tag:blogger.com,1999:blog-50674970101449478372024-03-14T07:58:09.073+01:00♥Ocalić od zapomnieniaja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.comBlogger21125tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-29219030353501431632016-08-29T19:01:00.002+02:002016-08-29T19:01:38.458+02:00Moja wina, moja wina, moja baaaaardzo wielka wina...<div style="text-align: justify;">
Hmmm od czego by tu zacząć po tak długim czasie mojej nieobecności?</div>
<div style="text-align: justify;">
Zwykłe: "Cześć" jest tu chyba trochę nie na miejscu, wybaczcie, nie jestem zbyt dobra w takich przemowach. Jedyne co mogę napisać to to, że jestem na siebie cholernie wkurzona, bo przecież miałam już nie znikać, miałam pojawiać się tu co tydzień z nowym rozdziałem i co ważniejsze miałam już nigdy więcej nie robić sobie zaległości na Waszych blogach. Świetnie... Wszystkie moje plany diabli wzięli!!!</div>
<div style="text-align: justify;">
Załapałam okropną blokadę i od trzech miesięcy ni jak nie potrafię się jej pozbyć, choć muszę przyznać, że chyba zaczynam widzieć światełko w tunelu, bo w sobotę udało mi się napisać kilka zdań, ale umęczyłam się przy tym niemiłosiernie... </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie mam pojęcia kiedy i czy w ogóle uda mi się być z Waszymi pracami na bieżąco, aż się boję zajrzeć i sprawdzić ile mam tam zaległości. Przepraszam, przepraszam, przepraszam!</div>
<div style="text-align: justify;">
Cóż na pewno się postaram, dajcie mi tylko troszkę czasu! A co do nowego rozdziału to... poproszę o łatwiejszy zestaw pytań :p</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wasza mewa!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
PS Dziękuję, Niepowtarzalna, już ty wiesz za co, diablico :)</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-4453529172367462532016-05-21T17:25:00.000+02:002016-05-21T17:25:52.588+02:0016. Miałam dziś wenę twórczą i narysowałam jego portret. Rysowanie penisa nie jest wcale takie trudne!<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
</div>
<div class="MsoNormal">
Poniedziałek, 18 lipca, godzina 18:24</div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Mówią, że kiedy jest się złym, trzeba
policzyć do dziesięciu, a kiedy wściekłym – kląć. A co kiedy człowiek jest,
przepraszam za słowo, wkurwiony tak jak ja teraz? Na to recepty jeszcze nikt
nie znalazł! Prawdę mówiąc, doskonale wiem, co by mi pomogło w stu procentach,
ale jakoś nie uśmiecha mi się odsiadywać dożywocia za celowe morderstwo z
wyjątkowym okrucieństwem. Ach, szkoda, choć w tym właśnie wypadku, sąd powinien
mnie uniewinnić i jeszcze wręczyć order za zasługi dla ojczyzny!<br />
<div class="MsoNormal">
A tak na poważnie, to powiem wam, że próbowałam
ratować moje zszargane nerwy, ale nie pomogła tu ani gorąca kąpiel w kilogramie
lawendowej soli relaksacyjnej, ani puszczane na cały regulator ulubione
piosenki Pidżamy, ani hektolitry wypitej melisy, które z rozpaczy zagryzałam
czekoladą! Nic, kompletnie nic! I choć wróciłam do domu blisko dwie godziny
temu, to ciągle jestem jednym wielkim polem minowym. I gdyby tak powiesić mi na
szyi tabliczkę ostrzegawczą „Uwaga, wysokie napięcie”, albo „Uwaga, zagrożenie
wybuchem” to wypisz, wymaluj cała ja!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jak już się pewnie domyślacie Pan Cham
i brat Zosi to niestety jedna i ta sama osoba. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A
ja, jak ta głupia gęś, do samego końca łudziłam się, że to tylko niefortunny
zbieg okoliczności i że nie mogę mieć w życiu aż tak wielkiego pecha. Niestety,
jak się okazało, jednak mogę, ale do rzeczy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Z Zosią byłam umówiona na piętnastą i
chyba nie muszę mówić, jak trudno było mi wytrzymać do tej godziny.
Zachowywałam się jak wieloletni ćpun podczas pierwszego dnia odwyku. Chodziłam
z kąta w kąt i łapałam się dosłownie wszystkiego, żeby tylko zająć czymś ręce i
głowę. Bezskutecznie! Czego bym nie robiła, myślami i tak ciągle błądziłam
wokół spędzającej mi sen z powiek zagadki, a wskazówki, jak na złość, płynęły
ospale i niespiesznie po tarczy zegara. O czternastej czterdzieści, kiedy
zorientowałam się, że nic, ale to nic nie rozumiem z czytanej książki, którą
próbowałam zabić czas, założyłam buty i wyszłam z domu, zupełnie nie
zaprzątając sobie głowy zamknięciem drzwi na klucz czy zabraniem ze sobą bluzy.
Deszcz, co prawda przestał padać, ale niebo ciągle szpeciły ciężkie, burzowe
chmury, a powietrze, choć świeże i pachnące igliwiem było niesłychanie zimne. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kiedy pokonałam mniej więcej połowę
drogi do domu Zosi, w kieszeni moich spodni odezwał się stłumiony dźwięk
przychodzącej wiadomości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Widząc
na ekranie imię mojej nowej przyjaciółki, modliłam się w duchu, żeby tylko nie
przyszło jej do głowy odwołać nasze spotkanie. Żołądek czułam gdzieś w
okolicach gardła, a serce setny raz tego dnia zbliżało się do niebezpiecznej
granicy, za którą czaił się murowany zawał!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "courier new";">Klaritta, spóźnię się jakieś 15 minut, mam nadzieję,
że jeszcze nie wyszłaś, ale jak tak, to poczekaj na mnie, dziadek jest w domu,
to ci dotrzyma towarzystwa, tylko go nie podrywaj, nie zniosłabym takiej babci
jak ty :p<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
– Wariatka – zaśmiałam się pod nosem,
wystukałam na klawiaturze krótkie „OK”, bo tylko na tyle było stać moje
roztrzęsione dłonie, po czym z powrotem wsunęłam telefon do tylnej kieszeni i
już nieco wolniejszym krokiem ruszyłam przed siebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Od małego domku położonego na drugim
końcu wsi dzieliło mnie kilka kilometrów. Przez całą drogę odtwarzałam w
myślach spotkania z Domniemanym Bratem Zosi, nasze rozmowy, zachowania, gesty
ze wszystkimi, nawet z tymi wydawać by się mogło nic nieznaczącymi szczegółami,
i kiedy tak łączyłam ze sobą fakty, dotarło do mnie, że to, cholera jasna,
bardzo prawdopodobne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A to za sprawą Tomka, chłopaka, w
którym podkochuje się Sophie. Pamiętacie, jak byłyśmy w Hybrydzie i miałam
wrażenie, że gdzieś już go widziałam, tylko nie mogłam sobie przypomnieć gdzie?
Dobrze, a teraz cofnijmy się do pamiętnego dnia, w którym podczas przejażdżki
przebiła mi się opona i zeszło z niej całe powietrze, wskutek czego musiałam
prowadzić rower do domu i pech chciał, że pod sklepem pani Lodzi natknęłam się
na grupkę młodzieży na czele z Panem Chamem, Weroniką i właśnie wspomnianym
Tomkiem. Bingo! Tomek jest kumplem Kuby! To dlatego tak dziwnie się zachowywał
w klubie, kiedy Zośka nas sobie przedstawiała. Mówiąc, że przypomniał sobie coś
ważnego i niestety musi na chwilę wyjść, założę się, że pojechał prosto do
Chama i zdał mu relację z tego, z kim bawi się jego siostra! Może wcale nie
wiedział, że się znamy, dlatego zgodził się nas odebrać z imprezy, ale kiedy
poznał prawdę, zmienił zdanie i zostawił nas na lodzie, tylko po to, żeby
zrobić mi na złość! Wszystko by pasowało! Tomek wrócił i wyciągnął niczego
nieświadomą Zośkę na dwór, a w tym samym czasie pojawił się niczym widmo Cham i
Prostak, który z uwieszoną na szyi Weroniką świdrował mnie przeraźliwym
spojrzeniem czarnych oczu!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i>Nie,
to niemożliwe</i>, <i>Bartek by go przecież
zauważył</i>, pomyślałam i kopnęłam ze złością kamień, który z głuchym pluskiem
zanurkował w kałuży, zalewającej pobocze jezdni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie mógł go widzieć, był wtedy na
przerwie! – Niemal krzyknęłam, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie moja
ostatnia deska ratunku utonęła!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Im dłużej się nad tym zastanawiałam,
tym bardziej wydawało mi się to logiczne i spójne, a kiedy już byłam kilka
kroków od furtki i zobaczyłam stojący na podwórku motor, ten sam, który o mały
włos nie pozbawił mnie życia, miałam pewność, że nie może być tu mowy o
przypadku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jednak prawdziwym gwoździem do trumny
okazał się widok wychodzącego z szopy za domem Chama, który ubrany w robocze spodnie
ubrudzone smarem, ciężkie, obłocone buty oraz czarną koszulkę, która ciasno
przylegała do jego ciała, podkreślając ładnie wyrzeźbione mięśnie, niósł
naręcze grubych polan porąbanego drewna. Zamurowało mnie. Dosłownie! Stałam bez
ruchu przez dłuższą chwilę, jakby nogi wrosły mi w ziemię i jedyne, na co było
mnie stać w tamtym momencie to wlepianie w niego maślanego wzroku. Choć
przechodzi mi to bardzo niechętnie przez palce, muszę napisać, że taki brudny i
spocony wyglądał bardzo seksownie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jezu, nie wierzę, że to napisałam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kiedy już się ocknęłam i odzyskałam
zdolność logicznego myślenia, dotarło do mnie, że jeśli nie chcę znów wdać się
w pyskówkę z Chamem i co wielce prawdopodobne zrobić z siebie kolejny raz
idiotkę, muszę się stamtąd jak najszybciej ewakuować. Byłam pewna, że skupiony
na pracy Kuba jeszcze mnie nie zauważył, więc nie miałam czasu do stracenia i
czym prędzej musiałam rozpocząć akcję pod kryptonimem „Klara znika jak kamfora”.
I jestem pewna, że wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie ten cholerny
Rondel! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W
momencie, kiedy zaczynałam się powoli wycofywać, pies, jak na złość, wybiegł
zza szopy, doskoczył do płotu, przed którym niestety ciągle jeszcze stałam i zaczął
zawzięcie ujadać, czym puścił w diabły cały mój misterny plan!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dziękuję, nie jestem zainteresowany!
– Brat Zosi zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem szalejących ze wściekłości
czarnych oczu, po czym głośno zagwizdał i wskazał palcem wolnej ręki budę, na
co Rondel zamilkł i posłusznie, choć powoli i niechętnie ruszył we wskazanym
kierunku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i> Prawdziwy
Pan i Władca Wszechrzeczy!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
<i> </i>– Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany –
powtórzył stanowczym głosem, patrząc na mnie takim wzrokiem, jakbym była
najobrzydliwszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział na oczy. Jeśli oczekiwał, że
jak pies podkulę ogon i posłusznie pójdę do domu, to się grubo mylił. Znałam to
jego rozgniewane spojrzenie, napiętą, wyprostowaną sylwetkę i cięte rysy
twarzy, na tyle dobrze by wiedzieć, że kłótnia wisiała w powietrzu, jednak tym
razem postanowiłam być górą i dać mu dosadnie do zrozumienia, że nie życzę
sobie takiego traktowania i najlepsze co może zrobić, to trzymać się ode mnie z
daleka! Tak, zamierzałam mu pokazać, że jestem silną kobietą, która nie ma
zamiaru tańczyć, jak on zagra, ale kurczę wystarczyło jedno zdanie, żeby
zniszczyć całą moją pewność siebie i zbić mnie z pantałyku. W konkursie na
robienie z ludzi idiotów, gdyby oczywiście takowy istniał, zająłby pierwsze
miejsce, ścierając w drobny pył konkurencje. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co? – jęknęłam zachrypniętym głosem,
czując w gardle nieprzyjemne pieczenie. Kuba z impetem rzucił na ziemię naręcze
drewna i pewnym krokiem ruszył w moją stronę, ciągle nie spuszczając ze mnie
rozgniewanego wzroku. Instynkt samozachowawczy zmuszał mnie do ucieczki,
rozbrzmiewając w mojej głowie wymownym „Ratuj się, póki czas!”, jednak
ciekawość tego, co się miało za chwilę wydarzyć, wzięła górę nad zdrowym
rozsądkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Powiedziałem, że nie jestem
zainteresowany ani pokazem garnków, ani odkurzaczy, ani niczym innym, co stara
się pani wciskać ludziom – syknął przez zaciśnięte zęby, zatrzymując się dosłownie
kilka centymetrów ode mnie. Był tak blisko, że z łatwością mogłam zobaczyć swoje
odbicie w jego czarnych oczach oraz dostrzec niewielką, kilkucentymetrową
bliznę nad jego lewą brwią. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem i nadzieją
większą niż jestem w stanie wyrazić to słowami. I tak jak małe dzieci ze
zniecierpliwieniem wyczekują pojawienia się Mikołaja z workiem prezentów, tak
samo ja nie mogłam się doczekać aż na jego surowej, wyrażającej pogardę i
wrogość twarzy zagości uśmiech. Aż zaśmieje się w głos, trąci mnie w ramię i
powie, że nie znam się na żartach. Niestety nic takiego się nie stało i nie
zanosiło się, by miało się to zmienić. Kiedy udało mi się w końcu oprzytomnieć
i dotarł do mnie sens jego słów, odskoczyłam do tyłu jakby rażona piorunem i
nie kryjąc oburzenia, skrzyżowałam ręce na piersiach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Do reszty ci odbiło?! – Podniosłam
głos, starając się przekrzyczeć walące serce, które tak mocno tłukło mi w piersi,
że poza nim z trudem dało się cokolwiek usłyszeć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Aaa, już rozumiem, jest pani z
Jehowych. Przepraszam, ale nie mam czasu na te głupie pogadanki o Bogu czy diable.
Nie wierzę w żadnego z nich. Szkoda pani czasu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Możesz przestać się zgrywać? To już
nawet nie jest śmieszne!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– No popatrz, a ja się świetnie bawię –
wybuchnął głośnym gardłowym śmiechem, doprowadzając mnie tym do białej
gorączki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A potem sprawy nabrały zawrotnego
tempa! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie wiem, skąd znalazłam w sobie tyle
odwagi, ale doskoczyłam do niego i z całej siły wbiłam wskazujący palec w jego
umorusaną trocinami koszulkę, pod którą kryła się twarda jak skała klatka
piersiowa. Do moich uszu dotarł trzask pękającego paznokcia i niemal
natychmiast poczułam rwący ból tuż przy opuszce palca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i> Kropla
goryczy przelała czarę!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
– Naprawdę myślisz, że jesteś zabawny?
Weź się ogarnij! Robisz z siebie pajaca i wiesz co, żal mi ciebie! Naprawdę
żal! Jesteś największym złamasem, jakiego miałam nieszczęście poznać! I z całego
serca przeklinam ten dzień! Gdybym wiedziała, że tak się mnie uczepisz, to bym nigdy
z domu nie wyszła! Nigdy! Wydaje ci się, że wszystko ci wolno, że mnie zgnoisz,
a ja ci jeszcze za to podziękuję?! Nie jesteś żadnym jebanym pępkiem świata,
żeby wszystkich traktować jak pomyje! Trochę kultury i pokory! – Gdyby nie to,
że powoli zaczynało mi brakować tchu i z coraz większym trudem panowałam nad
cisnącymi się do moich oczu łzami, mogłabym tam stać i wydzierać się na niego
bez końca. Boże, nawet nie potrafię opisać, jak bardzo byłam w tamtym momencie
szczęśliwa! To, że wykrzyczałam mu prosto w oczy, co o nim myślę to jedno, ale
widok jego zaskoczonej, trochę zdegustowanej i jakby niepewnej miny rekompensował
moje ulubione dresy, które przez niego szpeci ogromna dziura na kolanie oraz
wszystkie nerwy i przytyki towarzyszące każdemu z naszych spotkań. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Radość, niestety, nie trwała długo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Miałam
nadzieję, że go znokautowałam tą wiązanką, ale okazało się, że było to tylko
krótkotrwałe ogłuszenie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Czy ja dobrze usłyszałem? Nazwałaś
mnie złamasem? – Gniewnie zmrużył oczy, po czym przysunął się jeszcze bliżej
mnie, tak że z trudem dałoby się wcisnąć między nas igłę i z szyderczym
uśmiechem, patrząc mi prosto w oczy, wycedził przez zaciśnięte zęby: – Nie
sądziłem, laleczko, że znasz takie brzydkie słowa!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Znam jeszcze brzydsze! I jeśli nie
chcesz ich usłyszeć pod swoim adresem, to dobrze ci radzę, trzymaj się ode mnie
z daleka!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Wiesz co, teraz to ty jesteś zabawna!
– Parsknął ironicznym śmiechem i z typową dla siebie nonszalancją uniósł brew,
mierząc mnie od stóp do głów pogardliwym spojrzeniem. Czułam, jak każdy włos na
moim ciele staje dęba, a dłonie odruchowo zaciskają się w pięści gotowe do
ataku. On i moja matka powinni sobie podać ręce, oboje wzorowo opanowali sztukę
doprowadzanie mnie do furii w ciągu zaledwie kilku sekund, choć z tego, co
widzę, Kuba zaczyna wysuwać się na pozycję lidera – Czy to ja stałem pod twoim
domem i cię obserwowałem? Nie... To ty tu przyszłaś i gapiłaś się na mnie przez
dobrych kilka minut. Myślałaś, że cię nie widzę, co? Tak się składa, że od razu
cię zauważyłem i nawet nie wiesz, jak ciężko było mi opanować śmiech, kiedy
zerkałem na ciebie ukradkiem i widziałem, jak się rumienisz i przygryzasz
wargę. Przyznaj się, mnie nie musisz się wstydzić, pewnie wyobrażałaś sobie,
że...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ty podła szujo! – Krzyknęłam, ile sił
w płucach nie pozwalając mu wypowiedzieć na głos swoich zbereźnych myśli.
Poddałam się! Po tym, co powiedział, nie byłam w stanie dłużej utrzymać nerwów
na wodzy. Moja dłoń zaciśnięta w pięść wystrzeliła jak z procy i ruszyła na
spotkanie z jego policzkiem. Niestety Kuba wykazał się idealnym refleksem, bo
nim zdążyłam go uderzyć, złapał w locie za mój nadgarstek, drugą rękę położył
mi na biodrze i mając gdzieś pogróżki oraz wyzwiska, którymi ciskałam w niego z
pianą na ustach, pewnym ruchem przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, choć
chwilę wcześniej wydawało mi się, że to zupełnie niemożliwe. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ta bliskość mnie przerażała, ale
jednocześnie intrygowała i skłamałabym, gdybym napisała, że nie poczułam
przyjemnego dreszczyku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Już nie muskaliśmy się przelotnie jak
do niedawna, teraz stykaliśmy się na całej długości naszych ciał, jakbyśmy byli
jednością. Czułam go każdym centymetrem mojej skóry i to uderzyło we mnie jak fala
Tsunami. Straciłam przytomność i sięgnęłam dna, dosłownie! No bo jak mogło mi
się podobać to, że jego silne, pewne swego dłonie oplatały moje biodra w
miejscu, gdzie podwinęła mi się koszulka, albo to, że jego miętowy oddech smagał
moje wilgotne od deszczu włosy, albo że mogłam wdychać aromat świeżych
cytrusowych perfum mieszający się ze słonym zapachem potu? Jakim cudem to
wszystko sprawiało, że zmiękły mi kolana a przez całe moje ciało w tą i z powrotem
przebiegały dreszcze? Jak, skoro chwilę temu miałam ochotę wybić mu zęby,
zedrzeć z niego skórę, poćwiartować na drobniutkie kawałeczki i dla pewności
zakopać go w zamkniętej na cztery spusty skrzyni kilometr pod ziemią?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i> Klara,
oprzytomniej! To największy debil, jakiego nosi ziemia, nie waż się ulegać jego
podłym zagrywkom!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
Ta chwila zapomnienia trwała dosłownie
kilka sekund, ale mimo to nie potrafiłam ich sobie wybaczyć! Byłam wściekła, że
pogrywał ze mną w te swoje gierki, których reguły znał tylko on, ale jeszcze
bardziej wkurzałam się na samą siebie, że mu na to pozwoliłam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i> Pierwszy
i ostatni raz! <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
– Odsuń się ode mnie w tej chwili! –
Rozkazałam głosem nieznoszącym sprzeciwu i jak przyklejona do lepu, na wpół
żywa mucha zaczęłam się szarpać, próbując uciec z potrzasku. Z opłakanym
skutkiem. Jego ręce zaciśnięte na moich biodrach były przeszkodą nie do
pokonania. Wiedziałam, że póki sam nie poluźni uścisku, nie miałam szans na
ucieczkę, ale najgorszy do przełknięcia był fakt, że jego to wszystko
niezmiernie bawiło. I że nawet nie próbował tego ukryć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie musisz być taką cnotką –
zamruczał, zniżając głos do szeptu, po czym założył mi za ucho zabłąkany kosmyk
włosów i delikatnym muśnięciem dłoni przejechał po moim policzku, przyglądając
się z uwagą każdemu szczegółowi mojej twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nienawidzę cię, wiesz, nienawidzę,
jak... jak wszyscy diabli! – Z całej siły, jaką jeszcze udało mi się z siebie
wykrzesać, ścisnęłam jego zaczerwienione i podrapane od noszenia drewna
ramiona, wbijając w nie paznokcie. Skrzywił się, ale mimo to nie ustąpił. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jesteś prześliczna, jak się
wkurwiasz. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A ty jesteś nienormalny – westchnęłam
z rezygnacją, nie mając siły na dalsze kłótnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nikt nie jest doskonały – roześmiał
się w głos, odsłaniając równy rząd śnieżnobiałych zębów, po czym trochę
niespiesznie i z grymasem niezadowolenia malującym się na twarzy wypuścił mnie
z uścisku. Poczułam tak wielką ulgę, jakby ktoś właśnie zdjął mi z szyi
szubienicę. Mogłam w końcu swobodnie zaczerpnąć powietrza, i to było o wiele,
wiele przyjemniejsze niż ta jego bliskość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ty w szczególności – powiedziałam
zgodnie z prawdą, cofając się, tak na wszelki wypadek o kilka kroków. Nie
miałam ochoty kolejny raz paść jego ofiarą, ale Kubie chyba znudziła się ta
zabawa, ponieważ oparł się o płot i wsunął ręce w kieszenie roboczych spodni, a
na jego twarzy na nowo zagościł nieprzyjemny i surowy wyraz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak poza tym, to chciałaś coś czy tak
po prostu przyszłaś sobie na mnie popatrzyć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przyszłam do Zośki, nie do ciebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jak widzisz, nie ma jej tu, więc
możesz już sobie pójść. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jesteś jej bratem, prawda? – Sama nie
wiem, po jaką cholerę zadałam mu to pytanie, przecież wszystko było jasne, a
kwestia ich pokrewieństwa nie pozostawiała nawet cienia wątpliwości! Wystarczyło
spojrzeć w jego czarne oczy czy przyjrzeć się oliwkowej skórze, by dostrzec
łączące ich pokrewieństwo, jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A wolałabyś, żebym nim był czy nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie! – Odpowiedziałam niemal natychmiast,
nie tracąc ani sekundy na zastanawianie się. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Więc uznajmy, że nim nie jestem –
wzruszył obojętnie ramionami, po czym wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów,
wetknął do ust jednego z nich i podpalił jego końcówkę wysokim językiem ognia z
zapalniczki – Lepiej ci? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jesteś nienormalny, powinieneś się
leczyć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, wiem, już to mówiłaś – zaśmiał
się pod nosem, nie spuszczając wzroku z obracanego w palcach papierosa. –
Powtarzasz się, a myślałem, że stać cię na coś bardziej oryginalnego, sprawiałaś
wrażenie dużo mądrzejszej, wiesz? No popatrz, jak pozory mogą mylić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nienawidzę cię, wiesz?! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, to też już słyszałem – Przewrócił
teatralnie oczami, po czym wetknął między wargi szluga i zaciągnął się głęboko
gęstym dymem – A swoją drogą, to jakie to ma znaczenie czy jestem bratem Zośki,
czy nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ma i to ogromne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie wydaje mi się, chyba że
przestaniesz się z nią przyjaźnić tylko dlatego, że jej brat jest, cytuję,
złamasem – prychnął z ironią, podnosząc na mnie rozeźlone oczy, w których
płonęła pogarda. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie, nie przestanę, ale następnym
razem, kiedy Zosia powie mi, że jej szanowny braciszek odbierze nas z imprezy,
będę wiedziała, że muszę się zatroszczyć
sama o siebie, bo na niego nie ma co liczyć! – Wrzasnęłam, dając upust emocjom,
nad którymi coraz trudniej było mi zapanować i zamrugałam nerwowo kilka razy,
powstrzymując cisnące się do mich oczu łzy.– Bo zamiast dotrzymać słowa, woli
zabawiać się z łatwymi panienkami! Bo jak typowy facet zobaczył kawałek
wypiętej dupy i odebrało mu rozum!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Aaa, więc to cię boli. Nie sądziłem,
że będziesz zazdrosna o dupę Weroniki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ją akurat mam gdzieś, chodzi o to, że
nas zostawiłeś, bo jakaś lampucera zakołysała ci dupskiem przed nosem, a my
musiałyśmy czekać do zamknięcia klubu, a potem prosić Bartka, żeby nas odwiózł!
– Dosłownie kipiałam ze złości, i jeśli mam być szczera, to muszę przyznać, że
dawno nie czułam się tak jak wtedy. Policzki płonęły mi żywym ogniem, a po
plecach gęstymi strużkami spływały krople zimnego potu. Całym moim ciałem
wstrząsały dreszcze, jakbym cierpiała na padaczkę i właśnie przechodziła jeden
z najcięższych ataków. Mój głos z każdym wypowiedzianym słowem załamywał się i
drżał, a oczy wypełnione po same brzegi łzami piekły i szczypały mnie tak
bardzo, jakby ktoś nasypał mi do nich soli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Korona wam z głowy nie spadła, poza
tym nawet nie wiesz, jak ogromną wyrządziłem ci tym przysługę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Czekaj, bo nie łapię. Starasz się
powiedzieć, że wyrządziłeś mi przysługę tym, że zamiast odwieźć nas do domu,
tak jak obiecałeś, to bzyknąłeś jakąś dziwkę? Dobrze rozumiem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Wiesz co? – Podszedł do mnie pewnym
krokiem, w jednej ręce ściskając spalonego do połowy papierosa, a drugą uniósł
w górę i wymownym gestem uderzył kilka
razy w moje czoło, uśmiechając się szyderczo – Naprawdę myślałem, że masz
trochę więcej rozumu w tej ślicznej główce. A teraz idź już sobie, jestem
zajęty – wetknął między spierzchnięte wargi żarzącego się papierosa i kolejny
raz głęboko zaciągnął się dymem, po czym mrużąc oczy, dmuchnął nim prosto w
moją twarz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dobrze, oczywiście będzie, jak chcesz,
twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, o wszechmocny panie i władco całego
świata – syknęłam z pogardą i pokłoniłam
się nisko, naśladując swoim zachowaniem średniowieczne służki, którym właśnie
zostało wydane polecenie – Ale zanim sobie pójdę, chciałabym żebyś wiedział, że
tobą gardzę i ostrzegam cię, jeśli jeszcze raz przyjdzie ci do głowy
potraktować mnie w taki sposób, jak zrobiłeś to dzisiaj, gorzko tego
pożałujesz. Nie żartuję i lepiej, żebyś wziął sobie moje słowa do serca! A tej
swojej dziuni powiedz, że może spać spokojnie, bo zamierzam unikać cię jak
ognia! – Nie miałam pojęcia, jak to się stało ani skąd znalazłam w sobie tyle
siły, ale oderwałam od ziemi moje stopy, które do niedawna wydawało mi się, że
wrosły w nią rozłożystymi korzeniami, odwróciłam się do niego tyłem i pewnym
krokiem ruszyłam w stronę swojego domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Gadałaś z Werą? – Podbiegł do mnie,
złapał za ramię, mocno zaciskając dłoń na mojej skórze i szarpną nim, zmuszając
bym odwróciła się do niego twarzą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie twój zasrany interes – syknęłam,
starając się kolejny raz tego dnia wyrwać z jego uścisku. Tym razem skutecznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Właśnie, że mój. Masz się trzymać od
niej z daleka, rozumiesz? – Ton jego głosu był tak lodowaty i tak surowy, jak
nigdy do tej pory. Mimo iż podczas dzisiejszej kłótni nie przebierał w słowach,
to żadne z nich nie brzmiało tak przerażająco. To było jak groźba i nie skłamię,
jeśli napiszę, że naprawdę mnie tym przestraszył, ale nie zamierzałam dać tego
po sobie poznać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Spokojnie, nie mam zamiaru odbić ci
panienki – roześmiałam mu się w twarz i rozcierając bolące ramię, które
szpeciły czerwone ślady w miejscu, gdzie do niedawna zaciskał swoje palce,
odwróciłam się do niego plecami i ruszyłam przed siebie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Na szczęście tym razem odpuścił i
pozwolił mi odejść. Kiedy tylko zniknęłam za zakrętem i miałam pewność, że Kuba
już mnie nie widzi, wybuchnęłam rozpaczliwym płaczem i zaczęłam biec, ile tylko
miałam sił w nogach. Łzy, które wypełniały moje oczy i spływały gęstymi
strużkami po policzkach, oślepiały mnie tak mocno, że kilka razy potknęłam się
i straciłam równowagę, lądując na rozmokniętej, błotnistej ścieżce. Z trudem
łapałam oddech, walczyłam o każdy haust powietrza jak ryba wyrzucona na brzeg
przez morze. Wyglądałam żałośnie i tak samo się czułam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<i> Jesteś
oazą spokoju, pierdolonym kurwa, zajebiście wyciszonym kwiatem lotosu, na
zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora! Jesteś oazą spokoju...<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal">
Powtarzałam
w myślach cytat, na który niedawno natknęłam się w internecie. Wtedy wydawał mi
się śmieszny, teraz niestety, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się
znalazłam, już mnie tak bardzo nie bawił.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po tej rozmowie miałam mieć jasny obraz
sytuacji, chciałam się tylko dowiedzieć czy faktycznie ten idiota jest bratem
mojej nowej przyjaciółki, a tymczasem mam w głowie jeszcze większy Meksyk niż
przedtem. O co Kubie chodziło z tą Weroniką? Dlaczego powiedział, że wyrządził
mi tym zniknięciem przysługę? I czemu kazał się trzymać od niej z daleka? I co
to wszystko, do jasnej cholery, ma znaczyć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kolejnym zmartwieniem, jakbym mało ich
miała na głowie, była Zosia. Choć jeszcze chwilę wcześniej nalegałam na nasze
spotkanie, wiercąc jej dziurę w brzuchu, tak teraz modliłam się, żeby tylko na
nią nie wpaść.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jak
niby miałabym jej wytłumaczyć mój stan? Przecież nie mogłam jej powiedzieć, ot
tak, że to wszystko przez jej brata, który okazał się być największym złamasem,
jakiego miałam nieszczęście poznać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dzięki Bogu udało mi się dotrzeć do
domu, nie spotykając jej po drodze. Pomyślałam, że Opatrzność jednak czuwa i
mój Anioł Stróż nie jest podłym leniwcem, który ma w najgłębszym poważaniu mój
los, niestety szybko zmieniłam zdanie, bo kiedy już się trochę uspokoiłam i
chciałam napisać do Sophie smsa z wyjaśnieniem, że coś mi wypadło i zobaczymy
się innym razem, okazało się, że zgubiłam telefon. Jakżeby inaczej! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Klara kontra Pech – zero do miliona!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To więcej niż pewne, że wysunął mi się
z tylnej kieszeni spodni, kiedy biegłam do domu i teraz leży w jakieś kałuży,
albo co bardziej prawdopodobne ktoś już go znalazł i teraz się cieszy.
Właściwie to mogłabym wrócić tam i go
poszukać, ale wolę nie ryzykować kolejnym spotkaniem tego idioty, który, mimo
iż wiem już jak ma na imię, zawsze pozostanie dla mnie Chamem! Jutro po prostu
pojadę rano do miasta, kupię sobie jakiś nowy, niedrogi telefon i wyrobię
duplikat karty sim. Tak będzie prościej i o wiele bezpieczniej. Wystarczy mi
przygód jak na jeden dzień!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Będę się już żegnać i chyba pójdę
porąbać trochę drewna na rozpałkę. Trzeba dać upust tym niezdrowym emocjom.
Skoro nie mogę potraktować siekierą tego prostaka, to przynajmniej zrobię coś
pożytecznego, ale gdybym się zbyt długo nie pojawiała to znak, że jednak dałam
się ponieść szaleństwu i postanowiłam wymierzyć Chamowi sprawiedliwy wyrok
kary!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Stodolna masakra siekierą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Tytuł jak z tandetnego horroru, prawda?<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com39tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-54215347748783742602016-05-05T19:21:00.001+02:002016-05-05T19:21:27.075+02:0015. Najmocniej przepraszam, ale nie słucham opinii ludzi, którzy mięli w ustach więcej chujów niż ja frytek <div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Poniedziałek,
18 lipca, godzina 13:55<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dziś odpuszczę sobie przydługie wstępy
i przejdę od razu do rzeczy, bo mam wam naprawdę sporo do opowiedzenia, a czasu,
niestety, jak na lekarstwo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obudziłam się nad ranem i jak się
pewnie nietrudno domyślić pierwsze co zrobiłam po wyjściu z łóżka to wybiegłam
na zewnątrz, by sprawdzić czy samochód Szymona, aby przypadkiem kolejny raz nie
padł ofiarą rzekomej bandy gówniarzy. Otworzyłam wejściowe drzwi z rozmachem i
omal nie dostałam zawału. Miejsce na podjeździe przed domem było puste!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jasna cholera! – Zaklęłam na cały
głos i rzuciłam się pędem w stronę bramy z nadzieją, że może uda mi się zatrzymać
złodziei na gorącym uczynku. Zupełnie nie zaprzątałam sobie głowy lejącym
deszczem, który w jednej sekundzie zmoczył moją piżamę do ostatniej suchej
nitki ani drobnymi kamyczkami, które wbijały się boleśnie w moje bose stopy.
Ulica jednak była pusta, nie licząc kałuż obleganych przez kąpiące się w nich
wróble i dzikie gołębie oraz krowy prowadzonej na łańcuchu przez starszego
pana, ubranego w gumiaki i płaszcz przeciwdeszczowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To się nie dzieje naprawdę! – Stanęłam
na podjeździe i z sercem bliskim zawału oraz miękkimi nogami uginającymi się
pod ciężarem mojego roztrzęsionego ciała przyglądałam się śladom opon
zostawionym w miejscu, gdzie do niedawna stało białe Audi Szymona. – To jakiś
obłęd!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czy oto właśnie chodziło? Przebić opony
i unieruchomić silnik, by zakraść się tu po nie w nocy, zaciągnąć je do
dziupli, a potem sprzedać na czarnym rynku, kosząc na tym grube pieniądze? Te i
wiele innych, bardzo podobnych, myśli przetoczyło się przez moją głowę,
przyprawiając ją o bolesne pulsowanie i uczucie jakby miała za chwilę
eksplodować. Przez ostatnie kilka dni bardzo często miałam wrażenie, że jestem
o krok od zawału, ale wierzcie mi, tak blisko jak tego ranka jeszcze nie byłam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wpadłam do domu jak poparzona, o mały
włos nie rozbijając sobie czoła o framugę drzwi. Bose, ubłocone stopy, mokre od
deszczu w połączeniu z wykafelkowaną podłogą to naprawdę śmiercionośne
zagrożenie! Muszę o tym pamiętać i wam też radzę wziąć sobie to do serca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Szymon! Twoje auto! – wykrzyczałam do
słuchawki z trudem łapiąc oddech. – Ono zniknęło! Obudziłam się, a jego już nie
było i kompletnie nie wiem co... <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Klara, spokojnie, nic się nie stało –
wszedł mi w słowo zanosząc się głośnym, gardłowym śmiechem, jakby wiadomość,
którą mu właśnie przekazałam była najlepszym dowcipem jaki w życiu słyszał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Co
to ma być? Odchodzę od zmysłów z powodu jego samochodu a on się głupkowato
śmieje? To nie jest żadne pieprzone Prima Aprilis, idioto jeden!!!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jak to nic się nie stało?! Ukradli ci
auto, a ty mówisz, że to nic! To już nie są żarty, Szymon! – Nerwowym gestem
otarłam z czoła kropelki potu mieszające się z deszczem spływającym po moich
włosach, po czym czując, że tracę równowagę a świat przed moimi oczami zaczyna
pochłaniać ciemność, opadłam bezwładnie na sofę w salonie. – Dzwoń na policję,
albo ja to zrobię!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Klara, uspokój się i posłuchaj mnie
przez chwilę. – Przestał się śmiać, a jego głos, taki stateczny i opanowany
kompletnie mnie zaskoczył. Czyż nie powinien tak jak ja szaleć ze złości? – Rozumiem,
że nie przeczytałaś smsa, którego ci wysłałem dziś rano? – Zapytał, lecz kiedy
po dłuższej chwili nie usłyszał z mojej strony niczego oprócz cichego jęku,
odpowiedział sam sobie – Pewnie nie, skoro dzwonisz do mnie bliska histerii. Z
samego rana, jeszcze przed pójściem do pracy, przyjechałem z lawetą i zabrałem
auto prosto do mechanika. Chciałem zadzwonić do drzwi i powiedzieć ci o tym,
ale było bardzo wcześnie, poza tym rolety w twojej sypialni były opuszczone,
więc pomyślałem, że pewnie jeszcze śpisz. I widocznie tak było, skoro niczego
nie słyszałaś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Rolety
w twojej sypialni? Skąd on, do jasnej cholery wie, gdzie jest moja sypialnia???<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> </i>Uspokój się, przecież to nic dziwnego, że zna ten dom
jak własną kieszeń. Bywał tu częściej niż ja!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Aha – jęknęłam do słuchawki, starając
się odgonić od siebie natrętną myśl nie dającą mi spokoju, że oto ja, Klara
Jońska, kolejny raz zrobiła z siebie idiotkę! Brawo dla tej pani!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Powinnaś sprawić sobie psa, najlepiej
jakiegoś dobermana albo rottweilera, bo jak będziesz tak twardo spała to lada chwila
i jeszcze ciebie ukradną – Kolejny raz wybuchnął głośnym śmiechem, sprawiając,
że miałam jeszcze większą ochotę zapaść się pod ziemię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pomyślę o tym – syknęłam – Złożyłeś
zawiadomienie? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Klara... ja... muszę już kończyć. Przepraszam
że cię przestraszyłem. Naprawdę nie chciałem. Miłego dnia, pa! – Wypluł z
siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego, nie dając mi szansy wtrącić
choć półsłówka, a po chwili jego głos zastąpił głuchy sygnał przerwanego
połączenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
O co chodzi? Czemu na samą wzmiankę o
policji od razu się zmieszał i zakończył rozmowę? Czuję, że coś tu jest na
rzeczy, pytanie tylko co!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Już mi kawy nie trzeba – zaśmiałam
się pod nosem i czując, że moje nogi odzyskały już pełnię sił, a serce zaczęło
zwalniać bijąc spokojnym, miarowym tempem, podniosłam się z kanapy i poszłam do
kuchni, by przyszykować sobie śniadanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niestety moja lodówka świeciła pustką!
Pomijając zeschniętego pomidora, dwa plasterki podejrzanie lśniącej się wędliny
oraz karton przeterminowanego o kilka dni mleka, nie było w niej nic co można
by zjeść bez obaw o żołądkowe rewolucje!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odwlekałam
zakupy w sklepie pani Lodzi niczym nieprzyjemną wizytę u dentysty, ale kiedy
tak stałam przed otwartymi drzwiczkami i przyglądałam się tym bliskim
autodestrukcji produktom spożywczym z ciężkim sercem uznałam, że oto nadeszło
nieuniknione spotkanie trzeciego stopnia z ciekawską jak wszyscy diabli Lodzią.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mus, to mus! – Westchnęłam głośno i
niechętnie powlokłam się do pokoju, by zmienić przemoczoną piżamę na wygodne dżinsy
sięgające nieco ponad kostkę oraz ciepłą polarową bluzę z kapturem. W taką
pogodę jak dziś najlepszym rozwiązaniem byłoby ubranie sztormiaków, jakby ktoś
nie wiedział to takie spodnie całe z gumy, które noszą rybacy, ale skoro ich
nie miałam, podobnie zresztą jak zwykłego płaszcza przeciwdeszczowego czy
chociażby głupiej parasolki, musiałam jakoś sobie radzić. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Właściwie
to miałam dwa wyjścia: siedzieć w domu i umrzeć z głodu, ewentualnie zjeść
rozkładające się jedzenie w lodówce i doigrać się rozstroju żołądka, albo ubrać
cokolwiek i biec do sklepu ile sił w nogach nie przejmując się siarczystą
ulewą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Instynkt samozachowawczy zmusił mnie do
wybrania drugiej opcji! Tylko że jak sobie teraz o tym myślę to nie jestem
pewna czy była to słuszna decyzja... ale do rzeczy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Oczywiście już po kilku minutach marszu
byłam jednym wielkim, przemoczonym do samej metki majtek, zziębniętym sopelkiem
lodu! To, że się ze mnie lało ciurkiem jeszcze bym jakoś zniosła, pal licho,
zmokłam to wyschnę, ale przez to cholerne wiatrzysko o mało nie zamarzłam! Już
nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się trzęsłam z zimna. I to jeszcze w samym
środku lata!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W każdym razie, jak się nietrudno
domyślić, najgorsze miało dopiero nastąpić! I nastąpiło, prędzej niż ktokolwiek
by się tego mógł spodziewać!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do
sklepu pani Lodzi, wierzcie mi, że nie marzyłam o niczym innym jak tylko o tym
by wrócić już do domu, zrzucić ważące tonę ciuchy, zdjąć buty, w których za
każdym razem, kiedy stawiałam krok przelewała mi się woda, owinąć się kocem i
popijając gorącą herbatkę z cytryną, zajadać się jagodziankami oglądając przy
tym powtórki „Przyjaciół‟. Jednak ja swoje, a życie swoje! I tak w kółko
Macieju!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyciągnęłam rękę przed siebie, lecz nim
zdążyłam złapać za klamkę, drzwi otworzyły się z impetem, zatrzymując się
dosłownie kilka centymetrów przed moim nosem!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ups, sorki – Weronika, która wyrosła
przede mną jak spod ziemi wybuchnęła głośnym, gardłowym śmiechem, do złudzenia przypominającym
skrzek obślizgłej ropuchy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zacisnęłam
pięści z całych sił i powtarzając sobie w myślach, że jestem oazą spokoju,
postanowiłam ją ominąć i bez wdawania się w zbędne dyskusje zbyć ją milczeniem.
Ona najwyraźniej miała inny plan, bo zatrzasnęła za sobą drzwi i zagrodziła mi
drogę uniemożliwiając wejście do środka! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Czyli
wojna!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Możesz się odsunąć? Chciałabym
przejść! – Skrzyżowałam ręce na piersiach obrzucając ją najbardziej lodowatym
spojrzeniem na jakie było mnie stać, po czym delikatnie uniosłam się na palcach
i wyprostowałam jak struna. Dzięki tym kilku dodatkowym centymetrom, udało mi
się przewyższyć ją wzrostem i spojrzeć na nią z góry, co przyznam sprawiło mi
ogromną przyjemność. Jeśli wydawało się jej, że podkulę ogon i ucieknę byle
tylko nie wejść jej w drogę to się grubo myliła. Właściwie początkowo miałam
zamiar załatwić to polubownie, ale skoro odważyła się otworzyć w moją stronę
ogień, to nie pozostało mi nic innego jak odpowiedzieć jej tym samym!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Kości
zostały rzucone!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mogę – prychnęła z pogardą, jednak
nie przesunęła się nawet o milimetr i podobnie jak ja wyprostowała się i
skrzyżowała pokryte gęsią skórką ramiona na obfitym biuście, schowanym jedynie
pod cienkim materiałem czarnej bluzki z krótkim rękawem sięgającej pępka.
Trzeba przyznać dziewczyna jest wierna swoim trendom, niezależnie od tego czy
jest ukrop, że w termometrach brakuje rtęci, czy jak dziś z nieba o mały włos
nie rzuca żabami, zawsze ten sam wyzywający styl. Bluzka odkrywająca więcej niż
powinna, króciutkie szorty nie pozostawiające zbyt wiele miejsca wyobraźni,
podarte kabaretki, a na stopach tym razem zamiast szpilek na niebotycznym
obcasie, czarne glany niedbale zasznurowane.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Idealny
strój na taką pogodę, tępa idiotko!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Więc na co czekasz? Rusz się! –
Podniosłam głos, starając się przekrzyczeć przejeżdżający obok nas samochód
ciężarowy, który z powodzeniem zagłuszył zarówno naszą rozmowę, jak i dźwięk
zawodzącej syreny strażackiej. Weronika wlepiła we mnie ciemnobrązowe oczy
tonące pod ogromną ilością tuszu do rzęs oraz czarnej kredki i żując gumę jak
krowa trawę uśmiechnęła się szyderczo. Krew we mnie zawrzała! Oczami wyobraźni
widziałam jak łapię ją za te kolorowe kudły i sprowadzam do parteru, wycierając
jej wytapetowaną buźkę w błotnistej kałuży. – O co ci chodzi? Masz jakiś
problem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Raczej dobrą radę na przyszłość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Twoje rady mało mnie obchodzą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A powinny, jeśli nie chcesz mieć
nieprzyjemności.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Zabawna jesteś, wiesz? – Roześmiałam
się w głos i zrobiłam krok w lewą stronę starając się ją ominąć. Nie miałam
siły ani ochoty na dalszą kłótnię z tą lambadziarą. Byłam przemoknięta i bliska
zamarznięcia na kość, a jedyne czego pragnęłam to zrobić szybkie zakupy, wrócić
do domu, przebrać się i co najważniejsze uciszyć mój burczący jak ta ciężarówka
żołądek. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Może popełniłam błąd, że odpuściłam,
może to była idealna okazja żeby wygarnąć jej co myślę, ale stwierdziłam, że
szkoda tracić czasu i niepotrzebnie strzępić sobie język, skoro jej mózg, pod
warunkiem, że go ma, i tak nie będzie w stanie przyswoić sobie ogromu moich
słów. Poza tym wychodzę z założenia, że dziewczyny jej pokroju są tak zadufane
w sobie, że mają głęboko gdzieś to, co o nich myślą inni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy kolejny raz starałam się ją
minąć, Weronika niczym mój cień podążyła za mną i znów zaszła mi drogę. Była
wyraźnie zadowolona, a zabawa, w którą próbowała ze mną grać sprawiała jej
niesamowitą frajdę. Uśmiechała się szelmowsko, odsłaniając rządek
śnieżnobiałych zębów, ale jej cieniutkie jak nitka brwi, między którymi
rysowały się pionowe bruzdy, świadczyły o kipiącej w niej złości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wiesz co, nie mam pojęcia o co ci
chodzi, ale jeśli czepianie się obcych ludzi to jedna z form twojej rozrywki,
to gratuluję – Powiedziałam nad wyraz spokojnym głosem, co muszę przyznać, samo
mnie zaskoczyło. Patrząc na jej wytapetowaną twarz, nastroszone włosy, które
zapomniały co to grzebień oraz ubrania niczym nie różniące się od stroju pań,
zarabiających ciałem na chleb ciężko było utrzymać nerwy na wodzy, a tu proszę,
jednak mi się udało. Miłe zaskoczenie. Chyba robię postępy. Czyżby to górskie
powietrze i ta zieleń dookoła potrafiły działać cuda? – I taka moja rada na
przyszłość, znajdź sobie inny obiekt zainteresowań, bo następnym razem może się
to naprawdę źle skończyć. – Uniosłam w górę dłoń i zagroziłam jej palcem przed
nosem, wyobrażając sobie, że jestem matką, która karci własne dziecko za to, że
zamiast kolacji zjadło wszystkie słodycze schowane w barku. Ta myśl mnie
rozbawiła, ale nie dałam tego po sobie poznać i jak przystało na
profesjonalistkę, zaprawioną w niezliczonej ilości kłótni z własną matką,
zachowałam kamienną twarz i surowe, pełne nienawiści spojrzenie. Poskutkowało! Weronika z nadąsaną miną zeszła
mi z drogi ociągając się przy tym niemiłosiernie, a ja z uniesioną wysoko głową
i wymalowanym na twarzy triumfem, dostojnym krokiem ruszyłam do drzwi,
przypominając królową, która dumnie przechadzała się po swoich włościach.
Położyłam dłoń na klamce i już miałam na nią nacisnąć, kiedy zza pleców doszedł
mnie jej jadowity głos. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Czyli
to nie koniec atrakcji na dziś!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Widziałam cię w Hybrydzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ciebie też trudno było nie zauważyć –
prychnęłam przypominając sobie wianuszek facetów, którzy pełni nadziei na
szczęśliwy finał, tańczyli obok niej ocierając się o jej skąpo ubrane,
wysyłające jednoznaczne sygnały ciało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zemdliło mnie na samo wspomnienie tej
orgii, która o mały włos nie rozegrała się na moich oczach i gdyby nie to, że
mój żołądek był zupełnie pusty, jestem więcej niż pewna, że cała jego zawartość
wylądowałaby wprost pod jej stopami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Widziałam jak na niego patrzysz! Dobrze
ci radzę, trzymaj się od Kuby z daleka. – Tym razem to ona pogroziła mi palcem
przed nosem i nie czekając na moją odpowiedź odwróciła się na pięcie i
pospiesznym krokiem ruszyła przed siebie, zostawiając mnie z milionem myśli,
które huczały mi głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Trzymaj
się od Kuby z daleka. Trzymaj się od Kuby z daleka! Od Kuby! Kuby! Od Kuby!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> </i>Nagle obraz facetów śliniących się na widok Weroniki
rozmył się i zastąpiła do postać opartego o filar Chama, który ubrany na
czarno, z rękoma wpuszczonymi w kieszenie spodni przeszywał mnie surowym
spojrzeniem czarnych jak dwa węgielki oczu, kompletnie nie zwracając uwagi na
uwieszoną na jego szyi dziewczynę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Pieprzony
Cham, bo jak się domyślam, to o nim mówiła Weronika, ma na imię Kuba. Brat
Zośki też! Jasna cholera!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, nie, nie! Proszę, tylko nie to!
– jęknęłam pod nosem, mając nadzieję, że to jedynie paskudny zbieg
okoliczności, w końcu nie jednemu psu na imię Burek, prawda? Choć w takiej
małej wioseczce jaką jest Stodolna, trudno o pomyłkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie miałam czasu na gdybanie, musiałam
jak najszybciej poznać prawdę i dowiedzieć się, czy faktycznie brat Zośki,
mojej jedynej przyjaciółki, jest tym popieprzonym kierowcą motoru, który
pierwszego dnia mało mnie nie rozjechał i na dodatek wyzwał od ślepot i
księżniczek, a kilka dni później jak gdyby nigdy nic siedział ze mną na
cmentarzu przed grobem babci i jadł ciastka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wszystko wskazuje na to, że to jedna i
ta sama osoba! Sophie mówiła, że on jest oderwany od rzeczywistości, ma
zaburzenia osobowości, a do tego jest najgorszym kandydatem na chłopaka,
jakiego w ogóle można sobie wyobrazić. Wypisz, wymaluj Pan Cham we własnej
osobie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chyba nie muszę mówić, że nawet nie
weszłam do sklepu. Kiedy już udało mi się odzyskać jasność umysłu rzuciłam się
pędem w stronę domu, odmawiając po drodze kilkanaście zdrowasiek, prosząc
żarliwie, by to wszystko okazało się jedynie zbieżnością wydarzeń.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zdyszana wpadłam do salonu i nie tracąc
czasu na zmianę przemoczonych ciuchów, o której do niedawna marzyłam, złapałam
za telefon i zadzwoniłam do Zośki. Głuchy sygnał ciągnął się w nieskończoność,
za każdym razem wywracając mój żołądek do góry nogami i kiedy już traciłam
nadzieję, po drugiej stronie odezwał się zachrypnięty głos Sophie, a ja
poczułam tak ogromną ulgę jakby ktoś zdjął z moich pleców ogromny ciężar. Choć
jeszcze tak naprawdę nie miałam powodów do radości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cześć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cześć! Bardzo jesteś zajęta? – Od
razu przeszłam do rzeczy. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że marzyłam o tym, żeby
natychmiast dowiedzieć się prawdy, żeby się tu teleportowała i najlepiej
wyśmiała mnie, odpowiadając przecząco, kiedy zapytałabym ją o jej brata.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W pracy jestem, a co? Stało się coś? –
Zośki nie dało się oszukać. Mimo, że znałyśmy się dopiero od kilku dni czytała
we mnie jak w otwartej księdze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Muszę z tobą pogadać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No dobra, możemy się spotkać, kończę
za pół godziny, potem mam trochę roboty w domu, więc tak koło... ja wiem,
dziewiętnastej? – Spojrzałam na zegarek, dochodziła druga po południu. Prędzej
bym padła na zawał niż wytrzymała w tej niepewności aż pięć godzin. Świadomość,
że ten popapraniec może być jej bratem paliła mnie żywym ogniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Sophie, to dla mnie ważne, ja nie
wytrzymam do wieczora.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Klara, ty mnie nie strasz! Co się
stało? Chora jesteś, czy co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, ale to nie rozmowa na telefon – Zamknęłam
oczy modląc się, by nie ciągnęła tego tematu dalej i po prostu zgodziła się na
spotkanie od razu po powrocie ze stadniny. Przysięgam, że te sekundy, w ciągu
których zastanawiała się nad odpowiedzią ciągnęły się w nieskończoność, a mój żołądek
skręcał się i wydawał dziwne odgłosy, przypominające bulgotanie żab nad bagnem
i już sama nie wiem czy to bardziej z głodu czy z nerwów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Kurczę, Klaruś, dziadek zebrał
dzisiaj mnóstwo ogórków i muszę je do słoików powkładać, no chyba że chcesz mi
pomóc to bądź tak za godzinę. Okej?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dzięki, życie mi ratujesz – jęknęłam
do słuchawki po czym nacisnęłam czerwony przycisk kończąc połączenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Opatrzność jednak istnieje, i
przysięgam, że jeśli okaże się, że to głupi zbieg okoliczności, to już nigdy w
nią nie zwątpię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Never ever!!!<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-10866804203860108752016-05-03T15:49:00.000+02:002016-05-03T15:50:34.503+02:00Cześć wszystkim :)Spokojnie, to nie rozdział, a pewna propozycja, otóż chciałabym z wami zawrzeć pewien układ :)<br />
Chodzi o to, że mam już gotowy kolejny wpis z pamiętnika Klary i tak się zastanawiam czy jesteście zainteresowani takim układem: ja publikuję - wy komentujecie. Och, wiem, ze nie mogę was zmusić, ale poprosić czy przekupić, czemu nie? :)<br />
Wiem, ze tu zaglądacie bo jest naprawdę sporo wyświetleń, ale byłabym przeszczęśliwa gdyby przełożyło się to na komentarze pod rozdziałem.<br />
Przede mną jeden z cięższych do opisania rozdziałów, a ja nie mam jeszcze ani słóweczka i nie ukrywam, że bardzo potrzebuję waszych opinii, bo nic tak nie motywuje jak świadomość, że ma się dla kogo pisać.<br />
To jak będzie? Pomożecie?<br />
Aaaa, no i piszcie, co z tym rozdziałem, teraz, już, zaraz czy poczekać z publikacją do weekendu?<br />
<br />
Pozdrawiam, mewa!<br />
<br />
<br />
PS <a href="http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/2016/04/14-mam-ochote-wczogac-sie-pod-ozko-w.html?showComment=1461484382912#c3969250741258012597">TUTAJ</a> macie link do wcześniejszego wpisu, jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to zapraszam serdecznie ;)ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-88332872670612974652016-04-22T21:55:00.002+02:002016-04-22T21:55:46.713+02:0014. Mam ochotę wczołgać się pod łóżko w nadziei, że mieszka pod nim potwór, który z chęcią by mnie zjadł. <div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 14.0pt;"> </span> <br />
<br />
<br />
Niedziela, 17 lipca, późny wieczór<br />
<br />
<br />
<br />
Jeśli wydawało mi się, że wczorajsza
noc była katastrofą to czym nazwać dzisiejszy dzień? Chyba wypadałoby posłużyć
się kilkoma ozdobnikami zapożyczonymi z
podwórkowej łaciny, by w pełni zrozumieć, co mam na myśli. Nie będę tego
robić, a przynajmniej postaram się zapanować nad emocjami, choć wiem, że będzie
to bardzo trudne, bo już na samo wspomnienie, czuję jak krew we mnie wrze, a
pięści zaciskają się, gotowe zniszczyć wszystko, co stanie im na drodze. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Okej, może trochę mnie poniosło, ale
musicie wiedzieć, że dawno nie byłam tak wkurzona, zawiedziona i zawstydzona
jednocześnie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I znów zaczynam od środka! Dobrze jest
wiedzieć, że porządek wszechrzeczy nie został zachwiany! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po tym jak przebudziłam się nad ranem i
zdałam wam relację z przebiegu naszego wypadu do Hybrydy, opróżniając przy tym
dwie butelki niegazowanej wody by rozprawić się z niemiłosiernym paleniem w
przełyku, stwierdziłam, że najlepszym rozwiązaniem będzie wrócić z powrotem do
łóżka, nakryć się szczelnie kołdrą po samą głowę i modlić się o szybką śmierć.
Innego pożytku ze mnie nie było, no chyba, że nagle zapukałaby do moich drzwi
trupa cyrkowa z propozycją pracy jako klaun budzący popłoch wśród dzieci.
Przynajmniej obyłoby się bez charakteryzacji! Z miejsca byłam gotowa do roboty!
Twarz biała jak u piekarza, sińce pod oczami, jakbym co najmniej tydzień
balowała oraz krwistoczerwone, nabrzmiałe i spierzchnięte usta podrażnione niezliczoną
ilością Czarnych Rusków.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Żałosne...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdybym wiedziała, że dziś będę się tak
okropnie czuła nie tknęłabym w Hybrydzie ani kropli alkoholu, albo wprost
przeciwnie, wypiłabym dwa razy więcej by mieć pewność, że nim opuszczę lokal
umrę z przepicia!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mam
tylko nadzieję, że Zośka męczy się jeszcze bardziej, nie żebym była złośliwa,
ale należy się jej, w końcu to ona co chwilę podtykała mi pod nos drinka za
drinkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No dobrze, koniec narzekania, czas
przejść do rzeczy...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy wreszcie udało mi się pokonać
schody i doczołgać resztkami sił do pokoju, co w tamtej chwili biorąc pod
uwagę częste zachwiania równowagi i
zaburzenia ostrości było wyczynem na miarę wspinaczki na Mount Everest,
rzuciłam się na łóżko jak drewniana kłoda, a przyjemny chłód pościeli przyniósł
mi chwilowe ukojenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chwilowe, bo niemal natychmiast moje
nadwrażliwe uszy przeszył stanowczo zbyt głośny i zbyt natrętny dźwięk dzwonka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyłoniłam
głowę spod kołdry i leżałam nieruchomo przez kilka sekund wstrzymując oddech.
Zmawiałam w myślach wszystkie modlitwy, które przychodziły mi do głowy,
błagając by dźwięk dzwonka okazał się jedynie wytworem mojej wyobraźni, a
raczej skutkiem ubocznym picia Czarnych Rusków. Niestety po krótkiej chwili
miałam pewność, że to wcale nie halucynacje, a przed drzwiami wejściowymi stoi
ktoś, komu najwidoczniej bardzo zależy na spotkaniu ze mną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A niech się dobijają – szepnęłam do
siebie i naciągnęłam kołdrę po sam czubek głowy zamykając tak dla pewności oczy
w myśl starej zasady: skoro ja nic nie widzę to znaczy, że mnie też nie widać!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nawet nie wiecie jak mi ulżyło, kiedy
po kilku próbach dzwonek ucichł litując się nad moimi uszami cierpiącymi
katusze. Jednak jak się można było spodziewać, moja radość nie trwała długo!
Jakżeby inaczej...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pani Klaro! Jest tu pani?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamaszystym ruchem zrzuciłam z siebie
kołdrę i jak poparzona wyskoczyłam z łóżka. Czułam całą treść żołądkową w
niebezpiecznej odległości od gardła, a serce bliskie zawału waliło tak mocno,
że o mały włos nie rozsadziło mi klatki piersiowej, która unosiła się i opadała
w przyspieszonym tempie. Ten głos rozpoznałabym wszędzie i gdyby nie
okoliczności w jakich się akurat dziś znalazłam pewnie byłabym przeszczęśliwa z
niezapowiedzianej wizyty Pana Idealnego. Niestety, tego dnia nie miałam ochoty
nikogo widzieć, a już na pewno nie jego!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pani Klaro?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To się nie dzieje naprawdę – jęknęłam
pod nosem i przytrzymałam się komody, czując, że pokój zaczyna wirować a ja
razem z nim. Jego głos był zbyt wyraźny i zbyt głośny by dobiegał zza drzwi. Musiał
być w środku! Tylko, do jasnej cholery, jak on się tam znalazł!?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Spokojnie,
spokojnie, tylko bez nerwów. Nic złego się przecież nie dzieje<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
powtarzałam
sobie w myślach jak mantrę starając się zapanować nad trzęsącym się jak
galareta ciałem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Halo! Pani Klaro!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> To
nic takiego, to tylko pan Szymon przyszedł cię odwiedzić. Jest na dole i jeśli
zaraz czegoś nie wymyślisz, może poszukać cię w twoim pokoju.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Myśl, że faktycznie mógłby wejść na
górę i zobaczyć mnie w takim stanie mało nie podcięła mnie z nóg. Co jak co,
ale za żadne skarby świata nie chciałabym, żeby ten przystojny, pięknie
pachnący, zawsze ogolony i elegancko ubrany mężczyzna zobaczył mnie w takiej
odsłonie. W rozciągniętej piżamie niepierwszej świeżości, z włosami stojącymi w
każdą możliwą stronę, twarzą bladą jak kreda, z sińcami i resztkami niedomytego
makijażu pod oczami raczej nie zrobiłabym na nim dobrego wrażenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Halo! Jest tu pani? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak – odchrząknęłam kompletnie nie
poznając swojego zachrypniętego głosu. Muszę zapamiętać, żeby następnym razem trzymać
się z daleka od Rusków! – Tak, jestem! Zaraz zejdę, proszę się rozgościć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiedząc, że nie mogę w nieskończoność
przeciągać tej niezręcznej chwili,
zebrałam w sobie resztki energii i odważyłam się spojrzeć w lustro. Było
naprawdę źle, ale jeszcze gorsza od mojego stanu była świadomość, że wszystko
czym mogłabym sobie pomóc w doprowadzeniu swojego ciała i twarzy do w miarę
normalnego wyglądu znajdowało się w łazience. Na dole! Na dole, gdzie czekał na
mnie pan Szymon!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No tak, czy kogoś to jeszcze dziwi?
