...ja
najwyraźniej nie jestem zdechłą rybą, bo gdybym nią była zapewne siedziałabym
teraz z matką w domu i jak zwykle powstrzymywałabym się przed uduszeniem jej,
bądź w nieco lepszym wypadku, wydrapaniem jej oczu. A tak proszę bardzo, płynę
pod prąd, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo...
Od blisko godziny siedzę w pociągu i
nie mam zielonego pojęcia czy dobrze robię, jadąc do Stodolnej. Teraz to już i
tak musztarda po obiedzie, bo z pędzącego pociągu nie wyskoczę, nie należę
przecież do Nieustraszonych, ale tak na poważnie to zupełnie nie wiem czy
podjęłam słuszną decyzję, nie mam nawet żadnego przeczucia, bo moja kobieca
intuicja chyba skorzystała z pięknej pogody i wybrała się na jakiś urlop. Wiedziała
kiedy!
Ten wyjazd to szaleństwo w najczystszej
postaci! W jednej chwili ryczałam w kuchni, trzymając w ręce mikser i ubijając
białka na sztywną pianę a dwie minuty później już pakowałam walizkę, wrzucając
do niej najpotrzebniejsze rzeczy! Ludzie, jeśli to czytacie, to jako „Ciotka
Dobra Rada‟ ostrzegam was przed impulsami i gwałtownymi myślami. Możecie
przypłacić to zdrowiem psychicznym lub fizycznym, to więcej niż pewne. Mnie,
mogę się założyć o tonę żelków, spotka uszczerbek na jednym i drugim, tak to
już jest, że nieszczęścia chodzą parami a ja mam na nie jakiś wyjątkowo silny
magnes.
Znów zaczynam narzekać, prawda?
Szkoda, że nikt nie wymyślił takiej
aplikacji, która raziłaby prądem za każdym razem, kiedy ktoś (czytaj „ja‟)
zaczynałaby się nad sobą użalać, pisząc swój pamiętnik. Kurczę, być może
właśnie podałam komuś na tacy pomysł warty miliony dolców. Ja to jednak mam
ogromne serce! Nie ma to tamto!
W każdym razie, tak jak wspomniałam
siedzę w pociągu i jadę do Stodolnej. Przede mną jeszcze blisko cztery godziny
drogi, potem w Winnej przesiadka do autobusu, na który niestety będę musiała poczekać
czterdzieści pięć minut, mam tylko nadzieję, że nie będzie żadnych opóźnień,
chociaż mój pech w połączeniu z polskimi środkami transportu nie wróży dobrze.
Ale bądźmy optymistami. Przy okazji muszę pamiętać, by dopisać do mojej listy „rzeczy
do poprawy‟ pracę nad pozytywnym myśleniem!
Więc
kiedy już wsiądę do punktualnie podstawionego, nie zatłoczonego, czystego i
pachnącego świeżością autobusu, czekać mnie będą kolejne dwie godziny jazdy. Podsumowując
po całym dniu tułaczki powinnam dotrzeć na miejsce około północy. Już sobie
wyobrażam, jaka będę padnięta, kiedy nareszcie stanę przed domem babci... to
znaczy MOIM domem, kurczę, nawet fajnie to brzmi. Ja i moje własne, prywatne cztery kąty.
Kolejna sprawa!
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że
istnieje coś takiego jak mobilny internet. Wielbię dzień, w którym go wynaleziono,
a mężczyznę, który tego dokonał kocham bardziej niż własną matkę. Mówię to z
pełnym przekonaniem i czystością sumienia. Kocham cię, drogi panie X,
kimkolwiek jesteś, zasłużyłeś na zaszczytne miejsce w litanii do wszystkich
świętych, a dzień twojego wielkiego odkrycia powinien być zaznaczony w
kalendarzu na czerwono, jako święto wolne od pracy. Trochę się rozpędziłam, a
tak właściwie to nie mam nawet pewności czy dokonał tego mężczyzna, ale coś mi
podpowiada, że tak właśnie było! Czytałam niedawno w „Jestem kobietą!‟, że płeć piękna jest
pozbawiona zmysłu technologicznego, bądź nie jest on tak dobrze rozwinięty jak
u mężczyzn. Na początku trochę się oburzyłam, bo niby w czym ja jestem gorsza
od przeciętnego Kowalskiego czy Nowaka, ale szybko spuściłam z tonu uświadamiając
sobie, że autor artykuły niestety miał rację. Tu powinnam wstać i się ukłonić.
Tak, to ja, kobieta w stu procentach pozbawiona zmysłu technologicznego, nigdy
nie czytająca instrukcji obsługi i wciskająca wszystkie guziki aż zadziała. Na
swoim koncie, a raczej sumieniu mam laptop, dla którego serwis okazał się być
drugim domem, dwa rozprogramowane radia samochodowe, DVD oraz pralkę, która
dołączyła do spisu nieszczęśliwych wypadków kilka dni temu.
Ech, znów lanie wody i wstęp o
przysłowiowej „dupie Maryni‟, a przecież mam wam tyle do opowiedzenia. Kolejny
punkt na liście „rzeczy do poprawy‟ zaraz pod przeklinaniem i pozytywnym
myśleniem - praca nad logicznym i w miarę spójnym wyrażaniem swoich myśli.
Ostatnio mam z tym naprawdę spore problemy.
Do rzeczy nim padnie mi bateria w
laptopie.
Zaraz po kłótni z mamą i jej wyjściu do
kosmetyczki puściłam na cały regulator ac/dc i drąc się w niebogłosy, że jestem
na autostradzie do piekła, wzięłam się za pieczenie babeczek. Mocne brzmienia i
robot kuchenny w ręce sprawiły, że trochę się uspokoiłam i zaczęłam na poważnie
zastanawiać się nad wyjazdem do Stodolnej, rozważając wszystkie „za‟ i „przeciw‟.
Chyba nie trudno się domyśleć, że
jednak powodów, dla których powinnam zostać w Warszawie było więcej. Mimo że
nie trawię tej obskurnej kamienicy, ciasnej klitki, w której wegetuję od urodzenia
oraz wścibskich sąsiadów, takich co to im się wydaje, że pracują dla W11 lub
Malanowskiego, to nie wyobrażam sobie, żebym mogła mieszkać gdzieś indziej.
Poza tym tu mam wszystkich znajomych na wyciągnięcie ręki, jest Iga, która
kiedyś w końcu wróci z tej Francji i znów będziemy odwiedzać kluby, chodzić do
kina czy włóczyć się po galeriach. Typowe życie nastolatki w wielkim mieście. A
tam?
Stodolna... co to w ogóle za nazwa? Od razu kojarzy mi
się z odciętą od świata wioską, ciężką harówką na polu i brakiem rozrywek. Nie
zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko mieszkańcom małych wioseczek, zwykle
to bardzo mili i uczynni ludzie, ale życie tam na stałe, dla takiego
mieszczucha z krwi i kości jak ja, mogłoby się okazać gehenną. Co ja mówię?
