Ja i moja nadgorliwość!
Co mnie podkusiło, żeby iść na ten
cmentarz o czwartej nad ranem? Kto normalny robi takie rzeczy? No właśnie nikt,
tylko ja! Już dawno powinnam wiedzieć, że kiedy uderza mnie jakaś gwałtowna
myśl, za cholerkę, choćby się waliło i paliło, nie mogę jej ulegać. Czemu
odwiedzenie grobu babci o tak wczesnej porze, kiedy na zewnątrz jeszcze była
szarówka, mnie nie przeraziło, no czemu? Obudził się we mnie Hulk Hogan, a
skutki, jak się można domyśleć były tragiczne! Szkoda, że mój głos rozsądku
uciął sobie drzemkę, a może przestraszył się pana mięśniaka? Cóż, w każdym bądź
razie, gdyby robił co do niego należało, pewnie teraz nie siedziałabym w kuchni
przed laptopem i nie telepałabym się jak wkurwiona galareta.
Punkt trzeci na mojej liście rzeczy do
poprawy: „Nie przeklinaj!”
Wiem, wiem, przecież pamiętam!
Okrągły zegar wiszący nad białym, kaflowym
piecem właśnie wybił siódmą godzinę. Normalni ludzie o tej porze dopiero
wstają, parzą sobie mocną kawę, żeby postawiła ich na nogi, jedzą pożywne
śniadanie i wychodzą do pracy lub do szkoły, no chyba, że tak jak teraz trwają
wakacje. Normalni ludzie, żyją normalnie. Czemu ja nie mogę należeć do tych
przeciętnych, niczym niewyróżniających się z tłumu, normalnych ludzi? Czemu to
właśnie mnie muszą spotykać jakieś chore sytuacje? Aż dziwne, że jeszcze nie
osaczyła mnie szarańcza, a woda w pobliskim jeziorku nie zamieniła się w krew.
Znając mojego pecha i niezawodny magnes na
nieszczęścia, który zapewne mam gdzieś wszczepiony pod skórą, wszystko przede
mną!
Wiem, znów zaczynam narzekać i się nad
sobą użalać, ale o mały włos nie zginęłam pod kołami rozpędzonego motoru, więc
chyba mi wolno, prawda?
Nie, nie żartuję, powiem więcej, wcale nie
jest mi w tym momencie do śmiechu, ale zacznijmy od początku!
Kiedy pan Szymon wrócił do siebie,
zostawiając mnie samą w domu, nie trudno
się domyśleć, że pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z torby zapakowaną w szary papier
drożdżówkę i w radosnych podskokach, biorąc co chwilę duży kęs bułeczki,
krążyłam między pokojami, oglądając każdą rzecz z taką ciekawością, jakbym
znajdowała się w muzeum, a wszystkie przedmioty były niezwykle wartościowymi
dziełami sztuki. Co tam Mona Lisa czy Słoneczniki Van Gogha, kiedy mogłam
dotknąć toster, w którym jeszcze do niedawna babcia robiła sobie pyszne
grzanki, albo stanąć przed regałem, zajmującym niemal całą ścianę w salonie,
wziąć do ręki obojętnie jaką książkę i przeczytać
zaznaczone ołówkiem ulubione fragmenty powieści.
Włożyłam do gramofonu czarny winyl z
największymi przebojami ABBY i nastawiłam na cały regulator Dancing Queen.
Babcia, tak samo jak ja, uwielbiała czytać książki, głównie romanse, piec
ciasta, czemu zawdzięczała długie lata pracy w cukierni, a przede wszystkim
kochała przeboje lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, tyle że dla niej, to
była muzyka z czasów młodości, dla mnie odległa, niemalże prehistoryczna epoka.
Dobra! Konkrety, bo po tym jak skończę
wpis, chciałabym się jeszcze, choć na godzinkę położyć spać, a jeśli będę się
tak rozwodzić nad każdą rzeczą to kurczę, pan Szymon zastanie mnie przed
komputerem zupełnie nieprzygotowaną!
W prawdzie do jego wizyty zostało mi
niecałe dziesięć godzin, ale zamierzam wybrać się jeszcze na jakieś małe
zakupy, choć przyznam, że po tym co mnie niedawno spotkało, trochę boję się wychylać
nos na zewnątrz, dajcie mi chwilę a zaraz do tego dojdę.
Dom, jak już wspominałam jest naprawdę
duży, a może tak mi się tylko wydaje, biorąc pod uwagę mieszkanie w Warszawie,
w którym wegetowałam do wczoraj?
Na pewno jest wspaniały, zarówno na
zewnątrz jak i wewnątrz! Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
Wykonany niemal w całości z drewna,
dwupiętrowy, ze strzelistym dachem i rozległym podwórkiem, który otacza prosty
płot, stoi na końcu polnej dróżki, z dala od reszty sąsiadów, jedynie w
towarzystwie gęstego lasu iglastego oraz pól uprawnych, które złocą się od
posianych zbóż.
Klimat, w jakim został urządzony jest
niezwykły. To coś na wzór stylu rustykalnego połączonego ze stylem
prowansalskim, a to wszystko urozmaicone i ożywione barwnymi elementami kultury
folkowej. Gdzieniegdzie widać również elementy stylu nowoczesnego, które o
dziwo nie gryzą się z prostotą i wręcz surową formą. Jako dziecko nie
przywiązywałam do tego zbyt dużej uwagi, teraz muszę przyznać, że robi ogromne
wrażenie, wystarczy wejść do przedpokoju, żeby od razu zakochać się w całym
wnętrzu.
Kilka godzin temu wydawało mi się, że nic
się tu nie zmieniło, oprócz drzew, które sporo urosły, teraz kiedy przejrzałam
wszystkie pomieszczenia wiem, jak bardzo się myliłam!
Wybaczcie, ale nie potrafię się
powstrzymać przed niemalże palącą mnie od środka chęcią zdania wam relacji z
tego, jak wyglądają pomieszczenia. Wiem, że jesteście ciekawi tego wypadku, nie
bójmy się nazywać rzeczy po imieniu, ale proszę, wytrzymajcie jeszcze chwilkę,
a jeśli czujecie, że już naprawdę nie możecie, to przeskoczcie kilka akapitów
do przodu, obiecuję, że nie będę zła :)
Korytarz jest niewielki i jak na mój gust
troszkę zbyt wąski, ale ma swój urok. Niemalże całą ścianę po prawej stronie zajmuje
szerokie lustro, z pięknie rzeźbioną ramą, które sięga od podłogi z surowego
drewna, aż po sam sufit. Na przeciwko stoi biała, również drewniana ławeczka, którą
przysłania niedbale zarzucony polarowy koc w góralskie wzory oraz niewielka
komoda w tym samym kolorze, nad którą wisi mnóstwo zdjęć oprawionych w piękne
ramki. Na kilku z nich rozpoznałam siebie i od razu wróciły wspomnienia z
czasów, kiedy byłam jeszcze beztroskim dzieckiem z niewybrakowaną, kochającą
rodziną. Na jednym trzymałam w ręce małego, żółtego kurczaczka i przyglądałam
mu się z uwagą, na drugim ubrana w same majteczki siedziałam na snopku słomy i
krzywiłam się, czując jak jej źdźbła kłują mnie w pupę. Na kolejnym, już nieco
starsza ściskałam w jednej ręce motykę, a drugą podpierałam się pod bok.
Pamiętam, że zaraz po tym, jak babcia zrobiła mi to zdjęcie, wyhakałam jej cały
rządek sałaty i gdyby mi nie przerwała pewnie tak samo potraktowałabym rosnący
obok szczaw. Oprócz moich zdjęć z wakacji, które do siódmego roku życia
spędzałam u niej, znajdowały się tam również fotografie mojego ojca w większości
ze szkolnych wycieczek w przeróżnych zakątkach. Ale moją największą uwagę
przykuło zdjęcie ślubne, na którym babcia Róża jest poważna, może nawet nieco
smutna i zapatrzona gdzieś w bok. Ciekawe na co patrzyła? A może na kogo? Na
pewno nie na dziadka, bo on siedział przy niej z kamienną twarzą i sztywno
obejmował ją ramieniem. Szkoda, że babcia umarła, mogłaby mi opowiedzieć jak
wyglądało jej życie z tym mężczyzną, już na pierwszy rzut oka starszym od niej
o tysiąc lat. Szkoda, że byłam takim szczylem, kiedy spędzałam tu wakacje.
