłam łokcie o blat
stołu również wykonanego z drewna i z otwartymi szeroko ustami śledziłam
ciekawskim spojrzeniem każdy ruch czarnego konia z białą plamką biegnącą od
nasady grzywy aż po chrapy. Wydawał się być duszą towarzystwa, jeśli można w
ogóle tak powiedzieć. Galopował i wierzgał, rozganiając stojące w zbitej kupie
inne konie, po czym kładł się i tarzał w piachu, niszcząc panującą dookoła
ciszę
głośnym
rżeniem.
– Ogier z temperamentem – powiedziałam do siebie i
roześmiałam się w głos.
Nie mam pojęcia jak długo tam siedziałam i gapiłam się
na zwierzę. Równie dobrze mogło minąć kilka minut co kilka godzin. Kompletnie
się wyłączyłam, myśląc jedynie o czarnym koniu, który podbił moje serce.
Tkwiłam pogrążona we własnym świecie, aż do chwili, gdy na ziemię sprowadził
mnie widok brunetki przechodzącej pod barierką i zmierzającej w moją stronę z
szerokim uśmiechem na ustach. Miała na sobie obcisłe legginsy, podkreślające
jej zgrabne uda i krągłe pośladki, luźną koszulkę z logo szkółki, którą
wypełniał obfity biust, a na stopy włożyła wysokie buty, przypominające te,
które nosili kowboje. Jej ciemnobrązowe, gładkie włosy opadały gęstą kaskadą na
wąskie, nieco przygarbione ramiona, a okrągła buźka w kolorze dojrzałej
brzoskwini, usiana nielicznymi piegami aż promieniała z radości.
Gdybym była
lesbijką, ta dziewczyna z miejsca stałaby się obiektem moich westchnień, a
równocześnie powodem nieprzespanych nocy.
Zamrugałam pospiesznie kilka razy, odganiając
niesforną myśl i głośno przełknęłam ślinę, czując w ustach nieprzyjemną suchość.
– Cześć – zaświergotała wesoło wlepiając we mnie duże,
ciemne niczym smoła oczy. – Wolne? – Wskazała otwartą dłonią miejsce obok mnie
i nie czekając na odpowiedź opadła na ławkę z głośnym westchnieniem.
– Jasne, rozgość się – jęknęłam, przyglądając się z uwagą jakiemuś niezwykłemu przedstawieniu,
którego stałam się świadkiem. Dziewczyna przyłożyła do ust wskazujący palec, po
czym z cichym cmoknięciem ucałowała opuszek i dotknęła nim blatu stołu, a potem
jak gdyby nigdy nic, wyciągnęła z przewieszonej przez ramię torby okrągły
plastikowy pojemnik, zdjęła wieczko i zaczęła zajadać się warzywną sałatką.
– Co to? – szepnęłam, zastanawiając się co mógł
znaczyć ten gest.
– To jest mój lunch – zaśmiała się, przesadnie
akcentując ostatnie słowo – Właśnie korzystam z mojej piętnastominutowej
przerwy w pracy.
– Nie to, to! – kiwnęłam głową w stronę miejsca, które
przed chwilą dotknęła palcem. – Co to było? – zapytałam ponownie, nie mogąc
opanować palącej mnie od środka ciekawości. I wtedy niespodziewanie przyszła mi
na myśl pani Lodzia. Już wiem jak musiała się czuć, kiedy bawiłam się z nią w
kotka i myszkę nie chcąc zdradzić jej kim jestem i skąd się wzięłam w jej
sklepie. Obiecuję, że przy następnej okazji wyznam jej wszystko jak na
spowiedzi, chociaż już pewnie sama się domyśliła po tym co powiedziała jej
Janeczka.
Dziewczyna przyglądała mi się przez dłuższą chwilę z
powątpiewaniem, jakby zastanawiała się czy może mi zdradzić swój sekret.
Przygryzłam od środka policzek i czując na sobie ciężar czarnych oczu modliłam
się w duchu by okazać się godną poznania jej tajemnicy.
– Popatrz – przejechała palcem po koślawych literach wyrytych
w drewnianym blacie stołu, po czym wzięła głęboki oddech i przeczytała na głos:
– Obdarowałaś mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną. Piękne co nie?
– Kto to? – wydukałam po długiej chwili milczenia,
kiedy w końcu udało mi się odzyskać oddech. Muszę przyznać, że kompletnie nie
spodziewałam się czegoś takiego.
– Achilles – powiedziała niewyraźnie, mieląc w ustach
kolejny kęs warzywnej sałatki. – Z „Troi”. Nie mów, że nie oglądałaś. – Rzuciła
w moim kierunku piorunujące spojrzenie, grożąc mi w powietrzu plastikowym
widelcem. – Dziewczyno, na jakim ty świecie żyjesz? To najpiękniejszy film ze
wszystkich pięknych filmów! Musisz go obejrzeć! I to jak najszybciej!
– Obiecuję, że w wolnej chwili nadrobię zaległości –
położyłam prawą rękę na sercu, a lewą uniosłam w górę, jakbym co najmniej
składała przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym. – Tyle, że chodziło mi raczej
o to, kto zadał sobie tyle fatygi by to wyryć. No chyba, że chcesz mi wmówić,
że pojawił się tu legendarny heros i tego dokonał – roześmiałam się, nie mogąc
odgonić od siebie myśli o siedzącym na tej ławeczce Achillesie, który pełen
skupienia zagryzając język, dłubie w drewnie wyznanie miłosne specjalnie dla
tej oto śmiertelniczki.
–
Niestety to nie on – wydęła wargi w teatralnym geście, a po chwili podobnie jak
ja zaczęła zanosić się głośnym śmiechem. – To mój brat. Jestem pewna, że to
jego sprawka, chociaż uparcie się tego wypiera.
– Skąd wiesz, że to on?
– To jedyny facet w moim życiu, który darzy mnie
jakimkolwiek uczuciem – obojętnie wzruszyła ramionami, jakby ten, bądź co bądź,
przykry fakt zupełnie nie robił na niej wrażenia. – Poza tym ten cytat pojawił
się zaraz po tym jak mu wygarnęłam w trakcie kłótni, że jest beznadziejnym
bratem, i że nie zamierzam z nim nigdy więcej rozmawiać, a jeśli chce mi coś
powiedzieć, to niech to napisze na kartce i wsunie mi pod drzwi, bo nie mam
ochoty go słuchać. I jak widać, napisał, tyle że wybrał sobie dość oryginalne
miejsce. Ostatnim i niepodważalnym dowodem w sprawie tajemniczego cytatu na
stole, jest fakt, że za każdym razem, kiedy łapię doła, przychodzi do mnie z
ogromną misą popcornu i razem oglądamy „Troję”. To trochę przykre, ale muszę ci
się przyznać, że większość fragmentów znamy już na pamięć.
– Aż tak często masz doła?
– Średnio raz na dwadzieścia cztery dni. – Roześmiała
się, po czym wytarła dłoń w koszulkę i wyciągnęła ją w moją stronę – Tak w
ogóle to mam na imię Zosia.
– Klara – uścisnęłam jej drobną rękę i niemal od razu
poczułam przyjemne ciepło, które od niej biło.
– Klara? Ojej, a gdzie twój Wacław?
– Szkoda gadać – machnęłam w powietrzu ręką, jakbym
odganiała natrętną muchę – Coraz częściej odnoszę wrażenie, że jeszcze się nie
narodził, albo zaginął w jakiś niewyjaśnionych okolicznościach.
– Może powinnam przeprowadzić śledztwo? Jestem w tym
lepsza niż wszystkie psy tropiące razem wzięte.