Mnie już dawno przestało!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Właściwie mogłam spróbować przemknąć
się niezauważenie, ale szanse były niewielkie, a biorąc pod uwagę mojego
wrodzonego pecha, który niczym wierny przyjaciel jest zawsze przy mnie, wolałam
nie ryzykować!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie tracąc czasu sięgnęłam po stojącą
przy łóżku butelkę wody, którą chwilę wcześniej przyniosłam z kuchni, i
przeklinając w duchu spartańskie warunki przemyłam nią twarz, po czym ze łzami
w oczach, starając się nie wyrwać sobie resztki włosów przeczesałam je palcami i
związałam w niedbałego koka z tyłu głowy. Chyba nie przesadzę jeśli napiszę, że
życie uratowała mi miętówka i antyperspirant, o których w ostatniej chwili
przypomniałam sobie, że mam je w torebce!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cóż, było nieco lepiej, co wcale nie znaczy,
że mogłam wyjść w takim stanie do ludzi! Pomyślałam, że trzeba odwrócić czymś
uwagę od twarzy, a co zrobi to lepiej jeśli nie kłusa kreacja, odsłaniająca
więcej niż powinna? Odszukałam w szafie krótką sukienkę w kolorze miętowej
zieleni, o głębokim dekolcie i długości sięgającej połowy ud. No tak, tonący
brzytwy się chwyta!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Niech się dzieje, co chce –
powiedziałam do siebie i wyszłam z pokoju. Jeśli wcześniej porównałam pokonanie
schodów do wspinaczki na Mount Everest to do czego mogłam porównać je teraz? Wszystko
falowało mi przed oczami i rozmywało się tracąc ostrość i kontury, a ja
modliłam się, żeby tylko z nich nie spaść i nie zrobić z siebie jeszcze
większej idiotki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pan Szymon musiał usłyszeć moje kroki
ponieważ wyszedł mi na przeciw i kiedy byłam już mniej więcej w połowie drogi w
dół (dosłownie i w przenośni) stanął w drzwiach kuchni, przyglądając mi się z
szeroko otartymi oczami, a przez jego twarz przetoczyła się cała masa
najróżniejszych emocji, od przerażenia, poprzez zniesmaczenie i rozczarowanie,
a kończąc na trudnym do ukrycia rozbawieniu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Już po chwili zorientowałam się, że
pomysł z wyborem takiej a nie innej sukienki nie był zbyt dobry, ponieważ Pan
Idealny ani na chwilę nie oderwał wzroku od mojej twarzy i jestem więcej niż
pewna, że nawet gdybym stanęła przed nim nago jego reakcja byłaby taka sama. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Super...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dzień dobry, miło panią widzieć –
przerwał wiszącą w powietrzu gęstą ciszę i uśmiechnął się serdecznie, kiedy w
końcu udało mu się otrząsnąć z pierwszego szoku, który niewątpliwie wywołałam
swoim widokiem.<i><o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Co
za perfidny kłamczuch.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ja też się cieszę, że pana widzę –
uścisnęłam jego rękę wyciągniętą w moją stronę i odpowiedziałam mu najbardziej
pogodnym uśmiechem na jaki było mnie stać. – Napije się pan czegoś? Kawy? Może
herbaty? Jeśli się nie mylę to mam jeszcze sok pomarańczowy i chyba bananowy,
ale nie jestem pewna, musiałabym...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pani Klaro, kazała mi pani się
rozgościć, więc pozwoliłem sobie zaparzyć dla nas dzbanek herbaty z miodem i
cytryną. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, oczywiście, że nie –
odpowiedziałam starając się zabrzmieć naturalnie i przekonująco, jednak przed
wami nie mam zamiaru ukrywać, że ani trochę mi się to nie spodobało, ale
wystarczył jeden szeroki uśmiech i jedno głębokie spojrzenie w oczy, bym o tym
zapomniała. – To bardzo miło z pana strony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W takim razie zapraszam – wskazał
dłonią w stronę kuchni i pewnym, miarowym krokiem ruszył za mną, a ja całą swoją uwagę skupiłam
na tym, by iść prosto przed siebie i broń Boże nie potknąć się o własne nogi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Lewa,
prawa, lewa, prawa </i>odliczałam w
myślach i chyba nie muszę mówić jak bardzo mi ulżyło, kiedy udało mi się
bezpiecznie dotrzeć do stołu i usiąść na krześle, nie robiąc z siebie jeszcze
większego pośmiewiska.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam, że tak bez zapowiedzi,
ale byłem w pobliżu i pomyślałem, że... – przerwał w połowie, jakby szukał
odpowiedniego słowa. – Po prostu byłem ciekaw czy wszystko u pani w porządku? –
Posłał mi badawcze spojrzenie, po czym zabrał się za rozlewanie herbaty do filiżanek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak, oczywiście, w jak najlepszym. – Wiem,
mój opłakany widok mówił zupełnie coś innego, ale grunt to stwarzać pozory i
broń Boże nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. – Dziękuję za troskę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Proszę nie dziękować – postawił
przede mną szklankę wypełnioną po brzegi złocistym płynem, po czym zajął
miejsce naprzeciwko mnie po drugiej stronie dębowego stołu – Po prostu bałem
się, że Stodolna tak dała pani w kość, że postanowiła pani wrócić do Warszawy. Próbowałem
się do pani kilka razy dodzwonić, ale ciągle łapała mnie poczta, a wczoraj
wieczorem pocałowałem klamkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Czy
ja się aby nie przesłyszałam? A może tym razem faktycznie mam halucynacje? Czy
pan Szymon powiedział, że bał się, że wyjechałam? I że był tu wczoraj, kiedy ja
balowałam z Sophie w Hybrydzie?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ostatnio byłam trochę zajęta –
powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy. Trudno to nazwać kłamstwem, ale
szczerą prawdą to też to nie jest, w końcu, kiedy siedziałam na strychu i
przeglądałam rzeczy babci nie odebrałam, bo nie chciałam z nikim rozmawiać, a
za drugim razem, kiedy zobaczyłam powiadomienie o nieodebranym połączeniu od
pana Szymona po prostu zapomniałam oddzwonić. – Rozumie pan, wszystko jest
teraz dla mnie takie nowe i poznawanie tego całkowicie mnie pochłania.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To oczywiste – przytaknął i pociągnął
długi łyk herbaty – Pani życie przewróciło się do góry nogami, tylko szaleniec
powiedziałby, że to nic takiego. Mam tylko nadzieję, że to zmiana na lepsze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Są plusy i minusy, ale tych
pierwszych jest zdecydowanie więcej. I jeśli mam być szczera to dzięki nim
ciągle tu jestem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Rozumiem, że mówiąc o wadach ma pani
na myśli obowiązki, którymi w Warszawie nie musiała pani zaprzątać sobie głowy?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Bingo! – Klasnęłam w dłonie i posłałam
w jego kierunku serdeczny uśmiech w nagrodę za to, że jako jeden z nielicznych
mężczyzn, z którymi miałam do tej pory styczność nadąża za moim tokiem
myślenia. – To rąbanie drewna i palenie w piecu, żeby móc się jak człowiek
wykąpać, albo przynajmniej umyć naczynia to naprawdę ciążka harówka. Tu jest
tyle rzeczy do zrobienia, trawa aż się prosi o przystrzyżenie, okna też
przydałoby się umyć, bo jeszcze trochę, a świata nie będzie zza nich widać, no
i rabatki, w których póki co to nic tylko chwasty. Czasami mam wrażenie, że
dzień trwa zdecydowanie za krótko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Spokojnie pani Klaro, jeszcze trochę
a nabierze pani wprawy i wszystkie te obowiązki staną się dla pani
przyjemnością. Musi pani dać sobie tylko szansę. Poza tym, w wolnej chwili z
przyjemnością pomogę pani przy drewnie czy kosiarce, proszę tylko dać znać,
jestem do pani dyspozycji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dziękuję, będę pamiętać – jęknęłam i
wybiłam oczy w trzymaną w dłoniach filiżankę herbaty. Kurczę,
najprzystojniejszy facet jakiego znam oferuje mi pomoc, a ja zamiast umówić się
z nim na jutro, żeby przypadkiem się nie rozmyślił, jestem w stanie wydusić z
siebie pożal się Boże trzy mało znaczące słowa! Wszystko przez moją wybujałą
wyobraźnię! Chyba nie trudno się domyśleć, że od razu przed oczami stanął mi
pan Szymon ubrany w sprane dżinsy i ciężkie robocze buty, na którego nagim,
idealnie wyrzeźbionym torsie w promieniach porannego słońca połyskiwały
kropelki potu, a każdy mięsień jego ciała napinał się i...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Stop!
Stop! Stop! Ziemia do Klary! Opanuj się dziewczyno!</i> <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Na pewno skorzystam przy najbliższej
okazji – dodałam, czując jak moje blade do tej pory policzki płoną żywą
purpurą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Bardzo mnie to cieszy. Pani Klaro,
mogę mieć do pani prośbę?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Jeśli
chcesz mnie poprosić o rękę to śmiało, jestem gotowa!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Oczywiście.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Skoro mam klucz do pani domu i
krzątam się po pani kuchni przygotowując dla nas herbatę to wydaje mi się, że
chyba już czas, żebyśmy zaczęli sobie mówić po imieniu – posłał mi badawcze
spojrzenie oczekując na odpowiedź, ale ja szczerze mówiąc nie potrafiłam przestać
myśleć o kilku pierwszych słowach, rozpoczynających to zdanie, na które
czekałam odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ma pan klucz? – Puściłam jego prośbę
mimo uszu i skupiłam się na tym, co interesowało mnie najbardziej. No pewnie,
że miał klucz, jak inaczej dostałby się do środka, skoro jestem więcej niż
pewna, że były zamknięte na obie zasuwki? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tak, dostałem go od Róży, jeszcze
przed jej wyprowadzką do Domu Seniora. – Widocznie musiał zauważyć moją
niezadowoloną minę, bo od razu pospieszył z wyjaśnieniami. – Chciałem jej go
oddać, ale prosiła, żebym go zachował i doglądał wszystkiego do czasu pani
przyjazdu. Ale zapewniam, że odkąd tu pani mieszka ani razu z niego nie
korzystałem, aż do teraz. Pewnie, gdyby nie to, że kompletnie wypadło mi z głowy,
że go mam oddałbym go pani przy pierwszej okazji. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przyznam, że trochę mnie tym uspokoił,
ale czy mogłam mu w pełni wierzyć? A co jeśli prawda jest taka, że zakradał się
tu nocami i przyglądał mi się, kiedy spałam. No dobra, trochę za dużo
„Zmierzchu‟ się naoglądałam, ale nikt, kto uważa się za normalnego nie puściłby
mimo uszu takiej informacji. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam. Mam nadzieję, że się
pani nie gniewa, ja naprawdę nie miałem niczego złego w planach. – Na dowód
swojej niewinności wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i odpiął z metalowego
kółeczka jeden z nich, identyczny jak ten, który przysłała mi babcia w swoim
ostatnim liście i położył go na stole. –
Oczywiście, że nie jestem zła. Proszę nie przepraszać. Po prostu trochę mnie
pan zaskoczył tą wiadomością i tyle. A jeśli chodzi o tą propozycję, to jestem
jak najbardziej za – uśmiechnęłam się odganiając wszystkie czarne myśli i
uścisnęłam jego wyciągniętą ponad stołem dłoń. – Klara.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Szymon, bardzo mi miło – roześmiał
się, po czym pociągnął długi łyk zimnej już herbaty – Wyszedłem z takim
pomysłem, ale nie jestem pewien czy będę umiał się przestawić z „pani‟ na „ty‟.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Potem
rozmawialiśmy jeszcze przez długi, długi czas na bardzo różne tematy. Nie będę
się tu rozdrabniać i opowiadać wam co, kto, i w którym momencie powiedział, bo
czuję, że uśpiłabym was już na samym wstępie, powiem tylko, że wyglądało to na
zwykłą rozmowę dwójki przyjaciół, którzy ostatni raz widzieli się kilka dobrych
lat temu. Nic konkretnego, takie bajerowanie o dupie Maryni, przepraszam za określenie,
ale chyba najbardziej mi tu pasuje! W każdym razie, muszę przyznać, że dzięki
wizycie Szymona (już nie Pana Szymona) poczułam się trochę lepiej, nie wiem jak
on to zrobił, ale ta herbata skutecznie postawiła mnie na nogi. Czyli już wiem
czym powinnam się leczyć, jeśli nadarzy się podobna potrzeba... <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
O nie, nie, cofam to! Nigdy więcej
Czarnych Rusków! Ani czarnych, ani białych, ani żadnych innych!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
A co ważniejsze w połowie rozmowy,
przestałam się przejmować swoim wyglądem. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego,
że gdyby postawić przy mnie stracha na wróble i kazać jakiemuś przypadkowemu
przechodniowi znaleźć dziesięć różnic, miałby z tym ogromny problem, ale pan...
to znaczy Szymon okazał się na tyle taktowny, by nie wspominać o tym ani
słowem. Choć jego wyraz twarzy, kiedy zobaczył mnie na schodach mówił sam za
siebie i wyrażał więcej niż tysiąc słów...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Och, miło się rozmawia, ale będę się
już zbierał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Już? Przecież miałeś mi jeszcze
opowiedzieć o tej wyprawie w Alpy – jęknęłam z niezadowoleniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przy następnej okazji, dobrze? Teraz
muszę się już naprawdę zbierać. Jutro mam ważne spotkanie z klientem i jeśli
nie chcę wyjść na żółtodzioba muszę się solidnie przygotować. – Podniósł się i
zwinnym ruchem założył marynarkę, która do tej pory zwisała na oparciu krzesła,
a zapach jego świeżych perfum, ponownie wypełnił całą kuchnię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pracować w niedzielę? – Skrzywiłam
się i pokręciłam z niedowierzaniem głową – Daj sobie trochę na wstrzymanie.
Homer zapewne też robił sobie przerwy w pisaniu „Odysei‟.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dziękuję za radę, ale widzisz tak się
składa, że w dzisiejszym świecie, żeby cokolwiek osiągnąć trzeba tyrać jak wół.
Konkurencja nie śpi, a ja i tak zrobiłem sobie dziś znacznie dłuższą przerwę
niż zamierzałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przerwę
specjalnie dla mnie! Powinnam skakać z radości unoszona w górę motylkami
tańczącymi w moim brzuchu i wierzcie mi byłoby tak, gdyby nie to, co stało się
potem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyszliśmy razem na zewnątrz i powolnym
krokiem ruszyliśmy w stronę zaparkowanego przed bramą samochodu. Szymon chciał
się już pożegnać w korytarzu, jednak uparłam się, że odprowadzę go do samej
furtki, by móc choć przez krótką chwilę pooddychać świeżym powietrzem. Prawda
jednak była taka, że robiłam wszystko co w mojej mocy, by spędzić z nim więcej
czasu, nawet jeśli miałaby to być minuta czy dwie. Choć muszę przyznać, że
powietrze faktycznie było przyjemne! Takie chłodne i rześkie, i co po prostu uwielbiam
pachniało deszczem. Szkoda tylko, że niebo pozostawiało wiele do życzenia. Mimo
że przestało już dawno padać, ciągle zasłaniała je kaskada granatowo-szarych
chmur, zza których nie było widać ani grama słońca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Niech to szlag! – Krzykną wyrywając
mnie z zamyślenia i z całych sił kopnął w sflaczałą oponę, z której zdążyło
zejść już całe powietrze. Odkąd go poznałam, zawsze wydawało mi się, że jest
oazą spokoju i nie istnieje taka rzecz, która byłaby w stanie wyprowadzić go z
równowagi. A jednak pozory mylą! I muszę przyznać, że taka odsłona Pana
Idealnego na początku troszkę mnie rozczarowała. No bo, żeby od razu się zagotować
z powodu przebitej opony? Przecież to się zdarza codziennie milionom ludzi na
całym świecie, jednak dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie jest to zwykły
przypadek, a wyraźna ingerencja osób trzecich, ponieważ każda z czterech opon
była w opłakanym stanie. Nie mógł to być przypadek! Tym bardziej, że dało się
zauważyć wyraźne ślady po cięciu nożem – Jasna cholera! Krew by to zalała!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Stałam z boku wytrzeszczając oczy ze
zdziwienia i nie mogłam uwierzyć w to co się działo. Szymon aż kipiał ze złości,
biegał dookoła auta, wymierzając raz po raz serię solidnych kopniaków w każde
ze zmaltretowanych kół, klnąc przy tym na czym świat stoi. Wydawało mi się, że
to ja jestem wybuchowa i kiedy coś mnie zdenerwuje nie przebieram w słowach,
ale przyznam, że mogłabym wiele się nauczyć od Szymka! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szkoda tylko, że kompletnie nie
wiedziałam jak się zachować ani co powiedzieć. Stać mnie było jedynie na bardzo
wymowne „o kurwa‟ i „ojejku‟.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam, że musiałaś to oglądać –
wydyszał z trudem łapiąc oddech. Mimo, że jego ciało ciągle się trzęsło i
kipiało ze złości, oczy były już spokojne i łagodne. Takie jak zawsze. Takie
jakie uwielbiałam. – Naprawdę bardzo mi przykro. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W porządku, miałeś prawo się
zdenerwować – oparłam się o słupek płotu czując, że nogi powoli zaczynają
odmawiać mi posłuszeństwa. Stały się zwiotczałe i zupełnie pozbawione mięśni. W
tym samym momencie naszła mnie myśl, że to może mieć coś wspólnego z jego
ostatnią stłuczką, którą podczas naszej rozmowy przy herbacie tłumaczył
nieszczęśliwym wypadkiem z udziałem sarny, jednak dobrze wiedziałam, że to
jedynie wymówka, a uparty głos w mojej podświadomości podpowiadał mi, że może
to mieć związek z Panem Chamskim i jego zepsutym motorem. – Wiesz kto mógłby ci
to zrobić? – Zapytałam przeszywając go badawczym spojrzeniem. I tak jak
przypuszczałam, uciekł wzrokiem w inną stronę, przeczesał nerwowym ruchem włosy
i przestępując z nogi na nogę odetchnął głośno kilka razy wznosząc oczy ku
niebu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie mam pojęcia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Może masz tu z kimś jakiś zatarg? A
może jakiś klient jest niezadowolony z twojej pracy? Albo...– Próbowałam
ciągnąć go za język i zmusić do powiedzenia prawdy, jednak wszedł mi w słowo
zmuszając mnie do przerwania swoich rozmyślań.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie! Nie mam z nikim na pieńku! –
Krzyknął dając upust buzującym w nim emocjom. – To pewnie jakaś banda gówniarzy
szukała rozrywki, zresztą nieważne. – Poprawił przekrzywiony krawat, nerwowym
gestem wygładził wymiętą koszulę, która wysunęła mu się zza paska eleganckich
ciemnoszarych spodni, po czym wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił po
taksówkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Banda gówniarzy poprzebijała mu koła
dla rozrywki? Nie no, w taką bajkę to by nawet dziecko nie uwierzyło. Dla
zabawy to można komuś na tylnej szybie napisać „brudas‟, albo narysować wiadomą
część ciała, ale żeby wyrządzić taką szkodę? Mało prawdopodobne!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mogę zostawić u ciebie auto? Jutro
bym po nie przyjechał z lawetą. – Oparł się o maskę zdezelowanego samochodu i
ciągle unikając mojego wzroku skrzyżował ręce na piersiach, a srebrny zegarek
na jego nadgarstku zabłyszczał odbijając promienie wynurzającego się zza chmur
słońca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jasne, to żaden problem, tylko może
wjedź nim na podwórko, żeby komuś znów coś głupiego do głowy nie przyszło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Masz rację – usiadł za kierownicę, a
ja pospieszyłam, by otworzyć mu bramę, jak się okazało niepotrzebnie! Silnik
ani drgnął, zupełnie pozbawiony życia. Nie trzeba być mechanikiem, żeby się
domyśleć, że poprzebijane koła to najmniejszym problemem! – Kurwa mać! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Może powinieneś zgłosić to na
policję? – Zapytałam niepewnie, widząc jak Szymon całą swoją złość wyładowuje
na Bogu ducha winnej kierownicy waląc w nią pięściami ile sił i nie szczędząc
sobie przy tym masy przekleństw oraz wyzwisk.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co to da?! – Warknął i wyskoczył z
samochodu zatrzaskując za sobą drzwi. – Pierdolona hołota!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyzwiskom nie było końca! Nie sądziłam,
że kiedykolwiek będzie mi dane oglądać Szymona w takiej furii, ale teraz kiedy
okazało się, że oprócz kół ktoś zniszczył jeszcze coś pod maską, wcale się nie
dziwię, że wpadł w białą gorączkę. Na szczęście po chwili pod dom podjechała
taksówka, a Szymon pospiesznie mnie przytulił i pocałował przelotnie w policzek
na pożegnanie. Gdyby nie okoliczności w jakich doszło do naszego pierwszego,
nazwijmy to, zbliżenia, skakałabym z radości do samego nieba, a tak nawet nie
mogę powiedzieć czy było to przyjemne czy nie. Pewnie tak, ale zdecydowanie
wolałabym, żeby to miało miejsce w zupełnie innych realiach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale wybrzydzać nie mam zamiaru! Jak się
nie ma co się lubi, to się lubi co się ma!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cóż, Szymon odjechał taksówką, a ja resztę
dnia, a właściwie wieczoru spędziłam na kanapie w salonie, oglądając powtórki
„Ojca Mateusza‟, opychając się przy tym czereśniami, które kupiłam w sklepie
pani Lodzi podczas ostatniej wizyty. Lubię ten serial i za każdym razem, kiedy
go oglądam zupełnie tracę kontakt i bez reszty wciągam się w kryminalne zagadki
z Sandomierza, ale tym razem moje myśli nie mogły przestać krążyć wokół
tajemniczej sprawy, która działa się centralnie pod naszymi nosami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To dziwne, ale chyba najbardziej
zaskoczyło mnie zachowanie Szymona. Dlaczego nie chciał złożyć zawiadomienia na
policji, przecież to wyraźne zniszczenie mienia, jest na to paragraf i
przewidziane surowe kary. Zupełnie nie potrafię tego zrozumieć. Druga sprawa,
która też dość mocno mnie zaszokowała to przeczucie, że Pan Chamski może mieć z
tym coś wspólnego. Kurczę, nie daje mi to spokoju, żeby prawnik nie złożył
doniesienia? Tym bardziej, że auto jest warte kilkadziesiąt tysięcy? Coś mi tu
nie gra i nikt mi nie wmówi, że zrobiła to z nudów banda gówniarzy. To był
rozbój z czystą premedytacją, pytanie tylko czym Szymek sobie na to zasłużył?
Może on wcale nie jest taki idealny, jak sobie ubzdurałam?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chyba powinnam pobawić się w Ojca
Mateusza i przeprowadzić prywatne dochodzenie? Hehe rower już mam, niestety też
przebity.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szlag, by to trafił!<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span><br />
<br />
<br />
<br /></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-16355824708177390982016-04-16T12:29:00.001+02:002016-04-16T12:29:59.632+02:00Jak dobrze was widzieć!Cześć wszystkim!<br />
Zupełnie nie mam pojęcia od czego zacząć i jak przelać na klawiaturę wszystkie myśli, które chodzą mi po głowie... chyba wypadłam z wprawy, o ile kiedykolwiek ją miałam :)<br />
Wypadałoby wyjaśnić wam, co takiego się wydarzyło, że przepadłam bez uprzedzenia na blisko trzy miesiące, zostawiając was z (mam nadzieję) niezaspokojoną ciekawością. Było kilka powodów, które w połączeniu ze sobą stworzyły tą katastrofę, ale nie będę się tu nad tym rozwodzić. Chciałabym tylko, żebyście wiedzieli, że wszystko to co dział się dookoła mnie kompletnie wybiło mnie z rytmu i jakichkolwiek chęci na robienie tego, co przecież tak bardzo lubię. Sytuacja powoli staje się znośna i kto wie, może za jakiś czas uda mi się stworzyć kolejny wpis w pamiętniku Klary? To tyle! Nic więcej nie mam na swoje usprawiedliwienie.<br />
Przepraszam, że tak bez uprzedzenia zniknęłam, ale z tym co zaplanował dla mnie "Ten na górze" trudno było dyskutować! Przekupić też się nie dał! Cieszę się, że większość z was się na mnie nie obraziła i nie wysyłała pod moim adresem litanii obraźliwych słów. Napisałam "większość", bo niestety zdarzyła się jedna taka perełka, ale nie ma sensu do tego wracać ;)<br />
A teraz tak na koniec, piosenka dla wszystkich tych "starych" i nowych czytelników, którzy ciągle tu zaglądają i zostawiają po sobie masę miłych i ciepłych komentarzy.<br />
Nawet nie wiecie jaką mi dajecie radość swoją obecnością ♥<br />
<br />
Och, jak dobrze was widzieć :)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe width="320" height="266" class="YOUTUBE-iframe-video" data-thumbnail-src="https://i.ytimg.com/vi/6OZ5hEQRbjE/0.jpg" src="https://www.youtube.com/embed/6OZ5hEQRbjE?feature=player_embedded" frameborder="0" allowfullscreen></iframe></div>
<br />
Mika, zarazo jedna gdzie żeś ty była??? :)<br />
<br />
To co, do zobaczenia???<br />
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-2427698669158931152016-01-22T18:06:00.000+01:002016-01-22T18:06:37.993+01:0013. Z trzydziestu sześciu metod uniknięcia katastrofy najlepsza pozostaje ucieczka.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p> </o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niedziela,
17 lipca 2015, godz. 10:12</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<o:p><br /></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Veni, vidi, vici. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No, może niedosłownie. W moim
tłumaczeniu brzmiałoby to raczej:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przybyłam, przetrwałam, powróciłam…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chciałoby
się dodać „szczęśliwie”, ale niestety, pod koniec imprezy okazało się, że jednak
moja porcja dziennego pecha, którą ktoś tam z góry, albo raczej z dołu
sumiennie mi przydziela, nie została jeszcze tego dnia w pełni przeze mnie
wykorzystana. Wiedziałam, że coś pójdzie nie tak! Po prostu czułam to, od kiedy
Zosia, w tumanach czarnego i gęstego jak smoła dymu przy akompaniamencie nad
wyraz głośnego ryku silnika odjechała swoja leciwą Hondą spod mojego domu,
posyłając mi chytre uśmieszki. I tym razem moja kobieca intuicja również mnie
nie zawiodła, choć wszystko wskazywało na to, że po prostu usilnie doszukiwałam
się problemu tam, gdzie według Sophie go nie było! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pij i nie siej fermentu! – Powtarzała
mi jak mantrę i zamawiała następną kolejkę, uciszając Czarnym Ruskiem moją
lamentującą od czasu do czasu podświadomość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Cóż było robić? Postanowiłam siedzieć
grzecznie przy barze i poczekać na rozwój wydarzeń. Jak się pewnie domyślacie
czekać nie trzeba było zbyt długo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale zacznijmy od początku…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Około godziny dziewiętnastej piętnaście
wyszłam z łazienki po blisko półtorej godzinie moczenia się w gorącej wodzie
naszprycowanej podwójną dawką (tak dla pewności) lawendowej soli do kąpieli o
właściwościach relaksacyjnych i uspokajających. Ubrałam biały szlafrok podobny
do tych, jakie serwują swoim gościom szalenie ekskluzywne hotele i stojąc przed
otwartą szafą w sypialni, wyrzuciłam z impetem na podłogę wszystkie ciuchy,
które udało mi się zmieścić w walizce i zabrać ze sobą, a które kilkanaście
godzin temu z nudów tak pięknie ułożyłam na półkach w równiutkich stosach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po trwającym nie dłużej niż kilka
sekund castingu na idealny ciuch tego wieczoru wygrała krótka, sportowa
sukienka w kolorze pudrowego różu, z rozkloszowanym dołem, łódkowym dekoltem
odkrywającym ramiona oraz rękawami sięgającymi łokci. Cóż, może i nie był to
idealny strój na imprezę w klubie, ale mając do wyboru stare dżinsy, w których
pewnie bym się zakisiła, kolorowe podkoszulki z nadrukiem bohaterów kreskówek,
albo znoszone dresy, oszpecone przez ogromną dziurę na kolanie, za którą
odpowiedzialny jest Pan Były Cham vel Kierowca Motoru, to sami rozumiecie, nie
było mowy o innym wyborze. Z dwojga, a raczej trojga złego, lepiej w tę stronę,
prawda? <span style="font-family: "wingdings";">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z makijażem też nie zaszalałam. Postawiłam na lekką
warstwę podkładu, z powodzeniem tuszując piegi, które za każdym razem pojawiały
się na mojej buzi, kiedy przesadziłam ze słońcem, na powieki nałożyłam beżowy
cień z mieniącymi się perłowymi drobinkami, natomiast usta pociągnęłam szminką
o malinowym kolorze. Najwięcej uwagi poświęciłam rzęsom, nakładając na nie
(oczywiście z szeroko otwartymi ustami) dwie warstwy wodoodpornego tuszu, a
policzkom dodałam sztucznych rumieńców wspomagając się różem o ładnym koralowym
odcieniu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zegarek stojący na nocnej szafce przy łóżku wskazywał
dwudziestą trzydzieści. Odetchnęłam głęboko i wiedząc, że zostało mi już
niewiele czasu do wyjścia przeczesałam szczotką wysuszone wcześniej włosy
pozostawiając je rozpuszczone, a na stopy włożyłam białe conversy sięgające za
kostkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przynajmniej będzie mi wygodnie –
powiedziałam do swojego odbicia w lustrze i oglądając się uważnym wzrokiem z
każdej strony skinęłam głową na znak, że jestem gotowa na podbój Hybrydy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przemierzałam ulice Stodolnej szybkim,
miarowym krokiem, co chwilę zerkając na błyszczący na moim nadgarstku zegarek. Za
piętnaście dziewiąta. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O kurczę! – Jęknęłam i przyspieszyłam kroku,
dziękując mojemu Aniołowi Stróżowi, który musiał nade mną czuwać, kiedy
zastanawiałam się nad wyborem butów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wyłoniłam się zza zakrętu i zobaczyłam czekającą już
na przystanku Zosię. Była wyraźnie zniecierpliwiona. Chodziła w kółko z
przytkniętym do ucha telefonem, wolną ręką poprawiając co chwila zsuwającą się
z jej ramienia małą, pikowaną torebkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No nareszcie! Ruchy, bo jedzie!–
Krzyknęła, kiedy już mnie zauważyła, a ja jak na komendę puściłam się biegiem w
jej stronę, choć jeszcze jakiś czas temu, o ironio, modliłam się, żeby nie
zdążyć na ten cholerny autobus.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na przystanek dotarłam równo z
kierowcą, który tak jak zakładała Zosia, przyjechał kilka minut przed czasem,
zmuszając mnie tym samym do nadprogramowego wysiłku fizycznego. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dobry, dwa do Lipek – powiedziała
oschle, kiedy tylko otworzyły się przed nami drzwi. Weszłyśmy do środka,
podając pulchnemu kierowcy w podeszłym wieku wyliczoną sumę pieniędzy i
puszczając mimo uszu jego dwuznaczne docinki, jak nie trudno się domyśleć o
lekkim zabarwieniu erotycznym, zajęłyśmy miejsca jak najdalej od niego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Stary pierdziel – syknęłam głośniej
niż zamierzałam, ściągając na siebie gromkie spojrzenie starszej pani siedzącej
kilka miejsc przed nami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tyle jego – Zośka machnęła niedbale
ręką jakby opędzała się od natrętnej muchy, po czym zwróciła się do mnie z
oburzeniem w głosie – A tobie co, telefon ukradli? Dzwoniłam chyba z tysiąc razy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie wzięłam z domu – skłamałam. Tak
naprawdę to kompletnie o nim zapomniałam, w połowie drogi się kapnęłam, ale już
nie było czasu się wracać, tym bardziej, że stary przesąd mówi, że to przynosi
pecha. Zresztą, mnie i bez tego pech nie opuszcza, ale losu lepiej nie kusić,
prawda? – Mówiłaś, że mam się dziś dobrze bawić i nie wylewać za kołnierz, więc
wolałam na wszelki wypadek zostawić go w domu. – Ciągle się zastanawiam, jak to
możliwe, że język mi jeszcze kołkiem nie stanął?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– I to jest prawidłowe podejście –
pisnęła podekscytowana i uniosła dłoń nad głowę, a ja z szerokim uśmiechem na
ustach przybiłam jej „piąteczkę”, czując się wyjątkowo swobodnie z kłamstwem na
ustach w tym śmierdzącym starością autobusie, mimo głodnych spojrzeń
podstarzałego kierowcy-zboczeńca oraz zdrowasiek zmawianych przez staruszkę w
naszej intencji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Muszę przyznać, że Zośka wyglądała
przepięknie, jakby urwała się z okładki czasopisma o modzie albo prosto z
czerwonego dywanu. Miała na sobie sięgającą do połowy ud koronkową sukienkę z
długim rękawkiem i odkrytymi plecami w ciepłym odcieniu beżu, która ciasno
przylegała do jej ciała podkreślając kształtny biust, szczupłą talię oraz
krągłe pośladki. A czarna, niewielka torebka na łańcuszku wprost idealnie
pasowała do czółenek w tym samym kolorze, których wysoki obcas przyprawiał mnie
o dreszcze. Jedyne, co ją różniło od „gwiazd showbiznesu” to brak choćby grama
makijażu na twarzy. Nie potrzebowała go, mógłby ją tylko oszpecić. Była
elegancka, a przy tym tak dziewczęca, że nie sposób było oderwać od niej
wzroku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wyglądam koło ciebie jak worek cebuli
– skwitowałam, kiedy Zośka rzuciła mi pytające spojrzenie unosząc brew w
zabawny sposób.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Weź przestań! – Wybuchnęła głośnym,
gardłowym śmiechem, na co staruszka siedząca przed nami odwróciła się i z
rezygnacją pokręciła głową, jakby nie było już dla nas ratunku a sam lucyfer
nie mógł się doczekać na nasze przybycie. – A tak w ogóle to miałaś mi coś
opowiedzieć. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A bo ja wiem, co? Jak od ciebie
wychodziłam to powiedziałaś coś w stylu „szkoda, że już jedziesz, tyle ci
chciałam jeszcze powiedzieć”. – Co, jak co, ale naśladowanie mojego głosu
wychodzi jej koszmarnie. Ja wcale tak nie piszczę! I nie zawodzę! I mówię
wyraźniej!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Faktycznie miała rację. Chciałam jej
opowiedzieć o kulturalnym, miłym i zabójczo przystojnym panu Szymonie oraz o
aroganckim, kłótliwym Chamie, który jak się okazało podczas ostatniego
spotkania przeżył wewnętrzną przemianę i stał się miłym i zabawnym Kierowcą
Motoru. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niczym Gustaw - Konrad z „Dziadów”.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale by było jakby się okazało, że
naprawdę nosi któreś z tych imion <span style="font-family: "wingdings";">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie chciałam mieć przed Zośką tajemnic,
w końcu jest póki co jedyną osobą, z którą mogę pogadać o wszystkim, ale
uznałam, że podejmowanie zawiłego tematu wyżej wymienionych delikwentów to
niezbyt dobry pomysł biorąc pod uwagę fakt, że zaraz miałyśmy wychodzić z
autobusu i nie mogłabym opowiedzieć jej o każdym, nawet najdrobniejszym
szczególe naszej znajomości. Poza tym to miał być babski wieczór, miałyśmy się
zabawić i zapomnieć o problemach, prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Długa historia i kiedyś z chęcią ci
ją opowiem – rzuciłam jakby od niechcenia, starając się by mój głos brzmiał
obojętnie a twarz nie wyrażała żadnej emocji. Wiedziałam, że jeśli zawahałabym
się choćby na moment Zośka by mi tego nie odpuściła. – Oczywiście pod
warunkiem, że uda mi się przeżyć dzisiejszą imprezę – zażartowałam i
szturchnęłam ją w bok, mając nadzieję, że dzięki temu uda mi się odwieść ją od
niewygodnego, przynajmniej w tamtym momencie, tematu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Na pewno? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jasne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przy najbliższej okazji?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przy najbliższej okazji – ścisnęłam
jej wyciągniętą dłoń na znak złożonej obietnicy, i ciesząc się w duchu, że
przynajmniej teraz nie będę musiała zadręczać się myślami, odetchnęłam głośno
poprawiając włosy, które gęstą kaskadą opadły mi na ramiona łaskocząc odkrytą
skórę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Zośka?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A twój brat nas odbierze? –
Zapytałam, przypominając sobie o jej chytrym planie przekupienia go obiadem.
Powiódł się? Tak czy nie? Jej mina była nieodgadniona, aż w końcu nie
wytrzymała wybuchnęła śmiechem energicznie potrząsając głową, a mi dosłownie kamień
spadł mi z serca i roztrzaskał się o szarą, gumową podłogę pod stopami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A coś ty myślała! Mój makaron
zapiekany z szynką i pieczarkami potrafi zdziałać cuda. Dziwię się tylko, że
jeszcze nie dostałam gwiazdki Michalin za wybitne osiągnięcia. – Z nadąsaną
miną wyjęła z torebki bezbarwną pomadkę i musnęła nią swoje pełne usta – Mam do
niego zadzwonić jak już będziemy miały dość. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To nie będzie go na imprezie?
Myślałam, że go w końcu poznam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie, chyba nie. Zresztą z nim nigdy
nic nie wiadomo – wzdrygnęła się i zbliżyła twarz do szyby z śledząc z uwagą
zmieniający się za oknem krajobraz – No to pupka do góry, wysiadamy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Będzie dobrze – szepnęłam do siebie
pokrzepiająco i nie wdając się z kierowcą w zbędne dyskusje pospiesznie
wysiadłyśmy z autobusu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Od przystanku do Hybrydy dzielił nas
piętnastominutowy spacerek. Zosia szła obok mnie miarowym, pewnym krokiem, z
gracją kołysząc krągłymi biodrami, jakby znajdowała się na światowej sławy
wybiegu a nie na nierównej i dziurawej jak szwajcarski ser wyboistej drodze. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Klub może i był niewielki, ale trzeba
przyznać, że miał swój klimat. Wzrok przyciągał stojący na środku pomieszczenia,
wyposażony w rozmaite alkohole duży, okrągły bar, za którym w pocie czoła
uwijała się dwójka mężczyzn prezentując publiczności zgromadzonej przed ciemną,
marmurową ladą pokaz swoich barmańskich umiejętności. Nad ich głowami wisiały
tysiące jasnych światełek skrytych w przezroczystych przewodach, które mrugając
wesoło w rytm muzyki, odbijały się w ogromnych lustrach zdobiących ściany. Wystarczyło
przekroczyć próg, a nie sposób było pozbyć się wrażenia, że cały klub pulsuje i
tętni życiem. Między barem a białymi lożami o wysokich oparciach ustawionych do
siebie tyłem znajdowała się przestrzeń, którą wypełniało morze ludzi kołyszących
się w zgodnym rytmie płynącej z głośników melodii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Chodź! – Krzyk Zośki wyrwał mnie z
zamyślenia i nim się spostrzegłam siedziałam już przy barze na wysokim krześle
obitym białą skórą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Witaj skarbie! Jak zwykle piękna –
Jeden z barmanów wyrósł przed nami jak spod ziemi, omiótł Zosię badawczym
wzrokiem i ściskając jej dłoń ukłonił się nisko, jak mieli to w zwyczaju robić
rycerze ślepo zakochani w swoich księżniczkach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jak zwykle uroczy – oddała mu
uśmiech, zalotnie mrugając długimi, czarnymi jak heban rzęsami. – Klara,
pozwól, że ci przedstawię. Ten tutaj, pożal się Boże, Adonis, ma na imię…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Żaden Adonis – wszedł jej w słowo
przenosząc radosne spojrzenie szaro-niebieskich oczu na mnie – Po prostu Bartek
– wyciągnął w moją stronę dłoń i kolejny raz zaczął odgrywać scenę rodem z
osiemnastowiecznego zamku, czym wywołał wśród nas salwy głośnego śmiechu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Klara – jęknęłam i jak przystało na prawdziwą damę
odpowiedziałam mu delikatnym skinieniem głowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W takim razie, drogie panie, czym mogę służyć? –
Zrobił dwa kroki w tył i rozłożył ręce prezentując się nam w pełnej okazałości.
Muszę przyznać, że był przystojny, choć zupełnie nie w moim typie. Jak dla mnie
zbyt drobniutki i aż nad to wyfiokowany. Mając do wyboru brodatego osiłka z
siekierą w dłoni lub tego wypindrzonego Czarusia, brałabym drwala bez cienia
zastanowienia. Jakkolwiek to brzmi! – Jestem cały do waszej dyspozycji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Już otworzyłam usta, chcąc zamówić szklankę, a
najlepiej cały dzbanek lodowatej wody z plasterkami cytryny i listkami mięty, o
której marzyłam odkąd wsiadłam do tego bliskiego autodestrukcji i śmierdzącego
starością autobusu, ale niestety Zośka była szybsza. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dwa Ruski – oznajmiła rzeczowym tonem bez wahania. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Kim jest ta dziewczyna i gdzie się
podziała spokojna pracownica stadniny, którą poznałam kilka dni temu?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czarne? Białe?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czarne. Dziś potrzebujemy czegoś mocniejszego,
prawda Klara? – W oczach Zośki tańczyły dwie iskierki. Niestety nie można było
powiedzieć tego samego o mnie. Mój wzrok wyrażał jedynie panikę i chęć jak
najszybciej ewakuacji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Się robi, królowo – skinął głową uśmiechając się
porozumiewawczo do Zośki i zabrał się za przygotowanie drinków. Z przerażeniem
przyglądałam się jak napełnia wysoką szklankę, stanowczo zbyt dużą ilością
wódki, a potem zabarwia ją odrobiną coli i dodaje kilka kostek lodu. Szczerze
mówiąc mógł sobie podarować tą colę i tak było jej tam tyle, co kot napłakał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Do dna – udekorował brzegi szklanek
plasterkiem cytryny i postawił przed nami drinki zanurzając w nich kolorowe
słomki – A teraz, panie wybaczą, muszę obsłużyć jeszcze kilka innych
spragnionych mojej uwagi klientek. – Ucałował nasze dłonie i już po chwili
czarował dwie naiwne dziewczyny rycerską zagrywką opanowaną do perfekcji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Sophie? Czy on jest… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Gejem? – Weszła mi w słowo wybuchając
głośnym śmiechem – Nie, on tylko tak wygląda.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Chodziło mi raczej o to, czy on jest
tym chłopakiem, w którym się podkochujesz<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie! Uchowaj Boże! Bartek to tylko
dobry kolega, nic więcej – uniosła w górę szklankę czekając aż zrobię to samo,
po czym z wyraźnym zadowoleniem malującym się na jej rumianej twarzy pociągnęła
długi łyk. Poszłam w jej ślady, jednak nie potrafiłam się zdobyć na uśmiech.
Połknęłam niewielką ilość drinka, zaciskając dłoń na kryształowej szklance i
mrużąc oczy od cierpkiego alkoholu, który drażnił moje nozdrza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak myślałam, ale wolałam się upewnić – powiedziałam
wykrzywiając usta w grymasie, wciąż czując w przełyku gorzki, palący od środka
alkohol.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nagle twarz Zosi z radosnej i promiennej, stała się
zacięta i wroga. Jej oddech momentalnie przyspieszył. Był krótki i płytki, jakby
zmieniła się w walczącą o powietrze rybę, którą morze wyrzuciło na brzeg. Tyle
że ona była nieruchoma. Siedziała sztywno wyprostowana jak struna wpatrując się
przed siebie szaleńczym wzrokiem. Jej oczy płonęły gniewem, zmieniając barwę na
jeszcze ciemniejszą, a roześmiane dotąd usta ułożyły się w wąską linię. W
tamtej chwili przypominała mi Królową Śniegu z baśni Andersena, podobnie jak
ona była lodowata i surowa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co jest? – Zapytałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 324.0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O wilku mowa – syknęła podnosząc szklankę do ust. Wypiła
duszkiem całą zawartość i z głośnym szczękiem szkła odstawiła puste naczynie na
marmurową ladę. Podążyłam za jej spojrzeniem i podobnie jak ona zamarłam. Z
tańczącego tłumu młodzieży wyłonił się łysy, szczupły i nieprzeciętnie wysoki
chłopak, który niepewnym krokiem, nieco przygarbiony, zmierzał w naszą stronę.
Do złudzenia mi kogoś przypominał i właściwie do tej pory zachodzę w głowę,
kogo, a ta myśl po prostu nie daj mi spokoju. Przeszukałam w pamięci wszystkich
aktorów, wokalistów, sportowców, a także byłych uczniów i nauczycieli mojej
szkoły, oraz ojców i braci moich koleżanek, ale żaden z nich nie odpowiadał
pociągłej, bladej twarzy z mocno zarysowanymi kościami policzkowymi i
szpiczastym podbródkiem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zosia? Cześć, nie mówiłaś, że tu będziesz – zajął
miejsce na wolnym hokerze obok i rzucił jej kilka przelotnych spojrzeń, jakby
unikał jej wzroku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jakoś nie było okazji – powiedziała oschle, dając
znak Bartkowi, by napełnił nasze szklanki. Gdyby nie jej trzęsąca się łydka
oraz unosząca się i opadająca w przyspieszonym tempie klatka piersiowa można by
było przypuszczać, że niespodziewana wizyta nie wywarła na niej żadnego
wrażenia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No tak, a Kuba jest?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, jestem z przyjaciółką – kiwnęła głową w moją
stronę, a na twarzy chłopaka namalowało się zaskoczenie, jakby dopiero zdał
sobie sprawę z mojej obecności. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę taksując
mnie uważnym spojrzeniem spod wachlarza długich rzęs. Przyznam, że czułam się
trochę niepewnie będąc obiektem wyraźnego zainteresowania z jego strony. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tomek – wyciągnął w moją stronę dłoń i uśmiechnął
się szelmowsko, a ja omal nie zwymiotowałam czując nieprzyjemny dreszcz, który
rozszedł się po całym moim ciele i nim zdążyłam odpowiedzieć cicho i niepewnie
„Klara” chłopak wrócił wzrokiem do Zośki, która patrzyła na niego z szeroko
otwartymi oczami i ustami wykrzywionymi w grymasie niezadowolenia. – Muszę
lecieć, przypomniałem sobie, że mam coś do załatwienia – powiedział, podnosząc
się z krzesła – Będziesz tu jeszcze trochę? Może za godzinę uda mi się wpaść z
powrotem i moglibyśmy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie wiem – przerwała mu stanowczym tonem – Może?
Zależy…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No to na razie, cześć Klara, miło było poznać –
pożegnał się i pospiesznym krokiem skierował się w stronę wyjścia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co to było?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Miałam zapytać o to samo – Zosia głośno wypuściła
powietrze i ciągle drżącymi dłońmi rozmasowała skronie. – Dokąd cię nie
zauważył zachowywał się w miarę normalnie, potem… kurcze gapił się na ciebie jak
wygłodniały pies na kawałek pachnącej szynki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie no, bez przesady – Chciałam ją pocieszyć, tylko
kompletnie nie miałam pojęcia jak, wszystkie słowa, które przychodziły mi na
myśl wydawały się zupełnie bez sensu – Sophie a może chcesz wracać do domu, co?
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mowy nie ma! To, że ulokowałam uczucia w jednym z
najgorszych facetów jakich znam, nie znaczy, że będę siedzieć w domu i całymi
dniami wyć w poduszkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czyli co, rozumiem, że znasz kogoś równie
nieodpowiedniego, tak? Powiedz, kto to taki, żebym wiedziała kogo na przyszłość
unikać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mój brat – powiedziała z pełnym przekonaniem nie
zastanawiając się nad wyborem nawet przez sekundę. Czy chłopak, który wyrył w
drewnie piękny cytat o miłości może być, aż tak zły jak ona go przedstawia? –
Dziewczyna, która się w nim zakocha, będzie miała przesrane, może nawet jeszcze
bardziej niż mam ja przez Tomka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Myślisz, że przyjedzie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie wiem – wzruszyła ramionami i ponownie opróżniła
szklankę – Właściwie mam to gdzieś.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Na pewno wszystko w porządku? – Złapałam ją za rękę
i mocno ścisnęłam, skoro nie potrafiłam dodać jej otuchy słowami, chciałam przynajmniej
tym drobnym gestem pokazać jej, że co by się nie działo, ma we mnie wsparcie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Na pewno. Nie mam zamiaru teraz się tym zamartwiać,
w końcu przyjechałyśmy się tu dobrze bawić, co nie? – Ścisnęła mnie za rękę i
mocno szarpnęła o mały włos nie zrzucając mnie z krzesełka, a kiedy udało mi
się odzyskać równowagę pociągnęła mnie w stronę parkietu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przyznam, że już dawno nie czułam się tak swobodnie.
Wszystkie negatywne emocje, które buzowały we mnie, od kiedy dostałam list po
prostu wyparowały, a płynąca z głośników muzyka, kolorowe światła mrugające nad
naszymi głowami, ludzie tańczący wokół, śpiewający i uśmiechający się do mnie,
to wszystko wlało w moje serce nadzieję, i uświadomiło, że nie warto się
martwić się na zapas i czasem trzeba się po prostu zresetować. Najlepiej z
Zośką u boku i Czarnym Ruskiem w dłoni. Jakkolwiek to brzmi <span style="font-family: "wingdings";">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wirowałyśmy na parkiecie dobrą godzinę, a kiedy mi
zaczęło brakować tchu a Zosia oznajmiła, że nie czuje nóg wróciłyśmy do baru i zamówiłyśmy
następną kolejkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Znasz ją? – Wskazałam dyskretnie palcem na tańczącą
niedaleko nas dziewczynę, którą spotkałam kilka dni temu w sklepie pani Lodzi.
Tym razem również rzucała się w oczy. Miała na sobie coś, co w zamyśle miało
być spódnicą, a wyglądało raczej na skórzaną opaskę z trudem zakrywającą jej
cztery litery, natomiast spod dopasowanej do ciała koronkowej bluzki na wąskich
ramiączkach prześwitywał stanik w kolorze neonowego różu, który idealnie
komponował się ze szpilkami w identycznym odcieniu, a długie włosy mieniące się
we wszystkich kolorach brązu, żółci i czerwieni związała w wysoki kucyk na
czubku głowy. Obok niej oprócz wianuszka zaślinionych facetów, liczących na łut
szczęścia, tańczyły jeszcze dwie dziewczyny. Sądząc po ubiorze i krzykliwym
makijażu musiały należeć do jej paczki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niestety znam – syknęła posyłając w jej stronę
nienawistne spojrzenie – To Weronika Czerwińska, niezły charakterek. Dosłownie
nie trawię panny. Wydaje się jej, że skoro śpi na pieniądzach wszystko jej
wolno i może pomiatać innymi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pochodzi z bogatego domu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mhm – przytaknęła – Jej rodzice prowadzą hotel za
miastem, ale nie wydaje mi się, żeby to było aż tak dochodowe. Muszą oprócz
tego robić jakieś lewe interesy, przynajmniej tak mi się wydaje… Zresztą
nieważne, laska ma w głowie trociny i całe szczęście, że ona i Kuba to już
przeszłość, nie zniosłabym takiej bratowej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czemu się rozstali?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobre pytanie – prychnęła pod nosem – Tego nie wie
nawet wróżbita Maciej, ale to musiało być coś poważnego, bo naprawdę mocno to
przeżywał. Nie wracał do domu przez kilka dni, a potem jak już się odnalazł to
wziął sobie tydzień bezpłatnego i chlał na umór dzień w dzień. Mi się wydaje,
że musiała go oszukać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W sensie zdradzić czy okłamać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zdradzić. Jak widzisz laska nie stroni od facetów,
choć podobno umawia się teraz z jakimś chłopakiem, z tego co wiem dużo starszym
od niej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Faktycznie, nie stroniła od facetów. Jeden z nich,
który do niedawna tańczył przy niej naprężając mięśnie i uśmiechając się
wymownie teraz trzymał ją jedną ręką za tyłek, drugą ściskał piersi, i na
środku parkietu całował się z nią tak zapamiętale, że mało jej nie połknął.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ciekawe czy przynajmniej zdążyła się przedstawić –
prychnęłam, przyglądając im się z niesmakiem i odrazą<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie musiała, tutaj każdy ją zna. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Cześć – usłyszałyśmy za sobą niski, męski głos i
obie aż podskoczyłyśmy łapiąc się niemal w tym samym momencie za serce. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tomek? – Twarz Zośki zrobiła się w jednej sekundzie
blada jak kilo mąki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bałem się, że nie zdążę, ale cieszę się, że jeszcze
nie uciekłaś – posłał jej niepewny uśmiech, tym razem kompletnie mnie
ignorując. – Możemy pogadać?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zośka milczała jak zaklęta. Była tak zdezorientowana
zachowaniem Tomka, że jedyne, na co było ją stać to cichy jęk, kilka mrugnięć
oraz dwa płytkie oddechy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wyjdziemy na zewnątrz? – Nerwowo przestąpił z nogi
na nogę i kilkakrotnie przejechał językiem po kolczyku zdobiącym, lub
szpecącym, jak kto woli, dolna wargę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Idź – zachęciłam ją, kiedy obróciła się w moją stronę
i posłała mi pytające spojrzenie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Na pewno? Nie będziesz zła? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zwariowałaś, niby czemu?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wzruszyła tylko ramionami, posyłając mi „coś”, co jak
się domyślam miało być uśmiechem, i w towarzystwie przewyższającego ją o jakieś
trzydzieści centymetrów Tomka, wyszła na zewnątrz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I od tamtej chwili wieczór zaczął się sypać,
zmieniając się dosłownie na moich oczach w jedną wielką katastrofę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jakżeby inaczej!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Korzystając z okazji, że nie było koło nie Zosi, dla
odmiany zamówiłam sobie niegazowaną wodę z miętą i plasterkiem cytryny, o
której marzyłam odkąd weszłam do Hybrydy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Potrzebujesz jeszcze czegoś? Pójdę na przerwę póki
trochę się uspokoiło. W razie czego Olek się tobą zajmie – wskazał palcem na
drugiego barmana, a po chwili zniknął za drzwiami z tabliczką „Wejście dla
personelu”. Trzymając w dłoniach
lodowatą szklankę z wodą odprowadziłam go wzrokiem, a potem skupiłam się na
tańczących na parkiecie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I wtedy go zobaczyłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kierowca Motoru stał jakieś dziesięć metrów ode mnie
oparty o betonowy filar. Ręce miał wpuszczone w kieszenie czarnych spodni, a
wzrok utkwiony we mnie. Chciałam się uśmiechnąć, pomachać mu i kto wie być może
nawet wypić drinka w jego towarzystwie, w końcu ostatnim razem tak miło nam się
rozmawiało, ale w porę zrezygnowałam. Przypominał jastrzębia, który siedząc na
gałęzi drzewa uważnie obserwuje swoją ofiarę i czeka na dogodny moment by
zaatakować. Tak, czułam się jak myszka. Bezbronna i przerażona na widok jego
surowego i pełnego niechęci spojrzenia. Był wyraźnie niezadowolony. Głowę zwiesił
między szerokimi, nieco zgarbionymi ramionami, lustrując mnie lodowatym
spojrzeniem czarnych oczu. Widocznie topór wojenny wcale nie został między nami
zakopany, choć całkiem niedawno wszystko na to wskazywało. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A podobno to kobiety są zmienne…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I w momencie, kiedy już miałam się odwrócić do niego
plecami i skupić się na uspokojeniu oddechu a przy okazji łomoczącego serca,
które o mały włos nie rozsadziło mi klatki piersiowej, podeszła do niego
Weronika i rzuciła mu się na szyję. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że byłam
bliska zawału, ale nie z powodu wylewności jej uczuć, którymi zapragnęła w
tamtym momencie go obdarować, ale z powodu jego reakcji, a właściwie jej braku.
Nadal stał w tym samym miejscu, z rękami w kieszeniach, nisko spuszczoną głową
i lodowatymi źrenicami utkwionymi we mnie, jakby kompletnie nie zauważył
klejącej się do niego Weroniki, która raz po raz przywierała do jego policzka
ustami pomalowanymi szminką w kolorze wściekłego różu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Puszczalski glonojad – jęknęłam do siebie i czując,
że już dłużej nie uniosę ciężkiego spojrzenia Kierowcy Motoru, odwróciłam się
zamawiając u Bartka, który właśnie wrócił z przerwy podwójnego Czarnego Ruska.
Posłał mi ciekawskie spojrzenie, ale na szczęście o nic nie pytał, tylko od
razu wziął się do roboty napełniając szklankę po same brzegi wódką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Opróżniłam ją natychmiast i przegrywając walkę z
wrodzoną ciekawością, którą w tamtym momencie usilnie próbowałam w sobie zdusić
alkoholem, odwróciłam się w stronę filara, o który do niedawna opierał się
Chamski Kierowca Motoru, z wiszącą mu na szyi Weroniką. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Napisałam „do niedawna”, ponieważ kiedy się obróciłam
jego już nie było. Jej zresztą też. Czy to możliwe, żeby to był ten starszy
chłopak, z którym podobno teraz się umawia? Szczerze mówiąc trochę w to wątpię.
Nie widać między nimi zbyt dużej różnicy wieku. Może po prostu należy do
wianuszka śliniących się na jej widok facetów?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mam dość –Z zamyślenia wyrwał mnie zrezygnowany głos
Zosi, która z kwaśną miną i głośnym westchnieniem opadła na stojące obok mnie
krzesło. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Nie ty jedna<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co powiedział?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To, co zwykle – wzruszyła ramionami i znacząco
pociągnęła nosem przecierając przy tym wierzchem dłoni szklące się
zaczerwienione oczy – Że mu na mnie zależy i bardzo mu się podobam, ale nie
chce ze mną być, bo się boi, że mnie zrani.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co?! Chyba żartujesz! Co za…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Idiota, debil, kretyn, imbecyl, matoł… Wiem, Klara,
ja to wszystko doskonale wiem, ale to nie zmienia faktu, że ciągle wlepiam w
niego maślane gały, a na sam dźwięk jego głosu czuję w brzuchu motylki, nawet
jak mówi, że ma mnie gdzieś! – Krzyknęła, po czym zacisnęła pięści i zasłoniła
rękoma twarz, jakby broniła się przed uderzeniem. Idealne porównanie, to, co
powiedział jej Tomek było niczym innym jak mocnym kopniakiem prosto w głowę. –
Zadzwonisz do Kuby, chcę już wracać do domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jasne – wyjęłam z jej torebki telefon i z krótkiej
listy kontaktów wybrałam numer jej brata. – Abonent jest czasowo niedostępny –
powtórzyłam za głosem, który odezwał się po drugiej stronie zaraz po tym jak
nacisnęłam zieloną słuchawkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co? – Zośka wyrwała mi z ręki komórkę, a już po
kilku sekundach kipiąc ze złości, rzuciła nią na marmurowy blat. – Rozszarpię
go! Przysięgam! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Może po prostu nie ma zasięgu? Pewnie zaraz się
odezwie – starałam się ją uspokoić, choć przyznam, że sama nie wierzyłam w ani
jedno moje słowo. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Siedziałyśmy przez kilkanaście minut w ciszy wpatrując
się w leżący przed nami telefon, który uparcie milczał, a moja intuicja
podpowiadała mi, że to się raczej nie zmieni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Sophie, mamy jakiś plan awaryjny?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Muszę pomyśleć – powiedziała ziewając przeciągle, a
po chwili uśmiechnęła się delikatnie i wyprostowała przenosząc swój wzrok z
telefonu na wycierającego ladę barmana – Bartuś, mogę mieć do ciebie prośbę?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dla ciebie wszystko – ukłonił się teatralnie i
zarzucił sobie na ramię ściereczkę, przyglądając się Zosi z uwagą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Podrzucisz nas do domu? Tak się składa, że Kuba nas
olał i tak jakby zostałyśmy na lodzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie ma sprawy, ale kończę dopiero za jakieś dwie
godziny. Musicie poczekać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No trudno, innego wyjścia nie mamy – westchnęła
próbując ponownie dodzwonić się do Kuby. – A możemy przynajmniej poczekać w
aucie? Głowa mi zaraz pęknie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Bartek zniknął za drzwiami wejścia dla personelu, a po
chwili wrócił z powrotem ściskając w dłoni pęk kluczyków.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Myślisz, że się odezwie? – Zapytałam, kiedy
przemierzałyśmy parking w poszukiwaniu czerwonego Matiza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Oby, bo nie ręczę za siebie – syknęła, wskazując
palcem stojący pod drzewem samochód.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jak nie trudno się domyśleć, wcale się nie odezwał i
za pięćdziesiątą próbą dodzwonienia się do niego ciągle miał wyłączony telefon.