Teraz już raczej się nie dowiem prawdy...
Znów się rozpisałam! Mam tylko nadzieję,
że nie przynudzam.
Z korytarza wchodzi się prosto do
przestronnego salonu, którego ściany jak i podłoga wykonane są z drewna,
zresztą jak wszystko w tym domu. Pierwsze co rzuca się w oczy to pokaźnych
rozmiarów kominek, wyłożony kamieniami o różnych kształtach i strukturach oraz
ogromne okno, zajmujące niemal całą ścianę, które zdobi biała, gładka firana
spiętą po bokach tak, by nie zasłaniała widoku ogrodu pełnego kwiatów oraz
równo przystrzyżonych krzewów.
Na środku, pod niezliczoną ilością poduch
i poduszeczek, znajduje się ogromny narożnik, który bez najmniejszego problemu
mógłby pomieścić cały skład zespołu Kelly Family, a obok stoi niski, drewniany,
bo jakżeby inaczej, stoliczek ozdobiony wydzierganą na szydełku serwetą. Mogę
się założyć, że wyszła spod rąk babci Róży, ona uwielbiała takie ręczne
robótki. Pamiętam, jak wieczorami siadałyśmy w salonie, babcia włączała
telewizor i oglądając „M jak miłość” robiła na drutach skarpetki albo wyszywała
różne cudeńka na płótnie.
Och, wspomnienia...
Przy kanapie, niczym wierny pies przy
swoim panu, waruje ratanowy stojak na gazety. Sięgnęłam po leżącą na wierzchu „Przyjaciółkę”
i spojrzałam na datę. Dziesiąty stycznia dwutysięcznego dwunastego roku, to
znaczy, że babcia kupiła ją niecałe dwa tygodnie przed tym, jak wyprowadziła
się do domu starców. Jedenaście dni po tym, jak poszła do kiosku i kupiła
gazetę, napisała do mnie, może nie pierwszy, ale na pewno ostatni list w swoim,
a także i moim życiu. Chyba nie muszę mówić, że to odkrycie sprawiło, że przez
ładnych kilka minut wyłam jak bóbr, zagłuszając lecącą w tle piosenkę ABBY
„S.O.S” i ryczałam jeszcze głośniej, o ile to oczywiście możliwe, wsłuchując
się w jej słowa.
Jak już wspominałam jedną ścianę zajmuje
ogromny regał z książkami. Gdybym chciała je wszystkie policzyć wyszłaby mi,
jak Boga kocham, jakaś niebotyczna liczba, może nawet czterocyfrowa? Zawsze mi
się wydawało, że w kwestii literatury mam pokaźną wiedzę i sporo przeczytanych
pozycji na swoim koncie, ale biblioteczka babci uświadomiła mi, że jednak jest
inaczej. O wielu autorach nawet nie słyszałam, muszę jak najszybciej nadrobić
zaległości. I wiecie co sobie pomyślałam? Że nie sprzedam tego domu dokąd tego
nie zrobię!
A co, taka będę szalona!
Obok regału, którego półki, dosłownie uginają
się pod ciężarem książek, stoi lampka na wysokiej nóżce z pięknie zdobionym
abażurem, a także masywny, skórzany, powtarzam skórzany, nie drewniany, fotel. Taki specjalny fotel, w którym się siada i
zupełnie tracąc poczucie czasu, wsiąka na długie godziny w świat fikcyjnych
postaci. Zawsze marzyłam o czymś takim, widać marzenia czasami się spełniają.
Kuchnię od salonu odgradza duży drewniany
stół, od którego nie sposób oderwać wzroku. To po prostu solidny kawał drewna
wyciosany wzdłuż pnia i położony na dwóch grubych klockach. Wygląda
niesamowicie! Te nierówne kształty blatu, surowy stan oraz brak choćby
najmniejszej ingerencji, oczywiście poza spiłowaniem wystających sęków,
świetnie współgrają z całą resztą. Wyobraźcie sobie, że dolne szafki w kuchni
nie mają drzwiczek, zamiast tego wiszą w nich lniane zazdrostki z pięknie
haftowanymi kwiatami o bladoróżowym kolorze. Po lewej stronie stoi wysoka,
masywna i wyglądająca na obłędnie starą witryna, a za jej szklanymi drzwiczkami
mieści się piękna zastawa obiadowa, z malutkimi filiżankami oraz imbrykiem do
herbaty, który swoim kształtem przypomina lampę znalezioną przez Alladyna.
Rewelacja!
No i do tego to okno, z piękną, krótką
zasłonką w czerwono-białą, drobną kratkę. Wiem, wiem to niezbyt normalne zachwycać
się czymś takim, ale ja zwariowałam ze szczęścia. Jak byłam małą dziewczyną
zawsze chciałam mieć zlew przy oknie, tak żebym zmywając naczynia po obiedzie
mogła je otworzyć na oścież i przyglądać się swojemu pięknemu ogródkowi, kiedy
wiosną wszystko kwitnie i budzi się do życia, albo zimą, kiedy śpi pod białą,
śnieżną kołderką.
Czy wspominałam już, ze jestem
romantyczką, pod każdą możliwą postacią?
No i jeszcze te zioła. Po prawej stronie,
na czterech relingach przymocowanych do ściany jeden pod drugim, wiszą doniczki
przypominające ocynkowane wiaderka, w których rosną aromatyczne zioła. O
istnieniu większości z nich nawet nie miałam pojęcia i gdyby nie włożone do
ziemi karteczki z ich nazwą, nadal tkwiłabym w niewiedzy. Muszę się jednak
pochwalić, że bazylię podobnie jak majeranek i miętę rozpoznałam od razu! To
już coś, biorąc pod uwagę fakt, że typowy ze mnie mieszczuch, ale jako że od
kilku godzin jestem wieśniaczką, to jednak trochę uboga wiedza.
Na parterze mieści się również niewielka,
przytulna łazienka wyłożona płytkami w kolorze ciepłego beżu, z którymi wprost
idealnie współgrają ciemnobrązowe szafki oraz ratanowe koszyczki stojące na
regale przy umywalce. Łazienka musiała przejść kapitalny remont, bo wydaje mi
się, że kiedy byłam tu ostatnim razem, wyglądała zupełnie inaczej. A może tylko
mi się wydaje? Szczerze mówiąc nie mam pewności! W głębi korytarza mieści się
niewielki pokój, który należał do mojego ojca, kiedy był jeszcze dzieckiem.
Wchodząc do środka ma się wrażenie jakby nadal mieszkał w nim
dziewiętnastoletni chłopak, który wyszedł z kolegami na piwo do baru. Ściany
pokryte są licznymi plakatami, jakiejś kompletnie nieznanej mi drużyny chyba
koszykarskiej, sądząc po piłce trzymanej przez jednego z zawodników oraz
jakiegoś zespołu muzycznego, który wygląda znajomo, ale nie jestem w stanie
przypomnieć sobie nazwy. Na biurku leży atlas, podręcznik z geografii, kilka
kartek wyrwanych z zeszytu, które pokrywają drobne jak ziarenka maku, nieco
pochylone w lewo litery. Na oparciu krzesła wisi szara bluza z kapturem
zapinana na zamek oraz krótkie spodenki w kratkę, jakby tata zaraz miał wejść
do pokoju i ubrać naszykowane wcześniej ciuchy. Widocznie po tym, jak wyjechał na studia do Warszawy
babcia nic tu nie zmieniła. Po jego tragicznej śmierci na budowie dwanaście lat
temu, również nie miała serca spakować jego rzeczy i oddać ich do PCK czy
gdziekolwiek indziej.