– Nie wątpię, Sherlocku, ale ta sprawa mogłaby ciągnąć
się do końca świata i…
– O jeden dzień dużej – powiedziałyśmy w zgodnym
chórku i wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem zagłuszając rżenie czarnego konia.
– Jest przepiękny – wskazałam palcem w stronę mojego
ulubieńca, który zajadając marchewkę z rąk starszej pani, żwawo machał ogonem
opędzając się od chmary owadów.
– To Mars – spojrzała
na konia i uśmiechnęła się z czułością, a w jej oczach, słowo daję, rozbłysły
dwie iskierki.
– Szkoda, że nie Snickers – zażartowałam.
– Wiesz, sądząc po jego temperamencie bliżej mu do
rzymskiego boga wojny niż do batona. Nie jest słodziutki i milutki, wręcz
przeciwnie, prawdziwy z niego arogant i choleryk, a dziś ma wyjątkowo podły
nastrój.
– Mówisz o nim jakby był człowiekiem.
– Serio? No, może trochę – roześmiała się i odrzuciła
do tyłu włosy, które opadły jej na ramiona zasłaniając kształtne piersi. – To
chyba jeden ze skutków odcięcia się od ludzi i przebywania w stadninie całymi
dniami.
– Czemu ich unikasz? – Muszę przyznać, że jej
nastawienie do świata trochę mnie zaskoczyło. Jak to możliwe, że taka otwarta i
pogodna osoba jak ona woli spędzać cały swój czas w stajni niż z rówieśniczkami
na zakupach czy imprezach?
– Bo tak jest prościej i bezpieczniej, przynajmniej ma
się pewność, że nikt cię nie zrani.
–Ale one też potrafią zrobić krzywdę. Tyle razy
podawali w wiadomościach, że…
– To prawda, ale nie umyślnie. – Weszła mi w słowo,
nie pozwalając dokończyć zdania. – Atakują przeważnie dlatego, że są głodne,
przestraszone albo ich właściciele to skończeni idioci, którzy nie mają pojęcia
jak się nimi zająć. Nigdy w życiu żadne zwierzę, nie zrobiło nikomu krzywdy dla
rozrywki czy z nudów!
– Masz rację. – Stwierdziłam zgodnie z prawdą, głośno
wypuszczając powietrze z płuc. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak długo
je wstrzymywałam wsłuchując się w smutne słowa Zosi. – Ale chyba nie chcesz mi
powiedzieć, że jedynymi istotami, z którymi się kontaktujesz są konie. –
Posłałam jej niepewne spojrzenie, zdając sobie sprawę z tego jak dwuznacznie to
zabrzmiało.
– Nie, no coś ty! Czasami odwiedzają mnie zielone
ludki z czułkami, a wieczorami spod szafy wychodzą krasnoludki i gramy razem w
rozbieranego pokera.
Równocześnie wybuchnęłyśmy głośnym, gardłowym
śmiechem. Dawno mi się to nie zdarzyło, ale poczułam jak dosłownie w jednej
chwili całe moje policzki były mokre od łez, a mięśnie brzucha zabolały w
przyjemny sposób.
– A tak na serio – wydukała po chwili poprawiając
potargane włosy – mam dziadka, brata, kilku dobrych znajomych z pracy, no i od
dzisiaj też ciebie – To zdanie w jej ustach zabrzmiało raczej jak pytanie a nie
stwierdzenie, dlatego przytaknęłam głową
i posłałam szeroki uśmiech w jej stronę. – To fajnie.
– Nawet bardzo fajnie – zgodziłam się, czując, że
właśnie w tamtym momencie nastąpił
koniec z samotnością i nudą!
– To teraz twoja kolej.
– Kolej na co? – zapytałam kompletnie zbita z tropu.
– Jak to na co?– przewróciła oczami w powietrzu i
głośno westchnęła. – Na zwierzenia.
– Chyba nie ma o czym mówić. – wzruszyłam ramionami,
przyglądając się słowom wyrytym w drewnianym blacie stołu.
– A ja myślałam, że taka famme fatale jak ty będzie
sypała historiami o swoim barwnym życiu jak z rękawa, robiąc sobie jedynie
króciuteńkie przerwy na złapanie oddechu.
– Rozumiem, że te cholerne plotki dotarły również do
ciebie.
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to wszystko jedna
tania bujda. – zmarszczyła czoło nie kryjąc rozczarowania, a między jej
idealnie równymi brwiami uformowała się drobna fałdka, przypominająca literę v.
– Niestety muszę cię zasmucić, ale w tej plotce nie ma
nawet ociupinki prawdy! No oczywiście oprócz tego, że faktycznie tu jestem i
zamieszkałam w domu babci Róży.
– Czyli nie było żadnego biznesu w Londynie?
– Nie – pokręciłam głową z szerokim uśmiechem na
twarzy przypominając sobie rozmowę dwóch starszych pań w sklepie. – I rozwodnika,
z którym weszłam w spółkę a potem w romans też nie było.
– No to fest – nadąsała się, wydymając usta w
przezabawny sposób, czym od razu doprowadziła mnie do niekontrolowanego wybuchu
śmiechu.
– Przepraszam, że cię rozczarowałam, naprawdę nie
chciałam. Ale wiesz co? Jeszcze całe życie przede mną i obiecuję ci, że jak
tylko zacznie dziać się w nim coś ciekawego, nawet gdyby miał być to romans z
jakimś podstarzałym rozwodnikiem, albo biznes na starcie skazany na porażkę to
będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Może być? – Udałam, że
splunęłam na dłoń, przypominając sobie Milagros ze „Zbuntowanego anioła”, która
robiła tak za każdym razem, kiedy chciała z kimś zawrzeć układ i wyciągnęłam ją
w stronę Zosi.
– Umowa stoi –
również napluła na wnętrze dłoni i uścisnęła mnie z całej siły szczerząc się
przy tym ze łzami wzruszenia w oczach. – Ale pamiętaj, jak nie dotrzymasz słowa,
będzie z tobą krucho.
– Spokojna głowa. Naprawdę nie chciałabym mieć z tobą
na pieńku, poza tym obietnice są po to by ich dotrzymywać, a nie szastać nimi
na prawo i lewo.
– Już cię uwielbiam – zaśmiała się w głos i rzuciła mi
się na szyję, ściskając tak mocno, że o mały włos nie skręciła mi karku. – O
kurczaczki! – oderwała się ode mnie i z niepokojem spojrzała na zegarek, po
czym wykrzywiając usta w grymasie, pospiesznie spakowała pusty pojemnik po
sałatce do torby i zarzuciła ją sobie na ramię. – Moja przerwa skończyła się
jakieś dziesięć minut temu, mam nadzieję, że pani Alinka nie poszczuje mnie
Marsem. – Podniosła się z miejsca, ponownie przyłożyła palec do ust, po czym
przejechała nim po wyrytych w drewnie literach uśmiechając się czule. – Miło
się rozmawiało.
– Nawet bardzo miło.
– Dobra, już naprawdę lecę! – Zgarbiła się nieco i przyspieszyła
kroku, machając energicznie rękami jak żołnierz na musztrze. Nagle zatrzymała się w pół kroku, odwróciła
się w moją stronę i zasłaniając oczy przed rażącymi promieniami słońca,
krzyknęła: – Jutro kończę o czwartej, jeśli nie jesteś zajęta możemy pójść na
lody!
– Super! – uniosłam w górę kciuk niczym Neron i
zachichotałam.
Zosia zniknęła za bramą a ja siedziałam jeszcze chwilę
na drewnianej ławce i nie mogłam oderwać wzroku od koślawych liter układających
się w jeden z piękniejszych cytatów jakie słyszałam do tej pory.