Faktycznie Zośka miała rację, w zawodach na „Najgorszego Faceta Pod Słońcem”
rozkłada Tomka na łopatki!!!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wracam do łóżka, ciągle czuję jeszcze w sobie Czarnego
Ruska.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Boże, jak to zabrzmiało!<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
---------------------------------------------------------------------------</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: 14.0pt;">Dłuuuuuuuuugi rozdział, mam nadzieję, że was nie uśpiłam
</span><span style="font-family: "wingdings"; font-size: 14.0pt;">J</span><span style="font-size: 14.0pt;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: 14.0pt;">Chyba nie potrafię pisać „krócej”, kilka razy
wspominałam, że podobnie jak Klara cierpię na nieuleczalny słowotok, więc
jestem usprawiedliwiona, prawda?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: 14.0pt;">Działo się? Piszcie cokolwiek, jestem ciekawa waszej
opinii!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: 14.0pt;">Wietrzycie tu jakiś podstęp? Jak myślicie, co będzie
dalej?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: 14.0pt;">Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia za dwa tygodnie,
no chyba, że pod tym rozdziałem padnie rekord komentarzy </span><span style="font-family: "wingdings"; font-size: 14.0pt;">J</span><span style="font-size: 14.0pt;"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-size: 14.0pt;">Jestem przekupna!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-59874520765332064762016-01-21T13:24:00.000+01:002016-01-21T13:25:35.536+01:00Cześć wszystkim :)<br />
<div>
<br /></div>
<div>
A co tutaj tak cicho ostatnimi czasy? Hmmm? </div>
<div>
Sporo wyświetleń (za które oczywiście z całego serca dziękuję), ale coś słabo z komentarzami, choć przyznam, że spodziewałam się lawiny. No dobrze, miałam nadzieję na lawinę komentarzy :)</div>
<div>
Czy przez tą zimę za oknem, może po prostu skostniały wam z zimna paluszki i nie byliście w stanie pokusić się o kilka zdań :) Mam rację?</div>
<div>
A tak na poważnie to zastanawiam się, jak wiele osób przeczytało poprzedni rozdział i czy wklejać już nowy czy jeszcze poczekać?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Przepraszam, trochę dziś smęcę, a to dlatego, że wszystko mnie boli i chyba łapie mnie ZNÓW jakieś paskudztwo :/</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dziękuję za wszystkie miłe słowa, każdy kto pisze opowiadanie, wie jak bardzo potrafi zmotywować cos w stylu "dobra robota", albo "liczyłam na coś więcej, postaraj się następnym razem bardziej" :)</div>
<div>
Poza tym cieszy mnie ogromnie wasza obecność, podparta setkami dziennych wyświetleń. Póki co sama mam mało czasu na przyjemności czyli odwiedzanie waszych blogów, urlop się skończył, a zaczęło się prawdziwe życie. Ech :/</div>
<div>
Tysiu daj mi jeszcze troszkę czasu :) zjawię się na pewno.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
A teraz dziękuję za uwagę i korzystając z okazji zapraszam do poprzedniego rozdziału wszystkich bez wyjątku :)<br />
<br />
<a href="http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/2016/01/12-kto-jest-bardziej-szalony-skonczony.html">http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/2016/01/12-kto-jest-bardziej-szalony-skonczony.html</a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Aaaa no i co z kolejnym wpisem???</div>
<div>
Kiedy ma ujrzeć światło dzienne? Jutro czy za tydzień?</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Tu pisałam do Was ja-mewa, choć wszystkie zdania dyktowała Klara, w końcu to jej pamiętnik :)</div>
<div>
<br /></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-35141022602562389872016-01-15T15:43:00.000+01:002016-01-15T15:43:01.879+01:0012. Kto jest bardziej szalony, skończony wariat czy ten co myśli, że go wyleczy?<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: 14.0pt;">
<br />
</span><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-size: 14.0pt;"><span style="mso-tab-count: 8;"><span style="font-size: small;"> </span></span><span style="font-size: small;">Sobota,
16 lipca 2015, godz. 15:40</span></span><br />
<br />
<br /></div>
<span style="font-size: 14.0pt;">
</span>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po wczorajszym dziwnym dniu nastała jeszcze
dziwniejsza noc, w ciągu której nawet na krótką chwilę nie udało mi się zmrużyć
oka, mimo iż przed położeniem się do łóżka wypiłam szklankę podobno
niezawodnych ziółek na sen. A potem jeszcze jedną dla pewności… i jeszcze jedną
w akcie desperacji. Łącznie blisko litr, a efekt zupełnie odwrotny od
zamierzonego! Zamiast odpocząć i wyciszyć się po psychicznie ciężkim dniu,
tylko jeszcze gorzej się zmęczyłam. Rzucałam się z boku na bok, nie mogąc
znaleźć sobie idealnej pozycji. To skopywałam z siebie kołdrę oblana potem, to
za chwilę znów naciągałam ją po sam nos trzęsąc się z zimna jak galareta. I za
każdym razem, kiedy czułam, że powieki robią mi się coraz cięższe, i cięższe
musiałam biec do kibelka. Było nie pić tyle tych ziółek! Ja i mój Pech! Zawsze
razem, nierozłączni jak wódka i kac!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wmawiam sobie, że powodem mojej bezsenności była pełnia
księżyca oraz wyjątkowo wnerwiające komary, stale brzęczące mi nad uchem, ale
tak naprawdę chodziło o gonitwę myśli, która toczyła się w mojej głowie
nieprzerwanie, od kiedy zamknęłam za sobą drzwi po powrocie z cmentarza.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ciągle miałam przed oczami wyblakłe zdjęcie młodego
mężczyzny ubranego w wojskowy mundur oraz krótki liścik napisany koślawym
pismem na odwrocie. Kim on był i co łączyło go z babcią? I co miał na myśli
pisząc, że pragnie znów spotkać się z nią sam na sam, jak wtedy? Kiedy „wtedy”?
Czy babcia zdradzała dziadka? A może to ten mężczyzna kogoś miał? Albo ich
rodziny były zwaśnione jak w „Romeo i Julii” i musieli ukrywać swój związek?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Potem obraz młodego żołnierza rozmywał się ustępując
miejsca panu Chamskiemu i jego zatroskanej twarzy, kiedy mnie przepraszał,
klęcząc na rozmokłej ziemi przed nagrobkiem babci.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Co on tam robił? I dlaczego, do jasnej cholery, był
miły, a w niektórych momentach nawet zabawny? I dlaczego przyglądał mi się z
uwagą, wysłuchując moich narzekań, kiedy opowiadałam mu o życiu w Warszawie?
Kiwał głową, zadawał pytania, wzdychał… Sprawiał wrażenie, że mnie rozumiał i
może nawet trochę współczuł. Tylko czemu? No i kim był ten drugi facet, który o
mały włos nie wylądował przez niego w rowie? I dlaczego powiedział, że musiał dostać
nauczkę, bo wyraźnie zapomniał, że nie ma prawa w ogóle przebywać w Stodolnej?
Co takiego między nimi zaszło? A może tu chodzi o pana Szymona? Dziwnym trafem
jego auto akurat teraz jest w naprawie i może to on…</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Chociaż nie, nie sądzę! No, bo co wspólnego może mieć miły,
uprzejmy i przede wszystkim kulturalny mężczyzna z tym krnąbrnym, aroganckim i niemającym
żadnych skrupułów typkiem spod ciemnej gwiazdy? Absurdalne zestawienie!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pewnie spotkał kogoś swojego pokroju, i proszę,
awantura gotowa.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Głowa mi pękała od tych wszystkich pytań, które
uparcie pozostawały bez odpowiedzi. Nie mogłam dłużej leżeć w łóżku i ciągle
wpatrywać się w sufit, dlatego ubrałam się w swój znoszony dres, włosy spięłam
w niedbałego koka na czubku głowy i ziewając tak szeroko, że mogłabym połknąć
nawet słonia, zeszłam do kuchni, a pierwsze, co zrobiłam, by broń Boże nie
zachwiać porządku wszechrzeczy, to włączyłam radio i zaparzyłam sobie mocnej,
czarnej jak smoła i równie gęstej kawy.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Na dworze było jeszcze ciemno, mimo że latem słońce
wschodzi naprawdę wcześnie. Spojrzałam na okrągły zegar wiszący nad szafką. Trzecia
siedemnaście!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No pięknie – westchnęłam pod nosem, zdając sobie
sprawę, że czeka mnie naprawdę długi dzień.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I tak siedząc przy stole w kuchni, ściskając w
dłoniach gorący kubek i przyglądając się dopiero budzącej się do życia
przyrodzie, doszłam do wniosku, że najwyższy czas wziąć się za jakąś robotę, by
choć na chwilę zająć czymś ręce i głowę. Łapałam się dosłownie każdego
możliwego zajęcia. Zaczęłam od przetransportowania swojej rozbebeszonej walizki
do sypialni i poukładania złożonych w kosteczkę ciuchów w komodzie. No, bo jak
długo jeszcze moje rzeczy mogły leżeć w salonie na kanapie? Jedenaście dni to o
jakieś dziesięć za dużo! Potem jak przystało na perfekcyjną panią domu zrobiłam
pranie, pościerałam kurze, pomyłam podłogi, podlałam kwiaty, a na końcu wzięłam
się za obiad. I to jaki obiad! Coś mnie naszło na pierogi, a fakt, że nigdy
wcześniej nie miałam z tym do czynienia i nie bardzo wiedziałam jak się do tego
zabrać kompletnie mi w tym nie przeszkadzał. Byłam pewna, że skoro dobrze radzę
sobie z pieczeniem wymyślnych ciast, sklejenie nafaszerowanego serem okrągłego
placuszka nie będzie trudne. Nic bardziej mylnego, choć wydawało się, że
wszystko zmierza w dobrym kierunku. Postępowałam toczka w toczkę według
znalezionego w internecie przepisu, nawet ciasto udało mi się cieniuteńko
rozwałkować, tyle że zabrakło mi precyzji przy sklejaniu, co wyszło na jaw
podczas gotowania, kiedy moje pulchniutkie, aczkolwiek nieco koślawe pierożki
zmieniły się w rozmemłaną breję. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Czy ja aby wcześniej przypadkiem nie wspominałam o
moim pechu? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Cóż, nie samymi pierogami żyje człowiek, więc
korzystając z mnóstwa wolnego czasu zrobiłam kolejne podejście, tym razem do
spaghetti. Obiektywnie rzecz biorąc wyszło całkiem znośnie, a byłoby niemal
idealnie gdybym nie przesadziła z solą i ociupinkę dłużej podgotowała makaron,
na pewno nie strzelałby w ustach, jak<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>popping
candy.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W tamtym momencie plułam sobie w twarz, że nigdy nie
pomagałam mamie w kuchni. Nie chcąc narażać na szwank swojego zdrowia
psychicznego, które i tak już nie było w najlepszej formie, najzwyczajniej w
świecie unikałam przebywania z tą kobietą w jednym pomieszczeniu. Plusem tego
jest fakt, że obie żyjemy, nie mamy luk w uzębieniu, ani podbitych oczu czy
blizn na skórze po ugryzieniach, ale niestety są również minusy, jak choćby ten
nieszczęsny garnek oblepiony czymś, co miało być moim daniem popisowym. A jeśli
już mowa o mojej matce to wyobraźcie sobie, że dostałam dziś od niej smsa,
myślałam, że padnę kiedy zobaczyłam „Matrona” obok ikony koperty migającej na
ekranie, ale to co było w środku dosłownie ścięło mnie z nóg.</div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Courier New", Courier, monospace;">„Dojechałaś szczęśliwie?”</span></div>
<span style="font-family: "Courier New", Courier, monospace;"></span><br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Też ma zapłon! Jestem tu już od blisko dwóch tygodni a
ona się pyta czy dotarłam na miejsce? No nieźle! Może dopiero teraz zauważyła
moją nieobecność? Jeśli tak, to nawet nie chcę myśleć czym była tak bardzo
zajęta!!!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szczerze mówiąc to, aż mnie korciło, żeby odpisać jej
co o tym myślę, i uwierzcie, nie szczędziłabym sobie jadowitych, a może nawet
wulgarnych słów pod jej adresem, ale kiedy emocje trochę opadły doszłam do
wniosku, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie odpisanie, że u mnie w
porządku. Pomyślałam, że gdybym się nie odezwała, mogłaby zgłosić moje
zaginięcie, a jakoś wcale nie uśmiecha mi się być poszukiwaną przez zastępy
policji i psów tropiących. Albo co gorsza sama mogłaby się pofatygować i tu
przyjechać! Tego by było za wiele!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Słońce na dobre rozgościło się na bezchmurnym niebie,
a czerwona rtęć w termometrze za oknem rosła z minuty na minutę. Grzechem
byłoby nie wykorzystać tak pięknej pogody. Nasmarowałam się więc olejkiem do
opalania, na głowę założyłam słomiany kapelusz z dużym rondem, i ubrana w skąpe
bikini trzymając w jednej dłoni butelkę schłodzonej wody mineralnej, w drugiej
„Północ i Południe”, które zamierzałam skończyć czytać wyszłam na zewnątrz.
Niemal natychmiast uderzyła mnie fala gorąca a nagrzany chodnik parzył moje
bose stopy, nie pozwalając zatrzymać się w miejscu na dłużej niż choćby sekundę.
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Rozsiadłam
się wygodnie na leżaku, zsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, chroniąc się
przed rażącymi promieniami jaskrawego słońca i pełna nadziei, że właśnie udało
mi się odnaleźć lekarstwo na mój obłąkany umysł, otworzyłam książkę. Jednak już
po krótkiej chwili zorientowałam się, że kompletnie nie mam pojęcia o czym
czytam. Ciągle nie potrafiłam zapanować nad myślami, które uparcie biegły w
kierunku znalezionego na strychu zdjęcia oraz niecodziennego zachowania… no
właśnie kogo? Przydomek „Cham” biorąc pod uwagę to co zaszło na cmentarzu jest
już raczej nie na miejscu!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Półcham? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Nie Aż Tak Wielki Cham Jak Wcześniej?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Były Cham?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– To jakiś obłęd – jęknęłam pełna
rezygnacji, zamykając książkę z głośnym westchnieniem i odkładając ją na
okrągłym drewnianym stoliczku obok pokrytej szronem silnie schłodzonej wody
mineralnej oraz mojego telefonu, który co kilka minut cichym piknięciem
przypominał mi o bliskiej rozładowania baterii. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wtedy też się odezwał. Mało nie dostałam zawału, kiedy
wibracje wprawiły go w delikatne drgania a dźwięk dostarczonej widomości
przerwał wiszącą w powietrzu ciszę, którą wypełniały jedynie wesołe trele
krążących wokół orzecha ptaków oraz miarowe sygnały konającej baterii.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Pierwsza
przyszła mi do głowy mama z kolejnym doprowadzającym mnie do furii pytaniem,
zaraz po niej tajemniczy barman, który już od kilku dni nie dawał znaków życia,
a na końcu pomyślałam o Kierowcy Motoru (tak go będę póki co nazywać), ale
szybko odrzuciłam tą myśl, przypominając sobie, że przecież nawet nie ma mojego
numeru. Odblokowałam klawiaturę i spojrzałam na ekran.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Sophie!</div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Courier New";"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span>„Cześć, co
tam słychać za miedzą?”</span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Ulga i radość w jednym! Jakie to
szczęście, że wybrałam się na tą wycieczkę rowerową, i że poniosło mnie aż do
stadniny, w której pracuje Zośka. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
W
końcu od czasu do czasu i mnie powinno spotkać coś dobrego, a nie wiecznie
tylko ten pech, pech, i pech!</div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Courier New";"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span>„Cześć,
właśnie jestem w trakcie organizacji posiedzenia klubu użalania się nad sobą.
Dołączysz?”</span></div>
<br />
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Odpisałam
pospiesznie pół żartem, pół serio, a na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Przyszła kilka sekund po raporcie. </div>
<br />
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Courier New";"><span style="mso-tab-count: 1;"> </span>„Wyciągaj
kozetkę i szykuj kopertę, dr Sophie już jedzie na wizytę domową” </span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z piskiem zadowolenia i szerokim uśmiechem na ustach poderwałam
się z miejsca i ściskając w dłoni telefon pognałam do domu zabawnie podskakując
na palcach po nagrzanych do czerwoności płytkach chodnikowych, przypominając baletnicę
nie wartą choćby funta kłaków. Jedyne co zdążyłam zrobić nim na podjeździe
przed domem rozległo się nad wyraz głośne i nieprzyjemne dla uszu furkotanie to
podłączyć stękający telefon do ładowarki w salonie, wziąć szybki prysznic w
lodowatej wodzie, a potem naciągnąć na swoje ciało, ciągle klejące się od
olejku do opalania, zwiewną sukienkę w kolorowe kwiaty.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Cześć! – Podeszłam do auta i z całych
sił krzyknęłam do siedzącej za kierownicą Zosi, jednak zostałam ordynarnie
zagłuszona przez warczącą i krztuszącą się na przemian ciemnozieloną Hondę
Civic.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Co mówiłaś? – Zapytała, kiedy po
wyjęciu kluczyka ze stacyjki zapanowała między nami błoga cisza.<span style="mso-tab-count: 1;"> </span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Psińco! – Szturchnęłam ją w bok, starając się
zapanować nad niekontrolowanym wybuchem śmiechu – Mówiłam ci „cześć”.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Sorki, nie usłyszałam – wzruszyła
ramionami kiwając głową w stronę zaparkowanego na podjeździe nieoszczędzanego
przez korozję i wyglądającego na starsze ode mnie auta – Przysięgam, że jeszcze
trochę i je podpalę! Ten dziurawy tłumik i bliski wykończenia silnik nawet
umarlaka by postawił na nogi.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Nie, no nie przesadzaj, aż tak źle to
nie jest.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– O, patrz, patrz, już ci rośnie – dała
mi pstryczka w nos i wyminęła mnie w wesołych podskokach, gwiżdżąc przy tym
jakąś trudną do odgadnięcia i pewnie znana tylko jej melodię.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Wariatka!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– A ty kłamczucha! – Zatrzymała się
przed drewnianymi schodami prowadzącymi na werandę i z udawanym oburzeniem
podparła się pod boki. Jej talia była tak szczupła, że zabrakło jej dosłownie
kilku centymetrów by mogła opleść się dookoła dłońmi. Przyglądałam się jej
przez chwilę pozostając pod ogromnym wrażeniem jej urody i ciągle zachodząc w
głowę jak to możliwe, że tak piękna, mądra i zabawna dziewczyna jest sama.
Całkiem sama! Z tego co mówiła mi ostatnim razem podczas oglądania „Troi”,
chłopak, który jej się podoba ma ją w głębokim poważaniu, czasem tylko sprawia
wrażenie jakby mu na niej jednak zależało, a koleżanek po prostu nie ma, bo,
cytuję: „dziewczyny ze Stodolnej mają inne poglądy i priorytety”. – Będziemy
tak stać i się na siebie patrzeć jak mimozy? – Jej zniecierpliwiony głos wyrwał
mnie z zamyślenia i sprowadził na ziemię. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Oczywiście, że nie, zapraszam w moje
skromne progi – wskazałam ręką na drzwi wejściowe zachęcając, by weszła do
środka.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Nie, no Klaritta, chyba nie zamierzasz w taką pogodę
siedzieć w domu? Toż to grzech!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Klaritta? – Wybuchnęłam śmiechem.
Bądź co bądź, ale nie można zarzucić jej braku wyobraźni. – Że niby po jakiemu
to?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Po mojemu, ale trąca trochę
włoszczyzną, nieprawdaż? – Przytaknęłam na zgodę i wskazałam palcem w stronę
orzecha oraz stojącej w jego cieniu drewnianej ławki i nakrytego kolorową
ceratą stołu.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Siadaj sobie, a ja przyniosę coś do
picia. Na co masz ochotę?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Skoro nie mogę nic procentowego to
może być coś zimnego – prychnęła pod nosem poprawiając gruby warkocz
ciemnobrązowych włosów zabawnie kręcących się przy końcach i lekko podrygując w
rytm melodii, którą ponownie zaczęła nucić ruszyła w stronę wskazanego przeze
mnie miejsca.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Weszłam do środka i kierując się w
stronę kuchni, mimochodem rzuciłam okiem na leżący na komodzie podłączony do
ładowarki telefon. Jedno nieodebrane połączenie od pana Szymona. Znów próbował
się ze mną połączyć, bezskutecznie. Podobnie jak wczoraj! Ciągle zachodzę w
głowę jak to się stało, że siedząc na strychu, mając w dłoni komórkę nie
nacisnęłam zielonej słuchawki, by z nim porozmawiać, mimo iż o niczym innym
ostatnimi czasy nie marzyłam. Teraz też niedane mi było odebrać. Pech, to pech,
a jakże! Postanowiłam, że nie będę się nad tym rozwodzić i po prostu oddzwonię
do niego wieczorem, albo jutro, w końcu świat na Boskim Panu Szymonie się nie
kończy, a jeśli by mu tak bardzo zależało na kontakcie ze mną to wie, gdzie
mnie szukać. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Czy mi się wydaje czy słyszę gromkie
brawa silnych i niezależnych kobiet? <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;"><span style="mso-char-type: symbol; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No to co z tym klubem użalania się nad sobą? – Zosia
przeszyła mnie badawczym spojrzeniem, kiedy stanęłam przed nią, trzymając w
jednej dłoni wypełniony po sam brzeg dzbanek malinowego soku, w drugiej dwie
szklanki z zupełnie różnych kompletów, a pod pachą ściskając paczkę słonych
paluszków. Do wczoraj miałam jeszcze mleczne wafelki, które podobnie jak ja
czekały na wizytę pana Szymona, ale skoro się nie pojawiał zjadłam je w
towarzystwie babci. – <span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Nie wyglądasz na
zrozpaczoną.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Już mi trochę przeszło – usiadłam naprzeciwko niej
napełniając szklanki napojem o bladym różowo-czerwonym kolorze i mocnym,
słodkim aromacie. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Hmmm – mruknęła pod nosem,
podpierając głowę na splecionych dłoniach – I jak się z tym pani czuje?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Marny z ciebie psycholog, ale nie
będę wybrzydzać, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Uznam to za komplement. A tak na
serio, to co się dzieje?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Wszystko – wypuściłam zbyt długo
wstrzymywane w płucach powietrze czekając na komentarz Zosi, jednak ona
zupełnie niepodobna do siebie milczała, wpatrując się we mnie dużymi ciemnymi
jak dwa węgielki oczami, pozwalając mi się wygadać. – Za dużo, za szybko.
Jeszcze kilka dni temu mieszkałam z matką w Warszawie, wydawało mi się, że
wiodę, może nie tyle szczęśliwe, ale w miarę uporządkowane życie. Skończyłam
szkołę, miałam masę znajomych, za którymi nawet nie tęsknię, odwiedzałam
miejsca, których nazw nie jestem w stanie sobie teraz przypomnieć, szukałam
pracy, chciałam się ustatkować i nie sądziłam, że w jednej chwili, przez ten
list wszystko się zmieni.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Żałujesz? – Zapytała unosząc w górę
lewą brew, a usta układając w wąską linię. – Zamierzasz wrócić?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Nie, zwariowałaś? – Puknęłam się
teatralnie w czoło i pociągnęłam długi łyk słodkiego soku, czując przyjemny
chłód w wyschniętym na wiór przełyku. – Po prostu nie wiem czy dam radę to
wszystko dźwignąć.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– „To” czyli konkretnie co?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– No wiesz, bycie dorosłą. W Warszawie
wszystko miałam podstawione pod nos. Nie musiałam, palić w piecu, żeby móc się
wykąpać czy chociażby zmyć naczynia, mama robiła zakupy, często gotowała, a jak
nie to zostawiała mi pieniądze i jadłam na mieście, nie obchodziły mnie
rachunki, jak coś się zepsuło wystarczyło zadzwonić do spółdzielni i zjawiał
się jakiś fachowiec. Tu jest inaczej, trudniej…</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Życie, kochanieńka – rozłożyła ręce –
Ale to nic trudnego, wierz mi. Na początku może być ciężko ci nad tym wszystkim
zapanować, ale jak już nabierzesz wprawy to sama się przekonasz, że nie taki
diabeł straszny jak go malują. Pamiętam swoje początki, zaraz po przeprowadzce
mało domu nie spaliłam, a praktycznie wszystko co ugotowałam było niejadalne –
zaśmiała się przywołując na myśl odległe wspomnienia. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Tak, tyle że ty masz brata i dziadka,
i zawsze ci pomogą, doradzą.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Tak ci się tylko wydaje. Kuby całymi
dniami nie ma w domu, od rana do nocy ślęczy w warsztacie, albo szlaja się ze znajomymi,
a dziadek, fakt, zawsze mogę na niego liczyć, czasem coś ugotuje kiedy muszę
zostać dłużej w pracy, albo narąbie szczypek na podpałkę, ale nie chcę tego
wykorzystywać, ma już swoje lata i należy mu się odpoczynek – wodziła długimi,
zgrabnymi palcami po krawędziach szklanki wtapiając w nią szklący się wzrok.
Niespodziewanie na jej zatroskanej twarzy pojawił się uśmiech – Ty też nie
jesteś sama! Masz przecież mnie. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Wiem i bardzo ci za to dziękuję.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Nie ma sprawy, zawsze do usług –
poprawiła zabłąkany kosmyk włosów, który wyplątał się z luźnego warkocza i
opadł na jej czoło, po czym wierzchem dłoni niby od niechcenia przetarła
policzek ciągle świdrując mnie ciekawskim wzrokiem – Coś jeszcze cię martwi,
prawda?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Wiesz, wczoraj wzięłam się za sprzątanie
strychu. Nie uwierzyłabyś ile może się zmieścić pudeł w tak małym
pomieszczeniu. Przyznam, że trochę mnie to przerażało, może nie tyle ogrom
często starych i bezużytecznych rzeczy, co świadomość, że mogę znaleźć coś co
mnie podetnie z nóg.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Rozumiem, że właśnie coś takiego
znalazłaś?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Tak i przez to nie spałam całą noc, a
już koło trzeciej nad ranem wzięłam się za sprzątanie i lepienie pierogów, żeby
tylko czymś się zająć. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>– Boję się zgadywać co takiego kryły w sobie
te pudła –<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>patrzyła na mnie wyczekująco
a ja z podobnymi emocjami do tych, które towarzyszyły mi podczas znalezienia
drewnianej szkatułki, opowiedziałam jej o ukrytym w niej zdjęciu młodego
żołnierza, o krótkim liściku na odwrocie napisanym zamaszystym i trochę
niedbałym pismem, oraz o mojej wyprawie na cmentarz, piciu wina i zajadaniu
ciastek na grobie babci Róży. Miałam jeszcze opowiedzieć jej o Kierowcy Motoru
i jego dziwnym zachowaniu wobec mnie, ale Zosia była tak zaaferowana historią
tajemniczego zdjęcia, że zadawała mi jedno pytanie za drugim, jakby bawiła się
w prokuratora i chciała wyciągnąć ze mnie wszystko co wiem w tej sprawie, nie
pozwalając mi ani na chwilę zmienić tematu. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Ja pierdziule – jęknęła, wlepiając we
mnie okrągłe jak pięciozłotówki, szeroko otwarte oczy. – Wiesz co wcale się nie
dziwię, że zaczynasz powoli świrować, ale nie martw się nie zostawię cię tak,
doktor Sophie czuwa! – Klasnęła radośnie w dłonie, po czym siląc się na srogą
minę zagroziła mi w powietrzu palcem – Mam plan, tylko nie próbuj ze mną
dyskutować.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Czuję, że powinnam się bać.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– I słusznie – potarła ręce uśmiechając
się chytrze – A teraz słuchaj uważnie bo nie będę powtarzać. Punkt dwudziesta
pierwsza masz być na przystanku przy sklepie pani Lodzi. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– A przepraszam, gdzie ja się niby
wybieram? – Wybuchnęłam śmiechem czekając, aż Zośka zrobi to samo, ale ona była
nad wyraz poważna, co przyznam szczerze, mocno mnie zaniepokoiło i chyba martwi
mnie do tej pory.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Wybieramy – mocno zaakcentowała
ostatnią sylabę, odsłaniając w szerokim uśmiechu rządek równych zębów. –
Jedziemy do Hybrydy. Sądzę, że idealnym lekarstwem na twoje bolączki będzie trochę
procentów. Powinnaś się upić w trupa, poznać kogoś ciekawego, wyszaleć się na
parkiecie, a rano wstać z potwornym bólem głowy i szalenie czułymi uszami,
wtedy zrozumiesz, że nie ma nic gorszego niż kac morderca. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Czy ja wiem.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Ważne, że ja wiem, a ty miałaś, moja
panno, nie dyskutować ze mną. Zobaczysz, jeszcze mi podziękujesz. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Oby – jęknęłam.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Czy to znaczy, że się zgadzasz?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– A mam inne wyjście? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– No nie – roześmiała się perliście,
wyraźnie nie mogąc się doczekać wieczoru – Autobus do Lipek mamy kilka minut po
dwudziestej pierwszej, ale bądź trochę szybciej na przystanku bo kierowcy
jeżdżą jak chcą. – Przytaknęłam głową dając znak, że rozumiem i przyjmuję do
wiadomości, tak samo zrobiłam kiedy kazała mi się szałowo ubrać i oznajmiła, że
z powrotem wrócimy z jej bratem. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– To ja już będę lecieć – podniosła się
z miejsca, dopijając resztkę soku ze szklanki. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Już? Chciałam ci jeszcze tyle
opowiedzieć – przypomniałam sobie, że przecież Zosia nawet nie wie o panu
Szymonie ani o Kierowcy Motoru. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Opowiesz mi w autobusie, ok? Teraz
muszę lecieć do dom i ugotować bratu jakiś dobry obiad. Znając jego podły
charakterek, tak z dobrego serca to nie będzie chciał nas odwieźć, muszę go
jakoś przekupić a coś smacznego zawsze działa.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Skoro tak, to leć – podniosłam się z
miejsca i odprowadziłam rozanieloną Zosię do samochodu.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– Pamiętaj, o dziewiątej na przystanku
– wsiadła do środka i odpaliła swoją Hondę, siejąc zamęt w promieniu
najbliższych pięciu kilometrów. Mówiła coś jeszcze, ale ryk silnika zagłuszał
każde jej słowo, a ja by nie załamywać jej już bardziej przytakiwałam głową,
kompletnie nie mając pojęcia na co się zgadzam. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mam tylko nadzieję, że nie podpisałam na siebie
wyroku.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kończę, mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, muszę
rozwiesić pranie, przynieść z szopki trochę drewna i napalić w piecu, żeby
przed wyjściem do klubu móc wziąć długą, odprężającą kąpiel w bąbelkach, a
potem zrobić makijaż, ułożyć włosy i co najważniejsze przetrzepać szafę w
poszukiwaniu czegoś odpowiedniego na wieczór, tyle że nie jestem pewna czy coś
takiego ze sobą zabrałam. </div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Życzcie mi powodzenia, Klaritta!</div>
</div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike>ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-8733655789550737892016-01-04T18:18:00.000+01:002016-01-04T18:18:20.529+01:0011. Czy to nie absurdalne, że wspomnienia o dobrych czasach o wiele częściej doprowadzają do łez, niż wspomnienia o tych złych?<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal">
<br />
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Gdybym spośród całej masy słów, które
liczy język polski musiała wybrać to jedno, idealnie opisujące dzisiejszy
dzień,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>byłoby to słowo „dziwny”.</div>
Wiem,
dziwny to jest raczej mój wybór, bo mając do dyspozycji miliony wyrazów, decyduję
się na tak banalne i chyba nawet trochę przygłupie określenie, ale nic na to
nie poradzę. Z ręką na sercu i stuprocentowym przekonaniem, stwierdzam, że ten
dzień był naprawdę dziwny, najdziwniejszy ze wszystkich dziesięciu dni, które
spędziłam w Stodolnej, i nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jaka jestem
szczęśliwa, że już powoli dobiega końca. Co prawda wcale nie daje mi to
gwarancji, że jutro będzie mniej dziwnie, ale zawsze warto mieć nadzieję,
prawda?<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pewnie się teraz zastanawiacie co też takiego się
wydarzyło. Muszę powiedzieć, że działo się wiele, naprawdę wiele, choć
kompletnie się tego nie spodziewałam. Nie sądziłam, że w przeciągu kilku godzin
doświadczę wszystkich możliwych emocji i uczuć, poczynając od radości i
podniecenia, poprzez złość i smutek, a kończąc na kompletnej dezorientacji oraz
zakłopotaniu. Jednym słowem totalny bajzel i młyn! </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ojej, to były dwa słowa, a właściwie to trzy! Zresztą,
nieważne! Wróćmy do tematu!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Miało być tak pięknie. Miało… Wszystko sobie
obmyśliłam, zaplanowałam, ale będę na tyle kulturalna i elokwentna, że powstrzymam
się przed napisaniem CO strzeliło mój genialny grafik. Zamierzałam spędzić cały
dzień w łóżku szczelnie przykryta kołdrą, czytając „Północ i Południe”, a
wieczorem rozsiąść się wygodnie w fotelu na werandzie z kubkiem gorącej
czekolady w dłoniach i przy niewyraźnym świetle zwisającej z drewnianego sufitu
lampki posłuchać starych płyt winylowych.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I wszystko byłoby dobrze gdyby nie… </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Och, rozpędziłam się troszkę, pozwólcie, że zacznę od
początku! </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zaczęło się dobrze…</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Obudził mnie stłumiony dźwięk smsa i delikatne
wibracje rozchodzące się w okolicach mojego brzucha. Po omacku odnalazłam
leżący w fałdach kołdry telefon i mrużąc oczy, które ciągle nie mogły się
przyzwyczaić do rażącej jasności wyświetlacza, odblokowałam klawiaturę
przejeżdżając palcem po ekranie. Obok niewielkiej ikonki zamkniętej koperty
dumnie i dostojnie prezentowało się imię Sophie.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wariatka – zaśmiałam się pod nosem przypominając
sobie wczorajszy dzień spędzony w jej towarzystwie i otworzyłam wiadomość.</div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<h2 style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
„Rodzinka w
komplecie. Marnotrawny brat przed chwilą wrócił do domu”</h2>
<br />
<h2 style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
</h2>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Całe szczęście!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zośka odchodziła od zmysłów, ale tym swoim „nic mu nie
będzie” i „to nie pierwszy taki wybryk w jego wykonaniu” starała się ukryć
zżerające ją od środka przerażenie i zatroskanie. Ja też jakoś nie potrafiłam
się nie martwić, a fakt, że ani razu nie widziałam go nawet na oczy kompletnie
mi w tym nie przeszkadzał! </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Kto
mi zabroni przejmować się obcymi braćmi moich dopiero co poznanych przyjaciół?
No właśnie, nikt nie ma takiej mocy!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<h2 style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
„Alleluja”</h2>
<br />
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Odpisałam
pospiesznie i obracając w dłoni telefon leżałam jeszcze chwilę pod kołdrą
przyglądając się grubym jak grochy kroplom deszczu, które ospale i niespiesznie
sunęły po szybie zostawiając za sobą rozmyte warkocze, po czym zeszłam do
kuchni i jak co rano włączyłam ekspres, by uzupełnić poziom kofeiny niezbędny
do prawidłowego funkcjonowania mojego organizmu. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I wtedy to się stało…</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mój dobry humor, niczym wzbijająca się w powietrze
bańka mydlana, która napotkała na swojej drodze przeszkodę, prysnął i odszedł w
niepamięć!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Pewnie zachodzicie w głowę co takiego
się wtedy wydarzyło. Oczywiście za chwilę wam o tym opowiem, ale najpierw
chciałabym was poprosić, żebyście wstrzymali się z umawianiem mi wizyty u
psychiatry, dobrze?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Wasze milczenie uznaję za zgodę.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Podeszłam do okna by podlać stojącego na parapecie
fiołka i zamarłam. Stałam nieruchomo, zapewne z szeroko otwartymi ustami i
wytrzeszczonymi<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>w przerażający sposób
oczami, a jedynym dźwiękiem jaki dało się słyszeć było coraz głośniejsze
bulgotanie gotującej się wody i głuchy odgłos kropel deszczu rozbijających się o
szybę. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Co takiego zobaczyłam? Być może wyda się wam to
zabawne, a może niedorzeczne i absurdalne, ale był to karmnik dla ptaków
wykonany z dużej plastikowej butelki po wodzie mineralnej i przymocowany za
pomocą jutowego sznurka do gałęzi rosnącego za oknem orzecha. Pewnie sobie
myślicie: „I co z tego? Karmnik jak karmnik, wielka mi rzecz”, niby tak, ale
ten jest inny. Wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Niemal od razu moja wyobraźnia podsunęła mi obraz
babci, która jadąc rowerem ze sklepu pani Lodzi, wiezie zawieszoną na
kierownicy pięciolitrową, ciężką butlę wody, a kiedy jest już pusta, wycina w
niej dwa okrągłe otworki, wsypuje ziarno a następnie przymocowuje ją na gałęzi.
A potem każdego ranka jedząc śniadanie, w południe przyrządzając obiad czy
wieczorem pijąc herbatę przyglądała się ze łzami wzruszenia w oczach sikorkom i
wróblom, które wśród radosnych treli oblegają zrobiony przez jej trzęsące się
dłonie karmnik.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie mam pojęcia dlaczego akurat ten kawałek błękitnego
plastiku, zawieszony na drzewie tak mnie rozczulił, przecież cały dom dosłownie
pęka od nadmiaru rzeczy, które kiedyś należały do babci. Nie potrafię
wytłumaczyć dlaczego nie wywołały we mnie tylu emocji jej garnki, książki,
płyty czy ogromny karton pełen różnokolorowych kłębków wełny oraz kilku par
drutów.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Podejrzewam, że w tej kwestii nie poradziłby sobie
nawet najlepszy psychoterapeuta. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dziwne, prawda? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A jeszcze dziwniejsze jest to, że odkąd tu mieszkam
wyglądałam przez to kuchenne okno niezliczoną ilość razy i dałabym sobie uciąć
rękę, że wcześniej go tam nie było. No i byłabym kaleką. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Z zamyślenia wyrwało mnie ciche
klikniecie ekspresu, wyjęłam z szafki największy kubek jaki tylko udało mi się
znaleźć wśród licznej kolekcji szklanek z różnych, pewnie bardzo wybrakowanych
kompletów, po czym napełniłam go po sam brzeg kawą i z gracją świeżo zatrudnionej
kelnerki ruszyłam powoli i niepewnie w stronę mojej nowej sypialni na poddaszu,
zostawiając za sobą ślady w postaci pojedynczych czarnych kropel błyszczących
na podłodze. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Stanęłam
przed drzwiami, w jednej dłoni ściskając kubek gorącej kawy, drugą trzymając na
klamce, i już miałam na nią nacisnąć, kiedy pomysł przeszukania strychu uderzył
mnie niczym zabłąkany kamień wystrzelony z procy. Boleśnie i dotkliwie w
skutkach. Pomyślałam sobie, że skoro już i tak mam beznadziejny humor, którego
nie byłyby w stanie poprawić nawet lody zjedzone w towarzystwie Zosi, miło by
było pójść za ciosem i zdołować się jeszcze bardziej szperając w rzeczach
babci.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wiem, że większości z was może się wydać co najmniej
dziwne, że jeszcze tego nie zrobiłam,<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>uwierzcie,
mnóstwo razy chciałam się za to zabrać, ale na samą myśl o astronomicznej
ilości kartonów piętrzących się w każdym kącie mój zapał dusił się zarodku.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Nie
namyślając się zbyt długo nad tym czy aby na pewno to dobry pomysł, obróciłam
się zamaszyście na pięcie rozlewając wokół siebie gorącą kawę i pospiesznym
krokiem ruszyłam w stronę starych, masywnych drzwi, za którymi kryła się nikomu
nieznana przeszłość babci Róży.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Szarpnęłam za klamkę, a z moich ust
wyrwał się głośny pomruk przerażenia mieszającego się z niedowierzaniem. Wiecie
co mi wtedy przyszło do głowy? Że na szczęście strych nie jest zbyt duży i
strach pomyśleć co by było gdyby rozmiarem dorównywał salonowi. Babcia pewnie
byłaby przeszczęśliwa, w końcu przybyłoby jej kilka dodatkowych metrów, na
których mogłaby zachomikować swoje bibeloty, a ja musiałabym poświęcić ciągnące
się w nieskończoność godziny wypijając przy tym hektolitry kawy i melisy żeby
zapanować nad tym chaosem.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przyznam, że nie za bardzo wiedziałam jak się za to zabrać
i od czego zacząć, najchętniej wyszłabym stamtąd, zamknęła za sobą drzwi i
zapomniała, że istnieje to pomieszczenie, ale z drugiej strony paląca mnie od
środka ciekawość i chęć rozwiania tajemnicy jaką niewątpliwie było życie babci
nie dawała mi spokoju i nie pozwalała ot tak po prostu stamtąd wyjść.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Wzięłam
więc kilka głębokich oddechów i nie tracąc czasu usiadłam po turecku na
podłodze zaglądając do dużego pudła, które stało praktycznie na samym progu.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie miałam zamiaru niczego wyrzucać, ale kiedy otworzyłam
karton i zobaczyłam ciuchy babci doszczętnie zjedzone przez mole stwierdziłam,
że czas najwyższy coś z tym zrobić. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Niemal
od razu przed oczami stanęła mi Małgosia Rozenek w roli perfekcyjnej pani domu,
która uświadamiała załamane i bliskie obłędu kobiety, że w porządkowaniu zagraconych
pomieszczeń najważniejsza jest segregacja, a co za tym idzie pozbycie się
niepotrzebnych szpargałów!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Święta
prawda i w mojej sytuacji jedyne możliwe rozwiązanie.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
Muszę
przyznać, że szłam jak burza otwierając pudło za pudłem, uważnie przeglądając
jego zawartość, a potem odrzucając rzeczy na jeden z trzech stosów, mając do
wyboru „śmieci”, „PCK” i „to się jeszcze przyda”. Chyba nie muszę mówić który z
nich cieszył się największym powodzeniem? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Wybaczcie, ale nie będę się rozwodzić
nad każdą rzeczą, której poświęciłam dłuższą bądź krótszą chwilę uwagi, gdybym
chciała to zrobić, wierzcie mi lub nie,<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>szybciej bym się zestarzała niż zdołała to wszystko wymienić i opisać. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
W
każdym razie po blisko trzech godzinach zabawy w Sherlocka udało mi się
przejrzeć masę rupieci, które właściwie nic nie wniosły w moje śledztwo,
powiększyły jedynie rosnący w oczach stos śmieci, składający się głównie ze
starych ciuchów, pożółkłych, śmierdzących stęchlizną książek, głównie niemiecko
i rosyjskojęzycznych, przynajmniej tak przypuszczam, maskotek, których
wystraszyłoby się każde nawet najodważniejsze dziecko oraz sztucznych kwiatów z
powyginanymi w każdą stronę łodyżkami. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jak można zagracać sobie dom takimi klamotami?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dziwne, ale jeszcze dziwniejsze jest to co działo się
potem!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Byłam zmęczona i zrezygnowana, a przede wszystkim
rozczarowana bezowocnymi godzinami przewalania pudeł, i przyznam szczerze, że
nie marzyłam o niczym innym jak wyjść stamtąd, zamknąć za sobą drzwi, po czym
zadzwonić do Zośki i zaprosić ją do siebie na pogaduszki. Właściwie to już
sięgałam po telefon, kiedy w oczy rzuciła mi się niewielka, stojąca na szafce
drewniana szkatułka. Wstrzymując oddech uchyliłam delikatnie wieczko i po raz
setny tego dnia zamarłam. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wyścielone granatowym atłasem wnętrze kryło niewielkie,
czarno-białe zdjęcie, na którym wysoki, krępy mężczyzna, ubrany w wojskowy
mundur stał wyprostowany niczym naciągnięta struna z rękoma przylegającymi
ciasno wzdłuż tułowia. Wyglądał młodo, dałabym mu osiemnaście, góra dwadzieścia
lat, niestety odległość z jakiej zostało zrobione oraz wyraźne ślady upływu
długich lat sprawiły, że fotografia była niewyraźna a ja mimo usilnych starań
nie mogłam przyjrzeć się dokładnie twarzy tego mężczyzny. Piszę „tego mężczyzny”
bo jestem więcej niż pewna, że nie był to dziadek. Przynajmniej tak mi
podpowiada moja kobieca intuicja. Na odwrocie drobnym, nieco pochyłym i
niedbałym pismem nakreślone było kilka zdań, które wywołały we mnie nagły atak
płaczu.<br />
<br />
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-size: 14.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-tab-count: 9;"> </span></span><span style="font-family: "Segoe Script"; font-size: 14.0pt;">15 lipca 1968</span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Segoe Script"; font-size: 14.0pt;">Najdroższa memu sercu Różyczko!</span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Segoe Script"; font-size: 14.0pt;">Dziś twoje urodziny, pewnie od samego rana z
uśmiechem na ustach wysłuchujesz życzeń składanych ci przez bliskich. Żałuję,
że i ja nie mogę spojrzeć w twe roziskrzone oczy, uścisnąć ci dłoń i życząc z
całego serca wszystkiego co najlepsze, ucałować twoje zarumienione policzki.
Dopadła mnie dziś wyjątkowo okrutna żałość. Tyle kilometrów od ciebie… Tyle dni
osobno… Umarłbym z tęsknoty, ale przy życiu trzyma mnie jeszcze nadzieja, że po
moim powrocie znajdziemy sposób by choć chwilę pobyć tylko we dwoje. Sami, jak
wtedy. Pamiętasz?</span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Segoe Script"; font-size: 14.0pt;">Bądź zdrowa, moja Różyczko i módl się za mnie. </span></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span><br />
<span style="font-size: large;">
</span><div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wtedy w kieszeni moich spodni odezwał się stłumiony
dźwięk telefonu. Załzawionym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz. Pan Szymon…
Dzwonił do mnie mężczyzna, na punkcie którego oszalałam i już po kilku minutach
rozmowy straciłam dla niego głowę, marząc o nim każdego wieczoru przed pójściem
spać. Być może odebrał już auto z naprawy i chciał umówić się ze mną na tą
słodką herbatę, którą przegrałam w zakładzie, a ja najzwyczajniej w świecie nie
odebrałam. Siedziałam zapłakana na podłodze, w jednej dłoni ściskając wyblakłą
fotografię, w drugiej telefon, a jedyne na co było mnie stać to przyglądanie
się jak imię pana Szymona wesoło podryguje na ekranie w rytm skocznej melodii. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dziwne? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Bardzo dziwne i właściwie do tej pory nie pojmuję jak
to możliwe, że nie odebrałam. Cóż widocznie tak miało być. Nie ma co się nad
tym rozwodzić. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy telefon zamilkł, a ekran z powrotem zrobił się
czarny wróciłam wzrokiem do listu, czytając na głos nakreślone słowa z uwagą
grafologa przyglądając się pochyłym i aż nadto niekształtnym literom.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Piętnasty lipca tysiąc dzie… – zaczęłam i niemal
natychmiast poczułam nieprzyjemne skurcze w żołądku, a łomoczące serce o mały
włos, nie pokiereszowało mi wszystkich żeber. – Przecież dziś jest piętnasty
lipca – powiedziałam łamiącym się głosem, ocierając drżącą ręką gęste krople
potu, które zrosiły moje czoło – Urodziny babci! – Krzyknęłam i zerwałam się z
miejsca na równe nogi, odrzucając na podłogę drewnianą szkatułkę.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A potem wszystko działo się w przyspieszonym tempie!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zbiegłam na dół po schodach. Kurczowo trzymając się
poręczy zeskoczyłam z kilku ostatnich schodków i wpadłam do kuchni. Z szafki
wyciągnęłam opróżnioną do połowy butelkę wina oraz nierozpieczętowaną paczkę
mlecznych wafelków, które kupiłam na wypadek wizyty pana Szymona i zarzucając
na ramiona wiszącą na krześle bluzę wybiegłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi
z głośnym hukiem.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szczerze mówiąc zupełnie nie pamiętam drogi na
cmentarz. Właściwie to nawet nie jestem pewna czy z kimkolwiek wymieniłam
uprzejme „dzień dobry” albo czy w ogóle kogokolwiek mijałam, wiem jedynie, że
nie przestawałam biec, kompletnie nie zwracając uwagi na wzbierający na sile
deszcz oraz głębokie kałuże, które rosły z każdą chwilą zalewając dziurawy
asfalt. Po prostu gnałam przed siebie, czując jak trampki na moich stopach robią
się coraz cięższe od zawrotnej ilości wsiąkniętej w nie wody, a potargane
kosmyki moich włosów kleją się do mokrej od deszczu i łez twarzy. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Sto lat babciu – wydyszałam stając przed nagrobkiem
z ciemnego granitu, patrząc tęsknym wzrokiem na wygrawerowaną datę urodzin
babci. – Wszystkiego dobrego – jęknęłam, z trudem starając się zapanować nad
łamiącym się głosem i rosnącym w gardle uciskiem, po czym wyjmując z torby
butelkę wina oraz czekoladowe wafelki usiadłam na płycie pomnika.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co tu robisz? – Usłyszałam za sobą niski, nieco
zachrypnięty głos i omal nie umarłam ze strachu. Byłam więcej niż pewna, że na
cmentarzu z racji beznadziejnej pogody nie ma żywej duszy, oczywiście oprócz
mnie, a tu taka niespodzianka. Chociaż słowo „niespodzianka” pasuje tu jak
kwiatek do kożucha.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Matko boska! – wzdrygnęłam się, czując jak po mojej
skórze rozchodzą się ciarki, a każdy włos na moim ciele staje dęba. Oczyma
wyobraźni widziałam za sobą półprzezroczystą zjawę z wbitym w okolice serca
krwawym sztyletem i ogromną raną na głowie, lub chorego psychicznie
zwyrodnialca, który lubuje się w mordowaniu młodych kobiet pośród nagrobków,
zniczy i wieńców pogrzebowych.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Spokojnie, to tylko ja – nagle głos dobiegający zza
moich pleców wydał<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>mi się dziwnie
znajomy. Zacisnęłam trzęsącą się dłoń na szyjce butelki z winem i niespiesznie
odwróciłam się do tyłu. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
No jasne! Pan Cham we własnej osobie!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jakoś wcale mnie to nie pociesza – syknęłam czując
jak cały strach, którym byłam ogarnięta, ustąpił miejsca złości i przyznam, że
w tamtym momencie naprawdę wolałam zobaczyć za sobą jakiegoś przerażającego do
szpiku kości upiora czy psychopatę. To nic takiego w porównaniu ze spotkaniem z
tym jakże aroganckim i przekonanym o swojej wyższości chłopakiem o czym już
dwukrotnie miałam okazję się przekonać. Jednak tym razem… </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
No dobra, po kolei, nie będę wyprzedzać faktów!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pytałem co tu robisz? – stanął przede mną, taksując
mnie ciekawskim spojrzeniem. Wyglądał naprawdę dziwnie. Wiem, może troszkę
nadużywam tego słowa, ale sądzę, że za chwilkę przyznacie mi rację. Mimo
chłodnego i rzęsistego deszczu, miał na sobie koszulkę z krótkim rękawem, która
przemoczona do suchej nitki przywarła do jego ciała, podkreślając muskularną
sylwetkę, spodnie w moro oraz czarne, skórzane buty, sięgające za kostkę, i gdyby
nie fakt, że były niechlujnie zawiązane potarganymi i w niektórych miejscach
przetartymi sznurówkami a do tego całe oblepione błotem, można by było
pomyśleć, że urwał się z wojskowej musztry. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Siedzę, nie widzisz? – bąknęłam i pociągnęłam długi
łyk wina, czując jak przyjemne ciepło alkoholu rozchodzi się po moim ciele, a
tkwiąca w gardle, niemalże dusząca gula powoli zanika.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To widzę, ślepy nie jestem, ale nie rozumiem
dlaczego.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wcale nie musisz rozumieć! </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ty wcale nie musisz być taka opryskliwa! –
Skrzyżował ręce na piersi, wyprostował się jak struna, wypinając do przodu
klatkę piersiową, a jego twarz przybrała doskonale mi znaną minę pod tytułem „nie
radzę ci ze mną zadzierać”. Jestem pewna, że gdyby nie buzująca we mnie złość i
rozżalenie z powodu straty babci oraz wypity alkohol, który niewątpliwie
dodawał mi otuchy pewnie bym się przestraszyła i próbując załagodzić sytuację,
odpowiedziałabym uprzejmie na każde zadane przez niego pytanie, a potem
uciekłabym do domu i zamknęła się w nim na cztery spusty. Tak na wszelki
wypadek! Jednak tym razem każde jego słowo, spojrzenie, a nawet najdrobniejszy
ruch, wszystko to doprowadzało mnie do szału i działało jak woda na młyn.
Nakręcało i pobudzało!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ja opryskliwa? I kto to mówi? Mam ci przypomnieć
nasze dwa ostatnie spotkania? Proszę bardzo! Najpierw mało nie zginęłam pod
kołami twojego motoru, a potem…</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jeśli mogę wtrącić, zapomniałaś dodać „z własnej
głupoty” – wszedł mi w słowo, prychając pod nosem ironicznym śmiechem. Miałam
ochotę na niego skoczyć, przywalić mu między oczy butelką, na tyle mocno, by
nigdy więcej nie przyszło mu do głowy traktować mnie, i nie tylko mnie, w taki pogardliwy
i poniżający sposób. I pewnie bym to zrobiła, gdyby nie strach przed jego
reakcją. Nie znam go zbyt dobrze, właściwie to wcale go nie znam, ale wiem, że
nie ma żadnych hamulców i stać go naprawdę na wszystko.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ty po co tu przylazłeś? Jeśli chciałeś mnie
kolejny raz doprowadzić do białej gorączki, to brawo, znów ci się to udało, a
teraz możesz już sobie iść i zostawić mnie w spokoju! – Słowa wypadały z moich
ust z prędkością karabinu maszynowego, a głos łamał mi się coraz bardziej nie
tyle przez gniew co przez wzbierający we mnie, coraz trudniejszy do opanowania
płacz.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ej, ej, ej, spokojnie. Naprawdę nie chciałem cię
wkurzyć – wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście i powoli, przesuwając
się dosłownie o milimetry zaczął się do mnie zbliżać, co najmniej jakby brał
udział w jakiś zawodach a za zadanie miał opanować rozjuszonego, wierzgającego
konia.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To trochę ci nie wyszło – drżącą dłonią otarłam
policzek, mokry od grubych kropel deszczu oraz mieszających się z nimi jeszcze
grubszych łez.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
– Przepraszam
– kucnął przede mną, opierając kolano na rozmokniętej ziemi i uniósł moją głowę
w górę zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. – Naprawdę nie chciałem cię
wkurzyć – szepnął, a wiszącą między nami nadzwyczaj dziwną i zupełnie
niecodzienną atmosferę przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu wydobywający się z
kieszeni jego bojówek. – Naprawdę mam dość tej szarpaniny między nami – dodał z
szerokim uśmiechem na ustach nie spuszczając ze mnie wzroku, ignorując przy tym
przychodzące połączenie.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie odbierzesz?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Klara Jońska mistrz idiotycznych i nonsensownych
odpowiedzi melduje się w gotowości!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To nic ważnego – wzruszył ramionami nawet nie
sprawdzając, kto próbował się do niego dodzwonić. – To co, powiesz mi czemu siedzisz
w taką pogodę na grobie… – przeniósł wzrok na płytę z wygrawerowanym imieniem
babci – pani Róży, popijasz wino i opychasz się ciastkami?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Świętuję urodziny.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przyznam, że dziwny sposób na obchodzenie urodzin –
uniósł w górę brew widocznie zaskoczony moją odpowiedzią, po czym wyciągnął w
moją stronę dłoń, a kiedy mu ją podałam, uścisnął ją delikatnie i potrząsnął
kilka razy – W takim razie życzę ci wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia,
szczęścia, spełnienia marzeń, samych sukcesów i… </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dziękuję, ale to nie ja jestem solenizantką –
wybuchnęłam śmiechem widząc jego zdezorientowaną minę. Dziwne a jednocześnie
zabawne z jaką łatwością przychodziło mi dziś balansowanie między różnymi,
zupełnie skrajnymi emocjami. Z początku gniew i chęć zdzielenia go boleśnie
butelką po winie, potem rozpacz i usilne powstrzymywanie płaczu, następnie
zaskoczenie i zupełna dezorientacja kiedy klęknął przede mną i szczerze mnie
przeprosił, a teraz śmiech i przyjemna atmosfera, a to wszystko w ciągu
zaledwie pięciu minut. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dziwne? Dziwne, ale jeszcze dziwniejsze jest to, że od
momentu kiedy mnie przeprosił aż do chwili kiedy odprowadził mnie do domu nie
pokłóciliśmy się ani razu. Kurczę, nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego
napiszę, ale muszę przyznać, że naprawdę było miło.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Troszkę wybiegłam do przodu z rozwojem akcji i już na
wstępie zdradziłam wam co działo się potem, ale mam nadzieję, że mi to
wybaczycie i będziecie czytać resztę historii z równym zapałem i
zaciekawieniem. Oczywiście, jeśli takowe mieliście <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;"><span style="mso-char-type: symbol; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W takim razie czyje urodziny świętujesz? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Babci – znacząco kiwnęłam głową w stronę pomnika, po
czym wetknęłam czekoladowego wafelka do dużej, okrągłej doniczki, w której rozwijały
się liczne pąki żółtych i fioletowych bratków, a na rosnącą dookoła grobu trawę
wylałam kilka kropel wina. Całe szczęście, że byliśmy sami na cmentarzu, w
przeciwnym razie, jestem więcej niż pewna, że jakaś życzliwa osoba
zawiadomiłaby odpowiednie osoby o moim niepoczytalnym zachowaniu i w przeciągu
kilku chwil zostałabym wyprowadzona stamtąd w kaftanie bezpieczeństwa i
zamknięta w pokoju bez klamek, uznana za chorą psychicznie i niebezpieczną dla
otoczenia.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Myślisz, że twoja babcia miałaby coś przeciwko,
gdybym dołączył do grona imprezowiczów? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Myślę, że nie, pod warunkiem, że powstrzymasz się od
zgryźliwości i jadowitych uwag. <span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No przecież powiedziałem, że źle zaczęliśmy i nie
tak powinna wyglądać nasza znajomość – usiadł obok mnie i podpierając się z
tyłu rękami, wyciągnął przed siebie nogi krzyżując je w kostkach, jakby właśnie
siedział na wygodnym, miękkim łóżku, a nie zimnym i mokrym nagrobku.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak? Dziwne, bo nic takiego nie słyszałam.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No, nie dosłownie, ale taki był sens – ciszę
ponownie przerwał dźwięk przychodzącego połączenia, sięgnął do kieszeni, jednak
zamiast telefonu wyciągnął paczkę papierosów – Chcesz?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie palę – powiedziałam nie do końca zgodnie z
prawdą. Fakt, czasami w kryzysowych sytuacjach zdarza mi się puścić dymka, ale
muszę być wtedy naprawdę wytrącona z równowagi. Dziwne, że odkąd przyjechałam
do Stodolnej, ani razu nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zapalić, mimo że
spotkało mnie sporo trudnych sytuacji. – Nie odbierzesz? Może to coś ważnego? –
zapytałam przekrzykując głośny dźwięk przychodzącego połączenia.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie sądzę – zaciągnął się dymem, po czym wyciągnął
dłoń po butelkę wina, którą ściskałam w ręce i pociągnął długi łyk. – Pani
zdrowie – uprzejmie kiwnął głową w stronę granitowej płyty, z której
przyglądała się nam uwieczniona na czarno-białej fotografii uśmiechnięta twarz
babcia Róża.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Znałeś ją?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wiesz, małe wioski mają to do siebie, że naprawdę
ciężko jest kogoś nie znać. Co prawda nigdy nie rozmawialiśmy, ale czasami
widywałem twoją babcię w sklepie albo przed domem kiedy kosiła trawę czy
plewiła grządki w ogródku. I to tyle.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Szkoda, miałam nadzieję, że się czegoś od ciebie
dowiem.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie utrzymywałyście kontaktu?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Utrzymywałyśmy dokąd żył tata. Ostatni raz widziałam
ją jakieś dwanaście lat temu, spędzałam tu wakacje, potem tata zginął w wypadku
na budowie, mamie kompletnie odwaliło, a babcia przestała się odzywać. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie byłaś ciekawa co się z nią dzieje? Nie
próbowałaś się dowiedzieć?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Miałam wtedy siedem lat, co takie małe dziecko może
wiedzieć o życiu? Nic. Jest ślepo zapatrzone w mamusię i z naiwnością wierzy w
każde jej słowo.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Myślisz, że to przez nią urwał się wam kontakt? –
jego zaangażowanie w rozmowę i chęć wysłuchania tego co mam do powiedzenia naprawdę
mnie zadziwiły. Po naszych dwóch spotkaniach, które delikatnie mówiąc nie
należały do przyjemnych, sądziłam, że nie stać go na jakiekolwiek przejawy
człowieczeństwa. Dobrze wiedzieć, że się myliłam.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie mam pewności, ale chyba tak. Żyłam w kompletnej
niewiedzy, aż do czasu kiedy kilkanaście dni temu dostałam list od babci, w
którym napisała, że skoro go czytam to jej już nie ma na wśród żywych, i że
przekazuje mi w spadku swój dom, zapewniając że nigdy mnie nie przestała kochać
i ubolewa nad tym, że nasze drogi się rozeszły. Mało zawału nie dostałam. W
jednej chwili siedziałam w swoim małym pokoju, którego nie znosiłam, jak co
dzień kłócąc się z matką, a już po chwili stałam na dworcu czekając na pociąg.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przykro mi – położył swoją dłoń na mojej i zamknął
ją w mocnym uścisku dodając mi tym większej otuchy niż wszystkie słowa –
Przepraszam, nie jestem zbyt dobry w pocieszaniu ludzi – ułożył usta w wąską
linię i wzruszył ramionami z rezygnacją. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W porządku – uśmiechnęłam się przez łzy, wzięłam z
jego rąk prawie już pustą butelkę wina i wypiłam ostatni łyk. – To dlatego
staram się dowiedzieć o babci czegokolwiek. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jeśli szukasz informacji powinnaś pójść do sklepu i
zapytać panią Lodzię. Ona jest jak Google wie wszystko o wszystkich. Fakt
faktem często wiele rzeczy wyolbrzymia, wiele przeinacza ale w końcu w każdym
kłamstwie jest ziarnko prawdy.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O nie, nie. Byłam dwa dni temu w sklepie i widziałam
panią Lodzię w akcji. I uwierz mi, że jeśli będzie trzeba będę pukać od drzwi
do drzwi i pytać każdego mieszkańca Stodolnej o babcię i dopiero wtedy, jeśli niczego
się nie dowiem pójdę do tej przemiłej pani.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Taka ostateczność?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dokładnie tak. Z własnej, nieprzymuszonej woli, nie
podpisałabym na siebie takiego cyrografu. A jeśli już o tym mowa, to wyobraź
sobie, że ostatnim razem robiąc zakupy zupełnie niechcący usłyszałam jak pani
Lodzia razem z panią Janinką debatowały na temat jakiegoś dziwnego zdarzenia na
drodze, którego świadkiem był niejaki pan Lutek – wybuchnęłam głośnym śmiechem,
przypominając sobie widok dwóch pań siedzących przy okrągłym stoliczku i
popijających kawę z malutkich filiżanek. – Podobno, jakiś „diabeł wcielony” tak
przynajmniej tego chłopaka nazwała pani Lodzia, co chwilę zajeżdżał drogę temu
drugiemu, hamował gwałtownie, slalomem jechał i nie pozwalał się wyminąć, tak
że ten drugi, co podobno dobrze i zgodnie z przepisami jechał mało w rowie nie
wylądował i…<span style="mso-spacerun: yes;"> </span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Może i jechał dobrze, ale najwidoczniej zapomniał
nie ma prawa tu w ogóle być i ktoś musiał mu o tym przypomnieć – wszedł mi w
słowo, czym kompletnie zbił mnie z pantałyku. Wydawało mi się, że ta historia i
sposób w jaki obie panie ją przeżywały, rozśmieszy go równie mocno jak mnie,
byłam więcej niż pewna, że będziemy trzymać się za brzuchy i płakać ze śmiechu,
a tu wprost przeciwnie. Jego twarz stała się zacięta i wroga, a zbielałe
knykcie świadczyły o sile z jaką zacisnął pięści. I wtedy to do mnie dotarło.
