Niedziela, 17 lipca, późny wieczór
Jeśli wydawało mi się, że wczorajsza noc była katastrofą to czym nazwać dzisiejszy dzień? Chyba wypadałoby posłużyć się kilkoma ozdobnikami zapożyczonymi z podwórkowej łaciny, by w pełni zrozumieć, co mam na myśli. Nie będę tego robić, a przynajmniej postaram się zapanować nad emocjami, choć wiem, że będzie to bardzo trudne, bo już na samo wspomnienie, czuję jak krew we mnie wrze, a pięści zaciskają się, gotowe zniszczyć wszystko, co stanie im na drodze.
Okej, może trochę mnie poniosło, ale
musicie wiedzieć, że dawno nie byłam tak wkurzona, zawiedziona i zawstydzona
jednocześnie!
I znów zaczynam od środka! Dobrze jest
wiedzieć, że porządek wszechrzeczy nie został zachwiany!
Po tym jak przebudziłam się nad ranem i
zdałam wam relację z przebiegu naszego wypadu do Hybrydy, opróżniając przy tym
dwie butelki niegazowanej wody by rozprawić się z niemiłosiernym paleniem w
przełyku, stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie wrócić z powrotem do
łóżka, nakryć się szczelnie kołdrą po samą głowę i modlić się o szybką śmierć.
Innego pożytku ze mnie nie było, no chyba, że nagle zapukałaby do moich drzwi
trupa cyrkowa z propozycją pracy jako klaun budzący popłoch wśród dzieci.
Przynajmniej obyłoby się bez charakteryzacji! Z miejsca byłam gotowa do roboty!
Twarz biała jak u piekarza, sińce pod oczami, jakbym co najmniej tydzień
balowała oraz krwistoczerwone, nabrzmiałe i spierzchnięte usta podrażnione niezliczoną
ilością Czarnych Rusków.
Żałosne...
Gdybym wiedziała, że dziś będę się tak
okropnie czuła nie tknęłabym w Hybrydzie ani kropli alkoholu, albo wprost
przeciwnie, wypiłabym dwa razy więcej by mieć pewność, że nim opuszczę lokal
umrę z przepicia!
Mam
tylko nadzieję, że Zośka męczy się jeszcze bardziej, nie żebym była złośliwa,
ale należy się jej, w końcu to ona co chwilę podtykała mi pod nos drinka za
drinkiem.
No dobrze, koniec narzekania, czas
przejść do rzeczy...
Kiedy wreszcie udało mi się pokonać
schody i doczołgać resztkami sił do pokoju, co w tamtej chwili biorąc pod
uwagę częste zachwiania równowagi i
zaburzenia ostrości było wyczynem na miarę wspinaczki na Mount Everest,
rzuciłam się na łóżko jak drewniana kłoda, a przyjemny chłód pościeli przyniósł
mi chwilowe ukojenie.
Chwilowe, bo niemal natychmiast moje
nadwrażliwe uszy przeszył stanowczo zbyt głośny i zbyt natrętny dźwięk dzwonka.
Wyłoniłam
głowę spod kołdry i leżałam nieruchomo przez kilka sekund wstrzymując oddech.
Zmawiałam w myślach wszystkie modlitwy, które przychodziły mi do głowy,
błagając by dźwięk dzwonka okazał się jedynie wytworem mojej wyobraźni, a
raczej skutkiem ubocznym picia Czarnych Rusków. Niestety po krótkiej chwili
miałam pewność, że to wcale nie halucynacje, a przed drzwiami wejściowymi stoi
ktoś, komu najwidoczniej bardzo zależy na spotkaniu ze mną.
– A niech się dobijają – szepnęłam do
siebie i naciągnęłam kołdrę po sam czubek głowy zamykając tak dla pewności oczy
w myśl starej zasady: skoro ja nic nie widzę to znaczy, że mnie też nie widać!
Nawet nie wiecie jak mi ulżyło, kiedy
po kilku próbach dzwonek ucichł litując się nad moimi uszami cierpiącymi
katusze. Jednak jak się można było spodziewać, moja radość nie trwała długo!
Jakżeby inaczej...
– Pani Klaro! Jest tu pani?
Zamaszystym ruchem zrzuciłam z siebie
kołdrę i jak poparzona wyskoczyłam z łóżka. Czułam całą treść żołądkową w
niebezpiecznej odległości od gardła, a serce bliskie zawału waliło tak mocno,
że o mały włos nie rozsadziło mi klatki piersiowej, która unosiła się i opadała
w przyspieszonym tempie. Ten głos rozpoznałabym wszędzie i gdyby nie
okoliczności w jakich się akurat dziś znalazłam pewnie byłabym przeszczęśliwa z
niezapowiedzianej wizyty Pana Idealnego. Niestety, tego dnia nie miałam ochoty
nikogo widzieć, a już na pewno nie jego!
– Pani Klaro?
– To się nie dzieje naprawdę – jęknęłam
pod nosem i przytrzymałam się komody, czując, że pokój zaczyna wirować a ja
razem z nim. Jego głos był zbyt wyraźny i zbyt głośny by dobiegał zza drzwi. Musiał
być w środku! Tylko, do jasnej cholery, jak on się tam znalazł!?
Spokojnie,
spokojnie, tylko bez nerwów. Nic złego się przecież nie dzieje
powtarzałam
sobie w myślach jak mantrę starając się zapanować nad trzęsącym się jak
galareta ciałem.
– Halo! Pani Klaro!
To
nic takiego, to tylko pan Szymon przyszedł cię odwiedzić. Jest na dole i jeśli
zaraz czegoś nie wymyślisz, może poszukać cię w twoim pokoju.