Obdarowałaś
mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną
Te
słowa i sposób w jaki brat Zosi chciał ją przeprosić tak bardzo mnie wzruszyły,
że wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie, po czym ustawiłam je sobie na
tapetę. Mam nadzieję, że moja nowa koleżanka nie będzie miała nic przeciwko, w
końcu to trochę osobista sprawa. Prawda?
I to by było na tyle jeśli chodzi o przyjemne rzeczy,
które mnie dziś spotkały. Powrót do domu, niestety, okazał się istną drogą
krzyżową. I uwierzcie, że wcale nie przesadzam.
Zaczęło się od tylnego koła doszczętnie pozbawionego
powietrza, a skończyło na kolejnym spotkaniu z tym narwańcem, któremu nie tak
dawno wpadłam pod motor. Dziś co prawda obyło się bez siniaków i podartych
ciuchów, ale to wcale nie znaczy, że było miło. O nie! Pociesza mnie jedynie
fakt, że tym razem podczas kilkukilometrowego marszu miałam na sobie wygodne
trampki a nie japonki jak ostatnim razem, i że mimo grzmotów i nieba, które w
kilka chwil zrobiło się ołowiane zdążyłam dowlec się do domu przed potworną
ulewą.
Szczęście w nieszczęściu!
A byłoby jeszcze lepiej gdybym jednak poszła na
skróty. Muszę przyznać, że przeleciała mi przez głowę taka myśl, ale szybko ją
zignorowałam stwierdzając, że bezpieczniej będzie wybrać dłuższą, ale dobrze mi
znaną drogę niż iść na przełaj i zabłądzić. Wiadomo, ja i mój pech jesteśmy jak
Romeo i Julia, zawsze razem póki śmierć nas nie rozłączy, więc wolałam nie
ryzykować tułaniem się po polach w deszczu w dodatku ciągnąc za sobą
bezużyteczny rower ze sflaczałym tylnym kołem. Ale czy trzymanie się głównej
drogi uchroniło mnie przed nieszczęściem?
No właśnie nie! Pech i tak mnie nie ominął. Jakżeby
inaczej!
Z rękoma wciśniętymi w kieszenie czarnych dżinsów,
stał oparty o drewnianą pergolę przy sklepie i…
Stop! Jeśli ktoś nie nadążył za moim tokiem myślenia,
to pragnę wyjaśnić, że mowa tu o Panu Chamskim, a nie o moim wrodzonym pechu J
Więc jak już wspomniałam stał oparty o balustradę w
towarzystwie kilku kolegów i tej wytatuowanej dziewczyny, którą spotkałam
ostatnim razem podczas próby przeżycia wizyty w sklepie pani Lodzi. Był
odwrócony do mnie plecami i jestem pewna, że gdyby nie ciekawskie spojrzenia
jego kumpli udałoby mi się przemknąć obok niepostrzeżenie. No właśnie, gdyby…
Kiedy
się obrócił i posłał mi najbardziej arogancki uśmiech jaki do tej pory dane mi
było oglądać, już wiedziałam, że mam przekichane, ale jak wiadomo tonący
brzytwy się chwyta, dlatego unikając kontaktu wzrokowego, przyspieszyłam kroku
i przeszłam na drugą stronę ulicy, zaciskając z całych sił dłonie na gumowych
rączkach kierownicy.
Chyba nie trudno się domyśleć, że moje próby ratowania
się przed katastrofą spełzły na niczym.
– Proszę, proszę kogo my tu mamy! – Pan Cham, bo
właśnie tak zamierzam go nazywać, wyrósł przede mną jak spod ziemi, czym o mały
włos nie doprowadził mnie do zawału serca. – Nasza niedoszła samobójczyni
–prychnął krzyżując ręce na piersiach. – Wybacz, ale dziś niestety nie mogę ci
pomóc, mam motor w naprawie, ale możemy się umówić, że rozjadę cię innym razem
jeśli tak bardzo ci na tym zależy.
Zamurowało mnie! Spodziewałam się, że będzie
opryskliwy i niemiły, ale żeby aż tak? Przecież to ludzkie pojęcie przechodzi!
Swoją drogą, co się dzieje do jasnej Anielki? Auto
pana Szymona zepsute, motor Chama w naprawie, i jakby tego było mało mój rower
też odmówił posłuszeństwa. Niezły trójkącik!
Postanowiłam go kulturalnie ominąć i broń Boże nie wdawać
się z nim w żadne dyskusje, jednak on najwyraźniej miał zupełnie inne palny!
Kiedy zrobiłam krok do przodu, zerwał się z miejsca, stanął przede mną obejmując
łydkami przednie koło roweru, dłonie zacisnął na kierownicy, kilka milimetrów
od moich zbielałych knykci i taksując mnie nachalnym wzrokiem nie przestawał
się arogancko uśmiechać. Przysięgam, miałam ochotę wyzwać go na czym świat
stoi, ale jakimś cudem kolejny raz język stanął mi kołkiem. Pięknie! Jedyne na
co było mnie stać to posłanie mu piorunującego spojrzenia! Ma szczęście, że nie
jestem Bazyliszkiem, bo gdyby tak było, leżałby przede mną martwy!
– A co to za groźna mina? Myślałaś, że już się nie
spotkamy, tak?
– Nadzieja to zdecydowanie lepsze słowo! – Wycedziłam
przez zęby, w duchu dziękując Bogu za jasność umysłu. – A teraz bądź tak miły i
daj mi przejść, spieszę się – zrobiłam krok do przodu, ale rower ani drgnął.
Miałam ochotę go zostawić i pobiec do domu, ale fakt, że kiedyś należał do
babci zmusił mnie do dalszych przepychanek (nie tylko słownych) z Panem
Chamskim. – Przepraszam – powiedziałam najsurowiej jak tylko potrafiłam i
kolejny raz szarpnęłam kierownicą wkładając w to całą swoją siłę.
Bezskutecznie.
– Ależ nie ma za co – roześmiał mi się w twarz, po
czym nachylił się i szepnął cicho wprost do mojego ucha: – Nie gniewam się.
– Jesteś nienormalny! – Odskoczyłam do tyłu niczym
rażona prądem.
– A ty spostrzegawcza.
– E, lowelasie, piwo się grzeje! – Dobiegł nas głos
zniecierpliwionych kolegów, którzy mogę się założyć, przyglądali się tej scenie
z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami. – Ruchy, no!
– Zaraz! – Krzyknął, nawet nie patrząc w ich stronę. –
Dobra, zawszyjmy układ. Powiesz mi, gdzie się tak bardzo spieszysz, a ja zejdę
ci z drogi.
– Chyba sobie żartujesz? – Puściłam kierownicę, dając
mu pełnię władzy nad moim rowerem, po czym przestąpiłam z nogi na nogę i
skrzyżowałam ręce na piersiach. Na sekundę, dosłownie na jedną krótką sekundę
na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, ale szybko wrócił do miny pokerzysty.
– Nie mam zamiaru grać z tobą w jakieś chore gierki! Masz się odsunąć i
pozwolić mi przejść!
To, że nie odezwał się ani słowem i tylko się
zadziornie uśmiechał, nadal tarasując mi drogę zadziałało na mnie jak czerwona
płachta na rozjuszonego byka.
– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! – Wyrzucałam z
siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. – Nie jesteś ani moim ojcem,
ani moim bratem, i moim kolegą też nie jesteś! I wiesz co ci jeszcze powiem?
Nigdy nim nie będziesz!
– Jesteś pewna? – Jego uśmieszek, irytujący mnie do
granic wytrzymałości zniknął mu z twarzy a usta ułożyły się w wąską linię.
– Bardziej niż tego, że Ziemia jest okrągła!