Tym „diabłem wcielonym” był nie kto inny jak właśnie on!</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przepraszam, nie wiedziałam, że… – głośno
przełknęłam ślinę, szukając w głowie odpowiednich słów, którymi mogłabym go
uspokoić i sprawnie wybrnąć z trudnego tematu. – Nie sądziłam, że mówią o tobie,
tak mi głupio, nie chciałam cię zdenerwować. To dlatego twój motor jest w
naprawie? </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak, ale to nic takiego, gorzej z jego wycackaną
limuzyną – zaśmiał się pogardliwie, widocznie zadowolony z wyniku przepychanki
na drodze.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mogę zapytać kim jest ten drugi chłopak?</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Sorry, ale nie chcę o tym mówić, dobra? Zostawmy już
ten temat i zbierajmy się do domu. Wino wypite, ciastka zjedzone, przeziębienie
gwarantowane – spojrzał wymownie na nasze włosy i ubrania, z których ciurkiem
spływała woda – więc najwyższa pora kończyć imprezę.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobry pomysł – podniosłam się z miejsca, czując
nieprzyjemne mrowienie w zastałych nogach. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przez całą drogę szliśmy w milczeniu, ja zupełnie nie
wiedziałam co powiedzieć, by znów przez przypadek nie trafić w jakiś trudny
temat, on sądząc po głębokich, miarowych oddechach starał się opanować i
rozluźnić.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przepraszam – wycedził, kiedy zatrzymaliśmy się
przed moim domem – Nie chciałem, żeby zrobiło się niezręcznie.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie przepraszaj, po prostu nadepnęliśmy na
temat-minę, trochę nas poturbowało, ale nie rozsadziło – roześmiałam się,
próbując przeistoczyć wszystko w żart. Nie trudno się domyśleć, że wyszło
nienaturalnie i z marnym skutkiem, ale przynajmniej próbowałam, a potem stało
się coś naprawdę dziwnego, czego kompletnie się po sobie nie spodziewałam. –
Chcesz wejść na herbatę i trochę się zagrzać? – Nie wiem jakim cudem
zaproponowałam mu coś takiego. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przepraszam, ale powinienem już pójść, mam jeszcze
coś do załatwienia – przeczesał palcami mokre włosy, błądząc wzrokiem gdzieś
obok mnie. </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W takim razie dziękuję za towarzystwo
i odprowadzenie do domu.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
– Cała przyjemność po mojej stronie –
wsunął ręce w kieszenie spodni i powolnym krokiem ruszył jak się domyślam w
stronę swojego domu lub tej „sprawy” niecierpiącej zwłoki, która niestety a
może i stety stanęła na drodze naszemu spotkaniu przy herbacie.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Dopiero po tym jak weszłam do domu i
zamknęłam za sobą drzwi na klucz poczułam niewysłowioną ulgę. Mogłam nareszcie
zdjąć ciuchy przemoczone do ostatniej suchej nitki, napić się gorącej czekolady
tonącej w zawrotnej ilości bitej śmietany i najzwyczajniej w świecie usiąść na
kanapie i pomyśleć o tym wszystkim co się dziś wydarzyło. </div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Już sama nie wiem co było dziwniejsze,
znalezione na strychu zdjęcie, nieodebranie telefonu od pana Szymona, składanie
nieżyjącej babci życzeń z okazji urodzin oraz siedzenie na jej pomniku, picie
wina i wtykanie do doniczki czekoladowych wafelków czy może bądź co bądź
należące do miłych spotkanie z… </div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>No nie, nie wierzę, nawet nie wiem jak
on ma na imię. </div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 0pt; text-align: justify;">
<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>Brawo Klara! Gratuluję głupoty!</div>
<br />
<br /></div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-9797604145460312062015-12-27T15:56:00.000+01:002015-12-27T15:56:56.301+01:00Ups!<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ojej, naprawdę nie było mnie tu
aż dwa miesiące? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
No to się popisałam, nie ma co!
Wstyd! Wstyd i hańba!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ale to nie dlatego, że mi się nie
chciało, broń Boże! Po prostu miałam ostatnio takie zawirowania w życiu
prywatnym, że sama się dziwię, że nie przypłaciłam tego jakimś zawałem serca
czy uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym. Chociaż w tej kwestii nie jestem do
końca pewna <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span>
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
W każdym razie teraz jest dobrze,
sytuacja na froncie się uspokoiła, więc być może za całkiem niedługi czas
wyjdzie spod mojego pióra, a raczej spod mojej klawiatury coś sensownego czym
będę się mogła z wami podzielić. Oczywiście pod warunkiem, że jeszcze tu
jesteście ♥</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przepraszam za mały poślizg w
pisaniu pamiętnika Klary, postaram się odnaleźć wenę i wrócić do blogowego
życia tak szybko jak tylko się da!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dziękuję tym, którzy zaglądali tu
pod moją nieobecność i ciepłymi słowami zachęcali mnie do dalszego pisania,
jesteście przekochani </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Proszę o jeszcze troszkę
cierpliwości i jeszcze ociupinkę wyrozumiałości ♥</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pozdrawiam i mam nadzieję, do
szybkiego napisania <span style="font-family: Wingdings; mso-ascii-font-family: "Times New Roman"; mso-char-type: symbol; mso-hansi-font-family: "Times New Roman"; mso-symbol-font-family: Wingdings;">J</span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mewa!</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-44878924398401061742015-10-24T10:05:00.001+02:002015-10-24T10:05:47.508+02:0010. Zawsze bałam się stracić ludzi, których kocham, lecz czasem zastanawiam się czy jest ktoś, kto obawia się stracić mnie...<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dzień zaczął się dla mnie gigantycznym zaskoczeniem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Korzystając z upalnego poranka oraz pięknych widoków
złocistych pól i pachnących igliwiem lasów postanowiłam zjeść śniadanie na
werandzie. Ubrana w lekką koszulę nocną z uroczym wzorem Hello Kitty wyszłam na
zewnątrz trzymając w dłoniach drewnianą tackę, na której kołysała się szklanka
świeżo zaparzonej mocnej kawy oraz miseczka owocowych musli zmieszanych z
kwaśnym jogurtem naturalnym. Sunąc ostrożnie po drewnianej podłodze ściskałam
kurczowo pod pachą tekturową teczkę, pełną dokumentów związanych z
najpiękniejszym prezentem, jaki kiedykolwiek dostałam w swoim
dziewiętnastoletnim życiu – domem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Moim domem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wiem, że może trochę za późno na czytanie umów, bo
zazwyczaj robi się to przed ich podpisaniem, a nie dwa dni po, ale skoro babcia
ufała panu Szymonowi to znaczy, że nie mógłby mnie oszukać. I nie zrobił tego!
Kolejna z setki odkrytych zalet Pana Idealnego!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ten urzędowy żargon dla prostego laika jest kompletnie
abstrakcyjny i nie trudno się domyśleć, że niewiele rozumiałam z tego, co było
tam napisane, jakbym co najmniej próbowała rozszyfrować cyrylicę, jednak ten
fragment szczególnie zwrócił moją uwagę:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Wyżej wymienioną Posiadłość, mieszczącą
się przy ulicy Bocznej 2 w miejscowości Stodolna, gmina Winna, województwo
małopolskie, wraz ze wszystkimi mieszczącymi się w niej przedmiotami przekazuję
mojej wnuczce Klarze Jońskiej. Pragnę również złożyć w jej ręce widniejącą na
moim koncie osobistym sumę czterdziestu ośmiu tysięcy złotych.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie skłamię, jeśli napiszę, że czytałam to jedno
zdanie dobrych kilkanaście razy, a potem, kiedy już dotarł do mnie jego sens,
głośno wypuściłam powietrze wstrzymywane w płucach przez stanowczo zbyt długi
czas i klnąc pod nosem opadłam na oparcie drewnianej ławeczki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dom,
a do tego zawrotna kwota na start w dorosłe życie to o wiele za dużo. Niczym
sobie na to nie zasłużyłam! Niczym, niestety! Nie było mnie przy babci, kiedy
tego potrzebowała, nie szukałam z nią kontaktu i wstyd się przyznać, ale nawet
nie myślałam o niej zbyt często, a teraz mieszkam tu i mam pełne prawo do
rozporządzania jej pieniędzmi. Byłoby o wiele prościej, gdyby nie to cholerne
poczucie winy, ale z drugiej strony cieszę się, że tak to przeżywam,
przynajmniej mam pewność, że nie zbzikowałam do reszty i mam coś takiego jak
sumienie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pocieszające…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy już udało mi się odzyskać jasność umysłu,
złapałam za telefon i wybrałam numer pana Szymona? Sama nie wiem, czego od
niego oczekiwałam, czy potwierdzenia tego, co przeczytałam czy może po prostu
szukałam wymówki, żeby się z nim skontaktować? Pewnie i jedno, i drugie, ale
niestety był niedostępny. Ech… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Do godziny czternastej czas dłużył mi się
niemiłosiernie. Mimo iż co rusz szukałam sobie przeróżnych zajęć, wskazówki
zegara ciągle stały w miejscu, jakby chciały mi zrobić na złość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po przyrządzeniu obiadu, rozpaleniu w piecu, napisaniu
długiego maila do Igi, pościeraniu kurzy, wypiciu dwóch kaw podczas czytania
„Północ i Południe”, w końcu zabrałam się za przygotowania do wyjścia na lody z
Zosią. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Żałowałam,
że nie wymieniłyśmy się numerami telefonów, albo przynajmniej nie umówiłyśmy
się w jakimś konkretnym miejscu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Powiedziała
tylko:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jutro kończę o czwartej, jeśli nie jesteś zajęta
możemy pójść na lody!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I
niemalże biegnąc zniknęła za bramą Szkółki Jeździeckiej „Galop”, w której
pracuje. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie martwiłabym się aż tak bardzo gdyby nie fakt, że
tylne koło roweru, mojego jedynego środka transportu wyzionęło ducha, a do
pokonania miałam kilka dobrych kilometrów. Ale to i tak nic w porównaniu ze
świadomością, że gdzieś tam czyha pan Cham, gotowy bez najmniejszego zawahania
doprowadzić mnie kolejny raz do białej gorączki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Chyba nie muszę mówić, że na sam dźwięk warkotu
silnika truchlałam bliska zejścia na zawał serca, a kark już po kilku minutach
marszu rozbolał mnie od ciągłego rozglądania się na prawo i lewo w poszukiwaniu
znajomej sylwetki, by w razie czego móc się schować lub wybrać inną drogę.
Dzięki Bogu udało mi się dojść do stadniny bez przykrego, a może nawet
tragicznego w skutkach spotkania z panem Chamem, co wcale nie znaczy, że
dotarłam szczęśliwie do celu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie, nie, to by było zbyt piękne…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W połowie drogi, z tylnej kieszeni moich dżinsowych
szortów odezwał się stłumiony dźwięk przychodzącego połączenia. Wzdrygnęłam się
i wyrwana z zamyślenia sięgnęłam po telefon. Byłam przekonana, że to Iga,
ponieważ chwilę przed wyjściem z domu wysłałam jej maila, gdzie w wielkim
skrócie opowiedziałam o tym, co spotkało mnie w ciągu ostatnich kilku dni,
potem wytknęłam jej, że jest „beznadziejną przyjaciółką, której w głowie tylko
balet i przystojne żabojady”, a na koniec wyznałam pełna skruchy, że cholernie
za nią tęsknię i nie mogę się doczekać, kiedy mnie odwiedzi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tyle, że to nie była Iga, a pan Szymon… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mało nie zemdlałam, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu
jego imię mrugające wesoło w rytm skocznej melodyjki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Halo? – zapytałam łamiącym się od nadmiaru emocji
głosem i nieco zachrypniętym po stanowczo zbyt długim spacerze. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dzień dobry pani Klaro, z tej strony Szymon Frej,
dostałem właśnie powiadomienie, że próbowała się pani za mną połączyć. Coś się
stało?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Frej. Szymon
Frej. Pan Szymon Frej. Pan Idealny Szymon Frej…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Klaro? – Jego nieco podniesiony ton głosu
wyrwał mnie z zamyślenia i obawiam się, że mogły minąć wieki, nim udało mi się
odzyskać jasność umysłu, a potem zebrać się w sobie i porozmawiać z nim w miarę
przyzwoity i logiczny sposób. Nic na to nie poradzę i chyba pora się do tego
przyzwyczaić, że reaguję na sam jego głos tak, a nie inaczej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przepraszam, mój telefon zaczyna szwankować –
Zakryłam oczy wnętrzem dłoni i wykrzywiając usta w podkówkę pokręciłam nisko
zwieszoną głową. Nie wiem czemu, ale właśnie tak wygląda mijanie się z prawdą
przez telefon w moim wykonaniu. – Co rusz gubi zasięg.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czyżby nie służyło mu górskie powietrze? – Zaśmiał
się perliście do słuchawki, sprawiając, że moje już i tak galaretowate nogi
stały się jedną wielką bezwładną masą, a policzki, gdyby to nie przeczyło
prawom natury zapłonęłyby żywym ogniem i spaliły się na wiór. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Myślę, że brakuje mu warszawskiego smogu, a to taka
forma manifestacji. – Nawet nie wiecie, jaka byłam wtedy z siebie dumna, bo
mimo zauroczenia i kompletnego rozkojarzenia, udało mi się nie wyjść na
kretynkę, a co więcej, to zdanie zabrzmiało nawet zabawnie i błyskotliwie,
prawda? Szkoda tylko, że ta moja elokwencja i lekkość prowadzenia rozmów nie
trwała zbyt długo…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ojej, poważna sprawa, mam tylko nadzieję, że prędko
się przekona do Stodolnej, bo bardzo bym nie chciał, żeby utrudniał mi kontakty
z panią. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>Co? Bardzo bym nie chciał, żeby
utrudniał mi kontakty z panią?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak, ja też. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szlag by to jasny trafił! Cóż za bystra odpowiedź!
Pokarało mnie! Jestem pewna, że los się na mnie zemścił za te wszystkie drobne
oszustwa i niewinne kłamstewka. Wiedziałam, że przyjdzie na to czas, ale żeby
teraz? Akurat teraz? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Klaro? Dzwoniła pani do mnie w jakiejś
konkretnej sprawie? W czym mogę pani pomóc? – Pan Szymon musiał wyczuć moje
zmieszanie i zażenowanie, ponieważ bez zbędnych ceregieli przeszedł do sedna rzeczy.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co? A tak, chodzi o te dokumenty – wyjąknęłam –
Czytałam rano umowę i nie wszystko zrozumiałam, i chciałam zapytać…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Naprawdę czytała pani te umowy dopiero dzisiaj?
Byłem pewien, że zrobiła to pani zaraz po moim wyjściu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, jakoś nie miałam wtedy do tego natchnienia, a
dziś przy śniadaniu tak z nudów po nie sięgnęłam i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Dziewczyno,
błagam cię, przestań się pogrążać!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Z nudów? – Roześmiał się do słuchawki – Pani Klaro,
z nudów to się raczej sięga po jakąś dobrą książkę, albo po gazetę codzienną, a
nie po gruby stos urzędowych pism. Takie rzeczy robią tylko napaleni prawnicy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Sądząc po tym, ile zrozumiałam z tego urzędowego
bełkotu daleko mi do napalonego prawnika, jak stąd do Księżyca – prychnęłam z
sarkazmem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Klaro, mogę do pani podjechać, powiedzmy za pół
godziny? Wytłumaczę pani wszystkie niejasności, a przy okazji wypijemy tą
słodką herbatę, którą udało mi się wygrać w zakładzie. Może być?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Co??? <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
To już jest szczyt wszystkiego! Nie wiem, za co tym
razem mści się na mnie mój los, ale musiałam nieźle nawywijać! Przecież nie
mogę teraz wystawić Zosi, ale też nie przejdzie mi przez gardło, żeby odmówić
sobie spotkania z panem Szymonem! Wybór między moją nową i póki co jedyną
koleżanką a Boskim Panem Idealnym jest jak wybór między czekoladą a żelkami.
Niemożliwy i okrutny. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ojej, teraz nie bardzo mam czas, bo jestem umówiona
ze znajomą na lody – drugą część zdania powiedziałam bardzo powoli i wyraźnie, żeby
przypadkiem nie przyszło mu do głowy, że za jego plecami umawiam się z innymi
facetami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ile
bym dała, żeby choć ociupinkę się o to martwił i żeby choć troszkę był
zazdrosny. – Myślę, że około dziewiętnastej będę już w domu, więc jeśli nie ma
pan innych planów na wieczór to serdecznie zapraszam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Zgódź się,
zgódź się, zgódź się!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Z chęcią, ale moje auto jest ciągle w naprawie…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Krew by to
zalała!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– …teraz mógłbym pożyczyć od brata na godzinkę czy
dwie, a wieczorem raczej mi się to nie uda, także raczej nic z tego. – I
westchnął! Przysięgam, że słyszałam, jak westchnął z rezygnacją i
niezadowoleniem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Cholera jasna! Dobijcie mnie, bo zaczynam majaczyć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Gdybym miała numer do Zośki przełożyłabym spotkanie z
nią na wieczór, a teraz gnałabym do domu, bijąc wszystkie odnotowane do tej
pory rekordy prędkości, by przyszykować się na spotkanie z najwspanialszym
mężczyzną pod słońcem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Szlag by to
trafił!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Och, szkoda – Tylko na tyle było mnie stać, choć
serce mało nie pękło mi z żalu i rozpaczy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Klaro, jeśli te niejasności w umowie niepokoją
panią w jakikolwiek sposób, mogę zadzwonić, kiedy już pani wróci do domu i
wszystko pani wytłumaczę przez telefon.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie ma potrzeby, to nic pilnego – Mimo że bardzo
chciałam porozmawiać z nim ponownie, nawet gdyby miały być to tylko i wyłącznie
tematy związane z dokumentami przejęcia domu i pieniędzy babci, odmówiłam. Wolę
przedyskutować to w cztery oczy przy słodkiej herbacie. Szczwany lis ze mnie, a
jak!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobrze, w takim razie muszę już kończyć, klient
zaczyna się niecierpliwić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W porządku – jęknęłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Będziemy w kontakcie? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak, oczywiście – uśmiechnęłam się, wyobrażając
sobie jak wyjmuję z konta babci niebotyczną kwotę pieniędzy, pakuję ją do
skórzanej teczki, a potem w długim czarnym płaszczu, nisko zsuniętym kapeluszu
i ciemnych okularach zasłaniających pół twarzy, odnajduję mechanika, który
zajmuje się autem pana Szymona i wręczając mu walizkę wypchaną banknotami
zmuszam go do błyskawicznej i niczym nieprzerwanej pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
–
Więc do zobaczenia niebawem – powiedział melodyjnym głosem kolejny raz
wyrywając mnie z zamyślenia i nie czekając na moją odpowiedź, rozłączył się. I
to jest chyba jedyna rzecz, której w nim nie lubię, zawsze naciska czerwoną
słuchawkę nim zdążę mu powiedzieć coś miłego na pożegnanie. Chociaż może to i
lepiej, bo podejrzewam, że w tamtym momencie stać by mnie było jedynie na
krótkie „Pa”.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Czas, który zaczął pędzić na oślep, odkąd wyszłam z
domu oraz buzujące we mnie emocje zmusiły mnie do pokonania reszty drogi do
stadniny w szybszym niż zazwyczaj truchcie. Nie był to zbyt dobry pomysł biorąc
pod uwagę lejący się z nieba żar i ciężkie, parne powietrze, ale przynajmniej,
ku własnemu zdziwieniu, udało mi się rozluźnić i wyzbyć się złości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Na drewnianej ławce, po drugiej stronie wąskiej ścieżki
prowadzącej do szkółki siedziała Zosia i podobnie jak wczorajszego dnia
wyglądała oszałamiająco. Tym razem zamiast kowbojskich butów z wysokimi cholewkami,
obcisłych legginsów i koszulki z logo stadniny, miała na sobie długą zwiewną
spódnicę zasłaniającą zgrabne nogi oraz czarną bokserkę, która ściśle
przylegała do jej kobiecych kształtów. Długie włosy w kolorze ciemnej czekolady
związała w wysokiego koka a brzoskwiniową buzię usianą gdzieniegdzie piegami
wystawiła do słońca nucąc pod nosem trudną do rozpoznania melodię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Cześć! – Podbiegłam do niej i wydyszałam z trudem
łapiąc powietrze. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O, cześć – podniosła na mnie wzrok, przyglądając mi
się z uwagą – Psy cię goniły?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, trochę za późno wyszłam z domu – wsparłam się
pod boki, starając się opanować ciężki, gwałtowny oddech – A poza tym
pomyślałam, że trochę ruchu dobrze mi zrobi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ale stan przedzawałowy nie przynosi raczej niczego
dobrego – roześmiała się w głos widocznie zadowolona ze swojego żartu, po czym
poderwała się z miejsca i zamaszystym ruchem zarzuciła na ramię szmacianą torbę
– To co, lody? Trzeba uzupełnić kalorie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Z największą przyjemnością – odpowiedziałam jej
uśmiechem i wesoło podrygując ruszyłyśmy ramię w ramię w stronę wioski. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ciągle nie potrafię zrozumieć, jak to się dzieje, że
spotyka się na swojej drodze, zupełnie przez przypadek, obcą osobę, zamienia
się z nią kilka zdań i już po kilku minutach okazuje się, że nadajecie na tych
samych falach, a lekkość, z jaką to robicie jest nie do opisania, tak jakbyście
się znali od dziecka i przeżyli wspólnie niejedno. Tak właśnie jest ze mną i z
Zosią. Mam wrażenie, że mój cholernie upierdliwy pech na chwilę stracił
czujność, bo udało mi się na kompletnym odludziu, jakim niewątpliwie jest
Stodolna, znaleźć tak cenny brylancik. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Idziemy na skróty? – Przystanęłam i posłałam Zosi
pełne zdezorientowana spojrzenie. Dziewczyna obróciła się w moją stronę, a
wyraz jej twarzy, zdumiony i niepewny, był identyczny jak mój, jakby ktoś
postawił między nami ogromne lustro. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O czym ty mówisz? – Jedną ręką wsparła się pod bok,
drugą przyłożyła do czoła, zasłaniając się przed rażącymi promieniami
popołudniowego, choć ciągle jeszcze intensywnego słońca. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No wiesz, może i nie mieszkam tu zbyt długo, ale
jestem więcej niż pewna, że do sklepu pani Lodzi to raczej tędy – kiwnęłam głową w stronę piaszczystej dróżkę, której według mnie
powinnyśmy się trzymać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie idziemy do sklepu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To gdzie? Chyba nie chcesz mi wmówić, że macie tu
budkę z kręconymi włoskimi lodami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, niestety nie mamy – powiedziała głośno i
wyraźnie, dobitnie akcentując ostatnie słowo, dając mi do zrozumienia, że skoro
tu mieszkam powinnam zacząć utożsamiać się z wioską oraz nieliczną, mniej niż
trzystuosobową grupą stodolniczan. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A może stodolniczanów? Albo stodolniczaninów? Boże
święty, sama nie wiem, która forma jest poprawna…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Kim ja
jestem, do jasnej Anielki?<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czyli dokąd idziemy? Bo już zdurniałam<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Do mnie – zaświergotała wesoło i machnęła ręką w
kierunku ścieżki, która jak się okazało po dwudziestu minutach marszu,
prowadziła do jej domu – Miałam dzisiaj wyjątkowo ciężki dzień i potrzebuję
prawdziwej bomby kalorycznej, a nie jakiś tam rożków czy śnieżynek. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Domyślam się, że dali ci popalić w pracy?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie – schyliła się, podniosła z ziemi mały kamyczek,
mieniący się w słońcu różnymi odcieniami złota i cisnęła nim mocno przed siebie
– Mój brat nie wrócił wczoraj na noc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co? I mówisz o tym tak spokojnie?! Powiadomiłaś
chociaż policję? No nie wiem… Kurczę, Zośka, trzeba sprawdzić szpitale w
okolicy, może coś mu się stało? – Krzyczałam, kompletnie nie panując nad
potokiem wylewających się ze mnie słów, ani nad rękoma, którymi machałam tnąc
powietrze z głośnym świstem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mimo iż nie znam jej brata, ba, nawet nie widziałam go
ani razu na oczy, to wiadomość, że nie wrócił na noc bardzo mnie zmartwiła. Nie
chciałabym, żeby temu chłopakowi, który wyraził siostrze miłość w tak piękny i
niebanalny sposób stała się jakaś krzywda.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To nie pierwszy raz, kiedy wszystko olewa i po
prostu znika – wzruszyła ramionami, starając się przekonać mnie, że zachowanie
brata nie robi na niej najmniejszego wrażenia, jednak jej smutne oczy i usta
wykrzywione w podkówkę zdradzały, że jest zupełnie inaczej. – Ten cytat na
ławce w lesie, wyrył po jednym z takich odpałów, tyle że wtedy nie było go trzy
dni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Trzy dni? Co się z nim działo przez ten czas?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pojechał sobie z kumplami nad morze na weekend i
jakoś zapomniał nam powiedzieć, dasz wiarę? Nie odbierał telefonów, nie pisał,
nic kompletnie. Pamiętam, że wrócił w poniedziałek rano, jadłam akurat
śniadanie przed pracą i jak go zobaczyłam w drzwiach to, rzuciłam mu się na
szyję, mało mu karku nie skręciłam, a potem z całych sił dałam mu w twarz i
wybiegłam z domu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O Jezu – jęknęłam – A co na to wasi rodzice? Nie
mogą jakoś na niego wpłynąć?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zosia głośno wypuściła powietrze i zatrzymała się
przed niewielkim, drewnianym domem stojącym w głębi podwórka, przy którym, po
obu stronach rosły wysokie, sięgające ponad dach rozłożyste jodły. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mama zmarła kilka lat temu – pociągnęła za klamkę, a
pomalowana ciemnobrązową farbą furtka otworzyła się przede mną z przeraźliwym
skrzypnięciem, któremu towarzyszyło jeszcze bardziej dotkliwe ujadanie małego
kundelka. – Rondel, do budy! – Krzyknęła do psa, po czym złapała mnie za rękę i pociągnęła przez
wyłożony drobną kostką chodnik w stronę wejściowych drzwi. – A tato, nie wiem,
może i żyje, ale odkąd zostawił nas dla jakiejś panienki starszej ode mnie o
trzy czy cztery lata, zupełnie przestał się nami interesować. My nim zresztą
też.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przykro mi. Przepraszam, nie powinnam pytać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W porządku –
uśmiechnęła się do mnie promiennie, po czym wyjęła z torebki pęk kluczy,
odszukała odpowiedni i włożyła go do dziurki przekręcając zamek – Jeszcze do
niedawna na samą myśl wyłam jak bóbr, a potem w gniewie niszczyłam wszystko, co
wpadło mi w ręce, teraz już po prostu się z tym pogodziłam. Widocznie tak miało
być – wzruszyła ramionami i zamaszystym gestem ręki wskazała na wnętrze domu –
Zapraszam w moje skromne progi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To znaczy, że mieszkasz tylko z bratem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Z bratem i z dziadkiem, ale niestety tym razem nie
poznasz żadnego z nich. Kuba się gdzieś szlaja, a dziadek pewnie na mlecz
pojechał.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mecz? Oglądać, tak? Bo chyba nie grać? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mlecz! – Krzyknęła, pukając się znacząco w czoło –
Dla królików!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A, no chyba, że tak – wybuchnęłam śmiechem i weszłam
za nią do niewielkiej kuchni i niemal natychmiast oniemiałam z wrażenia.
Wszystko w niej było idealne, począwszy od śnieżnobiałych ścian, skrzypiącej,
drewnianej podłogi, nakrytego ceratą stołu oraz stojącego na nim talerza z
pachnącą drożdżówką, poprzez kaflowy piec z wiszącymi nad nim warkoczami
czosnku, pomidorami dojrzewającymi na parapecie, a skończywszy na kapiącym
kranie i głośno brzęczącej lodówce. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Normalnie
cudeńko!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Głośno westchnęłam i opadłam na drewniane krzesło
śledząc wzrokiem krzątającą się po kuchni Zosię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wiesz, kiedy mama zmarła, a ojciec nas zostawił, ja
i Kuba byliśmy jeszcze nieletni i wyrokiem sądu trafiliśmy pod opiekę dziadka –
wyjęła z szafki dwa szklane pucharki oraz specjalną łyżkę do nabierania lodów.
– Przyznam, że na początku było naprawdę ciężko, bo oboje chodziliśmy jeszcze
do szkoły, z pieniędzmi się nie przelewało, ja się kompletnie załamałam, na
niczym mi nie zależało, nie jadłam, nie spałam, całymi dniami tylko leżałam w
łóżku i patrzyłam w sufit, a Kuba się buntował i chyba do tej pory mu tak
zostało – prychnęła pod nosem i wyjęła z zamrażarki pudełko
waniliowo-śmietankowych lodów tonących w zawrotnej ilości bakalii oraz
czekolady. – No i dziadek miał już swoje lata. Daliśmy mu popalić, nie powiem,
że nie, ale wiesz, nigdy nie słyszałam, żeby się skarżył czy narzekał. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A reszta rodziny? Nie wiem, wujki, ciotki… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wypieli się na nas – wzruszyła obojętnie ramionami i
podała mi pucharek uśmiechając się szeroko – I dobrze, że wyszło tak, a nie
inaczej. Czasami się zastanawiam, jak wyglądałoby moje życie, gdyby zaopiekował
się nami ktoś inny, albo trafilibyśmy do domu dziecka. I wiesz, co sobie wtedy
myślę?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Że nie byłoby tak fajnie, jak jest teraz. Nie
pracowałabym w stadninie, nie chodziłabym z Rondlem na spacery do lasu, nie
grałaby co wieczór z dziadkiem w szachy czy w karty, no i na pewno nie
siedziałabym tu z tobą i nie zajadałabym się tymi pysznościami – nabrała na
łyżeczkę solidną porcję roztapiających się nieco lodów, po czym włożyła ją do
ust mrużąc oczy i wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia. – Pieprzyć diety!
Niech żyją grube i szczęśliwe kobiety!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przez dłuższą chwilę jadłyśmy w zupełnej ciszy
delektując się słodkościami, a jedynym dźwiękiem, który dało się słyszeć był
brzęk szklanych pucharków, o które miarowo obijały się metalowe łyżeczki oraz
jęki zadowolenia i rozkoszy, jakie sprawiłyśmy naszym podniebieniom. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wiesz co, wydaje mi się, że czuję nieodpartą chęć
obejrzenia „Troi”. – Podniosłam na nią wzrok, z radością obserwując, jak
malujący się na jej twarzy uśmiech staje się coraz szerszy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Boże, dziewczyno, z nieba mi spadłaś – poderwała się
z miejsca, złapała mnie za rękę i jakby bała się, że zmienię zdanie, pobiegła
do swojego pokoju, ciągnąc mnie za sobą jak szmacianą lalkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przez ponad dwie godziny leżałyśmy na łóżku
zachwycając się urodą Achillesa i odwagą Hektora, a przy okazji zarzucając
Parysowi kompletny brak jaj. Przepraszam za określenie, ale co prawda, to nie
grzech. Do tej pory zachodzę w głowę, co ta Helena w nim widziała. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Raczej nikogo nie zdziwię, jeśli wyznam, że kiedy
padły słowa „Obdarowałaś mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną”, obie wyłyśmy
w głos, dławiąc się grubymi jak grochy łzami, które spływały po naszych
policzkach zostawiając za sobą rozmazany tusz. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Boże, jak on ją kochał – jęknęła niewyraźnie tłumiąc
płacz. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No, też bym tak chciała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ja też…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Potem przyszła pora na zwierzenia. Zosia z wypiekami
na twarzy i oczami ciągle mokrymi od łez, zasypywała mnie pytaniami, jakie
tylko przyszły jej do głowy. Opowiedziałam jej o moim dzieciństwie, o
wakacjach, które spędzałam u babci, kiedy byłam dzieckiem, o tragicznym wypadku
na budowie i śmierci ojca, a także o matce przeżywającej drugą młodość i
codziennych awanturach oraz moim życiu uczuciowym, którego tak na dobrą sprawę
nawet nigdy nie miałam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie żartuj, naprawdę nigdy nie byłaś w nikim
zakochana? – Wzdrygnęła się i wytrzeszczyła na mnie oczy, jakby co najmniej
zobaczyła ducha<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A liczą się bohaterowie z książek? – zapytałam, starając
się obrócić żałosną prawdę w lekki żart. – Bo jeśli tak, to byłam zakochana już
setki razy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W odpowiedzi wzruszyłam jedynie ramionami i rozłożyłam
ręce uśmiechając się krzywo. Wiem, moje życie jest bublowate, ale ciągle mam
nadzieję, że kiedyś to się skończy i, pozwólcie, że posłużę się cytatem z
Biblii, nastaną te tłuste lata!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Oczytana i naiwna – cała ja <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przestało padać – wyjrzałam przez okno i sięgnęłam
po torebkę. – Będę się zbierać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Odprowadzę cię – Zosia zerwała się z łóżka, wyjęła z
szafy lekką bluzkę z długim rękawem i rzuciła ją w moją stronę – Załóż, zanim
dojdziesz do domu przemarzniesz na kość. Po deszczu zrobiło się chłodniej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dzięki – posłałam jej szeroki uśmiech i wciągnęłam
na siebie koszulę, wdychając zapach cytrusowych perfum, którymi był skropiony
materiał. – Pójdę sama, nie chcę ci zawracać gitary.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Chyba sobie żartujesz!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co mi się może stać?! – Oburzyłam się wywracając
oczami i niemal natychmiast przypomniałam sobie moje stanowczo zbyt bliskie
spotkanie z motorem i jego aroganckim kierowcą sprzed kilku dni, ale ten fakt
postanowiłam przemilczeć. Nie ma się przecież czym chwalić! – Chyba nie chcesz
mi wmówić, że grasuje tu jakiś seryjny morderca, albo co gorsza gwałciciel. Już
dawno po Teleexpresie i jestem pewna, że większość mieszkańców śpi sobie
smacznie w domach, więc nie wydziwiaj i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Stop, stop, stop! Przecież to nie z troski o ciebie
– roześmiała się w głos, czym kompletnie zbiła mnie z pantałyku. – Spacer po
takiej bombie kalorycznej jest wręcz obowiązkowy. Dlaczego tylko ty miałabyś je
spalić wracając do domu, co?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Otworzyłam usta ze zdziwienia, po czym zamknęłam je z
powrotem niezdolna do wypowiedzenia choćby najkrótszego słowa i posłusznie
wyszłam za nią na dwór. Faktycznie, zrobiło się dużo chłodniej a powietrze
dotąd ciężkie i niemal parzące, było lekkie i rześkie. Byłyśmy tak pochłonięte
lodami, filmem i niekończącą się rozmową, że nawet nie zauważyłyśmy, kiedy
błękitne, pozbawione obłoków niebo zmieniło kolor na szary. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ty, byłaś kiedyś zakochana? – zapytałam,
przekrzykując szczekającego przy budzie Rondla. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dwa razy i dwa pudła. Najpierw przez całą
podstawówkę wzdychałam do pana od informatyki, ale skurczybyk mnie nie chciał –
roześmiała się w głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A drugi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Z nim to trudna sprawa, wiesz to taki typ chłopaka,
który nie lubi zobowiązań, niby by chciał, ale się boi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zaraz, zaraz, czyli to świeża sprawa? – Przyznam, że
kompletnie mnie zaskoczyła, bo mimo wylewności, której nie sposób jej odmówić,
ten temat omijała szerokim łukiem. Wczoraj powiedziała mi, że w jej życiu jest
tylko brat i dziadek, nie sądziłam, że za tym krótkim zdaniem kryje się
historia nieodwzajemnionej miłości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czy świeża? Chyba nie, bo ciągnie się już od kilku
miesięcy i powiem ci szczerze, że powoli zaczynam tracić cierpliwość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ale szajs – syknęłam przez zęby pałając najszczerszą
nienawiścią do chłopaka, który ośmielił się pogrywać sobie z uczuciami mojej
nowej przyjaciółki. To, że nawet nie wiem kim jest, ani jak wygląda, nie
zmienia faktu, że najchętniej powiesiłabym go za jaja nad rzeką pełną piranii i
bez mrugnięcia okiem, patrzyłabym jak wije się z bólu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No, trochę – skrzywiła się na krótką chwilę, po czym
na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech – Mam tylko nadzieję, że nie pomrzemy
jako stare panny, zostawiając po sobie stado wygłodniałych kotów oraz pokaźną
kolekcję różańców i beretów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Boże, uchowaj – złożyłam ręce jak do modlitwy i
wzniosłam je nad głowę – Co się dzieje z tymi facetami do jasnej cholery?! – Zaklęłam
pod nosem kopiąc mały kamień leżący na mojej drodze i sama nie wiem czemu,
pomyślałam o Panu Chamskim. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zosia dała się przekonać i odprowadziła mnie tylko do
połowy drogi. Przekonałam ją, że jeśli zajdzie ze mną pod sam dom, a potem
wróci do siebie to spali więcej kalorii ode mnie i to będzie baaardzo nie w
porządku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nawet,
Aż tak długo nie protestowała i muszę przyznać, że mocno mnie tym zaskoczyła.
Dodała mi swój numer do listy kontaktów na telefonie podpisując się jako
Sophie, bo podobno tak brzmi dostojniej i nonszalancko, po czym przelotnie cmoknęła
mnie w policzek i podskakując wesoło pobiegła w stronę swojego domu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tak, Zośka to brylancik w najczystszej postaci!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
No dobra, dochodzi północ, więc pora skończyć swoje
wywody i kłaść się do łóżka. Jeśli jakimś cudem udało mi się was nie uśpić, to
życzę wam dobrej nocy. <o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Klara!<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com38tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-90675212609894801912015-10-11T12:09:00.002+02:002015-10-11T12:09:46.130+02:009.Od jutra będę smutna, od jutra, nie od dziś i każdego dnia, choćby nie wiem jaki był smutny powiem: Od jutra będę smutna, od jutra, nie od dziś...<br />
<br />
<br />
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dobrze, że nie spotkałam się dziś z panem Szymonem!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie
sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego przejdzie mi przez myśl, a potem palce
wystukają tak absurdalne zdanie na klawiaturze, a jednak! Kolejny dowód na to,
że w życiu nie można być niczego pewnym w stu procentach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Gdyby
nie odwołał naszego spotkania z powodu popsutego auta pewnie zanudzałabym was
teraz wpisem o tym, jaki jest wspaniały, i cudowny, i kulturalny, i przystojny,
i zabawny, i tak dalej, i tak dalej! Gdyby mnie dziś odwiedził, siedziałabym z
nim w kuchni, a może korzystając z pięknej pogody wyszlibyśmy na werandę i
popijając słodką herbatę i zajadając jeszcze słodsze ciasteczka spędziłabym
kolejne cudowne popołudnie w jego towarzystwie. Wiem, brzmi wspaniale i pewnie
się teraz zastanawiacie, dlaczego napisałam na początku, że dobrze, że się
jednak dziś nie spotkaliśmy. Już wyjaśniam, otóż gdyby nie ta historia z
mechanikiem nie miałabym okazji poznać Zosię. Ale o tym za chwilkę, bo skoro
jesteśmy już przy panu Szymonie, chcę tylko dodać, że mam przeczucie, że
prawdziwym powodem nie jest zepsute auto, a szczuplutka blondyneczka z nogami
do samego nieba, kuszącymi ustami i obrączką na serdecznym palcu, którą włożył
jej w dniu ich ślubu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przesadzam? Nie wiem, być może to głupie, ale nic na
to nie poradzę, jestem tylko kobietą <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tyle o Panu (prawie) Idealnym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po tym jak skończyliśmy rozmawiać stwierdziłam, że
godzina jest jeszcze wczesna a pogoda zbyt piękna żeby siedzieć w domu i
zajmować się rozpakowywaniem walizki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
To może poczekać… i jak wierny pies czeka do tej pory <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wsiadłam na rower, zsunęłam na nos okulary
przeciwsłoneczne i wyjechałam na polną ścieżkę, która prowadzi do głównej drogi
i centrum wioski, jeśli oczywiście mogę się tak wyrazić. Chyba nie muszę mówić,
że każda osoba, którą mijałam patrzyła na mnie jak na mamuta. W normalnych
okolicznościach pewnie by mnie to rozgniewało i nie szczędziłabym ostrych
przytyków i gromkich spojrzeń, ale wtedy bawiło mnie to do tego stopnia, że z
trudem potrafiłam stłumić śmiech. Nie wiem, co się ze mną dzieje, kompletnie
siebie nie poznaję. To chyba przez to świeże górskie powietrze i te lasy
dookoła. W końcu zieleń uspokaja!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przyznam, że przejechanie Stodolnej wzdłuż i wszerz
zajęło mi mniej czasu niż rozpalenie w piecu. Wioska jest naprawdę bardzo,
bardzo mała i to chyba w tym tkwi cały jej urok. Nie licząc wąskich,
piaszczystych ścieżek, prowadzących na pola, biegnie tu tylko jedna droga
główna, przy której w równym rządku stoją drewniane domki mieszkańców.
Oczywiście poza moim. Nie wiem czemu, ale od razu przypomniały mi się lekcje
historii i omawiane na nich średniowieczne osady, tyle że zamiast wysokich
murów obronnych wieś otoczona jest gęstymi lasami oraz polami, a głównym
miejscem rozrywki i przepływu informacji nie jest karczma a sklep pani Lodzi! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Korzystając z pięknej pogody postanowiłam nie spieszyć
się z powrotem do domu i pokusiłam się o kilka dodatkowych kilometrów. Nie
zastanawiałam się nad tym dokąd zmierzam, nie miałam żadnego konkretnego celu, po
prostu jechałam przed siebie ciesząc się pięknymi widokami gór i dziewiczych
terenów, których jak do tej pory nie zniszczyła cywilizacja. Nawet nie wiem,
kiedy minęłam przekreślony znak drogowy z napisem Stodolna i wjechałam do lasu.
Po chwili szeroka droga wylana asfaltem zmieniła się w wąską, piaszczystą
ścieżkę wijącą się w głąb coraz gęściej rosnących drzew. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Całe
szczęście, że trafiłam tu w tak słoneczny dzień!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Poprawiłam
okulary, które zsunęły mi się na czubek nosa i uśmiechnęłam się do siebie notując
w głowie, by z daleka omijać to miejsce, gdy pogoda będzie pozostawiała wiele
do życzenia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Już miałam zawrócić, kiedy zauważyłam drewnianą
tabliczkę w kształcie podkowy przymocowaną za pomocą drobnych łańcuchów do
gałęzi rozłożystego drzewa, która informowała o tym, że od Szkółki Jeździeckiej
„Galop” dzieli mnie jeden kilometr.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Stadnina koni
w samym środku lasu, lepiej nie mogłam trafić.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Od razu przyspieszyłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po chwili zza drzew wyłonił się duży, prostokątny
budynek wyłożony ciemnoczerwoną cegłówką. Frontową ścianę zdobiła otwarta na
oścież drewniana, półokrągła brama, zawieszony nad nią ozdobny napis „Galop”
oraz rzeźba wierzgającego konia. Przed wejściem do stajni stała drewniana
studnia z trzcinowym daszkiem oraz gliniane donice z kwitnącymi na różowo
rododendronami. Dookoła rozciągał się pokaźnych rozmiarów plac z różnego
rodzaju drążkami, murkami oraz przeszkodami wodnymi, a cały teren otoczony był białymi,
metalowymi barierkami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Oparłam rower o gruby pień dębu i usiadłam na
drewnianej ławce po drugiej stronie wąskiej ścieżki, skąd mogłam się
rozkoszować widokiem koni biegających wolno po zagrodzie. Oparłam łokcie o blat
stołu również wykonanego z drewna i z otwartymi szeroko ustami śledziłam
ciekawskim spojrzeniem każdy ruch czarnego konia z białą plamką biegnącą od
nasady grzywy aż po chrapy. Wydawał się być duszą towarzystwa, jeśli można w
ogóle tak powiedzieć. Galopował i wierzgał, rozganiając stojące w zbitej kupie
inne konie, po czym kładł się i tarzał w piachu, niszcząc panującą dookoła
ciszę<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
głośnym
rżeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ogier z temperamentem – powiedziałam do siebie i
roześmiałam się w głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie mam pojęcia jak długo tam siedziałam i gapiłam się
na zwierzę. Równie dobrze mogło minąć kilka minut co kilka godzin. Kompletnie
się wyłączyłam, myśląc jedynie o czarnym koniu, który podbił moje serce.
Tkwiłam pogrążona we własnym świecie, aż do chwili, gdy na ziemię sprowadził
mnie widok brunetki przechodzącej pod barierką i zmierzającej w moją stronę z
szerokim uśmiechem na ustach. Miała na sobie obcisłe legginsy, podkreślające
jej zgrabne uda i krągłe pośladki, luźną koszulkę z logo szkółki, którą
wypełniał obfity biust, a na stopy włożyła wysokie buty, przypominające te,
które nosili kowboje. Jej ciemnobrązowe, gładkie włosy opadały gęstą kaskadą na
wąskie, nieco przygarbione ramiona, a okrągła buźka w kolorze dojrzałej
brzoskwini, usiana nielicznymi piegami aż promieniała z radości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Gdybym była
lesbijką, ta dziewczyna z miejsca stałaby się obiektem moich westchnień, a
równocześnie powodem nieprzespanych nocy.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zamrugałam pospiesznie kilka razy, odganiając
niesforną myśl i głośno przełknęłam ślinę, czując w ustach nieprzyjemną suchość.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Cześć – zaświergotała wesoło wlepiając we mnie duże,
ciemne niczym smoła oczy. – Wolne? – Wskazała otwartą dłonią miejsce obok mnie
i nie czekając na odpowiedź opadła na ławkę z głośnym westchnieniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jasne, rozgość się – jęknęłam, przyglądając się z uwagą jakiemuś niezwykłemu przedstawieniu,
którego stałam się świadkiem. Dziewczyna przyłożyła do ust wskazujący palec, po
czym z cichym cmoknięciem ucałowała opuszek i dotknęła nim blatu stołu, a potem
jak gdyby nigdy nic, wyciągnęła z przewieszonej przez ramię torby okrągły
plastikowy pojemnik, zdjęła wieczko i zaczęła zajadać się warzywną sałatką.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Co to? – szepnęłam, zastanawiając się co mógł
znaczyć ten gest.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To jest mój lunch – zaśmiała się, przesadnie
akcentując ostatnie słowo – Właśnie korzystam z mojej piętnastominutowej
przerwy w pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie to, to! – kiwnęłam głową w stronę miejsca, które
przed chwilą dotknęła palcem. – Co to było? – zapytałam ponownie, nie mogąc
opanować palącej mnie od środka ciekawości. I wtedy niespodziewanie przyszła mi
na myśl pani Lodzia. Już wiem jak musiała się czuć, kiedy bawiłam się z nią w
kotka i myszkę nie chcąc zdradzić jej kim jestem i skąd się wzięłam w jej
sklepie. Obiecuję, że przy następnej okazji wyznam jej wszystko jak na
spowiedzi, chociaż już pewnie sama się domyśliła po tym co powiedziała jej
Janeczka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dziewczyna przyglądała mi się przez dłuższą chwilę z
powątpiewaniem, jakby zastanawiała się czy może mi zdradzić swój sekret.
Przygryzłam od środka policzek i czując na sobie ciężar czarnych oczu modliłam
się w duchu by okazać się godną poznania jej tajemnicy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Popatrz – przejechała palcem po koślawych literach wyrytych
w drewnianym blacie stołu, po czym wzięła głęboki oddech i przeczytała na głos:
– Obdarowałaś mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną. Piękne co nie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Kto to? – wydukałam po długiej chwili milczenia,
kiedy w końcu udało mi się odzyskać oddech. Muszę przyznać, że kompletnie nie
spodziewałam się czegoś takiego. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Achilles – powiedziała niewyraźnie, mieląc w ustach
kolejny kęs warzywnej sałatki. – Z „Troi”. Nie mów, że nie oglądałaś. – Rzuciła
w moim kierunku piorunujące spojrzenie, grożąc mi w powietrzu plastikowym
widelcem. – Dziewczyno, na jakim ty świecie żyjesz? To najpiękniejszy film ze
wszystkich pięknych filmów! Musisz go obejrzeć! I to jak najszybciej!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Obiecuję, że w wolnej chwili nadrobię zaległości –
położyłam prawą rękę na sercu, a lewą uniosłam w górę, jakbym co najmniej
składała przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym. – Tyle, że chodziło mi raczej
o to, kto zadał sobie tyle fatygi by to wyryć. No chyba, że chcesz mi wmówić,
że pojawił się tu legendarny heros i tego dokonał – roześmiałam się, nie mogąc
odgonić od siebie myśli o siedzącym na tej ławeczce Achillesie, który pełen
skupienia zagryzając język, dłubie w drewnie wyznanie miłosne specjalnie dla
tej oto śmiertelniczki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
–
Niestety to nie on – wydęła wargi w teatralnym geście, a po chwili podobnie jak
ja zaczęła zanosić się głośnym śmiechem. – To mój brat. Jestem pewna, że to
jego sprawka, chociaż uparcie się tego wypiera. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Skąd wiesz, że to on?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To jedyny facet w moim życiu, który darzy mnie
jakimkolwiek uczuciem – obojętnie wzruszyła ramionami, jakby ten, bądź co bądź,
przykry fakt zupełnie nie robił na niej wrażenia. – Poza tym ten cytat pojawił
się zaraz po tym jak mu wygarnęłam w trakcie kłótni, że jest beznadziejnym
bratem, i że nie zamierzam z nim nigdy więcej rozmawiać, a jeśli chce mi coś
powiedzieć, to niech to napisze na kartce i wsunie mi pod drzwi, bo nie mam
ochoty go słuchać. I jak widać, napisał, tyle że wybrał sobie dość oryginalne
miejsce. Ostatnim i niepodważalnym dowodem w sprawie tajemniczego cytatu na
stole, jest fakt, że za każdym razem, kiedy łapię doła, przychodzi do mnie z
ogromną misą popcornu i razem oglądamy „Troję”. To trochę przykre, ale muszę ci
się przyznać, że większość fragmentów znamy już na pamięć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Aż tak często masz doła?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Średnio raz na dwadzieścia cztery dni. – Roześmiała
się, po czym wytarła dłoń w koszulkę i wyciągnęła ją w moją stronę – Tak w
ogóle to mam na imię Zosia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Klara – uścisnęłam jej drobną rękę i niemal od razu
poczułam przyjemne ciepło, które od niej biło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Klara? Ojej, a gdzie twój Wacław?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Szkoda gadać – machnęłam w powietrzu ręką, jakbym
odganiała natrętną muchę – Coraz częściej odnoszę wrażenie, że jeszcze się nie
narodził, albo zaginął w jakiś niewyjaśnionych okolicznościach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Może powinnam przeprowadzić śledztwo? Jestem w tym
lepsza niż wszystkie psy tropiące razem wzięte. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie wątpię, Sherlocku, ale ta sprawa mogłaby ciągnąć
się do końca świata i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O jeden dzień dużej – powiedziałyśmy w zgodnym
chórku i wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem zagłuszając rżenie czarnego konia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jest przepiękny – wskazałam palcem w stronę mojego
ulubieńca, który zajadając marchewkę z rąk starszej pani, żwawo machał ogonem
opędzając się od chmary owadów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To Mars – spojrzała
na konia i uśmiechnęła się z czułością, a w jej oczach, słowo daję, rozbłysły
dwie iskierki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Szkoda, że nie Snickers – zażartowałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wiesz, sądząc po jego temperamencie bliżej mu do
rzymskiego boga wojny niż do batona. Nie jest słodziutki i milutki, wręcz
przeciwnie, prawdziwy z niego arogant i choleryk, a dziś ma wyjątkowo podły
nastrój.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mówisz o nim jakby był człowiekiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Serio? No, może trochę – roześmiała się i odrzuciła
do tyłu włosy, które opadły jej na ramiona zasłaniając kształtne piersi. – To
chyba jeden ze skutków odcięcia się od ludzi i przebywania w stadninie całymi
dniami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czemu ich unikasz? – Muszę przyznać, że jej
nastawienie do świata trochę mnie zaskoczyło. Jak to możliwe, że taka otwarta i
pogodna osoba jak ona woli spędzać cały swój czas w stajni niż z rówieśniczkami
na zakupach czy imprezach?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bo tak jest prościej i bezpieczniej, przynajmniej ma
się pewność, że nikt cię nie zrani. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
–Ale one też potrafią zrobić krzywdę. Tyle razy
podawali w wiadomościach, że… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To prawda, ale nie umyślnie. – Weszła mi w słowo,
nie pozwalając dokończyć zdania. – Atakują przeważnie dlatego, że są głodne,
przestraszone albo ich właściciele to skończeni idioci, którzy nie mają pojęcia
jak się nimi zająć. Nigdy w życiu żadne zwierzę, nie zrobiło nikomu krzywdy dla
rozrywki czy z nudów!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Masz rację. – Stwierdziłam zgodnie z prawdą, głośno
wypuszczając powietrze z płuc. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego jak długo
je wstrzymywałam wsłuchując się w smutne słowa Zosi. – Ale chyba nie chcesz mi
powiedzieć, że jedynymi istotami, z którymi się kontaktujesz są konie. –
Posłałam jej niepewne spojrzenie, zdając sobie sprawę z tego jak dwuznacznie to
zabrzmiało.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, no coś ty! Czasami odwiedzają mnie zielone
ludki z czułkami, a wieczorami spod szafy wychodzą krasnoludki i gramy razem w
rozbieranego pokera.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Równocześnie wybuchnęłyśmy głośnym, gardłowym
śmiechem. Dawno mi się to nie zdarzyło, ale poczułam jak dosłownie w jednej
chwili całe moje policzki były mokre od łez, a mięśnie brzucha zabolały w
przyjemny sposób. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A tak na serio – wydukała po chwili poprawiając
potargane włosy – mam dziadka, brata, kilku dobrych znajomych z pracy, no i od
dzisiaj też ciebie – To zdanie w jej ustach zabrzmiało raczej jak pytanie a nie
stwierdzenie, dlatego przytaknęłam głową
i posłałam szeroki uśmiech w jej stronę. – To fajnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nawet bardzo fajnie – zgodziłam się, czując, że
właśnie w tamtym momencie nastąpił
koniec z samotnością i nudą!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To teraz twoja kolej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Kolej na co? – zapytałam kompletnie zbita z tropu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jak to na co?– przewróciła oczami w powietrzu i
głośno westchnęła. – Na zwierzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Chyba nie ma o czym mówić. – wzruszyłam ramionami,
przyglądając się słowom wyrytym w drewnianym blacie stołu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ja myślałam, że taka famme fatale jak ty będzie
sypała historiami o swoim barwnym życiu jak z rękawa, robiąc sobie jedynie
króciuteńkie przerwy na złapanie oddechu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Rozumiem, że te cholerne plotki dotarły również do
ciebie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to wszystko jedna
tania bujda. – zmarszczyła czoło nie kryjąc rozczarowania, a między jej
idealnie równymi brwiami uformowała się drobna fałdka, przypominająca literę v.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niestety muszę cię zasmucić, ale w tej plotce nie ma
nawet ociupinki prawdy! No oczywiście oprócz tego, że faktycznie tu jestem i
zamieszkałam w domu babci Róży.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czyli nie było żadnego biznesu w Londynie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie – pokręciłam głową z szerokim uśmiechem na
twarzy przypominając sobie rozmowę dwóch starszych pań w sklepie. – I rozwodnika,
z którym weszłam w spółkę a potem w romans też nie było.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No to fest – nadąsała się, wydymając usta w
przezabawny sposób, czym od razu doprowadziła mnie do niekontrolowanego wybuchu
śmiechu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przepraszam, że cię rozczarowałam, naprawdę nie
chciałam. Ale wiesz co? Jeszcze całe życie przede mną i obiecuję ci, że jak
tylko zacznie dziać się w nim coś ciekawego, nawet gdyby miał być to romans z
jakimś podstarzałym rozwodnikiem, albo biznes na starcie skazany na porażkę to
będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. Może być? – Udałam, że
splunęłam na dłoń, przypominając sobie Milagros ze „Zbuntowanego anioła”, która
robiła tak za każdym razem, kiedy chciała z kimś zawrzeć układ i wyciągnęłam ją
w stronę Zosi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Umowa stoi –
również napluła na wnętrze dłoni i uścisnęła mnie z całej siły szczerząc się
przy tym ze łzami wzruszenia w oczach. – Ale pamiętaj, jak nie dotrzymasz słowa,
będzie z tobą krucho. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Spokojna głowa. Naprawdę nie chciałabym mieć z tobą
na pieńku, poza tym obietnice są po to by ich dotrzymywać, a nie szastać nimi
na prawo i lewo.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Już cię uwielbiam – zaśmiała się w głos i rzuciła mi
się na szyję, ściskając tak mocno, że o mały włos nie skręciła mi karku. – O
kurczaczki! – oderwała się ode mnie i z niepokojem spojrzała na zegarek, po
czym wykrzywiając usta w grymasie, pospiesznie spakowała pusty pojemnik po
sałatce do torby i zarzuciła ją sobie na ramię. – Moja przerwa skończyła się
jakieś dziesięć minut temu, mam nadzieję, że pani Alinka nie poszczuje mnie
Marsem. – Podniosła się z miejsca, ponownie przyłożyła palec do ust, po czym
przejechała nim po wyrytych w drewnie literach uśmiechając się czule. – Miło
się rozmawiało. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nawet bardzo miło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobra, już naprawdę lecę! – Zgarbiła się nieco i przyspieszyła
kroku, machając energicznie rękami jak żołnierz na musztrze. Nagle zatrzymała się w pół kroku, odwróciła
się w moją stronę i zasłaniając oczy przed rażącymi promieniami słońca,
krzyknęła: – Jutro kończę o czwartej, jeśli nie jesteś zajęta możemy pójść na
lody!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Super! – uniosłam w górę kciuk niczym Neron i
zachichotałam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zosia zniknęła za bramą a ja siedziałam jeszcze chwilę
na drewnianej ławce i nie mogłam oderwać wzroku od koślawych liter układających
się w jeden z piękniejszych cytatów jakie słyszałam do tej pory.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>Obdarowałaś
mnie spokojem w życiu wypełnionym wojną<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Te
słowa i sposób w jaki brat Zosi chciał ją przeprosić tak bardzo mnie wzruszyły,
że wyjęłam z kieszeni telefon i zrobiłam zdjęcie, po czym ustawiłam je sobie na
tapetę. Mam nadzieję, że moja nowa koleżanka nie będzie miała nic przeciwko, w
końcu to trochę osobista sprawa. Prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I to by było na tyle jeśli chodzi o przyjemne rzeczy,
które mnie dziś spotkały. Powrót do domu, niestety, okazał się istną drogą
krzyżową. I uwierzcie, że wcale nie przesadzam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zaczęło się od tylnego koła doszczętnie pozbawionego
powietrza, a skończyło na kolejnym spotkaniu z tym narwańcem, któremu nie tak
dawno wpadłam pod motor. Dziś co prawda obyło się bez siniaków i podartych
ciuchów, ale to wcale nie znaczy, że było miło. O nie! Pociesza mnie jedynie
fakt, że tym razem podczas kilkukilometrowego marszu miałam na sobie wygodne
trampki a nie japonki jak ostatnim razem, i że mimo grzmotów i nieba, które w
kilka chwil zrobiło się ołowiane zdążyłam dowlec się do domu przed potworną
ulewą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szczęście w nieszczęściu!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A byłoby jeszcze lepiej gdybym jednak poszła na
skróty. Muszę przyznać, że przeleciała mi przez głowę taka myśl, ale szybko ją
zignorowałam stwierdzając, że bezpieczniej będzie wybrać dłuższą, ale dobrze mi
znaną drogę niż iść na przełaj i zabłądzić. Wiadomo, ja i mój pech jesteśmy jak
Romeo i Julia, zawsze razem póki śmierć nas nie rozłączy, więc wolałam nie
ryzykować tułaniem się po polach w deszczu w dodatku ciągnąc za sobą
bezużyteczny rower ze sflaczałym tylnym kołem. Ale czy trzymanie się głównej
drogi uchroniło mnie przed nieszczęściem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
No właśnie nie! Pech i tak mnie nie ominął. Jakżeby
inaczej!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z rękoma wciśniętymi w kieszenie czarnych dżinsów,
stał oparty o drewnianą pergolę przy sklepie i… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Stop! Jeśli ktoś nie nadążył za moim tokiem myślenia,
to pragnę wyjaśnić, że mowa tu o Panu Chamskim, a nie o moim wrodzonym pechu <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Więc jak już wspomniałam stał oparty o balustradę w
towarzystwie kilku kolegów i tej wytatuowanej dziewczyny, którą spotkałam
ostatnim razem podczas próby przeżycia wizyty w sklepie pani Lodzi. Był
odwrócony do mnie plecami i jestem pewna, że gdyby nie ciekawskie spojrzenia
jego kumpli udałoby mi się przemknąć obok niepostrzeżenie. No właśnie, gdyby…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy
się obrócił i posłał mi najbardziej arogancki uśmiech jaki do tej pory dane mi
było oglądać, już wiedziałam, że mam przekichane, ale jak wiadomo tonący
brzytwy się chwyta, dlatego unikając kontaktu wzrokowego, przyspieszyłam kroku
i przeszłam na drugą stronę ulicy, zaciskając z całych sił dłonie na gumowych
rączkach kierownicy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Chyba nie trudno się domyśleć, że moje próby ratowania
się przed katastrofą spełzły na niczym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Proszę, proszę kogo my tu mamy! – Pan Cham, bo
właśnie tak zamierzam go nazywać, wyrósł przede mną jak spod ziemi, czym o mały
włos nie doprowadził mnie do zawału serca. – Nasza niedoszła samobójczyni
–prychnął krzyżując ręce na piersiach. – Wybacz, ale dziś niestety nie mogę ci
pomóc, mam motor w naprawie, ale możemy się umówić, że rozjadę cię innym razem
jeśli tak bardzo ci na tym zależy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zamurowało mnie! Spodziewałam się, że będzie
opryskliwy i niemiły, ale żeby aż tak? Przecież to ludzkie pojęcie przechodzi!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Swoją drogą, co się dzieje do jasnej Anielki? Auto
pana Szymona zepsute, motor Chama w naprawie, i jakby tego było mało mój rower
też odmówił posłuszeństwa. Niezły trójkącik! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Postanowiłam go kulturalnie ominąć i broń Boże nie wdawać
się z nim w żadne dyskusje, jednak on najwyraźniej miał zupełnie inne palny!
Kiedy zrobiłam krok do przodu, zerwał się z miejsca, stanął przede mną obejmując
łydkami przednie koło roweru, dłonie zacisnął na kierownicy, kilka milimetrów
od moich zbielałych knykci i taksując mnie nachalnym wzrokiem nie przestawał
się arogancko uśmiechać. Przysięgam, miałam ochotę wyzwać go na czym świat
stoi, ale jakimś cudem kolejny raz język stanął mi kołkiem. Pięknie! Jedyne na
co było mnie stać to posłanie mu piorunującego spojrzenia! Ma szczęście, że nie
jestem Bazyliszkiem, bo gdyby tak było, leżałby przede mną martwy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A co to za groźna mina? Myślałaś, że już się nie
spotkamy, tak?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nadzieja to zdecydowanie lepsze słowo! – Wycedziłam
przez zęby, w duchu dziękując Bogu za jasność umysłu. – A teraz bądź tak miły i
daj mi przejść, spieszę się – zrobiłam krok do przodu, ale rower ani drgnął.
Miałam ochotę go zostawić i pobiec do domu, ale fakt, że kiedyś należał do
babci zmusił mnie do dalszych przepychanek (nie tylko słownych) z Panem
Chamskim. – Przepraszam – powiedziałam najsurowiej jak tylko potrafiłam i
kolejny raz szarpnęłam kierownicą wkładając w to całą swoją siłę.