Okazać się? Teraz to ja się boję, jak cholera, że ono się nią po prostu stanie
i to już niedługo!
Właściwie w tamtym momencie już byłam
pewna, że najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie sprzedaż domu i kupno jakiegoś małego
mieszkania bliżej centrum, kiedy odezwała się moja komórka. Na wyświetlaczu pojawiło
się zdjęcie mamy, co niemal natychmiast pogorszyło mój i tak już parszywy
nastrój. Ściszyłam muzykę i niechętnie odebrałam, przeczuwając, że ta rozmowa,
tak jak każda inna, skończy się awanturą.
– Halo? – syknęłam, nie kryjąc
rozdrażnienia.
– Córcia, jestem w sklepie i mam mały
dylemat, potrzebuję twojej pomocy – niemal kipiała z podekscytowania. Mogłabym
dać sobie uciąć rękę i nie tylko rękę, że podskakiwała radośnie, układając
swoje pełne wargi w dzióbek, niczym większość plastikowych Barbie, robiąc sobie
tak zwaną samojebkę, czym wielokrotnie doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
–
No – odpowiedziałam sucho, nie marząc o niczym innym jak o naciśnięciu
czerwonej słuchawki, kończąc rozmowę.
– Jak myślisz, jaki kolor bielizny
wybrać? Czarną czy czerwoną? Wiesz, nie chcę żeby Marek sobie pomyślał, że...
Nie mogłam tego dłużej słuchać,
wyłączyłam telefon, rzucając pod adresem tej kobiety (słowo „mama‟ byłoby tu
ogromnym nieporozumieniem) stos najokropniejszych wyzwisk i najwulgarnieszych
przekleństw, jakie przyszły mi do głowy.
Czy ona naprawdę myślała, że mam ochotę
doradzać jej w kwestii bielizny, którą i tak pewnie zdejmie szybciej niż
szpilki?
– Boże, dlaczego ty mną tak
poniewierasz? – Wyciągnęłam przed siebie ręce, opierając je na blacie kuchennej
wyspy i z nisko opuszczoną głową zaczęłam odliczać głośno do dziesięciu.
Kiedy byłam gdzieś między „sześć‟ a „siedem‟
uderzyła mnie niczym piorun szalona myśl, że może jednak wyjazd do Stodolnej to
wcale nie jest taki zły pomysł. Na znalezienie kupca musiałabym na pewno trochę
poczekać, ciężko powiedzieć ile, mógłby to być zarówno tydzień, rok jak i kilka
lat, a ja przecież nie mogłam tyle czekać, chciałam mieć matkę jak najszybciej
z głowy, a list od babci i zardzewiały, mały kluczyk, który znalazłam w kopercie
otwierał przede mną drzwi do innego życia.
Czy lepszego? To się okaże i to już
niedługo!
– Właściwie, to co mi szkodzi
spróbować? – powiedziałam do siebie i spojrzałam na zegarek. Dochodziła czternasta,
a według rozkładu, który sprawdziłam kilka chwil temu do odjazdu pociągu
zostało mi nieco ponad półtora godziny.
Związałam włosy w wysokiego koka i
zabrałam się za sprzątanie kuchni. Właściwie to zastanawiałam się czy nie
zostawić mamie pamiątki po sobie w
postaci pełnego zlewu brudnych naczyń oraz stołu i podłogi umorusanej w lepkim
cieście, jako podziękowanie za poświęcony mi czas i trud włożony w moje
wychowanie, ale jednak resztki mojego sumienia nie pozwoliły mi na taką formę
pożegnania. Wyrwałam kartkę z notesu i przez dłuższą chwilę, gryząc ołówek ze
zdenerwowania zastanawiałam się co napisać. W końcu zdecydowałam się na krótkie
„Jestem w Stodolnej‟ i nie tracąc czasu, którego i tak nie miałam już zbyt
wiele wybiegłam z kuchni.
Potem sprawy nabrały tempa.
Wyciągnęłam z szafy walizkę i
pospiesznie spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Japonki i białe trampki Converse
przykryłam kilkoma kompletami bielizny, szortami, lekkimi topami, ciepłym swetrem,
bluzą oraz wysłużonym dresem, który już dawno powinien pójść na emeryturę,
jednak nie potrafię się z nim rozstać i najchętniej nosiłabym go na okrągło. Z
półki nad łóżkiem ściągnęłam moją świnkę skarbonkę, do której od trzech lat
wrzucałam kieszonkowe oraz drobne grosze zarobione podczas roznoszenia ulotek.
Włożyłam ją w foliową reklamówkę i z impetem cisnęłam zawiniątkiem o podłogę,
rozbijając go z głośnym trzaskiem na milion małych kawałków. Nie tracąc czasu
na przekładanie moich oszczędności do portfela, zawiniętą w foliówkę pokruszoną
porcelanę, która jeszcze chwilę temu służyła za mój prywatny sejf, razem z jego
zawartością wrzuciłam na wierzch walizki i zapięłam zamek, po czym zadzwoniłam
po taksówkę.
Stanęłam w progu i ostatni raz
spojrzałam na mój pokój. Powinnam czuć żałość czy tęsknotę, w końcu spędziłam w
tym mieszkaniu całe dziewiętnaście lat mojego życia, a tu nic. Nic, oprócz
ulgi? Tak, to chyba była ulga i pewnego rodzaju szczęście. Cieszyłam się,
naprawdę się cieszyłam, że wyjeżdżam, i że będę z dala od mamy i tego
parszywego mieszkania. I o dziwo, nadal jestem szczęśliwa, choć przyznam, że
teraz, kiedy siedzę w pociągu i w końcu dotarło do mnie, że to wszystko dzieje
się naprawdę i nie ma już odwrotu, to powoli zaczynam odczuwać stres, ale nie
wyobrażam sobie, żebym mogła postąpić inaczej. Zobaczymy czy tak samo powiem za
jakiś czas i czy nie będę przeklinać tego dnia i swojej głupoty.
Wsiadłam do taksówki i jadąc ulicami
zatłoczonej Warszawy, wyobrażałam sobie jak to jest obudzić się rano nie w
swoim pokoju, ale w swoim domu, móc robić wszystko na co ma się ochotę, mieć
własny cieknący kran, własną skrzynkę na listy, gotować, robić zakupy,
wychodzić bez zostawiania kartki z informacją gdzie jestem i o której wrócę.
Nawet teraz, jak o tym myślę to się uśmiecham. Chyba nie mogę się doczekać,
wiecie?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk smsa,
który mało brakowało a przyprawiłby mnie o zawał serca. Licho nie śpi, barman z
CocoCoCtajl jak widać też nie, cytuję: „Cześć laleczko, to jak będzie z tym
koktajlem? Wpadnij dziś wieczorem, a przygotuję dla ciebie coś specjalnego‟
Dosłownie mnie zamurowało, zamrugałam kilka razy i ponownie spojrzałam na
wyświetlacz. Sms, jak się można było tego spodziewać, nie zniknął.