Myśl, że faktycznie mógłby wejść na
górę i zobaczyć mnie w takim stanie mało nie podcięła mnie z nóg. Co jak co,
ale za żadne skarby świata nie chciałabym, żeby ten przystojny, pięknie
pachnący, zawsze ogolony i elegancko ubrany mężczyzna zobaczył mnie w takiej
odsłonie. W rozciągniętej piżamie niepierwszej świeżości, z włosami stojącymi w
każdą możliwą stronę, twarzą bladą jak kreda, z sińcami i resztkami niedomytego
makijażu pod oczami raczej nie zrobiłabym na nim dobrego wrażenia.
– Halo! Jest tu pani?
– Tak – odchrząknęłam kompletnie nie
poznając swojego zachrypniętego głosu. Muszę zapamiętać, żeby następnym razem trzymać
się z daleka od Rusków! – Tak, jestem! Zaraz zejdę, proszę się rozgościć!
Wiedząc, że nie mogę w nieskończoność
przeciągać tej niezręcznej chwili,
zebrałam w sobie resztki energii i odważyłam się spojrzeć w lustro. Było
naprawdę źle, ale jeszcze gorsza od mojego stanu była świadomość, że wszystko
czym mogłabym sobie pomóc w doprowadzeniu swojego ciała i twarzy do w miarę
normalnego wyglądu znajdowało się w łazience. Na dole! Na dole, gdzie czekał na
mnie pan Szymon!
No tak, czy kogoś to jeszcze dziwi?
Mnie już dawno przestało!
Właściwie mogłam spróbować przemknąć
się niezauważenie, ale szanse były niewielkie, a biorąc pod uwagę mojego
wrodzonego pecha, który niczym wierny przyjaciel jest zawsze przy mnie, wolałam
nie ryzykować!
Nie tracąc czasu sięgnęłam po stojącą
przy łóżku butelkę wody, którą chwilę wcześniej przyniosłam z kuchni, i
przeklinając w duchu spartańskie warunki przemyłam nią twarz, po czym ze łzami
w oczach, starając się nie wyrwać sobie resztki włosów przeczesałam je palcami i
związałam w niedbałego koka z tyłu głowy. Chyba nie przesadzę jeśli napiszę, że
życie uratowała mi miętówka i antyperspirant, o których w ostatniej chwili
przypomniałam sobie, że mam je w torebce!
Cóż, było nieco lepiej, co wcale nie znaczy,
że mogłam wyjść w takim stanie do ludzi! Pomyślałam, że trzeba odwrócić czymś
uwagę od twarzy, a co zrobi to lepiej jeśli nie kłusa kreacja, odsłaniająca
więcej niż powinna? Odszukałam w szafie krótką sukienkę w kolorze miętowej
zieleni, o głębokim dekolcie i długości sięgającej połowy ud. No tak, tonący
brzytwy się chwyta!
– Niech się dzieje, co chce –
powiedziałam do siebie i wyszłam z pokoju. Jeśli wcześniej porównałam pokonanie
schodów do wspinaczki na Mount Everest to do czego mogłam porównać je teraz? Wszystko
falowało mi przed oczami i rozmywało się tracąc ostrość i kontury, a ja
modliłam się, żeby tylko z nich nie spaść i nie zrobić z siebie jeszcze
większej idiotki.
Pan Szymon musiał usłyszeć moje kroki
ponieważ wyszedł mi na przeciw i kiedy byłam już mniej więcej w połowie drogi w
dół (dosłownie i w przenośni) stanął w drzwiach kuchni, przyglądając mi się z
szeroko otartymi oczami, a przez jego twarz przetoczyła się cała masa
najróżniejszych emocji, od przerażenia, poprzez zniesmaczenie i rozczarowanie,
a kończąc na trudnym do ukrycia rozbawieniu.
Już po chwili zorientowałam się, że
pomysł z wyborem takiej a nie innej sukienki nie był zbyt dobry, ponieważ Pan
Idealny ani na chwilę nie oderwał wzroku od mojej twarzy i jestem więcej niż
pewna, że nawet gdybym stanęła przed nim nago jego reakcja byłaby taka sama.
Super...
– Dzień dobry, miło panią widzieć –
przerwał wiszącą w powietrzu gęstą ciszę i uśmiechnął się serdecznie, kiedy w
końcu udało mu się otrząsnąć z pierwszego szoku, który niewątpliwie wywołałam
swoim widokiem.
Co
za perfidny kłamczuch.
– Ja też się cieszę, że pana widzę –
uścisnęłam jego rękę wyciągniętą w moją stronę i odpowiedziałam mu najbardziej
pogodnym uśmiechem na jaki było mnie stać. – Napije się pan czegoś? Kawy? Może
herbaty? Jeśli się nie mylę to mam jeszcze sok pomarańczowy i chyba bananowy,
ale nie jestem pewna, musiałabym...
– Pani Klaro, kazała mi pani się
rozgościć, więc pozwoliłem sobie zaparzyć dla nas dzbanek herbaty z miodem i
cytryną. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko?
– Nie, oczywiście, że nie –
odpowiedziałam starając się zabrzmieć naturalnie i przekonująco, jednak przed
wami nie mam zamiaru ukrywać, że ani trochę mi się to nie spodobało, ale
wystarczył jeden szeroki uśmiech i jedno głębokie spojrzenie w oczy, bym o tym
zapomniała. – To bardzo miło z pana strony.
– W takim razie zapraszam – wskazał
dłonią w stronę kuchni i pewnym, miarowym krokiem ruszył za mną, a ja całą swoją uwagę skupiłam
na tym, by iść prosto przed siebie i broń Boże nie potknąć się o własne nogi.
Lewa,
prawa, lewa, prawa odliczałam w
myślach i chyba nie muszę mówić jak bardzo mi ulżyło, kiedy udało mi się
bezpiecznie dotrzeć do stołu i usiąść na krześle, nie robiąc z siebie jeszcze
większego pośmiewiska.
