piątek, 11 września 2015

7. W wydychanym powietrzu trzy promile szczęścia...




Pewnie się tego zupełnie nie spodziewacie i obawiam się, że możecie doznać ciężkiego szoku, kiedy przeczytacie, że oto ja, dziewczyna, która nie stroniła od narzekań i użalania się nad sobą i swoim, jak je nazywała, parszywym życiem, jest w końcu szczęśliwa!
Dacie wiarę?
Nie, nie, nie! Spokojnie! Nie przedawkowałam żadnych tabletek, ani tym bardziej nie piłam żadnego naparu z hodowanych przez babcię ziółek, nic z tych rzeczy! Po prostu chyba nareszcie moje życie wjeżdża na właściwe tory!
Wiem, że przyzwyczaiłam was do lamentującej i ciągle znerwicowanej dziewczyny, która warczy na wszystko co się rusza i rzuca mięsem w każdą z możliwych stron, ale coś mi mówi, że tamta Klara to już historia, w dodatku tak odległa jak pierwsze odcinki „Mody na sukces”.
Panie i panowie, mam zaszczyt przedstawić wam dziewiętnastoletnią Klarę Jońską, miłą, serdeczną, uśmiechniętą od ucha do ucha, a przede wszystkim przeszczęśliwą mieszkankę pięknej wsi na południu Polski, która po wielu latach ciężkich bojów o upragniony święty spokój nareszcie znalazła swoje El Dorado!
Czujecie to?
Wiem, że może jeszcze trochę za wcześnie na otwieranie szampana, wznoszenie toastów i wygłaszanie przemówień, ale jestem naprawdę dobrej myśli. Być może w końcu mój pech znalazł sobie jakiś inny obiekt westchnień? Oby tak było! Nie żebym komuś źle życzyła, no chyba że mojej szanownej mamusi, ale naprawdę… Zresztą nieważne, byle tylko nie okazało się, że to cisza przed burzą!
Pewnie się teraz zastanawiacie czy aby przypadkiem nie pomyliliście adresu bloga, albo czy podczas mojego zderzenia z tym motocyklistą coś mi się w głowie nie poprzestawiało, otóż nie!
A jeśli już o nim mowa, to nie wiem czy zauważyliście, ale powściągliwie nazwałam go „motocyklistą‟. Koniec, kropka. Dziwne, co? Dawna Klara dodałaby do tego słowa kilka niewybrednych przekleństw i wyszukanych wulgaryzmów, przy których „debil” czy „idiota” to prawie jak komplement. Jestem z siebie potwornie dumna!
A nie mówiłam, że będziecie w ciężkim szoku?
I tu się pojawia pytanie, skąd ten dobry humor, przecież jeszcze nie tak dawno, kiedy mało co nie zginęłam śmiercią tragiczną na środku ulicy, niemal kipiałam ze złości i gdybym miała pod ręką coś, co mogłabym zniszczyć, pewnie w sekundę rozniosłabym to w drobny pył.
Chyba nie trzeba być Kolumbem, żeby odkryć, że w tej sprawie maczał palce pewien zielonooki pan prawnik.
O Jezuniu kochanieńki…
Wyobraźcie sobie, że po przemiłym wieczorze spędzonym w jego towarzystwie… to znaczy w towarzystwie pana prawnika a nie Jezuska… siedzę sobie teraz na drewnianej huśtawce na balkonie, obłożona miękkimi poduszkami, popijam słodkie, burgundowe wino z kryształowego kieliszka i szczerząc się do laptopa na samo wspomnienie jednego z piękniejszych dni w moim życiu piszę ten post wesoło machając nogami w powietrzu.
Dochodzi północ. Planowałam, że położę się wcześniej spać a relację ze spotkania z panem Szymonem zdam wam jutro, jak tylko się obudzę, ale chyba bym pękła, gdybym miała z tym zaczekać do rana. Cóż, nie mam tu póki co żadnych przyjaciół, z którymi mogłabym poplotkować na jego temat, jest tylko on, ale przecież nie mogę z nim o tym porozmawiać, prawda? Chyba bym się ze wstydu spaliła, gdybym miała mu wyznać, że zwariowałam na jego punkcie! Może to trochę za mocne słowo, ale na pewno nie skłamię, jeśli napiszę, że jestem nim oczarowana. I nie ma się co dziwić, bo jest idealny! Wysoki, przystojny, kulturalny, miły, taktowny, zabawny…
Ludzie, przerwijcie mi! Jeśli pociągnę ten temat dalej, jak Boga kocham, za chwilę wyjdzie spod mojej ręki coś na wzór „Pieśni nad Pieśniami‟.
Po prostu spotkanie z panem Szymonem sprawiło, że z kąsającego gęsiora, wybaczcie porównanie, ale jakoś nic innego mi do głowy nie przychodzi, stałam się powabnym, dostojnym i uroczym łabędziem, który cieszy się życiem w swoim małym stawku.
Ale pozwólcie, że zacznę od początku!
Zaraz po tym jak opublikowałam poprzedni wpis, stanęłam przed regałem z książkami i nie zastanawiając się zbyt długo nad wyborem, wzięłam do ręki pierwszą z brzegu, z którą nie miałam jeszcze styczności. Padło na „Północ i Południe” pani Elizabeth Gaskell. Powieść przez wiele osób uważana za klasykę, ale jakoś do tej pory nie było nam po drodze.
„Najwyższy czas to zmienić”  pomyślałam i otworzyłam ją, by przeczytać krótkie streszczenie znajdujące się na obwolucie. Jak Boga kocham, mało brakowało a zemdlałabym z wrażenia. Na pierwszej stronie zaraz pod tytułem widniała krótka dedykacja napisana pochylonym, nieco koślawym i drobnym jak ziarnka maku druczkiem.

Dla Ciebie, jedynej Słodyczy mego życia, gdybyśmy mieli się już nigdy więcej nie spotkać. 

I tyle, ani słóweczka więcej, żadnego podpisu. Autor, kimkolwiek on jest, pofatygował się jedynie o dopisanie daty: dwudziesty czwarty grudnia dwutysięcznego jedenastego roku, czyli jakieś dwa miesiące przed wyprowadzką babci do domu starców.
Dziadek nie mógł tego napisać, bo od dobrych kilkudziesięciu lat nie żyje!
– Ja pierdzielę – szepnęłam łamiącym się głosem i z całych sił przycisnęłam książkę do piersi.  – Kto ci to dał? – uniosłam w górę wzrok w nadziei, że zobaczę babcię, która lewitując gdzieś pod sufitem, zdradzi mi tajemnicę. Będę musiała przegrzebać wszystkie pomieszczenia w domu, a nawet strych jeśli będzie trzeba. Jestem więcej niż pewna, że prędzej czy później znajdę odpowiedź. Wygląda na to, że moja niepozorna babuszka skrywała jakąś tajemnicę, szkoda tylko, że zabrała ją ze sobą do grobu!
W każdym bądź razie, z książką pod pachą pomaszerowałam do sypialni na poddaszu. Otworzyłam na oścież drzwi balkonowe wpuszczając do pokoju świeże, górskie powietrze pachnące igliwiem i nakryta niemal po samą szyję miękką kołdrą przez chwilę wodziłam palcem po nakreślonej dedykacji, po czym odwróciłam kartkę i zaczęłam czytać. Jak się pewnie domyślacie nie dotarłam zbyt daleko, bo już po kilku stronach odpłynęłam i gdyby nie fakt, że nastawiłam budzik na czternastą pewnie nadal spałabym jak zabita.
Kiedy usłyszałam ten znienawidzony dźwięk, zerwałam się z łóżka i kompletnie zdezorientowana usiadłam na jego skraju. Ziewnęłam przeciągle i z mocno skwaszoną miną śledziłam wzrokiem drobne pyłki kurzu tańczące w jasnych promieniach słońca. Przez kilka krótkich chwil, które wtedy ciągnęły się jak gęsty syrop, wydawało mi się, że jest wczesny poranek a ja powinnam się pospieszyć, jeśli nie chcę spóźnić się na pierwszą lekcję.
I nawet sobie nie wyobrażacie, jaką poczułam ulgę, kiedy dotarło do mnie, że jestem w swoim nowym domu a przygodę ze szkołą zakończyłam kilka tygodni temu szczęśliwie zdaną maturą i niemalże wzorowym świadectwem!
– Jesssst! – krzyknęłam na całe gardło i piszcząc wesoło zbiegłam po schodach do łazienki.
Wybaczcie, ale to jest ten moment, kiedy jednak będę musiała trochę ponarzekać! Obiecuję, że już się to więcej nie powtórzy, a przynajmniej w tej notce J
To by było zbyt piękne, gdybym przez cały wpis ani razu nie wspomniała, że coś mnie wkurzyło czy zawiodło. W tym wypadku i jedno i drugie, tyle że chyba bardziej byłam zła niż smutna!
Weszłam pod prysznic i niemal w tej samej sekundzie, w  której przekręciłam kurek a pierwsze krople wody zetknęły się z moim ciałem, wyskoczyłam z brodzika jak oparzona, drąc się w niebogłosy. Jestem pewna, że gdyby to był program „Od przedszkola do Opola”, rozbiłabym skalę w tym urządzeniu, które służyło do mierzenia poziomu głośności. Wcale nie przesadzam! Woda była tak lodowata, że mało mi krew w żyłach nie zamarzła! Oczywiście, jakby tego było mało poślizgnęłam się na kafelkach i gruchnęłam z hukiem na podłogę, a wijąca się pod ciśnieniem słuchawka prysznica, ochlapała gęstym strumieniem wszystko wokół łącznie ze mną.
– No bez przesady! – jęknęłam podnosząc się z ziemi. – Pierwszy dzień i od razu awaria!
Teraz, kiedy już wiem, że to żadna usterka, cała ta sytuacja wydaje się nawet śmieszna, ale uwierzcie, w tamtym momencie było mi zupełnie nie do śmiechu. Okazało się, że to tylko… nie, nie powiem wam teraz. Wszystko wyjdzie na jaw, kiedy dotrę do relacji z wizyty pana Szymona! Wytrzymacie? J
Muszę tylko dodać, że po tak bliskim spotkaniu z twardą posadzką boli mnie kark i lewe ramię. Najpierw zderzenie z motorem a teraz to! Następne siniaki do kolekcji. Jak tak dalej pójdzie to do końca tygodnia będę cała w gipsie! Pięknie!
Kiedy już udało mi się okiełznać tańczącą słuchawkę, owinęłam się ręcznikiem i nie zastanawiając się zbyt długo, pobiegłam do kuchni, wyjęłam z szafki największy gar, nalałam do niego wody i postawiłam na gazie. Trzeba sobie jakoś radzić, prawda?
Korzystając z chwili wolnego czasu postanowiłam zadzwonić do Igi. Odblokowałam klawiaturę, a na ekranie zobaczyłam migającą kopertę, która oznaczała nieprzeczytaną wiadomość. Kolejny raz pomyślałam o mamie i kolejny raz się sparzyłam. Normalni rodzice raczej by się przejęli, gdyby byli na jej miejscu. Zresztą nieważne! Co to kogo obchodzi?
Przynajmniej uroczy barman z CocoCoktajl o mnie pamiętał.