– Skąd on do cholery ma mój numer? –
burknęłam pod nosem, a przed oczami, jak na zawołanie od razu pojawił się obraz
mojego CV, leżącego na biurku tego oblecha, Dario, czy jak mu tam było, tego
samego któremu o mały włos nie podbiłam oka kokosowym stanikiem. Trochę się
przeraziłam, bo oprócz numeru telefonu znajdował się tam również mój adres.
Niemal natychmiast wyobraziłam sobie tego barmana, zakradającego się do mojego
pokoju z siekierą w ręce i kominiarce zasłaniającej mu twarz. Tak, wiem,
powinnam to skonsultować z jakimś specjalistą.
Ale wracając do tematu, na szczęście, albo może
i nieszczęście, to się niedługo okaże, adres jest już nieaktualny. – Co za... –
jęknęłam pod nosem, czytając dziesiąty raz wiadomość.
– Cichy wielbiciel? – kierowca taksówki
rzucił mi kilka krótkich spojrzeń, patrząc z uwagą we wsteczne lusterko.
– Na to wygląda – wzruszyłam obojętnie
ramionami i zablokowałam telefon, ciskając go na samo dno mojej przepastnej
torby. „Jutro o tym pomyślę‟ odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się,
zdając sobie sprawę, że zaczynam przypominać Scarlett, która na okrągło, aż do
znudzenia, cytowała to jedno zdanie. Oby ze mną nie było podobnie! – Już nie
taki cichy, tylko trochę się spóźnił.
Co ja gadam, jakie „trochę się
spóźnił‟? Przecież znamy się, jeśli w ogóle można to tak nazwać, bo przecież
nawet nie wiem jak ma na imię, od jakiś dwudziestu godzin, więc niby jakim
cudem miał się spóźnić? Dziwne, że w ogóle się odezwał, po tym jak wybiegłam z
baru kompletnie głucha na jego prośby i błagania bym została. Zresztą czy to
teraz takie ważne? Przecież wyjeżdżam i mam zamiar być cholernie szczęśliwa, a
przynajmniej mam zamiar spróbować, a rozmyślanie o przystojnym barmanie z
zabójczymi dołeczkami w policzkach i o tym że być może właśnie przeszła mi koło
nosa okazja na poznanie miłości swojego życia... Nie, nie, nie... Zaczynam
gadać jak matka.
Boże widzisz i nie grzmisz!
– Nie odpiszesz? – z zamyślenia wyrwał
mnie głos, jak się okazało nad wyraz ciekawskiego taksówkarza, który znów
przyglądał mi się badawczo w lusterku.
– Nie, a panu radzę skupić się na
drodze, a nie wtykać nos w nie swoje sprawy.
Żmija ze mnie, wiem, dziwne, że sama
się jeszcze nie zatrułam swoim jadem. Kolejny punkt na mojej liście „rzeczy do
poprawy‟: muszę być, a przynajmniej spróbować być milsza dla ludzi, nawet wtedy
kiedy doprowadzają mnie do szału.
– Się panienka nie dąsa, ja tak
tylko... – poprawił czapkę z daszkiem, która zsunęła mu się nisko na czoło
i przekręcił gałkę głośności, dając
znak, że rozmowa właśnie się skończyła. Szczęście, że nie ciągnęliśmy tego
tematu dalej.
Dworzec dosłownie pękał w szwach. W
rogu przy automacie z kawą stała grupka dzieci z uwagą wsłuchana w słowa, żywo
gestykulującej starszej pani, która sądząc po zaangażowaniu i przejęciu
malującym się na jej twarzy, pewnie była opiekunką ich wycieczki. Obok nich, pod
ogromną tablicą z rozkładem jazdy pociągów, która zajmowała niemal całą ścianę,
siedziało kilka dziewczyn mniej więcej w moim wieku i grając na gitarach,
śpiewały religijne piosenki. Chyba wybierały się, a może już wracały z jakiejś
pielgrzymki, bo były oparte o ogromne plecaki z naszywkami w kształcie ryby, do
których przymocowane miały karimaty i blaszane garnuszki, a z bocznych kieszeni
wystawały termosy.
Głośne
rozmowy podróżnych i dźwięki muzyki przerywał co chwilę skrzekliwy głos
kobiety, płynący z głośników, która beznamiętnie i z obojętnością zapowiadała
odjazdy i przyjazdy kolejnych pociągów.
Spojrzałam na wiszący nad głównym
wejściem duży, dwustronny zegar. Do odjazdu zostało mi nieco ponad dwadzieścia
minut. Wyszłam na zewnątrz, ciągnąc za sobą wypchaną do granic możliwości
walizkę, która podskakiwała na nierównej posadzce poczekalni. Usiadłam na murku
i od razu poczułam ulgę. Nieznośny gwar, przekrzykujących się podróżnych
ustąpił miejsca błogiej ciszy, którą od czasu do czasu przerywały głośne
klaksony wzburzonych kierowców, a gęste, śmierdzące stęchlizną powietrze, stało
się lekkie i rześkie, dzięki chłodnemu wietrzykowi, w którym unosił się zapach,
zbliżającego się deszczu.
Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co robię,
wyjęłam z torby telefon i list od babci. Pospiesznie wystukałam na klawiaturze
numer pana Szymona i już po pierwszym sygnale pożałowałam tej spontanicznej
decyzji. Mogłam się nad tym zastanowić, przemyśleć co powinnam powiedzieć, jak
się przedstawić, o co zapytać, no nie wiem... ułożyć sobie w głowie jakąś
formułkę i przećwiczyć ją kilka razy zanim chwycę za telefon, ale po co? Lepiej
pójść na żywioł i kolejny raz zrobić z siebie idiotkę, jąkając się do
słuchawki.
– Halo? – Pierwsza myśl, jaka przyszła
mi do głowy, to fakt, że pan Szymon ma niezwykły głos. Jeszcze nigdy nie
słyszałam takiej barwy i podobnego tonu. Był głęboki i melodyjny, choć nieco
zachrypnięty, a nawet szorstki i zupełnie nie pasował mi do postaci jaką
wykreowała moja wyobraźnia. – Halo? –
powtórzył tym razem głośniej i pewniej, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Dzi... Dzień do... – przełknęłam ślinę
i zwilżyłam usta językiem, czując ogromną złość na siebie i swoją głupotę –
Dobry. Dzień dobry.
– Coś przerywa, strasznie słabo panią
słyszę – mówił powoli i wyraźnie, niemal krzycząc do słuchawki, co przyznam
szczerze nawet mnie rozbawiło.