– Przepraszam, że tak bez zapowiedzi,
ale byłem w pobliżu i pomyślałem, że... – przerwał w połowie, jakby szukał
odpowiedniego słowa. – Po prostu byłem ciekaw czy wszystko u pani w porządku? –
Posłał mi badawcze spojrzenie, po czym zabrał się za rozlewanie herbaty do filiżanek.
– Tak, oczywiście, w jak najlepszym. – Wiem,
mój opłakany widok mówił zupełnie coś innego, ale grunt to stwarzać pozory i
broń Boże nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. – Dziękuję za troskę.
– Proszę nie dziękować – postawił
przede mną szklankę wypełnioną po brzegi złocistym płynem, po czym zajął
miejsce naprzeciwko mnie po drugiej stronie dębowego stołu – Po prostu bałem
się, że Stodolna tak dała pani w kość, że postanowiła pani wrócić do Warszawy. Próbowałem
się do pani kilka razy dodzwonić, ale ciągle łapała mnie poczta, a wczoraj
wieczorem pocałowałem klamkę.
Czy
ja się aby nie przesłyszałam? A może tym razem faktycznie mam halucynacje? Czy
pan Szymon powiedział, że bał się, że wyjechałam? I że był tu wczoraj, kiedy ja
balowałam z Sophie w Hybrydzie?
– Ostatnio byłam trochę zajęta –
powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy. Trudno to nazwać kłamstwem, ale
szczerą prawdą to też to nie jest, w końcu, kiedy siedziałam na strychu i
przeglądałam rzeczy babci nie odebrałam, bo nie chciałam z nikim rozmawiać, a
za drugim razem, kiedy zobaczyłam powiadomienie o nieodebranym połączeniu od
pana Szymona po prostu zapomniałam oddzwonić. – Rozumie pan, wszystko jest
teraz dla mnie takie nowe i poznawanie tego całkowicie mnie pochłania.
– To oczywiste – przytaknął i pociągnął
długi łyk herbaty – Pani życie przewróciło się do góry nogami, tylko szaleniec
powiedziałby, że to nic takiego. Mam tylko nadzieję, że to zmiana na lepsze.
– Są plusy i minusy, ale tych
pierwszych jest zdecydowanie więcej. I jeśli mam być szczera to dzięki nim
ciągle tu jestem.
– Rozumiem, że mówiąc o wadach ma pani
na myśli obowiązki, którymi w Warszawie nie musiała pani zaprzątać sobie głowy?
– Bingo! – Klasnęłam w dłonie i posłałam
w jego kierunku serdeczny uśmiech w nagrodę za to, że jako jeden z nielicznych
mężczyzn, z którymi miałam do tej pory styczność nadąża za moim tokiem
myślenia. – To rąbanie drewna i palenie w piecu, żeby móc się jak człowiek
wykąpać, albo przynajmniej umyć naczynia to naprawdę ciążka harówka. Tu jest
tyle rzeczy do zrobienia, trawa aż się prosi o przystrzyżenie, okna też
przydałoby się umyć, bo jeszcze trochę, a świata nie będzie zza nich widać, no
i rabatki, w których póki co to nic tylko chwasty. Czasami mam wrażenie, że
dzień trwa zdecydowanie za krótko.
– Spokojnie pani Klaro, jeszcze trochę
a nabierze pani wprawy i wszystkie te obowiązki staną się dla pani
przyjemnością. Musi pani dać sobie tylko szansę. Poza tym, w wolnej chwili z
przyjemnością pomogę pani przy drewnie czy kosiarce, proszę tylko dać znać,
jestem do pani dyspozycji.
– Dziękuję, będę pamiętać – jęknęłam i
wybiłam oczy w trzymaną w dłoniach filiżankę herbaty. Kurczę,
najprzystojniejszy facet jakiego znam oferuje mi pomoc, a ja zamiast umówić się
z nim na jutro, żeby przypadkiem się nie rozmyślił, jestem w stanie wydusić z
siebie pożal się Boże trzy mało znaczące słowa! Wszystko przez moją wybujałą
wyobraźnię! Chyba nie trudno się domyśleć, że od razu przed oczami stanął mi
pan Szymon ubrany w sprane dżinsy i ciężkie robocze buty, na którego nagim,
idealnie wyrzeźbionym torsie w promieniach porannego słońca połyskiwały
kropelki potu, a każdy mięsień jego ciała napinał się i...
Stop!
Stop! Stop! Ziemia do Klary! Opanuj się dziewczyno!
– Na pewno skorzystam przy najbliższej
okazji – dodałam, czując jak moje blade do tej pory policzki płoną żywą
purpurą.
– Bardzo mnie to cieszy. Pani Klaro,
mogę mieć do pani prośbę?
Jeśli
chcesz mnie poprosić o rękę to śmiało, jestem gotowa!
– Oczywiście.
– Skoro mam klucz do pani domu i
krzątam się po pani kuchni przygotowując dla nas herbatę to wydaje mi się, że
chyba już czas, żebyśmy zaczęli sobie mówić po imieniu – posłał mi badawcze
spojrzenie oczekując na odpowiedź, ale ja szczerze mówiąc nie potrafiłam przestać
myśleć o kilku pierwszych słowach, rozpoczynających to zdanie, na które
czekałam odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy.
– Ma pan klucz? – Puściłam jego prośbę
mimo uszu i skupiłam się na tym, co interesowało mnie najbardziej. No pewnie,
że miał klucz, jak inaczej dostałby się do środka, skoro jestem więcej niż
pewna, że były zamknięte na obie zasuwki?