„Hej Kopciuszku, coś podejrzane jest to milczenie, może powinienem się wybrać na poszukiwania? Warszawa nie jest wcale taka duża, kiedyś w końcu cię znajdę. PS mam nadzieję, że adres na CV jest aktualny J”

Ojej, on jest naprawdę uroczy, a do tego wytrwały i uparty. Ja po pierwszy smsie bez odpowiedzi odpuściłabym, a po drugim to już w ogóle. Obiecałam sobie, że na trzeciego na pewno mu odpiszę, dlatego wystukałam pospiesznie:

„Możesz przekopać Warszawę wzdłuż i wszerz, a i tak mnie nie znajdziesz”

Uśmiechnęłam się do ekranu i wcisnęłam zieloną słuchawkę wysyłając wiadomość do oddalonego o ponad pięćset kilometrów przystojnego barmana z długimi, brązowymi dredami, który nie wiedzieć czemu uparł się właśnie na mnie. 
Potem rozsiadłam się wygodnie w skórzanym fotelu i wybrałam numer Igi. Każdy kolejny sygnał sprawiał, że traciłam nadzieję na rozmowę, aż w końcu odezwała się poczta głosowa, a ja się rozłączyłam.
Przyznam, że czuję się trochę nieswojo, bo Iga zawsze o wszystkim wiedziała jako pierwsza. A teraz? Wiem, że nie ma czasu na błahostki, przecież nie pojechała do Francji odpoczywać czy podrywać przystojnych Pierrów, tylko na obóz ze swoją grupą baletową, ale i tak mi przykro. Dzieją się w moim życiu takie rzeczy, a ja nie mogę się z nią tym podzielić.

„Więc gdzie mam szukać? Może jakieś wskazówki?”

„Mała wioska na końcu świata, o której zapomniał nawet Bóg”