– Nie wiem czy wiesz, ale Ziemia nie jest tak do końca
okrągła. – uniósł w górę brwi, przyglądając mi się z triumfem malującym się w
jego ciemnych oczach. – Ma kształt elipsy.
– Dobra, spieszę się do pracy! – Palnęłam pierwsze co
przyszło mi na myśl.
– Długo jeszcze? – Koledzy Pana Chamskiego
najwyraźniej zaczęli tracić cierpliwość, podobnie zresztą jak ja. Tyle, że tym
razem nawet nie pofatygował się, by im odpowiedzieć, jakby udawał, że nie
usłyszał pytania. A może wcale nie udawał? Może był tak pochłonięty chęcią
poznania mojej tajemnicy, że kompletnie odciął się od całej reszty? Jeśli tak,
to może uścisnąć sobie rękę z panią Lodzią.
– Gdzie?
– Słucham? – zapytałam kompletnie zbita z tropu. To w
jaki sposób się zachowywał, jak mówił, co mówił i jak płynnie przechodził z
jednego nastroju w drugi, kompletnie skrajny, sprawiało, że traciłam rezon.
– Chcę wiedzieć, gdzie pracujesz?
– Zbieram truskawki u pani Jóźki – powiedziałam bez
zająknięcia przypominając sobie moje pierwsze spotkanie z panią Lodzią i to jak
strzelała na oślep starając się rozgryźć zagadkę.
– Kiepska z ciebie kłamczucha – skrzywił się, po czym
puścił kierownicę, a rower przechylił się w lewo i gdybym w porę do niego nie
doskoczyła upadłby na ziemię.
Położyłam trzęsące się z nerwów dłonie na gumowych rączkach
i ruszyłam w stronę domu nie oglądając się za siebie. Czułam, że moje policzki
płonęły krzykliwą czerwienią a serce biło tak mocno, że o mały włos nie
połamało mi żeber. Obawiam się, że żadne urządzenie, choćby nie wiem jak było
dokładne i precyzyjne, nie byłby w stanie zmierzyć mojego ciśnienia.
– Chyba nie zamierzasz za nią iść? – Wśród męskich
jęków i gwizdów, wyłapałam kobiecy, nieco piskliwy głos, należący zapewne do
wytatuowanej piękności. Minęła dłuższa chwila nim dotarł do mnie sens jej słów.
Przystanęłam i obejrzałam się do tyłu. Sklep pani Lodzi, przed którym kilka
chwil temu rozgrywało się przedstawienie ze mną oraz Panem Chamskim w rolach
głównych, zniknął za soczyście zielonymi krzewami dzikiego bzu.
To,
że przeszłam tak spory kawałek drogi zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co
robię, nie zdziwiło mnie tak bardzo jak widok tego świra idącego kilka metrów
za mną.
– Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – Zatrzymałam się,
z trudem panując nad nieodpartą pokusą rzucenia się na niego i uduszenia go
gołymi rękami.
– Nie dotrzymałaś słowa – Stanął naprzeciwko mnie, tak
blisko, że czubki naszych butów dzieliło kilka centymetrów. Nie wiem czy to w
ogóle możliwe, ale brzuch rozbolał mnie jeszcze bardziej niż chwilę temu, a
całe moje ciało, nie tylko łydki jak do tej pory, trzęsło się niczym galareta. Jeśli
staracie się teraz wyobrazić sobie jak bardzo byłam na niego zła, to pomnóżcie
to przez milion, wtedy będziecie wiedzieć co czułam i jak mocno go w tamtym
momencie nienawidziłam.
– Skłamałaś, a ja bardzo tego nie lubię. – Syknął
przez zaciśnięte zęby miażdżąc mnie ciężkim spojrzeniem.
– Po pierwsze – wsunęłam między nas dłoń i uniosłam w
górę kciuk – nie interesuje mnie co lubisz a czego nie, mam to gdzieś. Po
drugie – wystawiłam palec wskazujący, opuszkiem dotykając jego czarnej koszulki
na wysokości klatki piersiowej – To twoje zdanie i myśl sobie co chcesz, to też
mam gdzieś, wiesz? A teraz bądź tak miły i daj mi w spokoju dotrzeć do domu
zanim rozpęta się istne piekło.
Sama nie wiem, czy bardziej chodziło mi coraz
głośniejsze grzmoty i coraz częstsze błyski padające z granatowego nieba czy
zaognioną atmosferę między nami.
– To teraz ja ci coś powiem – położył swoją dłoń na
mojej zmuszając mnie bym cofnęła wskazujący palec – Po pierwsze truskawki pani
Jóźki są tam – kiwnął głową w zupełnie odwrotnym kierunku niż ten, w którym
zmierzałam, po czym pewnym gestem zakrył mój ciągle uniesiony w górę kciuk – A
po drugie, nie tak wyglądają ręce osoby pracującej na polu. – Pod naciskiem
jego palców otworzyłam dłoń, którą do tej pory mocno zaciskałam w pięść, a on
przez dłuższą chwilę przyglądał się jej w skupieniu, po czym podniósł głowę i
spojrzał mi w oczy – Pospiesz się, zaraz lunie – Po tych słowach, które przyznam
mocno mnie zszokowały, westchnął głośno i nie czekając na moją odpowiedź
odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę wioski.
Stałam jak wryta aż do czasu kiedy przeraźliwy grzmot
nie wyrwał mnie z zamyślenia, przypominając o wiszącej w powietrzu burzy.
Zebrałam w sobie resztki energii i ile sił w
rozdygotanych nogach popędziłam do domu. I całe szczęście, bo gdy tylko odstawiłam
rower do szopki i stanęłam pod daszkiem werandy z ołowianych chmur lunął gęsty,
rzęsisty deszcz.
A teraz muszę się wam do czegoś przyznać. Cała ta
sytuacja z Panem Chamskim tak poszarpała moje nerwy, że pierwsze co zrobiłam po
wejściu do kuchni to wyjęłam z lodówki wino i nie tracąc czasu na szukanie
kieliszka pociągnęłam z butelki długi łyk, czując jak przyjemne ciepło
słodkiego alkoholu rozchodzi się po moim galaretowatym ciele. Wiem, zachowałam
się jak rasowy alkoholik tuż po przebudzeniu, ale nic na to nie poradzę. I
chyba nawet nie jest mi wstyd. Byłam wściekła i musiałam się napić!
A potem oparłam się o blat szafki i wybuchnęłam
głośnym śmiechem zdając sobie sprawę z tego w jak absurdalnej sytuacji się
znalazłam.
Do niedawna mieszkałam w blisko dwumilionowym mieście,
gdzie aż roiło się od barów, galerii czy kin, nie sposób było się nudzić, a
mimo to w moim życiu nie działo się nic ciekawego, a teraz? Przeprowadziłam się
do zabitej dechami wiochy i nie wiem jakim cudem moje życie niczym światowej
sławy b-boy zaczęło robić salta i stawać na głowie.
Cóż za piękna puenta J
Będę się żegnać, mam zamiar jednak ogarnąć te ciuchy
walające się po salonie, a potem zrobię sobie gorącą herbatkę z grubym plastrem
cytryny i poczytam „Północ i Południe”.
A jutro lody z Zośką! Super!
Jak widać niepojawienie się pana Szymona miało swoją dobrą stronę. Klara ma nową znajomą. Myślę, że dziewczyny szybko się dogadają ze sobą i będą dobrymi koleżankami.
OdpowiedzUsuńPan chamski chyba teraz był jeszcze bardziej chamski niż poprzednio. Chyba wygląda na to, że klarze nie da spokoju. Jeśli tak będzie to czego on od niej chce. Jak widzi, że Klara nie chce z nim rozmawiać to mógłby ją zostawić.
Czekam na kolejny rozdział.