– Tak, dostałem go od Róży, jeszcze
przed jej wyprowadzką do Domu Seniora. – Widocznie musiał zauważyć moją
niezadowoloną minę, bo od razu pospieszył z wyjaśnieniami. – Chciałem jej go
oddać, ale prosiła, żebym go zachował i doglądał wszystkiego do czasu pani
przyjazdu. Ale zapewniam, że odkąd tu pani mieszka ani razu z niego nie
korzystałem, aż do teraz. Pewnie, gdyby nie to, że kompletnie wypadło mi z głowy,
że go mam oddałbym go pani przy pierwszej okazji.
Przyznam, że trochę mnie tym uspokoił,
ale czy mogłam mu w pełni wierzyć? A co jeśli prawda jest taka, że zakradał się
tu nocami i przyglądał mi się, kiedy spałam. No dobra, trochę za dużo
„Zmierzchu‟ się naoglądałam, ale nikt, kto uważa się za normalnego nie puściłby
mimo uszu takiej informacji.
– Przepraszam. Mam nadzieję, że się
pani nie gniewa, ja naprawdę nie miałem niczego złego w planach. – Na dowód
swojej niewinności wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i odpiął z metalowego
kółeczka jeden z nich, identyczny jak ten, który przysłała mi babcia w swoim
ostatnim liście i położył go na stole. –
Oczywiście, że nie jestem zła. Proszę nie przepraszać. Po prostu trochę mnie
pan zaskoczył tą wiadomością i tyle. A jeśli chodzi o tą propozycję, to jestem
jak najbardziej za – uśmiechnęłam się odganiając wszystkie czarne myśli i
uścisnęłam jego wyciągniętą ponad stołem dłoń. – Klara.
– Szymon, bardzo mi miło – roześmiał
się, po czym pociągnął długi łyk zimnej już herbaty – Wyszedłem z takim
pomysłem, ale nie jestem pewien czy będę umiał się przestawić z „pani‟ na „ty‟.
Potem
rozmawialiśmy jeszcze przez długi, długi czas na bardzo różne tematy. Nie będę
się tu rozdrabniać i opowiadać wam co, kto, i w którym momencie powiedział, bo
czuję, że uśpiłabym was już na samym wstępie, powiem tylko, że wyglądało to na
zwykłą rozmowę dwójki przyjaciół, którzy ostatni raz widzieli się kilka dobrych
lat temu. Nic konkretnego, takie bajerowanie o dupie Maryni, przepraszam za określenie,
ale chyba najbardziej mi tu pasuje! W każdym razie, muszę przyznać, że dzięki
wizycie Szymona (już nie Pana Szymona) poczułam się trochę lepiej, nie wiem jak
on to zrobił, ale ta herbata skutecznie postawiła mnie na nogi. Czyli już wiem
czym powinnam się leczyć, jeśli nadarzy się podobna potrzeba...
O nie, nie, cofam to! Nigdy więcej
Czarnych Rusków! Ani czarnych, ani białych, ani żadnych innych!
A co ważniejsze w połowie rozmowy,
przestałam się przejmować swoim wyglądem. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
że gdyby postawić przy mnie stracha na wróble i kazać jakiemuś przypadkowemu
przechodniowi znaleźć dziesięć różnic, miałby z tym ogromny problem, ale pan...
to znaczy Szymon okazał się na tyle taktowny, by nie wspominać o tym ani
słowem. Choć jego wyraz twarzy, kiedy zobaczył mnie na schodach mówił sam za
siebie i wyrażał więcej niż tysiąc słów...
– Och, miło się rozmawia, ale będę się
już zbierał.
– Już? Przecież miałeś mi jeszcze
opowiedzieć o tej wyprawie w Alpy – jęknęłam z niezadowoleniem.
– Przy następnej okazji, dobrze? Teraz
muszę się już naprawdę zbierać. Jutro mam ważne spotkanie z klientem i jeśli
nie chcę wyjść na żółtodzioba muszę się solidnie przygotować. – Podniósł się i
zwinnym ruchem założył marynarkę, która do tej pory zwisała na oparciu krzesła,
a zapach jego świeżych perfum, ponownie wypełnił całą kuchnię.
– Pracować w niedzielę? – Skrzywiłam
się i pokręciłam z niedowierzaniem głową – Daj sobie trochę na wstrzymanie.
Homer zapewne też robił sobie przerwy w pisaniu „Odysei‟.
– Dziękuję za radę, ale widzisz tak się
składa, że w dzisiejszym świecie, żeby cokolwiek osiągnąć trzeba tyrać jak wół.
Konkurencja nie śpi, a ja i tak zrobiłem sobie dziś znacznie dłuższą przerwę
niż zamierzałem.
Przerwę
specjalnie dla mnie! Powinnam skakać z radości unoszona w górę motylkami
tańczącymi w moim brzuchu i wierzcie mi byłoby tak, gdyby nie to, co stało się
potem.
Wyszliśmy razem na zewnątrz i powolnym
krokiem ruszyliśmy w stronę zaparkowanego przed bramą samochodu. Szymon chciał
się już pożegnać w korytarzu, jednak uparłam się, że odprowadzę go do samej
furtki, by móc choć przez krótką chwilę pooddychać świeżym powietrzem. Prawda
jednak była taka, że robiłam wszystko co w mojej mocy, by spędzić z nim więcej
czasu, nawet jeśli miałaby to być minuta czy dwie. Choć muszę przyznać, że
powietrze faktycznie było przyjemne! Takie chłodne i rześkie, i co po prostu uwielbiam
pachniało deszczem. Szkoda tylko, że niebo pozostawiało wiele do życzenia. Mimo
że przestało już dawno padać, ciągle zasłaniała je kaskada granatowo-szarych
chmur, zza których nie było widać ani grama słońca.