Szczera prawda!
Nie czekając na odpowiedź, wyłączyłam gaz i niosąc w rękach duży gar parującej wody, przesuwałam się powoli i ostrożnie w stronę łazienki. Tego by brakowało, żebym się jeszcze poparzyła!
Szafka przy wannie była wyposażona w niezbędne środki do higieny. Wszystko nowe, jeszcze nie używane, jakby ktoś na kilka godzin przed moim przyjazdem kupił je, a potem ustawił na półeczce. Czyżby znów Pan Idealny? Jeśli tak, a podejrzewam, że tak właśnie jest, to bardzo miło z jego strony. Ja w tym pośpiechu, wzięłam ze sobą dosłownie wszystko, ale o najważniejszych rzeczach kompletnie zapomniałam. Ulżyło mi na widok zapakowanej w kartonowe pudełeczko szczoteczki do zębów, podobnie jak pasty i mydełka.
A ja myślałam, że dżentelmeni wyginęli razem z dinozaurami!
Po kąpieli, która była dla mnie niczym szklanka wody po długim marszu w słońcu, ubrałam szorty oraz luźną bluzeczkę na ramiączkach, po czym przeliczyłam oszczędności, przechowywane od kilku lat w śwince skarbonce. Dobrze, że chociaż o niej nie zapomniałam. Szału nie ma, bo udało mi się uzbierać nieco ponad tysiąc czterysta złotych, ale to i tak więcej niż najniższa średnia krajowa. Na początek wystarczy, ale co potem?
Jeśli w Warszawie, blisko dwumilionowym mieście, gdzie co chwilę otwierają się nowe sklepy czy zakłady, miałam problem ze znalezieniem pracy, to co dopiero tutaj?
Nie ma co się martwić na zapas, zawsze w razie czego mogę sprzedać dom, prawda?
A teraz będzie krótka relacja z mojej wyprawy po zakupy. I zaraz się przekonacie, że słowo „wyprawa” nie padło tu przypadkowo!
Sklep stoi przy głównej drodze w samym centrum wsi, zaraz obok budynku straży pożarnej, salonu kosmetycznego oraz apteki i poczty. Was też to dziwi, że w tak malutkiej miejscowości, gdzie mieszka góra czterystu mieszkańców, można wykupić leki, nadać przesyłkę czy poddać się profesjonalnym zabiegom upiększającym? Mnie ogromnie!
Dojście tam zajęło mi blisko pół godziny, nie sądziłam, że to aż tak daleko. Mogłam przynajmniej ubrać trampki a nie te przeklęte japonki. Zanim dotarłam do celu miałam już podeszłe krwią pęcherze a moje stopy wyglądały jakbym chodziła po drodze wysypanej węglem. Wspominałam już, że mój dom mieści się na samym końcu polnej ścieżki, z dala od sąsiadów, jedynie w otoczeniu pól i lasów? Niby fajnie, bo cisza, spokój i nikt ci w okna nie zagląda, ale niestety wszędzie mam daleko. Teraz to pół biedy, spacerek w słoneczny dzień to czysta przyjemność pod warunkiem, że ma się wygodne buty, gorzej będzie zimą, jak mnie śniegiem zasypie!
Sklep mieści się w niewielkim, wolnostojącym budynku, wyłożonym klinkierem w kolorze ciemnej czerwieni. Nad drzwiami wejściowymi wisi duży, nieco kiczowaty szyld z napisem U LODZI oraz solidna brązowa markiza rozciągnięta na całej szerokości budynku, która osłania przed deszczem lub tak jak dziś przed natrętnymi promieniami wyjątkowo mocnego słońca. W jej cieniu stoi kilka stolików i krzesełek, gdzie można usiąść i zjeść lody czy napić się piwa na świeżym powietrzu. Wisienką na torcie jest niska pergola, ogradzająca teren sklepu, po której pną się różnokolorowe petunie. Muszę przyznać, że wygląda naprawdę ciekawie.
Pociągnęłam za klamkę i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami. Zza lady jak na komendę wychyliła się starsza pani i poprawiając okulary, które zsunęły się jej na czubek nosa, omiotła mnie długim przeciągłym spojrzeniem.
– Dzień dobry – przywitałam się i wzięłam do ręki koszyczek, kierując się pospiesznie w głąb sklepu, by uniknąć rozmowy z wyraźnie kipiącą z ciekawości kobietą.
– A dzień dobry, dzień dobry. – Jej piskliwy głos zupełnie nie pasował do pulchnej sylwetki wciśniętej w mocno opięty fartuszek. – Ale pogoda, prawda? Grzeje jak na patelni. Nie ma co się dziwować, w końcu lato, kiedy ma być gorąco, jak nie teraz?
– Mhm – przytaknęłam na odczepnego pakując do koszyczka rzeczy z listy, którą zrobiłam przed wyjściem. Już wtedy wiedziałam, że muszę się pospieszyć jeśli nie chcę zostać zagadana na śmierć!
– Ale panienka młoda, to pewnie lubi taką pogodę, poopalać się można, nad jeziorko pójść popływać. Jak byłam w pani wieku to do nocy nad wodą siedziałam, ale teraz to już stary człowiek i mu nie w głowie takie harce. Nie te lata, kochanieńka.
„Ruchy, ruchy Klara, ona się dopiero rozkręca!”
– Pani wybaczy, że zapytam, ale obrodziły truskawki w tym roku? Jóźka narzekała, że nie będzie co zbierać, bo pogoda nie służyła, ale jak ostatnio przejeżdżałam, to na polu aż czerwono od owoców.
– Słucham? – zapytałam kompletnie zbita z tropu. – Jakie truskawki?
„O czym ona do mnie mówi?”
– A to pani nie przyjechała tu do pracy? – Mina kobiety w chwili, kiedy dowiedziała się, że jej intuicja wywiodła ją w pole była bezcenna. Stała oparta o ladę i przyglądała mi się, jakbym była jej krewną, która właśnie wstała z grobu. – Znam tu każdego, no nie ma się co dziwić, bo wioska nieduża a sklep tylko jeden, więc wszyscy tu robią zakupy, ale panią to pierwszy raz na oczy widzę, więc pomyślałam, że pewnie Jóźka panią zatrudniła do pracy przy truskawkach. – Przyglądałam się kobiecie z coraz większym podziwem, zachodząc w głowę kiedy ona bierze oddech. Była jak nakręcona! Nagle klasnęła w dłonie i zawołała melodyjnym głosem z szerokim uśmiechem na ustach – Już wiem! Pani to ta nowa fryzjerka, prawda? Włosy takie ładne i taka zadbana, no jak mogłam tak z tymi truskawkami wypalić? Przecież to gołym okiem widać, że…
– Nie, nie, nie! Musiała mnie pani z kimś pomylić – przerwałam jej i pospiesznie podeszłam do kasy, kończąc zakupy. Chyba nie muszę mówić, że pominęłam sporo produktów z listy, ale lepsze głodowanie niż przebywanie z tą kobietą w jednym pomieszczeniu choć ociupinkę dłużej! Nie chodzi o to, że działała mi na nerwy, ale ta jej paplanina była nie do zniesienia, przynajmniej na trzeźwo! Wystarczyły trzy minuty, a głowa mało mi nie pękła.
– Och, co za gafa – odgarnęła z czoła zabłąkany kosmyk włosów i zabrała się za kasowanie produktów, a ja odetchnęłam z ulgą rozkoszując się chwilą ciszy. – Razem będzie czterdzieści siedem złotych i dwanaście groszy – podniosła na mnie wzrok i czekając, aż wręczę jej wyliczoną kwotę, przyglądała mi się z uwagą. – Proszę wybaczyć ciekawość, ale kogoś mi pani przypomina, tylko nie mogę skojarzyć kogo. Ma pani tu jaką rodzinę?
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a w myślach dodałam „Już nie”. Wiem, jestem okropna, co poradzić? Jedni są z natury ciekawscy a inni wredni. Ja ewidentnie zaliczam się do tych drugich.
– Czyli… – zaczęła pełna nadziei, że przedstawię się i powiem skąd się tu wzięłam.
„Nie ze mną te numery, Bruner” pomyślałam i uśmiechnęłam się niewinnie udając, że nie mam pojęcia o co chodzi kobiecie.
– Czyli?
– Pani nie tutejsza, prawda? – zapytała, jakby od niechcenia starając się zachować pozory opanowania i sprawić wrażenie, że w ogóle jej to nie obchodzi, jednak takiego wścibstwa nie byłaby w stanie ukryć żadna maska.
– Już tak – roześmiałam się serdecznie i nie czekając na dalsze pytania z jej strony, zabrałam siatki z zakupami i pospiesznym krokiem wyszłam ze sklepu, zostawiając kobietę z palącym uczuciem niezaspokojonej ciekawości. 
Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby wtedy zamknęła sklep, wsiadła na rower i pojechała za mną, by dowiedzieć się dokąd idę.
Może to i dobrze, że nie kupiłam wszystkiego, torby i tak były już wyjątkowo ciężkie a droga do domu daleka. Niosłam dwie butelki Pepsi, ryż, makaron, trochę warzyw i owoców, wędliny, chleb, kostkę żółtego sera, masło, kawę, herbatę, kruche ciastka i wino, które właściwie już się prawie kończy. Wiem jedno, będę się wzbraniać przed kolejną wizytą U LODZI tak długo, jak tylko się da.
Na szczęście droga powrotna minęła mi dość szybko i dzięki Bogu obyło się bez jakiś nieprzyjemnych sytuacji, jak na przykład zderzenie z rozpędzonym kierowcą motoru.
Kiedy już dotarłam do domu, zdążyłam jedynie rozpakować zakupy, doprowadzić do porządku moje czarne jak smoła stopy i przebrać się w zwiewną sukienkę na ramiączkach, która jeszcze do niedawna wydawała mi się zbyt krótka, ale na dzisiejszą okazję pasowała idealnie, tym bardziej, że na dworze był okropny upał. No dobra, jeśli mam być szczera, to chęć przypodobania się panu Szymonowi wzięła górę! Wiem, kompletnie mi odbiło! Ale co tam!
Punktualnie o siedemnastej na podjeździe przed domem zatrzymało się białe Audi, z którego wyszedł najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego do tej pory widziałam na oczy. Przyglądałam mu się przez wąskie okienko w korytarzu, starając się nie mrugać, by nie stracić kilku cennych sekund, w których mogłam się na niego bezwstydnie gapić. Bezwstydnie i bez obaw, że mnie na tym przyłapie. Miał na sobie ciemne, eleganckie spodnie oraz śnieżnobiałą koszulę z krótkim rękawem, a w dłoni niósł skórzaną teczkę, pełną dokumentów, które potem musiałam podpisać, by dom w świetle prawa stał się moją własnością.
Dźwięk dzwonka wyrwał mnie z zamyślenia. Ostatni raz rzuciłam sobie kontrolne spojrzenie w lustrze i upewniając się, że wszystko jest w porządku, otworzyłam drzwi.
– Dzień dobry, pani Klaro – uśmiechnął się szeroko, na dłuższą chwilę zawieszając wzrok na moich odkrytych nogach, a potem głębokim, ale nie przesadzonym dekolcie.
– A dzień dobry, zapraszam w moje skromne progi – gestem dłoni wskazałam na wnętrze domu i odsunęłam się na bok, wpuszczając go do środka. Intensywny aromat drewna, który do tej pory wypełniał każdy zakamarek domu, ustąpił miejsca świeżemu zapachowi perfum, który ciągnął się za nim jak cień.
– Kawy, herbaty? – zapytałam wchodząc do kuchni – Wina nie proponuję, bo widzę, że przyjechał pan autem, no chyba że ma pan ochotę, jestem przygotowana na każdą okoliczność.
 – Poproszę herbatę.
– Już się robi – odpaliłam gaz pod stalowym czajnikiem, do którego nalałam świeżej wody, po czym postawiłam na stole talerzyk z ciastkami kupionymi U LODZI. – Proszę się częstować. A może jest pan głodny? Zaraz zrobię coś na szybko.
– Nie, pani Klaro, proszę sobie nie robić problemu. Miałem dziś kilka spotkań z klientami, a jak wiadomo najlepiej rozmawia się o interesach przy dobrym jedzeniu, także chyba nie byłbym w stanie niczego przełknąć, oprócz ciastka, oczywiście – poczęstował się maślanym herbatnikiem i westchnął przeciągle mrużąc oczy z zadowoleniem – Pyszne! Kocham… – dalszą część zdania zagłuszył głośny gwizd czajnika. Jeśli się okaże, że chciał powiedzieć, że to właśnie mnie kocha, a przerwał mu głupi czajnik, to chyba się pochlastam. Wiem, że chodziło mu o słodycze, ale pomarzyć można, prawda?
– Proszę – postawiłam przed nim kubek parującej herbaty i usiadłam naprzeciw po drugiej stronie stołu.
– Dziękuję – posłał mi szeroki uśmiech, po czym omiótł uważnym spojrzeniem blat stołu.
– Jasna cholera – jęknęłam cicho pod nosem, jak mogłam zapomnieć o cukrze? Chyba nie trzeba zbyt wiele tłumaczyć, imię Lodzia mówi samo przez się!
– Może pani powtórzyć? Przepraszam, nie dosłyszałem.