To tyle, jeśli chodzi o pomieszczenia na
parterze.
Piętro zajmuje pokój, w którym babcia
trzymała swoje błyskotki, poczynając od niezliczonej ilości kłębków nici i
guzików, poradników ze wzorami ściegów, ręczników i ścierek, które niewiele
brakuje a zaczną wysypywać się na podłogę, a także kartonu z foremkami do
pieczenia ciasteczek w kształcie serduszek i gwiazdek. Będę musiała znaleźć
trochę czasu na dokładne obejrzenie tego pokoju, co nie będzie zbyt trudnym wyczynem biorąc
pod uwagę fakt, że nie mam tu żadnych znajomych, no pomijając pana Szymona, a
do tego ciągle jestem bezrobotna. Także wygospodarowanie kilku wolnych godzin
nie będzie dużym wyczynem. Coś mi mówi, że znajdę tu sporo ciekawych rzeczy.
Na piętrze mieści się również ogromna
sypialnia. I tu mogę się założyć o wszystko, że był przeprowadzany gruntowny
remont. Pamiętam, że kiedy spędzałam tu wakacje, ściany pokryte były tapetą w
bladoróżowe pąki tulipanów i róż, teraz klimat ociepla drewniana boazeria.
Jedynie ściana naprzeciw łóżka, do której przymocowano ogromny telewizor,
wyłożona jest z jasnego kamienia. Pewnie ma on swoją fachową nazwę, ale
kompletnie się na tym nie znam, więc wybaczcie. Kolejna różnica to podłoga,
kiedyś z ciemnego drewna, a teraz leży tu jasna, jeszcze mięciutka wykładzina,
jakby nikt odkąd ją położono po niej nie chodził. Podobnie jest z meblami. Są w
idealnym stanie, jakby dopiero przed chwilą ktoś wyjął je z pudła, a potem
złożył ustawiając w odpowiednim miejscu. No i łóżko! Nie, wcale nie przesadzę,
jeśli napiszę, że jest wspaniałe! Takie o jakim zawsze marzyłam! Po pierwsze,
jest ogromne! Z łatwością zmieściłyby się na nim trzy osoby. Nie myślcie sobie,
że zamierzam tu jakieś trójkąciki urządzać, chciałam wam jedynie zobrazować,
jakie jest wielkie! Oczywiście rama, podobnie jak wysoki zagłówek ozdobiony
miękkimi poduszkami w kolorze ciepłego beżu, wykonana jest z drewna. A materac…
Matko i córko, taki mięciutki i sprężysty, że nic tylko położyć się i piszczeć
z radości! Po bokach mieszczą się dwie małe szafki nocne, które dźwigają
stojące na masywnych nóżkach nocne lampki z abażurami wykonanymi ze złączonych
ze sobą drobnych kawałków kolorowych szkiełek. Jak dla mnie, idealne! I jakby
tego było mało, po lewej stronie znajdują się szklane rozsuwane drzwi, które
prowadzą na balkon. A tam ratanowe meble ogrodowe, huśtawka, przymocowana do
dachu grubymi łańcuchami, no i nieziemski widok na podwórko, za którym rozciąga
się gęsty las.
Bajka!
I tak się teraz zastanawiam, czy aby
przypadkiem babcia nie przyszykowała tego pokoju dla mnie? Wiedziała, że kiedy
dostanę ten wstrętny list od razu się tu pojawię. Przepraszam babciu, ale on
był naprawdę okropny, to znaczy zawierał informację o twojej śmierci, więc
musiał być okropny. Wiedziałaś, że przyjadę, prawda?
Na pewno tak! Jestem o tym święcie
przekonana, w przeciwnym razie nie urządziłabyś go w ten sposób.
Jest jeszcze strych. Szczerze mówiąc, to
pomieszczenie ominęłam dla własnego dobra. Uchyliłam lekko drzwi i zamknęłam je
niemal od razu. Tu stanowczo nic się nie zmieniło! Babcia, odkąd pamiętam
zawsze miała problem z wyrzucaniem niepotrzebnych rzeczy, a strych stał się miejscem przejściowym między
„ to się jeszcze na pewno przyda‟ a „tego już raczej nie będę potrzebować‟.
Babcia i jej szpargałowe królestwo. Wiem, że jakbym tam weszła i zaczęła
grzebać w tych kartonach i workach, pewnie by mnie wigilia zastała. Oby tylko!
I teraz jedna bardzo ważna sprawa!
Zastanawia mnie kto o to wszystko dbał,
kiedy babcia zamieszkała w domu spokojnej starości. Bo ktoś musiał się nim
zająć! Na pewno nie tak wygląda opuszczone mieszkanie. Co prawda jest tu trochę
kurzu, ale takiego góra czterodniowego, nie więcej! Podłogi aż lśnią, podobnie
jak okna, a w domu pachnie czystością i świeżością. Mój nowy, cholernie
przystojny znajomy (przepraszam, ale nie mogłam się oprzeć), nie mógł tu
posprzątać przed moim przyjazdem, bo dowiedział się o nim na kilka godzin zanim
się zjawiłam, no chyba, że zrobił to jak tylko wysłał list! Pewnie tak! Babcia
musiała mu o mnie sporo opowiadać, dlatego wiedział, że kiedy go wyśle, zawitam
tu zaraz po tym, jak tylko go przeczytam. Czyż właśnie nie tak zrobiłam?
Niby mam już rozwiązanie, ale muszę
jeszcze tylko usłyszeć z jego ust potwierdzenie moich przypuszczeń.
Po tym jak już z grubsza obejrzałam cały dom,
zeszłam do kuchni. Otworzyłam okno na oścież i popijając ciepłą już Pepsi,
kupioną na dworcu w Winnej, przyglądałam się granatowemu niebu, które z każdą
chwilą stawało się jaśniejsze.
Wtedy to się stało!
Uderzyła mnie w głowę natrętna myśl, jakby
mały diabełek siedział mi na ramieniu i szeptał do ucha, dźgając widełkami za
każdym razem, kiedy próbowałam go odgonić.
„Po co czekać na pana Szymona, skoro
możesz pójść na cmentarz od razu. I tak nie zaśniesz, a spacer dobrze ci zrobi,
to przecież niedaleko. Poza tym zaraz wzejdzie słońce, nie ma się czego bać,
tym bardziej, że ludzie na wsi wstają dużo wcześniej od mieszczuchów. Większość
gospodarzy jest już pewnie na nogach!”
–
W sumie racja! – Odpowiedziałam temu cholernemu kusicielowi i pobiegłam do
walizki. Wyjęłam z niej niezastąpione, choć mocno już znoszone dresy oraz
troszkę rozciągniętą przez częste pranie, lekką bluzkę z długim rękawem. Nie
prezentowałam się najlepiej, ale przecież Stodolna to nie rewia mody, więc szczerze
mówiąc, miałam to gdzieś, jak wyglądam. I całe szczęście, że nie ubrałam nic
nowego, a tym bardziej nic drogiego. Chociaż teraz jak patrzę na moje
najukochańsze spodnie, które szpeci ohydna dziura na kolanie i na moją bluzkę z
niewielką plamą krwi na łokciu to mało szlag mnie nie trafi!
Jakiś czas temu, nie wiem za bardzo gdzie,
ale przeczytałam takie oto zdanie, które zapadło mi w pamięć. Wtedy nie
zastanawiałam się nad jego sensem zbyt długo, ale kurczę w życiu bym nie
przypuszczała, że będzie tak idealnie odwzorowywało to, co mnie dziś spotkało.
PIĘTNAŚCIE
PO CZWARTEJ RANO WSZYSTKO WYDAJE SIĘ MOŻLIWE. ABSOLUTNIE WSZYSTKO…
…Nawet to, że możesz zostać potrącona przez rozpędzony
motor, na wydawać by się mogło całkowitym odludziu i jeszcze jakby tego było
mało być za to zbluzgana i zmieszana z błotem przez aroganckiego i wulgarnego
idiotę, jadącego bez świateł, w dodatku mającego gdzieś ograniczenie prędkości,
jakie powinno się zachować w terenie zabudowanym.