Bezskutecznie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ależ nie ma za co – roześmiał mi się w twarz, po
czym nachylił się i szepnął cicho wprost do mojego ucha: – Nie gniewam się.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jesteś nienormalny! – Odskoczyłam do tyłu niczym
rażona prądem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ty spostrzegawcza.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– E, lowelasie, piwo się grzeje! – Dobiegł nas głos
zniecierpliwionych kolegów, którzy mogę się założyć, przyglądali się tej scenie
z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami. – Ruchy, no!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zaraz! – Krzyknął, nawet nie patrząc w ich stronę. –
Dobra, zawszyjmy układ. Powiesz mi, gdzie się tak bardzo spieszysz, a ja zejdę
ci z drogi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Chyba sobie żartujesz? – Puściłam kierownicę, dając
mu pełnię władzy nad moim rowerem, po czym przestąpiłam z nogi na nogę i
skrzyżowałam ręce na piersiach. Na sekundę, dosłownie na jedną krótką sekundę
na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, ale szybko wrócił do miny pokerzysty.
– Nie mam zamiaru grać z tobą w jakieś chore gierki! Masz się odsunąć i
pozwolić mi przejść!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
To, że nie odezwał się ani słowem i tylko się
zadziornie uśmiechał, nadal tarasując mi drogę zadziałało na mnie jak czerwona
płachta na rozjuszonego byka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! – Wyrzucałam z
siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. – Nie jesteś ani moim ojcem,
ani moim bratem, i moim kolegą też nie jesteś! I wiesz co ci jeszcze powiem?
Nigdy nim nie będziesz! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jesteś pewna? – Jego uśmieszek, irytujący mnie do
granic wytrzymałości zniknął mu z twarzy a usta ułożyły się w wąską linię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bardziej niż tego, że Ziemia jest okrągła!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie wiem czy wiesz, ale Ziemia nie jest tak do końca
okrągła. – uniósł w górę brwi, przyglądając mi się z triumfem malującym się w
jego ciemnych oczach. – Ma kształt elipsy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobra, spieszę się do pracy! – Palnęłam pierwsze co
przyszło mi na myśl. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Długo jeszcze? – Koledzy Pana Chamskiego
najwyraźniej zaczęli tracić cierpliwość, podobnie zresztą jak ja. Tyle, że tym
razem nawet nie pofatygował się, by im odpowiedzieć, jakby udawał, że nie
usłyszał pytania. A może wcale nie udawał? Może był tak pochłonięty chęcią
poznania mojej tajemnicy, że kompletnie odciął się od całej reszty? Jeśli tak,
to może uścisnąć sobie rękę z panią Lodzią. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Gdzie? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Słucham? – zapytałam kompletnie zbita z tropu. To w
jaki sposób się zachowywał, jak mówił, co mówił i jak płynnie przechodził z
jednego nastroju w drugi, kompletnie skrajny, sprawiało, że traciłam rezon. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Chcę wiedzieć, gdzie pracujesz? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zbieram truskawki u pani Jóźki – powiedziałam bez
zająknięcia przypominając sobie moje pierwsze spotkanie z panią Lodzią i to jak
strzelała na oślep starając się rozgryźć zagadkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Kiepska z ciebie kłamczucha – skrzywił się, po czym
puścił kierownicę, a rower przechylił się w lewo i gdybym w porę do niego nie
doskoczyła upadłby na ziemię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Położyłam trzęsące się z nerwów dłonie na gumowych rączkach
i ruszyłam w stronę domu nie oglądając się za siebie. Czułam, że moje policzki
płonęły krzykliwą czerwienią a serce biło tak mocno, że o mały włos nie
połamało mi żeber. Obawiam się, że żadne urządzenie, choćby nie wiem jak było
dokładne i precyzyjne, nie byłby w stanie zmierzyć mojego ciśnienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Chyba nie zamierzasz za nią iść? – Wśród męskich
jęków i gwizdów, wyłapałam kobiecy, nieco piskliwy głos, należący zapewne do
wytatuowanej piękności. Minęła dłuższa chwila nim dotarł do mnie sens jej słów.
Przystanęłam i obejrzałam się do tyłu. Sklep pani Lodzi, przed którym kilka
chwil temu rozgrywało się przedstawienie ze mną oraz Panem Chamskim w rolach
głównych, zniknął za soczyście zielonymi krzewami dzikiego bzu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To,
że przeszłam tak spory kawałek drogi zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co
robię, nie zdziwiło mnie tak bardzo jak widok tego świra idącego kilka metrów
za mną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? – Zatrzymałam się,
z trudem panując nad nieodpartą pokusą rzucenia się na niego i uduszenia go
gołymi rękami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie dotrzymałaś słowa – Stanął naprzeciwko mnie, tak
blisko, że czubki naszych butów dzieliło kilka centymetrów. Nie wiem czy to w
ogóle możliwe, ale brzuch rozbolał mnie jeszcze bardziej niż chwilę temu, a
całe moje ciało, nie tylko łydki jak do tej pory, trzęsło się niczym galareta. Jeśli
staracie się teraz wyobrazić sobie jak bardzo byłam na niego zła, to pomnóżcie
to przez milion, wtedy będziecie wiedzieć co czułam i jak mocno go w tamtym
momencie nienawidziłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Skłamałaś, a ja bardzo tego nie lubię. – Syknął
przez zaciśnięte zęby miażdżąc mnie ciężkim spojrzeniem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Po pierwsze – wsunęłam między nas dłoń i uniosłam w
górę kciuk – nie interesuje mnie co lubisz a czego nie, mam to gdzieś. Po
drugie – wystawiłam palec wskazujący, opuszkiem dotykając jego czarnej koszulki
na wysokości klatki piersiowej – To twoje zdanie i myśl sobie co chcesz, to też
mam gdzieś, wiesz? A teraz bądź tak miły i daj mi w spokoju dotrzeć do domu
zanim rozpęta się istne piekło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Sama nie wiem, czy bardziej chodziło mi coraz
głośniejsze grzmoty i coraz częstsze błyski padające z granatowego nieba czy
zaognioną atmosferę między nami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To teraz ja ci coś powiem – położył swoją dłoń na
mojej zmuszając mnie bym cofnęła wskazujący palec – Po pierwsze truskawki pani
Jóźki są tam – kiwnął głową w zupełnie odwrotnym kierunku niż ten, w którym
zmierzałam, po czym pewnym gestem zakrył mój ciągle uniesiony w górę kciuk – A
po drugie, nie tak wyglądają ręce osoby pracującej na polu. – Pod naciskiem
jego palców otworzyłam dłoń, którą do tej pory mocno zaciskałam w pięść, a on
przez dłuższą chwilę przyglądał się jej w skupieniu, po czym podniósł głowę i
spojrzał mi w oczy – Pospiesz się, zaraz lunie – Po tych słowach, które przyznam
mocno mnie zszokowały, westchnął głośno i nie czekając na moją odpowiedź
odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę wioski. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Stałam jak wryta aż do czasu kiedy przeraźliwy grzmot
nie wyrwał mnie z zamyślenia, przypominając o wiszącej w powietrzu burzy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zebrałam w sobie resztki energii i ile sił w
rozdygotanych nogach popędziłam do domu. I całe szczęście, bo gdy tylko odstawiłam
rower do szopki i stanęłam pod daszkiem werandy z ołowianych chmur lunął gęsty,
rzęsisty deszcz. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A teraz muszę się wam do czegoś przyznać. Cała ta
sytuacja z Panem Chamskim tak poszarpała moje nerwy, że pierwsze co zrobiłam po
wejściu do kuchni to wyjęłam z lodówki wino i nie tracąc czasu na szukanie
kieliszka pociągnęłam z butelki długi łyk, czując jak przyjemne ciepło
słodkiego alkoholu rozchodzi się po moim galaretowatym ciele. Wiem, zachowałam
się jak rasowy alkoholik tuż po przebudzeniu, ale nic na to nie poradzę. I
chyba nawet nie jest mi wstyd. Byłam wściekła i musiałam się napić! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A potem oparłam się o blat szafki i wybuchnęłam
głośnym śmiechem zdając sobie sprawę z tego w jak absurdalnej sytuacji się
znalazłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Do niedawna mieszkałam w blisko dwumilionowym mieście,
gdzie aż roiło się od barów, galerii czy kin, nie sposób było się nudzić, a
mimo to w moim życiu nie działo się nic ciekawego, a teraz? Przeprowadziłam się
do zabitej dechami wiochy i nie wiem jakim cudem moje życie niczym światowej
sławy b-boy zaczęło robić salta i stawać na głowie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Cóż za piękna puenta <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Będę się żegnać, mam zamiar jednak ogarnąć te ciuchy
walające się po salonie, a potem zrobię sobie gorącą herbatkę z grubym plastrem
cytryny i poczytam „Północ i Południe”.<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A jutro lody z Zośką! Super! <span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com42tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-63250198050072047272015-09-25T15:53:00.000+02:002015-09-25T15:53:29.664+02:008. Kobiety potrafią wszystko to, co mężczyźni poza obsikiwaniem muru na stojąco!<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dziś będzie krótko, zwięźle i na temat, a przynajmniej
taką mam nadzieję. Wiem, że może być ciężko, bo mój wrodzony słowotok ma
troszkę inne plany na ten wpis, ale myślę, że znajdziemy kompromis. MUSIMY!
Przez pana Szymona, a raczej dzięki niemu jestem mocno ograniczona czasowo.
Wczoraj, kiedy go odprowadzałam obiecał, że wpadnie koło osiemnastej, a
dochodzi już szesnasta, więc muszę się streszczać, jeśli zamierzam opowiedzieć
wam o moim dzisiejszym dniu. A wierzcie mi jest o czym mówić, zresztą sami się
za chwilę przekonacie <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zacznę od tego, że kocham, po prostu kocham życie na
wsi. Nie sądziłam, że tak szybko stracę głowę na punkcie tego miejsca i muszę
przyznać, że nigdy wcześniej nie byłam równie szczęśliwa jak w tym momencie. No
bo czy w Warszawie mogłabym wyjść przed blok w samej bieliźnie bez
wysłuchiwania lamentów starszych pań czy obraźliwych gwizdów śliniących się
facetów? Na pewno nie! A tutaj? Cóż, właśnie to robię! Siedzę sobie beztrosko
na schodkach werandy, ubrana jedynie w stanik i bawełniane majtki w kolorowe
owieczki i jedząc owocowe musli skąpane w zawrotnej ilości naturalnego jogurtu,
piszę ten post z szerokim uśmiechem na ustach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tylko ja i moja Samotnia <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tyle w roli wstępu, a teraz przejdźmy do rzeczy, bo
coś mi się wydaje, że zaczynam lać wodę, a dziś wyjątkowo nie mogę sobie na to
pozwolić. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Obudziłam się kilka minut po jedenastej i gdyby nie
to, że na równe nogi postawił mnie głośny warkot jadącego na pole ciągnika
pewnie spałabym dalej. Nie wiem, co takiego ma w sobie to łóżko, że wciąga jak
bagno. No dobra, może to niezbyt trafne porównanie, ale mam nadzieję, że
wiecie, o co mi chodzi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zanim
się ubrałam i zeszłam do kuchni, leżałam jeszcze chwilę pod kołdrą i
przyglądając się drobinkom kurzu tańczącym w promieniach jaskrawego słońca,
obmyślałam plan na dzisiejszy dzień. Często tak robię, chociaż sama nie wiem,
po co. Rzadko kiedy zdarza się spędzić go według ustalonego planu, przeważnie
życie pisze własne scenariusze, ale to dobrze przynajmniej nie jest nudno.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 18.0pt;">
A oto mój plan na dziś:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l2 level1 lfo2; tab-stops: list 36.0pt; text-align: justify; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Wingdings;">ü<span style="font-family: 'Times New Roman'; font-stretch: normal;"> </span></span><!--[endif]-->rozpalić w piecu i nareszcie wziąć porządną kąpiel w
gorącej wodzie<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l4 level1 lfo3; tab-stops: list 36.0pt; text-align: justify; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Wingdings;">ü<span style="font-family: 'Times New Roman'; font-stretch: normal;"> </span></span><!--[endif]-->przeżyć wizytę w sklepie pani Lodzi i zdobyć cukier<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l1 level1 lfo4; tab-stops: list 36.0pt; text-align: justify; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Wingdings;">ü<span style="font-family: 'Times New Roman'; font-stretch: normal;"> </span></span><!--[endif]-->nie wpaść pod koła żadnemu idiocie na motorze<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l0 level1 lfo5; tab-stops: list 36.0pt; text-align: justify; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Wingdings;">ü<span style="font-family: 'Times New Roman'; font-stretch: normal;"> </span></span><!--[endif]-->ani nikomu innemu<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 36.0pt; mso-list: l3 level1 lfo1; tab-stops: list 36.0pt; text-align: justify; text-indent: -18.0pt;">
<!--[if !supportLists]--><span style="font-family: Symbol;">·<span style="font-family: 'Times New Roman'; font-stretch: normal;">
</span></span><!--[endif]-->wystroić się i
oczarować pana Szymona, a potem wypytać go o wszystko, co przyjdzie mi do
głowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 18.0pt;">
Proste prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 18.0pt;">
Jak widać cztery pierwsze punkty są już odfajkowane. I
przyznam, że trochę mnie to niepokoi. Wiem, powinnam się cieszyć, że podczas
wzniecania płomieni nie odrąbałam sobie siekierą żadnej części ciała, i że z
wyprawy po cukier udało mi się wrócić szczęśliwie do domu a nie zginąć
tragicznie pod kołami jakiegoś zapaleńca, ale tak już mam, że kiedy coś mi się
udaje zaczynam histeryzować i podświadomie wyczekuję jakiegoś nagłego zwrotu
akcji, który przywróci mnie do pionu i przypomni, że życie nie jest wcale takie
kolorowe, jak sobie myślałam. Teraz też tak mam. Nie wiem czy to przeczucie czy
wrodzone szukanie dziury w całym, ale mam wrażenie, że punkt piąty, wydawać by
się mogło najłatwiejszy z całej listy zadań, będzie stawiał opory przed
postawieniem przy nim fajeczki. Jakkolwiek to brzmi!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 18.0pt;">
Zaraz po śniadaniu, które z racji zbliżającego się
południa powinnam raczej nazwać obiadem, włączyłam ekspres i ciesząc się
aromatem mocnej kawy, jaki niemal natychmiast wypełnił cały dom, w radosnych
podskokach pobiegłam do walizki rozbebeszonej na kanapie w salonie i wyjęłam z
niej ociupinkę za szerokie szorty oraz rozciągnięty podkoszulek nieróżniący się
zbytnio od jutowego worka na ziemniaki. Chyba powinnam dopisać jeszcze jeden punkt
do mojego planu dnia, a mianowicie: ogarnąć w końcu ten ciuszkowy bajzel i
przetransportować go w mniej widoczne miejsce, na przykład do szafy w sypialni.
Widziałam, że półki są puste, więc mam ułatwione zadanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 18.0pt;">
Trzymając w jednej ręce kubek mocnej kawy, w drugiej
ściskając zapalniczkę do gazu, wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym
otworzyłam drzwi do kotłowni i zeszłam w dół po chybotliwych, stromych jak
cholera schodkach, które z każdym moim krokiem skrzypiały głośno, jakby za
chwilę miały się pode mną zarwać. Przyznam, że kiedy poczułam stały grunt pod
nogami ulżyło mi jakbym właśnie zeszła z największego rollercoastera na
świecie. Takie emocje!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Piwnica
jest niewielka, choć na moje oko i tak ma nieco większe wymiary niż mój dawny
pokój w Warszawie. Tragiczne i żałosne, wiem! Dlatego za nic w świecie nie
chciałabym wrócić do tamtego życia!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przy
żeliwnym piecu leżał stos równo poukładanych polanek suchego drewna, który
sięgał do samego sufitu oraz plastikowa skrzynka wypełniona po brzegi drobnymi szczypkami,
pachnącymi żywicą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kompletnie
nie wiedziałam jak się za to zabrać, ale posłuchałam mojej kobiecej intuicji,
która podpowiadała mi, żeby wyłożyć palenisko na przemian grubymi i drobnymi
polankami a potem torturować je ogniem tak długo póki się dobrze nie zajmą.
Dużo nie brakowało, a wytraciłabym cały gaz w zapalarce. Coś mi się wydaje, że
to moje wzniecanie ognia zajęło mi więcej czasu niż ludziom w prehistorii jego
wynalezienie. Do zimy jeszcze trochę czasu, mam nadzieję, że przed pierwszymi
mrozami zdążę nabrać wprawy. Inaczej czarno to widzę. Usiadłam na pieńku i
popijając kawę przyglądałam się pomarańczowo-czerwonym języczkom ognia,
skaczącym po drewnie, czując niewysłowioną dumę, że oto ja, dziewczyna
mieszkająca całe życie w bloku, gdzie nie musiała się martwić o ciepłą wodę czy
ogrzewanie poradziła sobie z tak trudnym zadaniem, jakim jest rozpalenie w
piecu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dorzuciłam jeszcze kilka polanek i wyszłam z kotłowni
dławiąc się kłębami szarego dymu, w którym zatonęło całe pomieszczenie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Otworzyłam
na oścież wejściowe drzwi i wszystkie okna, żeby pozbyć się duszącego smrodu
spalenizny, a sama wyszłam na zewnątrz i usiadłam na ławce w cieniu rozłożystej
korony orzecha, przyglądając się z zachwytem szaremu dymkowi wypływającemu z
komina. I wtedy ją zobaczyłam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Maleńka, drewniana szopka na tyłach domu, o której
istnieniu kompletnie zapomniałam. Stałam przez chwilę jak zahipnotyzowana, a
kiedy odzyskałam świadomość, zerwałam się z miejsca jakbym brała udział w jakiś
wyścigach i właśnie usłyszała sygnał do startu i pędem pobiegłam w jej stronę.
Z impetem pociągnęłam za zasuwę, a przeraźliwy pisk nienaoliwionego zamka
sprawił, że przeszły mnie ciarki a moje przedramiona pokryła gęsia skórka. W
środku panował półmrok, który rozjaśniały promienie słońca wpadające przez
otwarte drzwi oraz szczeliny między deskami. Szopka jest naprawdę niewielka,
aby wejść do środka musiałam ugiąć kolana i nisko pochylić głowę, w przeciwnym
wypadku przybyłoby mi kilka nowych siniaków, tym razem na czole. Nie, dziękuję,
te, których dorobiłam się w ciągu ostatnich kilkunastu godzin w zupełności mi
wystarczą!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mała, ale pojemna… w sensie ta szopka <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Bo oprócz narzędzi potrzebnych do pracy w ogrodzie,
takich jak różnego rodzaju nożyce, szpadle czy grabie, z łatwością mieściła
hałdę węgla, stos ocynkowanych wiader, które włożone jedno w drugie tworzyły
krzywą wieżę, składaną drabinkę, kilka skrzynek wypełnionych po brzegi
śrubokrętami, młotkami a także gwoździami i różnej wielkości wkrętami, brzozową
miotłę na długiej rączce, szuflę do odśnieżania oraz wiązkę raszlowych worków,
w których babcia pewnie przechowywała zebraną z ogródka na jesień cebulę czy
marchewkę. Te skarby to nic, w porównaniu ze stojącym w rogu szopy rowerem,
który zasłaniała duża, drewniana beczka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ja nie mogę – szepnęłam do siebie i po kilku
minutach odgruzowania wąskiej ścieżki w końcu udało mi się wyprowadzić go na
zewnątrz. W świetle dnia nie wyglądał już tak dobrze, bo rafki jak i ramę
szpeciła brudnoczerwona rdza, światełko z przodu było potłuczone, a wiklinowy
koszyczek przymocowany do kierownicy okazał się idealnym domem dla pająków i
miejscem spoczynku dla ciem, które wpadły w ich sieci, ale najgorszy był
kompletny brak powietrza w tylnym kole. Przyznam, że trochę mnie to załamało,
bo znalezienie czegokolwiek w tym harmidrze, jaki panował w szopie to jak
szukanie igły w stogu siana, ale postanowiłam spróbować. Widocznie mam dziś
szczęśliwy dzień, bo po dosłownie kilku minutach udało mi się odnaleźć pompkę,
która leżała na niewielkim stoliku wśród wałków do malowania pomieszczeń oraz
szpulek jutowych sznurków. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szukajcie, a znajdziecie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nawet sobie nie wyobrażacie, jaka byłam szczęśliwa. A
potem, kiedy siłą moich wątłych mięśni udało mi się tchnąć życie w to
nieszczęsne tylne koło czułam się jakby rozstąpiło mi się nad głową niebo i
wszyscy święci na mnie zstąpili. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przyniosłam z domu szmatkę i wiadro z letnią wodą,
powtarzam letnią, już nie lodowatą, i nie tracąc czasu wzięłam się za
polerowanie mojego nowego środka lokomocji. Nie jest to szczyt marzeń, ale
lepsze to niż nic. Do pierwszych przymrozków musi mi wystarczyć, potem pomyślę
o jakimś małym, tanim w utrzymaniu autku, oczywiście pod warunkiem, że w miarę
szybko znajdę sensowną pracę i uda mi się odłożyć trochę grosza! Marzenie
ściętej głowy, wiem! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Poza tym zastanawiam się jak to możliwe, że szopa nie
była zamknięta na kłódkę, a mimo to nikt niczego nie ukradł. Widocznie ludzie
mieszkający w Stodolnej są uczciwi i godni zaufania, skoro babcia nawet nie
pomyślała o tym, by zabezpieczyć się na wypadek wizyty nieproszonych gości.
Miłe zaskoczenie, coraz bardziej mi się tu podoba! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy rower już lśnił czystością i był gotowy do
pierwszej od niepamiętnych czasów podróży, pobiegłam do domu i przebrałam się w
czyste ciuchy. Pogoda dziś wyjątkowo dopisywała. Niebo było bajecznie błękitne,
pozbawione choćby najmniejszej chmurki, a słońce rozpieszczało swoimi
promieniami zachęcając do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Ubrałam dżinsowe
ogrodniczki, odsłaniające uda a pod spód krótki jaskraworóżowy top. Usiadłam
przy stole i na kartce wyrwanej z notesu stworzyłam nową listę zakupów,
wpisując na pierwszym miejscu drukowanymi literami „pięć kilo cukru” w
towarzystwie niezliczonej ilości wykrzykników i podkreśleń, a kiedy była gotowa
złożyłam ją w kostkę i wsunęłam do kieszonki na piersi, uśmiechając się szeroko
jakby był to, co najmniej wygrany los na loterii lub numer telefonu
największego przystojniaka w okolicy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, po czym z
głośnym łoskotem zatrzasnęłam za sobą furtkę i sadowiąc się na niewygodnym
siodełku ruszyłam w stronę sklepu pani Lodzi, zastanawiając się czy tym razem
dane mi będzie wypełnienie koszyczka wszystkimi produktami z listy zakupów czy
jak poprzednio będę się musiała czym prędzej ewakuować. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Oparłam
rower o drewnianą pergolę i biorąc kilka głębokich oddechów weszłam do środka
przy akompaniamencie piskliwych dźwięków dzwonka wiszącego nad drzwiami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mówię ci, Janinko… – Pani Lodzia urwała w pół słowa
i wychyliła się zza lady omiatając mnie uważnym spojrzeniem, po czym skinęła
głową na powitanie układając usta pomalowane purpurową szminką w szeroki
uśmiech i wróciła do rozmowy z przyjaciółką. – … ten chłopak to diabeł wcielony.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– E, aż taki zły to nie jest! – Janinka gniewnie
zmarszczyła brwi i machnęła ręką jakby opędzała się od wyjątkowo natrętnej
muchy. – „Dzień dobry” zawsze powie, a czasami to nawet się uśmiechnie i
zażartuje. Nie jego wina, że się bez ojca chował. Sama powiedz, no nie miał go
kto szacunku nauczyć, a jemu trzeba było rygoru i dyscypliny. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ja tam swoje wiem! – Kobieta uniosła dłoń i
pogroziła w powietrzu pulchnym palcem, który zdobił imitujący złoto pierścień z
ogromnym, fioletowym oczkiem. – Bronisz go, bo on z waszym Tomkiem koleguje,
ale zobaczysz jeszcze jego na złą drogę sprowadzi. Wspomnisz moje słowa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Obie panie siedziały przy okrągłym stoliku nakrytym
ceratą w czerwono-białą kratkę i plotkując w najlepsze, popijały kawę z
porcelanowych filiżanek. Były tak pochłonięte rozmową, że nawet gdyby złodzieje
wynieśli cały asortyment, łącznie z półkami i lodówkami, zupełnie by tego nie
zauważyły. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>„Dziś mam
wyjątkowo szczęśliwy dzień”</i>
pomyślałam i nie tracąc czasu ruszyłam w głąb sklepu, wrzucając do koszyczka
sprawunki wypisane na liście. Tak na wszelki wypadek zaczęłam od cukru, gdyby
się okazało, że szanowne panie zmieniły obiekt zainteresowań, zmuszając mnie do
szybkiego opuszczenia lokalu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niemożliwe! – Piskliwy głos pani Janinki wyrwał mnie
z zamyślenia. Spojrzałam na nią znad skrzynek z owocami i o mało nie
wybuchnęłam śmiechem. Kobieta siedziała na drewnianym stołku wyprostowana
niczym struna, a na jej twarzy malowało się prawdziwe przerażenie. Prawą dłonią
w teatralnym geście trzymała się za serce, natomiast lewą zasłaniała szeroko
otwarte usta. – Jezu przesłodki – jęknęła, po czym uniosła do ust filiżankę i
upiła długi łyk, mrużąc powieki pomalowane turkusowym cieniem. – Naprawdę? Nie,
nie wierzę!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jak Boga kocham, Janinko! Mój Lutek… – zaczęła swoją
opowieść z wypiekami na twarzy, jednak kolejny raz przerwał jej dźwięk dzwonka
zawieszonego nad wejściowymi drzwiami. Obie panie wychyliły się zza lady niczym
surykatki ze swoich norek, a ja tym razem nie zdołałam się powstrzymać i
wybuchnęłam głośnym śmiechem, po czym poszłam w ich ślady i przeniosłam wzrok
na dziewczynę, która niemalże wpadła do sklepu a razem z nią parne powietrze i
głośne rozmowy siedzących pod parasolem na zewnątrz dwóch podchmielonych
mężczyzn. Wyglądała obłędnie, do tego stopnia, że nie sposób było oderwać od
niej wzroku. Pierwsze co przyszło mi na myśl, kiedy się jej przyglądałam to
fakt, że musi być niezwykle odważna i mieć w głębokim poważaniu to, co sądzą o
niej inni. Jej długie, proste włosy mieniły się we wszystkich odcieniach brązu,
czerwieni i żółci, jakby nie potrafiła się zdecydować, który kolor lubi
najbardziej lub zgodziła się być królikiem doświadczalnym dla początkującego
fryzjera. Trudno było znaleźć na jej ciele miejsce wolne od kolorowych tatuaży.
Poza twarzą oczywiście, która była tak blada, jakby ktoś odsączył z niej
ostatnią kroplę krwi. Idealnym kontrastem do niej były pełne usta, pomalowane
wściekle czerwoną szminką, błękitne oczy, tonące pod grubą warstwą eyelinera
oraz wyraźnie zarysowane cienkie brwi, które swoim kształtem dodawały całej
twarzy ostrego i zadziornego charakteru. Miała na sobie luźną koszulkę na
wąskich ramiączkach, której stanowczo zbyt głęboki dekolt odsłaniał miseczki
jaskrawozielonego stanika, dżinsowe szorty z wystrzępionymi nogawkami, a na
stopach ciężkie, niedbale zasznurowane glany. Miała swój styl, to nie podlega
żadnej dyskusji. Nikogo nie naśladowała, ona po prostu taka była, a sposób w
jaki się zachowywała mówił o niej więcej niż krzykliwy makijaż i odważne
ciuchy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pani Lodzia z wyraźnym grymasem niezadowolenia
zmierzyła dziewczynę surowym spojrzeniem, a potem wróciła do przerwanego
tematu. – Mój Lutek był akurat w tym czasie na polu i wszystko widział.
Podobno, że tamten dobrze jechał, tak jak przepisy mówią, a ten diabeł robił mu
specjalnie na złość. Najpierw jechał za nim i trąbił, aż w uszach piszczało,
tak mi Lucek opowiadał, a potem to się z nim zrównał i o tyle o – z przejęciem
wskazała niewielką odległość między kciukiem a palcem skazującym – dosłownie o
tyle ich dzieliło.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie może być – Janika bliska omdlenia wyjęła ze
stojaka na gazety najnowszy numer „Z życia wzięte” i zaczęła się nim
zamaszyście wachlować. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Może to przysłuchiwanie się rozmowie dwóch pań nie
było zbyt uprzejme z mojej strony, ale przyznam, że sama byłam ciekawa co też
takiego się wydarzyło. Zresztą gdyby to była jakaś tajemnica, pani Lodzia
mówiłaby szeptem, a nie trajkotała na cały sklep jak nakręcona pozytywka! – I
co, pobili się?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, Janinko, chociaż kto wie co było dalej? Lutek
widział tylko tyle, jak ten chłopak od Pollów mało na niego nie wjechał i ani
myślał mu się z drogi ustąpić, tak że tamten już po poboczu sunął, a na koniec
to go wyprzedził i jechał slalomem po całej drodze, od krawężnika od krawężnika
i nie dał mu się wyminąć. Mówiłam ci, że to diabeł wcielony!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ten Janek to się z nim ma. Zamiast na stare lata
mieć święty spokój to… – Kobieta głośno westchnęła i zgarbiła się nieco
podpierając głowę na dłoniach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
–
A panie nie mają innych zajęć niż rozsiewnie plotek? – Dziewczyna stanęła przed
ladą i nie kryjąc złości teatralnie wywróciła oczami, po czym wyłożyła z
koszyczka na blat dwie paczki słonecznika, puszkę Pepsi oraz czarny kartonik z
prezerwatywami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To akurat żadne plotki tylko najszczersza prawda –
Pani Lodzia podniosła się z miejsca i łypiąc na dziewczynę znad okularów
zsuniętych na sam czubek nosa, zaczęła w żółwim tempie kasować produkty – A ciebie, panienko, widzę, że też nikt nie
nauczył szacunku do starszych. Nie mam pojęcia co się dzieje z tą młodzieżą, za
naszych czasów tak nie było. Dziewczynki były skromne i przyzwoite, a teraz?
Włóczą się z tymi chłopczurami od rana do nocy i jedno im w głowie – popatrzyła
wymownie na paczkę prezerwatyw i głośno wypuściła powietrze w geście
bezradności.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– I do tego L&M linki zielone – uśmiechnęła się
szyderczo i kompletnie niewzruszona przytykiem sklepowej zaczęła nawijać na
wskazujący palec żutą gumę. – Coś pani dzisiaj nerwowa, pani Lodziu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Trzydzieści trzy pięćdziesiąt – mruknęła, układając
purpurowe usta w wąską linię, po czym nerwowo zastukała długimi paznokciami w
blat. Jestem więcej niż pewna, że gdyby mogła zabijać wzrokiem ta dziewczyna od
kilku dobrych minut leżałaby martwa na posadzce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wręczyła
kobiecie wyliczoną kwotę i nie czekając na paragon pospiesznie wybiegła ze
sklepu, głośno trzaskając za sobą drzwiami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Widziałaś ją? To dopiero ziółko! – pokiwała głową i
uśmiechnęła się z przekąsem, po czym zabrała się za kasowanie moich zakupów,
które w międzyczasie zdążyłam wyłożyć na ladę. Była tak zaaferowana historią o
potyczkach dwóch kierowców, a potem właścicielką ciętego języka, że zupełnie
nie zwracała na mnie uwagi, choć jeszcze kilkanaście godzin wcześniej gotowa
była posadzić mnie na krześle w ciemnym pomieszczeniu, związać grubymi sznurami
i wyciągnąć ze mnie, choćby siłą, odpowiedzi na wszystkie dręczące ją pytania. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak to jest, rodzice pracują od rana do nocy, a
dzieci nie ma kto przypilnować. I potem rosną takie rozwydrzone.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jakby była moją wnuczką dałabym jej taką szkołę, że
chodziłaby jak w zegareczku. Razem będzie trzydzieści siedem i osiemnaście
groszy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A wiesz co, Lodziu, wczoraj wieczorem pojechałam z
moim Edkiem na pole popatrzeć czy ta nawałnica za bardzo zboża nie poturbowała
i nie uwierzysz cośmy zobaczyli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No co takiego? – Mimo iż w tamtym momencie byłam
skupiona na liczeniu drobnych i nie patrzyłam na stającą przede mną kobietę, to
mogę się założyć o wszystko, że uniosła pytająco lewą brew, a w jej oczach na
nowo zabłysnęły iskierki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jakeśmy wracali to już się szarówka robiła, i wiesz,
że u Różki Jońskiej paliło się światło, muzykę było słychać, bo okna i drzwi
pootwierana na oścież i… – słysząc nazwisko babci niemal natychmiast poczułam
ucisk w żołądku a ręce zaczęły mi się strząść tak mocno, że nie mogłam
zapanować nad trzymanymi w dłoni monetami, które z powrotem zaczęły wpadać
jedna po drugiej do kieszeni portfela. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>„Koniec z
moim byciem incognito”<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To co, pewnie Lila sprzątała – wzruszyła ramionami,
a w moje serce wlała się nadzieja. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Też tak pomyślałam, ale mi się przypomniało, że dwa
dni temu widziałam jak z bagażami na dworzec szła. Przecież w sobotę córkę za
mąż wydaje.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No tak, mówiła, że do Krakowa na dwa tygodnie końcem
lipca się wybiera. Czyli co, złodzieje? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zrezygnowałam z próby pozbycia się drobnych, które
ciążyły w mojej portmonetce i sięgnęłam do bocznej kieszonki po stuzłotowy
banknot. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Proszę – położyłam go na okrągłej, szklanej
podstawce i czując, że usilnie skrywana przeze mnie tajemnica za chwilę ujrzy
światło dzienne, wzięłam głęboki oddech wpuszczając do płuc ciężkie powietrze
zmieszane z nazbyt intensywnym aromatem perfum pani Lodzi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, podobno jej wnuczce w tym Londynie powinęła się
noga, jakiś długów narobiła czy co, nie wiem dokładnie, w każdym razie zwinęła
ten swój biznes co go z jakimś rozwodnikiem rozkręcała, spakowała manatki i
przyjechała do Róży, rozumiesz? A tu co zastała? Pusty dom i babcię na
cmentarzu! Wyobrażasz to sobie? Świat się do góry nogami przewraca! – jęknęła,
składając ręce jak do modlitwy i przechylając lekko głowę posłała mi długie
spojrzenie przeszywające na wskroś niczym Excalibur.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Sama nie wiem czy w tamtym momencie bardziej chciało
mi się śmiać czy płakać. Biznes? Anglia? Rozwodnik? Aż tak barwnego życia to ja
nie mam. I całe szczęście. Zastanawia mnie tylko jedno, skoro w każdej plotce
jest jakieś ziarenko prawdy, to czy babcia kłamała kiedy pytano ją gdzie się
podziewa jej rodzina i czemu jej nie odwiedza? Może było jej wstyd, że nie mamy
kontaktu i wolała wymyślić historię o Londynie i jakimś biznesie? Pewnie tak, a
resztę już sobie dopowiedzieli ludzie pokroju tych dwóch jakże sympatycznych
kobiet. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pani Lodzia zamarła na chwilę w bezruchu, po czym
jakby w zwolnionym tempie, położyła na ladzie resztę i podobnie jak jej
przyjaciółka wlepiła we mnie ciekawski wzrok. Otworzyła usta by, jak się
domyślam zasypać mnie stosem pytań, jednak zdumienie odebrało jej mowę i wydała
z siebie jedynie cichy pomruk. Wykorzystując chwilową niedyspozycję starszych
pań, schowałam pospiesznie pieniądze do portfela, złapałam za torbę pełną
zakupów i podobnie jak dziewczyna z tatuażami kilka minut wcześniej wybiegłam
na zewnątrz, tyle że powstrzymałam się przed trzaśnięciem drzwiami. Choć
przyznam szczerze trochę mnie to korciło!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Spakowałam reklamówkę do koszyczka przymocowanego na
kierownicy i bijąc wszystkie odnotowane do tej pory rekordy prędkości pognałam
do domu, modląc się po drodze o szczęśliwe dotarcie do celu, bez przykrych i
tragicznych w skutkach wypadków, a także dziękując za szopę, rower i tą
cholerną pompkę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Minęło trochę czasu nim się uspokoiłam. Nie ukrywam,
że pomógł mi w tym kubek świeżo zaparzonej melisy oraz tabliczka mlecznej
czekolady z truskawkowym nadzieniem, którymi delektowałam się siedząc w cieniu
orzecha i wdychając pachnące igliwiem powietrze. Tak się teraz zastanawiam, po
co mi ten cały cyrk? Trzeba było już wczoraj powiedzieć pani Lodzi kim jestem i
skąd<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wybaczcie, że urwałam tak w pół słowa, ale właśnie
zadzwonił pan Szymon. Kiedy zobaczyłam jego imię na wyświetlaczu omal nie
pękłam ze szczęścia, ale szybko mi przeszło kiedy usłyszałam, co ma mi do
powiedzenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dzień dobry – zaświergotałam do słuchawki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dzień dobry, pani Klaro. Jak mija dzień? Wszystko w
porządku? – Był jak zwykle kulturalny i uprzejmy, ale jego głos wydawał się
zupełnie obcy. Już wtedy czułam, że coś jest nie tak jak powinno, ale za
wszelka cenę starałam się odgonić od siebie upartą myśl.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak, dziękuję – roześmiałam się do słuchawki, mając
nadzieję, że mój dobry humor okaże się zaraźliwy i uda mi się go rozweselić. –
Właśnie wróciłam ze sklepu. Z c u k r e m – powiedziałam powoli i wyraźnie,
jakbym brała udział w konkursie recytatorskim i właśnie wygłaszała przed
wymagającą widownią wiersz pod tytułem „Przegrany zakład o pięć kilo cukru” –
ale muszę pana rozczarować, bo tak się składa, że pani Lodzia już wie kim jestem.
To znaczy wydaje jej się, że wie, ale to długa historia, i z chęcią ją panu
opowiem przy słodkiej herbacie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Oczywiście, pani Klaro, ale niestety musimy
przesunąć nasze spotkanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobrze, więc na którą godzinę? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Obawiam się, że dziś to będzie nierealne. Samochód
mi się popsuł i jestem uziemiony. Miałem nadzieję, że to niegroźna usterka, ale
mechanik mówi, że czeka go sporo roboty, także tą słodką herbatę wypijemy, jak
tylko odbiorę auto z warsztatu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A nie może pan po prostu przyjść? – jęknęłam, sama
nie wierząc, że wypowiedziałam te słowa na głos.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Przyjść? Gdyby dzieliły nas dwa kilometry, a nie
dwadzieścia dwa, to na pewno rozważyłbym taką opcję – roześmiał się do
słuchawki, sprawiając, że serce mało nie wyskoczyło mi z piersi, a poderwane do
lotu motylki, nie rozsadziły mi brzucha.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Warto było się zbłaźnić, żeby usłyszeć ten dźwięk, to
”jak milion małych dzwoneczków”*<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wybaczcie, troszkę mnie poniosło. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jak to dwadzieścia dwa? Nie mieszka pan w Stodolnej?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, pani Klaro, mieszkam i pracuję w Brzeźnie.
Wydawało mi się, że wspominałem o tym, kiedy odbierałem panią z przystanku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bardzo możliwe, ale byłam tak przejęta tym, co się
działo dookoła, że szczerze mówiąc niewiele pamiętam z tamtego dnia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To zrozumiałe – odetchnął głośno, co jak się
domyśliłam miało oznaczać wkraczanie w fazę pożegnania, i tym razem moja
kobieca intuicja mnie nie zawiodła. Niestety! – Cóż, naprawdę bardzo żałuję,
miałem dziś ogromną ochotę na słodką herbatę w pani towarzystwie, ale mam
nadzieję, że co się odwlecze, to nie uciecze.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Oczywiście. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– W porządku, więc do zobaczenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I nie czekając na moją odpowiedź po prostu się
rozłączył!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dobra, może trochę przesadzam i zachowuję się jak
rozhisteryzowana gówniara, ale ten dystans i szorstki ton był naprawdę dziwny i
kompletnie nie pasował do roześmianego i pogodnego pana Szymona, z którym
rozmawiałam do tej pory!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
No jasne! Czemu wcześniej mi to do głowy nie przyszło!
Jak mogłam być tak głupia i twierdzić, że taki mężczyzna jak on, przystojny,
inteligentny, wykształcony stąpa wolno po ziemi. Na pewno ma żonę i trójkę
dzieci! I psa! I dom z ogródkiem, w którym być może właśnie przyjmuje gości!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Chyba powinnam zmienić tytuł wpisu na coś w rodzaju<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Co
się polepszy, to się rozpieprzy <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ale niech zostanie, tak jak jest na cześć silnych i
niezależnych kobiet, które potrafią radzić sobie z przeciwnościami losu!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dobra,
koniec tego pisania na dziś. Skoro okazało się, że mam wolny wieczór wezmę się
w końcu za te ciuchy zalegające w salonie. Ale najpierw kąpiel. Nie po to tak się
męczyłam z rozpalaniem w piecu, żeby mi teraz woda miała wystygnąć!<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Albo nie, pieprzyć te ciuchy, biorę rower i jadę
zrobić furorę na wiosce!<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
</div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-36444141795469786532015-09-11T10:44:00.003+02:002015-09-11T10:44:32.144+02:007. W wydychanym powietrzu trzy promile szczęścia...<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pewnie się tego zupełnie nie spodziewacie i obawiam
się, że możecie doznać ciężkiego szoku, kiedy przeczytacie, że oto ja,
dziewczyna, która nie stroniła od narzekań i użalania się nad sobą i swoim, jak
je nazywała, parszywym życiem, jest w końcu szczęśliwa!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dacie wiarę? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie, nie, nie! Spokojnie! Nie przedawkowałam żadnych
tabletek, ani tym bardziej nie piłam żadnego naparu z hodowanych przez babcię
ziółek, nic z tych rzeczy! Po prostu chyba nareszcie moje życie wjeżdża na
właściwe tory!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wiem, że przyzwyczaiłam was do lamentującej i ciągle
znerwicowanej dziewczyny, która warczy na wszystko co się rusza i rzuca mięsem
w każdą z możliwych stron, ale coś mi mówi, że tamta Klara to już historia, w
dodatku tak odległa jak pierwsze odcinki „Mody na sukces”. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Panie i panowie, mam zaszczyt przedstawić wam
dziewiętnastoletnią Klarę Jońską, miłą, serdeczną, uśmiechniętą od ucha do
ucha, a przede wszystkim przeszczęśliwą mieszkankę pięknej wsi na południu
Polski, która po wielu latach ciężkich bojów o upragniony święty spokój
nareszcie znalazła swoje El Dorado!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Czujecie to? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wiem, że może jeszcze trochę za wcześnie na otwieranie
szampana, wznoszenie toastów i wygłaszanie przemówień, ale jestem naprawdę
dobrej myśli. Być może w końcu mój pech znalazł sobie jakiś inny obiekt
westchnień? Oby tak było! Nie żebym komuś źle życzyła, no chyba że mojej
szanownej mamusi, ale naprawdę… Zresztą nieważne, byle tylko nie okazało się,
że to cisza przed burzą! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pewnie się teraz zastanawiacie czy aby przypadkiem nie
pomyliliście adresu bloga, albo czy podczas mojego zderzenia z tym motocyklistą
coś mi się w głowie nie poprzestawiało, otóż nie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A jeśli już o nim mowa, to nie wiem czy zauważyliście,
ale powściągliwie nazwałam go „motocyklistą‟. Koniec, kropka. Dziwne, co? Dawna
Klara dodałaby do tego słowa kilka niewybrednych przekleństw i wyszukanych
wulgaryzmów, przy których „debil” czy „idiota” to prawie jak komplement. Jestem
z siebie potwornie dumna! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A nie mówiłam, że będziecie w ciężkim szoku? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I tu się pojawia pytanie, skąd ten dobry humor,
przecież jeszcze nie tak dawno, kiedy mało co nie zginęłam śmiercią tragiczną na środku ulicy, niemal
kipiałam ze złości i gdybym miała pod ręką coś, co mogłabym zniszczyć, pewnie w
sekundę rozniosłabym to w drobny pył. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Chyba
nie trzeba być Kolumbem, żeby odkryć, że w tej sprawie maczał palce pewien
zielonooki pan prawnik. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify;">
O Jezuniu kochanieńki… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyobraźcie
sobie, że po przemiłym wieczorze spędzonym w jego towarzystwie… to znaczy w
towarzystwie pana prawnika a nie Jezuska… siedzę sobie teraz na drewnianej
huśtawce na balkonie, obłożona miękkimi poduszkami, popijam słodkie, burgundowe
wino z kryształowego kieliszka i szczerząc się do laptopa na samo wspomnienie
jednego z piękniejszych dni w moim życiu piszę ten post wesoło machając nogami
w powietrzu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dochodzi północ. Planowałam, że położę się wcześniej
spać a relację ze spotkania z panem Szymonem zdam wam jutro, jak tylko się
obudzę, ale chyba bym pękła, gdybym miała z tym zaczekać do rana. Cóż, nie mam
tu póki co żadnych przyjaciół, z którymi mogłabym poplotkować na jego temat,
jest tylko on, ale przecież nie mogę z nim o tym porozmawiać, prawda? Chyba bym
się ze wstydu spaliła, gdybym miała mu wyznać, że zwariowałam na jego punkcie!
Może to trochę za mocne słowo, ale na pewno nie skłamię, jeśli napiszę, że
jestem nim oczarowana. I nie ma się co dziwić, bo jest idealny! Wysoki,
przystojny, kulturalny, miły, taktowny, zabawny…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ludzie, przerwijcie mi! Jeśli pociągnę ten temat
dalej, jak Boga kocham, za chwilę wyjdzie spod mojej ręki coś na wzór „Pieśni
nad Pieśniami‟.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po
prostu spotkanie z panem Szymonem sprawiło, że z kąsającego gęsiora, wybaczcie
porównanie, ale jakoś nic innego mi do głowy nie przychodzi, stałam się
powabnym, dostojnym i uroczym łabędziem, który cieszy się życiem w swoim małym
stawku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ale pozwólcie, że zacznę od początku!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zaraz po tym jak opublikowałam poprzedni wpis,
stanęłam przed regałem z książkami i nie zastanawiając się zbyt długo nad
wyborem, wzięłam do ręki pierwszą z brzegu, z którą nie miałam jeszcze
styczności. Padło na „Północ i Południe” pani Elizabeth Gaskell. Powieść przez
wiele osób uważana za klasykę, ale jakoś do tej pory nie było nam po drodze. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>„Najwyższy czas to zmienić”</i> pomyślałam i otworzyłam
ją, by przeczytać krótkie streszczenie znajdujące się na obwolucie. Jak Boga
kocham, mało brakowało a zemdlałabym z wrażenia. Na pierwszej stronie zaraz pod
tytułem widniała krótka dedykacja napisana pochylonym, nieco koślawym i drobnym
jak ziarnka maku druczkiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: Helvetica Neue, Arial, Helvetica, sans-serif;">Dla Ciebie, jedynej Słodyczy mego życia,
gdybyśmy mieli się już nigdy więcej nie spotkać. </span><o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I tyle, ani słóweczka więcej, żadnego podpisu. Autor,
kimkolwiek on jest, pofatygował się jedynie o dopisanie daty: dwudziesty
czwarty grudnia dwutysięcznego jedenastego roku, czyli jakieś dwa miesiące
przed wyprowadzką babci do domu starców. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dziadek
nie mógł tego napisać, bo od dobrych kilkudziesięciu lat nie żyje!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ja pierdzielę – szepnęłam łamiącym się głosem i z całych
sił przycisnęłam książkę do piersi. – Kto
ci to dał? – uniosłam w górę wzrok w nadziei, że zobaczę babcię, która
lewitując gdzieś pod sufitem, zdradzi mi tajemnicę. Będę musiała przegrzebać
wszystkie pomieszczenia w domu, a nawet strych jeśli będzie trzeba. Jestem
więcej niż pewna, że prędzej czy później znajdę odpowiedź. Wygląda na to, że
moja niepozorna babuszka skrywała jakąś tajemnicę, szkoda tylko, że zabrała ją
ze sobą do grobu!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
W każdym bądź razie, z książką pod pachą
pomaszerowałam do sypialni na poddaszu. Otworzyłam na oścież drzwi balkonowe
wpuszczając do pokoju świeże, górskie powietrze pachnące igliwiem i nakryta
niemal po samą szyję miękką kołdrą przez chwilę wodziłam palcem po nakreślonej
dedykacji, po czym odwróciłam kartkę i zaczęłam czytać. Jak się pewnie
domyślacie nie dotarłam zbyt daleko, bo już po kilku stronach odpłynęłam i
gdyby nie fakt, że nastawiłam budzik na czternastą pewnie nadal spałabym jak
zabita. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy usłyszałam ten znienawidzony dźwięk, zerwałam
się z łóżka i kompletnie zdezorientowana usiadłam na jego skraju. Ziewnęłam
przeciągle i z mocno skwaszoną miną śledziłam wzrokiem drobne pyłki kurzu
tańczące w jasnych promieniach słońca. Przez kilka krótkich chwil, które wtedy
ciągnęły się jak gęsty syrop, wydawało mi się, że jest wczesny poranek a ja
powinnam się pospieszyć, jeśli nie chcę spóźnić się na pierwszą lekcję. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I
nawet sobie nie wyobrażacie, jaką poczułam ulgę, kiedy dotarło do mnie, że
jestem w swoim nowym domu a przygodę ze szkołą zakończyłam kilka tygodni temu szczęśliwie
zdaną maturą i niemalże wzorowym świadectwem!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jesssst! – krzyknęłam na całe gardło i piszcząc
wesoło zbiegłam po schodach do łazienki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wybaczcie,
ale to jest ten moment, kiedy jednak będę musiała trochę ponarzekać! Obiecuję,
że już się to więcej nie powtórzy, a przynajmniej w tej notce <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To
by było zbyt piękne, gdybym przez cały wpis ani razu nie wspomniała, że coś
mnie wkurzyło czy zawiodło. W tym wypadku i jedno i drugie, tyle że chyba
bardziej byłam zła niż smutna! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Weszłam pod prysznic i niemal w tej samej sekundzie,
w której przekręciłam kurek a pierwsze
krople wody zetknęły się z moim ciałem, wyskoczyłam z brodzika jak oparzona,
drąc się w niebogłosy. Jestem pewna, że gdyby to był program „Od przedszkola do
Opola”, rozbiłabym skalę w tym urządzeniu, które służyło do mierzenia poziomu
głośności. Wcale nie przesadzam! Woda była tak lodowata, że mało mi krew w
żyłach nie zamarzła! Oczywiście, jakby tego było mało poślizgnęłam się na
kafelkach i gruchnęłam z hukiem na podłogę, a wijąca się pod ciśnieniem słuchawka
prysznica, ochlapała gęstym strumieniem wszystko wokół łącznie ze mną. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No bez przesady! – jęknęłam podnosząc się z ziemi. –
Pierwszy dzień i od razu awaria! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Teraz, kiedy już wiem, że to żadna usterka, cała ta
sytuacja wydaje się nawet śmieszna, ale uwierzcie, w tamtym momencie było mi
zupełnie nie do śmiechu. Okazało się, że to tylko… nie, nie powiem wam teraz.
Wszystko wyjdzie na jaw, kiedy dotrę do relacji z wizyty pana Szymona!
Wytrzymacie? <span style="font-family: Wingdings;">J</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Muszę tylko dodać, że po tak bliskim spotkaniu z
twardą posadzką boli mnie kark i lewe ramię. Najpierw zderzenie z motorem a
teraz to! Następne siniaki do kolekcji. Jak tak dalej pójdzie to do końca
tygodnia będę cała w gipsie! Pięknie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy już udało mi się okiełznać tańczącą słuchawkę,
owinęłam się ręcznikiem i nie zastanawiając się zbyt długo, pobiegłam do
kuchni, wyjęłam z szafki największy gar, nalałam do niego wody i postawiłam na
gazie. Trzeba sobie jakoś radzić, prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Korzystając z chwili wolnego czasu postanowiłam
zadzwonić do Igi. Odblokowałam klawiaturę, a na ekranie zobaczyłam migającą
kopertę, która oznaczała nieprzeczytaną wiadomość. Kolejny raz pomyślałam o
mamie i kolejny raz się sparzyłam. Normalni rodzice raczej by się przejęli,
gdyby byli na jej miejscu. Zresztą nieważne! Co to kogo obchodzi? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przynajmniej
uroczy barman z CocoCoktajl o mnie pamiętał. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">„Hej
Kopciuszku, coś podejrzane jest to milczenie, może powinienem się wybrać na
poszukiwania? Warszawa nie jest wcale taka duża, kiedyś w końcu cię znajdę. PS
mam nadzieję, że adres na CV jest aktualny J”</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ojej, on jest naprawdę uroczy, a do tego wytrwały i
uparty. Ja po pierwszy smsie bez odpowiedzi odpuściłabym, a po drugim to już w
ogóle. Obiecałam sobie, że na trzeciego na pewno mu odpiszę, dlatego wystukałam
pospiesznie:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">„Możesz
przekopać Warszawę wzdłuż i wszerz, a i tak mnie nie znajdziesz”</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Uśmiechnęłam się do ekranu i wcisnęłam zieloną
słuchawkę wysyłając wiadomość do oddalonego o ponad pięćset kilometrów
przystojnego barmana z długimi, brązowymi dredami, który nie wiedzieć czemu
uparł się właśnie na mnie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Potem
rozsiadłam się wygodnie w skórzanym fotelu i wybrałam numer Igi. Każdy kolejny
sygnał sprawiał, że traciłam nadzieję na rozmowę, aż w końcu odezwała się
poczta głosowa, a ja się rozłączyłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przyznam,
że czuję się trochę nieswojo, bo Iga zawsze o wszystkim wiedziała jako
pierwsza. A teraz? Wiem, że nie ma czasu na błahostki, przecież nie pojechała
do Francji odpoczywać czy podrywać przystojnych Pierrów, tylko na obóz ze swoją
grupą baletową, ale i tak mi przykro. Dzieją się w moim życiu takie rzeczy, a
ja nie mogę się z nią tym podzielić. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">„Więc
gdzie mam szukać? Może jakieś wskazówki?”<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Courier New, Courier, monospace;">„Mała
wioska na końcu świata, o której zapomniał nawet Bóg”</span><o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szczera prawda!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie czekając na odpowiedź, wyłączyłam gaz i niosąc w
rękach duży gar parującej wody, przesuwałam się powoli i ostrożnie w stronę
łazienki. Tego by brakowało, żebym się jeszcze poparzyła!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Szafka przy wannie była wyposażona w niezbędne środki
do higieny. Wszystko nowe, jeszcze nie używane, jakby ktoś na kilka godzin
przed moim przyjazdem kupił je, a potem ustawił na półeczce. Czyżby znów Pan
Idealny? Jeśli tak, a podejrzewam, że tak właśnie jest, to bardzo miło z jego
strony. Ja w tym pośpiechu, wzięłam ze sobą dosłownie wszystko, ale o najważniejszych
rzeczach kompletnie zapomniałam. Ulżyło mi na widok zapakowanej w kartonowe
pudełeczko szczoteczki do zębów, podobnie jak pasty i mydełka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A ja myślałam, że dżentelmeni wyginęli razem z
dinozaurami!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po kąpieli, która była dla mnie niczym szklanka wody
po długim marszu w słońcu, ubrałam szorty oraz luźną bluzeczkę na ramiączkach,
po czym przeliczyłam oszczędności, przechowywane od kilku lat w śwince
skarbonce. Dobrze, że chociaż o niej nie zapomniałam. Szału nie ma, bo udało mi
się uzbierać nieco ponad tysiąc czterysta złotych, ale to i tak więcej niż
najniższa średnia krajowa. Na początek wystarczy, ale co potem?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jeśli
w Warszawie, blisko dwumilionowym mieście, gdzie co chwilę otwierają się nowe
sklepy czy zakłady, miałam problem ze znalezieniem pracy, to co dopiero tutaj? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie
ma co się martwić na zapas, zawsze w razie czego mogę sprzedać dom, prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A teraz będzie krótka relacja z mojej wyprawy po
zakupy. I zaraz się przekonacie, że słowo „wyprawa” nie padło tu przypadkowo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Sklep stoi przy głównej drodze w samym centrum wsi,
zaraz obok budynku straży pożarnej, salonu kosmetycznego oraz apteki i poczty.
Was też to dziwi, że w tak malutkiej miejscowości, gdzie mieszka góra czterystu
mieszkańców, można wykupić leki, nadać przesyłkę czy poddać się profesjonalnym
zabiegom upiększającym? Mnie ogromnie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dojście
tam zajęło mi blisko pół godziny, nie sądziłam, że to aż tak daleko. Mogłam
przynajmniej ubrać trampki a nie te przeklęte japonki. Zanim dotarłam do celu
miałam już podeszłe krwią pęcherze a moje stopy wyglądały jakbym chodziła po
drodze wysypanej węglem. Wspominałam już, że mój dom mieści się na samym końcu
polnej ścieżki, z dala od sąsiadów, jedynie w otoczeniu pól i lasów? Niby
fajnie, bo cisza, spokój i nikt ci w okna nie zagląda, ale niestety wszędzie
mam daleko. Teraz to pół biedy, spacerek w słoneczny dzień to czysta
przyjemność pod warunkiem, że ma się wygodne buty, gorzej będzie zimą, jak mnie
śniegiem zasypie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Sklep mieści się w niewielkim, wolnostojącym budynku,
wyłożonym klinkierem w kolorze ciemnej czerwieni. Nad drzwiami wejściowymi wisi
duży, nieco kiczowaty szyld z napisem U LODZI oraz solidna brązowa markiza
rozciągnięta na całej szerokości budynku, która osłania przed deszczem lub tak
jak dziś przed natrętnymi promieniami wyjątkowo mocnego słońca. W jej cieniu
stoi kilka stolików i krzesełek, gdzie można usiąść i zjeść lody czy napić się
piwa na świeżym powietrzu. Wisienką na torcie jest niska pergola, ogradzająca
teren sklepu, po której pną się różnokolorowe petunie. Muszę przyznać, że
wygląda naprawdę ciekawie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pociągnęłam za klamkę i w tym samym momencie
usłyszałam dźwięk dzwoneczka wiszącego nad drzwiami. Zza lady jak na komendę
wychyliła się starsza pani i poprawiając okulary, które zsunęły się jej na
czubek nosa, omiotła mnie długim przeciągłym spojrzeniem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dzień dobry – przywitałam się i wzięłam do ręki
koszyczek, kierując się pospiesznie w głąb sklepu, by uniknąć rozmowy z
wyraźnie kipiącą z ciekawości kobietą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A dzień dobry, dzień dobry. – Jej piskliwy głos
zupełnie nie pasował do pulchnej sylwetki wciśniętej w mocno opięty fartuszek.
– Ale pogoda, prawda? Grzeje jak na patelni. Nie ma co się dziwować, w końcu
lato, kiedy ma być gorąco, jak nie teraz? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mhm – przytaknęłam na odczepnego pakując do
koszyczka rzeczy z listy, którą zrobiłam przed wyjściem. Już wtedy wiedziałam,
że muszę się pospieszyć jeśli nie chcę zostać zagadana na śmierć!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ale panienka młoda, to pewnie lubi taką pogodę,
poopalać się można, nad jeziorko pójść popływać. Jak byłam w pani wieku to do
nocy nad wodą siedziałam, ale teraz to już stary człowiek i mu nie w głowie
takie harce. Nie te lata, kochanieńka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>„Ruchy, ruchy
Klara, ona się dopiero rozkręca!”<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani wybaczy, że zapytam, ale obrodziły truskawki w
tym roku? Jóźka narzekała, że nie będzie co zbierać, bo pogoda nie służyła, ale
jak ostatnio przejeżdżałam, to na polu aż czerwono od owoców. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Słucham? – zapytałam kompletnie zbita z tropu. –
Jakie truskawki?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>„O czym ona do mnie mówi?”<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A to pani nie przyjechała tu do pracy? – Mina
kobiety w chwili, kiedy dowiedziała się, że jej intuicja wywiodła ją w pole
była bezcenna. Stała oparta o ladę i przyglądała mi się, jakbym była jej
krewną, która właśnie wstała z grobu. – Znam tu każdego, no nie ma się co dziwić, bo wioska
nieduża a sklep tylko jeden, więc wszyscy tu robią zakupy, ale panią to
pierwszy raz na oczy widzę, więc pomyślałam, że pewnie Jóźka panią zatrudniła
do pracy przy truskawkach. – Przyglądałam się kobiecie z coraz większym
podziwem, zachodząc w głowę kiedy ona bierze oddech. Była jak nakręcona! Nagle
klasnęła w dłonie i zawołała melodyjnym głosem z szerokim uśmiechem na ustach –
Już wiem! Pani to ta nowa fryzjerka, prawda? Włosy takie ładne i taka zadbana,
no jak mogłam tak z tymi truskawkami wypalić? Przecież to gołym okiem widać,
że… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, nie, nie! Musiała mnie pani z kimś pomylić –
przerwałam jej i pospiesznie podeszłam do kasy, kończąc zakupy. Chyba nie muszę
mówić, że pominęłam sporo produktów z listy, ale lepsze głodowanie niż
przebywanie z tą kobietą w jednym pomieszczeniu choć ociupinkę dłużej! Nie
chodzi o to, że działała mi na nerwy, ale ta jej paplanina była nie do
zniesienia, przynajmniej na trzeźwo! Wystarczyły trzy minuty, a głowa mało mi
nie pękła.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Och, co za gafa – odgarnęła z czoła zabłąkany kosmyk
włosów i zabrała się za kasowanie produktów, a ja odetchnęłam z ulgą
rozkoszując się chwilą ciszy. – Razem będzie czterdzieści siedem złotych i
dwanaście groszy – podniosła na mnie wzrok i czekając, aż wręczę jej wyliczoną
kwotę, przyglądała mi się z uwagą. – Proszę wybaczyć ciekawość, ale kogoś mi
pani przypomina, tylko nie mogę skojarzyć kogo. Ma pani tu jaką rodzinę? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, a w myślach
dodałam <i>„Już nie”</i>. Wiem, jestem
okropna, co poradzić? Jedni są z natury ciekawscy a inni wredni. Ja ewidentnie
zaliczam się do tych drugich. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czyli… – zaczęła pełna nadziei, że przedstawię się i
powiem skąd się tu wzięłam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>„Nie ze mną
te numery, Bruner”</i> pomyślałam i
uśmiechnęłam się niewinnie udając, że nie mam pojęcia o co chodzi kobiecie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czyli? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani nie tutejsza, prawda? – zapytała, jakby od
niechcenia starając się zachować pozory opanowania i sprawić wrażenie, że w
ogóle jej to nie obchodzi, jednak takiego wścibstwa nie byłaby w stanie ukryć
żadna maska. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Już tak – roześmiałam się serdecznie i nie czekając
na dalsze pytania z jej strony, zabrałam siatki z zakupami i pospiesznym krokiem
wyszłam ze sklepu, zostawiając kobietę z palącym uczuciem niezaspokojonej
ciekawości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wcale
by mnie nie zdziwiło, gdyby wtedy zamknęła sklep, wsiadła na rower i pojechała
za mną, by dowiedzieć się dokąd idę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Może to i dobrze, że nie kupiłam wszystkiego, torby i
tak były już wyjątkowo ciężkie a droga do domu daleka. Niosłam dwie butelki
Pepsi, ryż, makaron, trochę warzyw i owoców, wędliny, chleb, kostkę żółtego
sera, masło, kawę, herbatę, kruche ciastka i wino, które właściwie już się
prawie kończy. Wiem jedno, będę się wzbraniać przed kolejną wizytą U LODZI tak
długo, jak tylko się da.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Na szczęście droga powrotna minęła mi dość szybko i
dzięki Bogu obyło się bez jakiś nieprzyjemnych sytuacji, jak na przykład
zderzenie z rozpędzonym kierowcą motoru. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy
już dotarłam do domu, zdążyłam jedynie rozpakować zakupy, doprowadzić do
porządku moje czarne jak smoła stopy i przebrać się w zwiewną sukienkę na
ramiączkach, która jeszcze do niedawna wydawała mi się zbyt krótka, ale na
dzisiejszą okazję pasowała idealnie, tym bardziej, że na dworze był okropny
upał. No dobra, jeśli mam być szczera, to chęć przypodobania się panu Szymonowi
wzięła górę! Wiem, kompletnie mi odbiło! Ale co tam!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Punktualnie o siedemnastej na podjeździe przed domem
zatrzymało się białe Audi, z którego wyszedł najprzystojniejszy mężczyzna,
jakiego do tej pory widziałam na oczy. Przyglądałam mu się przez wąskie okienko
w korytarzu, starając się nie mrugać, by nie stracić kilku cennych sekund, w
których mogłam się na niego bezwstydnie gapić. Bezwstydnie i bez obaw, że mnie
na tym przyłapie. Miał na sobie ciemne, eleganckie spodnie oraz śnieżnobiałą
koszulę z krótkim rękawem, a w dłoni niósł skórzaną teczkę, pełną dokumentów,
które potem musiałam podpisać, by dom w świetle prawa stał się moją własnością.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dźwięk
dzwonka wyrwał mnie z zamyślenia. Ostatni raz rzuciłam sobie kontrolne
spojrzenie w lustrze i upewniając się, że wszystko jest w porządku, otworzyłam
drzwi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dzień dobry, pani Klaro – uśmiechnął się szeroko, na
dłuższą chwilę zawieszając wzrok na moich odkrytych nogach, a potem głębokim,
ale nie przesadzonym dekolcie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A dzień dobry, zapraszam w moje skromne progi –
gestem dłoni wskazałam na wnętrze domu i odsunęłam się na bok, wpuszczając go
do środka. Intensywny aromat drewna, który do tej pory wypełniał każdy
zakamarek domu, ustąpił miejsca świeżemu zapachowi perfum, który ciągnął się za
nim jak cień. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Kawy, herbaty? – zapytałam wchodząc do kuchni – Wina
nie proponuję, bo widzę, że przyjechał pan autem, no chyba że ma pan ochotę,
jestem przygotowana na każdą okoliczność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Poproszę
herbatę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Już się robi – odpaliłam gaz pod stalowym
czajnikiem, do którego nalałam świeżej wody, po czym postawiłam na stole
talerzyk z ciastkami kupionymi U LODZI. – Proszę się częstować. A może jest pan
głodny? Zaraz zrobię coś na szybko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, pani Klaro, proszę sobie nie robić problemu.