– Niech to szlag! – Krzykną wyrywając
mnie z zamyślenia i z całych sił kopnął w sflaczałą oponę, z której zdążyło
zejść już całe powietrze. Odkąd go poznałam, zawsze wydawało mi się, że jest
oazą spokoju i nie istnieje taka rzecz, która byłaby w stanie wyprowadzić go z
równowagi. A jednak pozory mylą! I muszę przyznać, że taka odsłona Pana
Idealnego na początku troszkę mnie rozczarowała. No bo, żeby od razu się zagotować
z powodu przebitej opony? Przecież to się zdarza codziennie milionom ludzi na
całym świecie, jednak dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie jest to zwykły
przypadek, a wyraźna ingerencja osób trzecich, ponieważ każda z czterech opon
była w opłakanym stanie. Nie mógł to być przypadek! Tym bardziej, że dało się
zauważyć wyraźne ślady po cięciu nożem – Jasna cholera! Krew by to zalała!
Stałam z boku wytrzeszczając oczy ze
zdziwienia i nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Szymon aż kipiał ze złości,
biegał dookoła auta, wymierzając raz po raz serię solidnych kopniaków w każde
ze zmaltretowanych kół, klnąc przy tym na czym świat stoi. Wydawało mi się, że
to ja jestem wybuchowa i kiedy coś mnie zdenerwuje nie przebieram w słowach,
ale przyznam, że mogłabym wiele się nauczyć od Szymka!
Szkoda tylko, że kompletnie nie
wiedziałam jak się zachować ani co powiedzieć. Stać mnie było jedynie na bardzo
wymowne „o kurwa‟ i „ojejku‟.
– Przepraszam, że musiałaś to oglądać –
wydyszał z trudem łapiąc oddech. Mimo, że jego ciało ciągle się trzęsło i
kipiało ze złości, oczy były już spokojne i łagodne. Takie jak zawsze. Takie
jakie uwielbiałam. – Naprawdę bardzo mi przykro.
– W porządku, miałeś prawo się
zdenerwować – oparłam się o słupek płotu czując, że nogi powoli zaczynają
odmawiać mi posłuszeństwa. Stały się zwiotczałe i zupełnie pozbawione mięśni. W
tym samym momencie naszła mnie myśl, że to może mieć coś wspólnego z jego
ostatnią stłuczką, którą podczas naszej rozmowy przy herbacie tłumaczył
nieszczęśliwym wypadkiem z udziałem sarny, jednak dobrze wiedziałam, że to
jedynie wymówka, a uparty głos w mojej podświadomości podpowiadał mi, że może
to mieć związek z Panem Chamskim i jego zepsutym motorem. – Wiesz kto mógłby ci
to zrobić? – Zapytałam przeszywając go badawczym spojrzeniem. I tak jak
przypuszczałam, uciekł wzrokiem w inną stronę, przeczesał nerwowym ruchem włosy
i przestępując z nogi na nogę odetchnął głośno kilka razy wznosząc oczy ku
niebu.
– Nie mam pojęcia.
– Może masz tu z kimś jakiś zatarg? A
może jakiś klient jest niezadowolony z twojej pracy? Albo...– Próbowałam
ciągnąć go za język i zmusić do powiedzenia prawdy, jednak wszedł mi w słowo
zmuszając mnie do przerwania swoich rozmyślań.
– Nie! Nie mam z nikim na pieńku! –
Krzyknął dając upust buzującym w nim emocjom. – To pewnie jakaś banda gówniarzy
szukała rozrywki, zresztą nieważne. – Poprawił przekrzywiony krawat, nerwowym
gestem wygładził wymiętą koszulę, która wysunęła mu się zza paska eleganckich
ciemnoszarych spodni, po czym wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił po
taksówkę.
Banda gówniarzy poprzebijała mu koła
dla rozrywki? Nie no, w taką bajkę to by nawet dziecko nie uwierzyło. Dla
zabawy to można komuś na tylnej szybie napisać „brudas‟, albo narysować wiadomą
część ciała, ale żeby wyrządzić taką szkodę? Mało prawdopodobne!
– Mogę zostawić u ciebie auto? Jutro
bym po nie przyjechał z lawetą. – Oparł się o maskę zdezelowanego samochodu i
ciągle unikając mojego wzroku skrzyżował ręce na piersiach, a srebrny zegarek
na jego nadgarstku zabłyszczał odbijając promienie wynurzającego się zza chmur
słońca.
– Jasne, to żaden problem, tylko może
wjedź nim na podwórko, żeby komuś znów coś głupiego do głowy nie przyszło.
– Masz rację – usiadł za kierownicę, a
ja pospieszyłam, by otworzyć mu bramę, jak się okazało niepotrzebnie! Silnik
ani drgnął, zupełnie pozbawiony życia. Nie trzeba być mechanikiem, żeby się
domyśleć, że poprzebijane koła to najmniejszym problemem! – Kurwa mać!
– Może powinieneś zgłosić to na
policję? – Zapytałam niepewnie, widząc jak Szymon całą swoją złość wyładowuje
na Bogu ducha winnej kierownicy waląc w nią pięściami ile sił i nie szczędząc
sobie przy tym masy przekleństw oraz wyzwisk.
– Co to da?! – Warknął i wyskoczył z
samochodu zatrzaskując za sobą drzwi. – Pierdolona hołota!