Dacie wiarę?!
Chyba ktoś tam na górze się na mnie uwziął!
Wyobraźcie sobie, że biegłam… no dobra, spokojnie
sobie truchtałam poboczem, wsłuchując się w rytmiczne dźwięki Vavamuffin,
płynące z słuchawek wprost do moich uszu i wszystko, naprawdę wszystko byłoby w
porządku, gdyby nie to, że w tym samym momencie, kiedy przebiegałam na drugą
stronę ulicy zza zakrętu wyjechał rozpędzony motor i we mnie pieprznął! Całe
szczęście, że kierowca wykazał się dość dużym refleksem i jak tylko mnie
zobaczył od razu zaczął hamować, w przeciwnym wypadku już by mnie nie było
wśród żywych i w tym momencie pewnie ściskałabym się z babcią!
Kurczę, w tej jednej sekundzie całe życie stanęło mi
przed oczami. Dosłownie!
Niestety,
nie udało mu się całkiem wyhamować, w skutek czego stracił panowanie nad
kierownicą, zachwiało nim dość mocno, wjechał we mnie, ścinając mnie z nóg, a
na koniec sam zaliczył upadek i został przygnieciony przez swój motor.
„Dobrze mu
tak” pomyślałam sobie w duchu, czując
rwący ból w okolicach kolana i łokcia, w ogóle cała lewa strona mocno mnie
bolała i dalej mnie boli. Jutro pewnie będę miała mnóstwo siniaków.
Co za debil jeździ o tej porze tak szybko
i to w dodatku bez świateł?!
Długo nie mogłam się podnieść z ziemi, już
sama nie wiem czy bardziej byłam obolała czy zszokowana. Pewnie i jedno i
drugie w równym stopniu. Leżałam powykręcana w każdą możliwą stronę, a małe
kamyczki, którymi niedawno była łatana droga, wbijały mi się boleśnie w plecy.
Z trudem panowałam nad cisnącymi mi się do oczu łzami. Jak można mieć takiego
pecha? Jak? Przecież w Warszawie, gdzie jeździ jeden samochód za drugim, nigdy
nie miałam żadnego wypadku, a tu, na pustej drodze, w dodatku w pierwszy dzień
mojego nowego życia o mało nie zostałam rozjechana i to jeszcze przez takiego
debila. Normalny człowiek zapytałby czy nic mi się nie stało, może nawet
zadzwoniłby po pogotowie, ale nie on! Do jasnej cholery, nie on! Że też musiał
mnie potrącić największy kretyn, jakiego nosi ta ziemia!
– Ślepa jesteś? – Krzyknął zaraz po tym,
jak już się podniósł i dokładnie obejrzał swój motor, po czym przeszył mnie
długim, kipiącym z nienawiści spojrzeniem, które o mały włos mnie nie dobiło.
Zwinnym ruchem wskoczył na siedzenie i poprawił lusterko, przyglądając się
niewielkiemu rozcięciu na swojej dolnej wardze. – Radziłbym od czasu do
korzystać z oczu, skoro już je masz!
– A ja radziłabym korzystać z mózgu, pod
warunkiem, że go posiadasz! – Syknęłam i w tym samym momencie poczułam niewysłowioną
ulgę, że oto ja, cholernie przestraszona, będąca jedną nogą na tamtym świecie,
leżąca bezwładnie na twardym asfalcie z podartymi dresami i rozwalonym łokciem,
znalazłam w sobie resztki odwagi i mu dosrałam. Tak właśnie, dosrałam mu! Jego
mina była bezcenna, nie spodziewał się, że mu odpyskuję, raczej liczył na
przeprosiny z mojej strony! O niedoczekanie twoje! – Ale jak tak na ciebie
patrzę to sądzę, że go nie masz!
–
I mówi to dziewczyna, która zamiast rozejrzeć się na boki od razu wybiega na środek drogi? – Zaśmiał się
drwiąco i odpalił silnik. – Jak chcesz się zabić to… nie wiem, rzuć się z góry,
albo jakiś tabletek się najedz, a nie ładujesz mi się prosto pod koła! Mam
ciekawsze zajęcie niż czyszczenie motoru z resztek twojego pogruchotanego ciała.
Zamurowało
mnie. Nie sądziłam, ze można być aż takim… takim… podłym i aroganckim! Z tego
miejsca pragnę przeprosić wszystkich chłopaków, z którymi umawiałam się na
randki, a potem nazywałam ich debilami. W porównaniu z tym bezczelnym idiotą,
jesteście niemalże wspaniali!
–
Co jest, lala, chyba nie jesteś zła, że ci pokrzyżowałem twoje plany samobójcze?
– Podarłeś mi dres, debilu! – Krzyknęłam i
prawie spaliłam się ze złości, bardziej wściekła na siebie niż na niego, bo akurat
to zdanie nigdy nie powinno zostać wypowiedziane na głos! Miałam go utemperować
i otwarcie powiedzieć mu, co sądzę o takich chłopakach jak on, ale o dziwo,
język stanął mi kołkiem, a jedyne na co mnie było stać to żałosne „Podarłeś mi
dres, debilu!” Teraz mam w głowie miliony zdań, które aż świerzbią mnie w
język, ale cóż, najlepsze odpowiedzi przychodzą zazwyczaj po fakcie.
Jak się można było spodziewać, ten idiota
mało nie posikał się ze śmiechu! Świetnie, brawo Klara!
Podniosłam
się z ziemi, odruchowo wygładziłam bluzkę, która swoją drogą nadaje się już
tylko do wyrzucenia i palcami rozczesałam splątane włosy.
– Ojej, lalunia połamała sobie paznokieć,
koniec świata, co to będzie? –Teatralnie przyłożył dłonie do policzków, po czym
szeroko rozdziawił usta, jakby za chwilę miał zrobić… nie, nie skończę tego
zdania, będzie lepiej jak ugryzę się w język! – Tak się składa, że twój dresik,
nie robi na mnie wrażenia, dlatego wybacz szczerość, ale nie miałbym raczej
ochoty ci go porwać! Nie schlebiaj sobie! – Syknął przez zaciśnięte zęby i zaczął
gazować, kręcąc się w kółko na środku jezdni, a spod tylnego koła buchały gęste
kłęby szarego dymu.
–
Spierdalaj! – Zebrałam w sobie wszystkie zapasy energii i krzyknęłam z całych
sił, przebijając się przez głośny warkot silnika, po czym obróciłam się na
pięcie i pospiesznie zmierzając w stronę cmentarza, wyciągnęłam rękę nad głową
i obdarzyłam go wymownym komunikatem w postaci środkowego palca. Szkoda, że
byłam odwrócona do niego tyłem i nie mogłam zobaczyć jego miny. Mówi się
trudno! Wiem jedno, na pewno to widział, bo zaraz po tym pisk stał się jeszcze
głośniejszy, o ile to w ogóle możliwe! Dyskretnie obejrzałam się do tyłu, by
przypadkiem nie zauważył, że mu się przyglądam, ale on już był daleko!
Wyobraźcie sobie, że sunął przez puste ulice wsi na tylnym kole, w dodatku
dalej bez świateł! No krew się we mnie zagotowała. Mało mu trupów jak na jeden
dzień? Szkoda, że ten motor nie przygniótł go mocniej!
Mam tylko nadzieję, że już się więcej nie
spotkamy, no chyba że tu mieszka, wtedy to będzie niestety nieuniknione!
Cóż, jedyne co mi się teraz nasuwa na myśl
to słowa mojego idola Kubusia Puchatka:
Wypadek to dziwna rzecz, nigdy go nie ma
dopóki się nie zdarzy.
No tak! W życiu bym się nie spodziewała,
że będę o krok od tragicznej śmierci pod kołami rozpędzonego motoru! Czy ja
wyglądam na jakąś pieprzoną żabę?
Skończmy ten temat, miałam się uspokoić, a
nie nakręcać się jeszcze bardziej!
