piątek, 31 lipca 2015

2. Nie przejmuj się zbytnio swoją pracą, jeśli byłaby naprawdę ważna, nie daliby jej tobie.


... bardzo motywujące ;)

         Najchętniej wymazałabym ten dzień z pamięci, ale obiecałam, że wam opowiem jak poszło mi na rozmowach kwalifikacyjnych, więc słowa muszę dotrzymać.
Szczerze mówiąc sama nie wiem czy bardziej jestem zła czy szczęśliwa. Pewnie coś pomiędzy jednym a drugim, tylko nie bardzo wiem jak nazwać to, co czuję. Niestety, zbyt często zdarza mi się popadać ze skrajności w skrajność. Cóż poradzić, taki już mój urok, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu, mierzonym pod kątem ilości wpisów na tym blogu, przywykniecie do mojego dziwnego, żeby przypadkiem nie napisać niepoczytalnego zachowania. A może, co jednak jest mniej prawdopodobne, ale nie niemożliwe, stanę się prawdziwą kobietą, taką co to wie dokładnie, co czuje i czego chce od życia i nie spocznie dokąd tego nie osiągnie. Ech, marzenia ściętej głowy, dobrze, że nie wsadzają za nie do więzienia. Chociaż to też jest jakieś rozwiązanie, by być daleko od mojej matki, tym bardziej teraz, kiedy nadal jestem bezrobotna. Puenta na samym początku, Boże zlituj się nade mną.
         Z racji tego, że mało kto lubi przydługawe wstępy, ciągnące się jak flaki z olejem, zrobię coś pożytecznego dla ludzkości i przejdę do rzeczy.
         Praktycznie całą noc przesiedziałam przed komputerem, szukając w inernecie cennych wskazówek, poczynając od obszernej listy pytań, których mogę się spodziewać podczas rozmowy z potencjalnym pracodawcą, przez porady odnośnie stroju i makijażu,  oraz artykułu o tym w jaki sposób poradzić sobie z paraliżującym stresem, który bardzo często sznuruje nam usta i sprawia, że trzęsiemy się jak galareta, co bardzo niekorzystnie wpływa na nasz wizerunek i stawia nas na spalonej pozycji już na samym początku. Natknęłam się również na treściwy materiał na temat mowy ciała i gestów niewerbalnych, z którego dowiedziałam się w jaki sposób się przywitać, jak usiąść, co zrobić z rękami. Wiem, że brzmi to dość komicznie, ale kiedy chce się za wszelką cenę dostać, może nie wymarzoną, ale jakąkolwiek pracę, robi się dosłownie wszystko. Ta wiedza troszkę mnie uspokoiła, ale i tak o śnie mogłam zapomnieć. Leżałam na łóżku i gapiłam się w sufit, wyobrażając sobie osoby, które będę musiała przekonać do tego, że to właśnie ja jestem najodpowiedniejszą kandydatką, i że nie znajdą lepszej ode mnie. Jeszcze do wczoraj byłam pewna, że to bułka z masłem a cała ta rozmowa to tylko zło konieczne, ale bardzo szybko straciłam tą pewność siebie i jak to mówi Iga, zaczęłam przeżywać jak stonka wykopki.
         Około piątej nad ranem, kiedy w pokoju zaczynało się już robić jasno, a z dworu dobiegały mnie głośne trele skowronków i wróbli, skaczących po rosnącej za oknem lipie, stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej leżeć bezczynnie w łóżku i robić doktoraty z badań nad sufitem.
Usiadłam na materacu i przez dłuższą chwilę przyglądałam się z niedowierzaniem  swojemu odbiciu w lustrze przymocowanym do drzwiczek szafy. Wiedziałam, że nieprzespana noc wpłynie niekorzystnie na mój wygląd, ale żeby aż tak? Pierwsze co mi przyszło do głowy, to myśl, że nici z delikatnego i subtelnego makijażu, o którym czytałam kilka godzin temu w artykule „Naturalny wygląd - klucz do sukcesu podczas rozmowy o pracę‟.
         – Świetnie – burknęłam pod nosem, przenosząc wzrok ze spuchniętych i podkrążonych oczu na sterczące w każdą z możliwych stron włosy, które jakby się zmówiły z całą resztą i postanowiły również zrobić mi na złość.
         Tak, Pech to moje drugie imię.
         Wsunęłam kapcie na bose stopy, ubrałam szlafrok i najciszej jak się dało, żeby przypadkiem nie obudzić mamy, bo po co mi awantura z samego rana, wyszłam z pokoju. Jako że było dopiero kilka minut po piątej, a na pierwszą rozmowę byłam umówiona o dziesiątej trzydzieści, postanowiłam wziąć długą gorącą kąpiel, w bąbelkach i solach o zapachu lawendy oraz jaśminu. Podobno miały działać relaksacyjnie i odprężająco, przy okazji łagodząc stres i niepokój, ale jak się można domyśleć, gówno dały.
         Przepraszam, nic na to nie poradzę, na samą myśl dostaję białej gorączki, ale obiecuję, że jak tylko sytuacja na froncie troszkę się uspokoi, postaram się popracować nad słownictwem.
         Kiedy woda była już prawie lodowata, a moja skóra pomarszczyła się jak u osiemdziesięcioletniej staruszki, stwierdziłam, że czas zmusić się do zjedzenia śniadania. Wiedziałam, że z tych nerwów nie będę w stanie nic przełknąć, ale strach przed zemdleniem podczas rozmowy działał dopingująco. I nawet nie wiecie jak się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam wyrwaną z zeszytu kartkę przypiętą do lodówki magnesami w kształcie kolorowych warzyw, którą zostawiła mi mama. Napisała, że jest na siłowni, a stamtąd idzie prosto do pracy. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam z przerażeniem na zegarek, niemożliwe, żebym tak długo siedziała w wannie. Widok wskazówek zbliżających się do godziny szóstej, wcale mnie nie uspokoił.
         – Jaka siłownia, do jasnej cholery, jest czynna tak wcześnie – zerwałam kartkę z lodówki, a magnesy uderzyły z głośnym hukiem o kafelki i klnąc pod nosem na czym świat stoi, podarłam ją na milion kawałków, wyładowując całą złość na Bogu ducha winnym kawałku papieru. – I dobrze niech idzie nawet do diabła, tyle spokoju bez niej.
         Zaparzyłam sobie mocną kawę, mając nadzieję, że postawi mnie na nogi i posmarowałam kilka kromek chleba grubą warstwą Nutelli, nucąc pod nosem piosenkę z reklamy. Pamiętacie?
         Porcja zdrowia co dnia, Nutella, energia, co dzień energii smak.
         Przypomniały mi się odległe i co gorsza beztroskie czasy dzieciństwa, co w momencie szykowania się do pierwszej rozmowy o pracę było jak zobaczenie fatamorgany na pustyni.
         Blisko dwie godziny przesiedziałam przy stole w kuchni, rozwiązując krzyżówki, tak jak polecała autorka artykułu „Nie taki stres straszny, jak go malują‟ i jak można się domyśleć, nie przyniosło to zamierzonego efektu, jedynie pomogło mi zabić czas, który i tak ciągnął się jak gęsty, ohydny syrop.
         Ciszę, panującą w mieszkaniu przerwało miarowe bicie dzwonów ratusza. Liczyłam w myślach uderzenia, które ucichły po wybiciu dziewiątej godziny, po czym klasnęłam w dłonie i podniosłam się z miejsca.
         – Czas wyruszyć na podbój świata – zawołałam, siląc się na radosny ton, jednak jak się można spodziewać wyszło mi z tego coś, co przypominało raczej pełne lamentu i żalu zawodzenie kota.
         Po godzinie wyszłam z mieszkania, ubrana w białą, dopasowaną koszulę z zapiętym pod samą szyję kołnierzem, grafitową, ołówkową spódnicę do kolan oraz wysokie czółenka z odkrytymi palcami w cielistym kolorze. Włosy związałam w luźnego koka nisko na karku, a pod grubszą, aczkolwiek w granicach zdrowego rozsądku, warstwą podkładu ukryłam drobne niedoskonałości i dowody nieprzespanej nocy.
         To, że wyglądałam naprawdę dobrze dodało mi szczyptę pewności, nie mylić z rozluźnieniem, bo do tego stanu było mi daleko jak stąd do księżyca i z powrotem, ale lepsza jest odrobina wiary w siebie niż kompletny pesymizm.
         Prawda?
         Sklep Diana&Japan mieścił się w niewielkim, wolnostojącym budynku,  który swoim wyglądem przypominał średniowieczny zamek. Dach  zdobiły strzeliste wieżyczki, a małe półokrągłe okna wpuszczały do środka nikłą ilość światła dziennego.
         – Przecież mnie nie zjedzą – powiedziałam do siebie i po raz tysięczny drżącymi dłońmi wygładziłam spódnicę.
         Wyjęłam z torebki okrągłą puderniczkę, uważnym wzrokiem  przyjrzałam się swojemu odbiciu w lusterku i upewniając się, że wszystko jest w porządku pociągnęłam za dużą, mosiężną klamkę popychając do przodu masywne, bogato rzeźbione drzwi.
         Niemal natychmiast rzuciły mi się w oczy długie, falbaniaste suknie, wiszące na manekinach, idealnie skrojone męskie płaszcze, fraki z dwoma rzędami błyszczących, czarnych guzików oraz buty z wysokimi do kolan cholewami.  W pomieszczeniu panował półmrok, a unoszący się w powietrzu zapach kadzideł i olejków eterycznych, pobudzał wyobraźnię, przenosząc w odległe czasy minionych epok.
         – W czym mogę panience pomóc? – wzdrygnęłam się, słysząc za plecami szorstkie, nieco naglące pytanie.