– Cukier… mówię, że zapomniałam kupić cukier. Kompletnie wypadło mi to z głowy. Zapraszam pana na herbatę a tu taka gafa. Mam nadzieję, że lubi pan gorzką – uśmiechnęłam się do niego zalotnie, by chociaż tym osłodzić mu wizytę w moim domu.
– Szczerze mówiąc, to nie przepadam, ale zagryzę ciastkiem i będzie w porządku, proszę się nie martwić – odwzajemnił mój uśmiech i na dowód szczerości swych słów pociągnął mały łyk gorącego napoju, po czym ugryzł solidny kęs herbatnika.
– Gdybym nie mieszkała na totalnym odludziu mogłabym podlecieć do jakiegoś sąsiada i jak na filmach pożyczyć szklankę cukru, a tak, musimy udawać, że wszystko w porządku – wzruszyłam ramionami i poszłam w ślady pana Szymona, upiłam łyk herbaty i przegryzłam ciastkiem. – Więc proszę udawać i być przekonywującym!
– Cóż za wyjątkowo pyszna herbata, pani Klaro, przysięgam nigdy wcześniej nie piłem nic równie wybornego. Z powodzeniem mogłaby pani przyjmować nawet samą królową Elżbietę – ostatnie słowa ledwie przeszły mu przez gardło a zduszenie śmiechu okazało się wyzwaniem na miarę wspinaczki na Mount Everest!
– Pięknie pan kłamie, panie Szymonie!
– A dziękuję, zawsze do usług. – skinął dostojnie głową, po czym poluźnił krawat i rozpiął guzik koszuli przy wyraźnie zarysowany jabłku Adama. Chyba nie muszę mówić, że doprowadził mnie tym do szaleństwa?
„Jeszcze jeden, jeszcze jeden” moja podświadomość domagała się rozpięcia kolejnego, podobnie jak kibice na trybunach domagają się strzelenia następnego gola.
– Pani Klaro? – Jego niski, nieco zachrypnięty głos sprowadził mnie na ziemię.
– Tak? Przepraszam, trochę się zamyśliłam.
– Pytałem, jak minął pani dzień? – posłał mi przeciągłe spojrzenie, podniósł do ust szklankę i nie spuszczając ze mnie wzroku wypił długi łyk gorzkiej herbaty.
– Właściwie to bardzo intensywnie.
– Intensywnie?
– Mhm – skinęłam głową i przysiadłam na podciągniętej pod siebie nodze, ściskając w dłoniach jeszcze ciepły kubek z napojem. – W nocy nie mogłam spać, to znaczy nawet nie próbowałam zasnąć, byłam tak podekscytowana domem i… tym wszystkim co zaczęło się dziać w moim życiu, że nawet ta dziewięciogodzinna podróż nie była w stanie wyprać mnie z energii.
– Tak myślałem. I mogę się założyć, że pierwsze co pani zrobiła to dokładna rewizja wszystkich pomieszczeń, mam rację? – uniósł w górę brew i posłał mi pytające spojrzenie.
Boże, czy to możliwe, żeby jego oczy były jeszcze bardziej zielone niż ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy? Jak tak dalej pójdzie to naprawdę zacznę się zastanawiać, czy nie jest on przypadkiem jakimś nadprzyrodzonym stworzeniem albo co gorsza tworem mojej chorej wyobraźni.
– Bingo, ale to akurat było łatwe, teraz coś trudniejszego, jestem pewna, że nie zgadnie pan co zrobiłam potem – spojrzałam na niego zalotnie i uśmiechnęłam się widząc zaciekawienie malujące się na jego twarzy.
– Zakład? – podniósł się z krzesła i wyciągnął dłoń w moją stronę.
– O co? – również się nachyliłam i uścisnęłam ją podejmując wyzwanie.
– Nie wiem, może o pięć kilo cukru – wybuchnął głośnym gardłowym śmiechem, budząc motylki drzemiące w moim brzuchu.  
– Niech będzie, ale…
– Cmentarz! – wszedł mi w słowo rozwiązując zagadkę bez najmniejszej podpowiedzi. – Poszła pani na grób babci, a może się mylę?
– Nie, nie myli się pan – puściłam jego dłoń i z powrotem opadłam na drewniane krzesło. – Ale skąd…
– To proste. Wybiegła pani za mną kiedy wsiadałem już do auta i zapytała pani o grób. Już wtedy wiedziałem, że pójdzie tam pani skoro świt, mimo że umawialiśmy się inaczej.
– Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana – wzruszyłam ramionami i skrzywiłam się nieco, przypominając sobie, że gdyby nie to, moje kolano i łokieć nie byłyby teraz pokiereszowane przez tego szajbusa na motorze. Postanowiłam, że akurat ten fragment opowieści zachowam dla siebie i nie podzielę się nim z panem Szymonem. Nie chcę, żeby wziął mnie za roztrzepaną dziewuchę, którą odkąd przyszła na świat prześladuje pech.
– To dobrze, dzięki temu zarobiłem pięć kilo cukru.
– Potem położyłam się spać – puściłam jego zaczepki mimo uszu, nie zwracając uwagi na zniewalający, szeroki uśmiech i dumnie wypiętą pierś – A kiedy się obudziłam, poszłam na małe zakupy. Niekompletne, jak widać.
– Miałem zamiar ostrzec panią przed Lodzią, ale jakoś wypadło mi to z głowy, poza tym przypuszczałem, że prześpi pani cały dzień i nie ruszy się z łóżka do mojego przyjazdu. Przepraszam, naraziłem panią na traumatyczne przeżycie, jakim jest niewątpliwie pierwsze spotkanie z tą przemiłą staruszką.
– Mało mnie nie zagadała na śmierć, i tak się zastanawiam, czy aby przypadkiem w poprzednim wcieleniu nie pracowała w dochodzeniówce.
– Bardzo możliwe.
– Ale co dziwi mnie jeszcze bardziej, to fakt, że się jej nie dałam.
– Jak to? – Pan Szymon był wyraźnie zaskoczony. Przyznam, że nawet teraz kiedy o tym piszę sama jestem pod wielkim wrażeniem swojego uporu.
 – Po prostu skończyłam robić zakupy, a ona nadal nie wie kim jestem i co robię w Stodolnej.
– Niemożliwe
– Naprawdę! Trafiła na równą sobie przeciwniczkę. Tak się starała, tak dokręcała śrubkę, ale pary z gęby nie puściłam. Powiedziałam tylko, że już jestem tutejsza i wyszłam ze sklepu. Prawie biegłam przed siebie, na wszelki wypadek gdyby chciała za mną wyjść i zadać mi kolejny stos pytań.
– Brawo, jestem z pani dumny. Podejrzewam, że jutro trafi pani na pierwsze strony powiatowej gazety. Już widzę ten tytuł „Krwiożercza Lodzia wreszcie poskromiona” – roześmiał się i ugryzł kolejny kęs maślanego ciastka.
Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższy czas o błahostkach, a on korzystając z każdej nadarzającej się okazji robił mi przytyki na temat tego cholernego cukru. To dziwne, że starszy ode mnie mężczyzna, jeszcze nie wiem dokładnie o ile lat, ale dziesięć to na pewno, siedzi w mojej kuchni, popija ohydną, gorzką herbatę i przekomarza się ze mną, sprawiając wrażenie jakby był moim rówieśnikiem. Kompletnie nie czuję przy nim tej różnicy wieku. Naprawdę było zabawnie, sporo się śmialiśmy, aż do momentu kiedy spojrzał na zegarek i wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. – Dobrze pani Klaro, miło się rozmawia, ale czas nas goni. – wyjął ze skórzanej teczki stek dokumentów i rozłożył je przed sobą na stole.
– Czas nas goni? – zapytałam z nadzieją, że może jednak się przesłyszałam.
– Tak, mam jeszcze o dwudziestej jedno spotkanie, starałem się wykręcić, ale klient za dwa dni wylatuje zagranicę i zależy mu na czasie.
– Szkoda, bo miałam jeszcze długą listę pytań, na które muszę poznać odpowiedź, bo inaczej chyba pęknę z ciekawości.
– Wytrzyma pani z tym pękaniem do jutra, pani Lodziu Numer Dwa? – podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się widząc zmieszanie malujące się na mojej twarzy.
– Do jutra?
– Tak, jeśli pani chce możemy się spotkać też jutro, przyniosę cukier i tym razem napijemy się porządnej herbaty
– Dobrze, ale o cukier sama się zatroszczę, w końcu zakład to zakład! A jeśli już o tym mowa, to jest przewidziana jakaś nagroda pocieszenia? – zapytałam i zdając sobie sprawę, że moje słowa mogły zabrzmieć nieco dwuznacznie, dodałam prędko – Na przykład w postaci krótkich, zwięzłych odpowiedzi na trzy nurtujące mnie pytania?
– Niech będzie, ale najpierw formalności – podniósł się z miejsca, obszedł stół i stanął obok pochylając się nade mną, po czym rozłożył na blacie niezliczoną ilość dokumentów, wskazując miejsca, w których złożyłam podpisy. – Gratuluję, pani Klaro, właśnie została pani szczęśliwą posiadaczka pięknego domu. – uścisnął mi dłoń i kilka razy nią potrząsnął z szerokim uśmiechem na ustach.
– Już? To wszystko?
– Z pani strony tak, przynajmniej na razie, resztą zajmę się już sam.
– Jestem w szoku, wydawało mi się, że tym papierkowym sprawom nie będzie końca, a tu proszę, taka niespodzianka!
– Nie taki diabeł straszny, jak go malują. – spojrzał ponownie na zegarek i pospiesznie zaczął pakować dokumenty do skórzanej aktówki –  To co z tymi pytaniami?
– Powie mi pan kto zajmował się domem kiedy babcia zamieszkała w domu starców?
– Pani Róża bardzo lubiła porządek. Pod koniec, kiedy już ciężko było jej zadbać o dom, raz w tygodniu, albo raz na dwa tygodnie przychodziła tu pani Lilka i robiła gruntowne porządki. Potem, kiedy pani babcia się wyprowadziła, obiecałem jej, że dopilnuję, żeby dom nadal był w idealnym stanie. Lila zgodziła się nadal tu pracować, a ja mając dostęp do środków na koncie Róży, wypłacałem jej co miesiąc należną kwotę. Koniec historii – wzruszył ramionami, po czym wyjął z torby pęk kluczy – Poproszę o drugie pytanie.
– Dobrze – zastanowiłam się przez chwilę, które spośród tysięcy innych powinnam wybrać. – Czy wie pan coś o życiu uczuciowym babci? W sensie czy spotykała się z kimś?
– Niestety nie. Nigdy nie rozmawialiśmy na takie tematy. Róża nie należała do wylewnych kobiet. Wiem tylko, że bardzo wcześnie została wdową, ale to żadna nowina dla pani.
– No tak – skrzywiłam się wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi jaką uzyskałam. To znaczy, że jeśli chcę się dowiedzieć kto jest autorem tej dedykacji, nie mam innego wyjścia jak tylko przekopać cały dom!– Dobrze, to teraz ostatnie pytanie, tylko proszę się nie śmiać!
– Obiecuję – położył prawą dłoń na sercu, a lewą uniósł do góry na znak złożonej przysięgi. – O co chodzi?
– O wodę.
– O wodę? – złamał obietnicę i parsknął śmiechem, przyglądając mi się z zaciekawieniem – A co z nią?
– Jest lodowata – skrzywiłam się, a na moich rękach na samo wspomnienie nieudanej kąpieli pojawiła się gęsia skórka.
– Pani Klaro, żeby woda była ciepła musi pani rozpalić w piecu centralnym – wskazał na drzwi pod schodami prowadzące do kotłowni, a ja poczułam się jak ostatnia idiotka, która właśnie się dowiedziała, że niebo jest niebieskie. Jak mogłam tak się zbłaźnić i to jeszcze przed moim Panem Idealnym? Nawet nie wiecie jaka byłam na siebie wściekła! Miałam tyle pytań w głowie, a musiałam palnąć akurat to! No tak, teraz to jest oczywiste: w blokach są junkersy w domach piece centralne! Na litość boską, Klaro!
– Ale ze mnie gapa – zakryłam usta dłonią i zatrzepałam zalotnie rzęsami, aby odwrócić uwagę od moich krwistoczerwonych policzków. – Minie sporo czasu, aż to wszystko ogarnę.
– Proszę dzwonić w razie czego, z chęcią pomogę. – wziął do ręki neseser i skierował się w stronę wyjścia. Przestąpił próg a jego jasnobrązowe włosy zalśniły w promieniach ciągle intensywnego słońca, a kiedy się odwrócił i posłał mi szeroki uśmiech mało nie straciłam przytomności. – Było mi bardzo miło, ale niestety muszę już iść, choć przyznam, że z chęcią bym został i napił się gorzkiej herbaty.
– Bardzo śmieszne – prychnęłam pod nosem, opierając się o futrynę.
– Obiecuję, że jutro będę miał więcej czasu.
– A ja, że zaopatrzę się w cukier – pomachałam mu na pożegnanie przyglądając się tęsknym wzrokiem jak wsiada do auta, a potem odjeżdża zostawiając za sobą tumany kurzu.
To był naprawdę cudowny dzień. Jak fajnie jest porozmawiać z kimś zabawnym, serdecznym, kulturalnym, błyskotliwym, do tego przystojnym i…
Znowu to samo!
Opamiętaj się, dziewucho!