Wyzwiskom nie było końca! Nie sądziłam,
że kiedykolwiek będzie mi dane oglądać Szymona w takiej furii, ale teraz kiedy
okazało się, że oprócz kół ktoś zniszczył jeszcze coś pod maską, wcale się nie
dziwię, że wpadł w białą gorączkę. Na szczęście po chwili pod dom podjechała
taksówka, a Szymon pospiesznie mnie przytulił i pocałował przelotnie w policzek
na pożegnanie. Gdyby nie okoliczności w jakich doszło do naszego pierwszego,
nazwijmy to, zbliżenia, skakałabym z radości do samego nieba, a tak nawet nie
mogę powiedzieć czy było to przyjemne czy nie. Pewnie tak, ale zdecydowanie
wolałabym, żeby to miało miejsce w zupełnie innych realiach.
Ale wybrzydzać nie mam zamiaru! Jak się
nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!
Cóż, Szymon odjechał taksówką, a ja resztę
dnia, a właściwie wieczoru spędziłam na kanapie w salonie, oglądając powtórki
„Ojca Mateusza‟, opychając się przy tym czereśniami, które kupiłam w sklepie
pani Lodzi podczas ostatniej wizyty. Lubię ten serial i za każdym razem, kiedy
go oglądam zupełnie tracę kontakt i bez reszty wciągam się w kryminalne zagadki
z Sandomierza, ale tym razem moje myśli nie mogły przestać krążyć wokół
tajemniczej sprawy, która działa się centralnie pod naszymi nosami.
To dziwne, ale chyba najbardziej
zaskoczyło mnie zachowanie Szymona. Dlaczego nie chciał złożyć zawiadomienia na
policji, przecież to wyraźne zniszczenie mienia, jest na to paragraf i
przewidziane surowe kary. Zupełnie nie potrafię tego zrozumieć. Druga sprawa,
która też dość mocno mnie zaszokowała to przeczucie, że Pan Chamski może mieć z
tym coś wspólnego. Kurczę, nie daje mi to spokoju, żeby prawnik nie złożył
doniesienia? Tym bardziej, że auto jest warte kilkadziesiąt tysięcy? Coś mi tu
nie gra i nikt mi nie wmówi, że zrobiła to z nudów banda gówniarzy. To był
rozbój z czystą premedytacją, pytanie tylko czym Szymek sobie na to zasłużył?
Może on wcale nie jest taki idealny, jak sobie ubzdurałam?
Chyba powinnam pobawić się w Ojca
Mateusza i przeprowadzić prywatne dochodzenie? Hehe rower już mam, niestety też
przebity.
Szlag, by to trafił!
Jestem!
OdpowiedzUsuńCo za rozdział. Chyba się powtórzę, ale uwielbiam to, jak świetnie wcielasz się w Klarę i opisujesz wszystko z takim humorem, że nie sposób się nie uśmiechnnąć :D
Klara w roli detektywa- Ojca Mateusza i mniej idealna strona Pana Idealnego... No, no...
W ogóle to dziwne, że Szymon wlazł sobie do domu Klary, używając do tego własnego klucza. Chyba powinien się powstrzymać.
Ja cały czas czekam, aby wyjaśniła się tajemnica, którą skrywa Szymon, bo chyba jest jakaś i w dodatku ma coś wspólnego z Panem Chamskim. No i żeby Klara dowiedziała się, kto jest bratem jej nowej przyjaciółki, co w sumie kręci się wokół jednego.
Pisz szybciutko kolejny rozdział.
Serdecznie pozdrawiam!
Cześć kochana, jak miło cię widzieć! Dziękuję za komentarz, p tak długiej nieobecności i postoju w pisaniu to naprawdę ogromna motywacja dla mnie i jeszcze większa radość :)
UsuńNo tak Szymon wyraźnie coś skrywa, pytanie tylko co?
Co do tajemnicy Pana Chamskiego to jesteśmy baaaardzo blisko punktu kulminacyjnego :)
Pozdrawiam i do zobaczenia niedługo u ciebie pod epilogiem ♥
Jejciu tyle się dzieje ,że już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :) Warto było tyle czekać ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo się cieszę, że się nie zniechęciłaś moją nieobecnością i mimo wszystko poczekałaś na mnie :)
UsuńPozdrawiam cieplutko
Ps a ty coś piszesz, bo z chęcią bym zajrzała?
Niestety nie:/, ja tylko czytam :D
UsuńW końcu było kolejne spotkanie z panem Szymonem. Dla Klary może w trochę nieodpowiednim momencie, ale poradziła sobie. Widać, że coraz lepiej im się ze sobą rozmawia i fajnie będzie jak ta znajomość pociągnie się dalej.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kto przebił Szymonowi te opony i zniszczył silnik w samochodzie. Dla zabawy to nie mogło być. Dziwi mnie, że Szymon nie chciał zgłosić tego na policję.
A może Klarze uda się tą sprawę rozwiązać?
Czekam na kolejny rozdział.
Myślę, że Klara jest już bardzo blisko rozwiązania tej zagadki, pytanie tylko czy wyjdzie jej to na dobre?
UsuńChyba wszystkim zachowanie Szymona wydało się lekko mówiąc dziwne.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję pięknie za komentarz
♥♥♥
Mewa wróciła! O jak dobrze;) Stęskniłam się za tobą i za tym opowiadaniem, więc mam nadzieję, że więcej nam już nie zwiejesz! ;)
OdpowiedzUsuńMnie też się wydało dziwne, że Szymon ze spokojnego nagle stał się tak agresywny. Ale to nie dziwne, że wydało mi się to dziwne, bo to było dziwne. (Filozofia Rudej xD). Aczkolwiek coś przeczuwałam, że ta postać ma wiele do ukrycia. Już wcześniej, gdy Klara snuła podejrzenia odnośnie tego auta, coś mi się nie podobalo... Ja już jestem pewna, że to Cham przebił mu te opony, tylko zastanawiam się: po co. Szymon pewnie zalazł mu czymś za skórę, bo mimo iż Cha m wygląda na takiego zwykłego wiejskiego chuligana, to jednak nie sądzę, żeby robił takie rzeczy dla zabawy. Podejrzane jest też to, że Szymon-prawnik nie chce tego zgłosić... On pewnie doskonale wie, o co w tym wszystkim chodzi. Zna powody. I ja też się nie mogę doczekać jak je wszystkie pozna!