– Przepraszam, jestem w pociągu i chyba
na chwilkę straciłam zasięg. – powiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą. Nie
przepadam za słowem „kłamstwo‟, dlatego
unikam go jak ognia, choć w tym wypadku, wydaje mi się, że chyba można
podciągnąć mój występek pod wyprzedzenie faktów, prawda? Gdybym faktycznie
zadzwoniła do pana Szymona z pociągu jestem pewna, że byłyby zakłócenia!
– W porządku, więc w czym mogę pomóc?
– Słucham? – palnęłam bez namysłu i
przyznam szczerze, że sama się zdziwiłam moją
reakcją, przecież dobrze wiedziałam, że pan Szymon nie jest wróżbitą Maciejem i
niestety będę musiała w jakiś logiczny sposób wyjaśnić mu w jakim celu dzwonię.
Wiedząc, że nie da się tego uniknąć i po prostu muszę przez to przebrnąć, mocniej zacisnęłam dłoń na telefonie i już
otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć na jego pytanie, kiedy usłyszałam głos w
słuchawce.
– Pani Klara, prawda?
– Tak – jęknęłam z zaskoczenia,
starając się opanować emocje, które niczym miliony rozwścieczonych os, żądliły
każdy fragment mojego ciała. – Skąd pan wiedział?
– Spodziewałem się, że pani zadzwoni.
Powiązałem fakty, zdenerwowany i pełen niepokoju głos z informacją o podróży
pociągiem i jak widać strzał okazał się być strzałem w dziesiątkę.
– Rzeczywiście – roześmiałam się,
czując niewysłowioną ulgę, że jednak pan Szymon może nie jest wróżbitą, bo
gdyby nim był wiedziałby o moim telefonie jeszcze zanim wybrałabym jego numer,
ale nie da się ukryć, że ma zadatki na Scherlocka.
– Więc rozumiem, że zdecydowała się pani przyjąć dom
babci?
– Szczerze mówiąc to nie podjęłam
jeszcze ostatecznej decyzji, póki co zamieszkam w nim... na trochę, i zobaczę
co z tego wyniknie.
– Rozsądnie. Pewnie ma pani do mnie mnóstwo
pytań.
– Mnóstwo to bardzo łagodne określenie
– zaśmiałam się do słuchawki dumna, że oprócz sklecenia logicznego zdania udało
mi się również zażartować.
– Tak myślałem, z chęcią odpowiem na
wszystkie nurtujące panią pytania. O której będzie pani w Stodolnej?
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z
planem, czeka mnie jeszcze jakieś osiem godzin drogi.
– Ojej! W takim razie proszę do mnie
zadzwonić, kiedy będzie pani na miejscu, odbiorę panią z przystanku.
– Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba,
poradzę sobie. To tylko kawałeczek drogi do domu babci, poza tym będzie już
późno, a pan na pewno rano musi wstać do pracy.
– Ale ja, pani Klaro, nie proszę o zgodę.
– zaśmiał się do słuchawki – Obiecałem Róży, że pani pomogę, więc proszę się
nie upierać i zadzwonić do mnie, kiedy będzie już pani na miejscu. Poza tym to
wcale nie jest kawałek, jak to pani ujęła, a dobre cztery kilometry. W środku
nocy, wyczerpana po długiej podróży, w dodatku z mogę się założyć pękającą w
szwach walizką to naprawdę może być ponad pani siły.
Spojrzałam na moja wypchaną walizkę i
prychnęłam pod nosem. Skąd on, do jasnej Anielki wiedział? Czy istnieje coś
takiego jak męska intuicja?
– Nie, naprawdę, będzie już późno, nie
chcę robić kłopotu, mogę przecież zadzwonić po taksówkę. – spojrzałam na
zegarek, zostało mi niecałe dziesięć minut do odjazdu pociągu, a tym samym
rozpoczęcia największej przygody w moim życiu.
– Taksówka w Stodolnej? Szybciej bym
się spodziewał spotkać tam Ufo!
– No tak, przepraszam, chyba dużo czasu
zajmie mi przestawienie się na tryb wiejskiego życia.
– A ja myślę, że bardzo szybko zakocha
się pani w Stodolnej, to wspaniała wioska z jeszcze wspanialszymi mieszkańcami.
– Oby tak było, bo szczerze mówiąc nie
chcę sprzedawać tego domu.
– Sądzę, że do tego nie doj... – resztę zdania zagłuszył zrezygnowany kobiecy głos, wydobywający się z głośników, który oznajmił, że na peronie trzecim, został podstawiony pociąg do Winnej. Zeskoczyłam z murka i pospiesznym krokiem, omijając szwendających się po poczekalni podróżnych, którzy podobnie jak ja ciągnęli za sobą wielgaśne walizy, ruszyłam w stronę trzeciego peronu.
– Sądzę, że do tego nie doj... – resztę zdania zagłuszył zrezygnowany kobiecy głos, wydobywający się z głośników, który oznajmił, że na peronie trzecim, został podstawiony pociąg do Winnej. Zeskoczyłam z murka i pospiesznym krokiem, omijając szwendających się po poczekalni podróżnych, którzy podobnie jak ja ciągnęli za sobą wielgaśne walizy, ruszyłam w stronę trzeciego peronu.
– Panie Szymonie, muszę kończyć, pociąg
za chwilę rusza.
– Dobrze, w takim razie czekam na
telefon od pani.
– Zadzwonię – obiecałam.
– Przyjemnej podróży i do zobaczenia za
kilka godzin.
Usłyszałam przerywany sygnał, kończący
rozmowę, schowałam telefon do kieszeni szortów i z uśmiechem na ustach oraz
przyjemnym uczuciu ścisku w podbrzuszu wsiadłam do pociągu.
Szczerze mówiąc, już się nie mogę
doczekać, kiedy będę na miejscu. I nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym poznać pana Szymona i dowiedzieć się wszystkiego o planie babci.
Ocho,
bateria w laptopie właśnie dała mi pierwsze ostrzeżenie. Dobrze, że chociaż
zdążyłam zdać wam relację z przebiegu dzisiejszego dnia, a właściwie jego
połówki, bo dzień się przecież nie skończył i przeczuwam, że jeszcze wiele się
wydarzy!
Także nie przedłużając żegnam się z
wami i do zobaczenia jutro. Obiecuję, że jak tylko znajdę chwilę wolnego czasu
opowiem wam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.
Śpijcie
dobrze, a jeśli nie będziecie mogli zasnąć to trzymajcie kciuki, żeby podróż
minęła mi w miarę szybko i bez żadnych nieplanowanych atrakcji.
Pierwsza! :D
OdpowiedzUsuńNareszcie udało mi się być pierwszą osobą komentującą :3 No i nie jestem spóźniona! Jupi! ^w^
UsuńBardzo podobają mi się tytuły wpisów Klary. Są niepowtarzalne i gdy je czytam, zastanawiam się skąd Ty je bierzesz?
Podejmowanie pochopnych decyzji zazwyczaj kończy się źle, ale moja "kobieca instytucja" podpowiada mi, że ta wizyta Klary nie będzie aż taką wielką klapą, jak przypuszcza.
