Dzień zaczął się dla mnie gigantycznym zaskoczeniem.
Korzystając z upalnego poranka oraz pięknych widoków
złocistych pól i pachnących igliwiem lasów postanowiłam zjeść śniadanie na
werandzie. Ubrana w lekką koszulę nocną z uroczym wzorem Hello Kitty wyszłam na
zewnątrz trzymając w dłoniach drewnianą tackę, na której kołysała się szklanka
świeżo zaparzonej mocnej kawy oraz miseczka owocowych musli zmieszanych z
kwaśnym jogurtem naturalnym. Sunąc ostrożnie po drewnianej podłodze ściskałam
kurczowo pod pachą tekturową teczkę, pełną dokumentów związanych z
najpiękniejszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam w swoim
dziewiętnastoletnim życiu – domem.
Moim domem.
Wiem, że może trochę za późno na czytanie umów, bo
zazwyczaj robi się to przed ich podpisaniem, a nie dwa dni po, ale skoro babcia
ufała panu Szymonowi to znaczy, że nie mógłby mnie oszukać. I nie zrobił tego!
Kolejna z setki odkrytych zalet Pana Idealnego!
Ten urzędowy żargon dla prostego laika jest kompletnie
abstrakcyjny i nie trudno się domyśleć, że niewiele rozumiałam z tego, co było
tam napisane, jakbym co najmniej próbowała rozszyfrować cyrylicę, jednak ten
fragment szczególnie zwrócił moją uwagę:
Wyżej wymienioną Posiadłość, mieszczącą
się przy ulicy Bocznej 2 w miejscowości Stodolna, gmina Winna, województwo
małopolskie, wraz ze wszystkimi mieszczącymi się w niej przedmiotami przekazuję
mojej wnuczce Klarze Jońskiej. Pragnę również złożyć w jej ręce widniejącą na
moim koncie osobistym sumę czterdziestu ośmiu tysięcy złotych.
Nie skłamię, jeśli napiszę, że czytałam to jedno
zdanie dobrych kilkanaście razy, a potem, kiedy już dotarł do mnie jego sens,
głośno wypuściłam powietrze wstrzymywane w płucach przez stanowczo zbyt długi
czas i klnąc pod nosem opadłam na oparcie drewnianej ławeczki.
Dom,
a do tego zawrotna kwota na start w dorosłe życie to o wiele za dużo. Niczym
sobie na to nie zasłużyłam! Niczym, niestety! Nie było mnie przy babci, kiedy
tego potrzebowała, nie szukałam z nią kontaktu i wstyd się przyznać, ale nawet
nie myślałam o niej zbyt często, a teraz mieszkam tu i mam pełne prawo do
rozporządzania jej pieniędzmi. Byłoby o wiele prościej, gdyby nie to cholerne
poczucie winy, ale z drugiej strony cieszę się, że tak to przeżywam,
przynajmniej mam pewność, że nie zbzikowałam do reszty i mam coś takiego jak
sumienie.
Pocieszające…
Kiedy już udało mi się odzyskać jasność umysłu,
złapałam za telefon i wybrałam numer pana Szymona? Sama nie wiem, czego od
niego oczekiwałam, czy potwierdzenia tego, co przeczytałam czy może po prostu
szukałam wymówki, żeby się z nim skontaktować? Pewnie i jedno, i drugie, ale
niestety był niedostępny. Ech…
Do godziny czternastej czas dłużył mi się
niemiłosiernie. Mimo iż co rusz szukałam sobie przeróżnych zajęć, wskazówki
zegara ciągle stały w miejscu, jakby chciały mi zrobić na złość.
Po przyrządzeniu obiadu, rozpaleniu w piecu, napisaniu
długiego maila do Igi, pościeraniu kurzy, wypiciu dwóch kaw podczas czytania
„Północ i Południe”, w końcu zabrałam się za przygotowania do wyjścia na lody z
Zosią.
Żałowałam,
że nie wymieniłyśmy się numerami telefonów, albo przynajmniej nie umówiłyśmy
się w jakimś konkretnym miejscu.
Powiedziała
tylko:
– Jutro kończę o czwartej, jeśli nie jesteś zajęta
możemy pójść na lody!
I
niemalże biegnąc zniknęła za bramą Szkółki Jeździeckiej „Galop”, w której
pracuje.
Nie martwiłabym się aż tak bardzo gdyby nie fakt, że
tylne koło roweru, mojego jedynego środka transportu wyzionęło ducha, a do
pokonania miałam kilka dobrych kilometrów. Ale to i tak nic w porównaniu ze
świadomością, że gdzieś tam czyha pan Cham, gotowy bez najmniejszego zawahania
doprowadzić mnie kolejny raz do białej gorączki.
Chyba nie muszę mówić, że na sam dźwięk warkotu
silnika truchlałam bliska zejścia na zawał serca, a kark już po kilku minutach
marszu rozbolał mnie od ciągłego rozglądania się na prawo i lewo w poszukiwaniu
znajomej sylwetki, by w razie czego móc się schować lub wybrać inną drogę.
Dzięki Bogu udało mi się dojść do stadniny bez przykrego, a może nawet
tragicznego w skutkach spotkania z panem Chamem, co wcale nie znaczy, że
dotarłam szczęśliwie do celu.
Nie, nie, to by było zbyt piękne…
W połowie drogi, z tylnej kieszeni moich dżinsowych
szortów odezwał się stłumiony dźwięk przychodzącego połączenia. Wzdrygnęłam się
i wyrwana z zamyślenia sięgnęłam po telefon. Byłam przekonana, że to Iga,
ponieważ chwilę przed wyjściem z domu wysłałam jej maila, gdzie w wielkim
skrócie opowiedziałam o tym, co spotkało mnie w ciągu ostatnich kilku dni,
potem wytknęłam jej, że jest „beznadziejną przyjaciółką, której w głowie tylko
balet i przystojne żabojady”, a na koniec wyznałam pełna skruchy, że cholernie
za nią tęsknię i nie mogę się doczekać, kiedy mnie odwiedzi.
Tyle, że to nie była Iga, a pan Szymon…
Mało nie zemdlałam, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu
jego imię mrugające wesoło w rytm skocznej melodyjki.
– Halo? – zapytałam łamiącym się od nadmiaru emocji
głosem i nieco zachrypniętym po stanowczo zbyt długim spacerze.
– Dzień dobry pani Klaro, z tej strony Szymon Frej,
dostałem właśnie powiadomienie, że próbowała się pani za mną połączyć. Coś się
stało?
Frej. Szymon
Frej. Pan Szymon Frej. Pan Idealny Szymon Frej…
– Pani Klaro? – Jego nieco podniesiony ton głosu
wyrwał mnie z zamyślenia i obawiam się, że mogły minąć wieki, nim udało mi się
odzyskać jasność umysłu, a potem zebrać się w sobie i porozmawiać z nim w miarę
przyzwoity i logiczny sposób. Nic na to nie poradzę i chyba pora się do tego
przyzwyczaić, że reaguję na sam jego głos tak, a nie inaczej.
– Przepraszam, mój telefon zaczyna szwankować –
Zakryłam oczy wnętrzem dłoni i wykrzywiając usta w podkówkę pokręciłam nisko
zwieszoną głową. Nie wiem czemu, ale właśnie tak wygląda mijanie się z prawdą
przez telefon w moim wykonaniu. – Co rusz gubi zasięg.
– Czyżby nie służyło mu górskie powietrze? – Zaśmiał
się perliście do słuchawki, sprawiając, że moje już i tak galaretowate nogi
stały się jedną wielką bezwładną masą, a policzki, gdyby to nie przeczyło
prawom natury zapłonęłyby żywym ogniem i spaliły się na wiór.
– Myślę, że brakuje mu warszawskiego smogu, a to taka
forma manifestacji. – Nawet nie wiecie, jaka byłam wtedy z siebie dumna, bo
mimo zauroczenia i kompletnego rozkojarzenia, udało mi się nie wyjść na
kretynkę, a co więcej, to zdanie zabrzmiało nawet zabawnie i błyskotliwie,
prawda? Szkoda tylko, że ta moja elokwencja i lekkość prowadzenia rozmów nie
trwała zbyt długo…
– Ojej, poważna sprawa, mam tylko nadzieję, że prędko
się przekona do Stodolnej, bo bardzo bym nie chciał, żeby utrudniał mi kontakty
z panią.