Ślicznie dziękuję za komentarz <3
UsuńTak, ja też mam przeczucie, że Klara i Zośka zostaną najlepszymi przyjaciółkami.
Pan Chamski potrafi być naprawdę chamski, ale to chyba jeszcze nie wszystko na co go stać...
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję :*
Strasznie przepraszam, że tak dawno mnie tu nie było! Teraz, kiedy zaczął się rok szkolny, rzadko kiedy mam wolną chwilkę. Jak nie kartkówka, sprawdzian, to inne rzeczy, na które muszę tracić wiele czasu. :c
OdpowiedzUsuńUwielbiam Zośkę, poważnie! Jest taka, taka zabawna, miła i, i sympatyczna, że się inaczej nie dało! Strasznie, ale to strasznie chciałabym spotkać taką osóbkę. Kurcze, poważnie!
I jej braciszek też jest kochany! Kiedy jego siostra ma doła, ogląda z nią film! Co prawda ciągle ten sam, ale widać nie przeszkadza im to. No i te słowa, które wyciosał(?) na tym stoliku! Czyż to nie urocze? *-*
Uwielbiam Pana Chama! :D Jest taki irytujący, ale jednak coś w nim mnie do niego przyciąga, poważnie! Klaro, może i nie podzielasz tego zdania, ale zazdroszczę Ci. On byłby świetną odskocznią od codzienności! Taki buntownik, hahha. Zupełne przeciwieństwo Pana Szymona!
Ja już zmykam, francuski czeka..
Au revoir! ;)
kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
Nie przepraszaj, ja też miałam zaległości u ciebie, ale już je ponadrabiałyśmy i wszystko w porządku :)
UsuńTak, sama bym chciała żeby ktoś dla mnie wyciosał takie piękne słowa. Fajnie mieć takiego cudownego brata :)
Wiesz, zdradzę ci w tajemnicy, że ja też polubiłam Pana Chama, dziewczyny już tak mają, że ciągnie ich do łobuziaków :)
ciekawe tylko czy Klara będzie odporna czy nie.
Ślicznie dziękuję za komentarz, to ogromna motywacja dla mnie <3
Hej! Już od jakiegoś czasu chciałam do Ciebie wpaść, po tym, jak zareklamowałaś się na moim blogu, ale wyszło, jak wyszło.
OdpowiedzUsuńDotarłam dopiero teraz, nadrobiłam czytanie i mam nadzieję być na bieżąco z rozdziałami, gdyż urzekła mnie historia Klary :)
Piszesz niezwykle lekko i dowcipnie. Podoba mi się Twój styl i w ogóle.
Na razie nie będę nic pisała o poszczególnych rozdziałach, bo trochę tego za dużo, ale obiecuję, że się poprawię :-)
Do następnego!
Cieszę się, że do mnie zajrzałaś i poświęciłaś swój czas na czytanie pisanej przeze mnie historii.
UsuńDziękuję za miłe słowa, to dla mnie bardzo motywujące i oczywiście zapraszam częściej <3
do następnego!
O, no proszę, konie! Ostatnia rzecz, której bym się po Tobie spodziewała, naprawdę ;) ale przez to chętniej będę tu przychodzić. Nie wiem, czy wywnioskowałaś z mojego bloga (i-w-sto-koni-nie-dogoni-.blogspot.com), bo konie to moja pasja.
OdpowiedzUsuńCzuję miętę! A raczej pan Chamski ją czuje do naszej Klary :P Ciekawe, czy okaże się Wacławem...
Fajnie, że nasza bohaterka ma nowych znajomych, chociaż moim zdaniem powinna znaleźć jakąś pracę, bo nie będzie miała za co kupować cukier dla pana Szymona, hehe ;P.
A tak właściwie to jeździsz konno? Głupio mi trochę proponować, ale jeżeli będziesz chciała opisywać stajnię czy może naukę jazdy to służę pomocą! :) Pisz, kiedy chcesz: johavke@gmail.com
Dziękuję, że jesteś zawsze obecna na moim blogu i postaram się pisać dłuższe rozdziały, tylko nie za bardzo mam czas, chyba będę musiała je pisać w autobusach! xD
Pozdrawiam serdecznie
Jo Havke :)
cieszę się, że udało mi się ciebie zaskoczyć tymi końmi :)
UsuńMi się wydaje, że Pan Chamski sam nie wie co czuje i czego chce i mam przeczucie, że nie będzie wiedział jeszcze przez długi czas... cukier dla pana Szymona, zabrzmiało jak cukier dla konia :p
Nie jeżdżę konno, nigdy nie jeździłam, pomijając oczywiście czasy dzieciństwa kiedy dziadek podsadzał mnie na swoją Baśkę (klacz) i byłam wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na świecie :*
na pewno skorzystam z twojej fachowej pomocy będzie mi potrzebna podczas pisania rozdziałów których akcja będzie się toczyła w szkółce. Dziękuję.
Lubię czytać to co piszesz i zaglądanie do ciebie to dla mnie czysta przyjemność :)
Jeszcze raz ślicznie dziękuję za komentarz <3
Kocham to jak piszesz ;)
OdpowiedzUsuńDla takich komentarzy warto ślęczeć po nocach nad laptopem <3
Usuńpozdrawiam cię Anonimku :*
Narobiłaś mi ochoty na lody... Takie włoskie najlepiej...
OdpowiedzUsuńDo koni podchodzę z dystansem. Ale pooglądać zawsze można. A tak się składa, że mam takiego konika za oknem (w sensie u sąsiada). I parę innych w pobliżu też się znajdzie. Jednak lepszą rzeczą od widoku konia jest widok chłopaka na koniu (no cudowny obrazek... warto też dodać- za mundurem panny sznurem i aż chce się zdjęcia robić).
Przeczytałam ten rozdział i tak za latem zatęskniłam. Choć wolę jesień (która pewnie i w Stodolnej za jakiś czas zagości) to jakoś mi do tego słońca i wylegiwania się na dworze tęskno (tak, tak, czasem ktoś jeszcze używa tego słowa). Ale barwy liści, porywisty wiatr i jesienny deszcz to też ładny krajobraz. Herbatka, książka i jeszcze tylko kot do kompletu...
Pozdrawiam.
Sama zjadłabym coś słodkiego, najlepiej Milkę Oreo :/
Usuńfaktycznie, widok chłopaka na koniu, bez koszulki, jadącego brzegiem plaży w soczystym słońcu, och...
muszę pomyśleć o takim wątku, tylko ciężko będzie o plażę biorąc pod uwagę fakt, że akcja opowiadania toczy się na południu Polski.:)
Jesień do Stodolnej zawita za jakiś czas, będą wykopki, ogniska, grabienie liści. Także będzie się działo :P
I kot też będzie, wiesz? :)
Ślicznie dziękuję za komentarz <3
hahahah ta akcja z Panem Chamskim aww, cos czuje ze beda z tego dzieci hahaha :D
OdpowiedzUsuńno wiec, rozdzial strasznie fajny, czekam na kolejny :))
much-imperfections.blogspot.com
dzieci? O Bożuniu ;)
Usuńślicznie dziękuję, kochana <3
Hej kochana :3
OdpowiedzUsuńOho już zaczynałam myśleć kiedy następny rozdział, a tu proszę.
Bardzo i ciekawy rozdział, oczywiście nieźle mnie wciągnął!
O Klara wrzeszczcie coś znalazła na tym odludziu a raczej kogoś, nowa przyjaciółka się przyda.