A jeśli chodzi o cmentarz, na którym leży
babcia Róża to przyznam, że błądziłam po nim przez dłuższy czas, szukając jej
grobu. Założyłam sobie, że będzie to zaniedbane miejsce, zarośnięte chwastami,
gdzie od lat nikt nie zapalił nawet znicza i właśnie za takim grobem się
rozglądałam. Szczerze mówiąc mocno się zdziwiłam, kiedy po dość długim czasie bezowocnych
poszukiwań, całkowicie zrezygnowana zmierzałam w stronę wyjścia i zupełnie
przez przypadek rzuciło mi się w oczy nazwisko Jońska. Podeszłam bliżej i mało
nie zemdlałam z wrażenia. Wyobraźcie sobie, że zamiast usypanej z ziemi mogiły
zobaczyłam piękny pomnik z ciemnego granitu, z kwitnącymi w łezce różowymi
begoniami, z palącą się lampką, z przystrzyżoną dookoła trawą oraz niską
ławeczką stojącą obok. Opadłam na nią i przez długie minuty przyglądałam się
nagrobkowi z szeroko otwartymi oczami i ustami.
Gdybym miała słabsze serce pewnie
wyzionęłabym tam ducha!
Umrzeć na cmentarzu! Trzeba przyznać, że
byłoby to wydarzenie, o którym huczałaby cała okolica, a może nawet w
Teleexpresie by o mnie wspomniano?
Tego już za wiele jak na jeden dzień!
Najpierw wyprzątnięty, zadbany dom, z podlanymi kwiatami i dopilnowanym
ogrodem, teraz grób babci, o który najwidoczniej też ktoś dba! Pytanie tylko
kto? Może pan Szymon? Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia… Z racji tego, że nie
znam nikogo innego, tylko on przychodzi mi na myśl. Pytanie, czy chciałoby mu
się zaprzątać sobie tym głowę? To naprawdę za wiele wrażeń w tak krótkim
czasie! Jeszcze na domiar złego ten kretyn na motorze! Wiecie, że bałam się
wyjść z cmentarza? Czysty absurd, wiem, ale naprawdę czułam się bezpieczniej
otoczona setką nieboszczyków niż idąc, co ja mówię, pędząc ulicami tętniącej
już życiem wioski w stronę domu. Gdyby ktoś zmierzył mi czas, w jakim pokonałam
dystans między kaplicą a mieszkaniem, jestem pewna, że pobiłabym rekord i od
razu trafiłabym na pierwsze strony Księgi Guinnessa.
Ulgę poczułam dopiero wtedy, kiedy
zatrzasnęłam za sobą drzwi i na wszelki wypadek zamknęłam je na klucz.
Ciągle się telepałam i nawet teraz nie
potrafię zapanować nad ciałem, które stało się jedną wielką posiniaczoną
galaretą. Pięknie! Pierwszy dzień i od razu takie przeboje! Panie Boże, jeśli
kiedykolwiek powiedziałam, że moje życie jest nudne, odwołuję to! Odwołuję,
słyszysz? Wystarczy tych rozrywek! Jedyne o czym teraz marzę to święty spokój i długi, niczym
nieprzerwany sen. Da się coś z tym zrobić? Proszę. Proszę. Proszę. Tak ślicznie
proszę!
Wybaczcie, ale będę się już żegnać, naprawdę muszę
odpocząć. Obiecuję, że zajrzę tu wieczorem, a jeśli nie to jutro, i opowiem wam
o spotkaniu z panem Szymonem, na które wyznam wam tak po cichutku w tajemnicy,
już się nie mogę doczekać!
… ALE NAJPIERW SEN!
Pierwsza!!!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
UsuńJa jestem nawet ciekawa tego, co znajduje się na strychu ;) Oj, błaaagam, uchyl kiedyś rąbka tajemnicy :D
Czo to się dzieje w tym małym serduszku??? Tylko mi się prosze nie zakochiwać w panu Szymonie!!! Zabraniam!!! Poczekaj na jakieś wielkie ciacho w zbliżonym wieku ;)
A propos ciacha... Czy to tylko moje wrażenie, że Debil (uznajmy to słowo jako jego tymczasowe imię) okaże się dość ważną postacią??? Mmm, nie mogę się doczekać konfrontacji :D
Nie napiszę więcej, bo:
1) nie potrafię, przecież wiesz :) Moje komentarze są zawsze dość krótkie, niestety...
2) nawet, gdym potrafiła, to nie mogę, bo właśnie wracam busem ze szkoły i ludzie się na mnie dziwnie patrzą, gdy tak szczerzę się do telefonu...
Tak więc, jak na razie, to tyle. Czekam na nn z niecierpliwością godną bobasa przed posiłkiem (patrz - ooooooogromną) :)
Dużo weny i żelmów życzę
Żelcio
Obiecuję żelku, że pojawi się wpis ze strychu :) ale to tak za jakiś czas, ok? Tak specjalnie dla ciebie :p
UsuńAż dziwne, ze Klara tak od razu oszalała na punkcie pana Szymona czy wyjdzie jej to na dobre? To się okaże, a może ktos jej przeszkodzi w randkowaniu?
tak, "debil" jeszcze sie pojawi, oj pojawi się i to nie raz :)
1) Kocham twoje komenatrze, potrafisz je pisać nie pitol mi tu farmazonów!
2) cieszę się, ze udało mi się cię rozbawić/
Oj to troszkę pogłodujesz, bo kolejny rozdział prawdopodobnie za tydzień
Paaa :**
A tymczasem ja zapraszam na "Suntera" i rozdział piętnasty ;)
UsuńZalecam też przeczytanie przydługawej, ale jakże ważnej wiadomości powyżej :)
sunterstory.blogspot.com
Podziwiam Cię za to, że piszesz takie długie rozdziały. Ten charakterystyczny "słowotok" bohaterki wydaje się być pisany z taką łatwością (w pewnych momentach czasami nawet irytujący, szczególnie jej emocje, pojawiające się nagle i bez ostrzeżenia ;)), że zastanawiam się, czy opisujesz nam kawałek siebie?
OdpowiedzUsuńTaka moja refleksja, Dominika była chyba bardziej zrównoważona... Chociaż może, wróć, tutaj jest pisana narracja pierwszoosobowa, może dlatego tak to odbieram.
Tak szczerze, nie zapałałam do bohaterki ogromną sympatią (na dobrą sprawę zapomniałam, jak ma na imię, ale nie obrażaj się o to, bo stracę moją czytelniczkę, a co ja zrobię bez Ciebie? Wolę być jednak szczera :P), ale powoli przyzwyczajam się do jej osobowości. Dodam, że wykreowanie kogoś takiego skomplikowanego nie jest pewnie takie łatwe, ja na przykład mam właśnie problemy z tworzeniem charakterów itp.
Może coś na temat fabuły bym się wypowiedziała? Hehe, niezłe ziółko z tego motocyklisty :) a już myślałam, że okaże trochę serca bądź kultury osobistej. No, w każdym bądź razie złamałaś schemat - byłaby to prawdopodobna miłość naszej bohaterki, a jej życie zostałoby wypełnione szaleńczą jazdą na tylnym siedzisku (oczywiście bez kasku, bo po co? Miłość uskrzydla!) Hm, hm, zbaczam z tematu. Ciekawi mnie bardzo Pan Szymon, który jest starszy i tajemniczy dość, a do tego przystojny ;) oraz wspomniany zgorzkniały mąż babci - czy była zmuszona do małżeństwa? Tego dowiemy się w następnym odcinku!
Czekam :D
Jo Havke
PS Za długie opisy, najadłam się i musiałam zostawić je na później :P
Klara jest bardzo podobna do mnie, to fakt, jest troszkę szalona, ma cięty język i często histeryzuje czemu towarzyszy właśnie słowotok!
UsuńTak, Dominika z poprzedniego opowiadania była spokojniejsza i tak jak to nazwałaś zrównoważona, ale też wydaje mi się, ze nie miała tak do końca dopracowanego charakteru. Klara jest "jakaś" oczywiście według mnie.