Co? Bardzo bym nie chciał, żeby
utrudniał mi kontakty z panią?
– Tak, ja też.
Szlag by to jasny trafił! Cóż za bystra odpowiedź!
Pokarało mnie! Jestem pewna, że los się na mnie zemścił za te wszystkie drobne
oszustwa i niewinne kłamstewka. Wiedziałam, że przyjdzie na to czas, ale żeby
teraz? Akurat teraz?
– Pani Klaro? Dzwoniła pani do mnie w jakiejś
konkretnej sprawie? W czym mogę pani pomóc? – Pan Szymon musiał wyczuć moje
zmieszanie i zażenowanie, ponieważ bez zbędnych ceregieli przeszedł do sedna rzeczy.
– Co? A tak, chodzi o te dokumenty – wyjąknęłam –
Czytałam rano umowę i nie wszystko zrozumiałam, i chciałam zapytać…
– Naprawdę czytała pani te umowy dopiero dzisiaj?
Byłem pewien, że zrobiła to pani zaraz po moim wyjściu.
– Nie, jakoś nie miałam wtedy do tego natchnienia, a
dziś przy śniadaniu tak z nudów po nie sięgnęłam i…
Dziewczyno,
błagam cię, przestań się pogrążać!
– Z nudów? – Roześmiał się do słuchawki – Pani Klaro,
z nudów to się raczej sięga po jakąś dobrą książkę, albo po gazetę codzienną, a
nie po gruby stos urzędowych pism. Takie rzeczy robią tylko napaleni prawnicy.
– Sądząc po tym, ile zrozumiałam z tego urzędowego
bełkotu daleko mi do napalonego prawnika, jak stąd do Księżyca – prychnęłam z
sarkazmem.
– Pani Klaro, mogę do pani podjechać, powiedzmy za pół
godziny? Wytłumaczę pani wszystkie niejasności, a przy okazji wypijemy tą
słodką herbatę, którą udało mi się wygrać w zakładzie. Może być?
Co???
To już jest szczyt wszystkiego! Nie wiem, za co tym
razem mści się na mnie mój los, ale musiałam nieźle nawywijać! Przecież nie
mogę teraz wystawić Zosi, ale też nie przejdzie mi przez gardło, żeby odmówić
sobie spotkania z panem Szymonem! Wybór między moją nową i póki co jedyną
koleżanką a Boskim Panem Idealnym jest jak wybór między czekoladą a żelkami.
Niemożliwy i okrutny.
– Ojej, teraz nie bardzo mam czas, bo jestem umówiona
ze znajomą na lody – drugą część zdania powiedziałam bardzo powoli i wyraźnie, żeby
przypadkiem nie przyszło mu do głowy, że za jego plecami umawiam się z innymi
facetami.
Ile
bym dała, żeby choć ociupinkę się o to martwił i żeby choć troszkę był
zazdrosny. – Myślę, że około dziewiętnastej będę już w domu, więc jeśli nie ma
pan innych planów na wieczór to serdecznie zapraszam.
Zgódź się,
zgódź się, zgódź się!
– Z chęcią, ale moje auto jest ciągle w naprawie…
Krew by to
zalała!
– …teraz mógłbym pożyczyć od brata na godzinkę czy
dwie, a wieczorem raczej mi się to nie uda, także raczej nic z tego. – I
westchnął! Przysięgam, że słyszałam, jak westchnął z rezygnacją i
niezadowoleniem.
Cholera jasna! Dobijcie mnie, bo zaczynam majaczyć!
Gdybym miała numer do Zośki przełożyłabym spotkanie z
nią na wieczór, a teraz gnałabym do domu, bijąc wszystkie odnotowane do tej
pory rekordy prędkości, by przyszykować się na spotkanie z najwspanialszym
mężczyzną pod słońcem.
Szlag by to
trafił!
– Och, szkoda – Tylko na tyle było mnie stać, choć
serce mało nie pękło mi z żalu i rozpaczy.
– Pani Klaro, jeśli te niejasności w umowie niepokoją
panią w jakikolwiek sposób, mogę zadzwonić, kiedy już pani wróci do domu i
wszystko pani wytłumaczę przez telefon.
– Nie ma potrzeby, to nic pilnego – Mimo że bardzo
chciałam porozmawiać z nim ponownie, nawet gdyby miały być to tylko i wyłącznie
tematy związane z dokumentami przejęcia domu i pieniędzy babci, odmówiłam. Wolę
przedyskutować to w cztery oczy przy słodkiej herbacie. Szczwany lis ze mnie, a
jak!
– Dobrze, w takim razie muszę już kończyć, klient
zaczyna się niecierpliwić.
– W porządku – jęknęłam.
– Będziemy w kontakcie?
– Tak, oczywiście – uśmiechnęłam się, wyobrażając
sobie jak wyjmuję z konta babci niebotyczną kwotę pieniędzy, pakuję ją do
skórzanej teczki, a potem w długim czarnym płaszczu, nisko zsuniętym kapeluszu
i ciemnych okularach zasłaniających pół twarzy, odnajduję mechanika, który
zajmuje się autem pana Szymona i wręczając mu walizkę wypchaną banknotami
zmuszam go do błyskawicznej i niczym nieprzerwanej pracy.
–
Więc do zobaczenia niebawem – powiedział melodyjnym głosem kolejny raz
wyrywając mnie z zamyślenia i nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się. I
to jest chyba jedyna rzecz, której w nim nie lubię, zawsze naciska czerwoną
słuchawkę nim zdążę mu powiedzieć coś miłego na pożegnanie. Chociaż może to i
lepiej, bo podejrzewam, że w tamtym momencie stać by mnie było jedynie na
krótkie „Pa”.
Czas, który zaczął pędzić na oślep, odkąd wyszłam z
domu oraz buzujące we mnie emocje zmusiły mnie do pokonania reszty drogi do
stadniny w szybszym niż zazwyczaj truchcie. Nie był to zbyt dobry pomysł biorąc
pod uwagę lejący się z nieba żar i ciężkie, parne powietrze, ale przynajmniej,
ku własnemu zdziwieniu, udało mi się rozluźnić i wyzbyć się złości.
Na drewnianej ławce, po drugiej stronie wąskiej ścieżki
prowadzącej do szkółki siedziała Zosia i podobnie jak wczorajszego dnia
wyglądała oszałamiająco. Tym razem zamiast kowbojskich butów z wysokimi cholewkami,
obcisłych legginsów i koszulki z logo stadniny, miała na sobie długą zwiewną
spódnicę zasłaniającą zgrabne nogi oraz czarną bokserkę, która ściśle
przylegała do jej kobiecych kształtów. Długie włosy w kolorze ciemnej czekolady
związała w wysokiego koka a brzoskwiniową buzię usianą gdzieniegdzie piegami
wystawiła do słońca nucąc pod nosem trudną do rozpoznania melodię.
– Cześć! – Podbiegłam do niej i wydyszałam z trudem
łapiąc powietrze.
– O, cześć – podniosła na mnie wzrok, przyglądając mi
się z uwagą – Psy cię goniły?
– Nie, trochę za późno wyszłam z domu – wsparłam się
pod boki, starając się opanować ciężki, gwałtowny oddech – A poza tym
pomyślałam, że trochę ruchu dobrze mi zrobi.
– Ale stan przedzawałowy nie przynosi raczej niczego
dobrego – roześmiała się w głos widocznie zadowolona ze swojego żartu, po czym
poderwała się z miejsca i zamaszystym ruchem zarzuciła na ramię szmacianą torbę
– To co, lody? Trzeba uzupełnić kalorie!
– Z największą przyjemnością – odpowiedziałam jej
uśmiechem i wesoło podrygując ruszyłyśmy ramię w ramię w stronę wioski.