Zastanawia mnie jeszcze jedno... Ten ktoś (czyli pewnie Cham), pewnie wie, że ten dom, pod który przyjechał Szymon, należy do Klary. I czy ona nie będzie mieć teraz jakiś nieprzyjemności z tego powodu? Skoro nie lubią Szymka, to i na niej mogą się wyżywać. Oby nie!
Niecierpliwie czekam na kolejny i mam nadzieję, że wena dopisuje! ;*
Och Rudasku, mam nadzieję, że już wam nie ucieknę, ale w życiu niczego nie można być pewnym na stówkę :/
UsuńA wiesz jakie mam jutro plany, oczywiście poza próbą napisania nowego rozdziału? Biorę tableta, idę na huśtawkę co by trochę powdychać świeżego powietrza i biorę się za ciebie... yyy w sensie za twojego bloga :)
Dziękuję za śliczny komentarz, polecam się na przyszłość :)
Trafiłam na Twojego bloga całkiem przypadkiem i bardzo się cieszę z tego powodu. Postać Klary jest genialnie przez Ciebie przedstawiona i świetnie się w nią wcielasz. Relacja między Klarą a Szymonem jest dość intrygująca. Zastanawiam się dlaczego mimo różnicy wieku On okazuje jej takie zainteresowanie? Czyżby coś miało być na rzeczy? I jaka tajemnica dzieli Szymona i Pana Motocyklistę? Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów:) Nie przestawaj pisać Kobieto :)
OdpowiedzUsuńDla takich komentarzy warto ślęczeć po nocach nad rozdziałami :)
UsuńNowy rozdział już się tworzy, być może będziemy w nim o krok bliżej do poznania niektórych zagadek Stodolnej, kto wie?
Tak, w życiu Klary naprawdę sporo się dzieje, kto by pomyślał? Ona na pewno nie przypuszczała, że tyle ją spotka. Dobrze, ze nie wie co jeszcze dla niej szykuje los :)
Jeśli chodzi o jej postać, to muszę przyznać, ze bardzo łatwo mi się ją tworzy, może dlatego, ze mamy wiele wspólnego? :)
Dziękuję za piękny komentarz, nawet nie wiesz jak mnie ucieszyłaś swoją obecnością.
To co do zobaczenia pod kolejnym wpisem?
Mam nadzieję, że tak :)
Matka Klara? Ja już widzę czołówkę takiego serialu... I nasza bohaterka na rowerze, a zamiast ratusza będzie sklep pani Lodzi. Jeszcze Zośka zamiast Nocula i jest fabuła. Nie żebym oglądała... Dobra, dobra, oglądam. Lubię seriale o policji (zresztą- gra tam Tamara Arciuch, którą po roli w Niani lubię).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Matka Klara, kto wie, może kiedyś?
Usuń:)
Jestem zła, okrutna i beznadziejnie spóźnialską komentującą -,- a fe, a fe, a fe!
OdpowiedzUsuńRozdział emocjonujący! Długi - co na plus idzie, a ja tak nie potrafię :D
Widzę, że Klara i P. Szymon mają się ku sobie :)
Co się stało z tym autem? Kto to zrobił? :(
O co chodzi z bratem, kto nim jest! Ale nas kurcze zaintrygowałaś i znęcasz się trochę nad nami ci powiem :D <333
życzę weny i czekam na newsa <3
Ważne, ze jesteś :)
Usuńoj tam, od razu znęcam, taka doza niepewności jest wskazana w rozdziałach :)
Dziękuję pięknie za komentarz ♥
KOCHAM KOŃCÓWKĘ HAHAHA
OdpowiedzUsuńRozwaliłaś mnie tym "rower już mam, niestety też przebity" kocham hahaha
Mimo podłego humoru, aż się zaśmiałam i dziękuję za to! :)
Cóż rozdział jak zawsze super i przyznam szczerze, że tylko dla ciebie jeszcze wchodzę na bloggera. Teraz korzystam raczej z wattpada, bo jedno swoje opowiadanie tutaj już zakończyłam, a drugiego nie zamierzam kontynuować, ale dla ciebie czasem tu zaglądnę.
Do następnego, tak?
Kocham Cię ♥
UsuńNo pewnie, ze do następnego!
Myślę, że już na weekend dodam, póki co jestem w trakcie pisania
Dziękuję, że mnie odwiedzasz :***
A ja ostatnio mam wrażenie, że lekarze i prawnicy, to najgorszy typ człowieka, więc ani trochę nie dziwi mnie ten wkurw u Szymona i brak idealności, bo po pierwsze to papuga, a po drugie, to nie ma ideałów i to już jest fakt. Zdziwił mnie jedynie tym, że chciał kosić trawę i rąbać drewno, bo ja trafiam na takich prawników co są strasznie snobistyczni i jakby mieli sami kosić trawkę to by wynajęli do tego człowieka i jeszcze policzyli mu 27 groszy za metr kwadratowy i ja wcale z tym nie żartuję, bo już ostatnio byłem na zebraniu, gdzie byłą mowa o dozorcy i chcieli dać biedakowi niecałe 5 stów za hektary, bo to akurat 38 groszy by wyszło za metr i ich zdaniem to wystarczająco. Prawnicy i lekarze to po prostu ludzie co zazwyczaj czują się lepsi od pozostałych, sędziowie mają podobnie, a nawet jeszcze gorzej. Wydaje mi się, że gdyby Klara związała się z takim Szymonem, to nie byłaby z nim szczęśliwa, bo choć teraz wydaje jej się być fajny, taki dorosły, stateczny, męski itd, to jednak jest pewne, że on cały czas patrzyłby na nią z góry, a pewnie też by jej nie uszanował, bo to jednak pan wykształcony i pewnie pochodzący z rodziny z tradycjami co gardzą innymi. Ciekaw też jestem na ile babkę Klary oszukał. Jednak i tak sukinsynka lubię, bo jest ciekawą postacią, a przy jego i Klary rozmowie, szczególnie tym początku strasznie się uśmiałem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i za niedługo będzie już Jiś na tym poście, na którym ty zakończyłaś czytanie - taka krótka informacja, a gdybyś miała czas i ochotę (nie mówię, że teraz, zaraz, natychmiast), to zapraszam cię na ukończone, krótkie, bo mające zaledwie piętnaście króciutkich części opowiadanie, pod tytułem "Świat Niemiłości". Więcej informacji o tym wrzucę do spamu, bo nie chcę ci śmiecić, pozdrawiam i dodam, że bardzo mi zależy na twojej opinii.