Odnośnie tej technologi i kobiet - całkowicie się z tym nie zgadzam! A mężczyźni to niby są lepsi od Klary? Spytaj, który z nich używa instrukcji, choćby do złożenia łóżka! Ja zawsze ich używam, choć dekoktera ustawić nie mogłam... Jak teraz o tym myślę, może jest w tym ziarenko prawdy? Ale tylko może! Nadal się z tym nie zgadzam! :P
Telefon matki Klary... To było dziwne. Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałam i (mam nadzieje) nigdy nie chce spotkać.
Taka sytuacja (jestem pewna) każdego popchnęłaby nawet do piekła, gdyby mógł znaleźć tam schronienie. Swoją drogą, mam już małe wyobrażenie jej matki i to, co widzę wydaje się dość zabawne. Taka matka? Musi być nawet fajna! Choć z drugiej strony, to pewnie nie jest aż tak kolorowo. Czasami zastanawiam się, czy Klara lekko nie przesadza ze swoją złością. Ale ja wkurzam się na ludzi, że dotykają mojego laptopa bez pytania. Więc nie mi osądzać :D
Taksówkarz... Biedny pan-ktoś! Jak Klara mogła być taką zołzą? xD Ja pewnie bym się tam tłumaczyła, jak na spowiedzi. Ale szczerze? Leżałam i płakałam ze śmiechu, gdyż sytuacja Klary, gdy ktoś się nią zainteresuje, jest podobna do mojej - już widzi gościa, jako psychicznego zabójcy. Może to jakiś seryjny morderca i spełniła jego kryteria? Teraz będzie ją śledził....
Szczerze mówiąc, ja z całą pewnością bym uciekała do innego miasta, gdyby ktoś kto nie ma mojego numery, do mnie pisze takiego sms-a. Albo udałabym się na policję... Ostatnio (kilka miesięcy temu, a co!) czytałam książkę o prześladowcy. No i tak teraz pomyślałam, że ten gościu z baru może być takim psychopatą. "Jeżeli ja nie mogę Cię mieć, nikt nie będzie!" - teks słynnych szaleńcy i wariatów. W tejże chwili świetnie mi pasuje do pana Barmana.
A ja naiwna chciałam być barmanką...
Pan Szymon!
Jako iż część zbzikowanej Miko odpowiedzialny za wyobrażenie sobie dziwnych i wariackich sytuacji, już miał swój udział. To teraz czas na romantyczkę, pełnej klasy! Ja już widzę ich dom, biały płotek, psiaka i dwójkę dzieci... Czemu to zawsze jest dwójka dzieci? Czemu nie trójka?
W każdym razie pan Szymon w moich wyobrażeniach wygląda, jak dwudziestoparoletni zimny milioner... A nie jak wróżbita Maciej. Słyszałam o nim! Pan Maciek wie, o co chcesz spytać, nawet jeżeli jeszcze nie pytasz! :D
Gościu jest genialny i jeżeli pan Szymon będzie wyglądał jak wróżbita (kredka do oczów obowiązkowa), ja go zamawiam!
Wiem, moje gusta są dziwne. Ale Szymon świetnie by się dogadał przez telefon z moją mamą. Ona też wrzeszczy, jakby chciała przekrzyczeć wielki kanion, czy coś...
Na chwilę, fajne. Na dłuższą metę... Ile tak można? Głowa tylko od tego, boli. A że mój tato jest głuchy na jedno ucho... Wyobraź sobie ich rozmowę. I jestem pewna, że wygląda, jak w twoim wyobrażeniu.
Wpis był feerycznie, bajeczny, kongenialny, przecudowny, oszałamiający, fantastyczny, nieziemsko boski i apolliński!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
(Rozłączyło mi internet, tylko szczęście sprawiło, że skopiowałam sobie cały teks komentarza i zapisałam, bo później komp się wyłączył. Ja to mam szczęści! >.<)
Bussis! :*
A jednak Klara wyjechała.
OdpowiedzUsuńCiekawe co z tego wyjdzie. Może w jej przypadku coś dobrego i nie wyjedzie stamtąd po kilku dniach.
Czekam na kolejny rozdział.
Wiedziałam, że wyjedzie! Gdyby nie wyjechała to udusiłabym ją, ale na szczęście mogę oszczędzić ręce. Nie mogę się doczekać jej spotkania z panem Szymonem - mam nadzieję, że facet jej pomoże (podpowie mu to "męska intuicja", prawda?). Klara ma cięty język i kiedy mówi o swojej mamie (przepraszam, o kobiecie z którą mieszka :)) zbiera mi się na śmiech :D Mam jednak nadzieję, że ona będzie z tym Mareczkiem, bo w końcu też zasługuje na szczęście, prawda?
OdpowiedzUsuńNie no, kolejny wpis serio mnie ciekawi! Będę czekała z niecierpliwością. Pozdrawiam :)
wyjechała! wiedziałam xd
OdpowiedzUsuńgenialny rozdzial, czekam na nastepny i dziekuje za mile slowa u mnie :)
No i wyjechała, ufffff -,-
OdpowiedzUsuńCiekawe jak przebiegnie jej spotkanie z Szymonem... hmmm
Oh ta nasza Klara... Nie wiem, czy nie przesadza, aż taka zła ta jej matka nie jest... a ona ciągle coś...
Wybacz, że tak krótko, ale przez te upały, nie potrafię się skupić i normalnie napisać komentarz -,- wybacz <3 i czekam na kolejny :*
No więc wyjechała. Szczerze mówiąc to chyba najlepsze rozwiązanie. Pomieszka tam, a jeśli jej się nie spodoba, to sprzeda dom. No, jeśli się spodoba, to chyba zostanie. Chociaż w sumie to tego nie wiem, może będzie chciała wrócić do swojej mamy. Z pewnością to zrobi! :D A tak na poważnie to może jej brakować tych kłótni, czy czegokolwiek, co one robią..
OdpowiedzUsuńNo, w sumie to nie wiem, co mogę jeszcze napisać..
A ten barman! Chciałabym, aby się spotkali. Nie wiem dlaczego. Chociaż w sumie jestem ciekawa, czy może coś by z tego wyszło. :D
Wybacz, że tak krótko, ale, mimo wczesnej pory, jestem wyczerpana i oczy mi się same zamykają. :/
Zatem dobrej nocy życzę. (:
BŁAGAM z całego serca, naucz się robić cudzysłów, bo to co robisz naprawdę boli w oczy. Mimo że uwielbiam Twoje opowiadania. I na tym, i na tamtym ten sam błąd
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to polecam znaleźć betę, w tym rozdziale była cała masa nadprogramowych i brakujących przecinków, cudzysłowy wyskakiwały znikąd, a poza tym niektóre zdania brzmiały trochę koślawo. I dwie rzeczy - AC/DC!!! Zawsze z dużych liter, nie obrażaj legendy! :D A po drugie to widzę, że masz z tym problem, więc:
OdpowiedzUsuń"- Cześć, Aniu - powiedziałam."