Ciągle nie potrafię zrozumieć, jak to się dzieje, że
spotyka się na swojej drodze, zupełnie przez przypadek, obcą osobę, zamienia
się z nią kilka zdań i już po kilku minutach okazuje się, że nadajecie na tych
samych falach, a lekkość, z jaką to robicie jest nie do opisania, tak jakbyście
się znali od dziecka i przeżyli wspólnie niejedno. Tak właśnie jest ze mną i z
Zosią. Mam wrażenie, że mój cholernie upierdliwy pech na chwilę stracił
czujność, bo udało mi się na kompletnym odludziu, jakim niewątpliwie jest
Stodolna, znaleźć tak cenny brylancik.
– Idziemy na skróty? – Przystanęłam i posłałam Zosi
pełne zdezorientowana spojrzenie. Dziewczyna obróciła się w moją stronę, a
wyraz jej twarzy, zdumiony i niepewny, był identyczny jak mój, jakby ktoś
postawił między nami ogromne lustro.
– O czym ty mówisz? – Jedną ręką wsparła się pod bok,
drugą przyłożyła do czoła, zasłaniając się przed rażącymi promieniami
popołudniowego, choć ciągle jeszcze intensywnego słońca.
– No wiesz, może i nie mieszkam tu zbyt długo, ale
jestem więcej niż pewna, że do sklepu pani Lodzi to raczej tędy – kiwnęłam głową w stronę piaszczystej dróżkę, której według mnie
powinnyśmy się trzymać.
– Nie idziemy do sklepu.
– To gdzie? Chyba nie chcesz mi wmówić, że macie tu
budkę z kręconymi włoskimi lodami.
– Nie, niestety nie mamy – powiedziała głośno i
wyraźnie, dobitnie akcentując ostatnie słowo, dając mi do zrozumienia, że skoro
tu mieszkam powinnam zacząć utożsamiać się z wioską oraz nieliczną, mniej niż
trzystuosobową grupą stodolniczan.
A może stodolniczanów? Albo stodolniczaninów? Boże
święty, sama nie wiem, która forma jest poprawna…
Kim ja
jestem, do jasnej Anielki?
– Czyli dokąd idziemy? Bo już zdurniałam
– Do mnie – zaświergotała wesoło i machnęła ręką w
kierunku ścieżki, która jak się okazało po dwudziestu minutach marszu,
prowadziła do jej domu – Miałam dzisiaj wyjątkowo ciężki dzień i potrzebuję
prawdziwej bomby kalorycznej, a nie jakiś tam rożków czy śnieżynek.
– Domyślam się, że dali ci popalić w pracy?
– Nie – schyliła się, podniosła z ziemi mały kamyczek,
mieniący się w słońcu różnymi odcieniami złota i cisnęła nim mocno przed siebie
– Mój brat nie wrócił wczoraj na noc.
– Co? I mówisz o tym tak spokojnie?! Powiadomiłaś
chociaż policję? No nie wiem… Kurczę, Zośka, trzeba sprawdzić szpitale w
okolicy, może coś mu się stało? – Krzyczałam, kompletnie nie panując nad
potokiem wylewających się ze mnie słów, ani nad rękoma, którymi machałam tnąc
powietrze z głośnym świstem.
Mimo iż nie znam jej brata, ba, nawet nie widziałam go
ani razu na oczy, to wiadomość, że nie wrócił na noc bardzo mnie zmartwiła. Nie
chciałabym, żeby temu chłopakowi, który wyraził siostrze miłość w tak piękny i
niebanalny sposób stała się jakaś krzywda.
– To nie pierwszy raz, kiedy wszystko olewa i po
prostu znika – wzruszyła ramionami, starając się przekonać mnie, że zachowanie
brata nie robi na niej najmniejszego wrażenia, jednak jej smutne oczy i usta
wykrzywione w podkówkę zdradzały, że jest zupełnie inaczej. – Ten cytat na
ławce w lesie, wyrył po jednym z takich odpałów, tyle że wtedy nie było go trzy
dni.
– Trzy dni? Co się z nim działo przez ten czas?
– Pojechał sobie z kumplami nad morze na weekend i
jakoś zapomniał nam powiedzieć, dasz wiarę? Nie odbierał telefonów, nie pisał,
nic kompletnie. Pamiętam, że wrócił w poniedziałek rano, jadłam akurat
śniadanie przed pracą i jak go zobaczyłam w drzwiach to, rzuciłam mu się na
szyję, mało mu karku nie skręciłam, a potem z całych sił dałam mu w twarz i
wybiegłam z domu.
– O Jezu – jęknęłam – A co na to wasi rodzice? Nie
mogą jakoś na niego wpłynąć?
Zosia głośno wypuściła powietrze i zatrzymała się
przed niewielkim, drewnianym domem stojącym w głębi podwórka, przy którym, po
obu stronach rosły wysokie, sięgające ponad dach rozłożyste jodły.
– Mama zmarła kilka lat temu – pociągnęła za klamkę, a
pomalowana ciemnobrązową farbą furtka otworzyła się przede mną z przeraźliwym
skrzypnięciem, któremu towarzyszyło jeszcze bardziej dotkliwe ujadanie małego
kundelka. – Rondel, do budy! – Krzyknęła do psa, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła przez
wyłożony drobną kostką chodnik w stronę wejściowych drzwi. – A tato, nie wiem,
może i żyje, ale odkąd zostawił nas dla jakiejś panienki starszej ode mnie o
trzy czy cztery lata, zupełnie przestał się nami interesować. My nim zresztą
też.
– Przykro mi. Przepraszam, nie powinnam pytać.
– W porządku –
uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym wyjęła z torebki pęk kluczy,
odszukała odpowiedni i włożyła go do dziurki przekręcając zamek – Jeszcze do
niedawna na samą myśl wyłam jak bóbr, a potem w gniewie niszczyłam wszystko, co
wpadło mi w ręce, teraz już po prostu się z tym pogodziłam. Widocznie tak miało
być – wzruszyła ramionami i zamaszystym gestem ręki wskazała na wnętrze domu –
Zapraszam w moje skromne progi.
– To znaczy, że mieszkasz tylko z bratem?
– Z bratem i z dziadkiem, ale niestety tym razem nie
poznasz żadnego z nich. Kuba się gdzieś szlaja, a dziadek pewnie na mlecz
pojechał.
– Mecz? Oglądać, tak? Bo chyba nie grać?
– Mlecz! – Krzyknęła, pukając się znacząco w czoło –
Dla królików!
– A, no chyba, że tak – wybuchnęłam śmiechem i weszłam
za nią do niewielkiej kuchni i niemal natychmiast oniemiałam z wrażenia.
Wszystko w niej było idealne, począwszy od śnieżnobiałych ścian, skrzypiącej,
drewnianej podłogi, nakrytego ceratą stołu oraz stojącego na nim talerza z
pachnącą drożdżówką, poprzez kaflowy piec z wiszącymi nad nim warkoczami
czosnku, pomidorami dojrzewającymi na parapecie, a skończywszy na kapiącym
kranie i głośno brzęczącej lodówce.
Normalnie
cudeńko!
Głośno westchnęłam i opadłam na drewniane krzesło
śledząc wzrokiem krzątającą się po kuchni Zosię.
– Wiesz, kiedy mama zmarła, a ojciec nas zostawił, ja
i Kuba byliśmy jeszcze nieletni i wyrokiem sądu trafiliśmy pod opiekę dziadka –
wyjęła z szafki dwa szklane pucharki oraz specjalną łyżkę do nabierania lodów.
– Przyznam, że na początku było naprawdę ciężko, bo oboje chodziliśmy jeszcze
do szkoły, z pieniędzmi się nie przelewało, ja się kompletnie załamałam, na
niczym mi nie zależało, nie jadłam, nie spałam, całymi dniami tylko leżałam w
łóżku i patrzyłam w sufit, a Kuba się buntował i chyba do tej pory mu tak
zostało – prychnęła pod nosem i wyjęła z zamrażarki pudełko
waniliowo-śmietankowych lodów tonących w zawrotnej ilości bakalii oraz
czekolady. – No i dziadek miał już swoje lata. Daliśmy mu popalić, nie powiem,
że nie, ale wiesz, nigdy nie słyszałam, żeby się skarżył czy narzekał.