Dobrze, że jej nie lubisz, choć wolałabym, zebyś jednak ją lubiła, ale to lepsze niz miałaby ci być obojętna, zawsze to jakieś emocje!
Co do męża babci a dziadka Klary (Klara, tak ma na imię główna bohaterka, jakby co) to sprawa się wyjaśni, ale to za jakiś dłuuuższy czas. Na pewno nie w kolejnym odcinku :)
pierwsze co zrobiłam wchodząc na bloga to... sprawdziłam jak długi jest rozdział xd aż otworzyłam buzie, kiedy tak jechałam i jechałam, a końca nie widać xd
OdpowiedzUsuńChciałabym pisać takie długaśne posty xd Zazdroszczę.
No i tak. Powiem, że Klara ma przygody, a co! Też tak chcę, czemu nie mam fajnej babci, która zostawiłaby mi śliczny domek na wsi? Oczywiście śmierć ukochanej babci to gorsze niż śmierć takiej matki jaką ma Klara, dlatego tego bym nie chciała, gdybym taką babcię miała.
Poza tym ciekawi mnie ten typ na motorze, wredny, bezczelny palant! Dokopałabym mu do dupy, co on sobie myśli?!
No i ostatnie, to czekam na relację z kolacji!!!!
Nie mogę się doczekać!
PS Zapraszam do siebie :
much-imperfections.blogspot.com
oj, co do długości to sama już nie wiem, trochę mnie poniosło, jednym długość się podoba innym nie, chyba nie potrafię pisać krótszych :/
UsuńTen, nazwijmy go debilem, jeszcze pozałuje za swoje, obiecuję :*
zajrzę jutro do ciebie, zaraz sie kładę, rano do pracy ;/
Jak zawsze świetny post, z niecierpliwością czekam na następny<3
OdpowiedzUsuńA w międzyczasie zapraszam do siebie:
http://upwhatnext.blogspot.com/
dziękuję, zajrzę do ciebie jutro :p
UsuńKochana, Ty daj spokój już tej biednej Klarze bo wykończysz ją wreszcie tymi przygodami! Czytam, czytam i aż się śmieje bo nawet JA, wiecznie nieszczęśliwa i mająca jakieś "ale" osóbka uważa swoje życie za całkiem udane patrząc na Klare. Motocyklista no cóż... jak wszyscy już pewnie zauważyli zachował się jak najzwyczajny cham, a gdybym to ja była na miejscu bohaterki to nie skończyłoby się na zwykłym pokazaniu Świętego Palca. Dłuuuugi opis domu, chyba troszeczkę za długi bo musiałam wręcz brnąć do końca.
OdpowiedzUsuńNooo to czekamy teraz na spotkanie z Panem Szymonem!
Pisz, pisz bo ciekawość mnie zżera!
Pozdrawiam :*
http://poglady-blondynki.blogspot.com/
No tak, opis domu wyszedł troszeczkę długi, ale jak wiadomo te pierwsze posty są zazwyczaj bogatsze w opisy, a rzadziej w akcję. Trochę mnie poniosło, ale Klara ostrzegała i powiedziała, ze można przeskoczyć kilka akapitów :)
UsuńSama się dziwię, ze mu dupska nie skopała, musiało ją naprawdę zamurować ;0
Chryste! Ten wpis czytałam... pięć godzin, z czego łącznie dwie/trzy zeszły na naprawianie. Obecnie piszę z telefonu, więc gdyby jakaś pomyłka była to przepraszam.
OdpowiedzUsuńOpisów było dużo, nawet bardzo dużo - osobiście za tym nie przepadam, ale postanowiłam wszystkie przeczytać. Domyślam się, że motocyklistą był Jakub, to na pewno on ;) oczywiście czekam na spotkanie z panem Szymonem, naszym ukochanym ciasteczkiem :3 w ogóle dobrze, że Klarze nic się nie stało - domyślam się, że pan Szymon będzie się pytał co się stało naszej Klarze.
Czekam na więcej! Dzisiaj serio krótko - już trochę późno i chociaż, że jest weekend to trzeba spać. Buziaki, pisz kolejny wpis! ;*
Naprawdę? Naprawianie? Ale naprawianie czego?
UsuńFakt w tym rozdziale było sporo opisów, no ale nie wyobrażam sobie żebym miała pominąć wygląd domu. Przecież to w okół niego będzie sie kręciła akcja, prawda? Cieszę sie, że jakoś je strawiłaś :)
A spotkanie z panem Szymonem, już w kolejnej notce, no chyba że znów coś się jej przydarzy :)
A co do motocyklisty no to jeszcze się pojawi :p
Naprawiałam komputer, zapomniałam napisać. Byłam tak zmęczona, że musiałam to pominąć, ale nie mogłam nie przeczytać i skomentować tego rozdziału ;) no to będę czekała na kolejny wpis :D
UsuńTen dom naprawdę jest duży i chyba się musi Klarze podobać. Pewnie będzie jej szkoda go sprzedawać. No i ciekawe kto tak o niego dbał. I chyba też bym stawiała na pana Szymona, bo przecież znał babcię Klary.
OdpowiedzUsuńTen motocyklista jechał bez świateł więc Klara nie mogła go zauważyć. A to jego zachowanie później było trochę chamskie. Ciekawe jak ich następne spotkanie będzie wyglądać.
Czekam na kolejny rozdział.
tak, jechał bez świateł a ona miała słuchawki w uszach i nieszczęście gotowe! Był chamski, ale coś mi się wydaje, że jak na niego to i tak zachował sie dość łagodnie :0
UsuńKomentarz właściwy zostawię niebawem, póki co odpowiadam na to, co napisałaś u mnie. :) Wypomniałaś mi błędy, ale one wcale nie są błędami. Z dużej litery piszemy, jeśli postać robi coś, co nie jest... mówieniem, jąkaniem się, bąknięciem czegoś, zapytaniem, krzyknięciem itd. Np. wzrusza ramionami albo odwraca się na pięcie. Tak w skrócie.
OdpowiedzUsuńAaaa teraz dopiero rozumiem, bo we wcześniejszych komentarzach u mnie nie sprecyzowałaś tego tak dokładni, dlatego zapytałam o to pod twoim rozdziałem :p
UsuńJak ja marzę o takim domku... Tylko żeby na tym stole porozwalane były kredki, a lustro brudne od odbitych łapek. Mój życiowy cel. Bez trudu wyobraziłam sobie dom, co nieczęsto mi się zdarza. Jak ja bym chciała pisać takie opisy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ja też o takim domku marzę, Klara też, przez co będzie jej trudniej podjąć decyzję w sprawie sprzedaży.
UsuńCieszę sie, ze podziałałam na twoją wyobraźnię i nie musiałaś wkłądać zbyt wiele siły, żeby sobie wyobrazić domek.
Pozdrawiam i życzę ci tych kredek i śladów łapek :)
Cześć kochana!
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że nasz szalony motorzysta zawita jeszcze nie raz w życiu Klary. Nie powiem, jak najbardziej by mi to odpowiadało, no bo halo, ale uwielbiam czytać o takich wkurzających typkach! Zawsze się z tego śmieję, a nie powinnam. Zielonego pojęcia nie mam, co jest w tym takiego zabawnego! Po prostu tak mam i już, o.
Ślicznie Ci dziękuję za niesamowite opisy. Dzięki nim poczułam się, jakbym była w tym domku, poważnie! Stałam koło Klary i patrzałam na to, co ona. To takie niesamowite! *-*
Mam nadzieję, że nie sprzeda tego domku, ba, że w nim zostanie! :'c
Pozdrawiam, karmeeleq
PS. Pojaiwł się nowy rozdział, zapraszam. kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
To Jakub, prawda? Prawda, że to Kubuś? :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, by ponownie się spotkali. Tym razem twarzą w twarz, a nie ciało z motorem;)
No tak, zaczęłam od końca, ale nie mogłam się powstrzymać. Cała ta sytuacja podniosła mi ciśnienie. W pozytywnym sensie oczywiście:)
Wcale się nie dziwię zdenerwowaniu Klary. Ja na jej miejscu pewnie bym wyszła z siebie i nawrzucała debilowi. Wspominałam, ze w krytycznych sytuacjach jestem nieobliczalna? Nie? A to zignoruj mnie:)
Piękny ma ten domek. Też bym taki chciała:) Ach, marzenia:)
Twoje opisy, jak zwykle są perfekcyjne. Uwielbiam je czytać. Na moment mogę oderwać się od szarej rzeczywistości:)
Pozdrawiam!