         Spojrzałam w stronę dochodzącego głosu i w tej samej chwili zamurowało mnie. W rogu sklepu na niskiej marmurowej ławeczce siedziała wyprostowana niczym struna starsza kobieta, przypominając arystokratkę wyjętą żywcem ze średniowiecznego zamku. Gorset szmaragdowej sukni, którą miała na sobie przylegał ciasno do jej drobnego ciała, krępując ruchy i pozwalając jedynie na płytki oddech.
         Dla takiego wcięcia w talii sama dałabym się zniewolić w ten sposób.
         Wyglądała obłędnie, a ilość falban i zakładek jeszcze potęgowała to wrażenie. Na głowie miała mały kapelusik w tym samym odcieniu zieleni co suknia, przyozdobiony barwnym pawim piórkiem. W jednej dłoni trzymała rozłożony wachlarz w drugiej okrągłe okulary na długiej rączce.
         – Czego panienka szuka? – zapytała ponownie, tym razem nie kryjąc zniecierpliwienia.
         – Przepraszam, nazywam się Klara Jońska i byłam umówiona na rozmowę o pracę – odparłam, kiedy już udało mi się zebrać myśli i połączyć je z moim mózgiem a potem aparatem gębowym.
         – To już... – przeszyła mnie długim spojrzeniem, uśmiechając się z politowaniem – ... nieaktualne.
         – Jak to nieaktualne?
         – Czego panienka nie zrozumiała w tym jednym, wydawać by się mogło, prostym zdaniu? Nieaktualne i już.
         Napisanie, że się zdenerwowałam byłoby raczej nie na miejscu i na pewno nie oddawałoby tego, co czułam w tamtym momencie. Wkurwienie się to o niebo lepsze słowo. Niemal natychmiast, jak ręką odjął cały stres ze mnie zszedł, a jego miejsce zastąpiła nieodparta pokusa uduszenia tej, pożal się Boże, arystokratki gołymi rękami.
         – Bo wyglądam nieodpowiednio? – zapytałam, nie kryjąc sarkazmu. – A może dziwnie?
         – Nie pasuje tu panienka i już. Chyba nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego, kogo zatrudniam. To mój sklep i moja decyzja.
         – Przepraszam najuniżeniej – uszczypnęłam boki mojej spódnicy, żałując, że zdecydowałam się, akurat na tą mocno dopasowaną do ciała i ukłoniłam się nisko naśladując średniowieczne damy. – Sądziłam, że szukacie ekspedientki a nie klauna.
         – Cięta jesteś – syknęła przez zęby, przystawiała okulary do oczu i omiotła mnie  kolejnym długim spojrzeniem – i nawet mi się podobasz.
         – Ale nie na tyle, by dostać tą pracę, prawda?  
         – Cięta i inteligentna w dodatku – roześmiała się, a jej donośny śmiech, przypominający warkot wysłużonego silnika, rozszedł się po tonącym w mroku pomieszczeniu. – Przykro mi – dodała po chwili, rozkładając ręce w teatralnym geście.
         – Taaa, jasne.
         – Miło było panienkę poznać! – krzyknęła za mną, a jedyne na co było mnie stać to odpowiedzenie jej głośnym trzaśnięciem drzwi.
         – Co za sucz! – burknęłam pod nosem głośniej niż zamierzałam zwracając na siebie uwagę mijających mnie przechodniów. Jedni posyłali mi pełne litości spojrzenia, jakby wiedzieli przez co chwilę temu przeszłam, inni przyspieszali kroku i kręcili głową z rezygnacją pewnie zastanawiając się dokąd zmierza dzisiejsza młodzież.
         Całą drogę do domu klęłam jak najęta, rzucając pod adresem tej hrabianki nie wartej nawet złamanego grosza stek wyzwisk i wulgaryzmów, których w tym momencie chyba nawet nie byłabym w stanie powtórzyć. Jak można zapraszać kogokolwiek na rozmowę kwalifikacyjną i skreślać go już na samym początku, tylko dlatego, że ubrał się elegancko i stosownie, a nie w falbaniastą suknię, gorset i ten śmieszny kapelutek. Życzę powodzenia, z takimi wymaganiami na pewno szybko znajdzie odpowiednią kandydatkę! Może i dobrze, że tak się stało, gdybym chciała z siebie robić klauna to bym się o pracę w cyrku postarała. Wiedziałam, że w tym sklepie można kupić różne dziwne ciuchy, ale w życiu bym nie przypuszczała, że właśnie takie. Nazwa Diana&Japan sugeruje raczej wyszukaną odzież z importu, a nie stroje prosto ze średniowiecza, w których przechadzano się po zamczyskach. Posrane to wszystko jak wszyscy diabli.
         Pewnie sobie teraz myślicie, że ta rozmowa to jedna wielka porażka , niby tak, ale to co spotkało mnie potem było jeszcze gorsze! Niemożliwe? Nic bardziej mylnego, ale po kolei.
         Do domu wracałam okrężną drogą, dokładając sobie kilku ponadplanowych kilometrów. Potrzebowałam naprawdę długiego spaceru, żeby choć troszkę uspokoić swoje nerwy, które były całe w strzępach. Gdyby nie to, że ubrałam szpilki na zbyt wysokim obcasie, zupełnie nieodpowiednie do długich dystansów po nierównych i dziurawych chodnikach, pewnie spacerowałabym po mieście, aż do kolejnej rozmowy, na którą byłam umówiona o osiemnastej w CocoCoctajl.
         Jedyne co mnie uszczęśliwiło to fakt, że mama była w pracy, a ja po mojej pierwszej w życiu rozmowie kwalifikacyjnej, która okazała się całkowitą porażką, wróciłam do cichego i pustego mieszkania. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby jeszcze ona dorzuciła swoje pięć groszy. Wybuch bomby o ogromnej sile rażenia gwarantowany w stu procentach.
         Do następnej rozmowy zostało mi jakieś pięć godzin i postanowiłam, że tym razem postaram się nie denerwować i będę zabawna, błyskotliwa a przede wszystkim rozluźniona. Nigdy nie byłam w CocoCoctajl, ale z tego co wiem jest to bar w jamajskim klimacie, gdzie już na samym wejściu unosi się zapach kadzideł o mocnym aromacie opium, gdzie można zamówić wyszukane drinki podawane w łupinie kokosa oraz pobujać się przy reggae, granym na żywo przez chłopaków w luźnych ciuchach i dredach na głowie.
         Stanęłam w korytarzu przed dużym, zajmującym niemal pół ściany  lustrem i z uwagą przyjrzałam się swojemu odbiciu. Ta elegancka, ołówkowa spódnica oraz idealnie uprasowana, śnieżnobiała koszula z mankietami i sztywnym kołnierzykiem zupełnie nie pasowały do jamajskiego klimatu wolności i radości z życia.
         – Nie dam się drugi raz zdyskwalifikować za strój – powiedziałam do siebie i pobiegłam do szafy w poszukiwaniu długiej, zwiewnej spódnicy w kolorowe wzorki oraz białej bokserki na grubszych ramiączkach wysadzanych drobnymi jak ziarenka maku cyrkoniami. – I niech nikt się nie waży powiedzieć, że ubrałam się niestosownie. – roześmiałam się do siebie i opadłam na łóżko, zabijając długie godziny czekania na rozmowę, tym co kochałam najbardziej, a co działało lepiej niż relaksujące kąpie i wszystkie inne antydepresanty. „Przeminęło z wiatrem‟, chyba nie muszę nic więcej tłumaczyć. 
         Z racji tego, że kiedy pogrążam się w fikcyjnym świecie, bardzo często zdarza mi się stracić kontakt z rzeczywistością, ustawiłam sobie budzik na siedemnastą, żeby przypadkiem tym razem nie przegapić spotkania w CocoCoctajl. I całe szczęście, że to zrobiłam, bo kiedy usłyszałam alarm byłam kompletnie zaskoczona, że te pięć godzin zleciało tak szybko i nawet nie zauważyłam kiedy.
         Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona, włożyłam leżące na pufie naszykowane ciuchu, złożone w idealnie równą kostkę, poprawiłam makijaż i wybiegłam pospiesznie z domu, zamykając za sobą drzwi z głośnym łoskotem. Bar mieścił się trzy ulice dalej, niby niedaleko, ale dotarcie tam w godzinie wzmożonego ruchu, tym bardziej przy remontach dróg i mnóstwie objazdów, których nie sposób było ominąć, nawet idąc pieszo, zajęło mi więcej czasu niż sądziłam. Byłam na siebie zła, że ustawiłam budzik za późno. Nie cierpię się spóźniać i zawsze staram się być przed czasem, tym bardziej jeśli w grę wchodzi rozmowa kwalifikacyjna, od której zależy więcej niż jesteście w stanie sobie wyobrazić, na przykład moje zdrowie psychiczne albo życie mojej matki.
         Kilka minut przed osiemnastą, zdyszana i łapiąca oddech jak ryba wyciągnięta z wody, stanęłam przed niewielkim budynkiem pomalowanym w mieszających się ze sobą i przechodzących jeden w drugi odcieniach zieleni, żółci i czerwieni. Muszę przyznać, że już sam wygląd zewnętrzny baru zrobił na mnie kolosalne wrażenie, ale jeszcze większe wywarło na mnie wnętrze lokalu. Złapałam za klamkę i z rozmachem otworzyłam drzwi obite równo ułożonymi  patyczkami bambusa. Niemal natychmiast, tak jak się tego spodziewałam, doszły mnie dźwięki wesołej muzyki, płynącej gdzieś z głębi pomieszczenia oraz unoszący się w powietrzu charakterystyczny aromat kadzideł o zapachu marihuany. Na ścianach wisiało mnóstwo plakatów oprawionych w antyramy, przedstawiających pionierów muzyki reggae, zarówno tych współczesnych jak i tych, którzy dali początek temu nurtowi. Muszę się pochwalić, że nawet kilku z nich udało mi się rozpoznać.