29 komentarzy:

  1. Hej kochana :3
    Cudowny rozdział i dość długi. Klara jest świetnie wykreowaną przez ciebie postacią.
    W końcu jest szczęśliwa i nie narzeka aż tak.
    Ach ten pan przystojny, on za idealny, jak dla mnie coś się święci.
    Jak byłam mała to jeszcze pamiętam te czasy że wodę trzeba było podgrzewać na gazie, jakoś tak mi się skojarzyło, bo wieś itp.
    Ludzie ze wsi zawsze się znają i wszystko wiedzą nic dziwnego że pani w sklepie taka rozgadana. :D
    Matko jak przeczytałam "Pepsi" to mi się pić zachciało.
    Dziś już czytałam jedno opowiadania i jakiś tam błąd znalazłam, a u cb jakoś się nie doszukałam. To raczej dobrze.
    Piękny rozdział i czekam na następny. :D
    Pozdrawiam ciepło ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj kochana :D !
    Kiedy zaczęłam czytać tego bloga od razu pierwszym co sobie pomyślałam było : "Jezu jak ja się stęskniłam za twórczością tej naszej mewy" *-* Muszę jeszcze dokończyć czytać twojego starego bloga "Nim ci zaufam", ale jakoś nie mogę się na to przemóc, bo gdy tylko sobie pomyślę, że już skończyłaś to pisać to dochodzi do mnie, że już nigdy nie będę mogła znowu zagupić się pomiędzy rozdziałami tej wspaniałej historii. Muszę się w końcu zebrać w garść puki jestem jeszcze chora, bo później znowu nie będzie czasu. Aż się odechciewa tej szkoły. Wakacje mogłyby się nigdy nie kończyć. Dobra, ale do rzeczy. Znowu wpadłam po uszy. To co piszesz jest genialne, a pani w sklepie taka rozgadana jak ta pracująca w wsi w której mieszkają moi dziadkowie. Problemy Klary z wodą? Bezcenne xD Kocham tą dziewczynę, ale nie bój się ciebie bardziej, bo to w końcu Ty ją stworzyłaś. Szczerze to nie pamiętam czy już Ci to mówiłam, bo na razie cały czas gonię do roboty Julię (Grey Angel, może ją pamiętasz miała bloga o nazwie Czarny Stróż, który później przekształcił się w Czarno-białą anielice. Teraz oby dwie szalejemy na wattpadzie i mam nadzieję, że zechcesz do nas dołączyć w razie czego daj znać ;* ) więc czekam aż wydasz książkę. Muszę mieć coś napisanego przez ciebie na mojej półce *-*. Mam nadzieję, że dasz się na to namówić i posłuchasz mojej rady udając się do jakiegoś wydawnictwa, ale wtedy chcę być na bieżąco :).
    Czekam na dalszy rozwój akcji c:
    Ściskam twoja fanka xx
    Niepowtarzalna

    PS. Wygląd bloga bardzo mi się podoba, ale prosiłabym cię o udostępnienie wersji dla komórek. Szybciej by się czytało wtedy na telefonie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :) Powiem ci, że mam szczęście! Dopiero co wróciłam z wycieczki integracyjnej (bez zasięgu, bez internetu, zimno xD), odpalam laptopa, żeby sprawdzić co w trawie piszczy i trafiam na Twój kolejny post! Co za ulga, bo szczerze mówiąc, ostatnio tak dopracowywałam mój komentarz, że zapomniałam powiedzieć ci o moim nowym rozdziale!
    http://zmienic-bieg-wydarzen.blogspot.com/2015/09/1-w-norze.html
    Tak, nareszcie Pan Szymon! Bardzo go polubiłam :) i czuję, że mam coś wspólnego z Klarą (już pamiętam imię ;D), bo ja też jestem straszną gapą. Pięknie, pięknie! No i miałam rację, że coś było nie tak z mężem babci, skoro miała Adoratora (na razie bezimiennego).
    Ja także, jak w poprzednim komentarzu, zachęcam cię do wydania książki - wiadomo, wydawnictwa są jakie są, ale myślę, że nie ważne, czy ci to przyjmą i tak będziesz miała swoich Fanów! (jak mi miło, że ja też się do nich zaliczam :])
    Pozdrawiam Cię
    Jo Havke