"- Nie wiem. - Wzruszył ramionami."
Widzisz, kiedy po pauzie dajemy dużą literę, a kiedy małą? :)
Klara jak zwykle jest niesamowicie roztrzepana i choć mam wrażenie, że mogłaby zgubić własną głowę i z nadmiaru emocji nawet tego nie zauważyć, to w tym rozdziale jakoś mnie nie irytowała. A w każdym razie mniej niż w poprzednim. Cieszę się, że odważyła się zadzwonić do pana Szymona. Wydaje mi się przemiłym, pomocnym mężczyzną. Przynajmniej w tej zabitej dechami wsi (tak, też jestem typowym mieszczuchem, który umiera, kiedy nie ma obok mieszkania eko sklepiku i drogerii z arabskimi kosmetykami (y)) będzie miała jedną przyjazną duszę.
Znam doskonale uczucie, jakie towarzyszyło jej, gdy opuszczała mieszkanie. Tak naprawdę nie przeżyła tam zbyt wiele dobrych chwil, w każdym kącie czuła znienawidzoną matkę. A teraz odchodzi, zaczyna samodzielnie nowy rozdział w życiu. Jest się czego bać, ale jednocześnie to niesamowite wydarzenie.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Ja tam zawsze jestem przeciwny betowaniu, bo wtedy beta odwala całą robotę, a autor niczego się nie uczy. Lepiej od czasu do czasu zwrócić uwagę podczas czytania i wtedy autor widzi gdzie popełnia błąd. Nie mam więc nic do wypunktowywania błędów, czy zwróceniu uwagi na literówki, ale już tak nie przesadzajmy... moim zdaniem blog, jak na coś amatorskiego jest napisany poprawnie, da się czytać, grafika nie gryzie w oczy, błędy aż tak nie gryzą, zdania też są zbudowane tak by może nie były idealne, ale pasowały do bohaterki i nadawały klimat. Pamiętajmy, że książki przed drukiem przechodzą przez kilku korektorów, a i tak niemal w każdej książce można znaleźć choćby przecinek nie w tym miejscu ;-) A to tylko blog, jego pisanie i czytanie ma sprawiać frajdę, a nie trwać np kilka miesięcy opublikowanie jednej części by była doskonała pod każdym względem.
UsuńKlara mnie też jakoś nie szczególnie zirytowała w tym rozdziale, a to niedobrze, bo ja lubię jak mnie bohaterowie irytują i jak można im coś zarzucić. Wolę czytać o żywych ludziach z krwi, kości, z wadami, zaletami, a nie o papierowych ideałach. Dlatego Klara zdobyła moje serce tak samo jak kilka innych roztrzepanych, nie do końca dobrymi torami chodzącymi bohaterek.
Co do tej znienawidzonej matki, to ja wciąż nie wiem za co ona tej kobiety tak nienawidzi i wciąż staram się to jej uczucie nie poprzeć, ale zrozumieć, znaleźć jakieś podszycie do tej nienawiści.
A więc zaczyna się dorosłość. Mam nadzieję, że da Klarze w kość, bo może to ją nauczy trochę pokory i takiego zahamowania, bo jej brak całkowicie hamulców. Bezpośredniość i szczerość jest dobra, ale nawet to ma granice i wszystko można ująć lepiej i gorzej. Ona nie ma obycia, jest taka... taka... brak mi słów, ale jak czytam jej myślenie i jej wypowiedzi to trochę tak jakby robiła z siebie wszystkowiedzącą, zawsze mającą racje, a naprawdę to ona jeszcze niczego strasznego prócz śmierci ojca i babci nie przeżyła, bo wystrojona matka chodząca na randki to nie jest powód do współczucia.
Poza tym Klara jest w czepku urodzona - chciała mieszkanie, a dostała cały dom. Pytanie tylko czy na to zasłużyła, skoro babci nawet nie odwiedziła? Moim zdaniem nie.
Lecę do kolejnego, korzystając z chwili wolnej.
Jejku, znowu cudowny rozdział! *.* Jak Ty to robisz, że piszesz tak lekko i tak ciekawie? :D Jednak wyjechała. Ciekawi mnie co z tego wyjdzie. Życzę dużej weny ! :)
OdpowiedzUsuńNo i jestem!
OdpowiedzUsuńBoooże jest i pan Szymon <3 (wspomniałam już może, że już się w nim zakochałam?)
Ja czasem mam jak Klara.. palnę coś, jakąś głupotę, albo zrobię a dopiero później myślę.. :D
I nadal uważam, że Klara przesadza z zachowaniem do mamy...
Czekam na następną część :)
Pozdrawiam Kochana ;*
Nie ma to jak poranna kawa (choć jej nie znoszę) i kolejny rozdział. Nie jestem pewna ale chyba nie przeczytałam 3 rozdziału. Przykro mi :( No ale pozostając przy tym rozdziale, to bardzo mi się podobał. Klara bym powiedziała że ma podobny charakterek do mnie :D też jestem wredna i zawsze coś walę głupiego i chamskiego. Haha faktycznie ta matka trochę taka zdzirowata. Dobrze że, Klara się jednak zdecydowała na wyjazd do Stodolnej. Niech zgadnę, spotka tam przystojnego, uroczego chłopaka i się zakochana, po czym tam zostanie? To tylko moje przypuszczenie. Szukam sobie błędów w tekście i jakoś nie mogę nic znaleść. Bardzo dobrze piszesz. Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i ślę całusy :**
Zapraszam do Siebie jeśli masz ochotę.
http://kochamczytack.blogspot.com
Tetiana.
Chyba ja także mam podobny problem co główna bohaterka. Też zaczynam pisanie swojego ,,pamiętnika" od użalanie się...
OdpowiedzUsuńCzekam na starcie ( a raczej zaskoczenie) Klara kontra wiejskie życie. Nie jest ono wcale takie łatwe.
Pozdrawiam.