Na środku stał okrągły bar, przystrojony kolorowymi lampionami oraz drewnianymi figurkami różnych bożków, przy którym gęsta grupka dziewczyn piszczała radośnie, nie szczędząc braw i głośnych zachwytów, dla popisującego się swoimi umiejętnościami robienia kolorowych drinków przystojnego barmana. Długie czarne dredy związał w niedbałego koka, odsłaniając rządek kolorowych kolczyków w prawym uchu a w lewym niewielki tunel. Miał na sobie jedynie luźne, białe szorty, do których szlufki przywiązał długą barwną chustę. I tyle. Nie ubrał koszulki ani butów.
         Wmieszałam się w grupkę dziewczyn i z wypiekami na twarzy dołączyłam do publiczności, zupełnie zapominając o powodzie, dla którego się tam zjawiłam.
         – Co dla ciebie, laleczko? – zapytał po skończonym pokazie. – Polecam koktajl z awokado.
         –  Może potem, teraz jestem umówiona na rozmowę z twoim szefem – moja jasność umysłu zupełnie mnie zaskoczyła. Odmówiłam jednemu z najprzystojniejszych chłopaków jakich do tej pory widziałam na oczy, a do tego nawet się nie zająknęłam i udało mi się skleić logiczne i spójne zdanie. Albo robię postępy, albo się naćpałam od samego oddychania tym powietrzem.
         – Serio chcesz tu pracować? – uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową w stronę kelnerki, która właśnie wyszła z zaplecza, a sam jej widok sprawił, że ugięły się pode mną kolana. Jej strój roboczy, jeśli oczywiście mogę tak to nazwać, składał się ze spódnicy do kolan zrobionej z szerokich liści palmy oraz ze stanika, którego miseczki imitowały dwie połówki kokosa. A może wcale nie imitowały, może po prostu nimi były?
         Przyznam, że przeszło mi przez myśl, żeby uciekać stamtąd póki nie jest za późno, ale perspektywa pracy z przystojnym barmanem przekonała mnie do podjęcia wyzwania, jakim niewątpliwie była ta praca.
         – Większość dziewczyn rezygnuje jeszcze przed rozmową z Dario, to znaczy z szefem.
         – Nie mam innego wyjścia – odpowiedziałam, ciągle nie spuszczając wzorku z kelnerki.
         – Może jednak dam ci tego drinka? Tak na rozluźnienie.
         – Na rozluźnienie to by się przydała butelka czystej. – zażartowałam i podniosłam się z wysokiego hockera, stojącego przy barze – Powiedz mi lepiej gdzie mam szukać tego Dario, już i tak jestem trochę spóźniona.
         – Na górę – wskazał w stronę schodów w rogu pomieszczenia – i drugie drzwi po lewej.
         – Dzięki.
         – Powodzenia! – krzyknął, odprowadzając mnie wzrokiem, aż do momentu, kiedy zapukałam nieśmiało w drzwi  i po krótkim "Proszę" zniknęłam w gabinecie Dario.
         Spodziewałam się spotkać w środku uśmiechniętego, rozluźnionego mężczyznę, w wieku około czterdziestu pięciu góra pięćdziesięciu lat, który  miałby na sobie kolorową hawajską koszulę w kwiaty oraz szeleszczące krótkie spodenki. Wyobrażałam sobie, że podobnie jak barman, którego poznałam chwilę wcześniej, będzie miał na głowie dredy i z założonymi na biurko nogami będzie palił skręty, bujając się do muzyki dochodzącej z dołu.
         Kolejny raz moja intuicja wywiodła mnie w pole. Co jest ze mną do jasnej cholery nie tak?
         Przy masywnym stole w kolorze dojrzałej czereśni na skórzanym fotelu siedział tęgi mężczyzna wiekiem mieszczący się w moich wyobrażeniach. Co prawda nie palił skręta tylko cygaro. W tym temacie jestem typowym laikiem, ale wyglądało na kosmicznie drogie, podobnie jak złoty zegarek, który nosił na pulchnym przedramieniu. Pomyślałam, że pewnie jest warty więcej niż całe nasze mieszkanie razem ze wszystkimi meblami i sprzętami.
         – Słucham? – rozsiadł się wygodniej w fotelu i omiótł mnie długim, badawczym spojrzeniem, jakby przeprowadzał casting na prostytutkę do nowo otwartego burdelu. Postanowiłam puścić to w niepamięć, nie żeby mi to nie przeszkadzało, ale biorąc pod uwagę, że miałam za sobą jedną nieudaną rozmowę dzisiejszego dnia, nie miałam innego wyjścia jak zbagatelizowanie tego obleśnego knura.
         – Nazywam się Klara Jońska, byłam umówiona na rozmowę o pracę – uśmiechnęłam się, starając się ze wszystkich sił, żeby wypaść naturalnie.
         – No to siadaj, Niunia i opowiadaj – otworzył szafkę biurka i wyciągnął z niej opróżnioną do połowy butelkę Jack'a Daniels'a i dwie wysokie szklanki. – Napijesz się z przyszłym szefem?
         – Dziękuję, nie przepadam za alkoholem.
         – W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak ci współczuć. – uśmiechnął się szeroko rozbawiony żartem i pociągnął długi łyk złotego płynu. Już miałam mu powiedzieć co myślę o jego zachowaniu, ale wyprzedził mnie pytając o doświadczenie.
         – Niestety nie mam żadnego, dopiero co skończyłam liceum i odebrałam wyniki matu...
         – Gorąca dziewiętnastka, tak?
         Na samo wspomnienie tej rozmowy zaczyna mnie telepać, ale obiecałam, że wam opowiem dokładnie jak było, a że u mnie słowo droższe pieniędzy, więc muszę jakoś przez to przebrnąć. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będę się z tego śmiała.
         – Klara! – powiedziałam stanowczym głosem – Wolałabym, żeby zwracał się pan do mnie po imieniu.
         – Klara, Klara, Klara – powtórzył kilka razy, przewracając oczami – Wyobraź sobie, że pracuje to aż osiem dziewczyn i myślisz, że mówię im po imieniu? Nie mam czasu na zaprzątanie sobie tym głowy. Będziesz Niunią, Laleczką, Gąską, zależy co mi ślina na język przyniesie, i radzę ci do tego przywyknąć.
         Wiecie co sobie wtedy pomyślałam? Że oto znalazł się odpowiedni kandydat, który może stawać w szranki z moją matką w konkurencji pod tytułem „Wkurwianie Klary na czas‟. Jeszcze do niedawna moja mama była niepokonana w tym temacie, teraz boję się, że mogłaby zostać pozbawiona mistrzowskiego pasa.
         Dario wstał z fotela, który głośno zaskrzypiał, jakby odetchnął z ulgą, że już nie musi dźwigać jego tłustego cielska. Mężczyzna podszedł do stojącej przy oknie szafy w kolorze identycznym jak biurko i wyjął z niej strój jaki miała na sobie kelnerka.
         – Przymierz? – rozkazał i rzucił w moją stronę spódnicę z liści palmy, która wprawiona w ruch cicho zaszeleściła oraz stanik z prawdziwych łupin kokosa.
         – Co? – byłam tak zaskoczona tym co zrobił, że nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa więcej, mimo że od niewybrednych przekleństw i wyzwisk, aż huczało mi w głowie .
         – Nie udawaj cnotki – popatrzył na mnie z przekąsem i z powrotem usiadł w fotelu po drugiej stronie biurka, zagraconego różnymi planami wykresów i wycinkami z gazet. – Myślałaś, ze jakimi kryteriami kieruję się w wyborze kelnerek? Co mi po twojej maturze albo doświadczeniu, jeśli nie będziesz potrafiła skupić na sobie uwagi obślinionych klientów i zmusić ich do przepuszczenia tu fortuny?
         – Pierdol się – poderwałam się z miejsca i rzuciłam mu w twarz strojem, który kazał mi przymierzyć, uderzając go w czoło twardą miseczką stanika, po czym jak przeciąg wybiegłam z jego gabinetu i zatrzasnęłam drzwi z takim impetem, że na moment zagłuszyłam dźwięki bębnów, na których grał jeden z muzyków w głębi sali. Podciągnęłam długą spódnicę na wysokość kolan i zbiegłam po schodach, nie reagując na wołanie barmana i jego prośby żebym się zatrzymała. Pchnęłam wyjściowe drzwi i  wyszłam pospiesznie na dwór, czując, że jeśli zostałabym tam choć sekundę dłużej wybuchnęłabym jak granat, pozbawiony zawleczki.
         Teraz, jak o tym piszę, to sama w to nie wierzę, przecież takie rzeczy się nie zdarzają na co dzień, a już na pewno nie jednej osobie i nie w ciągu kilku godzin. Moje życie to jeden wielki chaos i stek nieporozumień.
Kiedy Bóg wymyślał dla mnie plan, musiał mieć bardzo parszywy nastrój, aż strach pomyśleć, co jeszcze dla mnie przygotował.
         Już chyba rozumiecie czemu nie potrafię powiedzieć czy bardziej jestem zła czy szczęśliwa? Z jednej strony jestem wściekła, że tacy idioci stąpają po tej samej ziemi co ja i wdychają ten sam tlen, poza tym nic się nie zmieniło, ciągle jestem bezrobotna, choć z drugiej strony cieszę się, że nie dostałam żadnej z oferowanych pracy, przynajmniej nie będę musiała się na co dzień użerać z takim szefostwem.
Czysty paradoks!
         Nie wiem czy dzisiaj zasnę! Ciągle mam przed oczami tą staruchę, której się w głowie poprzestawiało i wydaje jej się, że jest  średniowieczną hrabianką a potem obraz się rozmywa i widzę tego oblecha, któremu robię guza na spoconym czole rzucając w niego kokosowym stanikiem. 