    OdpowiedzUsuń
  4. Ileż ja taki pań Lodzi znam ;3 Ale to też ma swój urok. Wszędzie muszą być takie ploty, żeby coś się w miejscowości działo ^^
    To z wodą mnie rozwaliło, chociaż ja, jak przystało na ,,wiejską dziewuchę" spodziewałam się takiej niespodzianki. Uroki mieszkania na wsi (i w domkach jednorodzinnych). Ale tego chodzenia X kilometrów do sklepu nie zastąpi największy supermarket.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka! Nie wiem co napisać, ech ;___; Pisałam komentarz trzy razy i ostatecznie wyszło to coś. Co mogę powiedzieć? Rozdział jak zwykle dobry, przeczepiać też się nie ma do czego. Z każdym wpisem coraz bardziej podoba mi się postać Klary - jest według mnie bardzo oryginalna. No i oczywiście pojawił się obiekt westchnień, pan Szymon. Nie wiem jakim cudem Klara trzyma się przy nim na nogach :D Zastanawia mnie jednak jedno - serio facet nie ma żony, dzieci? Trochę to dziwne, bo nie musi martwić się o to, że żadna go nie będzie chciała - mądry, przystojny, uroczy, hojny, itp., itd. Na pewno (tak mi się przynajmniej wydaje) nie jest z tych facetów, co wybierają po wyglądzie. Może jest tego jakiś powód (w sensie brak posiadania partnerki). Jestem ciekawa, czy kiedyś się tego dowiemy - oczywiście wiem, że opowiadanie jest o Klarze a nie panie Szymonie.
    Żebyś wiedziała, że u mnie też jest taka pani Lodzia - wszystko chciałaby wiedzieć i zrobi to za wszelką cenę :D
    Czekam na kolejny wpis - buziaki, Magical2 ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. hahaha no no, Klaro kochanie, czy ty się zakochałaś? XD
    no wiec w sumie dzis krotko powiem : rozdzial swietny, oczywiscie zazdroszcze ci ze potrafisz tak perfekcyjnie wszystko opisac i wgl noo xd jejku xd
    tak wiec czekam na nastepny ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział cudowny *.* Choć osobiście za szeroko mi się czytało :D Tzn. wiesz, jak masz ustawione tutaj posty takie szerokie :D
    Klara to fajna postać, taka pozytywna i jedyna w swoim rodzaju. Fajnie ją stworzyłaś.
    Pan Szymon to już w ogóle strzał w dziesiątkę :D
    Co mogę powiedzieć? Wybacz, że tak krótko :( ale strasznie śpiąca jestem :( <3 Kocham twoją historię :* WENY BEJBE :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Dotarłam!
    Po 1. Droga Mewo popełniłaś kategoryczny błąd! "W każdym bądź razie, z książką pod pachą pomaszerowałam do sypialni na poddaszu." - nie ma czegoś takiego jak "w każdym bądź razie". Mówimy : "w każdym razie" albo "bądź co bądź". :) Rozumiesz, to coś w stylu "wziąść".
    Po 2. Pani Lodzia to typowa "kura" ze wsi. :)) Jedna woźna z mojej szkoły jest jej pokroju, ale ja zamiast wymigać się z odpowiedzi, wybucham śmiechem za każdym razem gdy z nią rozmawiam. Po prostu uszy mi więdną od takiego braku jakiegokolwiek taktu. ;)
    Pan Szymon jest aż zbyt idealny... Pewnie coś knuje! Hahaha! Przejżałałam go! ;*
    Fajnie, że tak szybko piszesz następne rozdziały i to takiej długości! Miód dla oczu!
    Całusy!
    http://poglady-blondynki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Widać że w życiu Klary zaczyna się powoli układać.
    Może z tą herbatą jej nie wyszlo, ale dobrze że się spotkała z panem Szymonem i trochę z nim porozmawiała. I czy ona zaczyna się powoli w nim zakochiwać? Bo dla mnie to tak wygląda.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pan Szymon :3 Uwielbiam opisy Klary! Jednak od początku :D
    To jest dziwne, niepokojące i podejrzewam tutaj jakiś spisek!
    No dobrze. Żartowałam. Dedykacja w książce była dla mnie absolutnym zaskoczeniem! Nie podejrzewałam o to babci Klary! Jednak teraz nie mogę się doczekać, aby Klara podzieliła się z nami wynikami swojego dochodzenia w tej sprawie!
    Wypadek pod prysznicem... To mi przypomina wypadki z Bojlerami :/ Pamiętam, że w dzieciństwie, jak się kąpałam to potrafiło się to "coś" wyłączyć i zamiast ciepłej wody pod prysznicem zaczęła lecieć lodowata. Właśnie dlatego rozumiem Klarę -_-
    Ha, ha, ha! Normalnie poczułam się, jakbym czytała o swoich wypadkach :D Uwielbiam Klarę! <3
    Wizyta w sklepie... Hmm... Klara umie być tajemnicza, coś czego ja do tej pory się nie nauczyłam. Na jej miejscu spowiadałabym się sprzedawczyni, jak na spowiedzi. Dlatego podwójnie szanuje Klarę, jest po prostu kimś niesamowitym! Chciałabym mięć jej pewność siebie i gadane :D
    Czemu ja taka nie jestem? *chlip*
    Pan Szymon...
    Teraz przyznam się do czegoś. Tak mnie zaciekawił ten motocykla z poprzedniego rozdziału, że weszłam w "bohaterów" i teraz tak się zaczynam zastanawiać, czy wolę pana Szymona, czy "motocyklistę" :3 Bo choć pan Szymon wydaje się ideałem... Właśnie to mnie niepokoi. Nic nie może być tak piękne, bez żadnych haczyków! To mnie naprawdę niepokoi, a nawet przez moment myślałam, że to pan Szymon był kochankiem Róży. Co tam różnica wieku? Czasami się coś takiego zdarza!
    Jednocześnie, całkowicie popierałam Klarę, gdy modliła się o odpinanie guzików... Jestem ciekawa, czy pan Szymon mimo wysokiego poziomu życia, jest w dobrej kondycji i jak wyglądają jego mięśnie brzucha... brrr!
    To wszystko wina Klary! Po prostu zbyt dokładnie opisuje pana Szymona.
    Zaś ja zaczynam szukać jego wad. Facet musi mieć jakieś! Sam fakt, że póki co ich nie ma, mnie niepokoi.
    A barman z baru...
    To psychopata.
    Psychopatyczny-prześladowca dokładniej mówiąc.
    Ja na miejscu Klary bym się zaniepokoiła i sprawę na policję zgłosiła, a już na pewno, bym nie odpisywała. To wcale nie jest "urocze" to jest dziwne, straszne, nienormalne i podpada pod Stalkinga :C
    Facet mnie przeraża.
    Szkoda, że pan Szymon musiał już iść, lecz nie mogę się doczekać jego kolejnej wizyty (mimo, że nadal jest podejrzany, to jednak jest mega przystojny i mam cichą nadzieje, że okaże się wilkołakiem - taki haczyk to ja chcem!).
    Rozdział był arcymistrzowski, bajeczny, fenomenalny, kongenialny, pierwszorzędny, zachwycający, fantastyczny i apolliński!
    Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
    Bussis! :3