Ach ten pan Chamski jest całkiem uroczy i coś mi się zdaje, że Klara coś jednak z nim będzie kręcić ale nie wiem, bo w tej chwili go nie lubi :D W sumie po spotkaniu z czyimś motorem też bym nie skakała z radości. :)
Rozdział super :☺☺☺
Pozdrawiam ciepło ♥
Klara ma uszczerbek na psychice przez Pana Chama i nie dziwota, ze wolałaby nie mieć z nim styczności, ale jak będzie dalej to się okaże :p
UsuńDziękuję pięknie za miłe słowa <3
"zupełnie inne palny" - literóweczka xD
OdpowiedzUsuń"czy bardziej chodziło mi coraz" - o o o, tego o właśnie brakuje.
Jako fan twórczości Homera, którego nie wiadomo czemu zawsze mylę z pewnym poetą Horacym, uwielbiam zarówno Iliadę jak i Odyseję, ale już za filmem Troja nieszczególnie przepadam. Pierwsza wersja do dupy, a druga taka hollywoodzka. Ale jako, że do Achillesa nic nie mam, to cytat pięknie dobrany, ale wolę Hektora... i tak dobrze, że nie zacytowałaś niczego Parysa, bo był okropnym mięczakiem i grał go ten z Piratów z Karaibów, którego nie mogłem zdzierżyć. Nie spodziewałbym się jednak po panu Chamskim takiej twórczości, co prawda zniszczył własność wsi czy też stadniny, ale... liczy się gest, więc odpuszczam trochę motocykliście. Natomiast jego zaczepki w stosunku do Klary ani trochę mi się nie podobają. Facet jest dziecinny, taki szczeniak i gówniarz, a jego wiek już chyba zobowiązuje do pewnej kultury i odpowiedniego zachowania, w stosunku do kobiet zwłaszcza. Chyba wolę Szymona! Na pewno wolę Szymona!
Oczywiście jak zawsze rozbawiły mnie niektóre myśli Klary, szczególnie ta o rasowym alkoholiku, pechu porównywalnym do Romea i Julii, i jeszcze by się kilka znalazło.
Jednym słowem dobra robota.
Zostałbym dłużej, ale więcej wpisów nie ma, tak więc twój wierny czytelnik spada i pędzi do siebie w końcu ogarnąć "Jabłka i śniegi" zanim mnie tam ktoś piłą mechaniczną potraktuje za miesięczną przerwę.
j-i-s.blogspot.com
Dobrze Tysiu, że nie mylisz Homera z homarem :p
Usuńa ja Troję lubię, ale to tylko i wyłącznie za pierwszą scenę gdzie Achilles zabija tego wielkoluda, no i za wątek miłosny z Bryzeidą, nic na to nie poradzę romantyczka ze mnie :)
Parysa też nie mogłam ścierpieć, wiec wiem o czym piszesz :)
Cieszę się, że Pan Cham cię rozzłościł, o to mi chodziło, żeby właśnie tak go przedstawić. Czyli udało mi się :)
dziękuję za miłe słowa Tysiu ;*
Czekam na weekend, ty też czekaj bo zamierzam cię odwiedzić, w sensie j-i-s :)
Ja tam czytam "Nim ci zaufam" i czekam na 10 "Ocalić od zapomnienia".
UsuńBardzo ubolewam, że nie doszło do spotkania z Szymonem, ale z drugiej strony może to i dobrze? Wątpię, że mogłabym poczuć nim przesyt, ale takie dawkowanie emocji zawsze wychodzi na plus. Także wydaje mi się, że dzięki tej przerwie (tzn rozdziale bez niego) jego pojawienie się będzie jeszcze bardziej emocjonujące, ciekawe i tak dalej. Ja już nie mogę się doczekać! I jakoś wątpię w tę blondynkę z obrączką na palcu. A przynajmniej mam nadzieję xD
OdpowiedzUsuńWiem, że Szymon nie mieszka na tej wsi, tylko gdzieś dalej, ale mimo to mam wrażenie, że ta Zosia jest jego siostrą. Nie wiem, takie mam wrażenie ;D Ogólnie bardzo fajna z niej postać. Taka wesoła, otwarta, a równocześnie obarczona jakąś smutną tajemnicą. Chłopak ją rzucił, mąz? Ktoś na pewno ją zranił skoro ma takie dość smutne podejście do życia i zamiast przebywać z ludźmi to siedzi ciągle z końmi. Ciekawi mnie ona i cieszę się, że złapały kontakt. Może dzięki temu poznamy, co się stało w życiu Zośki.
Natomiast ten chłopak z motorem, tak zwany Cham, mnie ogromnie denerwuje! Jest w nim coś tak denerwującego, irytującego i negatywnego, że aż mnie targa na samą wzmiankę o nim. A z drugiej strony ciekawa jestem skąd się bierze to jego chamstwo. Wydaje mi się, że wewnętrznie nie jest zły i nie jest negatywną postacią. Że to tylko taka poza. Zobaczymy potem! :D
Pozdrawiam! ;*
Cześć :)
UsuńCoś mi się wydaje, ze gdyby okazało się, że pan Szymon jest żonaty pękłoby ze smutku wiele serc, nie tylko Klary :)
Zosia nie jest jego siostrą, ale mogę zdradzić, że się znają xD
Twoje odczucia względem Chama bardzo mnie cieszą, bo to oznacza, że spełniłam swoje założenia, Właśnie taki miał być chamski i wkurzający.
Oj tak, potem zobaczymy, mam nadzieję, ze zostaniesz ze mną do końca (ojej jak to poważnie brzmi) i sama się przekonasz jaki naprawdę jest cham :)
Nigdzie się nie wybieram:D
UsuńWybacz za poślizg. Dziś i jutro to dni do nadrabiania u wszystkich zaległości -,-
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się, był długiii - za to plus ;)
Konie - to piękne zwierzęta, mądre i wrażliwe. Kocham je. ;) Chciałabym się kiedyś nauczyć jezdzić konno, ale coś czuje, że nie będzie mi to nigdy dane :P Fajnie, że wstawiłaś tutaj wątek z nimi.
Klara znalazła nową znajomą.. super, a nasz Pan Szymon coś czuję, że czuje miętkę do Klary ? :D Coś się zaczyna kroić. ;)
Cóż, nie mam się do czego doczepić ;)
Życzę ci mnóstwo weny :*****
nic nie szkodzi, cieszę się, że jesteś, kochana :)
UsuńOj wiesz ja mam ten problem, że czasami chciałabym pisać krócej, ale nie potrafię :/
Klara i Szymon? To się okaże :)
Też uwielbiam konie i też okropnie nad tym ubolewam, ze nie potrafię na nich jeździć :/
Kochana, ja już tyle razy to pisałam, ale napisze raz jeszcze! Kocham Twoje cudowne opisy. No i to co już gdzieś tu pisałam, mam tu u Ciebie namiastkę wsi w mieście :D
OdpowiedzUsuńOh Oh Oh! Pan Jakub na mm... bez motoru! Czekałam na ten mamon aż się pojawi! Nie wiem czemu, od samego początku go polubiłam, choćby za samo zdjęcie w bohaterach! A teraz czekam aż wejdzie do akcji na stałe i będę go to mieć rozdział w rozdział. To taki zadziorny łobuz, a sama wiesz że ja takich love. Tak samo było z Alanem.. (swoją drogą co z tym Alanem dalej będzie? :P ) Coś czuję, Pan Motor jeszcze tu namiesza w spokojnym i błogim życiu naszej Klary. I co gorsze, czekam na to z utęsknieniem xD (nie żebym jej źle życzyła..). Co do Szymona, szkoda mimo wszystko że się nie spotkali. No ale prędzej czy późnej i tak to nastąpi :D
No dobrze, idę dalej czytać i nadrabiać.
Życzę Ci duuużo weny Kochana! I do napisania :)
Oj tak, z Kuby to czysty diabełek, od teraz będzie go sporo w rozdziałach i będziemy go mogli lepiej poznać.