         Boże, za jakie grzechy? 

53 komentarze:

  1. Te rozmowy kwalifikacyjne Klary naprawdę nie były udane. Najpierw pierwsza pracodawczyni ją skreśliła. W ogóle jak mogła tak od razu skreślić tylko dlatego, że nie Klara nie miała takiego samego stroju jak ona. Ten drugi pracodawca też ma jakieś dziwne, a nawet bym powiedziała trochę nienormalne kryteria wyboru pracownic. Bo jakby łądna nie była to by pewnie nie dostała pracy. Może dobrze że Klara tej drugiej pracy nie wzięła. Kiedyś może znajdzie sobie lepszą.

    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już pracuję nad kolejnym wpisem, mam jeszcze ostatnie dni wolnego, w poniedziałek wracam już do pracy, więc chcę jak najwięcej napisac na zapas, żeby potem regularnie, co piątek dodawac.

      Oj tak, te rozmowy to była jak to powiedziała Klara porażka na całej linii.

      Usuń
  2. Za postać Klary otrzymujesz ode mnie ogromnego plusa. Jest świetna, a z niektórych porównań i scen śmiałam się jak wariatka, i nie mogłam się uspokoić. Oczywiście współczuję dziewczynie matki i pecha, jaki ją dotknął. Szkoda, że nie ma ojca - przypuszczam, że wtedy Klarze byłoby o wiele lepiej. Nie dziwię się jej jednak, że chce być jak najdalej od swojej rodzicielki. I zgadzam się z Klarą, że uważa swoją matkę za dziwadło.
    Pracodawcy genialni - dziwaczka i (użyję tego określenia) zboczeniec. No sorry, kto każe nosić dziewczynom takie stroje? Faceci w takim razie powinni być zakryci liściem. Hrabina była genialna, rozbawiła mnie jak mało kto! Klara będzie przynajmniej wiedziała, skąd wziąć strój na bal przebierańców ;)
    Pytanie odnośnie wyglądu - masz w planie zmieniać szablon? Nie jest zły, ale w moje gusta nie trafił. Oczywiście to moja opinia (trzeba się przyzwyczaić, że zawsze do czegoś się przyczepię). Ale to jestem cała ja - nic nie poradzisz. Daję jeszcze plusa za długą treść, chociaż czasami się zastanawiam, czy nie jest zbytnio długa.
    Pozdrawiam i ściskam mocno. W tym miejscu chciałabym także pochwalić zwiastun, bo wyszedł naprawdę genialny. Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się cię rozbawic. Taki właśnie ma byc ten pamiętnik trochę zwariowany, trochę zakręcony, cóż tak jak Klara.
      Co do szablonu to nie wiem, na razie przy nim zostanę, ale może jak już sie zacznie właściwa akcja to pomyślę nad zmianą.

      Usuń
  3. Wybacz mi Klaro, ale tak mi się chce śmiać z Twojej ostatniej przygody, że to aż straszne. Wiem, że to wredne i chamskie, ale nic nie poradzę na to, że ten cytat jest taki trafny ,, widzę tego oblecha, któremu robię guza na spoconym czole rzucając w niego kokosowym stanikiem.'' No po prostu inaczej nie mogę! :D
    Dobrze, że dziewczyna nie wzięła żadnej z tych prac. Najdziwniejsze jest jednak to, że obydwie zostały rzucone tylko przez ubiór. W pierwszym przypadku miałby on być dziwny, natomiast w drugim zbyt, hm, wycięty. To dość dziwne, ale w sumie zabawne.
    Ja już lecę.
    Chyba nie muszę pisać, że czekam na następny wpis, prawda?
    Pozdrawiam, karmeeleq. (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam, że sama się śmiałam pisząc to ostatnie zdanie. No dobra, przedostatnie :)
      Kokosowy stanik, Matko Bosko.
      A Klara tak się zapierała, specjalnie ubrała się luźniej na druga rozmowę, zeby przypadkiem nie zostac znów zdyskwalifikowana za strój, a tu proszę i tak nie dało się tego uniknąc :)

      Zdradzę, ze w przyszłym wpisie sporo się zadzieje, ale to dopiero za tydzień :p

      Usuń
  4. Kupiłaś mnie tym gawędziarskim tonem! Świetnie się go czyta, w kilku miejscach może się roześmiać i na dodatek można by uwierzyć, że takie przeboje przydarzają się ludziom naprawdę. Do Klary powoli się przekonuję, z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej broniło się to, jak samą siebie opisała w poprzednim rozdziale. Oby tak dalej, a jeszcze ją polubię ;)
    Przez przyjęty typ narracji wybaczam kilka kwiatków jak "Zegarek na przedramieniu" (nadgarstku) czy "Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona" (oparzona).
    Pisz dalej i nie daj wenie kaprysić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie niezmiernie mi miło.
      Faktycznie, mam tendencję do takich "kwiatków" ale w tym przypadku mogę całą winę zwalić na Klarę, przecież to ona opowiada, nie ja, prawda??? :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Hej! Zaprosiłaś mnie na drugi rozdział to jestem... chociaż nie przypominam sobie, żebym rzeczywiście prosiła o informowanie.