    OdpowiedzUsuń
  11. No hejka :D
    Na wstępie staję w obronie Klary - ja też na pewno nie wpadłabym na to , że jakoś trzeba ogrzać te wodę :D Miejskie przyzwyczajenie!
    Ah ah ja też rozpływam się nad Szymonem, jest cudowny! Błyskotliwy, zabawny, przystojny - czego chcieć więcej ? :D
    Pani Lodzia jest okropnie wścibska, jak ja nie lubię takich ludzi!! Tylko chyba czeka ją kolejne spotkanie z panią L. bo w końcu 5kg cukru jakoś trzeba zdobyć...
    Co do pana barmana, kurczę on wciąż się nie poddaje! Coś czuję, że jeszcze trochę a ją znajdzie jakimś cudem!
    No i od kogo była ta tajemnicza dedykacja?!
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Jestem ciekawa kiedy ponownie pojawi się wredny motocyklista!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawy rozdział, bardzo podoba mi się osoba Klary ;)
    wszystko fajnie się ze sobą komponuje w jedną całość, nie zawsze
    każe opowiadanie daje takie odczucie. Sama trochę piszę, a w zasadzie
    dosyć dużo, tylko że do szuflady, dlatego wiem co mi się w opowieściach
    podoba i na co zwracam uwagę :) Lubię jak są dialogi ;)
    naprawde bardzo podoba mi się twoja twórczość :)
    pozdrawiam cieplutko myszko :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny rozdział. Dopiero dzisiaj do Ciebie trafiłam i postaram się zostać jak najdłużej. Bardzo mi się podoba Twój styl pisania. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę i jestem ciekawa co będzie dalej. Obserwuję Cię i gdyby Ci się nudziło, to zapraszam do mnie :)
    http://xroxanne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Pani Lodzia...Wypisz wymaluj znana mi baba z miejscowego spożywczaka. Albo moja sąsiadka...Wychodzenie na imprezy, gdy muszę przejść obok jej okna, to istna katorga!:)
    Hmm...Pan Szymon, kochany. Choć taki, zbyt idealny? Ideał, jak dla mnie jest nudny. Bo, jak tu się pokłócić, posprzeczać, gdy facet to cud prawdziwy? A wiem, że czasami kłótnia dobrze robi:) Zawsze można się pogodzić, prawda?:) Lubię go, ale to tyle...
    Klara pozytywną energię otrzymała, choć mam nadzieję, że do narzekania wróci:) Lubię czytać te jej marudzenia:)
    Rozdział przeciwny. Z przyjemnością go czytałam. I przepraszam, że tak późno komentuję, ale gdy jakaś drama mnie złapie w swoje szpony, to nie puszcza póki jej nie do oglądam;)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam oba zaległe i pozwól, że skomentuję oba na raz. Nie wiem w co ręce włożyć tak mi czasu brakuje, a teraz jestem w pracy, bo chyba tylko tu czasem mam chwilę czasu:D Dopóki szef nie przyjdzie, mogę pisać;D Jakbym urwała gdzieś koma w połowie to się nie przejmuj - znaczy że przyszedł i dokończę pisanie potem;D
    Może zacznę od tego, że podziwiam cię za opis domu w poprzednim rozdziale. Nie wiem jak można tyle wymyślić i tyle słów użyć w opisie domu:D Ja bym pewnie to zrobila w max 1 akapicie, a ty kilkanaście razy dłużej:D Może nawet zbyt długo, ale to tylko moje zdanie. Jestem bardzo niecierpliwa, to pewnie dlatego;D Ale reszta mnie uwiodła! Zresztą nie pierwszy raz. To szczęście Klary, to uśmiechanie ze wszystkich błahych powodów sprawia, że to opowiadanie napawa mnie mega pozytywną energią. Cholernie mi się to podoba! Poza tym przedstawiasz te emocje tak jakbyś to Ty była Klarą i przeżywała to wszystko osobiście. Aż się zaczynam zastanawiać czy to opowiadanie czy pamiętnik, haha;D Ale mówię serio, o takiej Klarze mogłabym czytać naprawdę długo! Poza tym ona oprócz tego nadmiernego rozradowania wszystkim, jest też czasem bardzo pechowa;D Więc nie dość, że się cieszę z jej szczęścia to jeszcze śmieję z pomyłek. Mówiłam już o pozytywnej dawce energii jaką mi dajesz? Mówiłam. Więc się powtórzę.
    Co do tego podgrzewania wody... Znam ten ból, sama mieszkam w domu i wiem, że rozpalenie w piecu dla początkującej osoby, która nigdy tego nie robiła to prawdziwa katorga. Pilnowanie temperatury, żeby pieca nie rozsadziło, dokładanie, żeby nie zgasło. Masakra! Tym bardziej dla dziewczyny z miasta, która nie musiała sobie tym głowy zaprzątać.
    Mam wrażenie, że pan motocyklista jeszcze się tu pojawi i powiem szczerze, że byłam zaskoczona wylewnością Klary. Ta wieś ją zmienia. Na plus! Przynajmniej potrafiła się odezwać;D

    A co do Szymona.... To już odrębna sprawa. Kibicowałam tak samo jak Klara, żeby odpiął jeszcze jeden guziczek! Ach, mówiłam ci jak ten facet na mnie działa, ale widzę, że na wszystkie twoje czytelniczki też:D Uwielbiam o nim czytać! A te żarty z cukru i zakład o 5kg - obłędne! Kochana, naprawdę się cieszę, że zdecydowałam się wreszcie wejść na Twój blog i poczytać. Mam wrażenie, że to opwiadanie zaspokoi moją rosnącą i nieokiełznaną potrzebę romantyzmu :D

    Ale się kuźwa rozpisałam! Wena mnie jakaś dopadla czy co xD
    Pozdrawiam!! ;**

    OdpowiedzUsuń
  16. Po pierwsze: śliczna oprawa graficzna! Urocza po prostu :3 A co do treści to bardzo dobrze się czyta (pomijając parę błędów językowych). Będę częściej wpadać :)
    littlelayabout.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Daję tylko znać, że wpadłam na bloga, po zostawieniu przez Ciebie komentarza na Taken. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa i wracam, gdy nadrobię wszystkie rozdziały! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hej Kochanie, przepraszam za nieobecność ale ostatnio ni ogarniam kompletnie, mam natłok wszystkiego i brak mi czasu na cokolwiek :(
    No ale jestem. Po pierwsze, matko to chyba jeden dłuższych rozdziałów tu?! <3
    Muszę tu też zwrócić uwagę, że ona wcale aż tak nie narzeka. Znam bardziej narzekające i użalające się osoby :P
    Mówiłam już że uwielbiam opisu u Ciebie? Wychodzą tak naturalnie że można je czytać i czytać i czytać, bez końca :)

    Szymon, Szymon.. bardzo go lubię, podoba mi się jego postać, ma coś co przyciąga uwagę, choć ta jego emm.. doskonałość i idealność, zaczyna być podejrzana? Zastanawiam si czy tylko tak mi się wydaję czy coś gdzieś kiedyś gruchnie :P Ale tak czy inaczej uwielbiam o nim czytać, od razu japa mi się śmieje jak widzę że jest w rozdziale! Także, aby go nie zabrakło. A propo braków. Gdzie jest pan tajemniczy motocyklista? Mam nadzieję że jednak się szybko pojawi bo chce go poznać bliżej :)

    Przepraszam, że dziś tak krótko, ale mam chwilkę wolnego i chcę kilka blogów nadrobić :) Do napisania Kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi napomknięciem o bardziej narzekających i użalających się osobach, to chyba nie miałaś na myśli siebie, co nie Magda? xD hehe, wybacz mi tę wstawkę, ale jak przeczytałem twój komentarz (całkowitym przypadkiem), to nie mogłem się powstrzymać xD