Miałem dziś kilka spotkań z klientami, a jak wiadomo najlepiej rozmawia się o
interesach przy dobrym jedzeniu, także chyba nie byłbym w stanie niczego
przełknąć, oprócz ciastka, oczywiście – poczęstował się maślanym herbatnikiem i
westchnął przeciągle mrużąc oczy z zadowoleniem – Pyszne! Kocham… – dalszą
część zdania zagłuszył głośny gwizd czajnika. Jeśli się okaże, że chciał
powiedzieć, że to właśnie mnie kocha, a przerwał mu głupi czajnik, to chyba się
pochlastam. Wiem, że chodziło mu o słodycze, ale pomarzyć można, prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Proszę – postawiłam przed nim kubek parującej herbaty
i usiadłam naprzeciw po drugiej stronie stołu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dziękuję – posłał mi szeroki uśmiech, po czym omiótł
uważnym spojrzeniem blat stołu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jasna cholera – jęknęłam cicho pod nosem, jak mogłam
zapomnieć o cukrze? Chyba nie trzeba zbyt wiele tłumaczyć, imię Lodzia mówi
samo przez się!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Może pani powtórzyć? Przepraszam, nie dosłyszałem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Cukier… mówię, że zapomniałam kupić cukier. Kompletnie
wypadło mi to z głowy. Zapraszam pana na herbatę a tu taka gafa. Mam nadzieję,
że lubi pan gorzką – uśmiechnęłam się do niego zalotnie, by chociaż tym
osłodzić mu wizytę w moim domu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Szczerze mówiąc, to nie przepadam, ale zagryzę
ciastkiem i będzie w porządku, proszę się nie martwić – odwzajemnił mój uśmiech
i na dowód szczerości swych słów pociągnął mały łyk gorącego napoju, po czym
ugryzł solidny kęs herbatnika.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Gdybym nie mieszkała na totalnym odludziu mogłabym
podlecieć do jakiegoś sąsiada i jak na filmach pożyczyć szklankę cukru, a tak,
musimy udawać, że wszystko w porządku – wzruszyłam ramionami i poszłam w ślady
pana Szymona, upiłam łyk herbaty i przegryzłam ciastkiem. – Więc proszę udawać
i być przekonywującym!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Cóż za wyjątkowo pyszna herbata, pani Klaro,
przysięgam nigdy wcześniej nie piłem nic równie wybornego. Z powodzeniem
mogłaby pani przyjmować nawet samą królową Elżbietę – ostatnie słowa ledwie
przeszły mu przez gardło a zduszenie śmiechu okazało się wyzwaniem na miarę
wspinaczki na Mount Everest!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pięknie pan kłamie, panie Szymonie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A dziękuję, zawsze do usług. – skinął dostojnie
głową, po czym poluźnił krawat i rozpiął guzik koszuli przy wyraźnie zarysowany
jabłku Adama. Chyba nie muszę mówić, że doprowadził mnie tym do szaleństwa? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>„Jeszcze jeden, jeszcze jeden”</i> moja podświadomość domagała się rozpięcia kolejnego,
podobnie jak kibice na trybunach domagają się strzelenia następnego gola. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Klaro? – Jego niski, nieco zachrypnięty głos
sprowadził mnie na ziemię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak? Przepraszam, trochę się zamyśliłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pytałem, jak minął pani dzień? – posłał mi
przeciągłe spojrzenie, podniósł do ust szklankę i nie spuszczając ze mnie
wzroku wypił długi łyk gorzkiej herbaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Właściwie to bardzo intensywnie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Intensywnie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mhm – skinęłam głową i przysiadłam na podciągniętej
pod siebie nodze, ściskając w dłoniach jeszcze ciepły kubek z napojem. – W nocy
nie mogłam spać, to znaczy nawet nie próbowałam zasnąć, byłam tak
podekscytowana domem i… tym wszystkim co zaczęło się dziać w moim życiu, że
nawet ta dziewięciogodzinna podróż nie była w stanie wyprać mnie z energii. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak myślałem. I mogę się założyć, że pierwsze co
pani zrobiła to dokładna rewizja wszystkich pomieszczeń, mam rację? – uniósł w
górę brew i posłał mi pytające spojrzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Boże,
czy to możliwe, żeby jego oczy były jeszcze bardziej zielone niż ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy? Jak tak dalej pójdzie to naprawdę zacznę się
zastanawiać, czy nie jest on przypadkiem jakimś nadprzyrodzonym stworzeniem
albo co gorsza tworem mojej chorej wyobraźni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bingo, ale to akurat było łatwe, teraz coś
trudniejszego, jestem pewna, że nie zgadnie pan co zrobiłam potem – spojrzałam
na niego zalotnie i uśmiechnęłam się widząc zaciekawienie malujące się na jego
twarzy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zakład? – podniósł się z krzesła i wyciągnął dłoń w
moją stronę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O co? – również się nachyliłam i uścisnęłam ją
podejmując wyzwanie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie wiem, może o pięć kilo cukru – wybuchnął głośnym
gardłowym śmiechem, budząc motylki drzemiące w moim brzuchu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niech będzie, ale…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Cmentarz! – wszedł mi w słowo rozwiązując zagadkę
bez najmniejszej podpowiedzi. – Poszła pani na grób babci, a może się mylę?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie, nie myli się pan – puściłam jego dłoń i z
powrotem opadłam na drewniane krzesło. – Ale skąd… <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To proste. Wybiegła pani za mną kiedy wsiadałem już
do auta i zapytała pani o grób. Już wtedy wiedziałem, że pójdzie tam pani skoro
świt, mimo że umawialiśmy się inaczej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Zawsze byłam w gorącej wodzie kąpana – wzruszyłam
ramionami i skrzywiłam się nieco, przypominając sobie, że gdyby nie to, moje
kolano i łokieć nie byłyby teraz pokiereszowane przez tego szajbusa na motorze.
Postanowiłam, że akurat ten fragment opowieści zachowam dla siebie i nie
podzielę się nim z panem Szymonem. Nie chcę, żeby wziął mnie za roztrzepaną
dziewuchę, którą odkąd przyszła na świat prześladuje pech. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– To dobrze, dzięki temu zarobiłem pięć kilo cukru. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Potem położyłam się spać – puściłam jego zaczepki
mimo uszu, nie zwracając uwagi na zniewalający, szeroki uśmiech i dumnie wypiętą
pierś – A kiedy się obudziłam, poszłam na małe zakupy. Niekompletne, jak widać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Miałem zamiar ostrzec panią przed Lodzią, ale jakoś
wypadło mi to z głowy, poza tym przypuszczałem, że prześpi pani cały dzień i
nie ruszy się z łóżka do mojego przyjazdu. Przepraszam, naraziłem panią na
traumatyczne przeżycie, jakim jest niewątpliwie pierwsze spotkanie z tą
przemiłą staruszką. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Mało mnie nie zagadała na śmierć, i tak się
zastanawiam, czy aby przypadkiem w poprzednim wcieleniu nie pracowała w
dochodzeniówce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bardzo możliwe. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ale co dziwi mnie jeszcze bardziej, to fakt, że się
jej nie dałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jak to? – Pan Szymon był wyraźnie zaskoczony.
Przyznam, że nawet teraz kiedy o tym piszę sama jestem pod wielkim wrażeniem
swojego uporu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Po prostu skończyłam
robić zakupy, a ona nadal nie wie kim jestem i co robię w Stodolnej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niemożliwe<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Naprawdę! Trafiła na równą sobie przeciwniczkę. Tak
się starała, tak dokręcała śrubkę, ale pary z gęby nie puściłam. Powiedziałam
tylko, że już jestem tutejsza i wyszłam ze sklepu. Prawie biegłam przed siebie,
na wszelki wypadek gdyby chciała za mną wyjść i zadać mi kolejny stos pytań. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Brawo, jestem z pani dumny. Podejrzewam, że jutro
trafi pani na pierwsze strony powiatowej gazety. Już widzę ten tytuł
„Krwiożercza Lodzia wreszcie poskromiona” – roześmiał się i ugryzł kolejny kęs
maślanego ciastka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Rozmawialiśmy jeszcze przez dłuższy czas o
błahostkach, a on korzystając z każdej nadarzającej się okazji robił mi
przytyki na temat tego cholernego cukru. To dziwne, że starszy ode mnie
mężczyzna, jeszcze nie wiem dokładnie o ile lat, ale dziesięć to na pewno, siedzi
w mojej kuchni, popija ohydną, gorzką herbatę i przekomarza się ze mną,
sprawiając wrażenie jakby był moim rówieśnikiem. Kompletnie nie czuję przy nim
tej różnicy wieku. Naprawdę było zabawnie, sporo się śmialiśmy, aż do momentu
kiedy spojrzał na zegarek i wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia. – Dobrze
pani Klaro, miło się rozmawia, ale czas nas goni. – wyjął ze skórzanej teczki
stek dokumentów i rozłożył je przed sobą na stole.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Czas nas goni? – zapytałam z nadzieją, że może
jednak się przesłyszałam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak, mam jeszcze o dwudziestej jedno spotkanie,
starałem się wykręcić, ale klient za dwa dni wylatuje zagranicę i zależy mu na
czasie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Szkoda, bo miałam jeszcze długą listę pytań, na
które muszę poznać odpowiedź, bo inaczej chyba pęknę z ciekawości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Wytrzyma pani z tym pękaniem do jutra, pani Lodziu
Numer Dwa? – podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się widząc zmieszanie malujące
się na mojej twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Do jutra?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Tak, jeśli pani chce możemy się spotkać też jutro,
przyniosę cukier i tym razem napijemy się porządnej herbaty<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
–
Dobrze, ale o cukier sama się zatroszczę, w końcu zakład to zakład! A jeśli już
o tym mowa, to jest przewidziana jakaś nagroda pocieszenia? – zapytałam i
zdając sobie sprawę, że moje słowa mogły zabrzmieć nieco dwuznacznie, dodałam prędko
– Na przykład w postaci krótkich, zwięzłych odpowiedzi na trzy nurtujące mnie
pytania?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niech będzie, ale najpierw formalności – podniósł
się z miejsca, obszedł stół i stanął obok pochylając się nade mną, po czym
rozłożył na blacie niezliczoną ilość dokumentów, wskazując miejsca, w których
złożyłam podpisy. – Gratuluję, pani Klaro, właśnie została pani szczęśliwą
posiadaczka pięknego domu. – uścisnął mi dłoń i kilka razy nią potrząsnął z
szerokim uśmiechem na ustach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Już? To wszystko?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Z pani strony tak, przynajmniej na razie, resztą zajmę
się już sam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jestem w szoku, wydawało mi się, że tym papierkowym
sprawom nie będzie końca, a tu proszę, taka niespodzianka!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Nie taki diabeł straszny, jak go malują. – spojrzał
ponownie na zegarek i pospiesznie zaczął pakować dokumenty do skórzanej aktówki
– To co z tymi pytaniami?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Powie mi pan kto zajmował się domem kiedy babcia
zamieszkała w domu starców?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Róża bardzo lubiła porządek. Pod koniec, kiedy
już ciężko było jej zadbać o dom, raz w tygodniu, albo raz na dwa tygodnie
przychodziła tu pani Lilka i robiła gruntowne porządki. Potem, kiedy pani
babcia się wyprowadziła, obiecałem jej, że dopilnuję, żeby dom nadal był w
idealnym stanie. Lila zgodziła się nadal tu pracować, a ja mając dostęp do
środków na koncie Róży, wypłacałem jej co miesiąc należną kwotę. Koniec
historii – wzruszył ramionami, po czym wyjął z torby pęk kluczy – Poproszę o
drugie pytanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Dobrze – zastanowiłam się przez chwilę, które
spośród tysięcy innych powinnam wybrać. – Czy wie pan coś o życiu uczuciowym
babci? W sensie czy spotykała się z kimś?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Niestety nie. Nigdy nie rozmawialiśmy na takie
tematy. Róża nie należała do wylewnych kobiet. Wiem tylko, że bardzo wcześnie
została wdową, ale to żadna nowina dla pani.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– No tak – skrzywiłam się wyraźnie niezadowolona z
odpowiedzi jaką uzyskałam. To znaczy, że jeśli chcę się dowiedzieć kto jest
autorem tej dedykacji, nie mam innego wyjścia jak tylko przekopać cały dom!–
Dobrze, to teraz ostatnie pytanie, tylko proszę się nie śmiać!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Obiecuję – położył prawą dłoń na sercu, a lewą
uniósł do góry na znak złożonej przysięgi. – O co chodzi?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O wodę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– O wodę? – złamał obietnicę i parsknął śmiechem,
przyglądając mi się z zaciekawieniem – A co z nią?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Jest lodowata – skrzywiłam się, a na moich rękach
na samo wspomnienie nieudanej kąpieli pojawiła się gęsia skórka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Pani Klaro, żeby woda była ciepła musi pani rozpalić
w piecu centralnym – wskazał na drzwi pod schodami prowadzące do kotłowni, a ja
poczułam się jak ostatnia idiotka, która właśnie się dowiedziała, że niebo jest
niebieskie. Jak mogłam tak się zbłaźnić i to jeszcze przed moim Panem Idealnym?
Nawet nie wiecie jaka byłam na siebie wściekła! Miałam tyle pytań w głowie, a
musiałam palnąć akurat to! No tak, teraz to jest oczywiste: w blokach są
junkersy w domach piece centralne! Na litość boską, Klaro!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ale ze mnie gapa – zakryłam usta dłonią i
zatrzepałam zalotnie rzęsami, aby odwrócić uwagę od moich krwistoczerwonych
policzków. – Minie sporo czasu, aż to wszystko ogarnę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Proszę dzwonić w razie czego, z chęcią pomogę. –
wziął do ręki neseser i skierował się w stronę wyjścia. Przestąpił próg a jego
jasnobrązowe włosy zalśniły w promieniach ciągle intensywnego słońca, a kiedy
się odwrócił i posłał mi szeroki uśmiech mało nie straciłam przytomności. –
Było mi bardzo miło, ale niestety muszę już iść, choć przyznam, że z chęcią bym
został i napił się gorzkiej herbaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Bardzo śmieszne – prychnęłam pod nosem, opierając
się o futrynę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Obiecuję, że jutro będę miał więcej czasu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ja, że zaopatrzę się w cukier – pomachałam mu na
pożegnanie przyglądając się tęsknym wzrokiem jak wsiada do auta, a potem
odjeżdża zostawiając za sobą tumany kurzu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
To był naprawdę cudowny dzień. Jak fajnie jest
porozmawiać z kimś zabawnym, serdecznym, kulturalnym, błyskotliwym, do tego
przystojnym i…<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Znowu to samo! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Opamiętaj się, dziewucho!<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-14272890425033827902015-09-04T08:52:00.000+02:002015-09-04T08:52:19.398+02:006. Z każdym dniem mojego życia zwiększa się nieuchronnie liczba osób, które mogą mnie pocałować w dupę!<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ja i moja nadgorliwość! <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Co mnie podkusiło, żeby iść na ten
cmentarz o czwartej nad ranem? Kto normalny robi takie rzeczy? No właśnie nikt,
tylko ja! Już dawno powinnam wiedzieć, że kiedy uderza mnie jakaś gwałtowna
myśl, za cholerkę, choćby się waliło i paliło, nie mogę jej ulegać. Czemu
odwiedzenie grobu babci o tak wczesnej porze, kiedy na zewnątrz jeszcze była
szarówka, mnie nie przeraziło, no czemu? Obudził się we mnie Hulk Hogan, a
skutki, jak się można domyśleć były tragiczne! Szkoda, że mój głos rozsądku
uciął sobie drzemkę, a może przestraszył się pana mięśniaka? Cóż, w każdym bądź
razie, gdyby robił co do niego należało, pewnie teraz nie siedziałabym w kuchni
przed laptopem i nie telepałabym się jak wkurwiona galareta.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Punkt trzeci na mojej liście rzeczy do
poprawy: „Nie przeklinaj!” <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wiem, wiem, przecież pamiętam!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Okrągły zegar wiszący nad białym, kaflowym
piecem właśnie wybił siódmą godzinę. Normalni ludzie o tej porze dopiero
wstają, parzą sobie mocną kawę, żeby postawiła ich na nogi, jedzą pożywne
śniadanie i wychodzą do pracy lub do szkoły, no chyba, że tak jak teraz trwają
wakacje. Normalni ludzie, żyją normalnie. Czemu ja nie mogę należeć do tych
przeciętnych, niczym niewyróżniających się z tłumu, normalnych ludzi? Czemu to
właśnie mnie muszą spotykać jakieś chore sytuacje? Aż dziwne, że jeszcze nie
osaczyła mnie szarańcza, a woda w pobliskim jeziorku nie zamieniła się w krew. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Znając mojego pecha i niezawodny magnes na
nieszczęścia, który zapewne mam gdzieś wszczepiony pod skórą, wszystko przede
mną!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wiem, znów zaczynam narzekać i się nad
sobą użalać, ale o mały włos nie zginęłam pod kołami rozpędzonego motoru, więc
chyba mi wolno, prawda?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Nie, nie żartuję, powiem więcej, wcale nie
jest mi w tym momencie do śmiechu, ale zacznijmy od początku!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy pan Szymon wrócił do siebie,
zostawiając mnie samą w domu, nie trudno
się domyśleć, że pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z torby zapakowaną w szary papier
drożdżówkę i w radosnych podskokach, biorąc co chwilę duży kęs bułeczki,
krążyłam między pokojami, oglądając każdą rzecz z taką ciekawością, jakbym
znajdowała się w muzeum, a wszystkie przedmioty były niezwykle wartościowymi
dziełami sztuki. Co tam Mona Lisa czy Słoneczniki Van Gogha, kiedy mogłam
dotknąć toster, w którym jeszcze do niedawna babcia robiła sobie pyszne
grzanki, albo stanąć przed regałem, zajmującym niemal całą ścianę w salonie,
wziąć do ręki obojętnie jaką książkę i przeczytać
zaznaczone ołówkiem ulubione fragmenty powieści.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Włożyłam do gramofonu czarny winyl z
największymi przebojami ABBY i nastawiłam na cały regulator Dancing Queen.
Babcia, tak samo jak ja, uwielbiała czytać książki, głównie romanse, piec
ciasta, czemu zawdzięczała długie lata pracy w cukierni, a przede wszystkim
kochała przeboje lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, tyle że dla niej, to
była muzyka z czasów młodości, dla mnie odległa, niemalże prehistoryczna epoka.
<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dobra! Konkrety, bo po tym jak skończę
wpis, chciałabym się jeszcze, choć na godzinkę położyć spać, a jeśli będę się
tak rozwodzić nad każdą rzeczą to kurczę, pan Szymon zastanie mnie przed
komputerem zupełnie nieprzygotowaną! <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
W prawdzie do jego wizyty zostało mi
niecałe dziesięć godzin, ale zamierzam wybrać się jeszcze na jakieś małe
zakupy, choć przyznam, że po tym co mnie niedawno spotkało, trochę boję się wychylać
nos na zewnątrz, dajcie mi chwilę a zaraz do tego dojdę. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dom, jak już wspominałam jest naprawdę
duży, a może tak mi się tylko wydaje, biorąc pod uwagę mieszkanie w Warszawie,
w którym wegetowałam do wczoraj?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Na pewno jest wspaniały, zarówno na
zewnątrz jak i wewnątrz! Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wykonany niemal w całości z drewna,
dwupiętrowy, ze strzelistym dachem i rozległym podwórkiem, który otacza prosty
płot, stoi na końcu polnej dróżki, z dala od reszty sąsiadów, jedynie w
towarzystwie gęstego lasu iglastego oraz pól uprawnych, które złocą się od
posianych zbóż.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Klimat, w jakim został urządzony jest
niezwykły. To coś na wzór stylu rustykalnego połączonego ze stylem
prowansalskim, a to wszystko urozmaicone i ożywione barwnymi elementami kultury
folkowej. Gdzieniegdzie widać również elementy stylu nowoczesnego, które o
dziwo nie gryzą się z prostotą i wręcz surową formą. Jako dziecko nie
przywiązywałam do tego zbyt dużej uwagi, teraz muszę przyznać, że robi ogromne
wrażenie, wystarczy wejść do przedpokoju, żeby od razu zakochać się w całym
wnętrzu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kilka godzin temu wydawało mi się, że nic
się tu nie zmieniło, oprócz drzew, które sporo urosły, teraz kiedy przejrzałam
wszystkie pomieszczenia wiem, jak bardzo się myliłam!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wybaczcie, ale nie potrafię się
powstrzymać przed niemalże palącą mnie od środka chęcią zdania wam relacji z
tego, jak wyglądają pomieszczenia. Wiem, że jesteście ciekawi tego wypadku, nie
bójmy się nazywać rzeczy po imieniu, ale proszę, wytrzymajcie jeszcze chwilkę,
a jeśli czujecie, że już naprawdę nie możecie, to przeskoczcie kilka akapitów
do przodu, obiecuję, że nie będę zła :)<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Korytarz jest niewielki i jak na mój gust
troszkę zbyt wąski, ale ma swój urok. Niemalże całą ścianę po prawej stronie zajmuje
szerokie lustro, z pięknie rzeźbioną ramą, które sięga od podłogi z surowego
drewna, aż po sam sufit. Na przeciwko stoi biała, również drewniana ławeczka, którą
przysłania niedbale zarzucony polarowy koc w góralskie wzory oraz niewielka
komoda w tym samym kolorze, nad którą wisi mnóstwo zdjęć oprawionych w piękne
ramki. Na kilku z nich rozpoznałam siebie i od razu wróciły wspomnienia z
czasów, kiedy byłam jeszcze beztroskim dzieckiem z niewybrakowaną, kochającą
rodziną. Na jednym trzymałam w ręce małego, żółtego kurczaczka i przyglądałam
mu się z uwagą, na drugim ubrana w same majteczki siedziałam na snopku słomy i
krzywiłam się, czując jak jej źdźbła kłują mnie w pupę. Na kolejnym, już nieco
starsza ściskałam w jednej ręce motykę, a drugą podpierałam się pod bok.
Pamiętam, że zaraz po tym, jak babcia zrobiła mi to zdjęcie, wyhakałam jej cały
rządek sałaty i gdyby mi nie przerwała pewnie tak samo potraktowałabym rosnący
obok szczaw. Oprócz moich zdjęć z wakacji, które do siódmego roku życia
spędzałam u niej, znajdowały się tam również fotografie mojego ojca w większości
ze szkolnych wycieczek w przeróżnych zakątkach. Ale moją największą uwagę
przykuło zdjęcie ślubne, na którym babcia Róża jest poważna, może nawet nieco
smutna i zapatrzona gdzieś w bok. Ciekawe na co patrzyła? A może na kogo? Na
pewno nie na dziadka, bo on siedział przy niej z kamienną twarzą i sztywno
obejmował ją ramieniem. Szkoda, że babcia umarła, mogłaby mi opowiedzieć jak
wyglądało jej życie z tym mężczyzną, już na pierwszy rzut oka starszym od niej
o tysiąc lat. Szkoda, że byłam takim szczylem, kiedy spędzałam tu wakacje.
Teraz już raczej się nie dowiem prawdy...<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Znów się rozpisałam! Mam tylko nadzieję,
że nie przynudzam. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Z korytarza wchodzi się prosto do
przestronnego salonu, którego ściany jak i podłoga wykonane są z drewna,
zresztą jak wszystko w tym domu. Pierwsze co rzuca się w oczy to pokaźnych
rozmiarów kominek, wyłożony kamieniami o różnych kształtach i strukturach oraz
ogromne okno, zajmujące niemal całą ścianę, które zdobi biała, gładka firana
spiętą po bokach tak, by nie zasłaniała widoku ogrodu pełnego kwiatów oraz
równo przystrzyżonych krzewów. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Na środku, pod niezliczoną ilością poduch
i poduszeczek, znajduje się ogromny narożnik, który bez najmniejszego problemu
mógłby pomieścić cały skład zespołu Kelly Family, a obok stoi niski, drewniany,
bo jakżeby inaczej, stoliczek ozdobiony wydzierganą na szydełku serwetą. Mogę
się założyć, że wyszła spod rąk babci Róży, ona uwielbiała takie ręczne
robótki. Pamiętam, jak wieczorami siadałyśmy w salonie, babcia włączała
telewizor i oglądając „M jak miłość” robiła na drutach skarpetki albo wyszywała
różne cudeńka na płótnie. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Och, wspomnienia... <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przy kanapie, niczym wierny pies przy
swoim panu, waruje ratanowy stojak na gazety. Sięgnęłam po leżącą na wierzchu „Przyjaciółkę”
i spojrzałam na datę. Dziesiąty stycznia dwutysięcznego dwunastego roku, to
znaczy, że babcia kupiła ją niecałe dwa tygodnie przed tym, jak wyprowadziła
się do domu starców. Jedenaście dni po tym, jak poszła do kiosku i kupiła
gazetę, napisała do mnie, może nie pierwszy, ale na pewno ostatni list w swoim,
a także i moim życiu. Chyba nie muszę mówić, że to odkrycie sprawiło, że przez
ładnych kilka minut wyłam jak bóbr, zagłuszając lecącą w tle piosenkę ABBY
„S.O.S” i ryczałam jeszcze głośniej, o ile to oczywiście możliwe, wsłuchując
się w jej słowa. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jak już wspominałam jedną ścianę zajmuje
ogromny regał z książkami. Gdybym chciała je wszystkie policzyć wyszłaby mi,
jak Boga kocham, jakaś niebotyczna liczba, może nawet czterocyfrowa? Zawsze mi
się wydawało, że w kwestii literatury mam pokaźną wiedzę i sporo przeczytanych
pozycji na swoim koncie, ale biblioteczka babci uświadomiła mi, że jednak jest
inaczej. O wielu autorach nawet nie słyszałam, muszę jak najszybciej nadrobić
zaległości. I wiecie co sobie pomyślałam? Że nie sprzedam tego domu dokąd tego
nie zrobię! <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
A co, taka będę szalona!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Obok regału, którego półki, dosłownie uginają
się pod ciężarem książek, stoi lampka na wysokiej nóżce z pięknie zdobionym
abażurem, a także masywny, skórzany, powtarzam skórzany, nie drewniany, fotel. Taki specjalny fotel, w którym się siada i
zupełnie tracąc poczucie czasu, wsiąka na długie godziny w świat fikcyjnych
postaci. Zawsze marzyłam o czymś takim, widać marzenia czasami się spełniają. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kuchnię od salonu odgradza duży drewniany
stół, od którego nie sposób oderwać wzroku. To po prostu solidny kawał drewna
wyciosany wzdłuż pnia i położony na dwóch grubych klockach. Wygląda
niesamowicie! Te nierówne kształty blatu, surowy stan oraz brak choćby
najmniejszej ingerencji, oczywiście poza spiłowaniem wystających sęków,
świetnie współgrają z całą resztą. Wyobraźcie sobie, że dolne szafki w kuchni
nie mają drzwiczek, zamiast tego wiszą w nich lniane zazdrostki z pięknie
haftowanymi kwiatami o bladoróżowym kolorze. Po lewej stronie stoi wysoka,
masywna i wyglądająca na obłędnie starą witryna, a za jej szklanymi drzwiczkami
mieści się piękna zastawa obiadowa, z malutkimi filiżankami oraz imbrykiem do
herbaty, który swoim kształtem przypomina lampę znalezioną przez Alladyna.
Rewelacja! <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
No i do tego to okno, z piękną, krótką
zasłonką w czerwono-białą, drobną kratkę. Wiem, wiem to niezbyt normalne zachwycać
się czymś takim, ale ja zwariowałam ze szczęścia. Jak byłam małą dziewczyną
zawsze chciałam mieć zlew przy oknie, tak żebym zmywając naczynia po obiedzie
mogła je otworzyć na oścież i przyglądać się swojemu pięknemu ogródkowi, kiedy
wiosną wszystko kwitnie i budzi się do życia, albo zimą, kiedy śpi pod białą,
śnieżną kołderką. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Czy wspominałam już, ze jestem
romantyczką, pod każdą możliwą postacią?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
No i jeszcze te zioła. Po prawej stronie,
na czterech relingach przymocowanych do ściany jeden pod drugim, wiszą doniczki
przypominające ocynkowane wiaderka, w których rosną aromatyczne zioła. O
istnieniu większości z nich nawet nie miałam pojęcia i gdyby nie włożone do
ziemi karteczki z ich nazwą, nadal tkwiłabym w niewiedzy. Muszę się jednak
pochwalić, że bazylię podobnie jak majeranek i miętę rozpoznałam od razu! To
już coś, biorąc pod uwagę fakt, że typowy ze mnie mieszczuch, ale jako że od
kilku godzin jestem wieśniaczką, to jednak trochę uboga wiedza. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Na parterze mieści się również niewielka,
przytulna łazienka wyłożona płytkami w kolorze ciepłego beżu, z którymi wprost
idealnie współgrają ciemnobrązowe szafki oraz ratanowe koszyczki stojące na
regale przy umywalce. Łazienka musiała przejść kapitalny remont, bo wydaje mi
się, że kiedy byłam tu ostatnim razem, wyglądała zupełnie inaczej. A może tylko
mi się wydaje? Szczerze mówiąc nie mam pewności! W głębi korytarza mieści się
niewielki pokój, który należał do mojego ojca, kiedy był jeszcze dzieckiem.
Wchodząc do środka ma się wrażenie jakby nadal mieszkał w nim
dziewiętnastoletni chłopak, który wyszedł z kolegami na piwo do baru. Ściany
pokryte są licznymi plakatami, jakiejś kompletnie nieznanej mi drużyny chyba
koszykarskiej, sądząc po piłce trzymanej przez jednego z zawodników oraz
jakiegoś zespołu muzycznego, który wygląda znajomo, ale nie jestem w stanie
przypomnieć sobie nazwy. Na biurku leży atlas, podręcznik z geografii, kilka
kartek wyrwanych z zeszytu, które pokrywają drobne jak ziarenka maku, nieco
pochylone w lewo litery. Na oparciu krzesła wisi szara bluza z kapturem
zapinana na zamek oraz krótkie spodenki w kratkę, jakby tata zaraz miał wejść
do pokoju i ubrać naszykowane wcześniej ciuchy. Widocznie po tym, jak wyjechał na studia do Warszawy
babcia nic tu nie zmieniła. Po jego tragicznej śmierci na budowie dwanaście lat
temu, również nie miała serca spakować jego rzeczy i oddać ich do PCK czy
gdziekolwiek indziej. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
To tyle, jeśli chodzi o pomieszczenia na
parterze. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Piętro zajmuje pokój, w którym babcia
trzymała swoje błyskotki, poczynając od niezliczonej ilości kłębków nici i
guzików, poradników ze wzorami ściegów, ręczników i ścierek, które niewiele
brakuje a zaczną wysypywać się na podłogę, a także kartonu z foremkami do
pieczenia ciasteczek w kształcie serduszek i gwiazdek. Będę musiała znaleźć
trochę czasu na dokładne obejrzenie tego pokoju, co nie będzie zbyt trudnym wyczynem biorąc
pod uwagę fakt, że nie mam tu żadnych znajomych, no pomijając pana Szymona, a
do tego ciągle jestem bezrobotna. Także wygospodarowanie kilku wolnych godzin
nie będzie dużym wyczynem. Coś mi mówi, że znajdę tu sporo ciekawych rzeczy. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Na piętrze mieści się również ogromna
sypialnia. I tu mogę się założyć o wszystko, że był przeprowadzany gruntowny
remont. Pamiętam, że kiedy spędzałam tu wakacje, ściany pokryte były tapetą w
bladoróżowe pąki tulipanów i róż, teraz klimat ociepla drewniana boazeria.
Jedynie ściana naprzeciw łóżka, do której przymocowano ogromny telewizor,
wyłożona jest z jasnego kamienia. Pewnie ma on swoją fachową nazwę, ale
kompletnie się na tym nie znam, więc wybaczcie. Kolejna różnica to podłoga,
kiedyś z ciemnego drewna, a teraz leży tu jasna, jeszcze mięciutka wykładzina,
jakby nikt odkąd ją położono po niej nie chodził. Podobnie jest z meblami. Są w
idealnym stanie, jakby dopiero przed chwilą ktoś wyjął je z pudła, a potem
złożył ustawiając w odpowiednim miejscu. No i łóżko! Nie, wcale nie przesadzę,
jeśli napiszę, że jest wspaniałe! Takie o jakim zawsze marzyłam! Po pierwsze,
jest ogromne! Z łatwością zmieściłyby się na nim trzy osoby. Nie myślcie sobie,
że zamierzam tu jakieś trójkąciki urządzać, chciałam wam jedynie zobrazować,
jakie jest wielkie! Oczywiście rama, podobnie jak wysoki zagłówek ozdobiony
miękkimi poduszkami w kolorze ciepłego beżu, wykonana jest z drewna. A materac…
Matko i córko, taki mięciutki i sprężysty, że nic tylko położyć się i piszczeć
z radości! Po bokach mieszczą się dwie małe szafki nocne, które dźwigają
stojące na masywnych nóżkach nocne lampki z abażurami wykonanymi ze złączonych
ze sobą drobnych kawałków kolorowych szkiełek. Jak dla mnie, idealne! I jakby
tego było mało, po lewej stronie znajdują się szklane rozsuwane drzwi, które
prowadzą na balkon. A tam ratanowe meble ogrodowe, huśtawka, przymocowana do
dachu grubymi łańcuchami, no i nieziemski widok na podwórko, za którym rozciąga
się gęsty las. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Bajka!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I tak się teraz zastanawiam, czy aby
przypadkiem babcia nie przyszykowała tego pokoju dla mnie? Wiedziała, że kiedy
dostanę ten wstrętny list od razu się tu pojawię. Przepraszam babciu, ale on
był naprawdę okropny, to znaczy zawierał informację o twojej śmierci, więc
musiał być okropny. Wiedziałaś, że przyjadę, prawda? <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Na pewno tak! Jestem o tym święcie
przekonana, w przeciwnym razie nie urządziłabyś go w ten sposób. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jest jeszcze strych. Szczerze mówiąc, to
pomieszczenie ominęłam dla własnego dobra. Uchyliłam lekko drzwi i zamknęłam je
niemal od razu. Tu stanowczo nic się nie zmieniło! Babcia, odkąd pamiętam
zawsze miała problem z wyrzucaniem niepotrzebnych rzeczy, a strych stał się miejscem przejściowym między
„ to się jeszcze na pewno przyda‟ a „tego już raczej nie będę potrzebować‟.
Babcia i jej szpargałowe królestwo. Wiem, że jakbym tam weszła i zaczęła
grzebać w tych kartonach i workach, pewnie by mnie wigilia zastała. Oby tylko!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
I teraz jedna bardzo ważna sprawa!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Zastanawia mnie kto o to wszystko dbał,
kiedy babcia zamieszkała w domu spokojnej starości. Bo ktoś musiał się nim
zająć! Na pewno nie tak wygląda opuszczone mieszkanie. Co prawda jest tu trochę
kurzu, ale takiego góra czterodniowego, nie więcej! Podłogi aż lśnią, podobnie
jak okna, a w domu pachnie czystością i świeżością. Mój nowy, cholernie
przystojny znajomy (przepraszam, ale nie mogłam się oprzeć), nie mógł tu
posprzątać przed moim przyjazdem, bo dowiedział się o nim na kilka godzin zanim
się zjawiłam, no chyba, że zrobił to jak tylko wysłał list! Pewnie tak! Babcia
musiała mu o mnie sporo opowiadać, dlatego wiedział, że kiedy go wyśle, zawitam
tu zaraz po tym, jak tylko go przeczytam. Czyż właśnie nie tak zrobiłam? <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Niby mam już rozwiązanie, ale muszę
jeszcze tylko usłyszeć z jego ust potwierdzenie moich przypuszczeń. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Po tym jak już z grubsza obejrzałam cały dom,
zeszłam do kuchni. Otworzyłam okno na oścież i popijając ciepłą już Pepsi,
kupioną na dworcu w Winnej, przyglądałam się granatowemu niebu, które z każdą
chwilą stawało się jaśniejsze. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wtedy to się stało! <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Uderzyła mnie w głowę natrętna myśl, jakby
mały diabełek siedział mi na ramieniu i szeptał do ucha, dźgając widełkami za
każdym razem, kiedy próbowałam go odgonić. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
„Po co czekać na pana Szymona, skoro
możesz pójść na cmentarz od razu. I tak nie zaśniesz, a spacer dobrze ci zrobi,
to przecież niedaleko. Poza tym zaraz wzejdzie słońce, nie ma się czego bać,
tym bardziej, że ludzie na wsi wstają dużo wcześniej od mieszczuchów. Większość
gospodarzy jest już pewnie na nogach!”<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
–
W sumie racja! – Odpowiedziałam temu cholernemu kusicielowi i pobiegłam do
walizki. Wyjęłam z niej niezastąpione, choć mocno już znoszone dresy oraz
troszkę rozciągniętą przez częste pranie, lekką bluzkę z długim rękawem. Nie
prezentowałam się najlepiej, ale przecież Stodolna to nie rewia mody, więc szczerze
mówiąc, miałam to gdzieś, jak wyglądam. I całe szczęście, że nie ubrałam nic
nowego, a tym bardziej nic drogiego. Chociaż teraz jak patrzę na moje
najukochańsze spodnie, które szpeci ohydna dziura na kolanie i na moją bluzkę z
niewielką plamą krwi na łokciu to mało szlag mnie nie trafi! <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jakiś czas temu, nie wiem za bardzo gdzie,
ale przeczytałam takie oto zdanie, które zapadło mi w pamięć. Wtedy nie
zastanawiałam się nad jego sensem zbyt długo, ale kurczę w życiu bym nie
przypuszczała, że będzie tak idealnie odwzorowywało to, co mnie dziś spotkało.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b>PIĘTNAŚCIE
PO CZWARTEJ RANO WSZYSTKO WYDAJE SIĘ MOŻLIWE. ABSOLUTNIE WSZYSTKO… <o:p></o:p></b></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<b> <o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
…Nawet to, że możesz zostać potrącona przez rozpędzony
motor, na wydawać by się mogło całkowitym odludziu i jeszcze jakby tego było
mało być za to zbluzgana i zmieszana z błotem przez aroganckiego i wulgarnego
idiotę, jadącego bez świateł, w dodatku mającego gdzieś ograniczenie prędkości,
jakie powinno się zachować w terenie zabudowanym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dacie wiarę?!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Chyba ktoś tam na górze się na mnie uwziął!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wyobraźcie sobie, że biegłam… no dobra, spokojnie
sobie truchtałam poboczem, wsłuchując się w rytmiczne dźwięki Vavamuffin,
płynące z słuchawek wprost do moich uszu i wszystko, naprawdę wszystko byłoby w
porządku, gdyby nie to, że w tym samym momencie, kiedy przebiegałam na drugą
stronę ulicy zza zakrętu wyjechał rozpędzony motor i we mnie pieprznął! Całe
szczęście, że kierowca wykazał się dość dużym refleksem i jak tylko mnie
zobaczył od razu zaczął hamować, w przeciwnym wypadku już by mnie nie było
wśród żywych i w tym momencie pewnie ściskałabym się z babcią!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="margin-left: 35.4pt; text-align: justify;">
Kurczę, w tej jednej sekundzie całe życie stanęło mi
przed oczami. Dosłownie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niestety,
nie udało mu się całkiem wyhamować, w skutek czego stracił panowanie nad
kierownicą, zachwiało nim dość mocno, wjechał we mnie, ścinając mnie z nóg, a
na koniec sam zaliczył upadek i został przygnieciony przez swój motor. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i>„Dobrze mu
tak”</i> pomyślałam sobie w duchu, czując
rwący ból w okolicach kolana i łokcia, w ogóle cała lewa strona mocno mnie
bolała i dalej mnie boli. Jutro pewnie będę miała mnóstwo siniaków. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Co za debil jeździ o tej porze tak szybko
i to w dodatku bez świateł?!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Długo nie mogłam się podnieść z ziemi, już
sama nie wiem czy bardziej byłam obolała czy zszokowana. Pewnie i jedno i
drugie w równym stopniu. Leżałam powykręcana w każdą możliwą stronę, a małe
kamyczki, którymi niedawno była łatana droga, wbijały mi się boleśnie w plecy.
Z trudem panowałam nad cisnącymi mi się do oczu łzami. Jak można mieć takiego
pecha? Jak? Przecież w Warszawie, gdzie jeździ jeden samochód za drugim, nigdy
nie miałam żadnego wypadku, a tu, na pustej drodze, w dodatku w pierwszy dzień
mojego nowego życia o mało nie zostałam rozjechana i to jeszcze przez takiego
debila. Normalny człowiek zapytałby czy nic mi się nie stało, może nawet
zadzwoniłby po pogotowie, ale nie on! Do jasnej cholery, nie on! Że też musiał
mnie potrącić największy kretyn, jakiego nosi ta ziemia!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ślepa jesteś? – Krzyknął zaraz po tym,
jak już się podniósł i dokładnie obejrzał swój motor, po czym przeszył mnie
długim, kipiącym z nienawiści spojrzeniem, które o mały włos mnie nie dobiło.
Zwinnym ruchem wskoczył na siedzenie i poprawił lusterko, przyglądając się
niewielkiemu rozcięciu na swojej dolnej wardze. – Radziłbym od czasu do
korzystać z oczu, skoro już je masz!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– A ja radziłabym korzystać z mózgu, pod
warunkiem, że go posiadasz! – Syknęłam i w tym samym momencie poczułam niewysłowioną
ulgę, że oto ja, cholernie przestraszona, będąca jedną nogą na tamtym świecie,
leżąca bezwładnie na twardym asfalcie z podartymi dresami i rozwalonym łokciem,
znalazłam w sobie resztki odwagi i mu dosrałam. Tak właśnie, dosrałam mu! Jego
mina była bezcenna, nie spodziewał się, że mu odpyskuję, raczej liczył na
przeprosiny z mojej strony! O niedoczekanie twoje! – Ale jak tak na ciebie
patrzę to sądzę, że go nie masz!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
–
I mówi to dziewczyna, która zamiast rozejrzeć się na boki od razu wybiega na środek drogi? – Zaśmiał się
drwiąco i odpalił silnik. – Jak chcesz się zabić to… nie wiem, rzuć się z góry,
albo jakiś tabletek się najedz, a nie ładujesz mi się prosto pod koła! Mam
ciekawsze zajęcie niż czyszczenie motoru z resztek twojego pogruchotanego ciała.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Zamurowało
mnie. Nie sądziłam, ze można być aż takim… takim… podłym i aroganckim! Z tego
miejsca pragnę przeprosić wszystkich chłopaków, z którymi umawiałam się na
randki, a potem nazywałam ich debilami. W porównaniu z tym bezczelnym idiotą,
jesteście niemalże wspaniali!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
–
Co jest, lala, chyba nie jesteś zła, że ci pokrzyżowałem twoje plany samobójcze?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Podarłeś mi dres, debilu! – Krzyknęłam i
prawie spaliłam się ze złości, bardziej wściekła na siebie niż na niego, bo akurat
to zdanie nigdy nie powinno zostać wypowiedziane na głos! Miałam go utemperować
i otwarcie powiedzieć mu, co sądzę o takich chłopakach jak on, ale o dziwo,
język stanął mi kołkiem, a jedyne na co mnie było stać to żałosne „Podarłeś mi
dres, debilu!” Teraz mam w głowie miliony zdań, które aż świerzbią mnie w
język, ale cóż, najlepsze odpowiedzi przychodzą zazwyczaj po fakcie. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Jak się można było spodziewać, ten idiota
mało nie posikał się ze śmiechu! Świetnie, brawo Klara!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Podniosłam
się z ziemi, odruchowo wygładziłam bluzkę, która swoją drogą nadaje się już
tylko do wyrzucenia i palcami rozczesałam splątane włosy. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
– Ojej, lalunia połamała sobie paznokieć,
koniec świata, co to będzie? –Teatralnie przyłożył dłonie do policzków, po czym
szeroko rozdziawił usta, jakby za chwilę miał zrobić… nie, nie skończę tego
zdania, będzie lepiej jak ugryzę się w język! – Tak się składa, że twój dresik,
nie robi na mnie wrażenia, dlatego wybacz szczerość, ale nie miałbym raczej
ochoty ci go porwać! Nie schlebiaj sobie! – Syknął przez zaciśnięte zęby i zaczął
gazować, kręcąc się w kółko na środku jezdni, a spod tylnego koła buchały gęste
kłęby szarego dymu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
–
Spierdalaj! – Zebrałam w sobie wszystkie zapasy energii i krzyknęłam z całych
sił, przebijając się przez głośny warkot silnika, po czym obróciłam się na
pięcie i pospiesznie zmierzając w stronę cmentarza, wyciągnęłam rękę nad głową
i obdarzyłam go wymownym komunikatem w postaci środkowego palca. Szkoda, że
byłam odwrócona do niego tyłem i nie mogłam zobaczyć jego miny. Mówi się
trudno! Wiem jedno, na pewno to widział, bo zaraz po tym pisk stał się jeszcze
głośniejszy, o ile to w ogóle możliwe! Dyskretnie obejrzałam się do tyłu, by
przypadkiem nie zauważył, że mu się przyglądam, ale on już był daleko!
Wyobraźcie sobie, że sunął przez puste ulice wsi na tylnym kole, w dodatku
dalej bez świateł! No krew się we mnie zagotowała. Mało mu trupów jak na jeden
dzień? Szkoda, że ten motor nie przygniótł go mocniej!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Mam tylko nadzieję, że już się więcej nie
spotkamy, no chyba że tu mieszka, wtedy to będzie niestety nieuniknione!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Cóż, jedyne co mi się teraz nasuwa na myśl
to słowa mojego idola Kubusia Puchatka:<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wypadek to dziwna rzecz, nigdy go nie ma
dopóki się nie zdarzy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
No tak! W życiu bym się nie spodziewała,
że będę o krok od tragicznej śmierci pod kołami rozpędzonego motoru! Czy ja
wyglądam na jakąś pieprzoną żabę?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Skończmy ten temat, miałam się uspokoić, a
nie nakręcać się jeszcze bardziej!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A jeśli chodzi o cmentarz, na którym leży
babcia Róża to przyznam, że błądziłam po nim przez dłuższy czas, szukając jej
grobu. Założyłam sobie, że będzie to zaniedbane miejsce, zarośnięte chwastami,
gdzie od lat nikt nie zapalił nawet znicza i właśnie za takim grobem się
rozglądałam. Szczerze mówiąc mocno się zdziwiłam, kiedy po dość długim czasie bezowocnych
poszukiwań, całkowicie zrezygnowana zmierzałam w stronę wyjścia i zupełnie
przez przypadek rzuciło mi się w oczy nazwisko Jońska. Podeszłam bliżej i mało
nie zemdlałam z wrażenia. Wyobraźcie sobie, że zamiast usypanej z ziemi mogiły
zobaczyłam piękny pomnik z ciemnego granitu, z kwitnącymi w łezce różowymi
begoniami, z palącą się lampką, z przystrzyżoną dookoła trawą oraz niską
ławeczką stojącą obok. Opadłam na nią i przez długie minuty przyglądałam się
nagrobkowi z szeroko otwartymi oczami i ustami. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Gdybym miała słabsze serce pewnie
wyzionęłabym tam ducha!<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Umrzeć na cmentarzu! Trzeba przyznać, że
byłoby to wydarzenie, o którym huczałaby cała okolica, a może nawet w
Teleexpresie by o mnie wspomniano?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Tego już za wiele jak na jeden dzień!
Najpierw wyprzątnięty, zadbany dom, z podlanymi kwiatami i dopilnowanym
ogrodem, teraz grób babci, o który najwidoczniej też ktoś dba! Pytanie tylko
kto? Może pan Szymon? Nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia… Z racji tego, że nie
znam nikogo innego, tylko on przychodzi mi na myśl. Pytanie, czy chciałoby mu
się zaprzątać sobie tym głowę? To naprawdę za wiele wrażeń w tak krótkim
czasie! Jeszcze na domiar złego ten kretyn na motorze! Wiecie, że bałam się
wyjść z cmentarza? Czysty absurd, wiem, ale naprawdę czułam się bezpieczniej
otoczona setką nieboszczyków niż idąc, co ja mówię, pędząc ulicami tętniącej
już życiem wioski w stronę domu. Gdyby ktoś zmierzył mi czas, w jakim pokonałam
dystans między kaplicą a mieszkaniem, jestem pewna, że pobiłabym rekord i od
razu trafiłabym na pierwsze strony Księgi Guinnessa. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Ulgę poczułam dopiero wtedy, kiedy
zatrzasnęłam za sobą drzwi i na wszelki wypadek zamknęłam je na klucz.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: justify;">
Ciągle się telepałam i nawet teraz nie
potrafię zapanować nad ciałem, które stało się jedną wielką posiniaczoną
galaretą. Pięknie! Pierwszy dzień i od razu takie przeboje! Panie Boże, jeśli
kiedykolwiek powiedziałam, że moje życie jest nudne, odwołuję to! Odwołuję,
słyszysz? Wystarczy tych rozrywek! Jedyne o czym teraz marzę to święty spokój i długi, niczym
nieprzerwany sen. Da się coś z tym zrobić? Proszę. Proszę. Proszę. Tak ślicznie
proszę!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Wybaczcie, ale będę się już żegnać, naprawdę muszę
odpocząć. Obiecuję, że zajrzę tu wieczorem, a jeśli nie to jutro, i opowiem wam
o spotkaniu z panem Szymonem, na które wyznam wam tak po cichutku w tajemnicy,
już się nie mogę doczekać!<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
… ALE NAJPIERW SEN! <span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-27207901369322786722015-08-23T21:46:00.002+02:002015-08-30T08:32:21.832+02:005. Jeśli wykluczy się niemożliwe, to, co pozostanie, choćby całkiem nieprawdopodobne, musi być prawdą!<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14pt;"> </span> <br />
<br />
Dochodzi
trzecia nad ranem, a ja, mimo że powinnam już dawno spać siedzę na ogromnym
łóżku w sypialni większej niż całe moje BYŁE mieszkanie w Warszawie i z
rumieńcami na twarzy oraz szerokim uśmiechem na ustach nie mogę się powstrzymać
i piszę ten post. Powinnam być wykończona i ledwie żywa, w końcu cała ta
dziewięciogodzinna podróż oraz setki przebytych kilometrów w zatłoczonym i
śmierdzącym starością pociągu wyssało ze mnie sporo energii, ale jestem tak
podekscytowana, że chyba przez najbliższe trzy noce nie będę mogła zmrużyć oka.<br />
<div class="MsoNormal">
To
więcej niż pewne!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jak w
ogóle można spać w takim momencie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ciągle
nie wierzę, że to się dzieje naprawdę i przyznam szczerze, trochę się boję, że
za chwilę usłyszę znienawidzony dźwięk budzika, otworzę oczy i znów wszystko
będzie po staremu: odrapana kamienica, wścibscy sąsiedzi, śledzący każdy krok,
moja mała izolatka, potocznie zwana pokojem, gdzie jeśli stanąć by na środku i rozłożyć
ramiona, można dotknąć koniuszkami palców przeciwległych ścian, a na domiar
złego jeszcze matka, którą dla dobra ludzkości powinno się zamknąć w
psychiatryku, albo wywieźć gdzieś daleko i zutylizować jak niebezpieczne ładunki
wybuchowe. Gdyby miało się teraz okazać, że to faktycznie tylko sen, to
uwierzcie, że byłby to najgorszy koszmar w moim życiu. Sny o tym, że ginę pod
kołami rozpędzonego trabanta, lub postrzelona z łuku przez Legolasa, albo tak
jak ostatnio, że jestem w ciąży a potem rodzę trojaczki to nic w porównaniu z
powrotem do życia w Warszawie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Może
nie patrzę zbyt obiektywnie i troszkę przesadzam, bo jestem tu dopiero od kilku
godzin i pewnie jeszcze czeka mnie sporo rozczarowań, ale mam nadzieję, że
nigdy nie pomyślę, że porzucenie wygodnego życia w mieście było błędem i po
upływie kilku dni czy miesięcy ciągle będę zachwycona tym domem jak w tej
chwili.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Co
wcale nie znaczy, że zamierzam w nim zamieszkać na stałe!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
O
nie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie
mylmy pojęć! Póki co jest w porządku i tak sobie myślę, że najlepszym
rozwiązaniem będzie wystawienie tego domu na sprzedaż, ale nie od razu, tak za
jakiś czas, żebym zdążyła się nim nacieszyć i zasmakować wiejskiego życia. A do
momentu póki nie trafi się kupiec po prostu tu pomieszkam i zajmę się wszystkim.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Pan
Szymon obiecał mi pomóc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A
jeśli już mowa o nim to muszę przyznać, że nigdy, a jeśli już to naprawdę
dawno, tak dawno, że nie sięgam pamięcią w tak odległe czasy, żaden mężczyzna
nie zrobił na mnie takiego dużego wrażenia, jak on w te kilka chwil. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jest
starszy, dużo starszy ode mnie, na pierwszy rzut oka o jakieś dziesięć, góra
piętnaście lat, ale z drugiej strony jest o wiele młodszy niż go sobie
wyobrażałam. Wydawało mi się, że jako znajomy babci Róży będzie w jej wieku a
może nawet ciut starszy, i nawet nie wiecie jak się zdziwiłam, kiedy z
przystanku odebrał mnie trzydziestokilkuletni mężczyzna. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Do
tego tak kulturalny, elokwentny, zabawny i cholernie przystojny!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Bełkot
myślowy czas zacząć! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wybaczcie,
jestem tak podekscytowana całą sytuacją, w której się znalazłam, że ciężko mi zapanować
nad słowotokiem i chęcią napisania wszystkiego najlepiej od razu w jednym
zdaniu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jeśli
mnie pamięć nie myli, obiecałam, że postaram się ogarnąć ten wszechobecny chaos
w moich wypowiedziach, dlatego zapominamy o kilku, no dobra kilkudziesięciu
wcześniejszych zdaniach i zaczynamy od początku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Blisko
dziewięciogodzinna podróż, o dziwo, minęła mi dość szybko. Niestety bateria w
moim laptopie rozładowała się zaraz po opublikowaniu poprzedniego wpisu, dlatego
przez resztę czasu zajęłam się czytaniem książki, którą niewiele brakowało, a
zostawiłabym na szafce przy łóżku w moim starym mieszkaniu w Warszawie. Kurczę,
jak to czadersko brzmi! Moje stare, ciasne, obskurne mieszkanie i mój nowy,
ogromny, przepiękny dom!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Znów
odbiegam od tematu, wiem, ale co poradzić, taki już mój urok.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jak
już wspominałam, cała droga z Warszawy do Winnej minęła mi na czytaniu książki
Larssona „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” i jeśli ktoś z was również miał
z nią styczność, to na pewno dobrze zrozumie co znaczy wsiąknąć w tą historię i
być zupełnie obojętnym na wszystko co dzieje się dookoła. Mnie właśnie coś
takiego spotkało Chyba nie będę przesadzać, jeśli napiszę, że postać panny
Salander uratowała mi życie, nie pozwalając umrzeć z nudów. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ani
się nie obejrzałam, kiedy pociąg z głośnym piskiem zatrzymał się na dworcu w
Winnej. Z trudem podniosłam się z siedzenia, czując w zastanych nogach
nieprzyjemne mrowienie, złapałam za ważącą, mogę się założyć więcej ode mnie,
walizkę i wygramoliłam się z wagonu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po
co, do jasnej Anielki, zabierałam ze sobą tyle szpargałów?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Niby
spakowałam same najpotrzebniejsze rzeczy, bo przecież „to się może przydać”,
„to dobrze mieć”, „a tamto na pewno będzie mi potrzebne”, a jestem pewna, że większość
z tych rzeczy wyląduje na dnie szafy i tyle z tego będzie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zawsze
tak jest!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zebrałam
w sobie resztki sił i pociągnęłam moją przepastną walizę, która aż dziw, że nie
pękła jeszcze w szwach, w stronę przystanku po drugiej stronie ulicy, skąd za czterdzieści
minut miał odjechać autobus do Stodolnej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie
wiem jak wy, ale ja nie znoszę przesiadek! A już na pewno nie na jakimś
zadupiu, gdzie ciężko o działający automat z ciepłymi napojami i do tego kiedy
muszę czekać tak długo. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wtedy
byłam na siebie trochę zła, bo przecież nic by mi się nie stało, gdybym jeszcze
tą jedną noc przespała się w Warszawie, spakowała na spokojnie, przemyślała
wszystko i wyjechała jutro z samego rana, ale nie, ja jako typowy raptus i
choleryk, pchnięta impulsem po kłótni z matką, nie marnując czasu, zamówiłam
taksówkę i pognałam na dworzec. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A
jeśli już mowa o tej kobiecie to wyobraźcie sobie, że dochodzi czwarta nad
ranem, wiec nie ma mnie w domu od blisko dwunastu godzin, a ona nawet do mnie
nie zadzwoniła, ba nawet głupiego smsa nie napisała. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Są dwie opcje, albo jeszcze nie zauważyła, że mnie nie
ma, mimo iż zostawiłam jej wiadomość na stole, albo właśnie razem z Szanownym
Panem Markiem upija się do nieprzytomności, ciesząc się z wolnej chaty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kota
nie ma, myszy harcują! A jakżeby inaczej!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Przyznam szczerze, że czasami mam wrażenie, że to ja w
tej naszej dwuosobowej rodzinie pełnię rolę ułożonej i odpowiedzialnej matki, a
ona podstrzelonej nastolatki, która zabawia się z coraz to nowym facetem,
przyklejając do siebie łatkę puszczalskiej zdziry!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Przepraszam!