    Zacznę od strony technicznej:
    "Hrabianką"? Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy nie, ale jeżeli to drugie to proponowałabym użycie słowa "hrabina".
    Musisz trochę ogarnąć akapity, bo Ci skaczą. Polecam wklejenie specjalnego kodu do szablonu, który sam organizuje Ci wcięcia.
    Tytuł tego posta zdecydowanie mnie odrzuca, przepraszam.

    Jeżeli chodzi o samą historię to zdecydowanie nie jest moja tematyka :< może jestem za stara albo to jakiś inny czynnik wywołuje we mnie preferencje do innego rodzaju opowiadań. Klara jest dla mnie zbyt... hm, ja wiem, że może właśnie miała wyjść taka, jaka jest, ale mi właśnie to nie odpowiada. A ciężko czytać, kiedy główna bohaterka nie przypadnie ci go gustu. Chodzi o taką jej manierę, która mnie irytuje. Dziecinna, a za razem używa wieelu przekleństw. Oczywiście rozumiem jej reakcje jeżeli chodzi o niefortunnych pracodawców, aczkolwiek zbytnio przypomina mi to farsę, a to jednak nie moja broszka. Przepraszam jeszcze raz za moje odczucia, ale nie będę Ci mydlić oczu.

    Cóż, tak czy inaczej, życzę Ci dużo pomysłów, od groma weny i mnóstwa czytelników
    Miłych wakacji!
    Nagmerrie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak po tym rozdziale, ale po poprzednim mam zupełnie inne odczucia niż Nagmerrie. Oczywiście też jestem za tym by pisać szczerze co się myśli, nawet jeśli to ma zaboleć, bo najbardziej boli zakłamanie. Wracając do innych odczuć, choć podobnych wniosków, to wydaje mi się, że po prostu jestem innym człowiekiem i nie muszę darzyć sympatią bohaterów by o nich czytać. Chyba nawet wolę tych antybohaterów, którym można coś zarzucić, bo ideały nużą. Nie lubię jednak gdy ktoś skaczę po charakterach postaci, w taki sposób, że co rozdział mam wrażenie jakbym czytał o innej osobie, albo zupełnie inne opowiadanie, a to się w świecie blogowym często zdarza.
      ja-mewa (czemu z małej?) chyba kojarzy mnie z tego jak krytykowałem jej bohaterów w "Nim ci zaufam", które nadal nadrabiam i już mi została do końca mniej niż połowa (dziś dodam tam komentarze). Nie wiem czy tam wyjaśniłem, ale jeśli nie to wyjaśnię tutaj - ja nie muszę lubić bohaterów by lubić opowiadanie. Opowiadanie ma być ciekawe i może być ciekawe nawet gdy bohaterka jest mimozą i sierotą co niemiara, ona może być żałosna i w tej żałości nawet śmieszna, ale jeśli fabuła jest oryginalna, albo jest w niej element, który mnie jako czytelnika zaciekawi to mogę czytać i co jakiś czas tej bohaterce nawrzucać. Podobnie mogę czytać opowiadanie, gdzie umęczona kobieta męczy się z niegrzecznymi dziećmi i mężem alkoholikiem - takie opowiadanie traktowałbym jako dramat, mógłbym nawrzucać bohaterce, że powinna gnoja zostawić, a dzieci postawić przed sądem i wysłać do ośrodka dla trudnej młodzieży, ale bohaterka nie musiałaby postępować tak jak ja chcę by opowiadanie mnie ciekawiło i bym zapragnął poznać jej zakończenie, właściwie gdyby postępowała tak jak ja bym chciał, to by mnie tym bardziej zmęczyła niż postępując na przekór mnie.

      Usuń

    2. "Nim ci zaufam" traktowałem i nadal traktuje (bo jeszcze nie przeczytałem całości) jako romans dla kobiet lubiących telenowele. Ja za telenowelami nie przepadam, ale jak już zacząłem czytać i znalazłem w tym potencjał, choćby same lekkie i malownicze opisy, czy postać Majki i małej Bianki (Blanki? coś pomyliłem?), które po równi i na zmianę umiały mnie zirytować, ogłupić i rozbawić, to postanowiłem przeczytać to do końca. Zaintrygowała mnie też postać ciotki Alana, nie powiem bym tę kobietę lubił, cenił i akceptował, ale jako bohaterka jest potrzebna, bo jakby było wszystko piękne, słodkie i zabawne, to byłoby męczące aż do porzygania (przepraszam za określenie, ale innego nie umiałem w chwili obecnej znaleźć w głowie, widocznie mam za ubogi słownik synonimów).
      Co zaś się tyczy tego opowiadania, czyli "Ocalić od zapomnienia", to tytuł niezmiennie nasuwa mi pewną poezję na myśl "i ja chciałbym moje serce ocalić od zapomnienia" - nie wiem czy autorka zna ten cytat i czy czasami nie pomyliłem moje z twoje, ale... niech już tak zostanie bo nie chce mi się teraz szukać w google i sprawdzać. I się rozpisałem nie na temat i teraz trzeba powrócić na odpowiednie tory. Ja "Ocalić od zapomnienia" traktuje jako dramat widziany oczami młodej, szalonej i zwariowanej dziewczyny, która ten swój prywatny dramat "twój mały pałac płonie, to zwykły dramat i przeżyjesz go sam" obraca w żart, komedie, nakłuwa humorem, bo tak jest po prostu jej łatwiej. Prościej mieć pretensje do całego świata - matki co się stroi jak lafirynda, chłopaków co nie mają obycia, klasy, ni grama kultury, szkolnictwa, które w Polsce pozostawia wiele do życzenia, a jednoczenie nie dostrzegać swoich błędów, nie starać się zmienić siebie. Klara jest specyficzna, nie jest to słodka nastolatka w różowych balerinach, ani dziewczyna co ma ambicje skończyć medycynę i świetnie, bo nie wszyscy muszą być magistrami i doktorami, czy inżynierami. Powiedziałbym, że opowiadanie przestawia klasę średnią i widoki z okna tej średniej klasy - to trochę metaforyczne, ale kto będzie naprawdę chciał ten zrozumie. To opowiadanie choć pisane żartobliwym piórem, przedstawia bardzo rzeczywiste polskie realia - dziewczyna która dopiero co weszła w dorosłość, niedogadująca się z matką, chcąca się usamodzielnić, nastolatka która nie ma wygórowanych wymagań, a tylko pragnie zwyczajnie i spokojnie żyć, czasami pójść na randkę, znaleźć tego jednego, z którym wyląduje od czasu do czasu w łóżku, potem weźmie ślub, zmajstruje dwójkę dzieci i będą żyli od pierwszego do pierwszego - nie biednie, nie bogato, znośnie, bardziej skromnie, ale szczęśliwie - chciałbym takie zakończenie tego opowiadania, ale zanim dojdzie do takiego epilogu to pragnąłbym by autorka bloga pokazała nam jak trudna może być droga do takiej NORMALNOŚCI, ale by te dramaty, bóle, udręki, rozterki i szaleństwa były przedstawione z poczuciem humoru, bez wpychania osób czytających w stan depresyjny. Wtedy bym tego bloga pokochał, za inność, za świeżość, niecodzienne i oryginalne podejście do życia głównej bohaterki opowiadania.
      Pozdrawiam i zabieram się do czytania drugiego wpisu. Jednocześnie zapraszam do siebie (spam ci zostawiłem w spamie). Gdy przeczytam to co powyżej w dwójeczce to skomentuje.