– A reszta rodziny? Nie wiem, wujki, ciotki…
– Wypieli się na nas – wzruszyła obojętnie ramionami i
podała mi pucharek uśmiechając się szeroko – I dobrze, że wyszło tak, a nie
inaczej. Czasami się zastanawiam, jak wyglądałoby moje życie, gdyby zaopiekował
się nami ktoś inny, albo trafilibyśmy do domu dziecka. I wiesz, co sobie wtedy
myślę?
– No?
– Że nie byłoby tak fajnie, jak jest teraz. Nie
pracowałabym w stadninie, nie chodziłabym z Rondlem na spacery do lasu, nie
grałaby co wieczór z dziadkiem w szachy czy w karty, no i na pewno nie
siedziałabym tu z tobą i nie zajadałabym się tymi pysznościami – nabrała na
łyżeczkę solidną porcję roztapiających się nieco lodów, po czym włożyła ją do
ust mrużąc oczy i wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia. – Pieprzyć diety!
Niech żyją grube i szczęśliwe kobiety!
Przez dłuższą chwilę jadłyśmy w zupełnej ciszy
delektując się słodkościami, a jedynym dźwiękiem, który dało się słyszeć był
brzęk szklanych pucharków, o które miarowo obijały się metalowe łyżeczki oraz
jęki zadowolenia i rozkoszy, jakie sprawiłyśmy naszym podniebieniom.
– Wiesz co, wydaje mi się, że czuję nieodpartą chęć
obejrzenia „Troi”. – Podniosłam na nią wzrok, z radością obserwując, jak
malujący się na jej twarzy uśmiech staje się coraz szerszy.
– Boże, dziewczyno, z nieba mi spadłaś – poderwała się
z miejsca, złapała mnie za rękę i jakby bała się, że zmienię zdanie, pobiegła
do swojego pokoju, ciągnąc mnie za sobą jak szmacianą lalkę.
Przez ponad dwie godziny leżałyśmy na łóżku
zachwycając się urodą Achillesa i odwagą Hektora, a przy okazji zarzucając
Parysowi kompletny brak jaj. Przepraszam za określenie, ale co prawda, to nie
grzech. Do tej pory zachodzę w głowę, co ta Helena w nim widziała.
Raczej nikogo nie zdziwię, jeśli wyznam, że kiedy
padły słowa „Obdarowałaś mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną”, obie wyłyśmy
w głos, dławiąc się grubymi jak grochy łzami, które spływały po naszych
policzkach zostawiając za sobą rozmazany tusz.
– Boże, jak on ją kochał – jęknęła niewyraźnie tłumiąc
płacz.
– No, też bym tak chciała.
– Ja też…
Potem przyszła pora na zwierzenia. Zosia z wypiekami
na twarzy i oczami ciągle mokrymi od łez, zasypywała mnie pytaniami, jakie
tylko przyszły jej do głowy. Opowiedziałam jej o moim dzieciństwie, o
wakacjach, które spędzałam u babci, kiedy byłam dzieckiem, o tragicznym wypadku
na budowie i śmierci ojca, a także o matce przeżywającej drugą młodość i
codziennych awanturach oraz moim życiu uczuciowym, którego tak na dobrą sprawę
nawet nigdy nie miałam.
– Nie żartuj, naprawdę nigdy nie byłaś w nikim
zakochana? – Wzdrygnęła się i wytrzeszczyła na mnie oczy, jakby co najmniej
zobaczyła ducha
– A liczą się bohaterowie z książek? – zapytałam, starając
się obrócić żałosną prawdę w lekki żart. – Bo jeśli tak, to byłam zakochana już
setki razy.
– Nie!
W odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami i rozłożyłam
ręce uśmiechając się krzywo. Wiem, moje życie jest bublowate, ale ciągle mam
nadzieję, że kiedyś to się skończy i, pozwólcie, że posłużę się cytatem z
Biblii, nastaną te tłuste lata!
Oczytana i naiwna – cała ja J
– Przestało padać – wyjrzałam przez okno i sięgnęłam
po torebkę. – Będę się zbierać.
– Odprowadzę cię – Zosia zerwała się z łóżka, wyjęła z
szafy lekką bluzkę z długim rękawem i rzuciła ją w moją stronę – Załóż, zanim
dojdziesz do domu przemarzniesz na kość. Po deszczu zrobiło się chłodniej.
– Dzięki – posłałam jej szeroki uśmiech i wciągnęłam
na siebie koszulę, wdychając zapach cytrusowych perfum, którymi był skropiony
materiał. – Pójdę sama, nie chcę ci zawracać gitary.
– Chyba sobie żartujesz!
– Co mi się może stać?! – Oburzyłam się wywracając
oczami i niemal natychmiast przypomniałam sobie moje stanowczo zbyt bliskie
spotkanie z motorem i jego aroganckim kierowcą sprzed kilku dni, ale ten fakt
postanowiłam przemilczeć. Nie ma się przecież czym chwalić! – Chyba nie chcesz
mi wmówić, że grasuje tu jakiś seryjny morderca, albo co gorsza gwałciciel. Już
dawno po Teleexpresie i jestem pewna, że większość mieszkańców śpi sobie
smacznie w domach, więc nie wydziwiaj i…
– Stop, stop, stop! Przecież to nie z troski o ciebie
– roześmiała się w głos, czym kompletnie zbiła mnie z pantałyku. – Spacer po
takiej bombie kalorycznej jest wręcz obowiązkowy. Dlaczego tylko ty miałabyś je
spalić wracając do domu, co?
Otworzyłam usta ze zdziwienia, po czym zamknęłam je z
powrotem niezdolna do wypowiedzenia choćby najkrótszego słowa i posłusznie
wyszłam za nią na dwór. Faktycznie, zrobiło się dużo chłodniej a powietrze
dotąd ciężkie i niemal parzące, było lekkie i rześkie. Byłyśmy tak pochłonięte
lodami, filmem i niekończącą się rozmową, że nawet nie zauważyłyśmy, kiedy
błękitne, pozbawione obłoków niebo zmieniło kolor na szary.
– A ty, byłaś kiedyś zakochana? – zapytałam,
przekrzykując szczekającego przy budzie Rondla.
– Dwa razy i dwa pudła. Najpierw przez całą
podstawówkę wzdychałam do pana od informatyki, ale skurczybyk mnie nie chciał –
roześmiała się w głos.
– A drugi?
– Z nim to trudna sprawa, wiesz to taki typ chłopaka,
który nie lubi zobowiązań, niby by chciał, ale się boi.
– Zaraz, zaraz, czyli to świeża sprawa? – Przyznam, że
kompletnie mnie zaskoczyła, bo mimo wylewności, której nie sposób jej odmówić,
ten temat omijała szerokim łukiem. Wczoraj powiedziała mi, że w jej życiu jest
tylko brat i dziadek, nie sądziłam, że za tym krótkim zdaniem kryje się
historia nieodwzajemnionej miłości.
– Czy świeża? Chyba nie, bo ciągnie się już od kilku
miesięcy i powiem ci szczerze, że powoli zaczynam tracić cierpliwość.
– Ale szajs – syknęłam przez zęby pałając najszczerszą
nienawiścią do chłopaka, który ośmielił się pogrywać sobie z uczuciami mojej
nowej przyjaciółki. To, że nawet nie wiem kim jest, ani jak wygląda, nie
zmienia faktu, że najchętniej powiesiłabym go za jaja nad rzeką pełną piranii i
bez mrugnięcia okiem, patrzyłabym jak wije się z bólu.
– No, trochę – skrzywiła się na krótką chwilę, po czym
na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech – Mam tylko nadzieję, że nie pomrzemy
jako stare panny, zostawiając po sobie stado wygłodniałych kotów oraz pokaźną
kolekcję różańców i beretów.
– Boże, uchowaj – złożyłam ręce jak do modlitwy i
wzniosłam je nad głowę – Co się dzieje z tymi facetami do jasnej cholery?! – Zaklęłam
pod nosem kopiąc mały kamień leżący na mojej drodze i sama nie wiem czemu,
pomyślałam o Panu Chamskim.