Po prostu trochę mi przykro, że nie mogę mieć normalnej rodziny, ale nie mam
zamiaru się teraz nad tym rozwodzić. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Jest
tyle ciekawszych rzeczy i sytuacji, które muszę wam jak najszybciej
opowiedzieć, bo czuję, że pęknę, jeśli zaraz tego nie zrobię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chyba się nie obrazicie jeśli pominę
nudne czekanie na przystanku i jeszcze nudniejszą dwugodzinną podróż do
Stodolnej i przejdę od razu do spotkania z panem Szymonem? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie? To super!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wspomnę tylko, że kiedy udało mi się
wepchnąć walizkę do bagażnika i zająć miejsce z daleka od innych pasażerów,
których było naprawdę sporo, co przyznam, mocno mnie zdziwiło, no bo kto,
oczywiście poza mną, decyduje się na podróż o tej porze i to w dodatku do
zabitej dechami wsi, gdzie na noc zwija się asfalt i ... och znów mnie
poniosło, a chciałam tylko napisać, że usłyszałam cichy dźwięk smsa, dobiegającego
z mojej torebki. Spodziewałam się raczej wiadomości o kolejnym wygranym
samochodzie w jakiejś badziewnej loterii, albo zainteresowaniu ze strony matki,
a tu drugi tego dnia sms od uroczego barmana z CocoCoktajl. Uśmiechnęłam się
pod nosem i otworzyłam ikonę migającej koperty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
„Za chwilę kończę zmianę, miałem
nadzieję, że jednak skorzystasz z zaproszenia i wpadniesz na coś mocniejszego,
szkoda :(” <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ciężko byłoby mi się z nim spotkać,
biorąc pod uwagę fakt, że dzieli nas jakieś pięćset kilometrów i z myślą, że
nic mu się nie stanie jeśli troszkę poczeka na odpowiedź, zablokowałam
klawiaturę i wrzuciłam telefon z powrotem do torebki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Może i jędza za mnie, nie przeczę, ale
jeśli faktycznie tak bardzo mu zależy na spotkaniu ze mną to i trzeciego smsa
napisze, co nie? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie
ma się co spieszyć, tym bardziej teraz, kiedy zaczynam nowe życie z dala od
Warszawy i wszystkiego co z nią związane, dosłownie! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Podróż ciągnęła się w nieskończoność, a
widoki za oknem stawały się coraz bardziej znajome, dlatego podeszłam do
kierowcy i upewniając się, że za niecałe piętnaście minut powinniśmy być na
miejscu, wróciłam na miejsce i wybrałam numer do pana Szymona. Odebrał po
pierwszym sygnale, jakby tylko czekał, aż zadzwonię, wpatrując się błagalnym
wzrokiem w leżący przed nim telefon i sprawdzając co chwilę, czy aby
przypadkiem nie stracił zasięgu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, pani Klaro? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W tamtym momencie zdałam sobie sprawę,
że oprócz żelków, Nutelli i truskawkowych lodów mam również słabość do barwy
jego głosu. Mogłabym go słuchać, i słuchać, i słuchać... w nieskończoność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dobry wieczór, panie Szymonie. Mam
nadzieję, że nie obudziłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ależ skąd! – Zaśmiał się do
słuchawki, a mnie niemal natychmiast przeszedł przyjemny dreszcz – Przed chwilą
podjechałem na przystanek i czekam na panią. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Naprawdę? A ja dzwonię właśnie w tej sprawie, kierowca
mówi, że za kwadrans...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, pani Klaro, wiem – przerwał mi,
nie pozwalając dokończyć zdania – Bałem się, że nie dotrzyma pani obietnicy i
nie zadzwoni do mnie, dlatego sprawdziłem w internecie planową godzinę
przyjazdu autobusu i...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ja zawsze dotrzymuję obietnic – tym
razem to ja weszłam mu w słowo, siląc się na surowy ton, co przyznam szczerze
było trudne do osiągnięcia, bo nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu i jak
się można było spodziewać wyszło z tego jakieś żałosne zawodzenie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Teraz już wiem – roześmiał się głośno
– W takim razie do zobaczenia za chwilę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Do zobaczenia za chwilę! – Niemalże
zaświergotałam z radości, czym zwróciłam na siebie ciekawskie spojrzenia
pozostałych pasażerów, którzy jak na komendę odwrócili głowy w moją stronę,
przyglądając mi się z uwagą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Po obiecanych piętnastu minutach autobus
zatrzymał się przed niewielkim, murowanym przystankiem z blaszanym daszkiem, do
którego przymocowana była zardzewiała tabliczka z napisem Stodolna, a ja bliska
zawału, czując jak serce mało nie rozsadziło mi klatki piersiowej, dosłownie
wyskoczyłam z autobusu, przepychając się przez tłum pozostałych pasażerów,
którzy jak na złość niemiłosiernie się guzdrali. Nie pamiętam zbyt dobrze czy
to ja otworzyłam schowek na bagaże, czy zrobił to ktoś inny przede mną,
wszystko działo się tak szybko, że nie nadążałam z rejestrowaniem faktów. W
każdym razie, ciągnąc za sobą walizkę, która podskakiwała na wyboistej i
dziurawej drodze skierowałam się w stronę już idącego w moim kierunku pana
Szymona. </div>
<div class="MsoNormal">
I o mały włos nie zemdlałam z wrażenia!
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Taki głos w takim ciele to czysta
rozpusta!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
David
Beckham, który do tej pory był numerem jeden na mojej liście przystojniaków
został niepostrzeżenie zdetronizowany, co przyznam bardzo mnie ucieszyło. No
nie oszukujmy się, poznanie słynnego piłkarza graniczy z cudem, a pan Szymon
jest na wyciągnięcie ręki. Mimo że już na pierwszy rzut oka widać, że jest
sporo starszy ode mnie, a ja raczej nie gustuję w panach w podeszłym wieku, to
nim bym nie pogardziła. Oj nie!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wyglądał wspaniale, jakby żywcem wyjęty
z żurnala męskiej mody. Miał na sobie idealnie skrojone, eleganckie spodnie w
grafitowym kolorze oraz śnieżnobiałą koszulę z krótkim rękawem, która idealnie
podkreślała jego umięśnione ciało. Na nadgarstku błyszczał pokaźnych rozmiarów,
srebrny zegarek, zapewne warty więcej niż jestem w stanie sobie wyobrazić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Poruszał się bardzo lekko i swobodnie,
kiedy szedł w moją stronę, co przyznam, mocno mnie zdziwiło, bo zawsze wydawało
mi się, że mężczyźni jego postury, to znaczy niezwykle wysocy i dobrze
zbudowani mają kanciaste i ociężałe ruchy. Kolejna niespodzianka!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
No i te oczy! O matko i córko! Mało nie
zwariowałam, kiedy mu się przyjrzałam. Zresztą co ja mówię, nie trzeba było się
zbyt mocno wpatrywać, żeby je dostrzec, taki kolor to niezwykły unikat,
przecież nie codziennie spotyka się osoby z soczyście szmaragdowymi tęczówkami,
prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dobrze, przejdźmy dalej, bo za chwilę
napiszę opasłe tomisko, wielbiąc jego urodę a na konkrety zabraknie czasu! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<b> Psssst!
Tym paniom, które właśnie westchnęły z niezadowolenia, obiecuję, że już niebawem
wrócimy do przerwanego wątku :)<o:p></o:p></b></div>
<div class="MsoNormal">
– Witam w Stodolnej, pani Klaro –
uśmiechnął się szeroko i uścisnął mi dłoń, potrząsając nią lekko w powietrzu –
Zapraszam – wskazał ręką na stojące niedaleko, wyglądające na kosmicznie drogie
auto, którego nawoskowana karoseria lśniła w bladym świetle latarni ulicznej.
Nie znam się zbyt dobrze na markach samochodów, ale sądząc po czterech
złączonych ze sobą kółeczkach było to Audi. O model nie pytajcie, to zagadka na
miarę legend o Atlantydzie. Dodam jedynie, że było białe i naprawdę bardzo
ładne. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dziękuję – jęknęłam, kiedy uwolnił
mnie od tej przeklętej walizki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co pani tu ma? Kamienie? – Zapytał,
podnosząc ją w górę i chowając do bagażnika, po czym delikatnie zamknął klapę i
otworzył przede mną drzwi od strony pasażera. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To rzeczy pierwszej potrzeby –
uśmiechnęłam się i wsiadłam do środka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Serce ciągle waliło mi jak oszalałe,
choć przyznam, że powoli zaczęłam się rozluźniać, a skrępowanie, wywołane
obecnością obcego mężczyzny w dodatku tak przystojnego troszkę zelżało, a nawet
śmiałabym powiedzieć, że ustąpiło miejsca swobodzie i lekkości, a wszystko
dzięki temu, że pan Szymon okazał się być najbardziej otwartym i zabawnym facetem
jakiego miałam okazję poznać w swoim krótkim życiu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pierwszej potrzeby? Ojej – pokręcił
głową, udając zdziwionego, zaskoczonego i przestraszonego za razem, jakby co
najmniej nad jego głową przeleciało Ufo, po czym spojrzał we wsteczne lusterko
i zaśmiał się głośno. – Czy to znaczy, że te mniej ważne rzeczy jadą
w tej ciężarówce za nami?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co? – Raptownie obróciłam się do tyłu
i widząc jadącego za nami ogromnego tira, którego mocne światła raziły bardziej
niż błysk pioruna, dołączyłam do
zanoszącego się ze śmiechu pana Szymona. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Swoją drogą, cóż za zbieg okoliczności,
prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
–
Tak, na pace ma te mniej ważne rzeczy – wychrypiałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Skoro już udało się nam rozładować
atmosferę i jak to mówią rzucić przysłowiowe koty za płoty, to proszę
powiedzieć, jak minęła podróż, wszystko w porządku?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Szczerze mówiąc to zleciała szybko,
nawet bardzo szybko i o dziwo obyło się bez nieprzyjemnych sytuacji. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dlaczego o dziwo? – rzucił krótkie
spojrzenie w moją stronę i ponownie wrócił do malującej się przed nami drogi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A, długo by opowiadać – machnęłam
ręką – po prostu mam wrażenie, że od
jakiegoś czasu mój magnes na nieszczęścia działa wyjątkowo intensywnie. Byłam
więcej niż pewna, że ta moja przypadłość w połączeniu z polskimi środkami
transportu wywoła coś groźniejszego w skutkach niż Puszka Pandory, ale dzięki
Bogu obeszło się bez ofiar.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Na pewno nie jest aż tak źle, jak
pani mówi. – Włączył lewy kierunkowskaz i z trudem ominął idącego niemalże
środkiem ulicy starszego mężczyznę, który ledwo trzymał się na nogach. – Poza
tym teraz zaczyna pani nowy rozdział w swoim życiu, więc trzeba porzucić
wszystkie zmartwienia i żyć beztrosko, może nie aż tak jak pan Mieciu, ale
podobnie. – Zamyślił się na dłuższą chwilę, a uśmiech, który do tej pory nie
znikał z jego twarzy nagle zgasł, sprawiając, że zabawny pan Szymon stał się
poważnym mężczyznom, zupełnie nie podobnym do tego, którego poznałam kilka
chwil wcześniej – Pani babcia bardzo by tego chciała. – dodał, starając się
ukryć wzruszenie, malujące się na jego twarzy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Czy to pan wysłał ten list? – Ja również
spoważniałam, zagryzłam wargę i z całej siły zacisnęłam pięści. Jeszcze do
niedawna chciałam wiedzieć wszystko o babci, o tym przez co przeszła, o jej
chorobie i życiu po śmierci syna, o liście, o domu, o wszystkim co z nią
związane, a wtedy tak bardzo bałam się usłyszeć prawdę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, to była jedna z ostatnich próśb
pani Róży. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Czy ona... – przełknęłam ślinę, nie
mogąc wydusić z siebie słowa, które kuło niczym kolczasty drut – ...dawno umarła?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pół roku po tym jak zamieszkała w
domu starców, dokładnie siedemnastego lipca w dwutysięcznym dwunastym roku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co? Minęły trzy lata od jej śmierci,
a ja się dopiero teraz o tym dowiaduję? Dlaczego nie wysłał pan tego cholernego
listu wcześniej? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nawet nie wiecie jaka byłam wtedy na
niego wściekła, miałam ochotę udusić go gołymi rękami, wydrapać mu oczy,
wyskoczyć z auta i poprzebijać mu wszystkie opony, a potem kluczem od domu porysować
mieniącą się karoserię, po prostu zrobić
cokolwiek, żeby dać upust buzującej we mnie złości. Ale nie zrobiłam zupełnie nic, poza wpatrywaniem się w niego
tępym wzrokiem, czekając aż powie coś co mogłoby go usprawiedliwić. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pani Klaro, proszę mi wierzyć,
chciałem wysłać ten list od razu po jej śmierci, ale nie mogłem. Po prostu nie
mogłem. Obiecałem, że otrzyma go pani dopiero po tym, jak odbierze pani wyniki
matur. Taka była ostatnia wola Róży, jeszcze na chwilę przed śmiercią kazała mi
przysiąc, że zrobię tak jak mi powiedziała. Sądziła, że jeśli dowiedziałaby się
pani wcześniej, rzuciłaby pani wszystko i po prostu tu przyjechała. Wiele razy
tłumaczyłem jej, że to nie w porządku zatajać przed rodziną chorobę, a potem
śmierć, ale była uparta i w ogóle nie chciała mnie słuchać. – pokiwał głową i prychnął pod nosem – Miała
charakterek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zamurowało mnie po jego słowach, a
złość w jednej chwili ustąpiła miejsca
rozżaleniu, bo czy można dyskutować z ostatnią wolą konającego? Nawet
wtedy kiedy wie się, że nie ma racji? Pomyślałam, że gdybym była na jego
miejscu postąpiłabym tak samo i tak jak on miałabym teraz ogromne wyrzuty
sumienia. Faktycznie, babcia miała charakterek.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przepraszam, że na pana naskoczyłam,
strasznie mi głupio.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nic się nie stało, to zrozumiałe,
tylko człowiek kompletnie pozbawiony
serca i jakichkolwiek uczuć, by się nie uniósł. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Cieszę się, że tak pan to odebrał,
naprawdę przepraszam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A ja naprawdę się nie gniewam, proszę
sobie nie zaprzątać tym głowy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– W tym momencie to moja głowa mało nie
eksploduje od nadmiaru buzujących w niej pytań – podparłam się na łokciu,
przyglądając znajomym krajobrazom, malującym się za szybą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To zabawne, że mimo upływu dwunastu
lat, czyli od czasu, kiedy byłam tu po raz ostatni wszystko zostało po staremu
i zupełnie nic się nie zmieniło, jakby czas zatrzymał się w miejscu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Domyślam się, że ma pani sporo pytań
i oczywiście, jak już mówiłem, odpowiem na wszystkie z przyjemnością.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Czy to znaczy, że da się pan zaprosić
na herbatę? Co prawda nie jestem pewna czy ją mam, ale jakoś sobie poradzimy –
wzruszyłam ramionami i roześmiałam się pogodnie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Z miłą chęcią, ale musimy przełożyć
to na jutro. Obowiązki wzywają. – westchnął, krzywiąc się z niezadowolenia i
skręcił w prawo, mijając sklep spożywczy, w którym babcia kupowała mi lody i
landrynki. – Z samego rana muszę być w kancelarii, mam spotkanie z dość trudnym
klientem, dlatego proszę wybaczyć, ale dziś niestety odmówię. Mam nadzieję, że
się pani nie gniewa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie, oczywiście, że nie. Faktycznie
zrobiło się późno, poza tym i tak już mam wyrzuty sumienia, że zawracam panu
głowę i...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Proszę, niech pani nie zaczyna tego
tematu od początku – przewrócił teatralnie oczami i westchnął głośno udając bezradność.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A może wcale nie udawał?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W każdym razie porzuciłam ten temat,
tak jak prosił a całą swoją uwagę skupiłam na wyłaniającym się zza zakrętu
drewnianym domku, który stał na końcu wąskiej dróżki z dala od reszty sąsiadów,
jedynie w otoczeniu wysokich świerków i sosen. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Z zewnątrz wyglądał identycznie jak go
zapamiętałam. Nie zmieniło się kompletnie nic, no może poza tym, że drzewa
trochę urosły, ale natury nie zatrzymasz, ja też sporo urosłam, od kiedy byłam
tu ostatnim razem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Poznaje pani? – Pan Szymon zatrzymał
się przed furtką i zgasił silnik. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak – jęknęłam, nie odrywając wzroku
od domku wykonanego z ciemnego drewna, z kamienną podmurówką, strzelistym
dachem oraz dużą werandą przylegającą do głównej ściany, o pięknie rzeźbionej
balustradzie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
I ten płot, który zawsze tak bardzo mi
się podobał. Nawet jadąc pociągiem zastanawiałam się czy nadal tam jest i
wiecie jak się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam, że i to się nie zmieniło mimo
upływu tylu lat!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dwie długie belki przybite do słupka,
kolejne dwie belki i słupek, i kolejne dwie belki i słupek, jak na pastwisku.
Ogrodzenie, którego tak na dobrą sprawę mogłoby nie być w ogóle i tak wszystko
byłoby się w stanie przez nie prześlizgnąć, nawet pijany pan Mietek. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Wszystko w porządku, pani Klaro? – W
głosie mężczyzny dało się wyczuć troskę i współczucie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– W jak najlepszym – odwróciłam na
niego szklany wzrok i uśmiechnęłam się szeroko, starając się z całych sił
zapanować nad łzami cisnącymi mi się do oczu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Chodźmy w takim razie – klasnął w
dłonie i zgasił silnik. – Ach, zapomniałbym – sięgnął po torbę leżącą na tylnym
siedzeniu i podał mi ją, uśmiechając się pogodnie. – Proszę, to dla pani.
Pomyślałem, że po podróży na pewno będzie pani głodna, kupiłem trochę owoców i
drożdżówek, nie wiedziałem co pani lubi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Boże, Boże, Boże! Przystojny,
kulturalny, zabawny i jeszcze na dodatek troskliwy! To chyba rekompensata za
tych wszystkich debili, z którymi miałam do czynienia w Warszawie! Mieć taki
wspaniały komitet powitalny to niczym główna wygrana na loterii.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dziękuję – uśmiechnęłam się najszerzej
jak potrafiłam, starając się pohamować nieodpartą pokusę rzucenia mu się na
szyję i zacałowania go na śmierć. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W policzek oczywiście!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Uwielbiam drożdżówki – krzyknęłam i
niczym rażona piorunem wyskoczyłam z auta, zatrzaskując za sobą drzwi z głośnym
hukiem. Nie zwracając uwagi na pana Szymona, który siłował się z wyjęciem mojej
walizki z bagażnika, pobiegłam w stronę wejściowych drzwi, szukając w torebce
małego kluczyka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Szkoda, że nie mamy wstęgi do
przecięcia, było bardziej uroczyście – wysapał, stawiając na werandzie moje
„rzeczy pierwszej potrzeby”.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak jest idealnie – zaświergotałam
przekręcając kluczyk w zamku, po czym pchnęłam drzwi i weszłam powoli do
środka, przyglądając się z uwagą każdemu szczegółowi. Przez dłuższą chwilę nic
nie mówiłam, nic kompletnie, nie jestem
nawet pewna czy oddychałam w tym momencie, byłam taka szczęśliwa i taka
podekscytowana, że nawet trudno mi to opisać słowami. Pan Szymon wszedł za mną
do środka, postawił moją walizę w salonie, po czym zapalił lampki nad kominkiem
i otworzył na oścież okna.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pani Klaro? – jego głos wyrwał mnie z
przestrzeni, zawieszonej gdzieś między rzeczywistością a fikcją, w której
niespodziewanie się znalazłam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przepraszam, ciągle jestem w szoku –
głośno wypuściłam powietrze i wierzchem dłoni przetarłam zroszone kroplami potu
czoło – Coś pan mówił?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak – uśmiechnął się serdecznie –
Mówiłem, że już pójdę i wpadnę jutro około siedemnastej, pasuje pani?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Oczywiście, nie mam żadnych planów na
popołudnie – odpowiedziałam, nie przestając chodzić po domu i przyglądać się
wszystkiemu co spotkałam na swojej drodze.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To dobrze, poza tym musimy jeszcze załatwić
kilka formalności, nie dużo, góra trzy podpisy, no może pięć i dom w świetle
prawa będzie należał do pani.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dobrze – przytaknęłam, przyglądając
się stojącym na komodzie w salonie ramkom ze zdjęciami, na których w większej
mierze byłam ja, jako mała dziewczyna z włosami związanymi w dwa kucyki i z
piegowatą buźką. – A potem, ostrzegam, będzie pan przesłuchany w sprawie mojej
babci – zagroziłam mu w powietrzu palcem i wybuchnęłam śmiechem, widząc
zaskoczenie malujące się na jego twarzy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ojej – odchrząknął – Mam tylko
nadzieję, że w tych „rzeczach pierwszej potrzeby” nie ma pani kajdanek –
zaczerwienił się, zdając sobie sprawę, że to co powiedział było lekko mówiąc
dwuznaczne – to znaczy, żeby mnie skuć – dodał, pogrążając się jeszcze
bardziej, a ja widząc jego skwaszoną minę, jakby właśnie wypił szklankę soku z
cytryny, zakryłam dłonią usta z trudem dusząc śmiech – to znaczy w sprawie
przesłuchania. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Spokojnie, kajdanki podobnie jak broń
i ostra amunicja jadą w tej ciężarówce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– W takim razie, na mnie już czas,
widzimy się jutro – uścisnął mi dłoń, po czym skierował się do wyjścia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, o siedemnastej – oparłam się o
futrynę i głośno odetchnęłam świeżym, górskim powietrzem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Życzę dobrej nocy – pomachał mi na
pożegnanie zamykając za sobą furtkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Panie Szymonie – krzyknęłam za nim i
podbiegłam do płotu – Jeszcze raz dziękuję za wszystko, gdyby nie pan pewnie
jeszcze maszerowałabym do domu, ciągnąc za sobą walizkę, no i na pewno nie
pójdę głodna spać. Naprawdę bardzo panu dziękuję. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Drobiazg, pani Klaro, cieszę się, że
mogłem pomóc.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dziękuję – powtórzyłam raz jeszcze –
Czy babcia jest pochowana na cmentarzu przy kaplicy? Czy w mieście? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przy kaplicy, jeśli pani chce, możemy
tam jutro pojechać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Chcę, bardzo chcę – niemal
krzyknęłam, po czym dziesiąty raz mu podziękowałam za pomoc i życząc dobrej
nocy wbiegłam do domu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Planowałam opowiedzieć wam w tym wpisie
o pomieszczeniach, o rzeczach babci, o jej bibelotach, o kwiatach, o ogrodzie
dosłownie o wszystkim co mi się nasunie na myśl, ale wybaczcie zrobię to
następnym razem, bo dosłownie przed minutą uderzyła mnie niczym piorun
nieodparta chęć pójścia na cmentarz i poszukania grobu babci. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Teraz! W tej chwili! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To nic, że jest kilka minut po czwartej
nad ranem, zanim dojdę do kaplicy będzie już prawie jasno, poza tym i tak nie
zasnę, więc co mi szkodzi zrobić sobie poranny spacer?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
No właśnie, nic!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Pozdrowienia z górzystej Stodolnej :**<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
</div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com57tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-77423123815375194992015-08-14T09:30:00.000+02:002015-08-14T09:30:01.974+02:004. Tylko zdechłe ryby płyną z prądem<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
...ja
najwyraźniej nie jestem zdechłą rybą, bo gdybym nią była zapewne siedziałabym
teraz z matką w domu i jak zwykle powstrzymywałabym się przed uduszeniem jej,
bądź w nieco lepszym wypadku, wydrapaniem jej oczu. A tak proszę bardzo, płynę
pod prąd, a przynajmniej tak mi się wydaje, bo...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Od blisko godziny siedzę w pociągu i
nie mam zielonego pojęcia czy dobrze robię, jadąc do Stodolnej. Teraz to już i
tak musztarda po obiedzie, bo z pędzącego pociągu nie wyskoczę, nie należę
przecież do Nieustraszonych, ale tak na poważnie to zupełnie nie wiem czy
podjęłam słuszną decyzję, nie mam nawet żadnego przeczucia, bo moja kobieca
intuicja chyba skorzystała z pięknej pogody i wybrała się na jakiś urlop. Wiedziała
kiedy! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ten wyjazd to szaleństwo w najczystszej
postaci! W jednej chwili ryczałam w kuchni, trzymając w ręce mikser i ubijając
białka na sztywną pianę a dwie minuty później już pakowałam walizkę, wrzucając
do niej najpotrzebniejsze rzeczy! Ludzie, jeśli to czytacie, to jako „Ciotka
Dobra Rada‟ ostrzegam was przed impulsami i gwałtownymi myślami. Możecie
przypłacić to zdrowiem psychicznym lub fizycznym, to więcej niż pewne. Mnie,
mogę się założyć o tonę żelków, spotka uszczerbek na jednym i drugim, tak to
już jest, że nieszczęścia chodzą parami a ja mam na nie jakiś wyjątkowo silny
magnes. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Znów zaczynam narzekać, prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Szkoda, że nikt nie wymyślił takiej
aplikacji, która raziłaby prądem za każdym razem, kiedy ktoś (czytaj „ja‟)
zaczynałaby się nad sobą użalać, pisząc swój pamiętnik. Kurczę, być może
właśnie podałam komuś na tacy pomysł warty miliony dolców. Ja to jednak mam
ogromne serce! Nie ma to tamto! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
W każdym razie, tak jak wspomniałam
siedzę w pociągu i jadę do Stodolnej. Przede mną jeszcze blisko cztery godziny
drogi, potem w Winnej przesiadka do autobusu, na który niestety będę musiała poczekać
czterdzieści pięć minut, mam tylko nadzieję, że nie będzie żadnych opóźnień,
chociaż mój pech w połączeniu z polskimi środkami transportu nie wróży dobrze.
Ale bądźmy optymistami. Przy okazji muszę pamiętać, by dopisać do mojej listy „rzeczy
do poprawy‟ pracę nad pozytywnym myśleniem!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Więc
kiedy już wsiądę do punktualnie podstawionego, nie zatłoczonego, czystego i
pachnącego świeżością autobusu, czekać mnie będą kolejne dwie godziny jazdy. Podsumowując
po całym dniu tułaczki powinnam dotrzeć na miejsce około północy. Już sobie
wyobrażam, jaka będę padnięta, kiedy nareszcie stanę przed domem babci... to
znaczy MOIM domem, kurczę, nawet fajnie to brzmi. Ja i moje własne, prywatne cztery kąty.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kolejna sprawa!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że
istnieje coś takiego jak mobilny internet. Wielbię dzień, w którym go wynaleziono,
a mężczyznę, który tego dokonał kocham bardziej niż własną matkę. Mówię to z
pełnym przekonaniem i czystością sumienia. Kocham cię, drogi panie X,
kimkolwiek jesteś, zasłużyłeś na zaszczytne miejsce w litanii do wszystkich
świętych, a dzień twojego wielkiego odkrycia powinien być zaznaczony w
kalendarzu na czerwono, jako święto wolne od pracy. Trochę się rozpędziłam, a
tak właściwie to nie mam nawet pewności czy dokonał tego mężczyzna, ale coś mi
podpowiada, że tak właśnie było! Czytałam niedawno w „Jestem kobietą!‟, że płeć piękna jest
pozbawiona zmysłu technologicznego, bądź nie jest on tak dobrze rozwinięty jak
u mężczyzn. Na początku trochę się oburzyłam, bo niby w czym ja jestem gorsza
od przeciętnego Kowalskiego czy Nowaka, ale szybko spuściłam z tonu uświadamiając
sobie, że autor artykuły niestety miał rację. Tu powinnam wstać i się ukłonić.
Tak, to ja, kobieta w stu procentach pozbawiona zmysłu technologicznego, nigdy
nie czytająca instrukcji obsługi i wciskająca wszystkie guziki aż zadziała. Na
swoim koncie, a raczej sumieniu mam laptop, dla którego serwis okazał się być
drugim domem, dwa rozprogramowane radia samochodowe, DVD oraz pralkę, która
dołączyła do spisu nieszczęśliwych wypadków kilka dni temu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ech, znów lanie wody i wstęp o
przysłowiowej „dupie Maryni‟, a przecież mam wam tyle do opowiedzenia. Kolejny
punkt na liście „rzeczy do poprawy‟ zaraz pod przeklinaniem i pozytywnym
myśleniem - praca nad logicznym i w miarę spójnym wyrażaniem swoich myśli.
Ostatnio mam z tym naprawdę spore problemy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Do rzeczy nim padnie mi bateria w
laptopie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zaraz po kłótni z mamą i jej wyjściu do
kosmetyczki puściłam na cały regulator ac/dc i drąc się w niebogłosy, że jestem
na autostradzie do piekła, wzięłam się za pieczenie babeczek. Mocne brzmienia i
robot kuchenny w ręce sprawiły, że trochę się uspokoiłam i zaczęłam na poważnie
zastanawiać się nad wyjazdem do Stodolnej, rozważając wszystkie „za‟ i „przeciw‟.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Chyba nie trudno się domyśleć, że
jednak powodów, dla których powinnam zostać w Warszawie było więcej. Mimo że
nie trawię tej obskurnej kamienicy, ciasnej klitki, w której wegetuję od urodzenia
oraz wścibskich sąsiadów, takich co to im się wydaje, że pracują dla W11 lub
Malanowskiego, to nie wyobrażam sobie, żebym mogła mieszkać gdzieś indziej.
Poza tym tu mam wszystkich znajomych na wyciągnięcie ręki, jest Iga, która
kiedyś w końcu wróci z tej Francji i znów będziemy odwiedzać kluby, chodzić do
kina czy włóczyć się po galeriach. Typowe życie nastolatki w wielkim mieście. A
tam?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Stodolna... co to w ogóle za nazwa? Od razu kojarzy mi
się z odciętą od świata wioską, ciężką harówką na polu i brakiem rozrywek. Nie
zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko mieszkańcom małych wioseczek, zwykle
to bardzo mili i uczynni ludzie, ale życie tam na stałe, dla takiego
mieszczucha z krwi i kości jak ja, mogłoby się okazać gehenną. Co ja mówię?
Okazać się? Teraz to ja się boję, jak cholera, że ono się nią po prostu stanie
i to już niedługo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Właściwie w tamtym momencie już byłam
pewna, że najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie sprzedaż domu i kupno jakiegoś małego
mieszkania bliżej centrum, kiedy odezwała się moja komórka. Na wyświetlaczu pojawiło
się zdjęcie mamy, co niemal natychmiast pogorszyło mój i tak już parszywy
nastrój. Ściszyłam muzykę i niechętnie odebrałam, przeczuwając, że ta rozmowa,
tak jak każda inna, skończy się awanturą.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Halo? – syknęłam, nie kryjąc
rozdrażnienia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Córcia, jestem w sklepie i mam mały
dylemat, potrzebuję twojej pomocy – niemal kipiała z podekscytowania. Mogłabym
dać sobie uciąć rękę i nie tylko rękę, że podskakiwała radośnie, układając
swoje pełne wargi w dzióbek, niczym większość plastikowych Barbie, robiąc sobie
tak zwaną samojebkę, czym wielokrotnie doprowadzała mnie do szewskiej pasji.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
–
No – odpowiedziałam sucho, nie marząc o niczym innym jak o naciśnięciu
czerwonej słuchawki, kończąc rozmowę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jak myślisz, jaki kolor bielizny
wybrać? Czarną czy czerwoną? Wiesz, nie chcę żeby Marek sobie pomyślał, że...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie mogłam tego dłużej słuchać,
wyłączyłam telefon, rzucając pod adresem tej kobiety (słowo „mama‟ byłoby tu
ogromnym nieporozumieniem) stos najokropniejszych wyzwisk i najwulgarnieszych
przekleństw, jakie przyszły mi do głowy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Czy ona naprawdę myślała, że mam ochotę
doradzać jej w kwestii bielizny, którą i tak pewnie zdejmie szybciej niż
szpilki? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Boże, dlaczego ty mną tak
poniewierasz? – Wyciągnęłam przed siebie ręce, opierając je na blacie kuchennej
wyspy i z nisko opuszczoną głową zaczęłam odliczać głośno do dziesięciu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Kiedy byłam gdzieś między „sześć‟ a „siedem‟
uderzyła mnie niczym piorun szalona myśl, że może jednak wyjazd do Stodolnej to
wcale nie jest taki zły pomysł. Na znalezienie kupca musiałabym na pewno trochę
poczekać, ciężko powiedzieć ile, mógłby to być zarówno tydzień, rok jak i kilka
lat, a ja przecież nie mogłam tyle czekać, chciałam mieć matkę jak najszybciej
z głowy, a list od babci i zardzewiały, mały kluczyk, który znalazłam w kopercie
otwierał przede mną drzwi do innego życia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Czy lepszego? To się okaże i to już
niedługo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Właściwie, to co mi szkodzi
spróbować? – powiedziałam do siebie i spojrzałam na zegarek. Dochodziła czternasta,
a według rozkładu, który sprawdziłam kilka chwil temu do odjazdu pociągu
zostało mi nieco ponad półtora godziny. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Związałam włosy w wysokiego koka i
zabrałam się za sprzątanie kuchni. Właściwie to zastanawiałam się czy nie
zostawić mamie pamiątki po sobie w
postaci pełnego zlewu brudnych naczyń oraz stołu i podłogi umorusanej w lepkim
cieście, jako podziękowanie za poświęcony mi czas i trud włożony w moje
wychowanie, ale jednak resztki mojego sumienia nie pozwoliły mi na taką formę
pożegnania. Wyrwałam kartkę z notesu i przez dłuższą chwilę, gryząc ołówek ze
zdenerwowania zastanawiałam się co napisać. W końcu zdecydowałam się na krótkie
„Jestem w Stodolnej‟ i nie tracąc czasu, którego i tak nie miałam już zbyt
wiele wybiegłam z kuchni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Potem sprawy nabrały tempa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wyciągnęłam z szafy walizkę i
pospiesznie spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Japonki i białe trampki Converse
przykryłam kilkoma kompletami bielizny, szortami, lekkimi topami, ciepłym swetrem,
bluzą oraz wysłużonym dresem, który już dawno powinien pójść na emeryturę,
jednak nie potrafię się z nim rozstać i najchętniej nosiłabym go na okrągło. Z
półki nad łóżkiem ściągnęłam moją świnkę skarbonkę, do której od trzech lat
wrzucałam kieszonkowe oraz drobne grosze zarobione podczas roznoszenia ulotek.
Włożyłam ją w foliową reklamówkę i z impetem cisnęłam zawiniątkiem o podłogę,
rozbijając go z głośnym trzaskiem na milion małych kawałków. Nie tracąc czasu
na przekładanie moich oszczędności do portfela, zawiniętą w foliówkę pokruszoną
porcelanę, która jeszcze chwilę temu służyła za mój prywatny sejf, razem z jego
zawartością wrzuciłam na wierzch walizki i zapięłam zamek, po czym zadzwoniłam
po taksówkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Stanęłam w progu i ostatni raz
spojrzałam na mój pokój. Powinnam czuć żałość czy tęsknotę, w końcu spędziłam w
tym mieszkaniu całe dziewiętnaście lat mojego życia, a tu nic. Nic, oprócz
ulgi? Tak, to chyba była ulga i pewnego rodzaju szczęście. Cieszyłam się,
naprawdę się cieszyłam, że wyjeżdżam, i że będę z dala od mamy i tego
parszywego mieszkania. I o dziwo, nadal jestem szczęśliwa, choć przyznam, że
teraz, kiedy siedzę w pociągu i w końcu dotarło do mnie, że to wszystko dzieje
się naprawdę i nie ma już odwrotu, to powoli zaczynam odczuwać stres, ale nie
wyobrażam sobie, żebym mogła postąpić inaczej. Zobaczymy czy tak samo powiem za
jakiś czas i czy nie będę przeklinać tego dnia i swojej głupoty. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wsiadłam do taksówki i jadąc ulicami
zatłoczonej Warszawy, wyobrażałam sobie jak to jest obudzić się rano nie w
swoim pokoju, ale w swoim domu, móc robić wszystko na co ma się ochotę, mieć
własny cieknący kran, własną skrzynkę na listy, gotować, robić zakupy,
wychodzić bez zostawiania kartki z informacją gdzie jestem i o której wrócę.
Nawet teraz, jak o tym myślę to się uśmiecham. Chyba nie mogę się doczekać,
wiecie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Moje rozmyślania przerwał dźwięk smsa,
który mało brakowało a przyprawiłby mnie o zawał serca. Licho nie śpi, barman z
CocoCoCtajl jak widać też nie, cytuję: „Cześć laleczko, to jak będzie z tym
koktajlem? Wpadnij dziś wieczorem, a przygotuję dla ciebie coś specjalnego‟
Dosłownie mnie zamurowało, zamrugałam kilka razy i ponownie spojrzałam na
wyświetlacz. Sms, jak się można było tego spodziewać, nie zniknął. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Skąd on do cholery ma mój numer? –
burknęłam pod nosem, a przed oczami, jak na zawołanie od razu pojawił się obraz
mojego CV, leżącego na biurku tego oblecha, Dario, czy jak mu tam było, tego
samego któremu o mały włos nie podbiłam oka kokosowym stanikiem. Trochę się
przeraziłam, bo oprócz numeru telefonu znajdował się tam również mój adres.
Niemal natychmiast wyobraziłam sobie tego barmana, zakradającego się do mojego
pokoju z siekierą w ręce i kominiarce zasłaniającej mu twarz. Tak, wiem,
powinnam to skonsultować z jakimś specjalistą.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ale wracając do tematu, na szczęście, albo może
i nieszczęście, to się niedługo okaże, adres jest już nieaktualny. – Co za... –
jęknęłam pod nosem, czytając dziesiąty raz wiadomość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Cichy wielbiciel? – kierowca taksówki
rzucił mi kilka krótkich spojrzeń, patrząc z uwagą we wsteczne lusterko.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Na to wygląda – wzruszyłam obojętnie
ramionami i zablokowałam telefon, ciskając go na samo dno mojej przepastnej
torby. „Jutro o tym pomyślę‟ odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się,
zdając sobie sprawę, że zaczynam przypominać Scarlett, która na okrągło, aż do
znudzenia, cytowała to jedno zdanie. Oby ze mną nie było podobnie! – Już nie
taki cichy, tylko trochę się spóźnił. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Co ja gadam, jakie „trochę się
spóźnił‟? Przecież znamy się, jeśli w ogóle można to tak nazwać, bo przecież
nawet nie wiem jak ma na imię, od jakiś dwudziestu godzin, więc niby jakim
cudem miał się spóźnić? Dziwne, że w ogóle się odezwał, po tym jak wybiegłam z
baru kompletnie głucha na jego prośby i błagania bym została. Zresztą czy to
teraz takie ważne? Przecież wyjeżdżam i mam zamiar być cholernie szczęśliwa, a
przynajmniej mam zamiar spróbować, a rozmyślanie o przystojnym barmanie z
zabójczymi dołeczkami w policzkach i o tym że być może właśnie przeszła mi koło
nosa okazja na poznanie miłości swojego życia... Nie, nie, nie... Zaczynam
gadać jak matka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Boże widzisz i nie grzmisz!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie odpiszesz? – z zamyślenia wyrwał
mnie głos, jak się okazało nad wyraz ciekawskiego taksówkarza, który znów
przyglądał mi się badawczo w lusterku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie, a panu radzę skupić się na
drodze, a nie wtykać nos w nie swoje sprawy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Żmija ze mnie, wiem, dziwne, że sama
się jeszcze nie zatrułam swoim jadem. Kolejny punkt na mojej liście „rzeczy do
poprawy‟: muszę być, a przynajmniej spróbować być milsza dla ludzi, nawet wtedy
kiedy doprowadzają mnie do szału.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Się panienka nie dąsa, ja tak
tylko... – poprawił czapkę z daszkiem, która zsunęła mu się nisko na czoło
i przekręcił gałkę głośności, dając
znak, że rozmowa właśnie się skończyła. Szczęście, że nie ciągnęliśmy tego
tematu dalej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Dworzec dosłownie pękał w szwach. W
rogu przy automacie z kawą stała grupka dzieci z uwagą wsłuchana w słowa, żywo
gestykulującej starszej pani, która sądząc po zaangażowaniu i przejęciu
malującym się na jej twarzy, pewnie była opiekunką ich wycieczki. Obok nich, pod
ogromną tablicą z rozkładem jazdy pociągów, która zajmowała niemal całą ścianę,
siedziało kilka dziewczyn mniej więcej w moim wieku i grając na gitarach,
śpiewały religijne piosenki. Chyba wybierały się, a może już wracały z jakiejś
pielgrzymki, bo były oparte o ogromne plecaki z naszywkami w kształcie ryby, do
których przymocowane miały karimaty i blaszane garnuszki, a z bocznych kieszeni
wystawały termosy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Głośne
rozmowy podróżnych i dźwięki muzyki przerywał co chwilę skrzekliwy głos
kobiety, płynący z głośników, która beznamiętnie i z obojętnością zapowiadała
odjazdy i przyjazdy kolejnych pociągów. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Spojrzałam na wiszący nad głównym
wejściem duży, dwustronny zegar. Do odjazdu zostało mi nieco ponad dwadzieścia
minut. Wyszłam na zewnątrz, ciągnąc za sobą wypchaną do granic możliwości
walizkę, która podskakiwała na nierównej posadzce poczekalni. Usiadłam na murku
i od razu poczułam ulgę. Nieznośny gwar, przekrzykujących się podróżnych
ustąpił miejsca błogiej ciszy, którą od czasu do czasu przerywały głośne
klaksony wzburzonych kierowców, a gęste, śmierdzące stęchlizną powietrze, stało
się lekkie i rześkie, dzięki chłodnemu wietrzykowi, w którym unosił się zapach,
zbliżającego się deszczu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie zastanawiając się zbyt długo nad tym co robię,
wyjęłam z torby telefon i list od babci. Pospiesznie wystukałam na klawiaturze
numer pana Szymona i już po pierwszym sygnale pożałowałam tej spontanicznej
decyzji. Mogłam się nad tym zastanowić, przemyśleć co powinnam powiedzieć, jak
się przedstawić, o co zapytać, no nie wiem... ułożyć sobie w głowie jakąś
formułkę i przećwiczyć ją kilka razy zanim chwycę za telefon, ale po co? Lepiej
pójść na żywioł i kolejny raz zrobić z siebie idiotkę, jąkając się do
słuchawki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Halo? – Pierwsza myśl, jaka przyszła
mi do głowy, to fakt, że pan Szymon ma niezwykły głos. Jeszcze nigdy nie
słyszałam takiej barwy i podobnego tonu. Był głęboki i melodyjny, choć nieco
zachrypnięty, a nawet szorstki i zupełnie nie pasował mi do postaci jaką
wykreowała moja wyobraźnia. – Halo? –
powtórzył tym razem głośniej i pewniej, wyrywając mnie z zamyślenia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dzi... Dzień do... – przełknęłam ślinę
i zwilżyłam usta językiem, czując ogromną złość na siebie i swoją głupotę –
Dobry. Dzień dobry.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Coś przerywa, strasznie słabo panią
słyszę – mówił powoli i wyraźnie, niemal krzycząc do słuchawki, co przyznam
szczerze nawet mnie rozbawiło. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przepraszam, jestem w pociągu i chyba
na chwilkę straciłam zasięg. – powiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą. Nie
przepadam za słowem „kłamstwo‟, dlatego
unikam go jak ognia, choć w tym wypadku, wydaje mi się, że chyba można
podciągnąć mój występek pod wyprzedzenie faktów, prawda? Gdybym faktycznie
zadzwoniła do pana Szymona z pociągu jestem pewna, że byłyby zakłócenia! <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– W porządku, więc w czym mogę pomóc? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Słucham? – palnęłam bez namysłu i
przyznam szczerze, że sama się zdziwiłam moją
reakcją, przecież dobrze wiedziałam, że pan Szymon nie jest wróżbitą Maciejem i
niestety będę musiała w jakiś logiczny sposób wyjaśnić mu w jakim celu dzwonię.
Wiedząc, że nie da się tego uniknąć i po prostu muszę przez to przebrnąć, mocniej zacisnęłam dłoń na telefonie i już
otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć na jego pytanie, kiedy usłyszałam głos w
słuchawce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pani Klara, prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak – jęknęłam z zaskoczenia,
starając się opanować emocje, które niczym miliony rozwścieczonych os, żądliły
każdy fragment mojego ciała. – Skąd pan wiedział?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Spodziewałem się, że pani zadzwoni.
Powiązałem fakty, zdenerwowany i pełen niepokoju głos z informacją o podróży
pociągiem i jak widać strzał okazał się być strzałem w dziesiątkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Rzeczywiście – roześmiałam się,
czując niewysłowioną ulgę, że jednak pan Szymon może nie jest wróżbitą, bo
gdyby nim był wiedziałby o moim telefonie jeszcze zanim wybrałabym jego numer,
ale nie da się ukryć, że ma zadatki na Scherlocka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Więc rozumiem, że zdecydowała się pani przyjąć dom
babci? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Szczerze mówiąc to nie podjęłam
jeszcze ostatecznej decyzji, póki co zamieszkam w nim... na trochę, i zobaczę
co z tego wyniknie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Rozsądnie. Pewnie ma pani do mnie mnóstwo
pytań. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Mnóstwo to bardzo łagodne określenie
– zaśmiałam się do słuchawki dumna, że oprócz sklecenia logicznego zdania udało
mi się również zażartować. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak myślałem, z chęcią odpowiem na
wszystkie nurtujące panią pytania. O której będzie pani w Stodolnej?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z
planem, czeka mnie jeszcze jakieś osiem godzin drogi.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ojej! W takim razie proszę do mnie
zadzwonić, kiedy będzie pani na miejscu, odbiorę panią z przystanku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba,
poradzę sobie. To tylko kawałeczek drogi do domu babci, poza tym będzie już
późno, a pan na pewno rano musi wstać do pracy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Ale ja, pani Klaro, nie proszę o zgodę.
– zaśmiał się do słuchawki – Obiecałem Róży, że pani pomogę, więc proszę się
nie upierać i zadzwonić do mnie, kiedy będzie już pani na miejscu. Poza tym to
wcale nie jest kawałek, jak to pani ujęła, a dobre cztery kilometry. W środku
nocy, wyczerpana po długiej podróży, w dodatku z mogę się założyć pękającą w
szwach walizką to naprawdę może być ponad pani siły.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Spojrzałam na moja wypchaną walizkę i
prychnęłam pod nosem. Skąd on, do jasnej Anielki wiedział? Czy istnieje coś
takiego jak męska intuicja? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie, naprawdę, będzie już późno, nie
chcę robić kłopotu, mogę przecież zadzwonić po taksówkę. – spojrzałam na
zegarek, zostało mi niecałe dziesięć minut do odjazdu pociągu, a tym samym
rozpoczęcia największej przygody w moim życiu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Taksówka w Stodolnej? Szybciej bym
się spodziewał spotkać tam Ufo!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– No tak, przepraszam, chyba dużo czasu
zajmie mi przestawienie się na tryb wiejskiego życia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A ja myślę, że bardzo szybko zakocha
się pani w Stodolnej, to wspaniała wioska z jeszcze wspanialszymi mieszkańcami.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Oby tak było, bo szczerze mówiąc nie
chcę sprzedawać tego domu. <o:p></o:p><br />
– Sądzę, że do tego nie doj... – resztę zdania zagłuszył zrezygnowany kobiecy głos, wydobywający
się z głośników, który oznajmił, że na peronie trzecim, został podstawiony pociąg do
Winnej. Zeskoczyłam z murka i pospiesznym krokiem, omijając szwendających się
po poczekalni podróżnych, którzy podobnie jak ja ciągnęli za sobą wielgaśne
walizy, ruszyłam w stronę trzeciego peronu.</div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Panie Szymonie, muszę kończyć, pociąg
za chwilę rusza.</div>
<div class="MsoNormal">
– Dobrze, w takim razie czekam na
telefon od pani. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Zadzwonię – obiecałam.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Przyjemnej podróży i do zobaczenia za
kilka godzin. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Usłyszałam przerywany sygnał, kończący
rozmowę, schowałam telefon do kieszeni szortów i z uśmiechem na ustach oraz
przyjemnym uczuciu ścisku w podbrzuszu wsiadłam do pociągu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Szczerze mówiąc, już się nie mogę
doczekać, kiedy będę na miejscu. I nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym poznać pana Szymona i dowiedzieć się wszystkiego o planie babci. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ocho,
bateria w laptopie właśnie dała mi pierwsze ostrzeżenie. Dobrze, że chociaż
zdążyłam zdać wam relację z przebiegu dzisiejszego dnia, a właściwie jego
połówki, bo dzień się przecież nie skończył i przeczuwam, że jeszcze wiele się
wydarzy!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Także nie przedłużając żegnam się z
wami i do zobaczenia jutro. Obiecuję, że jak tylko znajdę chwilę wolnego czasu
opowiem wam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Śpijcie
dobrze, a jeśli nie będziecie mogli zasnąć to trzymajcie kciuki, żeby podróż
minęła mi w miarę szybko i bez żadnych nieplanowanych atrakcji.<span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-21954530590230169302015-08-07T19:13:00.000+02:002015-08-07T19:13:18.120+02:003. Ja wezmę klej i posklejam serce, ty weź kredki i dorysuj mu uśmiech.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="MsoNormal">
...
gdyby to było takie proste. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Mieliście tak kiedyś, że z pozoru błaha
i nic nieznacząca rzecz bądź sytuacja sprawiła, że w jednej sekundzie zaparło
wam dech w piersiach i jedyne o czym marzyliście to by zamknąć się w swoim
pokoju, wczołgać do łóżka, szczelnie okryć kołdrą i najpierw wypłakać wszystkie
możliwe łzy a potem zasnąć i już nigdy się nie obudzić? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ja właśnie mam tak w tej chwili. Boże,
czy wszystkie moje wpisy będą tak wyglądać? Ciągłe narzekanie, marudzenie,
użalanie się! Sama siebie już mam dość, a przecież to nie moja wina, że wpadłam
w jakieś cholerne bajoro i nie mogę dopłynąć na brzeg. Prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nic nie wskazywało na to, że dzisiejszy
dzień okaże się punktem zwrotnym w moim życiu. Wszystko było jak zwykle,
wstałam rano w parszywym humorze obudzona głośnymi krzykami i wesołymi piskami,
bawiących się na placu zabaw dzieci. Mama siedziała w kuchni na parapecie, jak
jakaś przerośnięta sikorka i trajkotała do słuchawki, urządzając sobie
sextelefon z mogę się założyć kolejnym, tym razem już na pewno ostatnim księciem
na białym koniu, poznanym na jakimś portalu randkowym. Nie żebym podsłuchiwała
czy coś, jej życie prywatne raczej mało mnie interesuje, ale nie sposób było nie
słyszeć, kiedy dwa kroki od niej robiłam sobie śniadanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak Mareczku, z przyjemnością pójdę dziś
z tobą na kolację... – szczebiotała do słuchawki, nawijając na palec lśniący
kosmyk świeżo ufarbowanych włosów. – Szampan i truskawki w czekoladzie? Wiesz,
że nie odmówię... Nie, nie musimy się spieszyć, dzieci mi nie płaczą... –
roześmiała się, rzucając w moją stronę pełne politowania spojrzenie – Spokojnie,
o północy nie zmienię się w Kopciuszka, więc jak najbardziej możemy zaszaleć...
W takim razie do zobaczenia, Marku. – uśmiechnęła się szeroko i zeskoczyła z
parapetu, odkładając telefon na stół. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– O Klareczko, wstałaś już? Mam
nadzieję, że cię nie obudziłam. Marek akurat był w drodze na jakąś bardzo ważną konferencję i słabo mnie słyszał, musiałam krzyczeć do słuchawki i...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Sama wstałam – burknęłam, nie mogąc znieść
jej podniecenia i zafascynowania szanownym panem Markiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Masz jakieś plany na wieczór? –
zapytała i nie dając mi czasu na odpowiedź rzuciła jakby od niechcenia, choć
mało nie pękła z radości i niemalże dumy. – Bo ja dziś wychodzę, to znaczy
Marek zabiera mnie swoim Porsche za miasto na kolację do jakiejś góralskiej
chaty. Nigdy tam nie byłam, ale on jest tym miejscem zauroczony i chciał mi je pokazać...
Wiesz, to już na pewno ten jedyny. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak jak Adam, Krzysztof, Grzegorz,
Tadeusz – zaczęłam wyliczać na palcach, przypominając sobie „jedynych‟ i „innych
niż wszyscy‟ mężczyzn, z którymi umawiała się moja matka. – A potem Jarek,
Darek, Janek, jeszcze jeden Grzegorz, później... czekaj, jak mu tam było? Przypomnij
mi, proszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Jurek, no i co z tego? Marek jest
zupełnie...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak, wiem, Marek jest zupełnie inny
od wszystkich, już to przerabiałyśmy nieskończoną ilość razy i zapewniam cię,
że i tym razem będzie jak zwykle. Zabierze cię kilka razy na kolację, zabawi
się z tobą, przeleci cię, a jak mu się znudzi to kopnie cię w tyłek i tyle
będzie z twojej wielkiej miłości.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Klaro, nie pozwalam ci w ten sposób
odzywać się do matki! – podparła się pod boki, mierząc mnie gniewnym spojrzeniem.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Do matki? Nie bądź śmieszna. Widzę,
że kompletnie nie rozumiesz definicji tego słowa, więc pozwól, że ci wyjaśnię.
Matka to nie tylko osoba, która cię urodziła, ale przede wszystkim...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wzdrygnęłam się, słysząc głośny dźwięk
dzwonka do drzwi. Z rezygnacją wypuściłam powietrze i nie kryjąc złości
przewróciłam oczami, układając usta w wąską linię. Kolejna okazja na
wygarnięcie matce co o niej myślę przepadła, choć teraz, tak z perspektywy
czasu myślę sobie, że może to i lepiej, szkoda moich nerwów, takie typy kobiet
jak ona niestety ale się nie zmieniają, więc nie ma sensu strzępić sobie język
i narażać na szwank moje i tak już mocno doświadczane serce. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie kryłam zdziwienia kiedy przed
drzwiami zobaczyłam listonosza, ubranego w granatowy garnitur z dużą skórzana
torbą przewieszoną przez ramię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Pani Klara Jońska? – zapytał starszy
mężczyzna, uśmiechając się do mnie spod siwych, nieco zbyt długich wąsów,
śmiesznie wywiniętych w górę przy końcach. Wiecie co mi od razu przyszło na
myśl? Jeśli chciałby zmienić pracę hrabina z Diana&Japan przyjęłaby go z
otwartymi ramionami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak – odpowiedziałam, starając się odpędzić
sprzed oczu obraz pana listonosza ubranego w elegancki frak, luźne spodnie na
kant z nogawkami wpuszczonymi w wysokie buty z cholewami do kolan, oraz czarny
kapelusz skrzętnie ukrywający jego
łysinę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Proszę tu pokwitować.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A co to takiego? – zapytałam,
podpisując się we wskazanym miejscu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– A bo ja wiem? Jakiś list. – wzruszył
ramionami, grzebiąc w niezliczonej ilości kopert, które mało nie wysypywały się
z przepastnej torby.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– List? – oparłam się o futrynę, czując
że tracę równowagę a wszystko wokół mnie razem z panem listonoszem, szafką na
buty stojącą w korytarzu i kwietnikiem na klatce schodowej wiruje i gubi ostrość,
pogrążając się w czerni.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Mimo, że jeszcze nie wiedziałam od kogo
jest ten list ani jakie informacje zawiera czułam, po prostu czułam, że nie
przyniesie nic dobrego. Modliłam się w duchu, żeby stał się cud i okazało się,
że to jakaś pomyłka, ale jak zobaczyłam wyblakłą, wyglądającą na cholernie
starą kopertę dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę i nie mogę zrobić nic
innego, jak tylko stawić temu czoła. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Pewnie się zastanawiacie skąd to
przerażenie. Zacznijmy od tego, że jedną z moich wad, których szczerze nie
znoszę, ale usilnie pracuję nad sobą, żeby się jej wyzbyć jest wrodzone
panikarstwo. Nie będę się nad tym rozwodzić, bo to temat rzeka, a nie mam aż
tyle czasu, żeby o tym pisać, a wy pewnie nie macie ani tyle czasu ani tym
bardziej ochoty tego czytać. </div>
<div class="MsoNormal">
Druga
sprawa. Pomyślcie ile razy dostaliście list adresowany do rąk własnych. Nie
mówię tu o ponagleniach z banku odnośnie opóźnień w spłatach kredytu czy
rachunkach za prąd, ale taki prawdziwy list, napisany odręcznie ze
znaczkiem i stempelkiem z poczty. Ja nigdy, dlatego tak bardzo się przeraziłam,
kiedy spojrzałam na kopertę a tam koślawymi literami było napisane moje imię i
nazwisko oraz adres zamieszkania.</div>
<div class="MsoNormal">
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Dzi... Dziękuję – wychrypiałam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Uszanowanie – skinął głową i pospiesznym
krokiem zszedł po schodach, a stukot jego czarnych lakierków rozszedł się po
pustej klatce, niszcząc idealną ciszę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Stałam nieruchomo przez dłuższą chwilę,
wpatrując się w pożółkły papier, znaczek przedstawiający Dworek w Żelazowej
Woli oraz stempel poczty w Stodolnej z przedwczorajszą datą. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Stodolna – jęknęłam do siebie, łapiąc
się za serce – Babcia Róża.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co mówiłaś, Klareczko? – doszedł mnie
piskliwy głos mamy, dobiegający z kuchni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nic – krzyknęłam głośniej niż
zamierzałam i pobiegłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Usiadłam na łóżku i przez dobrych kilka
minut wpatrywałam się w kopertę, próbując opanować rozszalałe serce, które mało
nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej. Gdybym w tamtym momencie zmierzyła sobie
ciśnienie, uwierzcie, że z miejsca trafiłabym do Księgi Rekordów Guinnessa, jako
osoba z największym dotąd odnotowanym pomiarem. Drżącymi dłońmi przetarłam
załzawione oczy, wzięłam dwa głębokie wdechy i wiedząc, że lepszy moment nie
nadejdzie, rozerwałam kopertę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wraz z czarno-białym zdjęciem, na
którym Babcia Róża siedziała na ławce przed domem trzymając mnie na kolanach z
koperty wypadł niewielki kluczyk pokryty rdzą oraz prostokątna wizytówka z numerem
telefonu do pana Szymona. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Kim do jasnej cholery jest pan
Szymon?– szepnęłam do siebie i zbierając w sobie resztki odwagi sięgnęłam po
złożoną kartkę pięknie zdobionej papeterii. – To się nie dzieje naprawdę. –
zwilżyłam językiem spierzchnięte wargi i mrugając kilka razy by pozbyć się łez
zaczęłam czytać.</div>
<div class="MsoNormal">
Chciałam wam opowiedzieć o tym co było
napisane w liście, ale jakoś nie potrafiłam, kasowałam każde słowo, nim jeszcze
zdążyłam je w pełni wystukać na klawiaturze. Dlatego postanowiłam, że po prostu
go tutaj wkleję, a każdy kto odwiedzi mój wirtualny pamiętnik będzie mógł
przeczytać ostatnie słowa mojej babci i mam nadzieję wzruszyć się tak mocno jak
ja. </div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-euR-9sSk7fc/Vbv0J6T9Z1I/AAAAAAAAAb8/ZBVVuXLQgeU/s1600/papier-do-menu-amber-25-kartek%2B-%2BKopia.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="http://2.bp.blogspot.com/-euR-9sSk7fc/Vbv0J6T9Z1I/AAAAAAAAAb8/ZBVVuXLQgeU/s640/papier-do-menu-amber-25-kartek%2B-%2BKopia.jpg" width="454" /></a></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 14.0pt;"> </span> Po przeczytaniu tego listu siedziałam
na łóżku dobre dwie godziny i wyłam jak bóbr, zanosząc się w głos i z trudem
łapiąc oddech. Nic nie było mnie w stanie uspokoić, nawet ostatnia prośba
babci, bym nie rozpaczała i jej przekonywanie, że wszystko jest w porządku.
Nie, wcale nie jest w porządku! I nigdy już nie będzie. Śmierci przecież nie
można cofnąć czy odwołać. Śmierć to ostateczność. Koniec. Kropka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Biedna babcia, jest mi jej tak
cholernie żal, że nawet nie potrafię wyrazić tego słowami. Napisała ten list
trzy lata temu, kilka chwil przed tym jak po raz ostatni zamknęła drzwi swojego
domu w Stodolnej i pod opieką pani Stasi zamieszkała w Domu Spokojnej Starości.
Najgorzej zabolało mnie pierwsze zdanie. „Skoro czytasz ten list, dwie rzeczy
są pewne, jesteś już pełnoletnia, a mnie nie ma już wśród żywych...‟ Nawet
najgorszemu wrogowi nie życzę znaleźć się w takiej sytuacji. Dowiedzieć się o
śmierci osoby, którą w dzieciństwie kochało się nad życie i to jeszcze w taki
sposób... Brak mi słów. <br />
Czy w takim
razie ten list wysłał pan Szymon? Czy może pani Stasia?<br />
Niczego już nie rozumiem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Gdybym wiedziała, że coś takiego mnie
spotka, jakoś bym się na to psychicznie nastawiła. Boże co ja gadam? Jak niby
miałabym się na to nastawić? Na takie wiadomości nie da się przygotować, one po
prostu spadają na nas jak grom z jasnego nieba, a nam nie pozostaje nic innego,
jak jakoś to przeżyć. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Babcia pisze, że chorowała i
potrzebowała opieki, dlaczego mnie przy niej nie było. Przecież ja i mama
byłyśmy jej jedyną rodziną. Po tym jak pochowała swoje jedyne dziecko miała
tylko nas. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę. Mam nadzieję, że w Domu Starców
miała dobrą opiekę i że nie umierała w
samotności ani w męczarniach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Boże, chyba sama wolałabym umrzeć niż
przeżywać takie piekło i nie móc nic zrobić, żeby cofnąć czas i naprawić
wszystkie błędy. A było ich naprawdę sporo z mojej strony. Te wyrzuty sumienia
są odpowiednią karą za moją obojętność przez taki szmat czasu, kiedy babcia
mnie naprawdę potrzebowała. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ostatni raz widziałam ją na pogrzebie
ojca, dwanaście lat temu. Potem nasz kontakt po prostu się urwał. Ani razu nie
zadzwoniła, nawet w moje urodziny by złożyć mi życzenia, a ja przestałam robić
dla niej laurki z okazji Dnia Babci. Byłam siedmioletnim, naiwnym dzieckiem,
któremu można było wmówić wszystko nawet to, że babcia nie jest zdrowa
psychicznie, że o mnie zapomniała i że już mnie nie kocha tak jak kiedyś. Co w
takiej sytuacji może zrobić mała dziewczynka? Nic, tylko ślepo wierzyć mamie a
potem najzwyczajniej w świecie zapomnieć, o tym że istnieje ktoś taki jak
Babcia Róża. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Nie chcę się usprawiedliwiać, bo
przecież kiedy dorosłam mogłam do niej napisać, w końcu znałam na pamięć jej
adres i pamiętam go do dziś, albo po prostu wsiąść w pociąg i ją odwiedzić,
przecież doskonale wiedziałam gdzie mieszka, spędzałam u niej każde wakacje
dokąd żył tata, i mimo to że byłam wtedy smarkulą nawet teraz po tak długim
czasie trafiłabym do niej z zamkniętymi oczami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Czemu tego nie zrobiłam? Nie wiem, ale
chyba z żalu, że tak po prostu o mnie
zapomniała, że nie dzwoniła, nie pisała. Nie potrafiłam jej wybaczyć, że
dopuściła do tego, bym razem z tatą straciła również ją, drugą najważniejszą
osobę w moim życiu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
A teraz jej już nie ma i jest za późno,
żeby powiedzieć, że nigdy nie przestałam jej kochać, mimo że tyle razy
przeklinałam ją w myślach.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Żałuję
tego co się stało, ale co mogę zrobić? Czasu nie cofnę, chociaż nie marzę w tej
chwili o niczym innym. Zmarnowałam tyle lat bocząc się na nią a teraz oddałabym
wszystko, żeby móc ją zobaczyć choć na chwilę i powiedzieć jej jak bardzo za
nią tęsknię. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Przepraszam, ledwie udało mi się
zapanować nad łzami, a znów zaczynam się rozklejać. Muszę się uspokoić, bo
jeszcze chwila a przypłacę to zawałem serca. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
No i jakby tego wszystkiego było mało
jest jeszcze ten klucz. Babcia dała mi w prezencie swój dom, a ja zamiast się
cieszyć z tak wspaniałego podarunku jestem tym przerażona. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zupełnie
nie wiem co mam robić, a świadomość, że muszę podjąć jakąś decyzję kompletnie
mnie paraliżuje. Nie mogę go sprzedać, sumienie by mnie zamęczyło, gdybym to
zrobiła. To dom babci, spędziła w nim większość swojego życia, każdy kąt jest
nią do cna przesiąknięty, poza tym mój tato w nim dorastał a ja spędzałam tam
najlepsze wakacje w swoim życiu, robiąc razem z babcią powidła, pieląc grządki
czy bawiąc się w chowanego z dziećmi sąsiadów. Przy takich wakacjach na wsi,
kiedy wracało się do domu brudnym i zmęczonym, ale cholernie szczęśliwym, wycieczki
do Egiptu czy Rzymu, które fundowała mi potem mama to żadna frajda. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zamieszkać w nim też nie mogę. Nie,
zupełnie sobie tego nie wyobrażam. Jeszcze do niedawna sądziłam, że moja
wyobraźnia nie zna granic, że z powodzeniem mogłabym pisać książki fantasy, a
tu proszę, właśnie odkryłam jej granice.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Ja i życie w malutkiej wioseczce
zabitej dechami? Nawet nie jestem pewna czy liczy sobie trzystu mieszkańców.