      Usuń
  6. Cóż dziękuję za szczery komentarz. Nie przepraszaj masz prawo do własnego zdania, to ja przepraszam, ze cię powiadomiłam, wydawało mi się, że w poprzednim komentarzu coś takiego padło, ale teraz się cofnęłam i coż to nie był twój komentarz, Sorry, już nie będę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny jest klimat twojego opowiadania :D. Czytając to, czułam się jak bohaterka, jakbym to ja uderzyła kokosowym stanikiem tego palanta hahahahaha. Wspaniała jest Klara, uwielbiam ją i jej osobowość. Myślę, że los się odwróci i znajdzie wartą jej szacunku pracę :). I trochę zastanawia mnie ten chłopak, szczerze mówiąc to jak ona wychodziła ztego hawajskiego baru, to myślałam, że ten chłopak za nią pobiegnie i spyta o numer albo coś podobnego :D.
    Ściskam mocno i czekam na nowy wpis naszej wspaniałej Klary :D.
    http://palace-to-crumble.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może i dobrze, że ten barman za nią nie wybiegł, rozwścieczona Klara jest groźniejsza niż stado wygłodniałych wilków :p

      Usuń
  8. Rozdział świetny jak zawsze :) A Klara jest bardzo ciekawą osobą. Przy dialogach się uśmiałam :D
    Pozdrawiam,
    Haniko

    OdpowiedzUsuń
  9. Skoro już się rozpisałem wcześniej, to teraz będzie krótko.
    Pierwszy akapit i wzmianka o więzieniu, aż mnie naszła ochota by rzucić tutaj zabawną, choć trochę żałosną anegdotką. Otóż ostatnio spotkałem kumpla z dzieciństwa, któremu trochę się zeszło na psy i z bananem na twarzy poinformował mnie, że on nie musi pracować bo jego dziewczyna ma alimenty na ich dzieci od państwa, a za alimenty już nie wsadzają. Po pożegnaniu się z nim doszedłem do wniosku, że może i lepiej, że nie wsadzają, bo nie dość że z naszych podatków nadal będą płacić alimenty na jego dzieci, to jeszcze będzie trzeba jego do tego żywić i zakwaterowanie w celi mu opłacić, tak więc koszty zamiast się zmniejszyć od razu by wzrosły (chyba ekonomista się we mnie nagle obudził). Skojarzyło mi się to z Klarą po prostu, bo idąc do więzienia faktycznie nie musiałaby się martwić o kwaterunek i wikt... i nagle okazuje się, że życie skazanego jest prostsze od życia przeciętnego Kowalskiego - niesamowita puenta xD
    Znowu pierwszy akapit i wyjaśnienie jaka jest ta prawdziwa, normalna kobieta - całkowicie się z tym nie zgadzam i powiem jak mój świętej pamięci dziadzio "jak baba wie co czuje i czego chce, to albo jest przebranym za babę chłopem, albo koniec świata rychło nadejdzie". - Wybacz mi droga autorko nutkę szowinizmu, ale skoro przez tyle lat jej w sobie nie zabiłem, to już nikłe nadzieje, że kiedykolwiek to nastąpi.
    "naszykowane ciuchu" - ciuchy - znalazłem literówkę xD
    "droższe pieniędzy" - od pieniędzy - drugi błąd xD
    "żadnej z oferowanych pracy" - to poprawnie? mnie jakoś słabo brzmi, ale może jest poprawnie.
    Jak przeczytałem o pracy w klubie i ubraniu kelnerki, oraz reakcji Klary na to, to zacząłem się śmiać na głos. Dario, to Darek? Choć to prawdopodobnie mój imiennik, to nie byłbym go w stanie polubić w życiu realnym, ale jako bohater mnie rozbawił, a już moment gdy oberwał kokosem, który był jednocześnie miseczką stanika był genialny.
    Lubię Klarę! Naprawdę ją lubię i myślę, że gdybym miał taką pod ręką, to chętnie bym wpadał do niej na kawę, albo wybierał się wieczorami na piwko do baru by pogadać, poplotkować, rozbawić siebie nawzajem. Myślę, że to świetna koleżanka, być może nawet przyjaciółka. Może ma trochę zachwiany obraz rzeczywistości i za bardzo niektóre rzeczy wyolbrzymia, a zupełnie inne bagatelizuje, ale wydaje mi się, że potrafi byś oddana, wierna, koleżeńska, normalna w tej swojej dziwaczności.
    Pozdrawiam
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało byś krótko, trochę nie wyszło, wybacz ;-)

      Usuń
    2. Cieszę się, że nie było krótko, lubię czytac twoje komentarze, sporo wnoszą i dają do myślenia :)
      Dziadzio powinien dostac jakąś nagrodę za tą złotą myśl, taka już nasza natura, ale przecież nigdy się do tego nie przyznamy :p
      "żadnej z oferowanych pracy" - to poprawnie? mnie jakoś słabo brzmi, ale może jest poprawnie. - Faktycznie brzmi trochę słabo :/
      Uuuu ale się zgrało z tym Dario, tak Dario to po naszemu Darek, i bardzo cię proszę nie idź w ślady tego seksisty, kokosowe staniki czekają w pogotowiu :)
      Fajnie, że się ubawiłeś podczas czytania, o to właśnie mi chodziło :)

      Usuń
  10. Rzeczywiście, główna bohaterka swoje wejście w dorosłość opisuje z humorem i ironią.
    Podoba mi się wygląd bloga. Ostatnio często to piszę,ale co poradzić ^^ Jest taki spokojny, może nieco dziecinny, ale dobry. Dobry i pasujący do opowiadania.
    Przejrzałam zakładki na blogu. Czytając ,,O mnie", pomyślałam... No, nie będę oszukiwać- byłam pewna, że masz może dziewiętnaście lat. A tu niespodzianka! Nie myślałam tak z powodu stylu pisania (który swoją drogą jest dobry), ale z powodu świeżości. Jakbyś pisała to ,,na świeżo", zaraz po doświadczeniu lub obserwacji podobnych wydarzeń.
    Co mogłabym jeszcze dodać? Nie mam zielonego pojęcia. Większość i tak ,,wyjdzie w praniu".
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się, że udało mi się z powodzeniem wcielić w rolę Klary.
      Wygląd jest dośc oryginalny, nie ma to tamto, ale na pamiętnik chyba pasuje, głupio by było użyc szablonu jakiejś zakochanej pary w tle czy coś kiedy to zupełnie nie pasuje do treści :p
      Kto wie, może potem się zmieni? :P

      Usuń
  11. O mój Boże, pewnie się powtarzam, ale naprawdę cię ubóstwiam. To opowiadanie rządzi, serio. Dawno nic co przeczytałam nie rozbawiło mnie tak bardzo, jak ten rozdział :D
    Klara ma charakterek, nie ma co, aż pozazdrościć. Taka stanowcza i wygadana, nie daje sobie wchodzić na głowę. Sama bym tak chciała. Niby się staram, ale czasami brakuje mi języka w gębie. Jej się to chyba nie zdarza.
    Wiesz co? Ponownie, od nowa, do mnie dociera jak genialny jest twój styl pisania i jestem za tym, żebyś coś wydała. Albo Nim Ci zaufam, albo to, albo najlepiej jedno i drugie. Bo to co robisz, robisz wspaniale, więc powinnaś coś z tego mieć.
    A na razie życzę weny!
    PS Wiem, że u mnie dawno nic nie było, ale jedno opowiadanie jest w trakcie tworzenia się, więc już niedługo to nadrobię. c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. śmiech to zdrowie, cieszę się, że udało mi się dodac ci troszkę wigoru i endorfin :p
      Tak Klara jest niby stanowcza i wygadana ale to niestety nie pomaga jej w ogarnięciu swojego życia.
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję i nóżki całuję :)
      PS Więc czekam na nowośc u ciebie

      Usuń
  12. Przyznaję, że nie spotkałam się jeszcze z opowiadaniem prowadzonym w aż tak... pamiętnikowej formie. Czytając miałam wrażenie, że to po prostu czyjś wpis na blogu, gdzie nie ma opowiadania, a jest zwykły pamiętnik. Piszesz niesamowicie naturalnie, powiedziałabym wręcz ludzko, przez co czytało mi się bardzo przyjemnie i w paru momentach aż się uśmiechnęłam. Było lekko, zabawnie, czułam frustracją głównej bohaterki i aż miałam ochotę poklepać ją pocieszający po główce. :D
    Właściwie to z tej dwójki bardziej irytuje mnie ta dziwaczna kobieta w gorsecie. Jasne, stary oblech to nic fajnego, ale z takim można postąpić tak, jak zrobiła to Klara (brawa dla niej!) i koniec. Ale ta lalunia w dziwacznym sklepie... Poważnie? A skąd ktokolwiek ma wiedzieć, że do jej sklepu trzeba przyjść w średniowiecznej sukni? Naprawdę rozumiem złość Klary, pierwsze rozmowy o prace w życiu, olbrzymi stres, a jak to się kończy? Po bezsennej nocy i ciągłym stresie trafia na parę dziwaków, których wypadałoby porządnie pobić i zakopać żywcem. Biedna dziewczyna, a na dodatek ma w domu matkę, z którą nie sposób się dogadać.
    Kupiłaś mnie tą historią. Lecę przeczytać poprzednie rozdziały i na pewno przybędę na kolejne.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, że udało mi się wymyślić coś oryginalnego, co oprócz tego przypadło ci do gustu.
      Fakt w niektórych momentach, kiedy pisałam sama śmiałam się w głos :p
      Mnie też chyba bardziej wkurzyła ta zarozumiała paniusia, chyba miała za ciasno gorset związany :)