Hola hola! Ale długi rozdział kochana!!!! O.O szok.
OdpowiedzUsuńOPISY <3 miodzio ci wyszło, pięknie i cudownie ^^
Motocyklista, no cóż... zachował się chamsko.... i mi jej żal, ale kurde.... ja lubię motocyklistów ^...^ ah skóra, motor, rrrrrrrrr ;3
W ogóle co jest na tym strychu się pytam?!!!! Już!
No i ciekawe jak to będzie z Panem Szymonem :D :P Skroisz coś? :P
wENYYYYYYYYY <33333333
Takie pytanie... Kim jest Hulk Hogan?
OdpowiedzUsuńSkojarzyło mi się z Brusem Banerem/Hulkiem :/
I przez moment wyobrażałam sobie Klarę, jako wielką zieloną olbrzymkę wrzeszczącą "Ja Hulk!", walącą się po klacie i niszczącą auta... Później się zorientowałam, że raczej nie o to chodziło.
W końcu była na cmentarzu.
Hmmm.... Klara chyba ma rozdwojenie osobowości. Zauważyłam, to, gdy przypomniała sobie o "Przeklinaniu", a po chwili przypomniała sobie (ponownie), że przecież o tym pamięta. Dziwne. Ale wydaje mi się to całkowicie normalne.
Taa... Dziwnie normalne.
Co mnie zaczyna niepokoić.
Moje drugie pytanie... Czemu wszyscy tak lubią kawę i piwo? Jedno i drugie jest niedobre! Jak można te świństwa lubić? Nie jestem, jakąś maniaczką, czy coś. Sama się czasami upijam na imprezach (ostatni uznałam, że jestem kosmitką, bo nie miałam kaca po zalaniu się w trupa), ale piwo? Fuj! Do tego kawa? Przecież ona jest niedobra i psuje zęby!
Podobnie jak czekolada z drugiej strony.... Co ja będę się czepiać?
Idiota na motorze! Klara w tamtym momencie, absolutnie nie powinna przejmować się zwoją zasadą numer trzy. W obliczy takiej sytuacji, wszystko jest wybaczane. Jestem oburzona! OBURZONA (nie wiem, czemu pisząc to słowo, wyobrażam sobie babcie pod kościołem), że ten młody człowiek, tak się zachował! :P
Swoją drogą, to go nawet lubię.
Coś czuje, że on okaże się znajomym pana Szymona, może nawet jego młodszym bratem? *Chichocze* Już widzę minę Klary :D
Umrzeć na cmentarzu? Hmm... Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek o czymś w podobnie usłyszała, ale mnie zaintrygowałaś, nie powiem! :D
Wiesz. Mnie kiedyś auto potrąciła. Znaczy nie potrąciło, bo stało, a ja przez pasy przechodziłam (było to na skrzyżowaniu, w czasie korku) i gdy przechodziłam, wariat ruszył. Wpadłam na maskę i patrzę stary dziad się uśmiecha... To było nienormalne. Cały dzień biodro mnie bolało i myślałam, że je złamałam.
Nikomu jeszcze o tym nie mówiłam.
To mnie nauczyło, aby z nieufnością patrzeć na kierowców. Bo nawet, jak stoją, wole się upewnić, że we mnie złośliwie nie wjadą.
Biedna Klara. Szkoda, tylko, że to już koniec i nie poczytam znów o przystojnym panu Szymonie. :3 Niestety jestem totalne śpiąca i pewnie w połowie mój komentarz nie ma sensu. Wybacz.
Rozdział był arcymistrzowski, kongenialny, przecudowny, bajeczny, fantastyczny, niesamowity, feeryczny, wciągający i apolliński!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Bussis :3
Po pierwsze to naprawdę radzę ci poszukać jakiejś bety, jest bardzo dużo zbędnych przecinków, do tego dalej pojawiają się te same błędy przy zapisie dialogów, o których już kilka razy pisałam. Możesz też poszukać w internecie (strona PWN, polecam serdecznie, Ags) zasad pisowni w języku polskim, tam wszystko będzie jasne i klarowne.
OdpowiedzUsuńCóż, arogancja faceta na motorze nawet jakoś specjalnie mnie nie oburza. Zwykły debil ze wsi, jak go już (bardzo słusznie) nazwała Klara. Przed przeprowadzką parę lat temu znałam masę takich, praktycznie większość mojego osiedla, toteż takie zachowanie wydaje mi się okropne, żałosne, głupie, ale również, niestety, dość częste. Przynajmniej na wsi i w takich patologicznych miejscowościach, jak moje kochane rodzinne miasto. :D
Właściwie to nie wiem jakim cudem Klarze nie stało się nic poważniejszego. Przy takiej szybkości powinna dosłownie wylecieć w powietrze, ale widać szczęście jednak jej nie opuszcza. Zastanawiam się, czy spotka jeszcze tego chłopaka, przecież wieś nie jest duża i wcześniej czy później powinni na siebie wpaść.
Właściwie to najbardziej zaciekawiła mnie wzmianka o tym zdjęciu ślubnym jej babci. Naprawdę chętnie usłyszałabym tę historię, od pana Szymona, jakiejś sąsiadki, wszystko jedno. Lubię takie stare historie, a kiedy jest w nich wątek miłosny to już w ogóle.
Pozdrawiam. ;)
A, a ten cytat o 4 nad ranem jest autorstwa Stephena Kinga. ;)
UsuńWiem, że mam problem z interpunkcją, wypominasz mi to w każdym komentarzu :) jeśli chodzi o betę to nie chcę korzystać z jej usług.
UsuńKlarze nic poważniejszego się nie stało dzięki temu, że "...kierowca wykazał się dość dużym refleksem i jak tylko mnie zobaczył od razu zaczął hamować..."
O historii babci jeszcze się sporo dowiemy, więc cierpliwości :)
Jestem <3
OdpowiedzUsuńRozmarzyłam się gdy Klara opisywała cały dom, wydaję się na prawdę magiczny <3
Ahh chciałabym w takim zamieszkać <3
eh KLARA! jak mogła pójść o tej porze na cmentarz? To nie mogło się dobrze skończyć.. no i nie skończyło!
Szalony motorzysta Jakub okazał się wredny i chamski! Jedzie bez świateł i się jeszcze mądrzy, co on sobie myśli?! Prawdziwy z niego Bad Boy :D a takich jestem fanką więc oczywiście go nie skreślam!
Spotkanie z Szymonem już w następnym rozdziale <33 Jestem ciekawa jak zareaguję, gdy się dowie, że Szymon jest kuzynem Jakuba! :D Cóż, nie będzie zbyt szczęśliwa,..
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D OBY był szybko :D
Pozdrawiam <3
Hej, przepraszam za nieobecność i spóźnienie, ale ostatnio weszło mi to w krew!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, opisy na samym początku są nieziemskie. Zakochałam się w nich po prostu i z wielką chęcią je czytałam. Uwielbiam opisy, choć sama średnio je tworze, jakoś nie umiem tak.. lekko i przyjemnie? xD
Cóż czwarta w nocy i cmentarz, serio, ale ja to bym się obss.. no wiesz co.
Ohh czyżby dobrze ogarniam, Jakubek się pojawił? Mój?! No nie mogłam się go już doczekać, a teraz się doczekałam i chce już więcej. Ma coś z Bad boya i jest z lekka pyskaty xD me gusta!