Zosia dała się przekonać i odprowadziła mnie tylko do
połowy drogi. Przekonałam ją, że jeśli zajdzie ze mną pod sam dom, a potem
wróci do siebie to spali więcej kalorii ode mnie i to będzie baaardzo nie w
porządku.
Nawet,
Aż tak długo nie protestowała i muszę przyznać, że mocno mnie tym zaskoczyła.
Dodała mi swój numer do listy kontaktów na telefonie podpisując się jako
Sophie, bo podobno tak brzmi dostojniej i nonszalancko, po czym przelotnie cmoknęła
mnie w policzek i podskakując wesoło pobiegła w stronę swojego domu.
Tak, Zośka to brylancik w najczystszej postaci!
No dobra, dochodzi północ, więc pora skończyć swoje
wywody i kłaść się do łóżka. Jeśli jakimś cudem udało mi się was nie uśpić, to
życzę wam dobrej nocy.
Klara!
Fajnie, że Klara znalazła swoją bratnią duszę :)
OdpowiedzUsuńI tak samo jak dziewczyny zastanawiałam się nad tym co Helena widziała w Parysie.. o.O
Dla mnie była to męska pipa.. gwoli szczerości..
Achillesa też uwielbiałam i też płakałam na końcu filmu!
Pozdrawiam Kochana :*
ja podobnie jak Zośka jestem ogromną miłośniczką tego flmu i szczerze mówiąc był taki dzień, że leżałam w łózku (byłam wtedy chora) i dwa razy pod rząd obejrzałam "Troję" i za każdym razem ryczałam!
UsuńPozdrawiam :) i coś mi się wydaje, że lada dzień cię odwiedzę :)
Hej! Już jestem! I zachwycam się rozdziałem.
OdpowiedzUsuńTo wspaniała wiadomość, że Klara znalazła kogoś w wiosce, z kim może porozmawiać i spędzić miło czas. Myślę, że to może być początek wielkiej przyjaźni pomiędzy dziewczynami.
Ciekawe kiedy wreszcie dojdzie do ponownego spotkania Klary z Panem Idealnym i co z niego wyniknie, choć jakoś nie wydaje mi się, żeby połączyło ich coś więcej niż przyjaźń.
Intrygująca jest też kwota, jaką Klara odziedziczyła po babci. Ja się zastanawiam, dlaczego właśnie Klara otrzymała to wszystko? Pieniądze i dom? Musiała wiele znaczyć dla babci.
Do następnego!
Pozdrawiam :-)
Cześć, cieszę się, że jesteś ")
UsuńTak Klara nareszcie będzie miała się do kogo odezwać. Ledwo się poznały a już łączy ich jakaś mocna więź.
Klarze i Panu Idealnemu za każdym razem coś staje na drodze, zobaczymy czy przy nastepnej okazji jej pech trochę się zagapi i pozwoli się im spotkac :)
Tak to spora kwota, przez co poczuła jeszcze większe wyrzuty sumienia...
Dziękuję ślicznie za twój komentarz i nawet nie wiesz jak sie cieszę, że poswięciłaś mi chwilkę czasu <3
Widać że Zosia i Klara dobrze się ze sobą dogadują. Fajnie, że się poznały i ze tereaz mogą się spotykać.
OdpowiedzUsuńBabcia zostawiła Klarze dużą sumę pieniędzy. Musiała chyba ją kochać jak tyle rzeczy jej przepisała. Ciekawe czy Klara te pieniądze przyjmie.
Czekam na kolejny rozdział.
Cześć kochana :*
UsuńTak, dziewczyny ewidentnie nadają na tych samych falach. Bogu dziękować, ze Że Zosia okazała się być równą babką, teraz Klara będzie przynajmniej miała się do kogo odezwać i z kim pójść na lody, albo pooglądać film :)
Dziękuję pięknie za twoją obecność, pozdrawiam serdecznie <3
Właśnie, co się z tymi facetami dzieje? Też chciałabym znać odpowiedź @.@
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Zosia, taka równa babka, wylewna, szczera, zabawna, chociaż lekko w życiu nie miała. Czyżby to było możliwe, że pan "świeża sprawa" to był Pan Cham? Ciekawa jestem!
Swoją drogą, skąd babcia Klary miała tyle pieniędzy? I nadal nie wiem nic o jej mężu, a jakoś bardzo mnie zaciekawiła jej historia miłosna :) A pan Szymon - auto w naprawie, naprawdę? W tej chwili mógłby pojechać, ale później to już nie! xD
(Nie) zapraszam na moje blogi, gdyż ponieważ jestem tak zakręcona, że nie mam czasu usiąść i pomyśleć nad fabułą. Pomysły są, ale gdy tylko mam chwilkę, żeby nad nimi podumać to nie mam siły. Coś mi się zdaje, że następne posty będą dopiero za tydzień, gdy będzie nieco wolnego, żeby trochę odetchnąć.
Pozdrawiam (i trochę zazdroszczę weny i pomysłu :*)
Jo Havke
Zośka to taka szajbuska w pozytywnym tego słowa znaczeniu, myślę, że będą się ze sobą swietnie dogadywać, ale jak będzie dalej to się jeszcze okaże. Pan Świeża Sprawa, oooo fajnie brzmi, podkradnę ten pomysł, mam nadzieję, ze się nie obrazisz, to będzie twój wkład w to opowiadanie, co ty na to? :)
UsuńA jeśli mowa o tym Świeżaku, to nie zdradzę tajemnicy, ale gdzieś w którejś z zakładek znajdziesz informacje przydatne do rozwiązania zagadki :p
Szperaj do woli :)
Też mi się wydaje, ze Szymek coś kręci, ale kto tam za facetami nadąży?
Zajrzę do ciebie jak tylko trochę się ogarnę, bo widzisz, już po drugiej w nocy, a ja zamiast spać i odpoczywać po pracy, ślęczę nad kompem i staram sie jak mogę, zeby jakoś nadrobić zaległości. Także odwiedzę cię za jakiś czas i mam nadziję, ze już coś nowego się u ciebie pojawi :)
życzę masy weny kochana i oby do szybkiego zobaczenia!
Dziękuję ślicznie za komentarz i poświęcony mi czas <3
Hm, hm... Na zwiastunie nie ma innego chłopaka niż Pana Chamskiego i naszej cudownej Klary xD, a w zakładce "Bohaterowie" nie ma innych facetów niż Szymona i wyżej wspomnianego (chociaż jest jeszcze dziadek Zosi, czyżby to o niego chodziło? :P) Hehe, jestem beznadziejna w zagadkach, chyba że chodziło o pana Szymona, rozwodnika xD Ewentualnie jest to jeden z chłopaków, stojących przy sklepie (tu cytat z 9 rozdziału: "jak już wspomniałam stał oparty o balustradę w towarzystwie kilku kolegów i tej wytatuowanej dziewczyny). Może jakaś podpowiedź? ;)
UsuńPodoba mi się - Pan Świeża Sprawa! Ale, ale, gdzie zapowiadany rozdział z akcją w stajni? Wsadź naszego szalonego motocyklistę na konia, to dopiero się zdziwi!
Ups, odezwała się we mnie dusza koniary ("na konie ich i do lasu!"). Chyba utożsamiam się trochę z Zosią. No, nic, na pewno się w końcu doczekam. A więc czekam, niecierpliwie! <3
PS Na razie nie zaglądaj, serio, bo u mnie bez zmian... Może dzisiaj ~ A nie zaraz - mam sprawdzian z geo i historii, to raczej kiedy indziej xD
Pozdrawiam
Jo Havke
Chodziło mi o to, ze pan Cham nie może być Panem Świeżą Sprawą bo Chama i Zośkę co prawda łączą JAKIEŚ relacje, ale NIE TAKIE :)
UsuńA ja jestem słaba w podpowiedziach. Rozdział w stajni będzie tak jak obiecałam, ale to za jakiś czas, najpierw musi pojawić się rozdział z zagraconego strychu, Klara musi trochę poszperać w przeszłości Babci Róży
Krótko jakoś dziś. :c Jednak Ci wybaczam. ;3
OdpowiedzUsuńOd czego by tu...