      Usuń
  19. Ja też ostatnio zupełnie nie mam czasu, więc rozumiem wolne czytanie. Widziałem u ciebie rozdział, zanim mnie zaprosiłaś powiadamiając o aktualizacji, ale wcześniej po prostu nie miałem czasu zajrzeć.
    "w towarzystwie pana prawnika, a nie Jezuska" - zacząłem się śmiać w głos i mój czterolatek spojrzał się na mnie jak na debila, przygryzł dolną wargę ząbkami i się tak gapił jakby mu ojca kosmici podmienili. Chwile się pogapił i nagle "moze jus nie pij" i miał gdzieś, że to tylko herbata, zabrał i wylał xD
    Ja też słyszałem o "Północ i południe", ale też nigdy nie było mi po drodze.. kto wie, może kiedyś chwycę za tę powieść.
    Książkę babcia otrzymała od dziadka motocyklisty? Zgadłem? Zgadłem xD Czuję, że zgadłem xD
    Nie włączyła bojlera? haha xD Tak czułem przy czytaniu, a jak będzie to się okażę, gdy doczytam do końca.
    Klara widzę kolekcjonuje siniaki. Moja Cyntia w pewnym momencie będzie miała podobnie, i przez to będą się wszyscy na Hektora wilkiem patrzeć. Wiesz, w świecie już po prostu panuje taka mentalność, że jak kobieta jest posiniaczona, to na pewno zrobił to jakiś facet: ojciec, brat, mąż, narzeczony...
    Widzę, że Klara z wytrwałym barmanem gra w grę pod tytułem "kotek łapać myszkę, myszka uciekać przed kotkiem".
    "Mała wioska na końcu świata, o której zapomniał nawet Bóg" - czyli "zadupie, gdzie psy dupami szczekają" xD
    Klaro, za czasów dinozaurów nie było dżentelmenów, to zupełnie nie ta epoka. Za czasów dinozaurów to mężczyźni puszczali kobiety przodem do jaskiń, ale nie przez to, że chcieli być mili, ale dlatego, że jakby tam był jakiś niedźwiedź czy coś, to by kobietę pierwszą rozszarpał, a pan "dżentelmen" miałby czas dać nogę xD
    Jezu, jak ja ją rozumiem z tymi japonkami. Ja też ledwie przed dom wyjdę (nie mamy jeszcze asfaltu, znaczy jest, ale kończy się osiem domów wcześniej) a już mam nogi jakbym w kopalni pracował. A jak fajnie się zimą jeździ po takim nieodśnieżonym nierównym terenie, albo jak jest błoto po deszczu, a wcześniej się było na myjni. Genialnie po prostu. Ale po co robić ludziom drogę za ich podatki, lepiej alkoholikom zasiłki dawać, bo przecież to choroba. Chyba bym się nadał z Klarą, bo tak jak ona lubię sobie ponarzekać.
    Scena z truskawkami... haha. Od razu kojarzy mi się jak jadę na wieś w strony mojego wakacyjnego dzieciństwa. Co prawda rzadko tam teraz bywam, ale pani sklepowa nawet po kilkunastu latach mnie poznała i było, że to ten co kawałek pola podpalił i takiej starej szopy xD Ludzie w takich miejscach wszystko wiedzą, wiele pamiętają i lubią sobie pogadać, a jeszcze bardziej lubią wypominać człowiekowi... ech, szkoda gadać. Wścibscy są tacy ludzie, ale to na swój sposób jest takie przyjemne, zabawne i... to taki ciepły klimat wsi wytwarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już go przenocować chciała... skubana, szybka jest, a niby dziewica xD
      Motyw z herbatą, gorzką herbatą, niby proste, prostackie wręcz, ale genialne.
      Podoba mi się też prostota i taka pustota głównej bohaterki uwidoczniona w jej narracji. Spotkałem w życiu dużo niby inteligentów, wyglądających na miłych, uprzejmych i oczytanych, zważających na każde słowo, a w rzeczywistości to strasznie puści ludzie to byli. U Klary jest odwrotnie. Ona pozornie jest pusta, głupiutka, naiwna, taka trochę wulgarna i uliczna, a wewnętrznie to bardzo inteligentna, młoda kobieta jest.
      Pięć kilo cukru. Droga Klaro właśnie jesteś jakieś 10-15 zł do tyłu xD
      Ona mu o drugim wcieleniu dochodzeniówki, a Szymon nie parsknął śmiechem? Ja już sobie wyobraziłem jak on się omal nie popluł tą herbatką i maślanym ciasteczkiem, albo jak z trudem powstrzymuje śmiech.
      To, że Szymek umie się dostosować do wieku rozmówcy to dobrze o nim świadczy :-)
      Czyli prawie trafiłem z tym bojlerem. Piecyk centralny xD . Mógłby jej pokazać jak się to przełącza by woda szła nie w kaloryfery, a w rury od wody, choć nie wiem czy pani Róża ma akurat takki piec, ja mam z przełącznikiem i zdarzyło mi się nagrzać latem w pokojach i kuchni, tak że sauna była (choć przed nagrzaniem też była), a woda ciągle była lodowata. Dlatego ja Klarę rozumiem i chyba nie wypada mi się z niej śmiać, prawda?

      Pozdrawiam i odpisałem na twój ostatni komentarza, na wcześniejsze chyba też, ale nie każdy.
      j-i-s.blogspot.com

      Usuń
  20. Jestem!
    Rozdział cudowny :D
    Też nie lubię gorzkiej herbaty XD
    Uuu... Ale romansik się tutaj szykuje. Ne mogę się doczekać, gdy między panem Szymonem a Klarą do czegoś dojdzie. Choć ten barman też jest intrygujący *.* Podobała mi się ich smsa rozmowa.
    Haha przyjemna zmiana nastawienia. Ale z kobietami już tak jest - najpierw narzekamy, potem się cieszymy, a jeszcze później płaczemy... Ech... Ale zawsze możemy zwalić winę na hormonu lub PMS!!! :D
    Zaintrygowała mnie ta dedykacja dla babci Róży... Kto to napisał?
    Klara dała radę pani Lodzi! Brawo!
    Bardzo mi się podobało <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :>
    Pozdrawiam!
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Wpadłam z zapytaj.onet.pl, chciałam zostawić głupi komentarz i tak dalej, ale przeczytałam i naprawdę mnie zaskoczyłaś. Świetnie napisane, czytałam to z taką lekkością i w ogóle super, na pewno będę teraz częstym gościem.
    Zapraszam również do mnie. Piszę książkę, nie pogardziłabym gdybyś wyraziła swoją ocenę. Z góry dziękuję i pozdrawiam!
    http://klatwa-blizniakow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. Ah ten pan Szymon ♡
    Takich osób jak pani Lodzia to też staram się omijać szerokim łukiem -.- wscibskie baby grr..
    Sama mieszkam z takimi sasiadkami, a strach pomyśleć co bedzie z nowymi..
    Ten rozdział udało mi się przeczytac siedząc w poczekalni do lekarza, ktoremu jakoś nie spieszyło się, że czekają pacjenci.. -.-
    No nic, ide dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  23. Ah ten pan Szymon ♡
    Takich osób jak pani Lodzia to też staram się omijać szerokim łukiem -.- wscibskie baby grr..
    Sama mieszkam z takimi sasiadkami, a strach pomyśleć co bedzie z nowymi..
    Ten rozdział udało mi się przeczytac siedząc w poczekalni do lekarza, ktoremu jakoś nie spieszyło się, że czekają pacjenci.. -.-
    No nic, ide dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Klara jest bardzo fajną niezdarą. Taką osobą, co nie doceniała tego, że w domu wszystko robiła jej matka, bo choć kobieta mi nie imponuje, to jednak ona płaciła rachunki i ogarniała drobne naprawy jeśli były konieczne. Teraz Klara jest na głębokiej wodzie, ale liczę na to, że jakoś sobie poradzi.
    Ten Szymek ciągle mi nie pasuje. On jakoś nie wykorzystał Pani Róży? Nie narobił jakiś machloi i nie udzióbał odrobinkę dla siebie? Może Klara nawet nie wie, a już jest mu winna nieco więcej niż pięć opakowań cukru?

    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Witaj!
    Ha, w końcu jestem i mam zamiar nadrobić wszystkie rozdziały! Okropna gapa ze mnie, że narobiłam sobie tylu zaległości, ale dość długo nie było mnie na bloggerze i o, u wszystkich mam mnóstwo nadrabiania! :D
    To zdanie, które przed chwilą napisałam jest bez sensu, więc może od razu przejdę do komentarza na temat siódemeczki. :D
    Ojeju, nie dziwię się Klarze, że tak szybko schrzaniła z tego sklepu. Nie cierpię takich wścibskich ludzi, niech się zajmą swoim życiem. Hm... W sumie zastanawiam się, czy staruszka w jakiś sposób tego nie odchoruje, bo pierwsza porażka, to chyba nie jest nic dobrego, hihi. :D
    Mam nadzieję, że Klara dalej się nie da, a pani Lodzia pozostanie w niewiedzy.
    Nie dziwię się, że dziewczyna straciła głowę dla Szymona. Z jej opisów można faktycznie wywnioskować, że to chodzący ideał, ale tak... cholera, nie mogę pozbyć się uczucia, że coś za łatwo tutaj idzie. No bo... Kim Klara dla niego jest, żeby się o nią tak troszczył? Oczywiście rozumiem, że to może być ze względu na jej babcię, ale tak czy siak do końca mu nie ufam.
    Cóż, to ja życzę Klarze powodzenia na zakupach i przechodzę do ósemeczki. :D
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Wcale się Klarze nie dziwię, że jest taka zachwycona na pozór idealnym Szymonem, bo sama bym była, szczególnie w jej wieku. I nie mogę powiedzieć, bo sama go lubię, jest sympatyczny i zabawny, a przy tym wydaje się być męski a nie taki pizdowaty. Zobaczę jaki będzie dalej, ale jak na razie jestem na tak.
    Ciekawa jestem, czy coś wyjdzie z tej fascynacji Klary. I jak właściwie się to wszystko potoczy.
    Pani Lodzia mnie rozwaliła, fajnie ją przedstawiłaś, imię zdecydowanie do niej pasuje, no i od razu mi moja sąsiadka przed oczami stanęła, co to też taka, że wszystko wie, wszystko widzi, we wszystkim się rozezna, lepsza niż niejeden wywiad :) Klara się jej jednak nie dała, i bardzo dobrze. Takie babki wiedzą jak pociągnąć za język, żeby się nawet nieumyślnie wyklepać, a tu proszę.
    Co do babci, to bardzo jestem ciekawa tego pana adoratora. Może jeszcze żyje i Klara go spotka? Dowie się czegoś więcej o swojej babci? Jaka była przez te lata, czy wspominała o niej. Ja byłabym tego mega ciekawa.
    Oki, lecę dalej.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku, jeśli zastanawiasz się czy dodać kilka słów od siebie, choćby miało to być jedno krótkie zdanie, przestań się zastanawiać i po prostu to zrób. Ta chwila poświęconego mi czasu i to co chcesz mi powiedzieć daje mi ogromną motywację i chęć do pisania więcej, szybciej, lepiej.
Za każdy komentarz z całego serca dziękuję <3