      Usuń
  13. Witaj, jej jak lekko i przyjemnie się czyta.
    Bardzo mi się spodobała postać Klary, fajny charakter wykreowałaś.
    Biedna dziewczyna żeby w jednym dniu na 2 spotkaniach takie coś. Ta kobieta okazała się wredna a facet chamskim dupkiem i też bym mu rzuciła ten stròj w twarz. Ten młody chłopak wiedział co mówi :D.
    No jestem ciekawa dalszych losów Klary ^_^
    Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dowód na to, ze nieszczęścia chodzą parami :P

      Usuń
  14. Bardzo fajny rozdział :) Klara przypadła mi do gustu. Oh to babsko w sklepie mnie zirytowało -,- gryyyyyyhh ;/;/ Co za idiotyczny pomsył z tym strojem. Gratuluję Klarze takiego charakterku :D

    życzę weny i przepraszam za poślizg -,- :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie przepraszaj, cieszę się, że jesteś Kostuniu :*

      Usuń
  15. spodobało mi sie, super lubie takie coś :D
    zapraszam -- http://lelfashion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Cudowny ! Nie mogę opisać tego inaczej. Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem Twojego talentu i tylko czekać, aż wydasz książkę (: Czekam na więcej Klary <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Ubrań się nie ubiera, ubrania się wkłada. Dziwi mnie skąd się to wzięło.
    Strasznie ciężko było mi dzisiaj przebrnąć przez ten tekst. Może dlatego że bardzo mi się śpieszy, a post był obszerny, a może dlatego, że te rozmowy kwalifikacyjne trochę wprawiały mnie w zdumienie. Na kilku juz byłam i jeszcze sie nie zdarzyło, żeby ktoś mnie wyprosił za sam strój, chociaż nie próbowałam w sklepach z historycznymi strojami także może tu jest pies pogrzebany. Ta druga rozmowa była dla mnie trochę przerysowana. Nie wiem, te dialogi pasowały mi do "Dlaczego ja?", ale może, dlatego że wczoraj ślęczałam przed telewizorem i akurat ten twór puszczali.
    Świetnie za to oddałaś stres przed rozmową kwalifikacyjną. To jest zdecydowanie najgorsze zjawisko ever. Człowiek stara się jak może, w depresje niemalże wpada, internet przeszukuje, spać nie może, a to wszystko po to, żeby przez 10 minut móc zaprezentować siebie w jak najlepszym świetle. Nie cierpię rozmów kwalifikacyjnych...

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze mówię "ubieram" nie wydaje mi się żeby to była błędna forma, ale byc może się nie znam.
      Jest to opowiadanie, fikcja literacka, cóż mogę powiedziec, wybacz niewiarygodne fragmenty :)
      "Dlaczego ja"? ojej aż tak płytkie były te dialogi?

      Usuń
    2. Chyba po prostu miałam taki płytki nastrój... Jakoś ostatnio strasznie cieżko mnie zadowolić. Być może dlatego, że mam koszmarny nastrój :(

      Usuń
  18. Przepraszam za małe opóźnienie 😕
    W sumie to współczuję Klarze. Dwie nir udane rozmowy kwalifikacyjne w jeden dzień - cóż za pech.
    Tak właściwie to skąd dziewiętnastolatka miała mieć strój ala średniowiecze?
    A ten Dario czy jak mu tam to dupek jakich mało. Stary gburowaty oblech 😑

    Pozdrawiam i weny kochana ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, cieszę się, ze jesteś :)
      bo nieszczęścia chodzą parami, a Klara ma na nie magnes :) co jeszcze nie raz nam udowodni, zapewniam
      Tak Dario to oblech, dobrze, że dostał kokosa między oczy :*

      Usuń
  19. Kolejny rozdzial jest jeszcze lepszy niz poprzedni i tym samym zyskalas kolejna czytelniczke! Dziekuje za zaproszenie na tego bloga, naprawde bylo warto. Czekam na nastepny rozdzial i mam nadzieje, ze bede mogla go jakos obszerniej skomentowac! (jezeli tylko los obdarzy mnie komputerem lub telefonem bez peknietej szybki!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oby tak było już do końca, ze każdy kolejny wpis będzie lepszy niż poprzedni :P
      cieszę się, że dołączyłaś do grona obserwatorów, oczywiście zapraszam częściej :*

      Usuń
  20. hahahhaha, czy tylko mnie to rozśmieszyło? to znaczy, gdyby mnie to spotkało, to też byłabym zła i w ogóle :D
    Także chcę tylko powiedzieć, że genialny rozdział i idę czytać kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądząc po komentarzach wyżej nie tylko ciebie to rozbawiło :p

      Usuń
  21. Jak zwykle spóźniona... >.<
    Pokochałam ten Twój nowy blog o Klarze :3
    Poczucie humoru jest tu rewelacyjne! Wspomniałam, że kocham już ten blog? :D
    Czytanie o sytuacji Klary w przygotowywaniu się do rozmów kwalifikacyjnych nieco mnie zaskoczyło. Szczerze mówiąc, gdybym ja była na jej miejscu, wszystko bym olała. No, a przynajmniej do jakiejś godziny przed spotkaniem, bo wtedy wariowałabym jak wirówka :D Czy coś...
    Gratuluje spokoju ducha Klarze! Pomimo dość niecodziennych sytuacji, dała sobie ze wszystkim radę!
    Bardzo spodobał mi się sklep hrabiny. Każde słowo z uśmiechem czytałam, bo choć nienawidzę falbanek i z chęcią bym wszystkie spaliła, tańcząc wokół nich niczym Indianka. To kocham epokę wiktoriańską! Wiem, że to sprzeczności. Ludzie są zbudowani ze sprzeczności :D
    Rozwaliłaś mnie opisem tego faceta. Ja jednak w ten sposób sobie wyobrażałam właściciela klubu. Albo jako seksistę lub jako zimnego chamskiego gościa. Mimo wszystko byłam zaskoczona zachowaniem Dario. Wow. Koleś wymiata! Poważnie! Gdyby mi barman pokazał w co będę zmuszona ubrać... Nawet harem wilkołaków by mnie nie przekonał. A Klarę przekonał sam barman... ciekawe.
    Hmm... najbardziej nurtuje mnie pytanie, czemu on za nią wołał i czego chciał! No normalnie w kółko tylko o tym myślę :3
    Hej! Pomysł z rzucaniem koksowymi stanikami? Ciekawe, czy gdybym poszła na rozmowę kwalifikacyjną, to po rzucie dostałabym posadę? Albo ktoś może by policję wezwał? Może tak w końcu dostałabym się do mojego wymarzonego Domu Wa.... *ekhe* To się wytnie.
    Uwielbiam Cię Klaro. Twoja historia poprawia mi humor, bo wiem, że ktoś tam na świecie (nawet jeżeli wymyślony) ma gorsze wpadki w życiu ode mnie! Dziękuje :D
    Wpis (bo wiem, że mogę twoje posty tak nazywać) był bajecznie, fantastyczny, kongenialnie, przecudownie, bajecznie, feerycznie, apolliński!
    Życzę morz weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
    Bussis! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie są zbudowani ze sprzeczności - Miko podajmy sobie ręce :)
      Klarę przekonała raczej wizja dalszego mieszkania z matką pod jednym dachem :p
      Co do barmana to będzie miał swoje pięc minut w tym opowiadaniu.