UsuńJa też mam do takich słabość :p
Dominika szybko sobie poradziła z Alanem, który przy niej był potulny jak baranek, ale coś mi się wydaje, ze z panem Chamem będzie trudniej :/
No tak, spotkają się, kiedyś na pewno :)
Dziękuję ślicznie za śliczny komentarz <3
Jejku *.* Nie było mnie tutaj tylko przez jakiś czas (co głównie jest spowodowane nauką), a już trochę się pozmieniało. I jaką wielką przyjemnością może być czytanie Twojego opowiadania, z kubkiem gorącej herbaty.
OdpowiedzUsuńTo jest kolejny wspaniały rozdział, który udał Ci się zupełnie. Czekam na więcej i życzę dużej weny. (;
Pozdrawiam.
dziękuję kochana za piękne słowa, strasznie mi miło <3
OdpowiedzUsuńW końcu pojawiam się z komentarzem! To opowiadanie czytam już od jakiegoś czasu, ale krucho u mnie z wolnymi chwilami, dlatego opornie szło mi czytanie, nie mogłam się za to zabrać raz a dobrze. Historia jest naprawdę świetna. Taka klimatyczna, uwielbiam, gdy akcja rozgrywa się w jakiś małych miasteczkach, gdzie wszyscy się znają. Mieszkanie na wsi musi być cudownie. ale z drugiej strony ma też sporo wad. Ciesze się, że Klara zdobyła nową znajomą. Najwyraźniej odwołane spotkanie z Panem Szymonem wyszło jej na dobre. Teraz przynajmniej będzie miała co robić w wolnym czasie. Z dużą niecierpliwością czekałam na kolejne pojawienie się Pana Chamskiego i oto jest! Powiem szczerze, że lubię go o wiele bardziej niż Pana Szymona. Jak dla mnie jest on po prostu zbyt grzeczny i kulturalny. Irytuje mnie to. XD Zdecydowanie mam lekką słabość do takich niegrzecznych chłopaków. Ale też wszystko ma swoje granice, bo Pan Chamski był naprawdę mocno natrętny i niemiły. Jestem niezmiernie ciekawa, jak ich znajomość się dalej rozwinie. Ale jestem pewna, że będzie ciekawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę masę weny i czekam na następny rozdział!
W wolnej chwili zapraszam do siebie na prolog: all-except-you-ff.blogspot.com
Witam cię serdecznie :)
UsuńBardzo się cieszę, że to co piszę przypadło ci do gustu, naprawdę jest mi strasznie miło z tego powodu, sama piszesz, więc wiesz jak to potrafi zmotywować :p
Zdradzę ci w tajemnicy, że dla mnie pan Szymon też jest zbyt idealny i mam wrażenie, ze wcale nie jest taki wspaniałay jak może się wydawać! Zobaczymy...
Pana Chamskiego też lubię i podobnie jak ty mam słabość do łobuzów :0
Pozdrawiam serdecznie i oczywiście zapraszam częściej :*
a do ciebie oczywiście zajrzę, jak tylko znajdę chwilkę wolnego czasu
Nareszcie jestem ! Powiem szczerze, brałam się za pierwszy rozdział z osiem razy i nie mogę! Nie mogę go przeczytać :C Po prostu mnie odpycha. Natomiast reszta jest świetna. Bardzo polubiłam Zośkę ! Jest super i trochę podobna do mnie. Tylko nie mam fajnego brata jak ona. Mój nie jest fajny. Pan Chamski nie wiem czemu ciut przypomina mi Alana. Serio czytasz Greya ? Ja już dawno i wszystkie części ;) Wolę książkę. I przypominam się i zapraszam na nowy rozdział. Załóż sobie wattpada. Tam jest mnóstwo świetnych opowiadań i twoje na pewno znajdzie się na szczycie. Liczę, że ocenisz mój rozdział tak jak uważasz ;3 za ewentualne błędy przepraszam ;-;
OdpowiedzUsuńhttp://gdzie-swiatlo-nie-zawsze-oznacza-dobo.blogspot.com/
http://gdzie-swiatlo-nie-zawsze-oznacza-dobo.blogspot.com/
ojej a co takiego strasznego jest w pierwszym rozdziale, że tak odpycha? ? ?
UsuńPan Chamski przypomina ci Alana? Oj on przecież nie był taki nieuprzejmy, wprost przeciwnie zabiegał o względy Dominiki, no ale może i faktycznie dałoby się znaleźć kilka wspólnych cech.
Tak czytam Greya, poprzednie części już dawno skończyłam, na filmie też byłam.
Dodałaś rozdział? A juz traciłam nadzieję, że kiedykolwiek coś się jeszcze tam pojawi. Oczywiście zajrzę w wolnej chwili.
Pozdrawiam serdecznie
Nie mam pojęcia. Tylko po prostu nie mogę go przeczytać. Nieraz tak mam z książkami. A z Panem Chamskim tak jakoś samo wyszło ;c Nie moja wina ;-; Ja przeczytałam wszystkie części, a film tak se mi się podoba. A z rozdziałem to nie, że nie miałam pomysłu, ale wręcz przeciwnie. Miałam i nie mogłam się zdecydować, a pisanie zdań tak mi się dłużyło. Miałam blokady na kilka dni. Teraz jestem chora więc postaram się napisać. A twój blog bardzo mi się podoba! Mam nadzieję, że dużo nie ominęło mnie w tym pierwszym rozdziale. Kocham !<33333
UsuńNo nadrobiłam! ;)
OdpowiedzUsuńPan Chamski, to faktycznie cham. Jak tak mozna! Ale ja kocham takich złych chłopców :D <3 mam nadzieje, że bardziej go poznam. :D
Ale jednak mam dziwne wrażenie, ze zepsute auto pana Szymona i Pana Chamskiego maja cos ze soba wspólnego...
Czekam na kolejny wpis :*
Cześć, cieszę się, że jesteś już na bieżąco :)
UsuńTroszkę ci się uzbierało zaległości, ale dobrze, że zdążyłaś przed nowym rozdziałem :)
Ja też uwielbiam łobuzów, chociaż związać się z takim to czyste szaleństwo, ale przynajmniej nie byłoby nudno, prawda?
Co do zepsutego motoru Pana Chama i zepsutego auta pana Szymona, to też mi się wydaje, że to ma coś ze sobą wspólnego...
Dziękuję ślicznie za komentarz <3
I wiedziałam, że o czymś zapomniałam! :(
UsuńJa + moja skleroza = forever love <3
"Obdarowałaś mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną." ubóstwiam ten cytat, i jak Zosia film "Troja" <3
Tak, nawet na takich filmach mogę ryczeć jak bóbr..
Pozdrawiam ;*
Kiedy nowy rozdział? Bo wchodzę drugi tydzień i nic nie ma :D
OdpowiedzUsuńOj, kochana.