Co raz gapiłam sie na jego zdjęcie i zastanawiałam się jak go tu wprowadzisz, jaki on będzie i cóż, nie zawiodłam się! Teraz tylko czekać na rozwinięcie i wybieranie między Szymkiem a Kubkiem! Haha xD
Czekam jak zawsze na więcej! <3
Przepraszam, że tak późno komentuję :( Już dawno zauważyłam, że dodałaś rozdział, ale dopiero teraz znalazłam czas, by go przeczytać...
OdpowiedzUsuńTo tak...
Cudowne cudo napisałaś *_*
Choć trochę się wkurzyłam, że wyłączyłaś szablon mobilny. Ale tylko tak trochę XD Zbyt wielki ze mnie leń, by włączyć komputer, więc teraz się trochę męczę XD
Niesamowicie podobała mi się wędrówka bohaterki po wspomnieniach z dzieciństwa. A opis domu wspaniały! Czułam się, jakbym w nim była :*
Ciekawi mnie przeszłość babci i to zdjęcie. Może Róża myślała o jakimś ukochanym?
A taką biblioteczkę też bym chciała mieć! *.*
Haha no ale w sumie, kto normalny chodzi o 4 na cmentarz?! :o
Dobrze, że ten koleś jej nie zabił!
Ale nie wiem dlaczego ich sprzeczka wydała mi się urocza :) Mam nadzieję, że jeszcze się spotkają ;)
Przepraszam, że tak krótko, ale jestem padnięta...Lecę spać, skarbie.
Pozdrawiam i od razu zaproszę cię na miniaturkę, którą pisałam z Mikką Foggy i Kubą. Wszystko znajdziesz na naszych blogach ;)
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
Oooo <3 Zostawiam sobie ten rozdział na wieczorek przy gorącej herbatce.
OdpowiedzUsuńObiecuję, że zaraz po przeczytaniu wystawię Ci srogą opinię! Nie, no. Żartowałam :D Twoje teksty są pozbawione jakichkolwiek niedoskonałości <3
Meredith z mirkwood-story.blogspot.com
Jejku, jak ty to robisz, że te wszystkie rozdziały są tak dopracowane i nie ma się nawet do czego doczepić?? To wręcz niemożliwe, abyś pisała aż tak dobrze! Szósty wspaniały rozdział. Czekam na więcej. Jejku, nie mogę się doczekać, aż opowie nam o tym spotkaniu z "panem Szymonem" :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Uwielbiam sposób, w jaki opisałaś pomieszczenia i cały dom! Można się poczuć tak, jakby się tam było. Niesamowite!!
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do mnie. Tym razem mocno przemyśleniowy i bardzo ważny dla mnie post... http://tangledstories314.blogspot.com/2015/09/trzeba-wiedziec-kiedy-warto-milczec.html
Bardzo podoba mi się ta 'olewawcza' narracja nastolatki xD Naprawdę to prostactwo jej języka, szyk przestawny zdań - jak dla mnie idealnie odzwierciedla jej duszę, charakterek i świetnie wkomponowuje się w klimat tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńJednak o tym rozdziale za dużo powiedzieć nie mogę, bo niewiele się w nim dzieje. Klara opisała nam poszczególne pomieszczenia, przybliżyła osobę babci (w zakładce bohaterów jest, że brała wnuczkę na wakacje co rok (chyba), a to jest błąd, bo taki zwyczaj trwał tylko do pewnego czasu).
Ten pan na motorze, to ten z zakładki bohaterów co go Mario Casas u ciebie odgrywa, tak? Jak się nie mylę kuzyn Szymona, tak? Wyczuwam trójkącik xD
Pozdrawiam
j-i-s.blogspot.com
Właśnie przed chwilą napisałam na Twoim poprzednim blogu, że brakuje mi Dominiki. Tu weszłam po raz pierwszy i jestem mile zaskoczona, to jest nadal taki Twój styl, Mistrzyni Opisów c:
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero teraz, ale obiecuję, już lecę czytać wszystko od początku, tym bardziej, że już jutro dojdzie mi do przeczytania kolejny rozdział (oby)!
Właśnie teraz zdałam sobie sprawę jakie mam u Ciebie zaległości :(
OdpowiedzUsuńRozbawiło mnie porównanie Klary do Hulka Hogana :D
Opis domu - piękny! <3
Szkoda, że ja tak pięknie nie umiem opisywać :(
To, że motocyklista bez świateł, ale w słuchawkach też nie wolno :p :(
Lecę do kolejnej notki!
PS: Może uda mi się dzisiaj wszystko nadrobić....
Boże, jak ja kocham motocyklistów! Ale nie takich na ścigaczach, czy crosach, a takich typowych, zwykłych, na tych takich motorkach, no tych... no nie znam się, ale wiadomo o co mi chodzi. Jednak mimo wszystko sądzę, że tego twojego motorowego to ja nie polubię.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta chata co ją Klara odziedziczyła, ale chyba znowu zmierzasz w kierunku ocieplania zimnej rzeczywistości i tak układasz puzzle, by w ogólnym rozrachunku bohaterkę zadowolić. Ja tam nie przepadam za tym jak jest za łatwo i lubię czasami rzucić bohaterom kłody pod nogi. Mimo wszystko mam nadzieję, że spotka Klarę jeszcze jakaś tragedia, by było ciekawie, było o czym poczytać jednocześnie obgryzając paznokcie, i oczywiście też co skomentować, bo słodkie rozdziału jakoś tak ciężko mi się komentuje, bo nie wzbudzają we mnie tyle emocji, co te złe.
http://takamilosc.blogspot.com/
Halo, hej :D to znowu ja!
OdpowiedzUsuńPrzystojny chłopak na motorze niechcący potrąca dziewczynę, pomaga jej się pozbierać, potem postanawia odwieźć ją do domu żeby się upewnić, czy aby nic się jej nie stało, potem się spotykają, potem biorą ślub i żyją długo i szczęśliwie. Taką do tej pory miałam wizję takiego wypadku. I wiesz co? Zniszczyłaś ją doszczętnie xD Ale miło mi, że to nie przez Klarę doszło do tej całej sprzeczki. I że rzeczywiście jest poszkodowana, bo zwykle to ona jest inicjatorką jakichś nieporozumień a potem stara się odwrócić kota ogonem. Ale tym razem mogę całkowicie stanąć po jej stronie bo motocyklista rzeczywiście okazał się być dupkiem i burakiem :/
Ale mam nadzieję, że przez ten wypadek naprawi się jej w głowie to, co się popsuło i odechce jej się takich porannych wypadów na cmentarz, kilka kilometrów dalej. Pozdrawiam, ja bym się na coś takiego w życiu nie odważyła.
Poza tym właśnie miałam się do ciebie przyczepić za to, że w tym domu jest tak wszystko idealnie, jakby ktoś się nim opiekował, ale na szczęście o tym wspomniałaś. I zastanawiam się, kto musiał o to wszystko dbać, bo chyba nie Szymon. To byłaby już chyba przesada. Może jakaś znajoma babci Róży? Albo jakaś ciotka? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że to nie jakaś nieślubna córka ojca Klary, o której nikt nic nie wiedział, bo mogłoby być niebezpiecznie xD
Lecę dalej!
Co do pecha Klary, to ja się z nim całkowicie utożsamiam. Rozumiem, że wypadek Klary to pierwsze spotkanie z sympatycznym panem Jakubem. Coś czuję, że nie polubię go za nic i o ile wcześniej za największego dupka miałam pana od spódniczek i kokosów, o tyle Jakub go w tej chwili przebił.
OdpowiedzUsuńDom babci mnie niesamowicie urzekł i jeszcze bardziej wprowadził w taki leniwy, błogi nastrój. Chciałoby się tam być, jeszcze bardziej, bo prócz rozpędzonych świrów na motorach, to niesamowicie tam musi być.
Ciekawa jestem kto tak dbał o dom i grób babci, bo czy ja wiem, czy byłby to Szymon? Jest prawnikiem, do tego z własną kancelarią, kupa roboty, wątpię więc, że mógłby zająć się wszystkim tak starannie.