Darku, to jakaś telepatia, chwilę temu zastanawiałam się gdzie się podziałeś :) A tu proszę, jesteś :p
UsuńJa to jestem jednak niereformowalna, jak było tyyyyyle rozdziałów na jiś to nie czytałam, bo mało czasu, bo praca, bo to, bo sramto, a teraz sobie siedzę i myślę: "Ciekawe jak się potoczyły losy Cyntii i Hektora" (Wybacz, nigdy nie pamiętam czy Hektor czy Hector) och, dobrze, że niedługo dodasz kolejny rozdział:)
Podeślij mi ten link, z chęcią zajrzę :*
No nie czytałem jakiś czas, a nawet u siebie pisałem tak pobieżnie, nie licząc tego "Świata Niemiłości", który w końcu został umieszczony na blogu. Po prostu robota i rodzinka mnie pochłonęli w całości i nie chcieli się dzielić.
UsuńJesteś chyba jedyną osobą, która Cyntię i Hektora zapisuje po mojemu, czyli tak po polsku, bo większość pisze Cynthia i Hector, a tak nie można, bo Cyntia naprawdę jest Cyntia i tu nawet nie spolszczałem, tylko o tym nawet w opowiadaniu jest, a co do Hectora, to jest Hiszpanem, więc jeśli już zapisywałbym przez C, to musiałbym ze znaczkami, chyba kreską nad e, czy nad c, ale nie chciałem się w to bawić i za każdym razem musieć kopiować i wklejać jego imię, by miało tę hiszpańską pisownie, więc jest po prostu przez K!
A na czym ty u mnie tak właściwie skończyłaś? Po tym nieszczęsnym ślubie już było, nie? Nawet po tej aferze o akt własności chyba nawet... zobaczę, jak będę publikował to będę zerkał i tam gdzie cię nie zauważę, to szybko cię powiadomię, że już jest dalej.
och, teraz to ci tak dokładnie nie powiem, ale na pewno był ślub i sielska podróż poślubna
UsuńZerknąłem tak pobieżnie tam i właśnie mi się wydaje, że teraz (dziś w nocy) będę publikował rozdział, którego jeszcze nie czytałaś :) A tej podróży to sam im zazdrościłem :(
UsuńZaczynam się trochę obawiać, że uczynisz z Szymona kogoś na wzór tamtego z Nim ci zaufam... chyba Igora, tak, on był Igor. Myślę, że bym tego nie przeżyła i chciałabym by wybuchy złości tego pana miały jakieś usprawiedliwienie i były w jakiś sposób wpisane w jego charakter, bo to przyznam szczerze, że nawet dodaje mu smaczku, ale nie chciałabym by od razu stawał się furiatem z byle powodu.
OdpowiedzUsuńMoże jestem dziwna, ale choć kocham motocykle i motocyklistów uwielbiam, to ciągle moje serce w tym opowiadaniu bardziej niż Kuba, to zdobywa Szymon. On jest po prostu bardziej fascynujący, bo jest taką nieodgadnioną zagadką, a Jakub, to po prostu buntownik i dzieciuch (przynajmniej na razie, ale nie mówię, że tak pozostanie, bo być może wszystko jeszcze ulegnie zmianie).
No i oczywiście, ubawiłam się podczas czytania początku. I tak dobrze, że nie wpadła na pomysł by tam nagą wyjść. Mam koleżankę co kiedyś będąc w podobnej sytuacji oblała się wodą gazowaną i wyszła w samym ręczniku, udając, że właśnie brała kąpie, a każdy i tak wiedział, że oni łazienki do góry nie mają :)
Z jednej strony cieszy mnie, że Szymon to jednak nie taka oaza spokoju, ale mam nadzieję, że to wszystko, co potrafi, a nie jest on krypto agresorem, bo takich, to ja nie lubię. Tak czułam, że on do Klary w końcu przyjedzie, skoro nie odbiera. Utwierdza mnie to w tym, że ona wcale mu taka obojętna nie jest. Ale nie nakręcam się, zobaczę co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńCo do Jakuba, bo jestem pewna, że to jego sprawka(tym bardziej, że zepsuć coś pod maską na tyle, żeby samochód w ogóle nie odpalił, trzeba też umieć, a była wzmianka, że Kuba ciągle w jakimś warsztacie przesiaduje), to jestem strasznie ciekawa, dlaczego ma z Szymonem na pieńku, dlaczego aż tak go nie cierpi? No i dlaczego na Klarę w klubie patrzył w taki sposób, skoro wcześniej tak miło rozmawiali? Kuba zaczyna być dla mnie chodzącym człowiekiem zagadką, tak samo jak i Szymon, którego chyba za szybko oceniłam.