UsuńMuszę tylko dopisać końcówkę i być może uda mi się jutro dodać, ale nie obiecuję, bo mam od rana inwenturę u siebie w sklepie i nie mam pojęcia ile mi to zajmie. Bądźmy dobrej myśli. Jeśli nie jutro to na pewno w niedzielę. To mogę obiecać :p
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za wytrwałość :)
Oglądałam ostatnio film "Troja" i inne tego typu, bo szukałam inspiracji do siebie na "Prawdziwą Legendę" i też zwróciłam uwagę na ten cytat i tak nawet sobie pomyślałam, że u siebie też go wykorzystam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać Zosi, bo jest taka normalna, zwyczajna, spokojna, samotniczka, a jednak czymś przyciąga i czuję, że jest w niej pewna tajemnica. Obawiam się, że Szymon mógł ją wykorzystać i gdyby tak było, to choć jej tego nie życzę, to przyznaję, że byłoby ciekawie i wtedy wszystko składałoby mi się w całość i już bym wiedziała dlaczego taki dystans odczuwam do tego Szymka i czemu jestem do niego tak uprzedzona.
http://takamilosc.blogspot.com/
Ojeeeej! Dlaczego ten Pan Chamski od razu mnie tak zaczarował? Ja nie wiem, co ja mam z tymi niegrzecznym chłopcami, no! Nie będę się tutaj za bardzo rozpisywać, bo za bardzo spieszy mi się do kolejnego rozdziału, ale, o losie, nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania! <333
OdpowiedzUsuńSwoją drogą nieźle powalony to on jest i może ciut za bardzo arogancki, ale mimo wszystko słodki. :D
Bardzo się cieszę, że Klara znalazła sobie koleżankę. Zosia wydaje się być naprawdę w porządku, mam nadzieję, że ich spotkanie będzie bardzo fajne. ;d
A tak z innej beczki, nigdy nie udało mi się obejrzeć Troi do końca, ale jako film bardzo lubię. :D Cytat, który wybrał brat Zosi jest piękny, nie dziwię się, że u Klary od razu powędrował na tapetę. xd
I w stu procentach zgadzam się z Zosią: zwierzę nigdy nie skrzywdzi człowieka dla rozrywki, to tylko ludzie są zwyrodnialcami! Oczywiście nie wszyscy!
Heja!
OdpowiedzUsuńNa początku - Przepraszam!
Za tak długą nieobecność, ale złożyło się parę czynników i po prostu nie miałam serca czegokolwiek czytać (nawet moich kochanych książek), a co dopiero pisać. Jednakże nie zginęłam, nie porwał mnie super-wilkołak (a szkoda, bo miałam taki sen - i tak hajtałam się z nim :3) W każdym razie bardzo przepraszam ja-mewo, że nie dawałam znaku życia :( Nie tak powinnam traktować swoje internetowe przyjaciółki, wybaczysz mi? Proszę?
A teraz...
Nie wiem czemu, ale reklama piwa na przystanku autobusowym zawsze kojarzy mi się z panem Kapitanem z Nim Ci Zaufam. I za każdym razem, gdy ją widzę, myślę o tobie. A ponieważ moje myśli są tak chaotyczne, że każdy by oszalał, chwilę później zastanawiam się nad ufo (to rozmowa na inny dzień).
W tym momencie ponownie cię przepraszam.
I końcówka...
Przeczytałam rozdział.
Cudowny rozdział.
Pan Szymon (o ile nadal dobrze pamiętam) ma żonę.
On.Ma.Żonę.
To zupełnie jak z kochankiem mojej mamy, on też miał żonę!
Ups... Napisałam to. Zignorujmy to wszyscy :P
Pan Chamski (fajne przezwisko) już zdobył moje serce.
Może z powodu tego uśmiechu.
Kto to wie?
Ale już go kocham. Podobnie jak niemal setkę innych facetów. Tia... Nie ma to jak stałość uczuciowa Miki. Wiesz, fajnie by było gdybym tak weszła do twojego opowiadania. Aczkolwiek pewnie dostałabyś bólu głowy z powodu tych bzdur które bym robiła. To byłoby niebezpieczne.
Ale ta żona...
Po prostu ścierpieć jej nie mogę.
Z drugiej strony, to jednak się cieszę. Gdyby Klara była z Panem Idealnym, gdzie byłaby ta przygoda? Zdecydowanie do siebie nie pasują (czy ja już kiedyś czegoś takiego nie pisałam?). To by było nuuuudne! Nudne. Nudne. A z panem Chamskim... Ich wspólne pogaduszki... Oj, oj! Mika kocha i lubuje! Mika ślub wyprawi, a co tam!
Musze skontaktować się z moim mężem gumową kaczką i zorganizujemy ślub w toalecie u mojej przyjaciółki Gabs. Pana młodego opijemy, a Klarę... A ona już wino wypiła, więc nie powinno być problemu.
Dobra...
Tak poważniej.
Zośka.
Zośka.
Czemu mi się kojarzy to z piosenką Wilków? "...Można było konie kraść"?
Moje pierwsze skojarzenie.
Szczególnie, że był tam koń. Moje pytanie, jeździsz konno? Jeże tak, to "zazdro!" Bo też bym chciała :3
Zośka wydaje się fajna i wydaje mi się nawet, że jej bratem może być pan Chamski. Oj Zośka już zeswata ich razem *złowieszczy śmiech*
Uwielbiam ten rozdział.
Szczególnie moment z rowerem.
Czy tylko ja tam mam, że boje się burzy w domu, a na zewnątrz ją kocham i świruje?
Ta, pewnie tak. (Patrząc na reakcję Klary).
Hej... ja też nie oglądałam tego filmu. A może oglądałam?
Powinnam obejrzeć, wszak interesuje się mitologią, nie?
Ale ostatnio oglądałam Deadpoola (znasz?) i jestem... Cóż odnalazłam miłość swojego życia (kolejną).
Moment z rowerem był mega.
Nie wiem, czy zrobiłaś to specjalne, ale podczas ich rozmowy miałam wrażenie, że pan Chamski odnosi się do czegoś innego niż tego drobnego kłamstwa z pracą. Tak jakby on ją już znał wcześniej. A może znał? Takie przynajmniej miałam skojarzenie, bo w końcu kiedyś Klara przyjeżdżała do babci, a może wtedy bawiła się z panem Chamskim, a ślubu udzielał im jej miś?
Wiem, wiem... Pewnie tak nie było, ale takie miałam myśli, podczas jego wypowiedzi. Dosłownie.
Więc moje pytanie... Zrobiłaś to umyślnie?
Wpis był mega cudowny, fantastyczny, zaskakujący, arcymistrzowski, bajeczny, zniewalajacy i apolliński! :D
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Bussis!
Mika wróciła :3
Uwielbiam te Zosie, serio. Po przeczytaniu o niej nawet mój żal po tym, jak Szymon się nie pojawił, zniknął. Jest miła i ciepła, chociaż myślę, że ma masę problemów i sporo przeszła, dlatego tak się ukrywa. Ale mimo to jest wylewna, w końcu nie każdy potrafi przy pierwszym spotkaniu tak wiele o sobie powiedzieć. Zobaczę jaka będzie dalej, ale jak na razie, ta dziewczyna ma moją wielką sympatię.
OdpowiedzUsuńCo innego szanowny pan braciszek, którego osobiście bym się przestraszyła, gdybym była na miejscu Klary, w jej wieku i sytuacji. Nie rozumiem, czy chciał z dziewczyny po prostu zakpić, czy to miało jakiś głębszy sens. Dziwi mnie, że jego znajomi go w jakiś sposób nie skrępowali i mimo wszystko polazł za tą biedną Klarą. Swoją drogą, Klara strasznie silnie przeżywa emocje.
Napomknę tu o matce, na której wiadomość czekam już któryś rozdział… Jednak zmalała w moich oczach. Ja nie wyobrażam sobie żebym miała nie zadzwonić do dziecka gdzie jest, czy wszystko okej, czy w ogóle dojechała, żyje, nie chodzi głodna albo nie tuła się gdzieś. Nieważne czy jechałaby do babci przez pół polski(bo Anna chyba przecież nie wie o śmierci Róży, nie wie, że Klara jest w pustym domu po niej, prawda?) czy przez pół wsi, martwiłabym się i nie byłoby opcji, że miałaby mi się nie zameldować. A Anna zdaje się w ogóle nie interesować córką. Może jest jej na rękę jej wyjazd… W każdym bądź razie bardzo się zawiodłam, bo jednak chciałam w jakiś sposób ten jej status matki obronić.