Wielu ci pewnie zarzuca prostacki styl, minimum opisów i inne tego typu rzeczy, ale moim zdaniem takie opowiadanie ma swój urok. Jego forma jest prosta i przyjemna, łatwa do przyjmowania, ale poruszane tematy już nie są ani przyjemne, ani lekkie. Klara humorem maluje to co przykre:
OdpowiedzUsuń- Nie akceptuje własnej matki
- Matka jest zawiedziona, że nie ma przebojowej córki
W tym przypadku wina moim zdaniem jest po obydwóch stronach bo jedna strona nie stara się zrozumieć drugiej, a druga pierwszej. To, że ja nie jestem lesbijką nie znaczy, że takim osobą muszę chcieć wydłubać oczy - z mamą i Klarą problem jest podobny, ja tylko posłużyłam się ostrzejszym przykładem. Mama chodzi na randki i lubi seks, chce się z kimś związać i żyć pełnią życia, chciałaby też by jej córka postępowała podobnie do niej by miała z kim pogadać o dręczących ją wątpliwościach. Klara natomiast jest wrażliwa, nie chce się rzucać na pierwszego lepszego i jest raczej domatorką, bo nawet wspominając o przyjaciołach nie mówi o stadzie, a o jednej dziewczynie i chciałaby by matka ją akceptowała taką jaką jest i robiła jej za matkę. Jedna od drugiej i druga od pierwszej wymaga niemożliwego, bo one już mają taki charakter - są takie, nie zmienią się, ale mogą się nauczyć z sobą żyć, ale tu trzeba kompromisów i każda musiałaby wykonać mały kroczek w kierunku tej drugiej - nie są na to gotowe.
Sam sposób w jaki piszesz, to prostactwo tak jak mówiłam bardzo mi się podoba. Fajnie, że nie koncentrujesz się na długich i poetyckich opisach, a stawiasz jedynie na uczucia. Dziś wszyscy planują chyba być Tolkienami bo... gdy dziś szukałam czegoś do poczytania, to trafiałam na blogi z takimi opisami, że powieki opadały, ale tak już jest i musi być, że nie wszyscy wszystko lubią.
Ja potrafię zaakceptować każdą twórczość, ale mam zdanie jak Klara - lektury są nudne i na blogach czy w książkach szukam odbicia od tego co prowadzone "stylem lekturowym", dlatego twój blog znajduje się w kategorii moich ulubionych, a to że rzecz dzieje się w Polsce sprawiło, że jeszcze bardziej je uwielbiam, bo przynajmniej mam ogarnięcie i umiem sobie wyobrazić nie tylko miejsce, ale też taką czystą mentalność Polaka.
W temacie "trudnych tematów" wypadałoby jeszcze napisać, że poruszyłaś jak trudno w Polsce znaleźć pracę młodym ludziom bez wykształcenia, choć w wykształceniem nie lepiej, bo nagle się słyszy "po studiach, na kasę, nie, ja to po handlówce szukam". Dziś pracodawcy chcą marnie płacić, a wszystko mieć w tej cenie - wykształcenie, młode lata, doświadczenie, zaangażowanie, elastyczność co do godzin i stanowisk i nagle się zapieprza na trzech stanowiskach po dwanaście godzin za jedną pensje - być może nie zawsze jest tak źle, ale przyznaj sama, że często tak jest.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
zgadnij-kim-jestem.blogspot.com
Noooo i się robi meega słodziasznie! Te miłosne podchody są takie urocze :D To w zasadzie mój ulubiony etap interakcji dwóch bohaterów, którzy mają wejść w jakąś bardziej skomplikowaną więź nieco później. Czekam na więcej, kochana!
OdpowiedzUsuńBuziaki,
Meredith z mirkwood-story.blogspot.com
Przepraszam, przepraszam,przepraszam :/
OdpowiedzUsuńZnowu nie w czas >.<
Cieszę się, że Klara postanowiła pojechać. Jako mieszkanka wsi od dziecka mogę stwierdzić, że nie jest najgorzej. Serio ^^
Szymon.. Gdyby nie to, że jest Kuba, który jak wcześniej wspomniałaś stwierdziłabym, że może coś z tego być. Nawet i dzieci :D :D :D
Oglądam właśnie step up z naszym Szymkiem w roli głównej i tak sobie pomyślałam :D :D :D
Dlaczego w Polsce nie ma takich przystojniaków jak Channing?♥♥♥ To chyba będzie moją rozkmnią przez najbliższy czas =)
Pozdre i weny ♡♡♡♡
Jupi! Brawo, Klaro! Już po przeczytaniu pierwszych zdań, byłam z niej niesamowicie dumna :)
OdpowiedzUsuńTeż mam pecha jeśli chodzi o polską kolej... Zawsze coś mnie spotyka! Przejeżdżam stację, psuje się pociąg, zapomniałam legitymacji, opóźnienia... Długo można by wymieniać -,-
Mi Stodolna kojarzy się z całowaniem na stogu siana, więc... Em... No XD
Kiedy przeczytałam zdanie ,,Jutro o tym pomyślę." Od razu przypomniała mi się Scarlette, a kiedy przeczytałam resztę zdania, aż się uśmiechnęłam. Drobna prezentacja --> :DDDDDD
Jak miło ze strony pana Szymona, że po nią przyjedzie :)
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
Hej, hej, hej :)
OdpowiedzUsuńTeraz już na pewno dopilnuję, żeby nic nie skasowało mojego komentarza. Jak tak się stanie to przysięgam, że odstawię picie jogurtów czekoladowych na miesiąc! (błagam, błagam, błagam, żeby nic mi nie zniszczyło komentarza!)
Bardzo się cieszę, że zdecydowała się płynąć pod prąd, choć paradoksalnie wydaje mi się, że właśnie wreszcie idzie Z prądem! Zmiany są trudne, ale wydaje mi się, że w jej życiu były mega konieczne.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie wymyśliła w trakcie czytania i uwaga, właśnie sprawdzam czy jest coś takiego jak Stodolna. No i nic nie znalazłam. Miejsce akcji jest zmyślone czy po prostu nie potrafię posługiwać się Googlem?
A tak przy okazji to ostatnio myślałam nad mobilnym internetem i wielbiłam moich rodziców, że nie wykupili mi tej opcji, gdy wybierali odpowiedni abonament, ale ja ostatnio uparcie uciekam od elektroniki (czytaj: portali społecznościowych i innego gówna, które niszczy relacje międzyludzkie). Ale to wiesz.. to wszystko zależy od sytuacji :P
Sama strasznie bym chciała mieć własny kąt, więc sobie nie wyobrażam jakie to musi być wspaniałe uczucie. Zwłaszcza jak męczy cię obecność matki.. cóż..
W sumie tak sobie myślę, że przecież samo pojechanie tam nie musiało się zakończyć jej rozstaniem z miastem i znajomymi. W sensie nie musiała chyba od razu podejmować decyzji, że zostanie tam na stałe. Ale rozumiem, że to myślenie jest takie bardzo przyszłościowe i nie dziwię się, bo tyle informacji, które totalnie zmieniają jej życie to naprawdę nie mały szok.
Ej ja wiem, że rodzice czasami opowiadają swoim dorosłym (lub dojrzałym) dzieciom o częściach swojego życia, ale no.. ekhm.. bielizna?! Seriously? Lekka żenada. Nie czytając dalej myślę, że to było decydujące przy podejmowaniu decyzji o wyjeździe xD
BINGO! :D
Też mam taki dres, który mogłabym nosić non stop, ale już mam obawy, że materiał się całkiem przetrze i rozpadnie, więc robię się ostrożna xD Są ciuchy, które po prostu kocham nad życie i nie wyobrażam sobie, że kiedyś mi ich zabraknie, ale gdzieś z tyłu mojej głowy jakiś głos podpowiada mi, że mogę się tego spodziewać, ale ćśś.. nie myślmy tak pesymistycznie!