Może od Zośki. Kurcze, strasznie ją polubiłam. Może to i dziwne, ale no XD Jest tak pozytywnie zakręcona, że się inaczej nie da.
Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że Zośka zakochała się w Panu Chamskim, albo którymś z jego kolegów. Stop, nie! Właśnie sobie przeglądam bohaterów, a tam (przy Zosi) ,,Dwudziestoletnia siostra Jakuba, którego kocha nad życie.'' A Jakub to nasz Pan Chamski (ale jeszcze tego nie wiemy). Jestem przekonana, że oni się spotkają. Może u niej w domu! Byłoby fajnie, hahahah xD
Normalnie odkrycie roku Ci powiem! ;o
Pan Szymon dla mnie wcale nie jest taki idealny. Jest w nim coś, co mnie drażni. Nie wiem sama, co to takiego, ale po prostu nie potrafię. Nie, on nie dla mnie XD
Okej, ja zmykam.
Pozdrawiam, karmeeleq
Krótko? Blisko 20tys słów, było więcej, ale trochę poskracałam, czasami podobnie jak Klara nie panuję nad słowotokiem :p
UsuńTeż polubiłam Zośkę, chciałabym mieć przyjaciółkę jej pokroju, taką co to do tańca i do różańca :p
Brawo, za odkrycie zagadki odnośnie Zosi i Pana Chama. Chciałabym widzieć minę Klary kiedy ona odkryje prawdę :)
Jej nowa przyjaciółka jest siostrą szajbusa na motorze, tego którego uwielbia za ten cytat wyryty na ławce, a zarazem nienawidzi za potrącenia i porwanie ulubionego dresu. Uuuuuuuuu cóż za zbieg okoliczności !!!
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dziękuję za piękny komentarz <3
PS Spodziewaj się mnie na dniach :p
Jestem z powrotem! :D Wybacz, że tak długo to trwało...
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie zaległości i teraz przysypiam na siedząco, ale tak mnie wciągnęło, że nie mogłam się oderwać. Komentarz nie będzie jakoś wyjątkowo zbyt, ale jest i... no... Kocham twoje opowiadanie *.*
Zacznę od tego, że Pan Szymon wcale mi się już nie podoba. Wolę Pana Chama :P I już chyba przy nim zostanę... Ci buntownicy... Chociaż to naprawdę szczyt nieodpowiedzialności tak znikać. Ale przyznam, że rozmowa Pana Ch i Klary pod koniec poprzedniego rozdziału była cudna! :D Taka kłótnia, ale ja wyczuwam tutaj coś więcej... ;]
Zosia jest genialna! Idealna przyjaciółka. Współczuję jej takiej ciężkiej historii... To nie mogło być dla niej łatwe ;[ Jest wspaniała i już! I kochamy lody :>
Miałam jeszcze tyle rzeczy napisać...
O! Ja też jeszcze nigdy nie byłam zakochana i podobnie tylko w bohaterach książek. Piona, siostro!
Czy ja dobrze zrozumiałam, że pan Szymon ma żonę, czy coś mi się już ze zmęczenia pomieszało? ;O
Niezłą sumkę babcia jej zostawiła... Ciekawe, na co to pójdzie? XD
Nie mam na więcej sił - wybacz...
Postaram się następnym razem tak bardzo nie spóźnić!
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
Trochę bajecznie, prosto i gładko. Za gładko jak na prawdziwe życie. Najpierw dom, teraz prawie 50 tysięcy na koncie. Skąd taka staruszka miała tę sumę? Jasne, mogła zbierać od dnia gdy Klara przyszła na świat, aż do śmierci, i od początku mieć zamiar by przekazać to wnuczce, ale jednak... ja jako fan dramatów i tragedii, albo choćby kontrowersji, ciągle się tutaj czegoś doszukuje co mi podniesie temperaturę w żyłach i sprawi, że emocję zaczną wrzeć. Póki co obraz rysuje się iście sielankowo i zaczyna to już być nudne, bo to się już ciągnie od chyba czwartego czy piątego rozdziału. Czekam więc z utęsknieniem na jakiś wybuch..
OdpowiedzUsuńCo do Zośki to współczuję jej sytuacji rodzinnej i cieszę się, że miała przy sobie dziadka i brata, choć nie prostego, to jednak dobrze jest mieć rodzeństwo, które czuje to co siostra czy też brat, a nie być samemu w takiej sytuacji. Prościej jest ze świadomością, że ktoś przechodzi przez to samo i to chyba jednoczy rodzeństwo z sobą, takie wspólne tragedie.
Co do ojca Zosi, to jako ojciec powiem krótko, że dla mnie facet zasługuje na karę śmierci. Jeśli ktoś jest w stanie opuścić własne dziecko, nie dbać o nie, nie interesować się nim, to dla mnie jest to osoba, która ma coś z głową, w dodatku powątpiewam w jej zdrowe uczucia i obawiam się, że taka osoba może jeszcze mieć żony, dzieci i po prostu te dzieci i ich matki skrzywdzić. Jeśli nie można takiej osoby ukatrupić, to moim zdaniem prawo powinno się za to wziąć i chociaż ich kastrować, bo jak ktoś nie wychował jednego dziecka, to nie łudźmy się, że nagle mu się odwidzi i wychowa piąte czy dziesiąte. Niby każdemu trzeba dawać szanse, ale dzieci to żywe istoty a nie zabawki, na których można sobie testować swoje zdolności rodzicielskie. Są po prostu sytuacje, w których moim zdaniem szansa powinna być tylko jedna, a zmarnowana skazywać na wieczne potępienie.
Co do Kuby, to już wiadomo, że to pan chamski nim jest ;-)
Co do Szymona - węszę jakąś famę, która się za nim ciągnie. Może ma długi i zależy mu na Klary kasie, może tam są jeszcze jakieś pola, ziemie, lokaty, które babcia jej przepisała. W końcu jak już tak zaszalałaś z tymi prezentami od babuni, to co szkodzi zaszaleć jeszcze odrobinkę.
Troja. Za Badem nie przepadam, dlatego mi ten Achilles tak nie do końca odpowiadał, ale żadna postać z tego filmu nie zirytowała mnie tak mocno jak Parys. W ogóle to ta wojna zaczęła się od tego, że jeden nie umiał baby dopilnować i jak mu dała nogę, to zamiast się po nią wybrać, chwycić za włosy i zaciągnąć z powrotem, albo całkowicie ją olać sikiem prostym i wrócić do swoich zajęć i np znaleźć sobie młodszą, to on wolał rozdmuchać taką gigantyczną aferę. Z kolei ten drugi to w ogóle nie miał jaj nawet ponieść odpowiedzialności za uwiedzenie czyjeś żony i za zabranie ją od męża. Szkoda mi w tym filmie było żony Hektora, bo straciła męża, tylko i wyłącznie z tego powodu, że ten bronił głupiego, tchórzliwego i kapryśnego młodszego braciszka.
Pozdrawiam i informuję, że dziś postaram się dodać kolejny rozdział na "Jabłka i śniegi", bo ostatnio poprawianie tego co już napisałem bardzo opornie mi idzie. No ale nie będę narzekał, bo być może zanim dotrzesz do tego rozdziału, który obecnie poprawiam, to ja już się wygrzebię z takiego mojego lenistwa i będę parł do przodu ile wlezie, albo wręcz odwrotnie, dalej będzie mi szło tak opornie i mnie dogonisz.
j-i-s.blogspot.com
Przeczytałam ten komentarz i muszę przyznać, że mam podobne odczucie co Tysio. Nadmiernie ułatwiasz życie bohaterce. Naprawdę wystarczyłby dom i z pięć kawałków, nie musiałaś od razu wyskakiwać z równowartością dwupokojowego mieszkania w blokach po licytacji komorniczej w moim mieście xD Jednak to, że ja tak oceniam twój wybór, nie do końca przychylnie, wynika z tego co już mówiłam wcześniej - ja lubię rzucić bohaterom kłodom pod nogi, dawać im wyzwania, a ty swoim ułatwiasz życie wyznaczając im ścieżkę usłaną płatkami róż. To trochę tak jak w tych telenowelach lub polskich serialach, gdzie wszystko się zawsze ładnie układa i niemal każdemu się powodzi. Jednak nie ma w tym nic złego, bo dla samego monologu Klary czuję, że warto tu zostać.