      Cieszę się Mikuniu, ze się odnalazłaś, właśnie odpinam z zaprzęgu moje pingwiny tropiące. Cóz miałam jutro wyjeżdzac w pościg za tobą, ale widzę, ze jednak skończę w Ross... eee to też się wytnie ... w mojej cudnej drogerii (niemieckiej w dodatku - Mika to przeznaczenie ) :p

      Usuń
  22. Uwielbiam Klarę! Dziewczyna od razu mówi gdzie ją ciśnie a nie owija w bawełnę.
    Przy dialogach też się uśmiałam!
    Lecę dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  23. To było takie... żywe. Serio. Jesteś pewna, że nie opisujesz życia sąsiadki lub jakieś uciekinierki z wariatkowa? Oczywiście, ja nic nie sugeruję...
    Postacie, które wprowadzasz są niesamowicie barwne i interesujące. Już teraz mam masę pytań! Chciałabym dowiedzieć się więcej o tym sklepie, o przystojnym barmanie i może trochę mniej niechętnie o tym obleśnym facecie...
    Brawo, Klaro! To był piękny rzut! Hej! To by była niezła dyscyplina sportowa: rzut kokosem w oblecha. Co o tym myslisz? :D
    Moje ukochane ,,Przeminęło z wiatrem" <3
    Napisałabym więcej, ale jest masakrycznie zmęczona... Idę spać. Ale spodziewaj się moich komentarzy pod następnymi notkami!
    Pozdrawiam!
    nowa-w-hogwarcie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Okej, jestem znów! :P
    Te rozmowy kwalifikacyjne totalnie mnie rozbroiły xd Hrabianka staruszka w gorsecie? xd To istny obłęd! Padłabym ze śmiechu :D A facetowi pewnie zrobiłabym to samo, o ile w ogóle poszłabym do jego gabinetu xd Jej zachowanie było świetne :D Z serii ,,jak zabić kretyna stanikiem" XD
    Mam nadzieję, że Klarze się jeszcze poszczęści w pracy :P Może trafi na jakiś normalny butik czy coś takiego xd Gdzie przynajmniej nie będzie musiała nosić kokosów :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  25. O matko śmiać mi się chce ze mnie xD ja naprawdę uwierzyła, że Klara to ty hahah dopiero teraz właśnie pomyślałam, że to jest zbyt książkowe żeby było prawdziwe. Świetnie napisane, serio. Super się czyta i masz fajny język. W bohaterce można się po prostu zakochać jak ja to zrobiłam. Czasem zadaszenia słowo lub literkę, ale to normalne . W końcu znalazłam coś fajnego. Ale naprawdę wielkie brawa, niezły wkręt z pomysłem, że bohaterka jest tobą. Chyba, że naprawdę jest tobą xd

    OdpowiedzUsuń
  26. Hej kochana. Jak zwykle przybywam do ciebie w nocy lub nad ranem, by nadrobić - to chyba będzie mój rytuał, który przy kolejnym opowiadaniu pewnie też zastosuję.
    Pisałam w poprzednim komentarzu, że opowiadanie znacznie bardziej mi się podoba od twojego poprzedniego i zastanawiam się czemu to zawdzięczam. Okazuje się, że humorowi, który niekiedy jest oryginalny i inteligentny, a innymi razy prostacki i banalny.
    Z pierwszą pracą nie jest łatwo i cieszę się, że Klara się o tym przekonała. Faktycznie pracodawcy są różni i czasem to dziwacy, więc pomimo, że pewnie przedstawiłaś ich karykaturalnie naumyślnie, to ja wcale bym się nie zdziwiła, gdyby w realu takie osobniki chodziły chodnikami.

    http://takamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Jestem tak samo mocno zachwycona tym rozdziałem, jak poprzednim. To z jaką lekkością bawisz się słowem jest po prostu cudowne i świetne. Język i styl zawsze zajmuje ważne miejsce i powiem ci, że twój jest znakomity, mówię szczerze. Naprawdę przyjemnie czyta mi się każde zdanie. Nic tylko, śledzę wzrokiem każdą linijkę, z ogromną ochotą poznając dalsze losy Klary.
    Ona jest świetna. Opisy jej nieudanych (lekko ujmując) rozmów kwalifikacyjnych momentami naprawdę bardzo zabawne.
    Podoba mi się fabuła, którą stworzyłaś, forma w jakiej piszesz to opowiadanie, główna bohaterka i twój styl oraz język i jego bogactwo. Nic tylko z przyjemnością oddawać się czytaniu twojego tekstu.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  28. "Praktycznie całą noc przesiedziałam przed komputerem, szukając w inernecie cennych wskazówek" - internecie
    "Wyglądała obłędnie, a ilość falban i zakładek jeszcze potęgowała to wrażenie" - a nie "potęgowało"?
    "Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona, włożyłam leżące na pufie naszykowane ciuchu" - ciuchy
    "Wyobraź sobie, że pracuje to aż osiem dziewczyn" - tu
    "Myślałaś, ze jakimi kryteriami kieruję się w wyborze kelnerek?" - że
    Brakuje kilku przecinków i chyba brak z trzech akapitów.

    Poza tym niezmiernie mnie rozbawiła ta historia i teraz wiem, że wpiszę sobie Twój blog do czytanych. XD Ta historia mnie coraz bardziej urzeka i chce zostać, zobaczyć, co będzie dalej. Klara przypomina mi kogoś, kogo znam. Prawie podobne myślenie. Wciąż nie darze jej taką sympatią, bo jednak jest w niej coś, co mnie irytuje. Choć wiem, że to opowiadanie o jej życiu, że to powinno kręcić się tylko wokół niej, to jednak czasem mam wrażenie, że za bardzo skupia się na swoim czubku nosa. Niby fajna, ale jednak tylko ona, ona i ona. A reszta świata taka zła, a ona taka biedna itp. Choć z drugiej strony podoba mi się takie luzackie słownictwo i mnóstwo zabawnych porównań.
    Mam nadzieję, że w końcu będzie ktoś w jej życiu odpowiedni, kto zmieni nieco jej myślenie z "ja" na "on/ona".
    Z pracą niestety ciężko i moja ostatnia rozmowa też skończyła się tym, że oferta była już nieaktualna. A ja zaginałam na koniec miasta w upał, by powiedzieli mi takie coś. No cóż... bywa xD pomijają, że nie chciałam i tak tam pracować i było to na takim zadupiu, że cudem tam trafiłam... >.< A facio z tego baru to... bleeeh... obleh! Zboczony biznesmen -.- oby wyrósł mu guz na czole przez ten kokos i będzie nosorożcem hue hue
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Uuuu! To się narobiło xD Prawdę mówiąc, to po pierwszej nieudanej rozmowie (choć to nawet rozmowa nie była :P) myślałam, że ta druga przebiegnie pomyślnie i Klara dostanie tę pracę, bo jakby nie było, przydałaby jej się. Chociaż, tę drugą pewnie by dostała, bo w końcu jest atrakcyjna. Tylko to zapewne wymagałoby mniej szacunku do siebie samej, albo skorzystanie z propozycji tego przystojnego barmana i paru głębszych na odwagę :P Ale tak serio, to ten facet był serio obrzydliwy (wyobraziłam go sobie jako takiego grubego wieprza xD), aż mi się niedobrze robi. Jedyny plus tego wszystkiego taki, że poznała przystojnego barmana i może coś tam będzie z tego więcej, chociaż ona tak wybiegła z tego lokalu, że nawet się z nim zapoznać nie zdążyła :/

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie można powiedzieć, Klara miała paskudny dzień i nawet jej go współczuję. Na pewno nieco inaczej i profesjonalniej wyobrażała sobie te rozmowy. Chyba trochę uderzyła o ziemię, widząc, że zwracali uwage wyłącznie na jej wygląd, zamiast kwalifikacje, ale myślę, że większość dziewczyn w jej wieku, bez wcześniejszego doświadczenia, tak właśnie by zareagowało. Ale takie są aktualne realia, szczególnie, jeśli chodzi o młode dziewczyny(zresztą, czy wcześniej było inaczej? Nie, po prostu potencjalni pracodawcy nie byli tak bezpośredni, lepiej się kryli).
    Co do pierwszej pani, to zamiast wyjść z trzaskiem, jeszcze bym jej nasłała na Klary miejscu. Barman z Coco mi się podobał, bo był sympatyczny, za to szef to debil i i on też by wiązankę ode mnie dostał. Cieszy mnie chociaż, że Klara mu tego guza nabiła, szkoda, że tylko stanikiem, a nie blatem biurka, przy którym ten buc siedział.
    Czekałam cały rozdział na mame, żeby ją w końcu rozgryźć, ale się nie doczekałam, więc lecę dalej :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku, jeśli zastanawiasz się czy dodać kilka słów od siebie, choćby miało to być jedno krótkie zdanie, przestań się zastanawiać i po prostu to zrób. Ta chwila poświęconego mi czasu i to co chcesz mi powiedzieć daje mi ogromną motywację i chęć do pisania więcej, szybciej, lepiej.
Za każdy komentarz z całego serca dziękuję <3