Nie tylko Klara ma takie wizje! Szczerze mówiąc nie raz zdarzyło mi się wpadać w podobne dziwne stany, więc jest nas już dwie, a to oznacza, że chyba niekoniecznie trzeba to konsultować :P
Uwielbiam "Przeminęło z wiatrem" <3 A Scarlette jest obłędną postacią, jeżeli o kobiece postacie chodzi. Fajnie, że ktoś oprócz mnie też czyta/ogląda takie starocie :D
Ja tam w ogóle nie myślę, że ona się zachowuje jak matka. Właściwie taki tekst do taksówkarza, który nie powinien wtrącać nosa w nie swoje sprawy to całkiem słuszny ruch! Poza tym zabrzmiało lekko i przekonująco, a to chyba najważniejsze. A co do tych miłości.. coś czuję, że ona i tak przed nią nie ucieknie.
Pan Szymon z pewnością nie był wróżbitą Maciejem. Szczerze mówiąc ten osobnik przypomina nieco chama! Autentycznie miałam z nim styczność i za komentarz zawierający drobną krytykę na jego temat zostałam usunięta z jego fanpejdża i obrażona! No po prostu masakra!
Pan Szymon jest wspaniały i pewnie będzie mega pomocny. Szczerze mówiąc już się nie mogę doczekać na następny rozdział!
Komentarz przetrwał! :D
UsuńPowtórzę się, ale Klary spojrzenie na świat jest bardzo oryginalne, a jednocześnie tak proste i banalne, że łatwo w nie uwierzyć. Wydaje mi się, że bardzo napracowałaś się przy tworzeniu jej charakteru, bo nie trudno stworzyć nieideał, ale taki który podbije serca większości czytelników. Moje podbiła.
OdpowiedzUsuńWypadałoby też nieco wtrącić o rozdziale. Podróż jak to podróż. Zaintrygował mnie pan Szymon. Czuję, że specjalnie zrobiłaś z niego taki początkowy ideał, takiego pomocnego gościa, by potem wypuścić szydło z worka.
http://takamilosc.blogspot.com/
Kolejny świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że zdecyduje się pojechać do domu swojej babci. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie i kim jest ten pan Szymon. :)
Bardzo spodobał mi się sam początek rozdziału i oczywiście tytuł tegoż rozdziału, jak wszystkie inne tytuły, czasami są zabawne.., i w ogóle bardzo fajne. Właśnie fajnie, że zamiast samych cyferek (pewnie się powtarzam, no ale :)) jeszcze dodajesz ciekawe tytuły... Nie wiem, co jeszcze mogę dodać. Rozdział bardzo mi się podobał i bardzo lubię Twój styl pisania. :)
Pozdrawiam :)
Jak do tej pory Klarę jeszcze mogłam tolerować, tak w tym rozdziale wzięłabym strzelbę i ją postrzeliła prosto w czoło! BA! Dałabym jej całą serię z magazynku! Co za arogancja i chamstwo ma w sobie ta dziewucha! Zdecydowanie już jej nie lubię i wyrobiłam sobie zdanie o pannie przemądrzałej, biednej, bo wszelkie nieszczęścia spadają na nią, a zarazem wspaniałej idealnej dziewki, za którą się uważa. Niby zwykła, ale ma wielkie mniemanie o sobie i jest zdecydowanie zbyt pewna siebie, nie ma w ogóle szacunku do obcych, chyba, że to ona czegoś chce. Matka to powinna dać jej porządne lanie skórzanym pasem! I choć nie popieram bicia dzieci, ale ta panna zaczyna mi coraz bardziej działać na nerwy. Czy tak się traktuje matkę? Która nic złego nie robi? Czy tak traktuje się zwykłego taksówkarza, który po prostu zagaduje miło, aby mieć jakiś kontakt z klientem? Pff... mógł ją wywalić na bruk, a jej walizeczkę wrzucić do najbliższej rzeki czy jeziora! -.- A żeby pan Szymon okazał się mordercą i uprzykrzał Klarze życie! Niech goni ją z piłą mechaniczną i będzie miała polską masakrę, ha!
OdpowiedzUsuńNo, to Klara jednak wyjeżdża! Ciekawa jestem, jak długo przetrwa na swoim, o ile w ogóle przetrwa. Bo jakby nie było dom to odpowiedzialność. Poza tym nie powiedziała nic matce. Naprawdę, mnie ta jej wyprowadzka to przypomina takie jak kiedy było się dzieckiem i pakując to plecaka maskotkę i piżamę jechało się rowerem „w cały świat” i wracało po godzinie. Serio. Jedna walizka, oszczędności ze świnki skarbonki, brak jakichś większych planów na przyszłość i stary dom na wsi. Jestem młodsza od niej, a chyba mam więcej oleju w głowie by wiedzieć, że nie ma opcji, żeby coś takiego się udało, chyba, że się jakiś cud wydarzy. No i nawet nie powiedziała nic matce o tej swojej wyprowadzce. Bardzo dojrzale.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie postać Szymona. Wydaje się barwną i pozytywną postacią, i zastanawiam się, jak blisko był z babcią Różą i ile na jej temat może powiedzieć Klarze. Może będzie dla niej jak taki wujek? Takie mam wrażenie, po tej ich rozmowie. Taki przyjemny facet po czterdziestce, który zajmie się Klarą. Lecę do piątki, może jeszcze zdążę przeczytać :P
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOczywiście już popieprzyłam, bo jakżeby inaczej. Prawidłowy komentarz :) :
OdpowiedzUsuńUczepiłam się tej matki, ale rzeczywiście, ona bardziej zachowuje się jak koleżanka Klary, nie matka. Gdyby Klara była starsza, to jak dla mnie, to nawet fajnie, ale nastolatka najwidoczniej potrzebuje jeszcze matki, takiej typowej, która się zatroszczy, ukocha, jak trzeba to opieprzy. Ciekawa jestem reakcji Anny na wyjazd Klary. Zadzwoni? Pojedzie za nią? Czy może pomyśli o córce dopiero po nocy z Markiem? Myślę, że jej reakcja mnie w końcu nakieruje na to, co właściwie o niej myślę.
Miałam rację chociaż w tym, że Klara pojedzie do Stodolnej(mam nadzieję, że nie przekręciłam, bo ja do zapamiętywania nazw, imion i nazwisk, to mam niesamowity talent). Jestem ciekawa w jakim stanie zastanie dom, ale przede wszystkim ciekawa jestem Szymona, bo na zdjęciu z bohaterów widziałam, że to baaardzo przystojny pan :) Jak na razie wydał się miły i do polubienia, a czy mojego wrażenia zaraz nie spieprzy, to się okaże.