UsuńAchilles, Parys i... jak przeczytałam Tysia komentarz interpretujący ten film, to choć nie ze wszystkim się zgadzam, to się zaśmiałam. Faktycznie Parys z miłości nie postąpił najrozsądniej, ale on też nie był żadnym typem wojownika, ani stratega. Był niedojrzały, jeszcze taki dziecinny, nieco zniewieściały. Jednak nie dziwię się Helenie że wybrała jego zamiast tego męża co miał takie dziwne imię na A. Ja jednak patrzę i na tą powieść i na film bardziej sercem niż rozumiem, dlatego nie do końca skreślam decyzję Prysa, a że był tchórzem, myślę, że każdy z nich się bał, nawet Achilles, ale zarówno on jak i Hektor byli już zaprawieni w bojach, umieli przezwyciężyć strach, a Parys był taki młody... i bardzo mocno kochał.
http://takamilosc.blogspot.com/
Hej kochana :3
OdpowiedzUsuńNo rozdział jak zawsze cudowny, a ja zamiast iść do szkoły go czytam :D
Całkiem spora sumkę otrzymała Klara i chyba jak na razie za łatwo idzie jej w życiu. Nie powiem, że też bym tak chciała. :D
Pan idealny jest świetny, mam nadzieje że Klara coś na dłużej z nim.
Ta jej nowa przyjaciółeczka też całkiem fajna. :)
Pozdrawiam ciepło ♥
http://kochamczytack.blogspot.com/
Nie często czytam historie gdzie bohaterowie są, że tak napiszę obsadzeni w Polsce, ale ta historia na prawdę mnie urzekła. Na pewno będe tutaj częściej zaglądać. Powodzenia i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam również na mojego bloga http://dangerous-love-fanfiction.blogspot.com
Będzie trochę krótko, bo niestety na więcej nie mam czasu, wybacz :(
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że w życiu Klary układa się tak dobrze. nie dość, że udało jej się uciec z domu od szalonej matki, to jeszcze otrzymała cudowny dom i sporą sumkę pieniędzy, dzięki którym będzie mogła bez problemu rozpocząć dorosłe życie. Normalnie błogosławieństwo. Zazdroszczę jej tego strasznie, że w sporym stopniu może być spokojna o swoją przyszłość.
Jak już wspominałam w poprzednim komentarzu pod poprzednim rozdziałem, Pan Szymon mnie irytuje. Bo tak. I tyle. XD Najbardziej chyba wkurza mnie jego "Pani Klaro". Ugh, no brzmi jakby byli na spotkaniu biznesowym. Nie. Nie. Nie. Zdecydowanie nie mój typ. No ale kwestia gustu.
Za to [polubiłam Zosię i jej nastawienie do życia. Dobrze, że Klara poznała kogoś takiego. Dzięki Zosi nie będzie się czuła samotna. Chociaż dawno zaglądałam w zakładkę bohaterowie, to przypuszczałam, że bratem Zosi jest właśnie Pan Chamski. I teraz patrzę, faktycznie, miałam rację. Nie moge się doczekać, aż będzie go więcej! Jestem niezmiernie ciekawa kim był ten chłopak, który sprawił Zośce zawód miłosny...
Dobra, kończę już i lecę dalej. Całusy, życzę masę weny i pozdrawiam! ♥
http://all-except-you-ff.blogspot.com/
wreszcie mialam chwilke czasu, zeby przeczytac!
OdpowiedzUsuńchce taka przyjaciolke jak zosia :(
niestety, nie jest mi to dane, jak widac, ugh
mam nadzieje ze pan idealny przyjedzie do klary szybciutko i ta herbatka, omnomnom
haahahah jaka ja jestem glupia
no i podejrzewam ze kiedy klara dowie sie, kto jest bratem zosi... uuu bedzie sie dzialo xd
weny, i zapraszam do siebie jak zwykle :)
Z każdym kolejnym rozdziałem wkręcam się coraz bardziej w osobowość naszej bohaterki... I z każdym kolejnym rozdziałem lubię ją coraz bardziej!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, zresztą jak zawsze :P
Coś dawno Cię u mnie nie widziałam... W wolnej chwili więc zapraszam do siebie http://tangledstories314.blogspot.com/
Pozdrowienia i buuuziaaki! :)
Jej ale to jest wciągające , oby jutro pojawił się nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńNiezła suma jak na staruszkę. Ale przyznam, że to właśnie ludzie ,,starej szkoły" umieją najbardziej oszczędzać. Wiele z nich twierdzi, że im do życia nie trzeba wiele. Bo oni znają wartość pieniądza.
OdpowiedzUsuń,,Świeża sprawa" Zośki... Przyszedł mi na myśl pan Szymon, ale szybko wykluczyłam tę opcję.
Pozdrawiam.
Strasznie nie lubię Hello Kity. Gorsze od tego są jednak jogurty naturalne. Zaczęłam, więc z pompą, aż strach sie bać, co mogę zobaczyć dalej :D
OdpowiedzUsuńZ tą cyrylicą to bym nie przesadzała :D Aż tak straszna nie jest, potrzeba chwili, żeby załapać podstawy :D Za to prawnicze pierdo-lamento? O mój Panie. Tego to kurde nigdy nie mogę zczaić. Takie to pogmatwane, że o jezu. Jakby nie można było napisać prosto z mostu o co chodzi....
Naprawdę ona przeczytała umowę dopiero na da dni po jej podpisaniu? To dopiero... nieodpowiedzialność.
Pozdrawiam serdecznie jednocześnie przepraszając, że tak długo mnie nie było.
Zapraszam do siebie
To straszne, że rodzina wypieła się na Zośkę i jej brata po tym jak zostali w życiu sami. Nie wyobrażam sobie, żeby ludzie mogli być tak wredni i zostawić bez pomocy praktycznie bezbronne, cierpiące istoty. A niestety, takie chamy się zdarzają i to pewnie nierzadko. Musieli być naprawdę silni, że poradzili sobie i wyszli na ludzi. Pewnie duża jest w tym zasługa tego dziadka. Choć on jeden stanął na wysokości zdania i chwała mu z to! Strach pomyśleć gdzie by wylądowali, gdyby nie on. Ciekawi mnie kim jest ten brat. Aż mnie świerzbi, żeby się dowiedzieć, ale niestety nie mam jak :< Zośka jest świetną postacią, bardzo wesołą dziewczyną, otwartą, z dystansem do życia, ale ma w sobie ogromny smutek. Nie powinnam się dziwić i nie dziwię. Chyba nie bardzo układa jej się w życiu. Oby się to odmieniło. Pod warunkiem, że nie zabuja się w panu Szymonie, haha;D Bo wtedy przykro mi - i tak kibicuję Klarze;D
OdpowiedzUsuńJezu, wiesz, że ja nigdy nie oglądałam Troi? Kajam się i muszę to zmienić, haha;D Też lubię popłakać na filmach.
A co do Szymona.. Albo jestem dziwna, albo też wyczuwam, że było mu przykro z powodu tego spotkania. Widać, że nie ma obiekcji, by przebywać w towarzystwie Klary i wątpię, że ma to związek tylko ze sprawami zawodowymi. Lubi ją, tego jestem pewna. Tylko ciekawi mnie, czy w takim stopniu jak robi to Klara;D I chwała ci za to, że tak powoli rozwijasz ich relację. Dzięki temu ciągle moja ciekawość jest niedopełniona i dzięki temu bez przerwy chcę więcej. Cudo <3
Kiedy nowy rozdział? Już tyle czasu nie ma nic nowego. :( A twoje opowiadanie jest tak cudowne i bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńJejciu *.* Znów cudowny rozdział! Jak Ty to robisz, że tak pięknie piszesz? (:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Hej Kochana :)
OdpowiedzUsuńWpadam z opóźnieniem ale mam nadzieję wybaczysz? Ostatnio wszystko spada mi na głowę.. szkoła, zaczęłam pracować a jeszcze dniami wysiaduję w klinice u onkologa aby ratować jednego z moich trzech pupili!