Nie, to bardzo niebezpieczne połączenie. Co niby miałabym tam robić? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Klaruś, możesz tu na chwilkę przyjść?
– z zamyślenia wyrwał mnie piskliwy głos mamy, dobiegający z jej sypialni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Już – burknęłam, chowając
kopertę i całą jej zawartość pod poduszkę. Nie chciałam, żeby mama cokolwiek o
tym wiedziała. Ona od początku nie znosiła babci więc uznałam, że nie mam
obowiązku mówić jej o liście.</div>
<div class="MsoNormal">
–
Co chciałaś? – stanęłam w progu przyglądając się mamie, krzątającej się po
swoim małym pokoju, w którym mieściło się jedynie łóżko, szafa, zajmująca
większą część powierzchni oraz niewielka komoda, stojąca pod oknem. </div>
<div class="MsoNormal">
–
Tą? – zapytała przykładając do siebie czarną lateksową sukienkę, która z trudem
zakrywała jej szanowne cztery litery – Czy tą? </div>
<div class="MsoNormal">
–
Żadną – burknęłam, przyglądając się drugiej propozycji, którą była zwiewna,
wiązana na szyi, beżowa sukienka, sięgająca samej ziemi z ogromnym dekoltem,
który kończył się gdzieś w okolicach pępka a plecy były zupełnie odkryte.</div>
<div class="MsoNormal">
– Znowu zaczynasz? Proszę cię Klara,
zamiast ciągle mi zazdrościć i strzelać fochy, sama powinnaś zarejestrować się
na jakimś portalu randkowych i nareszcie zacząć się umawiać. Na co ty czekasz?
Lata lecą, młodsza już nie będziesz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Mamo, dla twoich wiadomości, mam
dopiero dziewiętnaście lat i...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– i nigdy nie miałam prawdziwego
chłopaka. – weszła mi w słowo i dokończyła za mnie zdanie, nieudolnie
naśladując mój głos – Klara, na jakim świecie ty żyjesz? Ja w twoim wieku już
się umawiałam z chłopakami, jeździliśmy pod namioty, na dyskoteki. Rozumiesz,
co mam na myśli, prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Tak mamo, chcesz mi powiedzieć, że
będąc w moim wieku już dawno zapomniałaś co to dziewictwo. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co cię ugryzło? Nie poznaję cię
ostatnimi czasy, nawet nie można z tobą normalnie porozmawiać. – syknęła,
przyglądając się badawczym spojrzeniem sukienkom, które rozłożyła przed sobą na
łóżku. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– To jest dla ciebie normalna rozmowa?! Powinni cię zamknąć w pokoju bez klamek! – krzyknęłam na całe gardło, dając upust buzującej we mnie złości. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<div class="MsoNormal">
Wpadłam do swojego pokoju jak przeciąg
i pierwsze co zrobiłam, to weszłam na stronę PKP i sprawdziłam, o której
godzinie odjeżdża najbliższy pociąg do Stodolnej. Piętnasta trzydzieści trzy.
Spojrzałam na zegarek, zostały mi niecałe trzy godziny. To stanowczo zbyt mało
czasu by podjąć tak ważną decyzję. Siedziałam jak na szpilkach uderzając
palcami o blat biurka. Im dłużej o tym myślałam tym bardziej ten pomysł wydawał
mi się niedorzeczny. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Powinnam
to wszystko zaplanować, przemyśleć na spokojnie, bez pośpiechu.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Chcesz coś ze sklepu? – mama lekko
uchyliła drzwi, wpuszczając do mojego pokoju smród spalonego mięsa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nie, dzięki – burknęłam, nawet nie odwracając
się w jej stronę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Idę do kosmetyczki – mimo braku
zainteresowania z mojej strony weszła do środka i oparła się biodrami o biurko,
przy którym siedziałam. Nawet we własnym domu nie można mieć chwili spokoju. –
Muszę dziś wieczorem wyglądać jak milion dolców, tylko nie mogę się zdecydować,
czy wybrać jakieś neonowe wzorki na tipsach czy coś bardziej stonowanego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Mamo, naprawdę mnie to nie obchodzi –
przewróciłam oczami zastanawiając się ile dziewczyn w moim wieku ma podobne
problemy i czy w ogóle uważają to za problem. Może niektórym taka mamo-kumpela
odpowiada? Może to ja jestem jakimś wybrykiem natury? – A w ogóle to co tu tak
cuchnie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Co? A tak, przez to moje
niezdecydowanie w kwestii odpowiedniej sukienki na dzisiejszą randkę spalił mi
się kurczak. Jak będę wracać od pani Ewy to kupię coś po drodze. Albo nie –
klasnęła w dłonie i poderwała się z miejsca – zrobimy sobie dzisiaj babskie
popołudnie. Zamówimy pizze i obejrzymy jakiś ckliwy romans! Co ty na to?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Już nie mogę się doczekać – jęknęłam.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– No to pa kochanie – zaświergotała
wesoło i przeskakując z nogi na nogę wybiegła z mojego pokoju. – Będę za jakieś
dwie, góra trzy godziny. – krzyknęła z korytarza po czym głośno zatrzasnęła za
sobą drzwi wyjściowe.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
– Nareszcie cisza i spokój – odetchnęłam
głośno i opadłam na łóżko, wtapiając twarz w miękką pościel.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Myśli o liście, który kilka godzin temu
przyniósł mi listonosz nie dawały mi spokoju. Ciągle miałam w głowie ostatnie
słowa babci. "Przyjmij ode mnie mój dom w Stodolnej i zrób z nim co
uważasz za słuszne". Tylko skąd ja mam niby wiedzieć co jest słuszne?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Zerwałam się z łóżka i stwierdziłam, że
nie dam rady rozwiązać tego problemu bez wyżycia się w kuchni przy pieczeniu
jakiegoś wymyślnego ciasta.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
To mój niezawodny sposób na problemy spędzające
sen z powiek. Zawsze działa.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
Wiem, że to śmieszne, ale naprawdę najlepiej
mi się myśli, trzymając mikser w ręce i ubijając składniki w jednolitą masę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: large;"><b>Jechać albo nie jechać, oto jest pytanie</b></span></div>
<div class="MsoNormal">
<b> </b></div>
<div class="MsoNormal">
<b> </b></div>
</div>
</div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com44tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-83064958172130764902015-07-31T12:05:00.000+02:002015-07-31T12:05:09.532+02:002. Nie przejmuj się zbytnio swoją pracą, jeśli byłaby naprawdę ważna, nie daliby jej tobie.<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
...
bardzo motywujące ;)<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Najchętniej wymazałabym ten dzień z
pamięci, ale obiecałam, że wam opowiem jak poszło mi na rozmowach
kwalifikacyjnych, więc słowa muszę dotrzymać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szczerze
mówiąc sama nie wiem czy bardziej jestem zła czy szczęśliwa. Pewnie coś
pomiędzy jednym a drugim, tylko nie bardzo wiem jak nazwać to, co czuję.
Niestety, zbyt często zdarza mi się popadać ze skrajności w skrajność. Cóż
poradzić, taki już mój urok, ale mam nadzieję, że z biegiem czasu, mierzonym
pod kątem ilości wpisów na tym blogu, przywykniecie do mojego dziwnego, żeby
przypadkiem nie napisać niepoczytalnego zachowania. A może, co jednak jest
mniej prawdopodobne, ale nie niemożliwe, stanę się prawdziwą kobietą, taką co
to wie dokładnie, co czuje i czego chce od życia i nie spocznie dokąd tego nie
osiągnie. Ech, marzenia ściętej głowy, dobrze, że nie wsadzają za nie do
więzienia. Chociaż to też jest jakieś rozwiązanie, by być daleko od mojej
matki, tym bardziej teraz, kiedy nadal jestem bezrobotna. Puenta na samym
początku, Boże zlituj się nade mną.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Z racji tego, że mało kto lubi
przydługawe wstępy, ciągnące się jak flaki z olejem, zrobię coś pożytecznego
dla ludzkości i przejdę do rzeczy.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Praktycznie całą noc przesiedziałam
przed komputerem, szukając w inernecie cennych wskazówek, poczynając od
obszernej listy pytań, których mogę się spodziewać podczas rozmowy z
potencjalnym pracodawcą, przez porady odnośnie stroju i makijażu, oraz artykułu o tym w jaki sposób poradzić
sobie z paraliżującym stresem, który bardzo często sznuruje nam usta i sprawia,
że trzęsiemy się jak galareta, co bardzo niekorzystnie wpływa na nasz wizerunek
i stawia nas na spalonej pozycji już na samym początku. Natknęłam się również
na treściwy materiał na temat mowy ciała i gestów niewerbalnych, z którego
dowiedziałam się w jaki sposób się przywitać, jak usiąść, co zrobić z rękami.
Wiem, że brzmi to dość komicznie, ale kiedy chce się za wszelką cenę dostać,
może nie wymarzoną, ale jakąkolwiek pracę, robi się dosłownie wszystko. Ta
wiedza troszkę mnie uspokoiła, ale i tak o śnie mogłam zapomnieć. Leżałam na
łóżku i gapiłam się w sufit, wyobrażając sobie osoby, które będę musiała przekonać
do tego, że to właśnie ja jestem najodpowiedniejszą kandydatką, i że nie znajdą
lepszej ode mnie. Jeszcze do wczoraj byłam pewna, że to bułka z masłem a cała
ta rozmowa to tylko zło konieczne, ale bardzo szybko straciłam tą pewność
siebie i jak to mówi Iga, zaczęłam przeżywać jak stonka wykopki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Około piątej nad ranem, kiedy w pokoju
zaczynało się już robić jasno, a z dworu dobiegały mnie głośne trele skowronków
i wróbli, skaczących po rosnącej za oknem lipie, stwierdziłam, że nie ma sensu
dłużej leżeć bezczynnie w łóżku i robić doktoraty z badań nad sufitem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Usiadłam
na materacu i przez dłuższą chwilę przyglądałam się z niedowierzaniem swojemu odbiciu w lustrze przymocowanym do
drzwiczek szafy. Wiedziałam, że nieprzespana noc wpłynie niekorzystnie na mój
wygląd, ale żeby aż tak? Pierwsze co mi przyszło do głowy, to myśl, że nici z
delikatnego i subtelnego makijażu, o którym czytałam kilka godzin temu w
artykule „Naturalny wygląd - klucz do sukcesu podczas rozmowy o pracę‟.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Świetnie – burknęłam pod nosem,
przenosząc wzrok ze spuchniętych i podkrążonych oczu na sterczące w każdą z
możliwych stron włosy, które jakby się zmówiły z całą resztą i postanowiły
również zrobić mi na złość.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tak, Pech to moje drugie imię.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wsunęłam kapcie na bose stopy, ubrałam
szlafrok i najciszej jak się dało, żeby przypadkiem nie obudzić mamy, bo po co
mi awantura z samego rana, wyszłam z pokoju. Jako że było dopiero kilka minut
po piątej, a na pierwszą rozmowę byłam umówiona o dziesiątej trzydzieści,
postanowiłam wziąć długą gorącą kąpiel, w bąbelkach i solach o zapachu lawendy
oraz jaśminu. Podobno miały działać relaksacyjnie i odprężająco, przy okazji
łagodząc stres i niepokój, ale jak się można domyśleć, gówno dały. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przepraszam, nic na to nie poradzę, na
samą myśl dostaję białej gorączki, ale obiecuję, że jak tylko sytuacja na
froncie troszkę się uspokoi, postaram się popracować nad słownictwem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy woda była już prawie lodowata, a
moja skóra pomarszczyła się jak u osiemdziesięcioletniej staruszki,
stwierdziłam, że czas zmusić się do zjedzenia śniadania. Wiedziałam, że z tych
nerwów nie będę w stanie nic przełknąć, ale strach przed zemdleniem podczas
rozmowy działał dopingująco. I nawet nie wiecie jak się zdziwiłam, kiedy
zobaczyłam wyrwaną z zeszytu kartkę przypiętą do lodówki magnesami w kształcie kolorowych
warzyw, którą zostawiła mi mama. Napisała, że jest na siłowni, a stamtąd idzie
prosto do pracy. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam z przerażeniem na zegarek,
niemożliwe, żebym tak długo siedziała w wannie. Widok wskazówek zbliżających
się do godziny szóstej, wcale mnie nie uspokoił. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jaka siłownia, do jasnej cholery,
jest czynna tak wcześnie – zerwałam kartkę z lodówki, a magnesy uderzyły z
głośnym hukiem o kafelki i klnąc pod nosem na czym świat stoi, podarłam ją na
milion kawałków, wyładowując całą złość na Bogu ducha winnym kawałku papieru. –
I dobrze niech idzie nawet do diabła, tyle spokoju bez niej.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zaparzyłam sobie mocną kawę, mając
nadzieję, że postawi mnie na nogi i posmarowałam kilka kromek chleba grubą
warstwą Nutelli, nucąc pod nosem piosenkę z reklamy. Pamiętacie? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Porcja
zdrowia co dnia, Nutella, energia, co dzień energii smak. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przypomniały mi się odległe i co gorsza
beztroskie czasy dzieciństwa, co w momencie szykowania się do pierwszej rozmowy
o pracę było jak zobaczenie fatamorgany na pustyni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Blisko dwie godziny przesiedziałam przy
stole w kuchni, rozwiązując krzyżówki, tak jak polecała autorka artykułu „Nie
taki stres straszny, jak go malują‟ i jak można się domyśleć, nie przyniosło to
zamierzonego efektu, jedynie pomogło mi zabić czas, który i tak ciągnął się jak
gęsty, ohydny syrop. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ciszę, panującą w mieszkaniu przerwało
miarowe bicie dzwonów ratusza. Liczyłam w myślach uderzenia, które ucichły po
wybiciu dziewiątej godziny, po czym klasnęłam w dłonie i podniosłam się z miejsca.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Czas wyruszyć na podbój świata –
zawołałam, siląc się na radosny ton, jednak jak się można spodziewać wyszło mi
z tego coś, co przypominało raczej pełne lamentu i żalu zawodzenie kota.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Po godzinie wyszłam z mieszkania,
ubrana w białą, dopasowaną koszulę z zapiętym pod samą szyję kołnierzem,
grafitową, ołówkową spódnicę do kolan oraz wysokie czółenka z odkrytymi palcami
w cielistym kolorze. Włosy związałam w luźnego koka nisko na karku, a pod
grubszą, aczkolwiek w granicach zdrowego rozsądku, warstwą podkładu ukryłam
drobne niedoskonałości i dowody nieprzespanej nocy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
To, że wyglądałam naprawdę dobrze
dodało mi szczyptę pewności, nie mylić z rozluźnieniem, bo do tego stanu było
mi daleko jak stąd do księżyca i z powrotem, ale lepsza jest odrobina wiary w
siebie niż kompletny pesymizm.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Prawda?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sklep Diana&Japan mieścił się w
niewielkim, wolnostojącym budynku, który
swoim wyglądem przypominał średniowieczny zamek. Dach zdobiły strzeliste wieżyczki, a małe
półokrągłe okna wpuszczały do środka nikłą ilość światła dziennego. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przecież mnie nie zjedzą –
powiedziałam do siebie i po raz tysięczny drżącymi dłońmi wygładziłam spódnicę.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyjęłam z torebki okrągłą puderniczkę,
uważnym wzrokiem przyjrzałam się swojemu
odbiciu w lusterku i upewniając się, że wszystko jest w porządku pociągnęłam za
dużą, mosiężną klamkę popychając do przodu masywne, bogato rzeźbione drzwi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Niemal natychmiast rzuciły mi się w
oczy długie, falbaniaste suknie, wiszące na manekinach, idealnie skrojone
męskie płaszcze, fraki z dwoma rzędami błyszczących, czarnych guzików oraz buty
z wysokimi do kolan cholewami. W
pomieszczeniu panował półmrok, a unoszący się w powietrzu zapach kadzideł i
olejków eterycznych, pobudzał wyobraźnię, przenosząc w odległe czasy minionych
epok. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W czym mogę panience pomóc? – wzdrygnęłam
się, słysząc za plecami szorstkie, nieco naglące pytanie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spojrzałam w stronę dochodzącego głosu
i w tej samej chwili zamurowało mnie. W rogu sklepu na niskiej marmurowej
ławeczce siedziała wyprostowana niczym struna starsza kobieta, przypominając
arystokratkę wyjętą żywcem ze średniowiecznego zamku. Gorset szmaragdowej
sukni, którą miała na sobie przylegał ciasno do jej drobnego ciała, krępując
ruchy i pozwalając jedynie na płytki oddech. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dla takiego wcięcia w talii sama
dałabym się zniewolić w ten sposób. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyglądała obłędnie, a ilość falban i
zakładek jeszcze potęgowała to wrażenie. Na głowie miała mały kapelusik w tym
samym odcieniu zieleni co suknia, przyozdobiony barwnym pawim piórkiem. W
jednej dłoni trzymała rozłożony wachlarz w drugiej okrągłe okulary na długiej
rączce. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Czego panienka szuka? – zapytała
ponownie, tym razem nie kryjąc zniecierpliwienia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam, nazywam się Klara Jońska
i byłam umówiona na rozmowę o pracę – odparłam, kiedy już udało mi się zebrać
myśli i połączyć je z moim mózgiem a potem aparatem gębowym. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To już... – przeszyła mnie długim
spojrzeniem, uśmiechając się z politowaniem – ... nieaktualne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Jak to nieaktualne? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Czego panienka nie zrozumiała w tym
jednym, wydawać by się mogło, prostym zdaniu? Nieaktualne i już.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Napisanie, że się zdenerwowałam byłoby
raczej nie na miejscu i na pewno nie oddawałoby tego, co czułam w tamtym
momencie. Wkurwienie się to o niebo lepsze słowo. Niemal natychmiast, jak ręką
odjął cały stres ze mnie zszedł, a jego miejsce zastąpiła nieodparta pokusa
uduszenia tej, pożal się Boże, arystokratki gołymi rękami.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Bo wyglądam nieodpowiednio? –
zapytałam, nie kryjąc sarkazmu. – A może dziwnie?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie pasuje tu panienka i już. Chyba
nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego, kogo zatrudniam. To mój sklep i moja
decyzja.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przepraszam najuniżeniej –
uszczypnęłam boki mojej spódnicy, żałując, że zdecydowałam się, akurat na tą
mocno dopasowaną do ciała i ukłoniłam się nisko naśladując średniowieczne damy.
– Sądziłam, że szukacie ekspedientki a nie klauna. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cięta jesteś – syknęła przez zęby,
przystawiała okulary do oczu i omiotła mnie
kolejnym długim spojrzeniem – i nawet mi się podobasz.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Ale nie na tyle, by dostać tą pracę,
prawda? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Cięta i inteligentna w dodatku –
roześmiała się, a jej donośny śmiech, przypominający warkot wysłużonego
silnika, rozszedł się po tonącym w mroku pomieszczeniu. – Przykro mi – dodała
po chwili, rozkładając ręce w teatralnym geście. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Taaa, jasne.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Miło było panienkę poznać! –
krzyknęła za mną, a jedyne na co było mnie stać to odpowiedzenie jej głośnym
trzaśnięciem drzwi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co za sucz! – burknęłam pod nosem
głośniej niż zamierzałam zwracając na siebie uwagę mijających mnie
przechodniów. Jedni posyłali mi pełne litości spojrzenia, jakby wiedzieli przez
co chwilę temu przeszłam, inni przyspieszali kroku i kręcili głową z rezygnacją
pewnie zastanawiając się dokąd zmierza dzisiejsza młodzież. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Całą drogę do domu klęłam jak najęta,
rzucając pod adresem tej hrabianki nie wartej nawet złamanego grosza stek
wyzwisk i wulgaryzmów, których w tym momencie chyba nawet nie byłabym w stanie powtórzyć.
Jak można zapraszać kogokolwiek na rozmowę kwalifikacyjną i skreślać go już na
samym początku, tylko dlatego, że ubrał się elegancko i stosownie, a nie w
falbaniastą suknię, gorset i ten śmieszny kapelutek. Życzę powodzenia, z takimi
wymaganiami na pewno szybko znajdzie odpowiednią kandydatkę! Może i dobrze, że
tak się stało, gdybym chciała z siebie robić klauna to bym się o pracę w cyrku
postarała. Wiedziałam, że w tym sklepie można kupić różne dziwne ciuchy, ale w
życiu bym nie przypuszczała, że właśnie takie. Nazwa Diana&Japan sugeruje
raczej wyszukaną odzież z importu, a nie stroje prosto ze średniowiecza, w
których przechadzano się po zamczyskach. Posrane to wszystko jak wszyscy
diabli.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pewnie sobie teraz myślicie, że ta
rozmowa to jedna wielka porażka , niby tak, ale to co spotkało mnie potem było
jeszcze gorsze! Niemożliwe? Nic bardziej mylnego, ale po kolei.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Do domu wracałam okrężną drogą,
dokładając sobie kilku ponadplanowych kilometrów. Potrzebowałam naprawdę długiego
spaceru, żeby choć troszkę uspokoić swoje nerwy, które były całe w strzępach. Gdyby
nie to, że ubrałam szpilki na zbyt wysokim obcasie, zupełnie nieodpowiednie do
długich dystansów po nierównych i dziurawych chodnikach, pewnie spacerowałabym
po mieście, aż do kolejnej rozmowy, na którą byłam umówiona o osiemnastej w
CocoCoctajl.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jedyne co mnie uszczęśliwiło to fakt,
że mama była w pracy, a ja po mojej pierwszej w życiu rozmowie kwalifikacyjnej,
która okazała się całkowitą porażką, wróciłam do cichego i pustego mieszkania. Nawet
nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby jeszcze ona dorzuciła swoje pięć
groszy. Wybuch bomby o ogromnej sile rażenia gwarantowany w stu procentach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Do następnej rozmowy zostało mi jakieś pięć
godzin i postanowiłam, że tym razem postaram się nie denerwować i będę zabawna,
błyskotliwa a przede wszystkim rozluźniona. Nigdy nie byłam w CocoCoctajl, ale
z tego co wiem jest to bar w jamajskim klimacie, gdzie już na samym wejściu
unosi się zapach kadzideł o mocnym aromacie opium, gdzie można zamówić
wyszukane drinki podawane w łupinie kokosa oraz pobujać się przy reggae, granym
na żywo przez chłopaków w luźnych ciuchach i dredach na głowie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Stanęłam w korytarzu przed dużym,
zajmującym niemal pół ściany lustrem i z
uwagą przyjrzałam się swojemu odbiciu. Ta elegancka, ołówkowa spódnica oraz
idealnie uprasowana, śnieżnobiała koszula z mankietami i sztywnym kołnierzykiem
zupełnie nie pasowały do jamajskiego klimatu wolności i radości z życia. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie dam się drugi raz
zdyskwalifikować za strój – powiedziałam do siebie i pobiegłam do szafy w
poszukiwaniu długiej, zwiewnej spódnicy w kolorowe wzorki oraz białej bokserki
na grubszych ramiączkach wysadzanych drobnymi jak ziarenka maku cyrkoniami. – I
niech nikt się nie waży powiedzieć, że ubrałam się niestosownie. – roześmiałam
się do siebie i opadłam na łóżko, zabijając długie godziny czekania na rozmowę,
tym co kochałam najbardziej, a co działało lepiej niż relaksujące kąpie i wszystkie
inne antydepresanty. „Przeminęło z wiatrem‟, chyba nie muszę nic więcej
tłumaczyć. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Z racji tego, że kiedy pogrążam się w
fikcyjnym świecie, bardzo często zdarza mi się stracić kontakt z rzeczywistością,
ustawiłam sobie budzik na siedemnastą, żeby przypadkiem tym razem nie przegapić
spotkania w CocoCoctajl. I całe szczęście, że to zrobiłam, bo kiedy usłyszałam
alarm byłam kompletnie zaskoczona, że te pięć godzin zleciało tak szybko i
nawet nie zauważyłam kiedy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona,
włożyłam leżące na pufie naszykowane ciuchu, złożone w idealnie równą kostkę,
poprawiłam makijaż i wybiegłam pospiesznie z domu, zamykając za sobą drzwi z
głośnym łoskotem. Bar mieścił się trzy ulice dalej, niby niedaleko, ale
dotarcie tam w godzinie wzmożonego ruchu, tym bardziej przy remontach dróg i
mnóstwie objazdów, których nie sposób było ominąć, nawet idąc pieszo, zajęło mi
więcej czasu niż sądziłam. Byłam na siebie zła, że ustawiłam budzik za późno.
Nie cierpię się spóźniać i zawsze staram się być przed czasem, tym bardziej
jeśli w grę wchodzi rozmowa kwalifikacyjna, od której zależy więcej niż jesteście
w stanie sobie wyobrazić, na przykład moje zdrowie psychiczne albo życie mojej
matki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kilka minut przed osiemnastą, zdyszana
i łapiąca oddech jak ryba wyciągnięta z wody, stanęłam przed niewielkim
budynkiem pomalowanym w mieszających się ze sobą i przechodzących jeden w drugi
odcieniach zieleni, żółci i czerwieni. Muszę przyznać, że już sam wygląd zewnętrzny
baru zrobił na mnie kolosalne wrażenie, ale jeszcze większe wywarło na mnie
wnętrze lokalu. Złapałam za klamkę i z rozmachem otworzyłam drzwi obite równo
ułożonymi patyczkami bambusa. Niemal
natychmiast, tak jak się tego spodziewałam, doszły mnie dźwięki wesołej muzyki,
płynącej gdzieś z głębi pomieszczenia oraz unoszący się w powietrzu charakterystyczny
aromat kadzideł o zapachu marihuany. Na ścianach wisiało mnóstwo plakatów
oprawionych w antyramy, przedstawiających pionierów muzyki reggae, zarówno tych
współczesnych jak i tych, którzy dali początek temu nurtowi. Muszę się
pochwalić, że nawet kilku z nich udało mi się rozpoznać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na
środku stał okrągły bar, przystrojony kolorowymi lampionami oraz drewnianymi
figurkami różnych bożków, przy którym gęsta grupka dziewczyn piszczała
radośnie, nie szczędząc braw i głośnych zachwytów, dla popisującego się swoimi
umiejętnościami robienia kolorowych drinków przystojnego barmana. Długie czarne
dredy związał w niedbałego koka, odsłaniając rządek kolorowych kolczyków w
prawym uchu a w lewym niewielki tunel. Miał na sobie jedynie luźne, białe
szorty, do których szlufki przywiązał długą barwną chustę. I tyle. Nie ubrał
koszulki ani butów.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wmieszałam się w grupkę dziewczyn i z
wypiekami na twarzy dołączyłam do publiczności, zupełnie zapominając o
powodzie, dla którego się tam zjawiłam. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co dla ciebie, laleczko? – zapytał po
skończonym pokazie. – Polecam koktajl z awokado. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Może potem, teraz jestem umówiona na rozmowę z
twoim szefem – moja jasność umysłu zupełnie mnie zaskoczyła. Odmówiłam jednemu
z najprzystojniejszych chłopaków jakich do tej pory widziałam na oczy, a do
tego nawet się nie zająknęłam i udało mi się skleić logiczne i spójne zdanie.
Albo robię postępy, albo się naćpałam od samego oddychania tym powietrzem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Serio chcesz tu pracować? –
uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową w stronę kelnerki, która właśnie wyszła z
zaplecza, a sam jej widok sprawił, że ugięły się pode mną kolana. Jej strój
roboczy, jeśli oczywiście mogę tak to nazwać, składał się ze spódnicy do kolan
zrobionej z szerokich liści palmy oraz ze stanika, którego miseczki imitowały
dwie połówki kokosa. A może wcale nie imitowały, może po prostu nimi były? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przyznam, że przeszło mi przez myśl,
żeby uciekać stamtąd póki nie jest za późno, ale perspektywa pracy z
przystojnym barmanem przekonała mnie do podjęcia wyzwania, jakim niewątpliwie
była ta praca. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Większość dziewczyn rezygnuje jeszcze
przed rozmową z Dario, to znaczy z szefem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie mam innego wyjścia –
odpowiedziałam, ciągle nie spuszczając wzorku z kelnerki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Może jednak dam ci tego drinka? Tak
na rozluźnienie.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Na rozluźnienie to by się przydała
butelka czystej. – zażartowałam i podniosłam się z wysokiego hockera, stojącego
przy barze – Powiedz mi lepiej gdzie mam szukać tego Dario, już i tak jestem
trochę spóźniona. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Na górę – wskazał w stronę schodów w
rogu pomieszczenia – i drugie drzwi po lewej. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dzięki.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Powodzenia! – krzyknął, odprowadzając
mnie wzrokiem, aż do momentu, kiedy zapukałam nieśmiało w drzwi i po krótkim "Proszę" zniknęłam w
gabinecie Dario. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Spodziewałam się spotkać w środku
uśmiechniętego, rozluźnionego mężczyznę, w wieku około czterdziestu pięciu góra
pięćdziesięciu lat, który miałby na
sobie kolorową hawajską koszulę w kwiaty oraz szeleszczące krótkie spodenki.
Wyobrażałam sobie, że podobnie jak barman, którego poznałam chwilę wcześniej,
będzie miał na głowie dredy i z założonymi na biurko nogami będzie palił
skręty, bujając się do muzyki dochodzącej z dołu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kolejny raz moja intuicja wywiodła mnie
w pole. Co jest ze mną do jasnej cholery nie tak?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przy masywnym stole w kolorze dojrzałej
czereśni na skórzanym fotelu siedział tęgi mężczyzna wiekiem mieszczący się w
moich wyobrażeniach. Co prawda nie palił skręta tylko cygaro. W tym temacie jestem
typowym laikiem, ale wyglądało na kosmicznie drogie, podobnie jak złoty
zegarek, który nosił na pulchnym przedramieniu. Pomyślałam, że pewnie jest
warty więcej niż całe nasze mieszkanie razem ze wszystkimi meblami i sprzętami.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Słucham? – rozsiadł się wygodniej w
fotelu i omiótł mnie długim, badawczym spojrzeniem, jakby przeprowadzał casting
na prostytutkę do nowo otwartego burdelu. Postanowiłam puścić to w niepamięć,
nie żeby mi to nie przeszkadzało, ale biorąc pod uwagę, że miałam za sobą jedną
nieudaną rozmowę dzisiejszego dnia, nie miałam innego wyjścia jak
zbagatelizowanie tego obleśnego knura. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nazywam się Klara Jońska, byłam
umówiona na rozmowę o pracę – uśmiechnęłam się, starając się ze wszystkich sił,
żeby wypaść naturalnie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– No to siadaj, Niunia i opowiadaj – otworzył
szafkę biurka i wyciągnął z niej opróżnioną do połowy butelkę Jack'a Daniels'a
i dwie wysokie szklanki. – Napijesz się z przyszłym szefem? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dziękuję, nie przepadam za alkoholem.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– W takim razie nie pozostaje mi nic innego
jak ci współczuć. – uśmiechnął się szeroko rozbawiony żartem i pociągnął długi
łyk złotego płynu. Już miałam mu powiedzieć co myślę o jego zachowaniu, ale
wyprzedził mnie pytając o doświadczenie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Niestety nie mam żadnego, dopiero co
skończyłam liceum i odebrałam wyniki matu...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Gorąca dziewiętnastka, tak?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Na samo wspomnienie tej rozmowy zaczyna
mnie telepać, ale obiecałam, że wam opowiem dokładnie jak było, a że u mnie
słowo droższe pieniędzy, więc muszę jakoś przez to przebrnąć. Mam tylko nadzieję,
że kiedyś będę się z tego śmiała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Klara! – powiedziałam stanowczym
głosem – Wolałabym, żeby zwracał się pan do mnie po imieniu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Klara, Klara, Klara – powtórzył kilka
razy, przewracając oczami – Wyobraź sobie, że pracuje to aż osiem dziewczyn i
myślisz, że mówię im po imieniu? Nie mam czasu na zaprzątanie sobie tym głowy.
Będziesz Niunią, Laleczką, Gąską, zależy co mi ślina na język przyniesie, i
radzę ci do tego przywyknąć. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiecie co sobie wtedy pomyślałam? Że
oto znalazł się odpowiedni kandydat, który może stawać w szranki z moją matką w
konkurencji pod tytułem „Wkurwianie Klary na czas‟. Jeszcze do niedawna moja
mama była niepokonana w tym temacie, teraz boję się, że mogłaby zostać
pozbawiona mistrzowskiego pasa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dario wstał z fotela, który głośno
zaskrzypiał, jakby odetchnął z ulgą, że już nie musi dźwigać jego tłustego
cielska. Mężczyzna podszedł do stojącej przy oknie szafy w kolorze identycznym
jak biurko i wyjął z niej strój jaki miała na sobie kelnerka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Przymierz? – rozkazał i rzucił w moją
stronę spódnicę z liści palmy, która wprawiona w ruch cicho zaszeleściła oraz
stanik z prawdziwych łupin kokosa. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Co? – byłam tak zaskoczona tym co
zrobił, że nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa więcej, mimo że od
niewybrednych przekleństw i wyzwisk, aż huczało mi w głowie . <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nie udawaj cnotki – popatrzył na mnie
z przekąsem i z powrotem usiadł w fotelu po drugiej stronie biurka, zagraconego
różnymi planami wykresów i wycinkami z gazet. – Myślałaś, ze jakimi kryteriami
kieruję się w wyborze kelnerek? Co mi po twojej maturze albo doświadczeniu,
jeśli nie będziesz potrafiła skupić na sobie uwagi obślinionych klientów i
zmusić ich do przepuszczenia tu fortuny? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Pierdol się – poderwałam się z
miejsca i rzuciłam mu w twarz strojem, który kazał mi przymierzyć, uderzając go
w czoło twardą miseczką stanika, po czym jak przeciąg wybiegłam z jego gabinetu
i zatrzasnęłam drzwi z takim impetem, że na moment zagłuszyłam dźwięki bębnów,
na których grał jeden z muzyków w głębi sali. Podciągnęłam długą spódnicę na
wysokość kolan i zbiegłam po schodach, nie reagując na wołanie barmana i jego
prośby żebym się zatrzymała. Pchnęłam wyjściowe drzwi i wyszłam pospiesznie na dwór, czując, że jeśli
zostałabym tam choć sekundę dłużej wybuchnęłabym jak granat, pozbawiony
zawleczki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Teraz, jak o tym piszę, to sama w to
nie wierzę, przecież takie rzeczy się nie zdarzają na co dzień, a już na pewno
nie jednej osobie i nie w ciągu kilku godzin. Moje życie to jeden wielki chaos
i stek nieporozumień. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kiedy
Bóg wymyślał dla mnie plan, musiał mieć bardzo parszywy nastrój, aż strach pomyśleć,
co jeszcze dla mnie przygotował.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Już chyba rozumiecie czemu nie potrafię
powiedzieć czy bardziej jestem zła czy szczęśliwa? Z jednej strony jestem
wściekła, że tacy idioci stąpają po tej samej ziemi co ja i wdychają ten sam
tlen, poza tym nic się nie zmieniło, ciągle jestem bezrobotna, choć z drugiej
strony cieszę się, że nie dostałam żadnej z oferowanych pracy, przynajmniej nie
będę musiała się na co dzień użerać z takim szefostwem. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czysty
paradoks!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wiem czy dzisiaj zasnę! Ciągle mam
przed oczami tą staruchę, której się w głowie poprzestawiało i wydaje jej się,
że jest średniowieczną hrabianką a potem
obraz się rozmywa i widzę tego oblecha, któremu robię guza na spoconym czole
rzucając w niego kokosowym stanikiem. <o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Boże, za jakie grzechy? <span style="font-size: 14pt;"><o:p></o:p></span></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com53tag:blogger.com,1999:blog-5067497010144947837.post-22079995720013850492015-07-25T17:48:00.003+02:002015-07-30T09:56:02.780+02:001. Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów zrezygnował<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
... i całe szczęście, chciałoby się dodać.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obudziłam się jakieś czterdzieści minut
temu i szczerze mówiąc już mam dość. Nie ma to jak znacząc dzień od zaciętej
kłótni przy śniadaniu. Dziękuję, mamusiu! Jak dobrze wiedzieć, że zawsze można
na ciebie liczyć. Ostatnio trochę się martwiłam. Ucichłaś i spokorniałaś, ale
już wiem, że to była tylko cisza przed burzą. Z ciężkim sercem muszę przyznać,
jesteś w formie. Nikt, naprawdę nikt poza tobą oczywiście, nie jest w stanie w
trzy sekundy doprowadzić mnie do białej gorączki. Powinnam cię podziwiać, ale
wybacz, stać mnie jedynie na nienawiść i wyobrażanie sobie jak na przejściu dla
pieszych potrąca cię jakiś zalany w trzy dupy kierowca tira, albo porywa cię
jakiś psychopata i wyżywa się na tobie przy użyciu tępych narzędzi. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przepraszam, trochę się rozmarzyłam, a
przecież przy zakładaniu tego bloga i obmyślaniu pierwszego wpisu przyświecała
mi zupełnie inna myśl. Obiecałam sobie,
że nie zacznę od użalania się nad sobą i moim popieprzonym życiem, a tu proszę
pierwsze zdanie i o od razu jak mi źle i niedobrze. Ale to przez to, że weszłam
na temat-minę, o który nie sposób nie zahaczyć, niestety. Myślę, że póki co chyba
na tym poprzestanę. Nie chcę tak od razu na samym wstępie zaczynać od narzekań.
Jeszcze się znajdzie odpowiedni czas, żeby napisać kilka „ciepłych‟ słów pod
adresem tej kobiety, którą ktoś nie wiedzieć czemu nazwał moją matką. To, że z
premedytacją i złośliwym uśmieszkiem na ustach spierdzieliła mi życie i pewnie
będzie robić to do usranej śmierci, nie znaczy, że pozwolę jej zepsuć mój
pierwszy wpis. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Szczerze mówiąc nigdy nie prowadziłam
pamiętnika, a już na pewno nie takiego wirtualnego, gdzie każdy będzie mógł zajrzeć
i zagłębić się w moją prywatność. I pewnie nigdy bym tego nie zrobiła, gdyby
nie to, że Iga, moja najlepsza i chyba jedyna prawdziwa przyjaciółka wyjechała
ze swoją grupą na obóz taneczny do Francji jeszcze przed wynikami matur na całe
dwa miesiące. Dwa miesiące! Sześćdziesiąt dwa cholernie długie dni. Nie
wyobrażam sobie jak to przeżyję! Chyba zacznę ryć w ścianie kreski, odliczając
dni do jej powrotu, na wzór więźniów, którzy odsiadują swoje wyroki w małych,
obskurnych celach. Iga będzie ćwiczyć piruety, przy okazji szlifując język z
przystojnymi Francuzami, a ja tu oszaleję z rozpaczy. No chyba że prędzej najem
się jakiś prochów, albo dzień w dzień będę piła do lustra na umór. A może jedno
i drugie, żeby mieć pewność, że zadziała.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czy ja aby przypadkiem znów nie
zaczynam narzekać? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tak więc z racji tego, że znalazłam się
pod ścianą z milionem pistoletów wymierzonych w moje roztrzęsione ciało,
złapałam się brzytwy i założyłam tego bloga, żeby najzwyczajniej w świecie móc
się wygadać. Rozważałam też zapisanie się na jakieś konsultacje psychologiczne,
ale przemyślałam sprawę i zrezygnowałam. Nie mam zamiaru komuś płacić sporych
pieniędzy, których tak na dobrą sprawę nawet nie mam, za to żeby posłuchał
moich narzekań. Aż tak źle to ze mną nie jest. Poza tym są telefony i internet,
więc będziemy w stałym kontakcie, pod warunkiem, że znajdzie dla mnie czas,
gdzieś między ćwiczeniem piruetów a szlifowaniem francuskiego. Ta to się
potrafi ustawić.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I to jest chyba ten moment, w którym
powinnam się przedstawić... to znaczy ten moment był jakieś kilkanaście zdań
temu, ale wyszło jak wyszło, trudno. W sumie mogłabym wszystko skasować i
zacząć od początku, tak jak być powinno, ale stwierdziłam, że najlepiej jest
pisać pod wpływem emocji i to co przyjdzie mi na myśl bez retuszów i ubarwień.
Wtedy jest dużo ciekawiej, przynajmniej tak mi się wydaje, no bo skąd mam wiedzieć,
skoro to mój pierwszy wpis?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ciągle się waham czy jest sens pisania
o sobie. No bo co obchodzi jakąś zagubioną duszyczkę, która trafił tu zupełnie
przez przypadek, kim jestem i po jaką cholerę zaśmiecam cybernetyczną
przestrzeń swoimi mądrościami. W sumie to mogłabym olać całe to przedstawianie
się, pisanie co lubię a czego nie, co mnie wkurza a co daje mi szczęście, ale
doszłam do wniosku, że skoro zdecydowałam się na wirtualny pamiętnik, a nie „pisanie
do szuflady‟ to pokuszenie się o kilka zdań na swój temat jest wręcz niezbędne.
<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Więc do rzeczy... <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Boże, nie uwierzycie, właśnie stanęła
mi przed oczami moja polonistka, która z surową miną, zerka na mnie spod okularów,
zsuniętych na sam czubek swojego garbatego nosa i kręcąc z rezygnacją głową
mówi do mnie: „Jońska, zapamiętaj sobie raz na zawsze, nie zaczyna się zdań od
słowa więc‟. Wybaczcie, ale dziesięć godzin języka polskiego w tygodniu,
pomnożone przez trzy lata liceum daje stuprocentowy trwały uszczerbek na
zdrowiu psychicznym.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tak więc zaczynajmy, bo nigdy nie
zaczniemy. To akurat był celowy zabieg, ale wolę podkreślić ten fakt, gdyby
jakimś cudem trafiła tu moja pani z polaka i doznała ciężkiego szoku.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mam na imię Klara, mieszkam w
Warszawie, w niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu na obrzeżach miasta. Kilka dni
temu skończyłam dziewiętnaście lat i jeśli już jesteśmy przy tematach
związanych ze szkołą, muszę się wam pochwalić, że od wczoraj jestem szczęśliwą
posiadaczką, yyy... szczęśliwa to chyba za duże słowo, biorąc pod uwagę mój
stan psychiczny, ale nie zamierzam się powtarzać, więc jestem posiadaczką
wzorowo zdanego egzaminu dojrzałości. Wiem, że brzmi to troszkę koślawo, ale
szkoła się skończyła i mogę sobie pofolgować ze stylistyką, a co. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Czuję ogromną ulgę, że rozdział pod
tytułem "nauka" mam już za sobą.
Na studia nie zamierzam iść, przynajmniej nie teraz, choć moja
wychowawczyni stwierdziła, że z takim świadectwem, tyloma wygranymi olimpiadami
oraz takimi wynikami z matury mogłabym się starać nawet o miejsce na
Harvardzie. Szczerze mówiąc nawet się zastanawiałam nad tym, to znaczy nie nad
Harvardem, ale nad jakąś uczelnią, obojętnie gdzie, byle jak najdalej od tego
domu i tego stworzenia, które chodzi po świecie i marnuje tlen, udając moją
matkę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kusząca
myśl, ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że jednak większą nienawiścią
pałam do nauki niż do mamy. „Z dwojga złego lepiej w tę stronę. ‟ Przepraszam,
ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zacytować legendarnego Shreka. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pewnie się zastanawiacie jakim cudem
osobie, która nie przykładała się do nauki, choć bardziej pasowałoby tu słowo
nie trawiła jej, udało się tak wiele osiągnąć.
Cóż muszę was rozczarować, ponieważ sama nie wiem jak to się stało. Przyznam
szczerze, że nigdy nie zarwałam nocy z powodu nauki. Niemożliwe? A jednak...
Poza tym na palcach jednej ręki można by było policzyć ile razy otworzyłam
podręcznik w domu, żeby powtórzyć materiał przed egzaminem. O lekturach nie
wspomnę. Nie przeczytałam żadnej, bazowałam jedynie na szczegółowych
opracowaniach i streszczeniach. I tu się pojawia kolejny paradoks, bo tak
naprawdę kocham książki i nawet nie chcę sobie wyobrażać jak mogłoby wyglądać
moje życie bez nich, ale tak to już ze mną jest, że jeśli coś mi się narzuca
zwykle robię na przekór. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mama, kiedy była jeszcze w miarę
normalna i można było z nią porozmawiać na jakieś głębsze tematy mówiła, że to
dzięki mojej wrodzonej inteligencji, chłonnemu jak gąbka umysłowi, a przede
wszystkim niemalże idealnej pamięci. I chyba coś w tym jest, bo faktycznie
wystarczyło, żebym skupiła się nad tym co mówi nauczyciel. Nie potrzebowałam
nawet robić notatek. Moje zeszyty zawsze wyglądały okropnie. Jedynie co można w
nich było znaleźć to tematy zajęć, daty oraz niewybredne malunki męskich
genitaliów na ostatnich stronach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie myślcie sobie, że po drugiej
stronie ekranu siedzi klon Einsteina i pisze jaki to nie jest mądry i zdolny.
Nic bardziej mylnego. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że jestem jakimś
geniuszem, a już na pewno nie odkryłam żadnej teorii i pewnie nie odkryję,
chociaż kto wie? Newton pewnie też się nie spodziewał, że jabłko, które spadło
mu na głowę, tak zmieni jego życie, albo Archimedes, który swoją sławę i
przełom w nauce zawdzięczał zwykłej wannie. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kurczę, chyba powinnam być bardziej
uważna, może któregoś pięknego dnia, zupełnie się tego nie spodziewając, jakaś
błahostka zmieni moje życie? Oby tak było i obym nie musiała zbyt długo na to czekać.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Tak się teraz zastanawiam w jakiej
dziedzinie nauki miałabym największą szansę, żeby zabłysnąć i wiecie co? Ja to
bym chyba mogła napisać poradnik dla sfrustrowanych nastolatek. Już nawet mam
tytuł „Jak przeżyć pod jednym dachem z podstrzeloną matką i nie zwariować‟. O
tak, w tej kwestii jestem ekspertem. Nie planowałam poświęcać jej tu zbyt wiele
miejsca, a już na pewno nie w pierwszym poście, ale widzę, że chyba mi się to
nie uda. A to wszystko przez tą dzisiejszą awanturę przy śniadaniu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyobraźcie sobie taką sytuację:<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Obudziłam się kilka minut po szóstej.
Powinnam wylegiwać się do południa, mam w końcu wakacje, ale mój organizm
widocznie ciągle jeszcze żyje według
szkolnego trybu. Usiadłam na łóżku i przez chwilę przyglądałam się jak
drobinki kurzu tańczą w świetle promieni słonecznych, wpadających do mojego
pokoju. Mimo wczesnej pory słupek rtęci sięgał prawie trzydziestu stopni
Celsjusza. Pomyślałam sobie „Dzisiaj będzie fajny dzień‟ i oczywiście był
fajny, szkoda tylko że przez dziesięć minut, dokąd nie weszłam do kuchni i nie
zobaczyłam mojej szanownej mamusi, która siedziała sobie przy stole, popijała
kawę z ogromnego kubka w kształcie serca i gapiąc się w lusterko rysowała na
górnej powiece idealnie równą, grubą kreskę. Niby nic takiego, makijaż u kobiety
to przecież chleb powszedni. I wszystko byłoby naprawdę w porządku, gdyby nie
to, że miała na sobie buty na niebotycznie wysokim obcasie wiązane wokół kostki
oraz wieczorową suknię z odkrytymi plecami i wyszywanym cyrkoniami gorsetem. Przyznam,
że mnie zamurowało. Zanim zebrałam myśli i podniosłam moją szczękę z podłogi
musiało minąć kilkanaście długich sekund. Spojrzałam z powątpiewaniem na zegarek wiszący nad kuchenką gazową.
Dochodziło pół do siódmej, mocno zacisnęłam powieki i spojrzałam jeszcze raz na wskazówki. Pół do siódmej rano, jak w
mordę strzelił. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
„To się nie dzieje naprawdę‟<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zrobiłam krok do tyłu i oparłam się o
blat szafki, czując, jak nogi zaczynają się pode mną trząść i uginać, jakby
były z waty, a cała kuchnia traci kolory i pogrąża się w czerni. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– O Klaruś, wstałaś już? Co tak
wcześnie? – zapytała układając usta, pomalowane krwistoczerwoną szminką w
szeroki uśmiech.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Gdzie idziesz? – wychrypiałam sucho,
nie mogąc oderwać od niej wzroku. Muszę przyznać, że wyglądała naprawdę ładnie.
Włosy spięła nisko na karku, układając je w gładkiego koka, a na policzki
nałożyła perłowy róż, który idealnie rozświetlał jej twarz, ukrytą pod cienką
warstwą pudru. W uszach miała długie srebrne kolczyki, które przy każdym ruchu
obijały się o jej zgrabną szyję oraz kości obojczyka, a na smukłym nadgarstku
zapięła szeroką bransoletkę z cekinami. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
–
Idę po bułeczki – zawołała melodyjnym głosem, doprowadzając mnie tym samym do
kresu wytrzymałości. I wybuchłam. Mój pierwszy dzień wakacji, który miał być
idealny, poszedł właśnie do diabła. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Po bułeczki? W takim stroju? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A co z nim jest nie tak? –
skrzyżowała ręce na piersiach i zrobiła nadąsaną minę.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Wszystko! Wszystko jest nie tak!–
krzyknęłam, wściekła na samą siebie, że kolejny raz pozwoliłam jej wyprowadzić
się z równowagi – Stroisz się jakbyś miała za chwilę odebrać Oscara albo
przejść się po czerwonym dywanie w blasku fleszy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Dziękuję, kochanie, to był
najpiękniejszy komplement, jaki kiedykolwiek od ciebie usłyszałam – roześmiała
się sztucznie i wróciła do nakładania na rzęsy kolejnej warstwy tuszu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Nienawidzę cię – syknęłam przez zęby,
bezwiednie zaciskając z całych sił pięści. – Czy ty naprawdę nie widzisz, że
robisz z siebie idiotkę? Całe osiedle wytyka cię palcami. Wstyd mi za ciebie.
Naprawdę nie szkoda ci na to czasu? Stroisz się godzinami tylko po to, żeby
wyjść do spożywczaka po bułki na śniadanie? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– A tak, właśnie tak. Klara, mam
czterdzieści dwa lata i jestem samotna, mój zegar biologiczny tyka, po śmierci
twojego ojca niestety nie zatrzymał się w miejscu. Chcąc nie chcąc, muszę wyglądać
idealnie nawet idąc do spożywczaka po bułki, jak ty to ujęłaś. Wyobraź sobie,
że spotkałabym tam mojego księcia z bajki i przez to, że wyglądałabym nieciekawie,
bo zamiast wstać wcześniej, zrobić makijaż, przygotować najlepsze ciuchy, upiąć
włosy, dobrać biżuterię, wolałam dłużej pospać, i tylko dlatego zmarnowałabym
szansę na miłość i szczęście w życiu. – wzruszyła ramionami i z głośnym
siorbnięciem upiła łyk zimnej już kawy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– To jakaś paranoja. Ty naprawdę
powinnaś się leczyć.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Leczyć? Bo co? Bo lubię dobrze
wyglądać? <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Mamo, nikt ci nie broni dobrze
wyglądać, ale do jasnej cholery, kiedy ty w końcu zrozumiesz, że nie masz już
dwudziestu lat i najwyższy czas przystopować. Nie możesz po prostu ubrać
dżinsów i jakiejś koszulki?<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Już wiem co cię tak bardzo boli –
ułożyła usta w wąską linię i wlepiła we mnie surowy wzrok, grożąc mi w
powietrzu palcem – Ty mi po prostu zazdrościsz. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Braku mózgu? Wybacz, to nie powód do
zazdrości – roześmiałam się jej w twarz, widząc jak zaczyna z nerwów trzepotać
rzęsami, oblepionymi toną maskary.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Tego, że wyglądam lepiej niż ty i mam
większe powodzenie – wypięła dumnie pierś, przyglądając się z odrazą mojej
błękitnej koszuli nocnej w białe owieczki. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
– Proszę cię skończ, nie ośmieszaj się
jeszcze bardziej – nalałam sobie soku, wzięłam jabłko z misy i wyszłam
pospiesznie z kuchni starając się nie zwracać uwagi na jej lamenty i jęki niezadowolenia
z powodu... zaraz, zaraz, jak to było dokładnie? A już wiem! Z powodu
niewdzięcznej i rozpuszczonej córki, która jej nie docenia i ciągle ją poniża. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nie wiem co takiego zrobiłam w
poprzednim wcieleniu, że pokarało mnie taką matką. I pomyśleć, że jeszcze do
niedawna była zupełnie normalna. Ubierała się elegancko, nie przesadzała z
makijażem, można z nią było porozmawiać o wszystkim. Jednym słowem była moją
matką, troszczyła się o mnie, dmuchała na moje pozdzierane łokcie i kolana,
wmawiając mi, że dzięki temu będzie mniej bolało. Po śmierci taty pracowała od
rana do nocy, a mimo to zawsze znalazła czas żeby poczytać mi przed snem
książkę albo obejrzeć razem ze mną wieczorynkę, pytała jak poszło w szkole, znała
imiona wszystkich moich lalek, a czasami, kiedy wracałam zbyt późno robiła mi
wywody a potem straszyła szlabanem. Była taką mamą, o której się marzy. Nie
wiem co takiego się wydarzyło, że nagle stała się tym "czymś".
Szczerze mówiąc nawet nie mam pojęcia jak ją nazwać. Myślałam, że tylko faceci
cierpią na tak zwany kryzys wieku średniego, a tu proszę, niespodzianka.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Sama nie potrafię powiedzieć co mnie
wkurza w niej najbardziej. Czy to, że ubiera się zbyt odważnie i przesadza z
makijażem, czy to, że jedyne o czym rozmawia to kosmetyki i ciuchy? Chociaż
nie... Po dłuższym zastanowieniu, mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że
najgorsze jest to w jaki sposób wymawia swoje imię. To jest czerwona płachta na
byka. I choćbym nie wiem ile razy słyszała jak się przedstawia – Miło mi, mam
na imię Anja. – za każdym razem doprowadza mnie tym jednym zdaniem do szewskiej
pasji. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Anja...
też mi coś. Jakby to miało sprawić, ze stanie się w sekundę super modelką i
cały męski świat padnie do jej stóp, prosząc o jej rękę. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Jak widzicie, nie mam lekkiego życia.
Jeszcze do niedawna dla świętego spokoju próbowałam schodzić jej z drogi i
starać się unikać, żeby nie zaogniać już i tak beznadziejnej atmosfery, ale
ciężko jest kogoś unikać, kiedy mieszka się z nim pod jednym dachem na
cholernych trzydziestu sześciu metrach kwadratowych. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ta dzisiejsza kłótnia, o której
mieliście niewątpliwą przyjemność przeczytać, to tylko kropla w morzu jej
umiejętności i pomysłowości. Jak tak na nią patrzę to wcale się sobie nie
dziwię, że czasami, a raczej bardzo często puszczają mi nerwy. Wtedy albo
całymi dniami wypłakuję oczy w poduszkę, albo wybucham i muszę się z całych sił
powstrzymywać, żeby nie wydrapać jej oczu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Dlatego właśnie tak bardzo zależy mi na
szybkim znalezieniu pracy. Jutro mam dwie rozmowy kwalifikacyjne. Pierwszą o
dziesiątej trzydzieści w Diana&Japan. Dla niewtajemniczonych jest to
niewielki butik z wyszukaną odzieżą, jakieś dwadzieścia minut piechotą od
naszego mieszkania. A drugą o osiemnastej w CocoCocktajl. Jeżuniu, ale się
musiałam skupić, żeby poprawnie napisać nazwę, normalnie można sobie język
połamać. Jedna z kelnerek zaszła w ciążę i szukają zastępstwa. Muszę tylko
jakoś przekonać pana szefa, że lepiej nie mógł trafić i że nawet nie zdaje
sobie sprawy jakie ma szczęście, że chcę dla niego pracować. Bułka z masłem,
nie takie rzeczy się robiło. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wiem, że te oferty to nic szczególnego,
ale znalezienie dobrej pracy świeżo po liceum, graniczy niemal z cudem. Trudno,
nie mam zamiaru przebierać i wybrzydzać. Muszę jak najszybciej zacząć zarabiać
i odkładać każdy grosz, żeby było mnie stać na wynajęcie jakiejś kawalerki. Choćbym
miała jeść suchy chleb i zapijać kranówą, do końca wakacji muszę się
wyprowadzić z tego wariatkowa. Muszę i koniec, w przeciwnym razie, ręczę głową,
że policja odnotuje kolejną śmiertelną ofiarę przemocy rodzinnej. I to nie będę
ja...<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Kurczę, to pisanie, to wcale nie taka
głupia sprawa. Czuję jak z każdą chwilą jest mi lżej, a nawet trochę chce mi
się śmiać z tego wszystkiego. Do tej pory podobny efekt otrzymywałam dzięki
czytaniu książek, pieczeniu wymyślnych ciast, oglądaniu starych filmów lub po
prostu wisząc godzinami na telefonie i rozmawiając z Igą. Brawo, zaczynam robić
postępy. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
I tak sobie myślę, że byłoby jeszcze prościej,
gdybym miała tą swoją „drugą połówkę pomarańczy‟. Niestety jeszcze jej nie znalazłam i pewnie
nie prędko się to zmieni, choć przyznam szczerze, że nie narzekam na brak
powodzenia i zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Często umawiam się na
randki, a moja komórka i mail są bombardowane różnymi mniej lub bardziej
ciekawymi propozycjami, ale nic z tego nie wynika. Więc w czym problem? Jak to
w czym? We mnie! Mam zbyt wygórowane wymagania. A to wszystko przez książki.
Tak, tak, przez książki, nie przewidziało ci się, drogi czytelniku. Czytam
ckliwe romansidła, w których idealni mężczyźni, przystojni, szarmanccy i inteligentni,
kochają swoje kobiety tak szalenie i tak na zabój, że gdyby tylko mogli
ściągnęliby im gwiazdkę z nieba. Jak przystało na prawdziwą romantyczkę, którą
niewątpliwie jestem, czytam i sama marzę o takiej miłości. Takiej prawdziwej,
szalonej, takiej żebym nie mogła spać w nocy i żebym nie mogła o niczym innym
myśleć. Pomijam fakt, że przy okazji sama się zakochuję w tych idealnych,
niestety zupełnie nierealnych bohaterach. Ostatnio oszalałam na punkcie Hache z
„Trzy metry nad niebem‟, wcześniej był Peeta z „Igrzysk śmierci‟ oraz Edward ze
„Zmierzchu‟. Nie sposób nie wspomnieć o Greyu, Heathcliffie czy Aleksandrze z
„Jeźdźca miedzianego‟. Moja lista jest naprawdę długa, mogłabym tak wymieniać w
nieskończoność. Przykre, ale niestety prawdziwe. Zatracam się w imaginowanym
świecie przedstawionym w harlequinach, tym samym skreślając w realnym życiu
każdego chłopaka, który zwrócił na mnie uwagę. Gdybym chociaż dała im szansę
się poznać, ale nie, mam jakąś blokadę i wszystko kończy się zanim jeszcze
dobrze się nie zacznie. Najczęściej już po pierwszej randce.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ostatnio załapałam takiego doła z tego
powodu, że na dłuższy czas odstawiłam romanse i wzięłam się za czytanie
kryminałów. W tym szaleństwie była jakaś metoda. Postanowiłam sobie, że będę
bardziej wyrozumiała dla moich adoratorów i postaram się nie skreślać ich tak
od razu. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pierwszym i jednocześnie ostatnim królikiem
doświadczalnym w moim niecnym eksperymencie był Bartek, chłopak z równoległej
klasy, z którym chodziłam na dodatkowe zajęcia z przedsiębiorczości. Wydawało
mi się wtedy, że będzie odpowiednim kandydatem. Podobał mi się, a to już duży
plus. Był wygadany i bystry. Mieliśmy podobne zainteresowania, dzięki czemu
czułam się dobrze w jego towarzystwie i długo się nie zastanawiając dałam mu do
zrozumienia, że chciałabym, żeby zaprosił mnie na randkę. Uśmiechałam się
zalotnie i wpatrywałam się w niego maślanym wzrokiem, a on od razu złapał
przynętę i z rumieńcami na twarzy zaproponował
kino. Zgodziłam się od razu. Czułam, że od tej pory nastąpi wielki przełom w
moim bezbarwnym życiu uczuciowym. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nic bardziej mylnego.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Przyjechał po mnie autem pożyczonym od
brata i już na samym wstępie zarobił żółtą kartkę, bo zamiast wysiąść, otworzyć
mi drzwi i pochwalić mój wygląd... nie oszukujmy się, spędziłam przed lustrem
naprawdę sporo czasu... siedział za kierownicą i żuł gumę jak krowa trawę. O
kwiatach nie wspomnę! Edward zawsze otwierał przed Bellą drzwi, niby w czym ja
jestem od niej gorsza? Odetchnęłam głośno i postanowiłam, że choćby nie wiem co
się działo muszę się trzymać ustalonych reguł i dotrwać do końca. Potem już
było tylko gorzej i naprawdę byłam wściekła na siebie, że, jakby nie patrzeć,
sama się prosiłam o tą pożal się Boże
randkę. Zupełnie nie poznawałam Bartka. Na zajęciach był kulturalny i uprzejmy,
a będąc ze mną sam na sam zachowywał się jak ostatni burak, przeklinał i wysyłał
mi stosy niemoralnych propozycji. Starałam się obracać to w żart, wmawiając
sobie, że w prawdziwym świecie faceci właśnie tacy są. Ale żarty się skończyły,
kiedy na ekranie rozgrywała się odważna scena łóżkowa, a on złapał mnie za udo,
stanowczo zbyt blisko mojej świętości. Poderwałam się z miejsca, jakby rażona
piorunem i wyzwałam go na czym świat stoi. A to, że miałam publiczność, jeszcze
bardziej mnie nakręcało. Kiedy próbował mnie uciszać, prosząc bym nie robiła mu
wstydu, uderzyłam go w twarz i zabroniłam zbliżać się do mnie na zajęciach. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Mój eksperyment skończył się kompletną
porażką, a ja zaraz po powrocie do domu wlazłam pod kołdrę i do późnej nocy
czytałam „Pamiętnik‟ Sparksa, marząc o Noah.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Od tamtej pory zrezygnowałam z szukania
miłości na siłę. Co ma być, to będzie. A może Ten na górze szykuje dla mnie coś
wyjątkowego i dlatego każe tak długo czekać? Mam nadzieję, że właśnie o to chodzi!<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Troszkę się rozpisałam. Myślę, że
wystarczy jak na pierwszy post, więc będę się żegnać. <o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Pozdrawiam serdecznie i życzę upalnego
dnia.<o:p></o:p></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Klara!<o:p></o:p></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<b> Aaaa
i koniecznie trzymajcie jutro za mnie kciuki. Obiecuję, że w kolejnym poście
opowiem wam jak mi poszło na rozmowach kwalifikacyjnych.</b><span style="font-size: 14.0pt;"><o:p></o:p></span></div>
ja-mewahttp://www.blogger.com/profile/14839364874748542490noreply@blogger.com83