Twój rozdział poprawił mi humor! Już to kiedyś pisałam, ale uwielbiam tu wpadać i przenosić się w świat wsi. Aż zaczynam wspominać jak byłam młodsza i wyjeżdżałam na wieś do babci i wujostwa! Po prostu opis i klimat na szóstkę z plusem!
Bardzo się cieszę że Klara w końcu spotkała bratnią duszę, mam nadzieję że to początek jakiejś ważnej przyjaźni.
Ah no! Muszę to wytknął, ale straaasznie mało Kuby. Ja o tak lubię i czekam z utęsknieniem na jego pojawienie sie.. na dłużej rzecz jasna :P Mam cichą nadzieję że kiedyś gdzieś tam, między nim a Klarą.. no wiadomo ;) Ale też chciałabym się o nim czegoś dowiedzieć więcej, bo jak na razie to mamy tylko skrawki ;)
Tu nie mogę też nie powiedzieć nic o Szymonie. Jestem ciekawa czy między nim a Klarą coś się wydarzy. Bo wydaję mi się że coś między nimi wisi, tylko nikt jeszcze nie wie do końca co!
Ale tak czy inaczej, czekam jak zawsze na nowy rozdział Słonko! I przepraszam że tak późno wpadam!
PS. Juz pisałam w spamie, ale kończę OSRN i zaczynam nową historię, też kryminał romans... mam nadzieję że jak zacznę publikować to wpadniesz, no i że się spodoba? :)
Kiedy dodasz nowy rozdział? , twoje opowiadanie jest świetne, tęsknię za ta historią :) ola
OdpowiedzUsuńInformuję, że dodałem taką pseudorecenzję, a bardziej reklamę twojego bloga na główną stronę swojego autorskiego.
OdpowiedzUsuńMoże dzięki temu przykleją się do ciebie, albo raczej do twojej historii też moi czytelnicy, gdy zapragną czegoś na wesoło.
Pozdrawiam i na dole link do mojego wpisu o twoim, konkretnie to tym blogu.
http://dariusz-tychon.blogspot.com/2015/11/ciezkie-zycie-spadkobierczyni.html
Bardzo piękna, wyczerpująca historia. Aż miło poczytać :)
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG
Gdzie się Mewo podziewasz?! :(
OdpowiedzUsuńNie ma Cię, i nie ma.. :(
Właśnie, nie ma i nie ma, a ja się w sumie wkręciłem i zawsze tutaj wracałem jak chwytała mnie za serce potrzeba przeczytania czegoś luźniejszego.
UsuńPytanie ode mnie - zawieszasz, masz chwilową przerwę czy nie wiesz co dalej, Mewo?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNaprawdę będę czekać na następne wpisy, jako, iż mnie to zaciekawiło - co szczerze mówiąc nie jest łatwe - mam zamiar czytać. Oczywiście jeśli będę miała czas. Ponadto mogę powiedzieć, że opowieść jest dość...Intrygująca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam oraz życzę : Weny&Szampańskiego Sylwestra&Miłosiernego Kaca.
SLY.
Ja brzydka! Zła i nie dobra :( Wybacz.
OdpowiedzUsuńRozdział pochłonęłam, gdyż jak nie ma świąt, nie ma obżarstwa i mój żołądek jest pusty xD :D
Uffff Klara uciekła od potalogicznej rodzinki :( Biedna.
Szymon i tego jego ,,Pani...'' Oh proszę no xD Wyluzuj człowieku, taki spięty nie dobrze dla zdrowia :D
Dobrze, że pojawiła się Zośka i mam nadzieję, że wklepie dużo Słońca w życie smutnej, opuszczonej Klary ;) <3
Wybacz jeszcze raz =**
HA! Mam niejasne przeczucie, że brat Zosi i Pan Cham to jedna i ta sama osoba! Teraz pozostaje mi tylko czytać dalej i sprawdzić, czy miałam rację. :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Klara spędziła takie miłe popołudnie z Zosią. Chyba wolę to niż jej spotkanie z panem Szymonem! Swoją drogą, ciekawe, czy ona ma rodzinę, żonę, dzieci... Hm.
Nie mogę się doczekać, co będzie dalej, tak więc... spadam do jedenastki. :D
Kolejny rozdział za mną :D
OdpowiedzUsuńZbliżam się do końca (a szczerze mówiąc nie chcę, bo chcę jeszcze czytać o Klarze :3).
Co do rozdziału... Pan Szymon jest mi (szczerze mówiąc) obojętny. I tak się zastanawiam, czy ja wcześniejszy wpis źle przeczytałam? Może miałam omamy? Bo czy on nie jest żonaty?
Teraz wiem, że nic nie wiem.
Ja chce tak, jak ma Klara. Też chce odziedziczyć dom i mieć ostry język oraz kilka tysiaków na kącie. Jakież życie byłoby wtedy piękna. A jak ta wisienka na torcie ta biblioteczka z masą książek... Szczerze mówiąc, gdyby ktoś był (tak jak ja) molem książkowym, pewnie potrafiłby całą tą biblioteczkę w dwa lata przeczytać. Jak tylko o tym pomyśle... Moim marzeniem jest mieć bibliotekę. Tak. I Husky. Którego nazwę Freddy. I będę nim straszyć moją mamę :D (Freddy od Freddy Kruegera).
Moja propozycja - dawaj jakieś nowe tytuły książek co wpis. Będzie ciekawie, bo chętnie posłucham (choćby krótkiej) opinii Klary o niektórych książkach. Z drugiej strony to mamy różne gusty, ale mi to nie przeszkadza.
Zośka. Sophia.
Uwielbiam ją.
I teraz mam dylemat. Kuba. To jest pan Cham?
Czy może brat pana Szymona jest panem Chamem?
Teraz wiem, że nic nie wiem.
Z coraz to nowszym wpisem dostaje niepełne odpowiedzi i narasta masa nowych pytań. I taka refleksja: "Boże! Jak ja tęskniłam za Klarą ja-mewy!"
Człowiek docenia coś, dopiero gdy to straci. I nagle znów może czytać to cudowne opowiadanie i pluje sobie w brodę, czemu w ogóle przestało się czytać to cudo?
Nie mogę sobie tego wybaczyć.
No i wypada (znów) przeprosić za tak długaśną nieobecność.
Czekałam na wilkołaka.
Ale on nie przyszedł.
Niedobry.
A ja tyle miesięcy na niego w wieży czekałam.
I gdzie tu rycerz, ja się pytam?
Lody... gdyby jeszcze były tak miętowe z kawałkami czekolady...
Chrzanić to.
Przenoszę się do Stodolna (chyba dobrze to napisałam?).
Jest tam tyle cudownych osób.
I pan Cham na motorze.
Daj mu jeszcze bluzkę z wilkiem.
I Mika zakochana.
Dobra. Teraz lecę czytać dalej :D
Nie mogę się doczekać dalszych przygód Klary.
Wpis był fenomenalny, arcymistrzowski, fantastyczny, bajeczny, niesamowity, genialny i apolliński!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Bussis!
(Ponownie) przepraszająca Mika :)
Spotkanie z Zosią fajnie przebiegło, nie spodziewałam się, że dziewczyny tak szybko staną się sobie bliskie. Ale obie potrzebowały kogoś, komu mogłyby się wygadać. Dobrze trafiły. Klara chyba padnie na zawał, jak się dowie, że Kuba to brat Zosi. Swoją drogą, zaczynam w końcu jego zachowanie przypisywać temu, że się pogubił, nie otrząsnął po tych wszystkich przeżyciach, co jest jednoznaczne z tym, że nie mogę go nie lubić, chociaż te małą awersję mam dalej. Ale może się okaże, że to dobry chłopak, czekam na to.
OdpowiedzUsuńSzymon, Szymon, Szymon… ja coś czuję, że z tym Szymonem to nie będą tylko herbatki i autografy na dokumentach, bo on coś za bardzo chce się z nią spotykać. Chociaż, może to tylko chęć wspierania jej, ewentualnie może mu Róże przypomina i trudno jest mu się oderwać, bo ją lubił. Ale wolę zostać przy pierwszej wersji. Zobaczymy :)